08 stycznia 2010

Kolejna lekcja polskiego patriotyzmu z koszykiem politycznej podłości w tle

W tym tygodniu część kilkuset chorych na raka leczonych terapią niestandardową dowiedziało się, że szpital, w którym dostawali chemię, stracił uprawnienia do jej podawania - pisze Elżbieta Cichocka z Gazety Wyborczej, a dzień wcześniej TVN emituje porażający reportaż o osobach chorych na raka bezradnie poszukujących pomocy.

Sądziłem, że żyję w państwie, w którym z każdym rokiem poprawia się sytuacja opieki w placówkach zdrowia publicznego nad osobami chorymi terminalnie, czyli jak to określa się wprost - z prognozowaną przez lekarzy niemalże datą ich śmierci. Jedyne, co mogą usłyszeć ich najbliżsi, to że nie ma dla nich szans, choć wciąż trzeba i warto mieć nadzieję, że lekarze będą czynić, co w ich mocy, itd. itd. Czynić? Ale jak? Przy pomocy czego? Mają leczyć dobrym słowem? Dzielić się jedynie nadzieją?

Cóż pozostaje chorym? Tylko wiara i nadzieja, bo okazuje się, że po dwudziestu latach gospodarki wolnorynkowej, cechującej się brakiem jednoznacznej, kontynuowanej i doskonalonej polityki w ochronie zdrowia obywateli, na skutek bezdusznych walk kolejno będących u władzy przedstawiciel partii politycznych, którzy unikają jakiejkolwiek odpowiedzialności za podejmowane decyzje, człowiek pozostaje ze swoją chorobą, dramatem i zrozpaczonymi bliskimi sam na sam i ma radzić sobie z procesem odchodzenia w niebyt. A czy chorego na raka wprowadzą chociażby w stan remisji procedury, zarządzenia, stanowiska, uchwały administrujących jedynie potencjalnym ich prawem dostępu do środków leczniczych, do – jak to się dzisiaj określa – niestandardowych form terapii?

Czy doda im sił i woli walki z chorobą upokarzająca na każdym kroku procedura zapisywania się na kolejne konsultacje (żebrania o pomoc), stania w kolejkach (choć większość już stać nie może), by kiedy już im coś zostało przydzielone, nagle zostało im odebrane, bo jakiś urzędnik nie wydał w porę jakiegoż zarządzenia?
Kim są politycy i sprawujący władzę w tych resortach, skoro jedyną reakcją , na jaką ich stać w obliczu ludzkich dramatów, jest przerzucanie się odpowiedzialnością za to, kto kiedy i na jakiej podstawie prawnej wydał lub nie wydał odpowiedniego zarządzenia?

Profesor Piotr Winczorek kilka dni temu pisał w Rzeczpospolitej (7.01.2010), w zupełnie innym kontekście, o roli państwa, pytając na wstępie:

Czy państwo jest instytucją powstałą dla realizacji jakiegoś celu lub grupy celów czy też nią nie jest. Spotyka się bowiem pogląd, że przyrodzonym celem państwa jest urzeczywistnianie dobra wspólnego lub jakiegoś innego celu (lub grupy celów) zwykle wysoko ustawianego na drabinie wartości moralnych. W przeciwnym razie, twierdzą niektórzy, państwo nie byłoby sobą, lecz przeobrażałoby się w bandę zbójców, a w każdym razie, niewiele się od niej różniło.

Edukacja patriotyczna toczy się na naszych oczach zaprzeczając wszystkiemu temu, czego kolejne pokolenia Polaków uczyły i uczą się w szkołach.