30 września 2012

Tegoroczna Laureatka Nagrody im. Ireny Lepalczyk na najlepszą pracę naukową z pedagogiki społecznej


Z radością informuję, że tegoroczną Laureatką Nagrody im. Ireny Lepalczyk, jaką od ośmiu lat przyznaje Łódzkie Towarzystwo Naukowe za najlepszą pracę badawczą z pedagogiki społecznej, otrzyma w roku 2012 Pani dr hab. Danuta Lalak z Uniwersytetu Warszawskiego, za książkę pt."Życie jako biografia. Podejście biograficzne w perspektywie pedagogicznej" (Warszawa 2010, Wydawnictwo Akademickie Żak).

Zaprezentowane w książce D. Lalak podejście biograficzne przedstawiłem w blogu w ubiegłym roku. Uroczyste wręczenie nagrody odbędzie się w dniu 19 listopada 2012 r. o godz. 16.00 w siedzibie Łódzkiego Towarzystwa Naukowego w Łodzi.

W bieżącym roku o ten laur ubiegali się, poza zwyciężczynią, autorzy następujących rozpraw:

1) Katarzyna Segiet, Dziecko i jego dzieciństwo w perspektywie naukowego poznania i doświadczania rzeczywistości. Studium pedagogiczno-społeczne, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2011, s. 368;

2) Zofia Szarota, Starzenie się i starość w wymiarze instytucjonalnego wsparcia,Wydawnictwo Uniwersytetu Pedagogicznego, Kraków 2010, s. 417;

3) Jolanta Wojciechowska,Przyczyny dyskryminacji osób żyjących z HIV: nowe ujęcie teoretyczne i jego implikacje dla edukacji zdrowotnej,Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2011, s. 283.

Nominacje do tej Nagrody są także symbolicznym wyróżnieniem i docenieniem wartości rozpraw powyższych naukowców.

Warto przypomnieć, że do tej nagrody można zgłaszać do ŁTN oryginalne prace badawcze z zakresu pedagogiki społecznej (prace zwarte), opublikowane w ciągu dwu lat poprzedzających przyznanie nagrody, bądź cykl pięciu rozpraw tematycznych z problematyki pedagogiki społecznej opublikowanych w okresie max. 3 lat od daty złożenia wniosku. Prace do nagrody zgłaszać mogą członkowie Kapituły nagrody oraz jej laureaci, także jednostki organizacyjne uczelni wyższych i placówek badawczych oraz organy kolegialne stowarzyszeń naukowych. Nagroda ma zasięg ogólnopolski.

Nagrodę w wysokości 1000 dolarów amer. oraz dyplom opracowany graficznie na podstawie ex-librisu prof.Ireny Lepalczyk wręczy tegorocznej laureatce Prezes ŁTN - b. rektor UŁ, prof. dr hab. Stanisław Liszewski. Serdecznie gratuluję wszystkim uczestnikom tego konkursu!


29 września 2012

Najemny rektor wyższej szkoły prywatnej odsłania kulisy fasady


Niektórym, poza mną rzecz jasna, może wydać się szokujące to, co ujawnił w wywiadzie dla prasy rektor jednej z warszawskich wyższych szkół prywatnych, która właśnie plajtuje z hukiem i w atmosferze skandalu. Wynika z niego, że był rektorem, a jakoby nim nie był. Kiedy sprawa poważnych problemów finansowych szkoły wyszła na jaw, przyznał publicznie:

Są sytuacje związane z tą uczelnią, których się trochę wstydzę. Komornik zajmuje studentom czesne, jakie wpłacają z tytułu studiowania w tej - jak się okazuje - "firmie". Od dwóch lat tak ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego, jak i rektor uczelni byli wielokrotnie alarmowani o licznych nieprawidłowościach, ale nie reagowali na nie.

Dzisiaj, w obliczu kompromitacji, już były rektor, bo złożył rezygnację z pracy na tej funkcji, jeszcze bardziej się pogrąża stwierdzając, że trzeba na jego sytuację w tej szkole o nazwie "wyższa" spojrzeć nieco inaczej. Tak więc mamy odsłonę prawdy o tym, o czym piszę nie tylko w blogu od kilku już lat.

Odsłona I:

To jest szkoła prywatna, większość takich szkół należy do jakichś spółek. Spółki, zgodnie z Kodeksem handlowym, są nastawione na zysk. Reprezentantem spółki w szkole jest osoba nazywana kanclerzem albo prezydentem - jak w przypadku "Giedroycia". Prezydent wynajmuje osoby do konkretnych zadań. Ja byłem rektorem - osobą wynajętą do tego, żeby podpisywać indeksy, egzaminować, ustalać program studiów. Odpowiadałem więc za sprawy związane z dydaktyką.

Być może płynie z tej wypowiedzi istotne przesłanie:

- Jak ktoś chce studiować lub pracować w wyższej szkole prywatnej, to powinien sprawdzić, czy nie jest ona spółką - jedno-lub wiieloosobową? Jeśli tak, to zdaniem b. rektora taka spółka nastawiona jest głównie na zysk, a nie na kształcenie i na badania naukowe, chociaż także. Przede wszystkim istotny jest tu ZYSK właściciela (założyciela, kanclerza, rektora - osób tworzących spółkę).

- W takich szkołach spółkach rektor nie jest rektorem w rozumieniu akademickim tej roli, jak ma to miejsce w uczelniach publicznych czy w bardzo dobrze zarządzanych uczelniach niepublicznych, gdzie akademickie standardy są podstawą do realizacji ustawowej i statutowej misji. W takich biznesowych szkołach bywają rektorzy, którzy są wynajętym "słupem" do podpisywania indeksów, egzaminowania i ustalania programów studiów. Ważne, by biznes się kręcił.

Jak wynika z pracy dziennikarza śledczego, ów rektor podpisywał dyplomy osób, które nie były studentami tej uczelni.

Jest wreszcie jeszcze jedna istotna odsłona kulis prowadzenia przez niektórych założycieli - właścicieli takich "wsp". Oto ów rektor ujawnia swoje relacje z właścicielem szkoły:

Nie zostałem wprowadzony w całość zagadnień, a to jest jednak wielki mechanizm. Jeżeli jest prezydent - właściciel uczelni - to on decyduje o tym, czy będzie uczelnia, czy nie. Czy będzie jakiś kierunek, czy nie.

Odsłona II:

Rektor na pasku (płacowym) założyciela jest jak między młotem a kowadłem. Kiedy bowiem założyciel szkoły nie płaci swoim pracownikom, albo zalega z płatnościami czy ich oszukuje w wypłacaniu należnych płac, to ma do wyboru: podać się do dymisji, albo trwać z nadzieją, że może coś się zmieni na lepsze. Co o nim sądzą jego współpracownicy, których namówił do pracy w takiej szkole? Właściciela to nie obchodzi. On płaci za to, by taki "rektor" sam rozstrzygał swoje dylematy, w tym to, że tracił swoją twarz w relacjach z wspólpracownikami. On sam zresztą tak o tym mówi:

- Nie jest to dla mnie nowością, bo mnie o tym informowali, podnosiłem tę kwestię na posiedzeniach Senatu. Sam zresztą nie otrzymywałem wynagrodzenia regularnie - te przestoje bywały kilkumiesięczne.


Odsłona III:

Dziennikarz naciska w omawianym tu przypadku. Pyta o o skargi, które ewidentnie leżą w kompetencjach rektora.

Brak szefów katedr politologii i aktorstwa. Braku seminariów naukowych. Niewydawania pism naukowych. Przeciążenie promotorów liczbą prac dyplomowych. Niezwoływanie przez rok posiedzeń senatu uczelni. Z pism ministerstwa wynika, że przez 11 miesięcy nie udzielił Pan odpowiedzi na zarzuty. Panie profesorze, czym Pan się tam właściwie zajmował?

Rektor odpowiada:

- Z perspektywy czasu uważam, że powinienem bardziej naciskać na właściciela, pana Podolskiego i egzekwować od niego. Być może tu jest moja wina - wierzyłem w jego dobrą wolę w zakresie prowadzenia tej szkoły. Dla mnie rękojmią tego, że on wie, co robi, była liczba szkół, które prowadzi. Sądziłem, że zna specyfikę tej pracy i wierzyłem mu, gdy mówił, że coś nie jest problemem. Trudno kwestionować postępowanie właściciela.

Widział Pan również, że na uczelni nie ma minimum kadry naukowej i nie reagował Pan.

- Jak pan to sobie wyobraża w sytuacji, w której właściciel nie chce przyjąć określonych pracowników, a to on kieruje całą stroną personalną?!


Otóż to. Nic dodać, nic ująć. Tak prowadzonych jest wiele wyższych szkół prywatnych w Polsce, a nasze władze chlubią się wskaźnikiem scholaryzacji na poziomie ISCED 5.

Poruszająca to prawda o mającym niewiele wspólnego z pedagogią szkolnictwa wyższego sposobem zarządzania tzw. "wsp", o upadku akademickiego etosu i fasadzie struktur tak zarządzanych uczelni. Żenada. Dobrze, że jednak prawda, nie tylko w tym przypadku, wreszcie wyszła na jaw. Chociaż w ten sposób ów były już rektor włącza się w proces edukacji naszego społeczeństwa, w tym w dużej mierze jakże naiwnej i zbyt ufnej szyldom i ofertom studiów w takich "wsp" - młodzieży.

28 września 2012

Po co te kongresy?


Końcówka roku 2012 owocuje w liczne kongresy oświatowe. Prześcigają się w ich organizacji różne podmioty, byle tylko dowieść przy tej okazji, że dysponują jedynie słusznym rozwiązaniem (nie-)rozwiązywania problemów polskiej edukacji. Co charakterystyczne, to - jak sama nazwa tych kongresów wskazuje - są one oświatowe, a więc mają na celu oświecanie tych, którzy będą w nich uczestniczyć. Polska oświata jest tu przecież tylko pretekstem do wyżalenia się na bieg spraw, których nie potrafi się w sposób stanowczy wyegzekwować od rządu, samorządu i Parlamentu.

Najpierw miał miejsce w dniach 26-27 września Samorządowy Kongres Oświaty, który został zorganizowany w Warszawie w salach konferencyjnych Stadionu Narodowego przez ogólnopolskie organizacje jednostek samorządu terytorialnego, a tworzące Stronę Samorządową Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego 2012 r. Nic szczególnie interesującego nie przebiło się z tego Kongresu do mediów, którego hasłem przewodnim było ponoć - „Żądamy lepszej oświaty!”

Po pierwsze, kto żąda, a po drugie od kogo? Roszczącą stroną są Organizatorzy Kongresu, a więc ci, którzy występują w imieniu organów prowadzących publiczną oświatę wraz z zaproszonymi na obrady radnymi powiatów i pracownikami samorządowymi. Roszczenia zaś ma spełnić rząd pod naciskiem Sejmu, którego Marszałkowi po zakończeniu obrad delegacja przedstawicieli samorządów wręczy listy z podpisami
zebranymi w czasie kampanii “Stawka większa niż 8 mld". Nie wiemy, czy to stawka duża, czy mała, ale możemy być pewni, że nie jest to stawka większa niż życie.

Jak zapowiedziano przed Kongresem: "Niż demograficzny, zaniechanie zmian systemowych w finansowaniu i realizacji zadań oświatowych przez Rząd i Parlament, doprowadziły do dramatycznej sytuacji wielu polskich samorządów. Oczekujemy od Państwa Polskiego przyjęcia rzeczywistej współodpowiedzialności za realizowanie zadań oświatowych. W trakcie kongresu przedstawimy, poprzez projekty legislacyjne, warunki jakie muszą być spełnione, aby samorządy mogły skutecznie finansować i realizować zadania oświatowe. Kongres daje możliwość wyrażenia opinii i wsparcia postulatów samorządów: gmin, miast, powiatów oraz samorządów wojewódzkich."

Tak więc samorządy zamiast wydać resztki swojego budżetu na stypendia dla najzdolniejszych i najuboższych dzieci, postanowiły wydatkować środki na wycieczkę do Warszawy, w trakcie której możliwe było zwiedzanie obiektu sportowego. W trakcie liczącej prawie 4 godziny sesji plenarnej miały być zaprezentowane rekomendacje z debat merytorycznych oraz postulaty legislacyjne strony samorządowej, a co najważniejsze, miały odbyć się debaty z obecnym i byłymi ministrami edukacji oraz parlamentarzystami o sposobie wdrożenia postulatów samorządowych. Do byłych zaliczono Edmunda Wittbrodta - tego, który "ustawą czyszczącą" wykończył polską samorządność oświatową oraz Katarzynę Hall, która dla samorządności oświaty niczego nie uczyniła. Wprost odwrotnie. Swoją postawą wobec rodziców pokazała najgorsze wzory komunikacji społecznej władzy centralnej. Posłów na tym Kongresie zapewne nie było ze względu na burzliwą debatę "smoleńską", poza może b. dyrektor Gabinetu Politycznego K. Hall - poseł Ligią Krajewską, współodpowiedzialną za bałagan w reformowaniu oświaty. Doprawdy znakomici eksperci. Oświata została zatem skazana na debatę w zaciszu miejsca, które jest symbolem porażki polskiej drużyny na EURO 2012 i z częściowym udziałem tych, którzy z demokratyzacją polskiej edukacji niewiele mają wspólnego.

