20 lipca 2010
Kuriozalna dyskwalifikacja studiów podyplomowych z „zarządzania oświatą”?
Wiceminister Nauki i Szkolnictwa Wyższego prof. Zbigniew Marciniak rozwiał wszelkie wątpliwości dotyczące tego, że uczelnie, które nie posiadają uprawnień do kształcenia na kierunku „zarządzanie”, ale mają kierunek „pedagogika”, nie mogą prowadzić kształcenia w ramach studiów podyplomowych na kierunku „zarządzanie oświatą”. Zdaniem wiceministra NIE JEST MOŻLIWE UZNANIE STUDIÓW PODYPLOMOWYCH „ZARZĄDZANIE OŚWIATĄ” jako mieszczących się w zakresie treści kształcenia dla kierunku pedagogika. Wszystkie zatem te uczelnie, a jest ich wiele w naszym kraju, które do tej pory nie uzyskały odrębnej zgody ministra (po uprzednim uzyskaniu pozytywnej opinii Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego,) ABSOLUTNIE NIE MOGĄ kształcić przyszłych dyrektorów szkół i przedszkoli czy placówek opiekuńczo-wychowawczych. Sprawdziłem uchwały Rady Głównej w tym zakresie. Od 2007 r. żadna uczelnia niepubliczna o taką zgodę nie występowała do ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Kształcą zatem bezprawnie?
Dlaczego takie rozwiązanie jest kuriozalne? Z bardzo prostego powodu. Otóż w Polsce prowadzi się równolegle kształcenie kwalifikacyjne przyszłych dyrektorów w placówkach, które nie podlegają Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego, tylko Ministerstwu Edukacji Narodowej, a mianowicie w publicznych i niepublicznych ośrodkach doskonalenia nauczycieli. Jest ich więcej, niż uczelni wyższych, kształcących na kierunku studiów „pedagogika” czy mających kierunek „zarządzanie”. Otóż uznaje się uzyskanie odpowiedniego wykształcenia po 210 godzinnych kursach kwalifikacyjnych, jakie są prowadzone przez te nieakademickie placówki, by ich absolwent mógł ubiegać się w konkursie o stanowisko dyrektora w polskim systemie oświatowym. Kurs taki musi być zgodny z ramowym programem zatwierdzonym przez MEN w 1999 roku, by nadawał kwalifikacje do zajmowania stanowisk kierowniczych w szkołach i placówkach oświatowych - zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej z dnia 27 października 2009 r. w sprawie wymagań, jakim powinna odpowiadać osoba zajmująca stanowisko dyrektora oraz inne stanowisko kierownicze w poszczególnych typach publicznych szkół i rodzajach publicznych placówek (Dz. U. Nr 184 poz. 1436).
Gwarantuję, że wśród wykładowców tych kursów nie ma specjalistów z nauk o zarządzaniu, a jeśli są, to nieliczni, gdyż tego nikt od owych placówek nie wymaga. Ba! Zajęć na tych kursach nie muszą prowadzić osoby ze stopniem naukowym, aczkolwiek zapewne prowadzą je najczęściej znakomici, z dużym stażem dyrektorzy szkół, wizytatorzy czy pracownicy samorządowi. Nikt też nie sprawdza, czy większość kadr kształcących w tym zakresie w owych ośrodkach stanowią specjaliści z nauk o zarządzaniu, bo nie ma takiego wymogu.
Mamy zatem w kraju przygotowanych do ról dyrektorskich nauczycieli i pedagogów, którzy w większości ukończyli kursy kwalifikacyjne "zarządzania w oświacie" i nieliczną grupę absolwentów studiów podyplomowych, najczęściej uniwersyteckich, którzy ukończyli je na wydziałach zarządzania, mając niewiele godzin z psychologii i pedagogiki (szkolnej, opiekuńczo-wycvhowawczej, pedagogiki porównawczej itp.).
Dyplomy absolwentów z pozostałych szkół wyższych są zatem nieważne, a wszyscy ci, którzy je kontynuują lub zamierzają podjąć w uczelniach niepublicznych nie posiadających uprawnień do kształcenia na kierunku „zarządzanie”, mogą się liczyć z nieuznaniem ich dyplomów! Kuriozalne?