21 lutego 2012
Jak mogłaby wyglądać rozmowa ministra edukacji narodowej na dywaniku u Premiera III RP?
Musimy to sobie wyobrazić, gdyż media i tak nie będą miały do niej dostępu. Gdyby w resorcie rządził Roman Giertych, to może odbywałyby się one w "Sali lustrzanej", czyli z lustrem weneckim w ścianie. Wówczas moglibyśmy sobie coś z tej rozmowy podejrzeć i po gestykulacji oraz mimice domyśleć się, o czym też oni ze sobą rozmawiają i jaki jest klimat tej „spowiedzi”. Co najwyżej pozostaje nam liczyć na nagranie, które za jakiś czas ktoś ujawni, bo na platformie ponoć trzeba nagrywać, najlepiej z ukrycia. Jeden z nauczycieli wyższej szkoły prywatnej w Łodzi, gdyby nie nagrywał rozmowy z jej rektorem, to nigdy by nie udowodnił, że miał do czynienia z prostactwem i naruszeniem dobrego imienia w pseudo akademickich klimatach. A tak, złożył sprawę do sądu i wygrał zadośćuczynienie.
No więc, jak mogłaby taka rozmowa wyglądać? Wczujmy się w rolę pani minister. Może ta rozmowa mogłaby wyglądać tak:
Drogi Panie Premierze, proszę mnie jeszcze nie zwalniać ze stanowiska ministra edukacji narodowej. Dopiero upłynęło sto dni, a sam Pan wie, że to niewiele, jak na 4 lata bycia Podsekretarzem Stanu, w dodatku jako wiceministrowa pani Katarzyny Hall. Sekretarzem Stanu jestem przecież dopiero od 18 listopada 2011 r. a do matury mam jeszcze 100 dni. Ja wiem, że w tym Stanie nie jest łatwo być Sekretarzem. Pozostawiono mi w resorcie rzecznika, który jest przedłużonym ramieniem (tamtej) władzy, więc nie mam właściwie ruchu. W dodatku mimo młodego wieku nie potrafił nauczyć się, ustawy o systemie oświaty. Właściwie, to mu się nie dziwię, bo ciągle przecież musimy ją nowelizować. Już sama nie wiem, o co w niej chodzi.
Najważniejsze, że mamy na rynku tyle firm prywatnych, które prowadzą szkolenia dla dyrektorów i kuratorów, wizytatorów, że ktoś im to wszystko lepiej wytłumaczy, niż nasz rzecznik.
A że wiedza kosztuje? No cóż, w końcu tworzymy społeczeństwo wiedzy. Dlatego przepraszam, ale nie wszystko jeszcze zdążyłam w tej oświacie sprywatyzować. Byłam pewna, że uda się przerzucenie kosztów obowiązkowej edukacji na społeczeństwo, a tu pech, zaczęli nam patrzeć na ręce. Tam, gdzie mamy zaufanych prezydentów miast, wójtów i starostów, to jakoś leci, ale opozycja ciągle pod nami kopie dołki i kwestionuje zamykanie szkół, likwidowanie ośrodków szkolno-wychowawczych, zamykanie szkół specjalnych, itp. a mogło być tak pięknie, tanio i bez stresu. Zatkalibyśmy dziurę budżetową.
Czego nie uczynię, to i tak zostanie to zakwestionowane, ośmieszone przez media, związki zawodowe i wścibskich naukowców. Co zacznę coś planować, to z resortu wcześniej wyciekną tajne informacje i jestem spalona. Chciałam wykorzystać środki unijne na jakiś wywiad sponsorowany czy apel do społeczeństwa, ale podobno są z tym problemy. Ci niewdzięczni nauczyciele nie potrafią docenić nawet tego, jak wiele razy otrzymywali dzięki nam, naszej platformie z peeselem podwyżki płac. I co? Znowu są niezadowoleni. Ile by im nie dać, i tak będą narzekać.
Trzeba było zachęcić niektóre samorządy, żeby przetestowały możliwości obejścia Karty Nauczyciela. Musimy tym leniom odebrać przywileje zbyt krótkiego czasu pracy, zbyt długich wakacji, zbyt wysokich pensji, zbyt wysokiego wykształcenia, nader wysokich aspiracji. Nie damy im laptopów i palmtopów, ipodów i tabletów. Niech sobie biorą sami tablety, skoro tak często są na chorobowym i na urlopach zdrowotnych. Po co mamy im te tablety finansować z naszej puli? Nie może za to zapłacić minister B. Arłukowicz? Niech no Pan Premier weźmie go w obroty. W końcu, jak już uporał się z pieczątkami lekarzy i aptekarzy, to może pójść na ugodę z Ruchem Palikota i sypnąć trochę marychy młodzieży. Będzie miała bardziej optymistyczny nastrój, przestanie narzekać i nie będzie musiała nawet pracować, bo pozwolimy jej studiować w wyższych szkołach prywatnych, gdzie zostanie poddana resocjalizacji i rewalidacji. Odroczymy jej bezrobocie o 3 lata. To tak, jak sześciolatkom. Niech się Pan Premier nie martwi. Mam w resorcie na stanowisku doradcy politycznego psychologa klinicznego, specjalistę od narkomanii.
Co jeszcze bym mogła Panu przekazać? Rzeczywiście, niepotrzebnie chlapnęłam na początku swojej kadencji, że odroczę wcześniejszy obowiązek szkolny sześciolatków. Przestraszyłam się trochę rodziców, którzy postanowili ratować maluchy mimo, że jeszcze wszystkie nie zaczęły tonąć. Szkoła miała być dla nich przyjazna, a tu okazało się, że rodzice są nieprzyjaźni MEN. Jak zatem krzewić przyjaźń? Postanowiłam, że trzeba z tej przyjaźni zrezygnować, bo skoro ona nie podobała się rodzicom, to nie będzie im przyjazna. Teraz szkoła będzie otwarta. Jak komuś się nie podoba, to może z niej wyjść, zrezygnować. A co! Każdy minister musi mieć jakąś swoją szkołę.
Była już promowana przez nasz (a raczej nie nasz) resort szkoła bezpieczna –nie podobała się. Była szkoła radosna - nie podobała się. Była wreszcie szkoła przyjazna – nie podobała się. Była szkoła z pasją – nie podobała się. To może wreszcie spodoba się moja szkoła – szkoła otwarta. Kto się odważy ją zamknąć, tego my przymkniemy. Zresztą, na stronie MEN zamieściliśmy wszystkie te szkoły, bo wiadomo, że to są tylko hasełka, a rzeczywistość i tak idzie swoją drogą. Coś jednak trzeba zamarkować. Od 2014 r., jak tylko sześciolatki trafią do naszych szkół, ogłoszę konkurs na nowy model polskiej szkoły - szkołę przetrwania.
Właściwie, to gdyby Pan Premier chciał mnie odwołać to tak, jakby odwoływał Katarzynę Hall, bo przecież podpisuję wszystko to, co ona dotychczas przygotowała w tym resorcie. Muszę jednak coś wymyśleć, jakąś reformę reformy reform, taką postreformę, bo w końcu jest post, żeby pojeździć sobie trochę po kraju. Mamy przecież „Tuskobusy”, więc póki jeszcze jest sto dni do matury, to mam trochę czasu na namysł. Ufff…
Ps. Podobieństwo do zdarzeń i osób jest zupełnie przypadkowe.