"Zakres proponowanych przez samorządowców zmian obejmuje przede wszystkim:

- zwiększenie elastyczności sieci szkół (obwody, możliwość łączenia w zespoły i przekazywania podmiotom społecznym zainteresowanym poziomem oferty edukacyjnej)

- stworzenie motywacyjnego systemu wynagrodzeń, w którym zasadniczą rolę odgrywać będą dodatki motywacyjne, powiązane z jakością pracy,

- dostosowanie innych „przywilejów" do realiów (podniesienie pensum o dwie godziny lekcyjne, wprowadzenie zasady rozliczania 40-godzinnego tygodniowego czasu pracy, skrócenie urlopu wypoczynkowego do 40 dni roboczych, zobiektywizowanie zasad udzielania urlopów dla poratowania zdrowia itp.)."



Co ciekawe, samorządowcy nie żądają więcej samorządności, czyli przekazania im władzy w zakresie pełnego samozarządzania polską oświatą, tylko żądają zmian w Karcie Nauczyciela. Tym samym chcą być tylko częściowo samorządni, tzn. państwo niech dzieli budżet i (mało) płaci na oświatę, a samorządy niech udają, że samozarządzają budżetem, na którego wysokość nie mają żadnego wpływu.

Kto jest winien polskiemu kryzysowi oświatowemu (to jest drugi rodzaj kryzysu-straszaka po kryzysie ekonomicznym)? Nauczyciele i ich przywileje. Jak im się je odbierze, a dołoży pracy przy interaktywnej tablicy, to będzie dużo lepiej. A XIX wieczny system klasowo-lekcyjny z anachroniczną dydaktyką oraz centralistyczny system zarządzania oświatą niech trwają przez kolejne wieki. Kto przeprosi nauczycieli za to, że fałszywie zinterpretowano wyniki Raportu OECD - "Education et Glance 2012", z których miało wynikać, że polscy nauczyciele najkrótcej pracują z uczniami w szkole? Czyżby znowu objawił się jakiś rzecznik MEN od manipulacji statystycznych?


Niemalże w tym samym czasie odbywał się VII już - Międzynarodowy Kongres Kadry Kierowniczej Oświaty w Toruniu, którego współorganiztorem jest także środowisko samorządowców, co tylko potwierdza, że oświata dzieli się w strefie wpływów na orientację warszawską i toruńską. Także tam miała być obecna minister edukacji, bo przecież władza - jeśli sama nie chce się czegoś uczyć - to przynajmniej może oświecać innych. Ufam, że teksty wystąpień były różne.

Czeka nas jeszcze jeden kongres oświatowy, który zorganizuje w grudniu niepubliczna placówka doskonalenia nauczycieli, a będzie to V Kongres Prawa Oświatowego. Tu jednak kongres nie będzie kongresem, tylko konferencją poświęconą wyłącznie problematyce regulacji prawnych w oświacie. Jak piszą organizatorzy: Dzięki unikalnej formule szkoleniowej pozwala uczestnikom dogłębnie poznać przepisy regulujące funkcjonowanie szkół i placówek oświatowych oraz nauczyć się działania zgodnie z prawem. Nie przewiduje się w tym ostatnim kongresie udziału ministra edukacji narodowej. Szkoda, bo to jednak podnosi atrakcyjność debaty tym bardziej, że jej uczestnicy niczego nie będą zwiedzać.

Żaden z tych kongresów nie da odpowiedzi na podstawowe pytania:

1) Forpocztą jak rozumianej demokracji jest/ma być polska edukacja?

2) Kiedy polska oświata będzie dobrem ogólnonarodowym, społecznym, a nie łupem i problemem dla partii rządzących?

3) Do czego w rzeczywistości sprowadza się "kontrola" oświaty publicznej ze strony polskiego Parlamentu i jaka jest jej skuteczność?


Może czytelnicy podrzucą jeszcze jakieś tematy, którymi kolejne kongresy powinny się zająć? Debatować bowiem o oświacie bezskutecznie potrafimy bardzo skutecznie.



27 września 2012

Matematyka w obiektywie


Dotarł dzisiaj do mnie komunikat z Międzyszkolnika na temat pięknej i mądrej inicjatywy naszej koleżanki dr Małgorzaty Makiewicz z Uniwersytetu w Szczecinie dotyczącej konkursu fotograficznego nie tylko dla dydaktyków matematyki, ale i osób wrażliwych na matematyczną estetykę i strukturę naszego codziennego świata życia.
Wystarczy zajrzeć na stronę z opublikowanymi fotografiami, które były nagrodzone w poprzednich edycjach konkursu, by zobaczyć nasze otoczenie z zupełnie innej perspektywy i jakże nowej, bo w metaforycznej interpretacji.


Jak piszą Organizatorzy:

Wraz z końcem wakacji wspominamy chwile wypoczynku, spoglądamy na pamiątki, fotografie. Dlatego w sposób szczególny właśnie teraz zapraszam do udziału w III edycji Ogólnopolskiego Konkursu Fotograficznego „Matematyka w obiektywie”. Konkurs organizowany jest od 3 lat przez Studenckie Koło Naukowe Młodych Dydaktyków Matematyki Uniwersytetu Szczecińskiego. Patronuje mu JM Rektor tej uczelni, a opieką otacza również Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego i Prezydent Miasta Szczecin.

Można zatem przeglądnąć swoje zbiory fotograficzne pod kątem zdjęć przedstawiających pojęcia (fraktale, spirale, figury, nieskończoność, krzywe itp.) lub prawidłowości matematyczne (odbicia symetryczne, twierdzenia, własności), można też wykonać zdjęcie plenerowe lub studyjne na wymyślony przez siebie temat związany z matematyką.

Niektóre z Państwa fotografii metaforycznie oddają piękno matematyki. Dlatego obok samego obrazu jury docenia również podpisy (tytuły) oraz wyjaśnienia, komentarze. Najciekawsze zdjęcia wraz z opisami zostaną opublikowane oraz będą nominowane do wystaw. Do tej pory fotografie prezentowane były w rektoracie Uniwersytetu Szczecińskiego, Urzędzie Miasta Szczecin, Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu, Muzeum Narodowym w Szczecinie i wielu innych miejscach – np. w Dreźnie.

W tym roku na zwycięzców obok nagród US czekają srebrne monety z wizerunkiem wybitnego matematyka Stefana Banacha. Dla tych, którzy zmierzą się z wyjątkowo trudnym zadaniem uchwycenia przykładu matematyki finansowej przygotowaliśmy dwie nagrody o wartości 750 zł.

Aby wziąć udział w konkursie należy:

Wykonać zdjęcia – można zgłosić max. 6, szczegóły – w regulaminie na stronie www.us.szc.pl/foto_matematyka

Nadać im nazwy, przygotować opisy i zalogować się na stronie www.us.szc.pl/foto_matematyka

Wykonać odbitki (A4)

i wraz z płytą wysłać na adres organizatorów konkursu
MATEMATYKA W OBIEKTYWIE

Instytut Matematyki Uniwersytetu Szczecińskiego

Ul. Wielkopolska 15

70-451 Szczecin



Życzę satysfakcji i radości przy fotografowaniu KRÓLOWEJ NAUK

Przewodnicząca Komitetu Organizacyjnego

dr Małgorzata Makiewicz

mmakiewicz@gmail.com

26 września 2012

Uniwersytety i akademie będą urzędami pracy



Minister nauki i szkolnictwa wyższego wraz z ministrem resortu pracy zwrócili się do rektorów z prośbą o bliższą współpracę między biznesem, urzędami pracy a "ich" uczelniami. Oczekiwaniem obu ministrów jest w tym jakże trudnym dla europejskiej gospodarki czasie przekształcanie uniwersytetów, politechnik i akademii w rejonowe urzędy pracy, jakimi mają stać się akademickie biura karier. W świetle najnowszego raportu OECD - "Education et Glance" (2012) już niedługo co drugi Polak przed ukończeniem 30 roku życia będzie miał dyplom magistra.


Spędza to sen z powiek naszych władz, które od lat uwalniają powstawanie wyższych szkół prywatnych, otwieranie w istniejących szkołach tych samych, co w większości uczelni, kierunków studiów, liberalizują warunki do prowadzenia kształcenia, obniżają wymogi w ramach tzw. minimum kadrowego, a potem są zaskoczone tym, że wyprzedzamy w Europie inne kraje pod względem liczby wykształconych ale zarazem bezrobotnych młodych ludzi. Jak wynika z danych GUS - tylko w lipcu zarejestrowano ok. 40% nowych młodych bezrobotnych absolwentów studiów wyższych. Nie jest to mało, skoro w danych bezwzględnych wynosi to 85 tys. osób. Tylko w I kwartale bieżącego roku w Polsce było bez pracy 118 tys. osób kończących szkoły wyższe.

Rozwiązanie problemu jest bardzo proste. Spada na tych, którzy nie przyczynili się do jego zaistnienia. Ministrowie wymyślili, że najlepiej będzie, jak akademickie biura karier zaczną wspomagać wojewódzkie urzędy pracy w realizacji ich powinności, a w zamian udostępnią im one swoje bazy ofert pracy. Rektorzy szacownych uczelni mają za zadanie egzekwować od nauczycieli akademickich i pracowników naukowo-technicznych nie tylko kształcenie i prowadzenie badań naukowych, ale także wyręczanie w realizacji statutowych zadań urzędów pracy. Znakomicie. Po wdrożeniu Deklaracji Bolońskiej, która przekształciła uczelnie stricte akademickie w zawodówki, przyszedł czas na dalsze redukowanie kultury i jakości kształcenia oraz prowadzenia badań do potrzeb rynku pracy.

Można w ten sposób poszerzyć zadania uczelni o kolejne, równie atrakcyjne i politycznie poprawne. Uczelnie mogłyby bowiem przejąć funkcje służb socjalnych i medycznych. Niech powstaną w nich centra pomocy społecznej dla osób wykluczanych, wykluczonych lub zagrożonych wykluczeniem społecznym, niech zajmą się prowadzeniem doraźnej pomocy medycznej, pielęgniarskiej a jeśli urzędy skarbowe nadal nie będą radzić sobie z milionerami niepłacącymi podatków, to niech wydziały ekonomiczne na uniwersytetach wesprą owe służby swoimi usługami. Zamieńmy uniwersytety w urzędy, politechniki w fabryki a akademie w poradnie. Wydziały nauk pedagogicznych mogą wesprzeć Rzecznika Praw Dziecka, MEN i ORE, wydziały psychologiczne - wesprzeć policję, sądownictwo i wojsko w diagnostyce klinicznej, wydziały prawne mogłyby zająć się sądzeniem i karaniem przestępców w trybie 24-godzinnym, wydziały geografii mogłyby prowadzić biura turystyczne itd. itd.

Ministrowie zwracają się z prośbą do rektorów o zapewnienie biurom karier wsparcia w realizacji tych zobowiązań.



25 września 2012

Wyższe szkoły prywatne na kroplówkach




Niestety, polityka Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego ratowania statystyk i własnego wizerunku kosztem młodych ludzi, którym rozgrzano ambicje do studiowania wszędzie, gdzie się tylko da, bez względu na kondycję finansową szkół w sektorze prywatnym i częściowo już także publicznym, zaczyna coraz wyraźniej skutkować procesami upadłościowymi. Kończy się wrzesień, więc zwolennicy legitymacji studenckich potraktują tę otwartość i przyzwolenie z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wydaje im się, że jak podejmą studia w wyższej szkole prywatnej, to w sytuacji jej kryzysu, który tam, gdzie są studia pedagogiczne, jest już widoczny (chociaż nie dla nich), będą mogli zwrócić się o pomoc do państwa.

Nic bardziej mylnego. To, że jakaś "wsp" ma zgodę ministerstwa na prowadzenie kształcenia na określonym kierunku, nie jest żadnym zabezpieczeniem dla studiujących w takiej uczelni. Pytanie w takiej sytuacji: gdzie jest państwo? jest - podobnie, jak w sprawie Amber Gold - niestosowne i świadczy o naiwności klientów takiej usługi. Dzisiaj mamy przykład upadku jednej z wysoko notowanych w rankingach tzw. "wsp" -
Wyższej szkoły im. Giedroycia, która została założona przez dziennikarzy w 1994 roku.

