Moja doktorantka wróciła z Wielkiej Brytanii, gdzie realizowała zadania badawcze w ramach przygotowywanej rozprawy doktorskiej. Po powrocie podzieliła się ze mną smutną konstatacją. Pozorowane zmiany w szkolnictwie publicznym doprowadzają do jawnej katastrofy polskiej edukacji. Nauczyciele masowo tracą pracę. Tam, gdzie ona mieszka, w tym roku kolejni absolwenci studiów nauczycielskich i pedagogicznych nie znajdą zatrudnienia i pewnie zasilą szeregi pracujących w Wielkiej Brytanii. Wolą zapożyczyć się, byle starczyło im na bilet w jedną stronę i na kilka tygodni przeżycia, bo przecież rodacy nie pozwolą im zginąć na Wyspach. Zawsze znajdzie się jakaś tymczasowo gorzej lub po jakimś czasie lepiej płatna praca.
Nie ma się co dziwić. Kiedy tylko wylądowała, jeden z pracowników Heathrow zapytał, czy nie chciałaby pracować na lotnisku jako manager, gdyż - jak powiedział - dobrze mówi po angielsku. Potem jedna stewardesa z British Airways zaproponowała jej, aby poszła na rozmowę do tego przewoźnika. To nie Polacy szukają pracy, ale wyłuskuje się spośród nich tych, których można zachęcić do pozostania na Wyspach za pięciokrotnie wyższą płacę, niż w Polsce. Oczywiście, koszty utrzymania są tam wyższe, ale po krótkim okresie czasu niewspółmiernie także większe są szanse na interesującą pracę w zawodzie.
Jeśli nasza młodzież zna dobrze język angielski, a - jak wykazują to badania OECD - z każdym rokiem kompetencje w tym zakresie są coraz lepsze, to nie będzie miała problemu ze znalezieniem dobrze płatnej pracy. Brytyjczycy wolą Polaków, gdyż są ambitni, zdolni, świetnie wykształceni i zdeterminowani, a zatem gotowi do podjęcia trudnych wyzwań.
Tymczasem w Polsce rodzi się najmniej dzieci w Unii Europejskiej. Wiadomo dlaczego najwięcej Polek rodzi w Wielkiej Brytanii? Mogą tam nie pracować i żyć z pomocy socjalnej na opiekę nad dzieckiem. Do czego ta sytuacja doprowadzi naszą edukację i nasz kraj? - pyta moja doktorantka. W świetle najnowszych prognoz demograficznych do 2020 roku liczba ludności Polski może zmaleć o milion, a w następnej dekadzie - o kolejne półtora miliona. To oznacza, że w 2030 roku będzie nas nie 38,2 miliona, ale około 35,7 miliona. Za niespełna osiem lat statystyczny Polak będzie też starszy, mając 45 lat. Wzrośnie też liczba osób w wieku poprodukcyjnym, na których emerytury i renty ktoś musi zapracować.
Moja doktorantka rozmawiała w Londynie z jedną z nauczycielek, która narzekała na politykę edukacyjną swojego premiera Camerona, bo pamiętała jak sytuacja nauczycieli wyglądała w czasach Blaira. Polscy nauczyciele mają jedne z najniższych zarobków w krajach Unii Europejskiej i ciągłą niepewność pracy, która wynika z nieprzemyślanej polityki rządu. To smutne, że tak traktuje się w Polsce ludzi po studiach. Najpierw wspomaga się ich w uzyskaniu wykształcenia, a potem nie przejmuje się tym, że służy ono rozwojowi ziemi obiecanej, ale poza granicami naszego kraju.