Autosocjalizacja dziecka


W literaturze zachodniej znajdujemy koncepcję autosocjalizacji dziecka. Jest ono w niej pojmowane jako „więcej niż” sądzą o nim dorośli wychowawcy. Ci bowiem, zgodnie z tradycyjnym podejściem do wychowania uważają, że mają prawo do traktowania dziecka jako przedmiotu albo partnera oddziaływań pedagogicznych (osobotwórczych).

W modelu autosocjalizacji dzieci są podmiotami we własnej sprawie. Nie są postrzegane jako bierni odbiorcy społecznych i pedagogicznych wpływów, lecz jako osoby wpływające na te procesy dzięki własnej aktywności. Zgodnie z tą koncepcją mogą one być też socjalizowane w republikach dziecięcych, gdzie będą tworzyć swoją społeczność na zasadzie bardzo silnej alternatywy do istniejącego społeczeństwa dorosłych.

Ten model ma w historii swoich prekursorów. W 1917 r. amerykański ksiądz Edward Joseph Flanagan założył w Nebrasce ośrodek dla dzieci, z którym później przeniósł się na wieś, na opuszczoną farmę na zachód od Omacha. Tam też wybudowali kilka domów, a swoje gospodarstwo nazwali „Boys Town”. Przypominało ono wieś, w której dzieci i młodzież utworzyli spośród siebie zarząd wioski i wybrali radę wsi, kierując nią autonomicznie.

Utworzenie tej wspólnoty dziecięcej było wzorem dla powstających republik dziecięcych w Hiszpanii, Kolumbii, Brazylii i in. Jedną z nich założył dla 15 dzieci ksiądz Jesus Silva Mendez w 1956 r. Dzieci utworzyły cyrk dziecięcy, który wkrótce uzyskał sławę międzynarodową.

To do tej republiki przybywały dzieci z całego świata. W ciągu kilku lat ta mała wspólnota dziecięca w mieście Bemposta przekształciła się w miasto dziecięce, a następnie w republikę dziecięcą na północy Galicji, gdzie żyło do końca lat 70. ponad tysiąc dzieci.

Owa republika, do której dołączyło miasto Celanova, tworząc obóz nad Atlantykiem, miała swoją własną kontrolę celną, własne środki płatnicze, własny system szkolny, własny system prawny (sprawiedliwości), własne władze i własny przemysł. W republice obowiązywała następująca struktura polityczna: na jej czele stał prezydent, którym był najczęściej starszy młodzian, sprawujący ten urząd 2 lata. Mógł być nań ponownie wybrany, o ile się o to sam ubiegał.


Cała republika była podzielona na 5 dystryktów, na czele których stał burmistrz. Każdy z nich miał zespół doradców spośród deputowanych, zaś prezydent miał gabinet ministrów. Organem ustawodawczym było otwarte zebranie całej społeczności, w czasie którego każdy nieletni mieszkaniec miał jeden głos. Dorośli nie mieli tu żadnych praw do decydowania o losach dzieci.

Republika utrzymywała się bez państwowych subwencji. Każde dziecko musiało opłacić swój pobyt i każde otrzymywało za swoją pracę wynagrodzenie, i to na tyle wysokie, żeby pozostało mu z niego kieszonkowe, aby mogło żyć w republice bez poczucia biedy. Wszystkie ceny towarów były niskie. Jest to dowód na to, że dzieci i młodzież zdolni są zbudować na bazie solidarności i sprawiedliwości własne społeczeństwo.

W tej republice do rzadkości należały akty kryminalne, prawie wcale nie było osób chorych psychicznie i nie było samobójstw. Dzieci potrzebowały tam dorosłych jako pomocników: jako nauczycieli, doradców finansowych, pracowników. Dorośli nie mieli tylko prawa głosu. Był to zatem model odwrotny od powszechnie występującego na świecie, tradycyjnego, w którym dzieci jeszcze nie bardzo wiedzą, potrafią itp. toteż dorośli rozstrzygają o ich losie. O takich republikach pisze też w swoich rozprawach naukowych Mirosław S. Szymański (b. prof. Uniwersytetu Warszawskiego, a obecnie Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie).
W porównaniu do świata dorosłych dziecko programuje się instynktownie, odkrywając świat i ucząc się niego dzięki temu. Wychowanie jest tutaj rozumiane jako droga od naturalnego do refleksyjnego dysydenctwa, które dzieci same wolą wypróbować i powinny sobie same zorganizować. One dystansują się od dorosłych, korzystając jednak z ich doświadczeń czy wiedzy.