"Studenci prywatnej warszawskiej uczelni właśnie się przypadkiem dowiedzieli, że szkoła ma ponad 4 mln zł długu, a ich czesne zajmie komornik. Mimo dramatycznej sytuacji finansowej uczelnia zaczęła dziś nabór kolejnych, nieświadomych niczego kandydatów. Jej rektor - ursynowski radny - twierdzi, że o niczym nie miał pojęcia i właśnie złożył rezygnację." Biedaczek, był rektorem i nie wiedział, że wpuszcza wraz założycielem tej "wsp" studentów "w kanał"? Podał się do dymisji, jak sprawą zainteresowali się dziennikarze. A co czynił do tej pory? Działalność uczelni - zdaniem Jarosława Gerarda Podolskiego, przedstawiciela właściciela i prezydenta uczelni - nie jest zagrożona.

Wyższe szkoły prywatne - jak już wcześniej o tym pisałem - usytuowane w wielkich miastach, gdzie na tych samych kierunkach kształci się w uniwersytetach i akademiach -nie mają już żadnych szans. Są jeszcze na kroplówkach czesnego naiwnych studentów i kandydatów na studia podyplomowe. Nie ma co wierzyć w zapewnienia reklam i piękne obrazki na ich internetowych stronach, gdyż prawda o nich i fatalnym zarządzaniu ich majątkiem jest głęboko skrywana przed opinią publiczną, a przede wszystkim przed studentami i częścią kadr akademickich. Haniebne jest tylko to, że partycypują w tym kłamstwie niektórzy profesorowie, także zatrudnieni jeszcze w uniwersytetach. Jak widać, dla nich kroplówka finansowa jest ważniejsza od przyzwoitości i poszanowania prawa.

O tym, że nadal jeszcze marzy się niektórym "dojenie" studentów pedagogiki świadczy dużych rozmiarów reklama prasowa (fot.1.)Kadry nie ma, ale biznesplan już jest.

24 września 2012

Litera prawa oświatowego w dyrektorskim nosie


Możemy pisać tysiące artykułów i książek na temat uspołecznienia szkolnictwa publicznego, sensu powoływania w nich rad szkolnych i obowiązku działania w nich rad rodziców oraz samorządów uczniowskich, ale i tak wszystko rozbija się w szkolnej codzienności o postawę wobec tych organów dyrektora szkoły. Jak chce rządzić w placówce autorytarnie, to będzie czynił wszystko, by wspomniane organy były w realiach "jego" szkoły w pełni mu podporządkowane. One mu są absolutnie niepotrzebne, one mu przeszkadzają w jednokierunkowym sterowaniu społecznością szkolną, one mu utrudniają życie, bo przecież z formalnych chociażby powodów wydłużają czas podejmowania przez niego określonych decyzji. Niektóre z nich bowiem musi konsultować z radami, chociaż i tak ma je - jak minister Gowin literę prawa - w nosie.

Dla takiego dyrektora najważniejszy jest duch autorytaryzmu, bo nareszcie może sobie porządzić, odegrać się na tych czy tamtych, pokazać, kto ma władzę i jak ma funkcjonować placówka za jego rządów, a te trwają kilka lat. Wiele w tym czasie można zniszczyć lub naprawić. Prawo jest dla szkolnego władcy tylko i wyłącznie do jego dyspozycji, ono ma jemu służyć, a nie innym, tym bardziej, gdyby chcieli z niego korzystać. On nie jest od tego, by je upowszechniać, uprzystępniać np. rodzicom czy uczniom. Im mniej wiedzą na ten temat i są nieświadomi swoich praw, tym lepiej dla niego. Niech nauczyciele bajdurzą o obywatelstwie, o prawach naturalnych i społecznych na lekcjach historii czy WOS-u, ale w jego szkole to on stanowi prawo i nikt nie będzie się wtrącał w to, jak je wdraża w życie.

Organy społeczne szkoły, jak sama nazwa wskazuje, są wprawdzie społeczne, ale niekoniecznie społecznie użyteczne. O tym, czy jakiś organ jest potrzebny lub nie decyduje dyrektor, bo demokrację i ustawowe zapisy ma w nosie. Oto klasyczny przypadek, kiedy wraz z nowym rokiem szkolnym nastąpiła zmiana na stanowisku dyrektora szkoły i zarazem połączenie dwóch typów szkół w zespół szkół. Nowy dyrektor zwołał "sobie" w czasie wakacji rady pedagogiczne łączonych szkół, powołał do życia jedną i przyjął Statut Szkoły, w którym - nie licząc się z opinią obu rad rodziców i samorządów uczniowskich - zapisał JEDNOŚĆ organizacyjną. Skoro ma rządzić jednym zespołem szkół, to po co mu dwie rady pedagogiczne, dwie rady rodziców, dwa samorządy uczniowskie? A po co mu było połączenie dwóch szkół w jedną? Wash and go?

Cwaniactwo i swoistego rodzaju wyrafinowanie nowego dyrektora szkoły polega na tym, że poformował on dotychczasowe rady rodziców (z obu typów szkół) o tym, że zatwierdził w Urzędzie Miasta X, czyli u organu prowadzącego szkołę jej nowy Statut, w którym jest tylko po jednym z organów społecznych. Zapewne uzyskał pokorną opinię połączonych rad pedagogicznych, bo przecież który nauczyciel mu podskoczy i zaprotestuje przeciwko takiej manipulacji? Na tym właśnie polega destrukcja polskiej demokracji w oświacie, że przewodniczącym rady pedagogicznej jest dyrektor szkoły, czyli pracodawca. Jak w PRL! Nic się nie zmieniło w ciągu tych 23 lat transformacji. Może zatem warto przypomnieć, skoro już nie ducha, to chociaż literę prawa, której dyrektor przestrzegać nie zamierza? Może warto zastanowić się nad tym, jak to jest możliwe, że organ prowadzący nie prowadzi żadnej kontroli w tym zakresie, tylko lekką rączką zatwierdza Statut Zespołu Szkół? Czy ktokolwiek z tego organu przyjrzał się zapisowi (protokołom) z posiedzenia rady pedagogicznej, która zatwierdzała taki Statut? Gdyby to uczyniono, to by dostrzeżono złamanie Ustawy o systemie oświaty.

Rada Rodziców jest organem samorządnym, w związku z tym dyrektor szkoły nie ma prawa ograniczać woli jej działania, wprowadzając Radę w błąd, jakoby Statut Szkoły uchwalał organ prowadzący. Statut Szkoły uchwala Rada Szkoły, a jeśli jej nie ma, to Rada Pedagogiczna. Zgodnie z Art. 62. 1. Organ prowadzący szkoły różnych typów lub placówki może je połączyć w zespół. Połączenie nie narusza odrębności rad pedagogicznych, rad rodziców, rad szkół lub placówek i samorządów uczniowskich poszczególnych szkół lub placówek, o ile statut zespołu nie stanowi inaczej.

To znaczy, że rodzice mogą w sytuacji łączenia dwóch typów szkół zachować odrębność swoich rad. To, że dyrektor dla własnej wygody, zapisał w statucie inaczej, bez ich zgody, jest naruszeniem ich praw. Rada Rodziców jest organem społecznym i nie podlegam sterowaniu ręcznemu dyrektora szkoły. Inna rzecz, to fakt doświadczonej już manipulacji ze strony dyrektora nie wróży dobrej współpracy. No cóż, wielu dyrektorów szkół publicznych nie chce zgodzić się nie tylko z literą prawa, ale i jego duchem. Tacy autorytarni "fachowcy" chcą nadal rządzić jednoręcznie, a duch z czasów PRL krąży po szkolnych korytarzach...

23 września 2012

Lepiej wcześniej, niż później, czyli o systemie antyplagiatowym w szkolnictwie wyższym


Być może tytuł dzisiejszego wpisu brzmi tajemniczo, ale po raz pierwszy zdarzyło się w mojej praktyce akademickiej, że doceniłem funkcjonowanie systemu antyplagiatowego w uczelni akademickiej, w której kontroluje się prace dyplomowe studentów zanim zostaną oni dopuszczeni do egzaminu dyplomowego. Kiedy wcześniej pracowałem w uniwersytecie, wiele słyszałem o zakupieniu przez władze uczelni dostępu do weryfikacji potencjalnej nieuczciwości studenckiej. Każdy absolwent musiał dołączyć do wydrukowanej rozprawy płytę z nagraniem jej treści. Nigdy jednak nie otrzymałem od pracownika administracji uniwersyteckiej (być może nikt nie był do tego zobowiązany) komunikatu: „Panie profesorze, spośród przekazanych do naszego systemu 10 prac dyplomowych, w żadnej nie wykryliśmy naruszenia prawa autorskiego.”

O ile moi studenci, dyplomanci przystępowali do egzaminu magisterskiego z świadomością, że przedłożona przez nich rozprawa została napisana samodzielnie i z zachowaniem obowiązujących zasad, o tyle ja nigdy nie miałem takiej pewności. Ten brak nie wynikał z nieufności do moich seminarzystów, gdyż obdarzaliśmy się zawsze wzajemnym zaufaniem, ale – poza jedną studentką studiów niestacjonarnych, która dokonała bezczelnego oszustwa, a sprawę wykryłem sam, bez jakiejkolwiek pomocy zewnętrznej – z przyjętej w uczelni procedury. Nikogo z administracji nie interesowało to, czy przedłożona przez studenta praca jest „czysta”, a więc uczciwie przygotowana do sfinalizowania studiów. Wystarczyło, że magistrant podpisał oświadczenie, że napisał ją samodzielnie. Taki formularz był załączany do rozprawy i … już. Koniec. Kropka. Ani promotor, ani recenzent nie wiedzieli, co działo się dalej z dokumentacją magistranta. Na podstawie oświadczenia był dopuszczany do egzaminu magisterskiego.

Czy ktoś, kiedykolwiek sprawdzał po tym czasie jego rozprawę? Czy „wrzucał” ją do systemu antyplagiatowego i sprawdzał, jaki jest w niej stopień podobieństwa treści pracy autora do innych tekstów? Chyba nie, bo nie przypominam sobie (studia rocznie kończyło często kilkaset osób na całym wydziale), by ktokolwiek i kiedykolwiek wspominał o weryfikacji prac dyplomowych.


Podejmując pracę na Wydziale Pedagogicznym Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, spotkałem się z rozwiązaniem formalnym, którego sens i wartość poznałem dopiero w tym roku, kiedy kolejny rocznik moich seminarzystów przedłożył swoje rozprawy do oceny w systemie antyplagiatowym. U nas żaden student nie zostanie dopuszczony do egzaminu magisterskiego czy licencjackiego, jeśli najpierw, na co najmniej dwa tygodnie przed planowanym finałem studiów, promotor nie otrzyma informacji zwrotnej z biblioteki, której pracownicy odpowiadają za to zadanie, że wszystko jest w porządku. Ba, to, że pojawia się raport, z którego wynika, że praca dyplomowa studenta X czy Y uzyskała wynik negatywny, jest kierowane nie tylko do promotora pracy, ale i dziekanatu, by podjąć decyzję w sprawie.

Miałem w tym roku to szczęście, że wynik dwóch rozpraw moich studentek miał wynik negatywny. To oznaczało, że został w nich przekroczony wskaźnik dopuszczalności fragmentów identycznych z wykrytymi w innych tekstach. Dlaczego piszę, że miałem szczęście, skoro de facto jest to nieszczęście? Bez dramatu. Właśnie w tym upatruję sens całego systemu. Mimo bowiem dość mechanicznego, zdehumanizowanego wymiaru tej procedury, bo sprowadza się ona do wczytania treści pracy dyplomowej przez system antyplagiatowy, który w krótkim czasie wylicza statystycznie nasycenie poziomu identyczności treści i zarazem wskazuje odpowiednie akapity z ich zawartością, ma on właśnie podmiotowy aspekt. Stawia studenta w korzystnej dla niegoetycznie, prawnie i pedagogicznie sytuacji, jeśli rzeczywiście napisał on swoją pracę samodzielnie, rzetelnie i z zachowaniem wymaganych standardów. To prawda, że taki wynik rzuca na niego jako osobę cień podejrzenia o nieuczciwość, ale – tak, jak to bywa na co dzień w świecie ludzi dorosłych - jest to tylko podejrzenie w sprawie, którego ujawnienie pozwala na odniesienie się do treści raportu, który:

- przedstawia w postaci listy 10 najdłuższych fragmentów zidentyfikowanych jako zapożyczenia,

- tworzy listy fragmentów zidentyfikowanych jako tożsame z badanym tekstem, występujących w bazie macierzystej uczelni, bazach innych uczelni, Bazie Aktów Prawnych oraz w Internecie,

- umożliwia zaznaczanie wybranych zapożyczeń,

- określa stopień zapożyczeń wyrażony w liczbie słów występujących w danym fragmencie tekstu,

- pozwala zaznaczyć wykorzystane fragmenty z wybranego źródła.

