07 września 2016

Wybór pedagogiki jako kierunku studiów



Wybierając studia na kierunku pedagogika duża część młodzieży nie jest do końca pewna swojego dalszego zaangażowania w życiu. Podjęcie studiów, a na tym kierunku w szczególności, przedłuża niejako ten okres poszukiwań. Dlatego tak istotne jest, by każda uczelnia obok przekazywania wiedzy psychologicznej i pedagogicznej włączyła się w proces formacyjny poprzez wprowadzanie w świat norm moralnych, kształtowanie postaw życiowych, a zarazem aktywizowanie samodzielności myślenia, krytycyzmu czy obrony własnego zdania.

Głównym zadaniem uniwersytetu, akademii pedagogicznej czy wyższej szkoły (państwowej lub prywatnej) powinno być w tej sytuacji wykształcenie w studentach zdolności do samodzielnego kierowania sobą, w tym także świadomej, wewnętrznej dyscypliny, zdolności do twórczego i krytycznego myślenia oraz wyrobienie u nich określonych postaw moralnych. Każda profesja społeczna, a szczególnie rola pedagoga - jako niezwykle silnie związana z zaufaniem publicznym - wymaga szczególnego rodzaju predyspozycji określanych jako talent czy „pedagogiczna dusza”.

Niezwykle cenne są we wspomaganiu rozwoju różnych osób i grup społecznych osoby, które zostały obdarzone pewnego rodzaju zmysłem, talentem czy wrażliwością pedagogiczną. Trzeba je jednak odkryć czy oszlifować także za sprawą wiedzy kierunkowej, specjalistycznej oraz umiejętności komunikacyjnych, edukatorskich, które pozwolą studentom tego kierunku rozpoznawać i wpływać na procesy socjalizacyjne, wychowawcze czy dydaktyczne. Bez ciekawej osobowości i kulturowego wyposażenia, jakie „wynosi” się z własnego domu, sama wiedza i dyplom nie wystarczą do bycia pedagogiem i do osiągania sukcesów.


W przeciwieństwie do innych kierunków student wybierający się na pedagogikę musi mieć świadomość tego, czy wybiera właściwie. Nie tylko powinien się kierować zgodnością zasad zainteresowań, aspiracji czy oczekiwań z tym, co chce robić w przyszłości, ale przede wszystkim musi mieć poczucie własnej wartości. Nie powinien być kandydatem na te studia ktoś, kto nie ceni i nie akceptuje samego siebie, kto ma problemy z samym sobą, ponieważ wejście w zawód w służbie publicznej, w gruncie rzeczy mógłby stać się dla niego środkiem do przenoszenia własnych problemów, kompleksów, słabości na innych.

Bycie bowiem pedagogiem to przecież także w jakiejś mierze sprawowanie delegowanej przez rodziców czy społeczeństwo władzy „nad rządem dusz ludzkich”. Powstaje zatem margines pewnego niebezpieczeństwa, o czym świadczą ujawniane przez media ludzie dramaty ofiar pseudowychowania czy pseudonauczania, że ktoś niegodnie wpisał się w ten zawód. Można mieć wykształcenie pedagogiczne, ale nie być pedagogiem, bo do tego potrzebna jest adekwatna samoocena, poczucie własnej wartości, z którego wynika profil poszanowania każdego człowieka, godności każdej istoty ludzkiej.

Pedagog jest dla każdego, a nie dla wybranych jako ten, który potrafi podnosić, wspierać, pomagać, który podaje rękę, pokazuje drogę, więc sam nie może być ani w cieniu, ani czyimś cieniem. Pedagog nie może też zawładnąć osobowością drugiego człowieka, nie może ograniczać jego pola działania, z drugiej strony nie może być kimś bezradnym, wycofującym się, nie radzącym sobie w sytuacjach trudnych.