W tym pierwszym przypadku dzieci stają się aktywnymi podmiotami własnych zmian rozwojowych i są kompetentnymi ich aktorami w codziennym życiu. Od połowy lat 70. XX w. pojawiają się w naukach humanistycznych ideologie i teorie autosocjalizacji, które wskazują na dziecko jako kompetentny podmiot w procesie własnego rozwoju.

Odwołują się one do nowej antropologii dziecka w świetle której to, co myślimy o dzieciach, decyduje o naszym teoretycznym i praktyczno-pedagogicznym podejściu do nich. Wyobrażenie dorosłych o dziecku wpływa na to, jak je traktują, jak postrzegają i wychowują dzieci oraz jak się zachowują na co dzień w kontaktach z nimi. Szwedzka psycholog Margaretha Brodén wydała w 1992 r. książkę pod tytułem: Być może to my się mylimy - być może dzieci są kompetentne .

Postrzeganie dziecka jako istoty socjalizującej się stwarza możliwość postrzegania i traktowania dzieci przez dorosłych w sposób otwarty i wyrażający szacunek dla różnic między nimi, dla ich odmienności. Pozwala także dostrzec, że dzieci są w stanie przekazać dorosłym takie informacje zwrotne, które umożliwią im odzyskanie utraconych już kompetencji oraz mogą pomóc w wyzbyciu się tych wzorów postępowania, które są nieefektywne czy nie są akceptowane.

Autosocjalizacyjny typ relacji generuje znacznie więcej, niż tylko przyczynianie się do zaistnienia dialogu pomiędzy dziećmi i dorosłymi. Każdy może dzięki temu odnaleźć własną drogę do celu, choć nie dla wszystkich będzie ona tak samo dobra czy też będzie czymś na wzór „anything goes”.

Centralną zasadą jest tutaj stworzenie przez każdego dla siebie samego i dla wszystkich razem tych samych kryteriów, które pozwolą na ocenę zachowań i ich następstw. Dzisiaj wiemy już dużo lepiej, że dzieci są kompetentne w następującym zakresie:

- potrafią wyznaczać treść i granice swojej integralności,

- są od urodzenia istotami społecznymi,
kompetentnie współpracują, jeśli ze strony dorosłych spotykają się z tą samą formą postępowania niezależnie od tego, czy jest to konstruktywne czy destruktywne dla ich życia,

- przekazują rodzicom werbalne i niewerbalne informacje zwrotne, które są zarazem kompetentnymi wskazówkami o emocjonalnych i egzystencjalnych problemach własnych rodziców.

Historia już dowiodła, że dzieci potrafią same stworzyć społeczność, w której pojawi się autonomiczny system wychowawczy. Dzieci same kreują środowisko swojego życia, które jest odizolowane od dominacji ludzi dorosłych. Dotyczy to takich środowisk, w których to nie dorośli wychowują dzieci, ale dzieci wychowują dzieci.

Tak jest np. w wielodzietnych rodzinach, w których powstaje swoistego rodzaju subwspólnota funkcjonująca na modelu rodzinnym, ale w łagodniejszej postaci. Oto starsze rodzeństwo wychowuje w niej młodsze. W takiej rodzinie następuje redukcja presji autorytetu, pojawia się prawo do sprzeciwu czy praktyka wzajemnego doradztwa i pomocy. Ostatnio jedna ze stacji telewizyjnych wyemitowała problem 21-letniego chłopca, który opiekuje się czworgiem rodzeństwa, gdyż zmarła ich matka, a ojciec poszedł w świat.