Kiedy otrzymuję taki Raport, natychmiast kieruję komunikat do studentki: „Szanowna/y Pani/Panie proszę o zgłoszenie się do Biblioteki ChAT i odniesienie się na piśmie w sprawie wykrytego przez system plagiatu. Dopóki nie uzyskam odpowiedzi w tej sprawie, zawieszam dopuszczenie Pani/a do egzaminu dyplomowego”.

Jest to szczęśliwe rozwiązanie dla osoby, która uczciwie przygotowała swoją rozprawę, tylko system antyplagiatowy nie zawiera formuł pozwalających na identyfikację kluczowych w tej sprawie kwestii. To student powinien odnieść się do treści Raportu, by wyjaśnić wszelkie wątpliwości, niejasności czy nawet wynikające z niego błędne interpretacje. Gdyby zatem seminarzysta ukończył studia i uzyskał stopień zawodowy licencjata czy magistra, a po jakimś czasie któryś z pracowników administracji uczelnianej czy organu kontrolującego wprowadził treść jego pracy do systemu antyplagiatowego, to przy negatywnym wyniku cień podejrzenia padłby na promotora i uczelnię jako promujących oszustów. Autora pracy już byśmy tak szybko nie skonfrontowali z negatywnym wynikiem kontroli.

Tymczasem sprawa nie jest tak oczywista, jak wylicza to komputerowy program. Przekonała mnie moja seminarzystka, co do której uczciwości nie miałem nawet cienia wątpliwości, która napisała wyjaśnienie następującej treści. Przytaczam je w dużej części (poza danymi osobowymi), gdyż odsłania ono paradoks bezdusznego pomiaru w sytuacjach wymykających się powszechnym regułom. Wcześniej znałem ten problem z recenzji, jakie prezentowali profesorowie w odniesieniu do rozpraw naukowych habilitantów czy nawet kandydatów do tytułu naukowego profesora z nauk teologicznych i nauk o prawie. Przypadek pracy mojej studentki był właśnie kazusem pogranicza, gdyż jej rozprawa dotyczyła pedagogiki religii.

O tym, jak godną nie tylko tematu, ale i przyszłej profesjonalistki okazała się absolwentka studiów świadczy chociażby fakt, że zanim oddała swoją pracę do biblioteki, by została tam zweryfikowana, sama "wrzuciła" ją do systemu antyplagiatowego (https://www.plagiat.pl/webplagiat/main.action ). Z raportu systemu wynikało, że drugi wskaźnik (procentowa część pracy znaleziona w zasobach światowego Internetu) przekracza dopuszczalną normę rzędu 0,5%. Tak pisze o swoim odkryciu:

Przyjrzałam się pracy i większość tych fragmentów to były zaznaczone cytaty z pisma świętego lub same nazwy Ksiąg biblijnych - jak 'Księga Wyjścia", "Księga Powtórzonego Prawa" itp. Swoimi uwagami podzieliłam się z pracownikiem Biblioteki, który przyjmował moją pracę. Otrzymałam wówczas zapewnienie, bym nie przejmowała się tym wskaźnikiem, ponieważ wszyscy teolodzy pisząc swoje prace i cytując fragmenty Pisma Świętego mają taki sam problem - system pokazuje, że umieszczone fragmenty Pisma Świętego są brane z bazy światowego Internetu, nawet wtedy gdy wyraźnie zaznacza się w pracy fragment jako cytat z danej Biblii.”

Otóż to. Moja studentka opatrzyła każdy z wyróżnionych kursywą cytowanych fragmentów Pisma Świętego stosownym przypisem. Tego jednak już ów system nie uwzględniał, stąd nastąpiło przekroczenie współczynnika podobieństwa tekstów. Ulga zatem była tu czymś naturalnym, oczywistym tak dla mojej studentki, jak i dla mnie jako promotora pracy. Podobny problem mają prawnicy, których seminarzyści piszą komentarze do aktów prawa, które muszą cytować często i gęsto.

Co ciekawe, kiedy moja studentka chciała umieścić w swojej pracy tekst V przykazania w języku staro-cerkiewno-słowiańskim (scs) w takiej formie jak ono widnieje w prawosławnym katechizmie i jakiego prawosławne dzieci uczą się na religii, to system antyplagiatowy zarzucił jej (wielkim wykrzyknikiem) niezrozumiałość 6 słów. Tłumaczył to próbą ukrycia niedopuszczalnych zapożyczeń za owymi znakami słów. Po analizie tego fragmentu pracy z raportem systemu zdecydowała się zatem wykasować ten fragment z pracy, co obniża w istocie jej wartość poznawczą.

W dokumentacji studentki znajdzie się zatem Jej wyjaśnienie, w którym stwierdza m.in. „Jestem skłonna bronić swojej pracy, ponieważ z czystym sumieniem przyznaję się, że osobiście nad nią pracowałam, wiem z jakich źródeł korzystałam, z jakich ich fragmentów oraz to co chciałam przekazać pisząc tą pracę.” Wiem o tym i jestem pełen uznania nie tylko dla nowatorstwa podjętej problematyki badawczej mojej studentki, ale i jej uczciwości, która w konfrontacji z systemem potwierdziła, jak bardzo są niedoskonałe narzędzia pomiaru ludzkiej twórczości i sposobów jej wyrażania.

21 września 2012

Odsłona antysolidarnościowej destrukcji polskiej edukacji






Sytuacja społeczno-polityczna w naszym państwie coraz wyraźniej staje się zbieżna z wcześniejszymi, jak i obecnymi raportami polskich naukowców na temat parcjalnych destrukcji polskiego systemu oświatowego i szkolnictwa wyższego. Nie bez znaczenia dla edukacji na różnych jej poziomach jest polityczna socjalizacja, a więc wszystkie te czynniki niezamierzone i zamierzone sprawujących władzę oraz elit tego państwa, które czynią pozornymi, fikcyjnymi a częściowo i toksycznymi szereg rozwiązań strukturalnych, w tym prawnych i symbolicznych (kulturowych) w procesie wychowania i kształcenia młodych pokoleń w naszym kraju.

(fot. Referuje dr hab. Ireneusz Krzemiński, prof. UW w Supraśłu w czasie XXVI LSzMP KNP PAN)


Mówił o tym, inaugurując swoim wykładem XXVI Letnią Szkołę Młodych Pedagogów KNP PAN - dr hab. Ireneusz Krzemiński, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, kiedy uwalniając rąbka tajemnicy na temat socjologicznych diagnoz polskiego społeczeństwa z perspektywy zniszczenia w nim nie tylko dziedzictwa Solidarności lat 1980-1989, ale i zmarnotrawienia szans w ciągu ponad 23 lat systemowej transformacji na budowę społeczeństwa obywatelskiego, solidarnego, otwartego. Po raz kolejny, pomimo niezwykle wartościowego poznawczo wykładu Gościa Szkoły uzyskaliśmy potwierdzenie, że socjolodzy nie czytają raportów z badań pedagogów na poruszane przez nich tematy, gdyż zapewne wydaje im się, że jak dodadzą do wystąpienia czy artykułu pojęcie "wychowanie", to rzeczywiście będą mogli jawić się kompetentnymi znawcami także tej problematyki. My jednak uczymy się z tekstów naszych koleżanek i kolegów socjologów, bacznie śledzimy ich dokonania, gdyż kluczowy jest dla nas kontekst społeczny procesów, które generują jakość polskiej edukacji. Wartościowa, chociaż i smutna poznawczo okazała się dla nas diagnoza stanu rozpadu solidarności w naszym społeczeństwie, jaką postawił wspomniany tu Ireneusz Krzemiński.

Na szczęście nie jestem osamotniony w przypominaniu nie tylko młodemu pokoleniu Polaków - jak chciałby tego prof. UW I. Krzemiński - ale przede wszystkim elitom i b. działaczom Solidarności, że docenione na całym świecie, przełomowe w jego dziejach wydarzenie obalenia w Europie Środkowo-Wschodniej tzw. sowieckiego reżimu w państwach socjalistycznych, zostaje z każdym rokiem trwania nowego ustroju zaprzepaszczane i dewaluowane. Jak mówił I. Krzemiński: ten wyjątkowy w świecie solidarnościowy ruch pokojowy, dzięki któremu upadł koszmarny reżim, jest już tylko wydarzeniem historycznym, które lepiej funkcjonuje w świadomości społecznej, zbiorowej Europejczyków czy na świecie, niż w naszym kraju. Słusznie zatem docieka socjolog: Czy polska młodzież miała w toku edukacji szkolnej zajęcia na temat Solidarności jako ruchu protestu typu non violence, a nie legendy czy mitu.

Z badań socjologów wynika, że "Solidarność" jest nieobecna w pamięci młodych, natomiast żywa tylko i jeszcze w pamięci dorosłych uczestników tych wydarzeń.
Tamto doświadczenie jest szczególne, a przecież wciąż słabo opracowane socjologicznie. Nic dziwnego, że socjolodzy szukają w tym doświadczeniu właściwej inspiracji teoretycznej dla opisania i zrozumienia fenomenu zjawiska oporu poltycznego, które odzwierciedla zarazem pewien szczególny stan zniewalanego przez dziesiątki powojennych lat społeczeństwa. Profesor Krzemiński dociekał zatem, jak to jest możliwe, że w rzeczowym i przyrodniczym porządku świata powiodła się socjalizacja nowych członków społeczeństwa, dzięki którego członkom, ich woli działania, eksperymentowaniu nad jakością pewnych wzorców i postaw udało się ukształtowanie wzorów zachowań tworzących zarodek ludzkiej wspólnoty?

To właśnie polska solidarność społeczna lat 80. i 90. XX w. pozwoliła na przekroczenie ram ludzkiej kalkulacji, konieczności, lęku i strachu przed konsekwencjami zaangażowania się w opór. Ówczesne doświadczenie wspólnoty opartej na personalistycznym i chrześcijańskim założeniu, że człowiek jest osobą i ma prawo decydować o swoim losie, prawo do swobody wypowiedzi, występowania na forum, określania swoich potrzeb, okazywania szacunku dla innych, ale i aktywnego dbania o siebie, wymagało wspólnego pola doświadczeń! Dzisiaj, po tylu latach wojen na górze i na dole, ma miejsce dezintegracja tak w grupie byłych aktywistów Solidarności, którzy już nie spotykają się ze swoimi dawnymi kolegami, a gdy do wspólnych kontaktów dochodzi, to nie chcą już wypowiadać się o tym, co ma miejsce dzisiaj w naszym kraju.


Jak to było możliwe że to doświadczenie wspólnoty było tak powszechne? Zdaniem prof. I. Krzemińskiego: przyczyniła się do tego specjalna forma organizacji solidarnościowego ruchu, jaką były nieustannie prowadzone zebrania. Ludzie do dziś pamiętają dyskusje, w trakcie których każdy, niezależnie od wyksztalcenia i statusu społecznego mógł zabierać głos. Solidarność wytworzyła całkowicie spontanicznie formę bezpośredniej demokracji. Podejmowano uchwały i kontrolowano oddolnie przedstawicieli związku. To właśnie budowało wartość wspólnoty, a zarazem było w tym ruchu autentyczne i zachwycające, że ludzie mogli głosować, wypowiadać swoje opinie przy pełnym poszanowaniu siebie. Niewątpliwie ogromny wkład wniosła tu nauka Jana Pawła II, który był ideowym, aksjologicznym zapleczem dla całego ruchu. To właśnie Papież z Polski uświadomił, że każdy jest osobą, że prawa człowieka jako obywatela są naturalne i nikt nie może ich mu zabrać czy dać.


Znakomicie podkreślił I. Krzemiński, że uczestnictwo w Solidarności było źródłem osobistego rozwoju ludzi, gdyż dzięki niemu ludzie rozwijali się dociekając prawdy historycznej, społecznej, oni nagle zaczęli się interesować wszystkim. Robotnicy nagle zaczęli chodzić do teatru. To był element wzrostu refleksyjności, samorefleksji. To także generowało chęć rozumienia innych. Dzisiaj nastąpiło załamanie tamtego doświadczenia. Nie ma tolerancji, nie ma chęci zrozumienia innych. Mamy konkurujące ze sobą wspólnoty, które są zamknięte i walczą o narzucenie swojego stanowiska innym.

