W jednej z małych polskich miejscowości, na specjalnie zorganizowanej w kościele katolickim dla dzieci mszy świętej, prowadzący ją ksiądz - zamiast skierować do dzieci ciepłe słowa radości, że na nią przybyły, włączyć je do wspólnej modlitwy i, jak zachęca od kilkudziesięciu już lat ks. prof. Janusz Tarnowski, wejść z tymi dziećmi w dialog - zaczął je obrażać i straszyć. Najpierw nawymyślał podwyższonym tonem głosu wszystkim – rodzicom i zgromadzonym przed ołtarzem dzieciom, że tak mało ich dzisiaj przyszło na mszę, że pewnie rodzice celowo pozamykali dzieci w piwnicy, by te nie uczestniczyły w mszy świętej, tak, jakby te przybyłe do kościoła pociechy rzeczywiście mogły być temu winne, po czym zwymyślał i tak już przerażone maluchy za to, że nie znają słów jednej z maryjnych pieśni. „Jak następnym razie nie będziecie umiały jej śpiewać – grzmiał sprzed ołtarza – to wam włosy z głowy powyrywam i wrócicie do domu łyse!” Zgroza!
Właściwie, powinno się wyjść z kościoła, ale na szczęście nie tylko tacy księża decydują o jakości wychowania religijnego. W tym przypadku, zmuszają rodziców do jeszcze większej troski i uwagi, by naprawiać ich kardynalne błędy pedagogiczne, które zapewne w stosunku do części rodzin i dzieci mogą skutkować co najmniej oddaleniem się od Kościoła.
Warto, by księża mieli na uwadze pogląd ks. prof. Janusza Tarnowskiego, który pisał m.in.: Wydaje się, że dziecko ze swej natury otwarte jest ku łączności z Bogiem, szczególnie jeśli zostało obdarzone łaską chrztu św. Wobec niesprzyjającego wpływu otoczenia często traci – niestety – tę zdolność”.
W odnotowany przeze mnie sposób komunikowania się z dziećmi i ich rodzicami - ów ksiądz nie wychowa ich do spotkania z Bogiem, który objawił się w Jezusie Chrystusie i nie zaprosi ich do przyjaźni z sobą.
(źródło: Ks. J. Tarnowski, Próby dialogu z młodymi. Prekatecheza egzystencjalna, Katowice 1983, s. 358)