Komentarze

  1. Brawo i znowu wspaniały wpis! Korczak byłby dumny z Pana Panie Profesorze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Problem polega na tym, ze dzieci szybko stają się dorosłe w sensie prawnym. 18-latek nie jest już dzieckiem. Dziecięca mądrość może być wystarczająca, aby przetrwać w grupie rówieśniczej, ale nie wystarcza do rozwiązywania problemów, z jakimi na co dzień muszą się zmierzyć dorośli - stąd uzależnienia i analgetyki, niski próg frustracji i depresja. Osoby, które w dzieciństwie nie są posłuszne autorytetowi i władzy dorosłych uczą się nie tyle polegać na samych sobie, co raczej nie liczą się ze starszymi od siebie ludźmi i traktują ich wyłącznie instrumentalnie, jako ewentualnie zgięte karki, po których wspinają się na górę. Starsi, którzy nie pozwalają sobą rządzić, drażnią i przeszkadzają tym młodym ludziom. W konsekwencji mają do nich pretensje i chcą ich na różne sposoby eliminować z własnej przestrzeni.
    STOP UTOPIOM PEDAGOGICZNYM! SĄ RÓWNIE NIEBEZPIECZNE JAK WOJNA I OBOZY KONCENTRACYJNE!
    W końcu w biografiach największych zbrodniarzy XX wieku podkreśla się ich trudne dzieciństwo i specyficzne wychowanie, a właściwie, to oni się auto - socjalizowali... przeważnie bez szacunku do granic własnych i cudzych i stąd powstał socjalizm i różne odmiany komuny, także komun hippisów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osiemnastolatek jest młodocianym, (człowiekiem), co oznacza, że nie jest dorosłym. Z wyrażonym stanowiskiem oczywiście nie sposób się nie zgodzić - to jest b. rzeczowy wywód.

      Usuń
    2. Taak chyba anonim nie odróżnia w dużej mierze twórczej kontrkultury hipisów od antyludzkiego socjalizmu, najlepiej żeby świat był jednorodny i nie miał żadnej wizji i ideału wychowawczego :)

      Usuń
    3. Anonimowy 21,58 - proszę by anonimowy unikał sytuacji, w których, lub z których trzeba wyciągać wnioski.

      Usuń
    4. Dziekuje drogi anonimie za rade rozumiem, ze takie byly takze zalecenia w anonima przypadku, skoro je bez argumentacji projektuje na innych?

      Usuń
  3. Dorośli wychowują dzieci do swego obrzydliwie urządzonego świata, nad którym nie potrafią sami zapanować. "Uzależnienia, analgetyki, niski próg frustracji i depresja" - to niestety "wynalazki" dorosłych lub skutki ich urządzania świata. I nie przemawia przeze mnie naiwna nostalgia za dzieciństwem. To nie utopia pedagogiczna. To pokazanie niedocenianych zasobów dziecięcych, które często dorośli niszczą w procesie "socjalizacji".
    Bardzo ciekawy wpis Profesora! Uwielbiam, gdy Pan powraca do zagadnień antypedagogiki. Z tym Pana kojarzę przede wszystkim i to wywarło na mnie najsilniejszy wpływ, wykorzystany i w pracy pedagogicznej, i wychowaniu dorosłych już dzieci. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. |Taak chyba anonim nie odróżnia w dużej mierze twórczej kontrkultury hipisów od antyludzkiego socjalizmu, najlepiej żeby świat był jednorodny i nie miał żadnej wizji i ideału wychowawczego :)"