O tym jednak, jak należy dzisiaj kształtować warunki życia wspólnotowego, niech mówią i piszą już pedagodzy, bo w świetle wiedzy naszego socjologa, który nie zna ani historii teorii i praktyki kształcenia, ani tez jego różnych modeli, można tylko wyważać dawno otwarte już drzwi. Sformułowana przez Krzemińskiego diagnoza, jakoby polska szkołą źle kształciła do wspólnotowości, było wysoce potoczne. Z jednym tylko mogę się zgodzić, że warto badać kategorię wspólnotowości i zastanawiać się nad tym, jak uruchomić czynniki warunkujące wspólnotowość, by narastający z każdym rokiem stopień antysolidarności nie groził destrukcją naszego życia.

20 września 2012

TOP-owe czasopisma naukowe nauk pedagogicznych

W związku z tym, że niektórzy czytelnicy upominają się o informację na temat pedagogicznych czasopism naukowych, w których artykuły są wyżej punktowane, niż te w wykazie MNiSW listy B, przypominam o wcześniejszym wpisie na ten temat oraz uzupełniam go o pozostałe czasopisma (w nawiasie jest nr ISSN):


1) Jedynym i najlepszym polskim czasopismem na liście A (Journal Citations Report) jest anglojęzyczny kwartalnik (red. naczelny: prof. dr hab. Stanisław Juszczyk)
"NEW EDUCATIONAL REVIEW" (1732-6729) - 15 pkt

Natomiast na EUROPEJSKIEJ LIŚCIE - ERIH znalazły się:


1) "RUCH PEDAGOGICZNY"
(red. naczelny: prof. dr hab. Stefan Mieszalski) - (0483-4992) - 12 pkt.


2) "EDUKACJA"
(red. naczelny: dr hab. Michał Federowicz) - (0239-6858) - 10 pkt

3) "EDUKACJA DOROSŁYCH"
(red. naczelny:dr hab. Ewa Skibińska (1230-929X) - 10 pkt

4) "KULTURA I EDUKACJA"

(red. naczelny: prof. dr hab. Ryszard Borowicz) - (1230-266x) - 10 pkt

5) "KWARTALNIK PEDAGOGICZNY"
(red. naczelny: prof. dr hab. Mirosław S. Szymański) - (0023-5938) - 10 pkt

6) "STUDIA EDUKACYJNE"
(red. naczelny: prof. dr hab. Zbyszko Melosik) - (1233-6688) - 10 pkt

7) "STUDIA PEDAGOGICZNE" -
(red. nacz.: prof. dr hab. Henryka Kwiatkowska) - (0081-6795) - 10 pkt

8) "TERAŹNIEJSZOŚĆ - CZŁOWIEK - EDUKACJA"
(red. naczelny: prof. dr hab. Mieczysław Malewski) - 10 pkt


Ufam, że nie tylko naukowcy, ale i studiujący pedagogikę, będą sięgać do tych czasopism, zamiast na strony typu: ściąga.pl.

19 września 2012

Rodzice, dzieci i wnuki pedagogicznej nauki



Światy życia codziennego uczestników interakcji wychowawczych są tematem wiodącym tegorocznej Letniej Szkoły Młodych Pedagogów Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Jedyna w swoim rodzaju forma pracy z młodymi naukowcami po raz dwudziesty szósty okazuje się ważnym wydarzeniem w akademickim środowisku pedagogicznym, bowiem łączy w sobie wielość światów jego codzienności, które - dzięki oryginalnej formie obrad - stają się szczególnym doświadczeniem w życiu każdego z jej uczestników. Znakomita organizacja LSzMP KNP PAN, której podjął się zespół naukowców z Wydziału Pedagogik i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku (UwB) pomnaża wartość tego, co staje się udziałem wielu pokoleń naukowców.
(fot. Inauguracja obrad: A. Korzeniecka-Bondar, M. Dudzikowa, B.Śliwerski, M. Sobecki)

Obrady zaszczycił swoją obecnością prorektor ds. dydaktycznych i studenckich UwB andragog, dr hab. Jerzy Halicki, prof. UwB oraz dziekan Wydziału Pedagogiki i Psychologii -
dr hab. Mirosław Sobecki, prof. UwB. Są cały czas obecni w trakcie trwania Szkoły wszyscy członkowie Kolegium Dziekańskiego wraz z władzami poprzedniej kadencji, dzięki którym doszło do tej inicjatywy. Mam tu na uwadze b. rektora UwB - prof. dr hab. Jerzego Nikitorowicza i b. dziekan Wydziału Pedagogiki i Psychologii - dr hab. Elwirę Kryńską, prof. UwB. Osobą kierująca Szkołą z ramienia Gospodarzy (w roli Prezydencji) jest prodziekan ds. Studiów Niestacjonarnych dr Alicja Korzeniecka-Bondar, natomiast z ramienia Komitetu Nauk Pedagogicznych całością "akademickiej orkiestry" dyryguje od dziewiętnastu już lat niestrudzona, oddana młodym naukowcom prof. zw. dr hab. Maria Dudzikowa z UAM w Poznaniu, wiceprzewodnicząca KNP PAN. Gospodarze wręczyli prof. M. Dudzikowej piękną, kryształową statuetkę z podziękowaniem za Jej wieloletnie kreowanie Szkół KNP PAN.

(fot. Wiceprzewodnicząca KNP PAN - prof. Maria Dudzikowa)


Na załączonej fotografii widać dorobek naukowy LSzMP, który jest bogatym zbiorem recenzowanych prac zbiorowych pod wspólną nazwą: "Zeszyty Naukowe. Forum Młodych Pedagogów", w którym zostały opublikowane wyselekcjonowane artykuły doktorantów i asystentów. Odzwierciedlają one nie tylko zainteresowania i pasje badawcze młodych naukowców, ale i są w wielu przypadkach ich pierwszymi publikacjami naukowymi odsłaniającymi założenia własnych badań lub fragmenty ich wyników. Studiując kilkanaście zeszytów można zauważyć, jakie problemy badawcze stawały się w poszczególnych latach godnymi ich empirycznej weryfikacji oraz jak zmieniały się orientacje metodologiczne młodego pokolenia pedagogów. Redaktorami Zeszytów są za każdym razem Organizatorzy LSzMP-ich sekretarze naukowi, którzy - jak porównamy ich akademicki status sprzed lat, nie zmarnowali swojej szansy i przeszli kolejne stopnie akademickiego awansu. Szkoła ma zatem nie tylko "naukowe dzieci", a więc wypromowanych już doktorów nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika, ale i "naukowe wnuki", jakimi są już dzisiaj doktorzy habilitowani.

(fot. Prezentacja Zeszytów Naukowych. Forum Młodych Pedagogów KNP PAN")


To prawda, że nie wszyscy wspięli się na wyżyny, że tylko część spośród wszystkich uczestników Szkół dołączyła do grona akademickiej rodziny, powiększając wydatnie jej dorobek i wnosząc istotny wkład w rozwój nauk pedagogicznych. Trzeba jednak pamiętać, że Szkoła nie jest obowiązkiem, ale ofertą KNP PAN dla poszukujących wiedzy, wsparcia, oczekujących naukowej konsultacji z zapraszanymi do Szkoły mistrzami czy pragnących skorzystać z szansy na bezinteresowne spotkanie z naukowcami, którego efektem może być, ale nie musi, ich dalsze zaangażowanie się w naukę. To właśnie dla nich, dla młodych pedagogów konstruowany jest z rocznym wyprzedzeniem temat wiodący kolejnej Szkoły, zapraszani są do udziału w niej wykładowcy, eksperci, najlepsi znawcy problematyki, którzy reprezentują nie tylko odmienne orientacje, paradygmaty badawcze, ale i szkoły, modele czy podejścia teoretyczne do wiodącego problemu obrad.



(fot. Dyskusja profesorów: Elżbieta Tarkowska i Maria Czerepaniak-Walczak)

W czasie LSzMP młodzi mogą nie tylko słuchać zaproszonych wykładowców, ale i dyskutować z nimi, zadawać im pytania, spierać się o racje lub dociekań wyjaśnień, dzięki którym lepiej poznają najnowsze zdobycze wiedzy, mogą ją lepiej poznać i zrozumieć. Tu nikt nikomu nie wystawia ocen. Nie ma też egzaminów, bowiem te zdaje się w czasie własnej drogi akademickiego rozwoju i zaangażowania. W Szkole można jednak doświadczyć interdyscyplinarności pedagogiki, kiedy dochodzi do wymiany myśli, poglądów czy recenzji nie tylko między wykładowcami i uczestnikami sesji, ale także między profesorami. Codziennie, w bogatym programie zajęć, przewidziano czas na indywidualne konsultacje, rozmowy, spotkania, by bez obaw można było uzyskać pomoc w rozwiązywaniu własnych dylematów, rozwiewać wątpliwości czy odkrywać w sobie pierwiastki nadziei i aspiracji do zmagania się z ontologicznymi, epistemologicznymi, antropologicznymi czy egzystencjalnymi wymiarami własnych projektów badawczych.

To, co jest niewątpliwią wartością Szkoły, to nieustający dialog między interpretacjami, jakie wyłaniają się z poszczególnych wystąpień. Wielostronna komunikacja między rozmówcami, badaczami generuje nowy język pedagogicznego opisu i wyjasniania świata, pozwala wzajemnie szanować niektóre różnice stanowisk jako naturalne zjawisko kulturowe. Dzięki wiodącemu tematowi każdy z uczestników szkoły może zapoznać się z najważniejszymi źródłami wiedzy, poznać, co na temat przedmiotu analiz opublikowano, a zarazem wyklucza się ostracyzm wobec odmiennych podejść badawczych.

Trawestując myśl poety Adama Zagajewskiego, mogę stwierdzić na podstawie także osobistego udziału w tegorocznej Szkole, że lepszy jest naukowiec poszukujący niż ten, który już wszystko wie (najlepiej). W naukach humanistycznych i społecznych najważniejsze jest poszukiwanie prawdy, dociekanie sensu, istoty interesujacych nas zjawisk, ich uwarunkowań. Naukowcy, którzy wciąż szukają i do czegoś tęsknią, są tak naprawdę ciekawsi od tych, którzy już znaleźli odpowiedź na swoje pytania. Ci ostatni bowiem mogą być wspaniali i zachwycający, ale czegoś im jednak brakuje... W czasie Letnich Szkół Młodych Pedagogów spotykają się ci, którzy w ramch przedmiotu wspólnych debat, żyją pedagogiką, a nie tylko z pedagogiki.






(fot. Obrady LSzMP KNP PAN)

17 września 2012

Minister nauki i szkolnictwa wyższego opublikowała wykaz czasopism naukowych

Środowisko akademickie czekało na ten wykaz pół roku, o czym pisałem już wcześniej. Z dniem 17 września został opublikowany zgodnie z § 14 ust. 2 rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 13 lipca 2012 r. w sprawie kryteriów i trybu przyznawania kategorii naukowej jednostkom naukowym (Dz. U. 2012 r. poz. 877), w formie komunikatu wykaz czasopism naukowych, który składa się z 3 części:

1. Części A- zawierającej liczbę punktów za publikacje w czasopismach naukowych posiadających współczynnik wpływu Impact Factor (IF), znajdujących się w bazie Journal Citation Reports (JCR);

2. Części B - zawierającej liczbę punktów za publikacje w czasopismach naukowych nieposiadających współczynnika wpływu Impact Factor (IF);

3. Części C- zawierającej liczbę punktów za publikacje w czasopismach naukowych znajdujących się w bazie European Reference Index for the Humanities (ERIH).


Dotychczas obowiązująca lista czasopism punktowanych w części B został poszerzona o wiele periodyków, które są ważnym medium w upowszechnianiu wyników prac naukowo-badawczych także pedagogicznego środowiska. Ministerstwo miało wpływ jedynie na wykaz w części B, bowiem o znalezieniu się m.in. polskich czasopism pedagogicznych na liście A i C decydują ośrodki i gremia naukowe poza granicami naszego kraju. Dobrze się zatem stało, że z dotychczasowego wykazu MNiSW w części B wyłączyło już te periodyki, które były w wykazach A i C, a poszerzyło go o wiele nowych lub już istniejącym w tym wykazie podwyższono liczbę punktów. Dzięki temu pedagodzy wszystkich pokoleń i środowisk akademickich - publicznych i niepublicznych, uczelni akademickich i wyższych szkół zawodowych mają wreszcie informację o tym, jak wysoko będzie punktowana ich rozprawa, która została zamieszczona w czasopiśmie z listy B.
Znalazły się na niej następujące czasopisma drukowane (nr ISSN):


Acta Universitatis Nicolai Copernici Pedagogika (0860-1232) - 1 pkt

Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis Studia de Securitate et
Educatione Civili (2082-0917) - 1 pkt

Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia de Arte et Educatione (2081-3325) - 1 pkt

Biuletyn Edukacji Medialnej (1733-0297) - 8 pkt

Biuletyn Historii Wychowania (1233-2224) - 5 pkt

Chowanna - (0137-706X) - 7 pkt.