Nauczyciele akademiccy realizują każdego roku odpowiedzialną misję edukacyjną, zaś ich studenci doświadczają szczególnej wartości uczestniczenia w procesie własnego rozwoju, zdobywania wiedzy i umiejętności, przygotowywania się do ról społeczno-zawodowych. W procesie transmisji wiedzy udaje się pogodzić tworzenie rozsądnych programów naukowo-badawczych, w których jest miejsce na szeroko rozumianą humanistykę, z przekazywaniem wartości absolutnych, w tym także wartości prawdy. Człowiek, poprzez ogromną siłę, która tkwi w jego naturze – jak pisał Roman Ingarden - nieustannie wyrasta ponad swoje człowieczeństwo w drodze ku wartościom. Bez tego wysiłku zatraca się rola człowieka jako ich twórcy, zatraca się sens ludzkiego istnienia.

Być może wybór pedagogiki jako kierunku studiów jest wynikiem wytworzonego popytu na oferty edukacyjne wielu uczelni. Te zaś powinny być wychylone w przyszłość, wprowadzając studentów w możliwości przełamywania stereotypów, wprowadzania zmian i samorealizację. Jak stwierdził Robert Stevenson – lepiej podróżować z sercem pełnym nadziei aniżeli dotrzeć do celu podróży.




Studia na kierunku pedagogika nie powinny być „wysypiskiem śmieci”, jak chcieliby je jako takie postrzegać niektórzy krytycy ich nadmiernego rozwoju i upowszechnienia w naszym społeczeństwie. Warto dostrzec w tym procesie coś pożytecznego, co być może realizuje w ten sposób jedno z głównych przesłań powołanej w 1773 r. po pierwszym rozbiorze Polski - Komisji Edukacji Narodowej, a mianowicie by "Stworzyć naród przez wychowanie publiczne".

W postsocjalistycznej Polsce każdy kolejny minister edukacji podejmował decyzje o zmianach oświatowych w taki sposób, jakby nie wymagały one specjalistycznej wiedzy, w tym przypadku pedagogicznej. Nie oznacza to jednak, że żaden z nich nie sięgał po opinię środowisk akademickich, ale wiele kluczowych dla oświaty decyzji poodejmowano pod ciśnieniem głosu ludu czy woli większości, najczęściej rozumianej jako większość parlamentarna, czyli określona i będąca u władzy partia polityczna.

Nikt nie przeczy, że w edukacji, oprócz spraw wymagających specjalistycznej wiedzy i kompetencji dydaktycznych, krzyżują się także te, które mają charakter praw wartych obrony publicznej, jak chociażby kwestia ochrony życia (także poczętego) i godności osoby ludzkiej (nie tylko uczniów, ale i nauczycieli, rodziców), wrażliwości uczuciowej w stosunkach międzyludzkich, zakresu i stylu sprawowania władzy pedagogicznej (rodzicielskiej, nauczycielskiej, wychowawczej i opiekuńczej), wyznań religijnych czy stosunku do cielesności człowieka i jego życia seksualnego.

Spór o pedagogikę, choć istotnie rozgrywa się w sferze publicznej, to jednak wynika z jej warstwy aksjonormatywnej jako determinującej źródła celów kształcenia i wychowania, a zarazem postulowane do ich realizacji formy, metody, techniki i środki oddziaływania pedagogicznego. W moim przekonaniu zmieniające się w naszym kraju niezwykle często władze resortu edukacji nie sięgają po ekspertyzy naukowe głównie dlatego, że są uzależnione mniej lub bardziej formalnie od sprawującego władzę stronnictwa politycznego. Tym samym nie potrzebują pomocy naukowej, jeśli postrzegać naukę jako dociekającej prawdy, a nie ją głoszącej (szczególnie tej jedynie słusznej prawdy).

Jedną z najmniej lubianych przez władze resoru edukacji grup eksperckich w naszym społeczeństwie stali się właśnie naukowcy, z pominięciem rzecz jasna tych (zresztą jak się okazuje – nielicznych), którzy danej władzy byli i są bezwarunkowo oraz pozanaukowo wierni. Zygmunt Freud pewnie tłumaczyłby to jakimś stanem podświadomej nieżyczliwości, zawiści, frustracji czy niechęci.

Oczywiście, mieliśmy w okresie III RP ministrów partyjnych (J. Wiatr, K. Łybacka - SLD, A. Łuczak – PSL, R. Giertych - LPR, K. Szumilas, J.Kluzik-Rostkowska - PO czy A. Zalewska - PIS), ale także i ci, którzy nie przynależeli do partii rządzącej oddawali się w służbę zwycięskiej formacji (np. M. Handke ograniczany przez AWS i NSZZ „Solidarność”, M. Sawicki przez ZNP i SLD, R. Legutko przez PiS, K. Hall przez Platformę Obywatelską). Ich „pedagogika” musi zatem oscylować między relatywizmem a fundamentalizmem (świeckim, uniwersalistycznym lub religijnym), unikając jak ognia bezstronnej nauki, a zatem pedagogiki jako nauki o wychowaniu, gdyż ta musi być wolna od tego typu ograniczeń.


Ministrowie chcą mieć naukę w swojej służbie, a pedagogika i niektórzy jej koryfeusze już nie raz dawali dowody swojej uległości, służalczości wobec władzy. Ja słusznie taki typ postaw odsłonił Krzysztof Konarzewski, kiedy komentował sposób sprawowania przez Romana Giertycha władzy w resorcie edukacji za rządów PiS-Samoobrona i LPR: (…) okazało się, że on tą oświatą powozi jak pijany chłop furmanką. Nie było nikogo, kto mógłby mu się przeciwstawić.

To pokazuje, jak patologiczny jest to system. Naszej edukacji potrzeba ciała społecznego, które stabilizowałoby system mimo zmian władz. Ciała reprezentującego całe oświatowe spektrum, z którym musiałby się liczyć każdy minister. Nie ma się co dziwić, że z tak wielkim rozczarowaniem i izolacjonizmem spotykają się ze strony resortu edukacji czy nauki ci badacze, którzy nie chcą się sprzeniewierzać swojej roli.

Warto zwrócić uwagę na to, jak zmieniają się w przedsionku władzy listy tych naukowców, którzy staja się dla niej persona non grata, z jaką łatwością i niegospodarnością zarazem wyrzucane są do kosza historii opracowywane ekspertyzy, projekty reform czy publikowane na ich temat opinie. Władza wychodzi z założenia, że i tak z naukowcami liczyć się nie musi, bo sama nauka ją do tego upoważnia. Skoro nie ma w niej aksjomatów, które byłyby niepodważalne, skoro nie ma zgody na fundamentalizm światopoglądowy (aksjologiczny, kulturowy), to niech „psy szczekają a karawana i tak pójdzie dalej”.

Polityczna poprawność spowodowała, że większość naukowców w Polsce nie zajmowała się tematami kontrowersyjnymi.
Dobry naukowiec powinien zapoznać się ze wszystkim, co na temat przedmiotu jego badań opublikowano, wykluczać ostracyzm wobec źródeł, które mówią co innego niż badacz chciałby. Niestety, w środowiskach badaczy postpeerelowskich i ich następców przemilczanie zarówno źródeł niewygodnych dla ich spojrzenia na pedagogikę jako naukę wpisującą się w wiedzę wykraczająca poza obszar własnego kraju (własnej uczelni czy jednoosobowego dorobku), jak i osób, które się nimi posługują, jest normą. Preferencje ideowe nadal wykluczają wśród części badaczy niezawisłość badań i analiz uzyskanych danych.

Pan dr hab. inż. Antoni Sawicki, prof. PCz. zaprasza do przeczytania publikacji na temat edukacji w Polsce, niezależnie od tego, na jakich studiach zdobywa młodzież wykształcenie wyższe. Przypomina, że w świetle Raportu OECD - w Polsce jest najwięcej magistrów na świecie. Liczbą magistrów przebijamy unijną średnią. Czy rzeczywiście jest zbyt dużo magistrów w Polsce?

Profesor pyta: Czy dyplom magistra dzisiaj nobilituje? Czy powinniśmy być z tego dumni? Czy będziemy bogaci?