    Śp. Prof. Płużek, z którą miałam wykłady, wspominała ową "twórczą kulturę hippisów" - otóż zaczęło się od upodobania do rudych kotów..., potem specyficzna muzyka i ubiór, w końcu narkotyki... po co tym twórczym ludziom - "dzieciom kwiatom" były potrzebne narkotyki? - Mój przedwcześnie zmarły znajomy, w latach swojej młodości "hippis", powiedział mi kiedyś, iż "trudno jest mu żyć na trzeźwo...
    I co z tych "kreatywnych hippisów wyrosło? - albo ludzie uzależnieni... albo o poglądach lewicowo-liberalnych. Zatem socjalizm i ruchy hippisowskie mają wspólne źródło: materializm w rozumieniu człowieka, skręcający w kierunku najpierw idealizmu pokantowskiego, a potem postmodernizmu - ot i założenia filozoficzne antypedagogiki (no i oczywiście J.J. Rousseau - który mówił o "szlachetnym dzikusie", którego psuje cywilizacja - on sam żył zgodnie ze swoimi poglądami, był utrzymankiem bogatych kobiet, miał wiele dzieci i wszystkie oddał do sierocińca - taką wioskę dziecięcą tworzył jak widać...)
    Ogólnie to ludzie są niedouczeni - znają może jakieś wyrywkowe poglądy, którymi się zachwycają, ale kim byli twórcy tych idei na co dzień, to już rzadko, kto wie. A szkoda. Bo życie, to najlepszy weryfikator idei.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Pani;
      nie będę tutaj toczył sporów, bowiem tematy poruszone przez panią są rozległe i wymagałyby kilku wykładów celem i tak w efekcie pobieżnego wyjaśnienia. Pozwolę sobie jednak na kilka uwag :) Z całym szacunkiem dla Śp. pani profesor, ale jeśli tylko tyle przekazała pani o kontrkulturze hipisów, to popełniła błąd stereotypując rzeczywistość, która jest o wiele bardziej złożona aniżeli się wydaje. Poglądy jednak można mieć różne i z racji chęci obrony - jak sądzę - pewnego systemu wartości można odrzucać takie wartości, które są wobec niego przeciwstawne a nawet demoralizujące. To jednak, co dziś określane jest jako "złe", nie oznacza, że takim było 50 lat temu. LSD wyizolowano w latach 30-tych, więc skutki jego przyjmowania negatywne są nam znane obiektywnie dopiero dziś, co nie oznacza że wówczas nic na jego temat nie wiedziano. Jak wiemy jednak profesor i propagator medialny T. Leary zachęcał do jego używania. Poza tym należałoby popatrzeć szerzej na kontekst przemian, jakie się wówczas dokonały a wynikały, także z uwarunkowań politycznych, ekonomicznych w jakich znajdowały się Stany Zjednoczone. Czy mamy nie czytać Freuda, bo brał kokainę i uznać go za ćpuna a nie ojca psychoanalizy? Czy mamy nie czytać Junga z racji jego choroby psychicznej i rozmów ze swoim przyjacielem z kosmosu? A przecież o Jungu, chyba nawet przytoczona pani profesor pisała w kontekście twórczej osobowości? Czy mamy uznać za głupca nauki Arystotelesa i późniejsze tomistyczne tylko z racji tego, że ów filozof sądził np. że węgorze rodzą się i wychodzą z głębin ziemskich? Czy też odrzucić krytyczne poglądy antypsychiatry T. Szasza, bo ten palił haszysz? Lub czy mamy nie zachwycać się przenikliwością intelektualną A. Huxley, który z kolei eksperymentował z meskaliną? itd. Może i źródło tych socjalizmów jest podobne, czy mamy zatem odrzucić dorobek Deweya, bo ten był przyjacielem ludobójcy Trockiego? Jednakże skutki odmienne. Oczywiście przeciwnicy socjalizmu widzą tylko jedno jego oblicze i zrównują z komunizmem a to zwyczajne kłamstwo. Tak jak kapitalizmów jest wiele tak i sposobów przejawiania socjalizmów jest mnogość. A to już polityka a ona niestety dzieli ludzi a nie łączy, widać to po naszym swojskim bagienku, także naukowym. Proszę posłuchać np. wypowiedzi dobrodzieja socjologa i historyka prof. Andrzeja Zwolińskiego i dla kontrastu np. historyka profesora Tadeusza Cegielskiego odnośnie masonerii... Zobaczy pani, że każdy ciągnie w swoją stronę, czyli mechanizm jest ten sam, tyle że tematyka nieco inna. A zatem jaka jest prawda adekwatna odnośnie tych rzeczywistości? I jeszcze jedno najlepiej, byłoby trwać wiecznie w średniowieczu i zachwycać się wytworami i muzyką kultury wysokiej, po co nam rock, po co nam hip-hop? Może warto pomyśleć o ich usunięciu, ale o tym to już trzeba nie z socjalistami rozmawiać a kapitalistami o ile przyjąć, że nie mamy do czynienia z ich wpływową hybrydą? Niestety może się pani obrażać ale zmian i tak nie uda się pani zatrzymać, można jedynie starać się w nich odnaleźć i nie dać się zamknąć w jakieś teorii i ideologii, czy też wierze, bo wówczas czyni się wszystko aby otaczający świat dopasować do własnych przekonań i racji ku rzecz jasna nienaruszalności własnego poczucia bezpieczeństwa.