CZŁOWIEK NIEPEŁNOSPRAWNOŚĆ SPOŁECZEŃSTWO (1734-5537) - 4 pkt

Dyskursy Młodych Andragogow (2084-2740) - 4 pkt

Dziecko krzywdzone. Teoria, badania, praktyka. (1644-6526) 3 pkt

Edukacja - Technika - Informatyka (2080-9069) 5 pkt

Edukacja Biologiczna i Środowiskowa (1643-8779) 4 pkt

Edukacja Ekonomistow i Menedżerow. Problemy. Innowacje. Projekty (1734-087X) 5 pkt

Edukacja Muzyczna (1895-8079) 1 pkt

Edukacja Otwarta (1642-5227) 3 pkt

Edukacja Ustawiczna Dorosłych (1507-6563) 7 pkt

Forum Oświatowe (0867-0323) - 4 pkt

Gerontologia Polska (1425-4956) 5 pkt

Glottodidactica (0072-4769) 6 pkt

HORYZONTY WYCHOWANIA (1643-9171) 7 pkt

Journal of Educational Media, Memory and Society (2041-6938) 4 pkt

Journal of Science Education (0124-5481) 6 pkt

Kognitywistyka i Media w Edukacji (1643-6938) 3 pkt

Kwartalnik Edukacyjny (1230-7556) 2 pkt

NEODIDAGMATA (0077-653X) - 5 pkt

Niepełnosprawność i Rehabilitacja (1642-1981) - 5 pkt

Niepełnosprawność. Połrocznik naukowy (2080-9476) 4 pkt

Opinie Edukacyjne Polskiej Akademii Umiejętności. Prace Komisji PAU do
Oceny Podręcznikow Szkolnych (1733-5175) - 1 pkt

PAEDAGOGIA CHRISTIANA (1505-6872) - 6 pkt

Pedagogia Ojcostwa (2082-3487) - 4 pkt

Pedagogika Katolicka (1898-3685) - 4 pkt

PEDAGOGIKA SPOŁECZNA (1642-672X) - 5 pkt

Pedagogika Szkoły Wyższej (2083-4381) - 2 pkt

Pedagogika, Psihologia ta Mediko-Biologicni Problemi Fizicnogo Vihovanna i
Sportu (1818-9172) - 3 pkt

Prace Naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, Pedagogika (1734-185X) - 4 pkt

Prace naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. S. Edukacja
Techniczna i Informatyczna (1897-4058) - 2 pkt

Problems of Education in the 21st Century (1822-7864) - 9 pkt

PROBLEMY WCZESNEJ EDUKACJI (1734-1582) - 7 pkt

Przegląd Badań Edukacyjnych (1895-4308) - 4 pkt

Przegląd humanistyczny. Pedagogika. Politologia. Filologia (2080-931X) - 1 pkt

PRZEGLĄD PEDAGOGICZNY (1897-6557) - 3 pkt

RESOCJALIZACJA POLSKA (2081-3767) - 2 pkt

ROCZNIK ANDRAGOGICZNY (1429-186X) - 7 pkt

Rocznik Komisji Nauk Pedagogicznych PAN (0079-3418) - 5 pkt

Rocznik Pedagogiczny (0137-9585) - 6 pkt

Roczniki Pedagogiczne (2080-850X) - 2 pkt

Rozprawy z Dziejow Oświaty (0080-4754) - 5 pkt

Społeczeństwo i Edukacja (1898-0171) - 4 pkt

Społeczeństwo i Rodzina (1734-6614) - 7 pkt

STUDIA DYDAKTYCZNE (1230-1760) - 2 pkt

Studia nad Rodziną (1429-2416) - 6 pkt

Studia Pedagogiczne. Problemy społeczne, edukacyjne i artystyczne (1730-6795)- 2 pkt

Studia Pedagogiczno-Artystyczne (Studies in Pedagogy and Fine Arts) (1644-8693) - 2 pkt

Studia z Teorii Wychowania (2083-0998) - 4 pkt

SZKOŁA SPECJALNA (0137-818) - 4 pkt

Wychowanie Fizyczne i Sport (Physical Education and Sport) (0043-9630) - 4 pkt

Wychowanie na co dzień (1230-7785) - 4 pkt

Wychowawca. Miesięcznik Nauczycieli i Wychowawców Katolickich (1230-3720) - 2 pkt

Zamojskie Studia i Materiały. Seria: Pedagogika (2084-5405) - 5 pkt

ZARZĄDZANIE I EDUKACJA (1428-474X) - 5 pkt

Zeszyty Naukowe Szkoły Wyższej Przymierza Rodzin - Seria Pedagogiczna (2082-2944)- 1
pkt

Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Rzeszowskiego. Seria Filologiczna. Dydaktyka - 1 pkt


Wszystkim zespołom redakcyjnym i jednostkom wydającym powyższe czasopisma serdecznie gratuluję, bo znalezienie się lub utrzymanie na liście B jest niewątpliwie efektem ich wieloletniej pracy zespołowej. Pedagogów zachęcam do kierowania swoich artykułów nie tylko do tych czasopism, ale także periodyków, które albo nie zostały jeszcze skierowane do oceny, albo na nią - zdaniem komisji MNiSW - jeszcze nie zasłużyły. Tak jedne, drugie, jak i trzecie stają się dla nas niezwykle ważnym medium do podzielenia się z czytelnikami wynikami własnych badań, a dla praktyków, polityków czy rodziców mogą one być przydatne w podejmowaniu decyzji, jakie wynikają z ich ról.


16 września 2012

Rozpoczyna się Letnia Szkoła Młodych Pedagogów w świecie niecodziennego życia


Już dzisiaj dotarli do Supraśla pierwsi uczestnicy XXVI Letniej Szkoły Młodych Pedagogów Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk, którą w tym roku współorganizuje z Komitetem zespół naukowców Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku. Mimo, że nie ma w czasie trwających prawie tydzień spotkań, wykładów, warsztatów, licznych rozmów i dyskusji najważniejszych osób, to jednak Prowadzącą Szkołę jest nieprzerwanie od kilkunastu lat prof. zw. dr hab. Maria Dudzikowa z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Sekretarzem Naukowym tegorocznej edycji Letniej Szkoły Młodych Pedagogów jest Prezydent Forum Młodych Pedagogów, pedagog z Uniwersytetu w Białymstoku - pani dr Alicja Korzeniecka - Bondar . Problematyka tegorocznej Szkoły, została ustalona w ubiegłym roku w Lublinie, a skoncentrowana będzie wokół tematu: Światy życia codziennego uczestników interakcji wychowawczych. Eksploracje, analizy, interpretacje.



Przygotowania do tej naukowo-duchowej uczty trwają nieustannie, przez cały rok, a jej przyszłoroczny organizator, jakim będzie akademickie środowisko pedagogów Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu, już za kilkanaście godzin w uroczystym klimacie odbierze z rąk Dziekana Wydziału Pedagogiki i Psychologii UwB pana dr. hab. Mirosława Sobeckiego, profesora UwB -„Pałeczkę Gospodarza” XXVII LSzMP KNP PAN. Żaden inny PAN-owski Komitet nie animuje porównywalnej, a przy tym cyklicznej, systematycznej i tak zróżnicowanej programowo formy pracy z młodymi naukowcami. Mimo prowadzonych przez jednostki akademickie w naszym kraju studiów III stopnia, które nastawione są na podstawowe przygotowanie metodologiczno-teoretyczne oraz dydaktyczne przyszłych naukowców, badaczy i nauczycieli, każdego roku spotykają się na tydzień asystenci, doktoranci, wykładowcy i doktorzy z profesorami tytularnymi i uczelnianymi najlepszych polskich uniwersytetów i akademii oraz ze specjalnie zaproszonymi Gośćmi-Mistrzami w swoich dyscyplinach naukowych. Są oni zapraszani ze względu na obowiązujące w czasie Letnich Szkół interdyscyplinarne podejście do badań w naukach humanistycznych i społecznych, a proces uczenia się i nabywania nowych doświadczeń ma tu dwukierunkowy charakter.

Szerzej na temat dwudziestopięcioletnich już doświadczeń, sukcesów i drobnych porażek, można przeczytać w sukcesywnie zamieszczanych na łamach Rocznika Pedagogicznego KNP PANsprawozdaniach, a także w książce pod redakcją Ewy Bochno i Alicji Korzenieckiej - Bondar: O budowaniu kapitału ludzkiego i społecznego w środowisku naukowym. 25 – lecie Letniej Szkoły Młodych Pedagogów przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN (Wyd. UMCS, Lublin 2011).


Podstawowym celem Letnich Szkół jest wspieranie i stymulowanie rozwoju naukowego młodych pedagogów: tworzenie okazji do uzupełniania i pogłębiania wiedzy, bogacenia własnego warsztatu badawczego a także prezentacji osiągnięć naukowych oraz promowanie najzdolniejszych. Ważne jest również kreowanie warunków, które sprzyjają autentycznej integracji środowiska pedagogicznego i zacieśnianiu więzi międzypokoleniowej. Bycie współgospodarzem Letniej Szkoły to duże przedsięwzięcie intelektualne i organizacyjne wymagające zaangażowania i wysiłku. Jestem przekonany, że tegoroczna SZKOŁA będzie wielce pożytecznym i inspirującym dla wszystkich jej uczestników "LETNIM UNIWERSYTETEM".

WYKŁAD INAUGURACYJNY p.t. Co się dzieje między ludźmi? wygłosi socjolog
dr hab. Ireneusz Krzemiński, prof. UW.




15 września 2012

Studia pedagogiczne w wyższych szkołach prywatnych i uczelniach publicznych


w świetle danych i prognoz Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego studia w uczelniach publicznych są korzystniejsze od studiów w wyższych szkołach prywatnych z kilku powodów:

- największe uczelnie akademickie w kraju, jak uniwersytety czy akademie (pedagogiczne, teologiczne, humanistyczne itp.) posiadają ustabilizowaną i liczną kadrę akademicką, a zatem przedkładana przez nie oferta może być realizowana;

- powyższe uczelnie posiadają bardzo dobrą bazę materialną, a ich sytuacja finansowa jest stabilna, gdyż gwarantowana przez państwo;

- istnieje większa tzw. drożność wewnętrzna w toku studiów, tzn. możliwość interdyscyplinarnego studiowania na kierunku pedagogika z wykorzystaniem kadry innych wydziałów czy kierunków studiów o najwyższych kwalifikacjach;

- dzięki renomie polskiego uniwersytetu czy akademii w innych krajach i co najmniej kilkudziesięcioletniej współpracy międzynarodowej istnieje większa możliwość studiowania w ramach programów wymiany studenckiej np. ERASMUS w równie renomowanych uczelniach świata, tym samym zyskujemy wyższe kwalifikacje i doświadczenie zawodowe czy naukowe;

- od nauczycieli akademickich wymaga się kreatywności, zaangażowania w projekty naukowo-badawcze i prace na rzecz własnego awansu;

- uniwersytety i akademie dysponują nie tylko akredytacją kierunku pedagogiki, ale i instytucjonalną, które potwierdzają jakość kształcenia oraz - co świadczy o ich najlepszym przygotowaniu do edukacji kolejnych pokoleń - prowadzą badania naukowe i kształcą kadry naukowe własne oraz dla innych uczelni;

- nauczyciele akademiccy, jak i administracji uczelnianej mają gwarantowaną nie tylko jawną polityką płacową, ale i dzięki działalności związków zawodowych wysokie poczucie bezpieczeństwa pracy. Mają zatem wyższy poziom motywacji i zaangażowania w kształcenie studentów oraz prowadzenie badań naukowych;

- są zarządzane przez samorząd, w którym dominującą rolę odgrywają profesorowie, wybieralne rady wydziałów i senaty. Role wykonawcze pełnią wybieralne organy władzy jednoosobowej, a więc akceptowane przez naukowców, studentów i pracowników administracji uczelnianej autorytety, które są poddawane kontroli środowiska akademickiego.

- przejrzystość uczelni wynika z zapewnienia jej rozliczalności i jawności działania na tle całego systemu akademickiego.


Warto dostrzec, że trzy wyższe szkoły prywatne - Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu, Wyższa Szkoła Nauk Społecznych - Pedagogium w Warszawie oraz Akademia Ignatianum w Krakowie zaliczają się do jedynych w sferze szkół prywatnych uczelni akademickich, bowiem mają nie tylko najwyższy status jakości kształcenia na kierunku pedagogika, ale i uzyskały uprawnienia do nadawania stopni naukowych w dyscyplinie pedagogika. Najwyżej spośród nich lokuje się DSW we Wrocławiu, bowiem ma pełne uprawnienia naukowe, których nie posiada większość jednostek uniwersyteckich w kraju, które kształcą na kierunku pedagogika, zaś pozostałe dwie uczelnie uzyskały przed rokiem prawo do nadawania pierwszego stopnia naukowego - doktora w dyscyplinie pedagogika. Niewątpliwie, biorąc pod uwagę wiele lat rozwoju i kształcenia na studiach magisterskich w Wyższej Szkole Pedagogicznej ZNP w Warszawie i ta uczelnia niepubliczna zbliża się do czołówki w tej strefie szkolnictwa wyższego.

Pedagogika jest od wielu lat kierunkiem "masowym”, który charakteryzuje duża liczba studentów, toteż w wyższych szkołach prywatnych, w dużych aglomeracjach ma miejsce niewielka liczba studiujących, a zatem i nieliczna kadra nauczycielska, najczęściej pozyskiwana dla studiów I stopnia (licencjat) w charakterze dodatkowego zatrudnienia, a na studiach II stopnia z tzw. grupy naukowców drugiego obiegu, którzy nie mogą być pierwszoetatową kadrą w uniwersytetach czy w akademiach. Wyłączani ze świata nauki, przestają ją uprawiać, a tym samym też wiele w niej znaczyć.

Wyższe szkoły prywatne, niepubliczne funkcjonują na zasadzie administracyjnego minimum zatrudniania kadr nauczycielskich, a tym samym nie mogą gwarantować ani stabilności, ani ciągłości, ani jakości kształcenia. Pracują w tych szkołach, mających głównie kształcić zawodowo wyrotowani z uczelni publicznych adiunkci, doktorzy bez dorobku naukowego, aczkolwiek z dużym doświadczeniem dydaktycznym. To jednak nie idzie w parze z dostępem do najnowszej wiedzy, skoro sami się nie rozwijają naukowo, tylko zatrudniają w wielu miejscach pracy w celach zarobkowych. Założyciel nie jest zainteresowany jakimkolwiek awansem naukowymswoich podwładnych jako "robotników w białych kołnierzykach".

Wydatki założycieli wyższych szkół prywatnych na rozwój naukowy dyscypliny - kierunku studiów i jej kadr są bliskie zeru, a jeśli są wykazywane jako istotne, to głównie w zakresie pozyskiwanych środków unijnych na poprawę jakości kształcenia. Ta jednak nie jest związana z własnym rozwojem naukowych kadr tych szkół, tylko finansowaniem ich płac, zatrudnienia, zakupu pomocy dydaktycznych czy organizacji konferencji oświatowych. Z nauką ma to niewiele wspólnego, aczkolwiek wydaje się opinii publicznej, że jest inaczej.

Źródła przychodów z działalności dydaktycznej wyższych szkół prywatnych są podstawą do funkcjonowania części z nich jako biznesu, przedsiębiorstwa rynkowego, które ma przynosić właścicielowi określone zyski kosztem inwestycji akademickich w rozwój kadr nauczycielskich naukowych i w zasoby infrastrukturalne do badań naukowych. Zatrudnianych traktuje się jak "robotników", którzy jako najtańsza siła robocza mają czynić koszty kształcenia jak najniższymi, by tym samym wzrastały zyski właściciela szkoły.

Kadry wyższych szkół prywatnych wśród pełnozatrudnionych w nich nauczycieli cechuje - w odróżnieniu od szkół publicznych - przewaga osób w wieku emerytalnym lub do niego zbliżonym. Zatrudnia się ich często jedynie w celu uzyskania uprawnień do prowadzenia studiów na kierunku pedagogika, nie oczekując od nich (często jest to niemożliwe) pracy naukowo-badawczej. Profesorowie czy doktorzy habilitowani mają w tych "wsp" bywać dla potrzeb kontroli zewnętrznej.

Szeroko rozumiana autonomia nauczycieli akademickich jest w tzw. "wsp" ograniczana przez właścicieli tych szkół do świadczenia usług dydaktycznych, a nie rzeczywistego współdecydowania o rozwoju szkoły i jej kierunku studiów. Współpraca z władzami lokalnymi, samorządowymi jest prowadzona na zasadach częściowej, a ukrywanej korupcji w postaci zatrudniania w tych szkołach przedstawicieli tych władz lub członków ich rodzin. Rektora, dziekanów czy kierowników jednostek (pozornie naukowych) powołuje założyciel szkoły i on ich odwołuje, nie mając żadnych kwalifikacji do oceny ich pracy poza kierowaniu się przez nich poziomem lojalności i usłużności wobec niego.

Szkoły prywatne cechuje nieprzejrzystość funkcjonowania administracyjnego, ekonomicznego i prawno-akademickiego. Są one poza jakąkolwiek kontrolą społeczną, a zatem studiujący mogą być zaskakiwani nagłymi podwyżkami różnego rodzaju opłat, spadkiem jakości kształcenia czy rezygnacją z ofert dydaktycznych na skutek ich zbyt dużych kosztów. Unika się w tych szkołach kształcenia indywidualnego, by nie stracić z tego tytułu dochodów z czesnego.

Jakie zagrożenia wynikają dla podejmujących studia pedagogiczne w wyższych szkołach prywatnych (tzw. "wsp")? Jak wskazują na to raporty MNiSW i PKA, są to:

- niski poziom wykształcenia zawodowego;

- profesjonalnie przygotowana, ale pozorowana w praktyce realizacja programów kształcenia;

- niski prestiż szkoły, której dyplomem legitymuje się jej absolwent;

- niemożność studiowania na specjalności ze względu na brak środków do jej sponsorowania przez właściciela szkoły. Oferuje się tylko takie specjalności, które "opłacają się" właścicielowi szkoły, dzięki największemu popytowi na nie;

- przeinwestowanie właściciela szkoły i związana z tym niewypłacalność wobec kadr kształcących i/czy utrata płynności finansowej szkoły;

- nieprzejrzystość decyzji właściciela szkoły, wprowadzanie w błąd klientów (studiujących, jak i osób ich kształcących) o stanie potencjalnego zagrożenia upadłością szkoły. Nauczyciele akademiccy są tu pracownikami drugioej kategorii, co widać m.in. w powoływaniu na funkcje rektorów czy dziekanów osób spełniających przede wszystkim wymóg formalny, administracyjny, a nie naukowy, akademicki (tu rektorem czy dziekanem może być każdy ze stopniem naukowym doktora bez jakiegokolwiek związku z kierunkiem kształcenia czy zakresem merytorycznym badań naukowych lub zadań akademickich);

- niepewność zatrudnienia, stosowanie innych niż na stałe umów o pracę - umowy czasowe, zlecenia, ułatwiające zwalnianie nauczycieli akademickich (często z powodów pozamerytorycznych), co skutkuje częstymi rotacjami (gorszy i tańszy wypiera lepszego);

- manipulowanie przez kanclerzy płacami nauczycieli akademickich - płacenie "pod stołem", nieodprowadzanie składek do ZUS, opóźnianie wypłat lub ich redukowanie w zależności od niesprawdzalnych przez pracowników sytuacji czy okoliczności, brak systemu premiowania za rzeczywiste osiągnięcia i zaangażowanie (tu zyskują mierni, ale wierni);

- brak zainteresowania władz tzw. "wsp" w awans naukowy nauczycieli akademickich; brak jakiejkolwiek pomocy w ich rozwoju ze względu na ich własny, niski prestiż naukowy albo jego brak;

- od pracowników wymaga się zaangażowania jedynie w tych działaniach, które służą pozyskiwaniu środków finansowych, natomiast nie oczekuje się kreatywności, dociekliwości, a wszelkie odstęstwa od procedur są uważane za nielojalność i łamanie procedur szkoły jako firmy biznesowej;

- nacisk założycieli na zwiększenie liczby osób studiujących przy równoczesnym lekceważeniu przez nich dostępu studiujących do jak najlepszych warunków kształcenia, kadr akademickich czy programowych ofert;

- ograniczenie interdyscyplinarności studiów w tych "wsp", w których są dwa-trzy kierunki kształcenia, w dodatku z kadrą o niskich kwalifikacjach i brakiem dorobku naukowego;

- czterokrotnie częstsze w stosunku do szkół publicznych uzyskiwanie w wyniku analizy i oceny jakości kształcenia przez Polską Komisję Akredytacyjną ocen negatywnych, a w przypadku ocen warunkowych na poziomie ponad 20% spośród wszystkich "wsp";

- brak poddania się tzw. ocenie parametrycznej, określającej poziom jakości naukowo-badawczej tzw. "wsp", co wynika w 95% tych szkół z braku własnych osiągnięć naukowych ich kadr w okresie zatrudnienia w tych szkołach;

Jakie są szanse dla studiujących pedagogikę w mniejszych ośrodkach, w wyższych szkołach zawodowych - publicznych i prywatnych? W świetle raportów są to:

- mniejsze koszty kształcenia, jakie muszą ponieść studiujący;

- wyższa jakość kształcenia w małych uczelniach jednokierunkowych, pozwalająca lepiej i głębiej łączyć teorię z praktyką;

- wyrównywanie szans edukacyjnych u młodzieży, poszukującej konkretnego zawodu w wyniku bliskiej współpracy takiej szkoły z lokalnymi placówkami edukacyjnymi czy opiekuńczo-wychowawczymi;

- racjonalne gospodarowanie zasobami finansowymi i kadrowymi na poziomie adekwatnym do własnych możliwości.

Co łączy oba sektory szkolnictwa, w których część placówek prowadzi studia na kierunku pedagogika? Zapewne to, że w obu (chociaż w niewielu już wyższych szkołach prywatnych) są zatrudniani znakomici naukowcy, wysokiej klasy specjaliści, o bogatym dorobku naukowym, zaś w wielu uniwersytetach czy akademiach przetrzymuje się na stanowiskach naukowych osoby, które nie wnoszą już niczego nowego do rozwoju pedagogiki, a często i własnych jednostek akademickich wraz z ich kadrami. Zapewne w obu typach szkół wyższych zdarzają się w obsłudze studentów osoby z wielką kulturą osobistą, troską i rzetelnością, jak i takie, którym studenci przeszkadzają w pracy. Tylko niektóre wyższe szkoły prywatne mogą pochwalić się własną bazą dydaktyczną, znakomitym zapleczem do studiowania i prowadzenia różnego rodzaju form wspierania rozwoju młodych pracowników naukowych. W obu sektorach edukacji wyższej niektóre uczelnie obchodzą ustawowy zakaz pobierania od studentów pewnych opłat, np. za egzaminy poprawkowe. Pracodawcy mają też coraz wyższą świadomość tego, kogo potrzebują w placówkach oświatowych, pozaszkolnych, wolnoczasowych, specjalnych, w tym resocjalizacyjnych itd., itd.

Większość już dokonała wyboru uczelni, w której będzie studiować od nowego roku akademickiego 2012/2013. Część jeszcze się zastanawia. Pozostały jeszcze miejsca na studiach bezpłatnych, stacjonarnych w uczelniach publicznych oraz są niemalże nieograniczone możliwości studiowania z odpłatnością. Lokując nadzieje i własne środki warto zastanowić się, czy nie trafimy do upadającego biura turystycznego lub kolejnego parabanku dyplomów.

14 września 2012

Rozprawa pedagog walczy o Nagrodę Teofrasta


Do tegorocznej rywalizacji o tytuł najlepszej książki psychologicznej przystąpiło 17 wydawnictw, które zgłosiły łącznie 44 książki do Nagrody Teofrasta.

Niniejsza nagroda została ustanowiona i przyznana po raz pierwszy przez redakcję magazynu psychologicznego „Charaktery” w 2009 roku, wpisała się już na stałe w kalendarz prestiżowych imprez promujących polską psychologię. O jej randze świadczy chociażby fakt, że patronat honorowy nad Nagrodą sprawuje prof. Michał Kleiber, prezes Polskiej Akademii Nauk, a laureatami trzech poprzednich edycji zostały wybitne osobowości polskiej psychologii: Jan Strelau, Dariusz Doliński, Maria Jagodzińska, Paweł Boski, Bogdan Wojciszke, Ewa Woydyłło, Wiesław Łukaszewski, Piotr K. Oleś i Dorota Zawadzka.

Laureatów tegorocznej Nagrody Teofrasta (wybranych przez Jury konkursu) poznamy
w październiku w trakcie uroczystej gali w gmachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Tymczasem zachęca się Czytelników do udziału w plebiscycie, który wyłoni laureata Nagrody w kategorii: najpopularniejsza książka psychologiczna. Wystarczy między 1 a 20 września wziąć udział w internetowym głosowaniu na stronie www.nagrodateofrasta.eu. Na uczestników plebiscytu czekają cenne nagrody książkowe oraz dwuosobowe zaproszenie na trzydniowy pobyt w ośrodku Panorama Morska w Jarosławcu. Więcej informacji na temat zgłoszonych do Nagrody książek, a także idei Nagrody znaleźć można na w/w stronie.


Wśród nominowanych do tej Nagrody jest niezwykle ważna społecznie rozprawa pedagog z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie - prof. zw. dr hab. Krystyny Marzec - Holki p.t. Przemoc seksualna wobec dziecka. Studium pedagogiczno-kryminologiczne (Oficyna Wydawnicza "IMPULS" Kraków 2011).

Gorąco zachęcam i zapraszam do udziału w głosowaniu internetowym po przeczytaniu tej rozprawy oraz do „kampanii” informacyjnej podzielenia się informacją o głosowaniu na książkę o wyjątkowym w dzisiejszych czasach znaczeniu naukowym i socjalizacyjnym. Może mniej dzieci zostanie skrzywdzonych a świadomość tej potwornej patologii wywoła właściwą reakcję wśród polityków i służb państwa na rzecz ochrony dzieci przed nią i skutecznego przeciwdziałania rozszerzaniu się tego zjawiska w naszym kraju.


13 września 2012

Zakazana edukacja



Autor wielu, znakomitych prac naukowych poświęconych pedagogice i edukacji między- i wielokulturowej z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy dr Przemysław Grzybowski poinformał mnie, że poprzez Facebook ma dostęp do materiałów z Brazylii, Peru i Meksyku, które pochodzą głównie ze stron organizacji pozarządowych. Tamtejsza oświata mimo ogromnych problemów materialnych rozwija się dynamicznie i - jego zdaniem - jest świetnym źródłem rozwiązań poszczególnych problemów oraz źródłem pomysłów na ożywienie skostniałych i opartych na komercji systemów takich jak nasz.

Jest to coraz bardziej popularny w Ameryce Południowej film mówiący o edukacji opartej o najczęściej nieobecne kategorie typu: miłość, szacunek, wolność nauczania itp. Co najważniejsze, film można kopiować i wykorzystywać nieodpłatnie do celów edukacyjnych. Na Youtubie są już dostępne napisy w kilku językach. Byłoby wspaniale, gdyby ktoś wstawił także polskie, oczywiście profesjonalnie przygotowane, bo materiał o takiej wartości poznawczej i ideowej musi być opatrzony odpowiednio wartościowymi komentarzami.

Zamieszczam zatem linki do filmu i strony projektu z nadzieją, że zainspirują czytelników bloga do refleksji lub do wykorzystania czegoś w praktyce oświatowej.
Koledze P. Grzybowskiemu bardzo dziękuję za dzielenie się z nami pedagogicznym kapitałem.

strona główna projektu
http://www.educacionprohibida.com/

wersja z napisami w kilku językach:
http://www.youtube.com/watch?v=-1Y9OqSJKCc

12 września 2012

Gdzie ci pedagodzy są?


Tezy i obliczenia dr hab. W.S. Krysztofiak - filozofa z Uniwersytetu w Szczecinie wywołują duże zainteresowanie wśród czytelników mojego blogu. Uprzedzam naszego oponenta, że mój blog nie jest komercyjny, a zatem liczba wejść ma bezinteresowny charakter ze strony czytelników i dla prowadzącego, dla każdego, kogo zainteresuje którykolwiek z wpisów czy komentarzy. Szokująca liczba wymienionych przez logika pedagogów-naukowców, którzy śmierdzą leniem, biorą płace z publicznej kasy i nie publikują niczego godnego nie tylko Jego uwagi, ale całego świata, w tym szczególnie afrykańskiego spowodowała, że zajrzałem do Bazy Nauki Polskiej, by odpowiedzieć sobie na pytanie, GDZIE SĄ CI PEDAGODZY- NAUKOWCY?

KIM ONI SĄ, że tak trącą leniem? Kto dał im stopnie naukowe? Gdzie pracują? Dlaczego niczego nie tworzą? Może jednak nasz Doktor Habilitowany Filozofii z USz ma rację? Może jednak ponad 3,8 tys. pedagogów - naukowców to jakieś pasożyty w kwiecie wieku, które żyją na koszt społeczeństwa, a tu taki kryzys gospodarczy kraju, a zarazem taki upadek oświaty... i wszystko to przez nich?!!! Ja bym skierował sprawę do prokuratury i do NIK-u. Niech podejmą śledztwo, niech sprawdzą, dlaczego nie pracują, tylko biorą kasę publiczną! A co!

Sam też sprawdzam. Leniem nie jestem. Oto kilka przykładów, bo gdybym poświęcił uwagę tylu tysiącom zarejestrowanych w bazie MNiSW pedagogów, to nikt by tego nie przeczytał, tylko usnął z nudów, albo zaczął się lenić, zgodnie z tezą szczecińskiego logika. Doprawdy, metodologia badań filozoficznych przewiduje taką procedurę.

Otwieram bazę w dziale "Ludzie nauki" i zaczynam wpisywać kolejne nazwiska profesorów, którzy ponoć żyją na koszt państwa polskiego, naszego wspólnego budżetu, a w rekordzie jest podana informacja, że są pedagogami. Oto tylko kilka przykładów (kursywą są cytaty z w/w bazy):

prof. dr hab. Victor Chechat
Dyscypliny KBN: pedagogika
Specjalności: brak danych


Szukam miejsca pracy naukowej w Polsce pana Chechat'a. Jest! AHE w Łodzi. No dobrze, ale kim On jest? Kto mu nadał stopień doktora, w której jednostce się habilitował, gdzie uzyskał tytuł profesora? W życiu nie słyszałem o takim profesorze pedagogiki w Polsce. Nie znam żadnej jego książki naukowej. To może ma rację nasz filozof? A może to jest obcokrajowiec? Jak sądzi nasz logik - czy zatrudnienie takiego profesora pedagogiki obciąża polską pedagogikę jako naukę? W czym? Może w tym, że pracuje on wprawdzie w Akademii, ale ta nie posiada uprawnień naukowych do nadawania stopni naukowych z pedagogiki? Po co zatem liczyć Go do owej liczby pasożytów, leni? Z jakiej racji przypisywać tej - być może wielce szacownej Osobie spoza naszego kraju - winę za pseudo dorobek naukowy polskiej pedagogiki?

Gdyby pan dr hab. W.S. Krysztofiak poczytał trochę mój blog, to by się dowiedział, że mamy w kraju "naukowców - Marsjan" tak w pedagogice, jak i w socjologii, psychologii a nawet filozofii, do których zaliczyć można przywożących ze Słowacji dyplomy docentów lub doktorów z nieuznawanej w Polsce dyscypliny naukowej, jaką na Słowacji czy w Czechach jest praca socjalna czy dydaktyka przedmiotowa (metodyka kształcenia). Wielu spośród nich samowolnie zdefiniowała swoje kwalifikacje naukowe jako odpowiadające "pedagogice" mimo, że z pedagogiką mają tyle wspólnego, co ja z filozofią jako dyscypliną naukową. W powyższej bazie znajdziemy jednak przy ich nazwiskach adnotację: dyscypliny KBN: pedagogika.

Kto na to pozwolił? Pani minister B. Kudrycka toleruje ten fakt bezprawia w naszym kraju i nie reaguje na ekspertyzy, raporty i protesty środowisk naukowych w naszym kraju. Nigdy nie było w klasyfikacji KBN takich dyscyplin naukowych, ale dzisiaj wszystko jest pedagogiką. Wystarczy, że komuś nie powiedzie się przewód habilitacyjny czy doktorski z psychologii lub socjologii, a i zdarza się, że z filozofii, a już zmienia tytuł rozprawy, wprowadza do niego w dowolnym kontekście pojęcie "pedagogika", "edukacja", "nauczyciel" lub "uczeń", a może ona być przedmiotem przewodu naukowego właśnie z pedagogiki. Niektórzy habilitowali się z pedagogiki i w ich rekordzie występuje adnotacja - "pedagog", ale wykłady i seminaria dyplomowe prowadzą z psychologii, socjologii a nawet filozofii. Do kogo ma zatem dr hab. W.S. Krysztofiak pretensje?

Szukajmy dalej, a znajdziemy, bez kłopotu:

prof. Frantisek Dlugos
Dyscypliny KBN: pedagogika
Specjalności: brak danych


W tym przypadku nawet nie wiadomo czy pracuje w Polsce? Raczej nie. Jego dane występują w Bazie Nauki Polskiej, gdyż prawdopodobnie był recenzentem któregoś z polskich zwolenników słowackiej habilitacji lub doktoratu. Ten pan jest profesorem Teologii i pracuje w Katolickim Uniwersytecie w Rużomberku. Kto i dlaczego w bazie MNiSW przypisał mu bycie "pedagogiem", na domiar polskim? Niech nasz krytyczny filozof zapyta o to panią minister B. Kudrycką. Też chciałbym wiedzieć.

No to sięgnijmy po kolejne nazwisko z początku alfabetu w ramach wyszukiwanych - jak poucza nas logik - rekordów "pedagogika":

prof. dr hab. S. W. Aleksejew
Dyscypliny KBN: pedagogika
Specjalności: brak danych


No proszę! Brak danych. Nie wiem, kim jest, skąd pochodzi, czy i gdzie pracuje, itd., itd.? Ale nas obciąża kolejny "cichociemny" (przepraszam Cichociemnych)? Kolejny leń? To przez tego Pana polska pedagogika jest gorsza od Afryki? Pogratulować!

Kolejny rekord - czytam w powyższej bazie i dokładnie cytuję treść:

prof. zw. dr hab. Jan Stanisław Bogusz (nie żyje)
Id osoby: 22430
Dyscypliny KBN: pedagogika
Specjalności: dydaktyka ogólna, pedagogika wojskowa


Kolejny rekord:

prof. dr hab. Jerzy Cytowski (nie żyje)
Id osoby: 62094
Dyscypliny KBN: pedagogika
Specjalności: historia wychowania


prof. dr hab. Edward Gajda (nie żyje)
Id osoby: 39903
Dyscypliny KBN: pedagogika
Specjalności: pedagogika rolnicza


Mój Ty Panie Boże! To i zmarli też nas obciążają? Świeć Panie nad ich duszą. To przez nich jesteśmy gorsi od Afryki?


Czytam dalej:

prof. dr hab. Anton Fabian
Id osoby: 83753
Dyscypliny KBN: pedagogika
Specjalności: (brak)


Podobnie, jak wcześniej. Nie jest to profesor polskiej pedagogiki, tylko profesor teologii na Wydziale Teologicznym Katolickiego Uniwersytetu w Rużomberku na Słowacji. Dlaczego pojawił się w polskiej bazie? Prawdopodobnie z tego powodu, że był recenzentem osób z naszego kraju, które uzyskały habilitację na Słowacji, w tymże Uniwersytecie z .... pracy socjalnej. I on i oni są pedagogami??? Czyżby? Czy ktoś, kto jest profesorem teologii i promuje habilitantów z teologii fundamentalnej, jest pedagogiem? Oczywiście, że tak. Wszyscy jesteśmy nauczycielami akademickimi, tak więc pedagogami są wszyscy - pracujący w uniwersytetach, akademiach, politechnikach, w wyższych szkołach zawodowych - inżynierowie, medycy, artyści, biolodzy, fizycy, no i filozofowie. Panie Doktorze Habilitowany, Pan też - w świetle takiej logiki - obniża dorobek polskiej pedagogiki na tle Afryki.

Kolejne nazwiska? Proszę bardzo:

prof. dr V. Gambino
Id osoby: 81210
Dyscypliny KBN: pedagogika


Brak danych o tym profesorze. Zapewne nie mieszka i nie pracuje w Polsce. W bazie jednak widnieje. Powód? Był czyimś recenzentem.


prof. dr hab. Borys Fedoryszyn
Id osoby: 114187
Dyscypliny KBN: psychologia, pedagogika
Specjalności: psychologia rozwoju



W bazie nie ma informacji o tym, co to za pedagogika, której specjalnością jest psychologia rozwoju? To ta osoba jest psychologiem i pedagogiem? Skąd? Gdzie uzyskała takie kwalifikacje? Gdzie pracuje w Polsce i obciąża konto pedagogicznego lenistwa?