      Usuń
    2. Bingo! No i właśnie hippisi kontestowali zastany świat, w którym czuli się niebezpiecznie i w odpowiedzi mi.in. na wojnę w Wietnamie stworzyli własny świat i własna ideologię, która dawała im poczucie bezpieczeństwa - pacyfizm, ekologizm, no i ogólnie odlot od twardej rzeczywistości, której nie byli w stanie pomieścić. A poza tym ludzie różnią się poglądami, także naukowymi, bo są różni. Mają rożny system wartości, różne cele, różne książki przeczytali, byli w różnych sytuacjach, podjęli różne decyzje itd. Ponadto, jeżeli dana osoba odrzuca istnienie możliwości poznania prawdy obiektywnej, to znaczy, że odrzuca koncepcję człowieka, według której posiada on nie tylko ciało, ale również duszę, której władzami są rozum i wola. A zatem, jeżeli przyjmiemy wyłącznie materialistyczną wizję człowieka, to zgodnie z nią człowiek nie ma rozumu nie jest w stanie poznać prawdy i tego, co istnieje. Może tylko postrzegać według sprawności zmysłów i interpretować w zależności od tego, co mózg zapamiętał i przetworzył. I co mamy? - pole popisu dla wszystkich, którzy chcą pominąć rozumność i wolność człowieka. Mało tego, w imię wolności relatywizują rzeczywistość (ciągną w swoją stronę). I co jest skutkiem - absurd.
      Ehh, ja tam bym bym chciała, aby wróciło średniowiecze, bo w tamtej epoce, powstały uniwersytety, które teraz coraz bardziej przypominają wyższe szkoły zawodowe. Zatem proponuję bliżej zapoznać się z tą wielce zdeprecjonowaną przez socjalistów epoką.

      Usuń
    3. Droga Pani;
      Mogę jedynie ufać i mieć nadzieję, że Panią nie pogrąży ta twarda rzeczywistość i uda się ją pomieścić. Ma Pani spore szanse na zrobienie kariery, ten system a szczególnie pod obecnymi rządami, takich właśnie ludzi potrzebuje i hojnie ich za takie myślenie wynagradza. A nawet jeśli nie udałoby się podbić tego świata, zawsze może Pani się wrócić i żyć w "lżejszej" średniowiecznej rzeczywistości. Tego życzę i powodzenia nie tylko na naukowych ścieżkach swego jak widać świadomego i rozumnego życia. Andrzej

      Usuń
    4. Szanowny Panie,
      w Bałtowie jest następujący napis:
      "Boże, Ci wszyscy, którzy tu bywają, czego nam życzą, niechaj sami mają".
      Zatem powodzenia i oby był Pan człowiekiem, którego hojnie wynagradzają za rzeczywiste osiągnięcia, dzięki którym innym jest mądrzej i lepiej żyć na świecie.

      Usuń
  5. Obrazek insppirowany Modiglianim?

    OdpowiedzUsuń
  6. Autorka nie wie, kim jest Modigliani. Ma 10 lat :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo podoba mi się ten wpis, warto go przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam