Zbliża się kolejny rok akademicki 2009/2010. Największy niepokój panuje w środowisku szkół niepublicznych. Wrzesień jest tym miesiącem, w którym najsilniej dają się zaobserwować ruchy migracyjne studentów lub kandydatów na studentów. Wszystko zależy od tego, czy wybrana przez nich szkoła wyższa uruchomi studia, będzie je kontynuować czy może zostanie pozbawiona prawa do prowadzenia działalności w tym zakresie. Kto to może wiedzieć? Jak to sprawdzić? Jedni studenci się martwią, bo nie wiedzą, czy uczelnia, do której trafili, jest wiarygodna czy nie, co kryje się za jej nazwą, wykazem kadr, internetowym wizerunkiem, reklamami i kolorowymi obietnicami? Być może niektórzy jeszcze nie zastanawiają się nad tym, czy szkoła wyższa, w której rozpoczną naukę, nie zostanie w trakcie trwania ich studiów zdelegalizowana przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, czy ich kierunek studiów uzyska(-ł) akredytację Państwowej Komisji Akredytacyjnej, czy placówka ta ma pozwolenie na kontynuowania swojej działalności edukacyjnej?
Komunikaty na stronie resortu odpowiedzialnego za szkolnictwo wyższe pojawiają się rzadko, a jeśli już, to najczęściej mają one charakter jednoznacznie ostrzegający przed kontynuowaniem przez niektórych właścicieli działalności niezgodnej z prawem. Młodzi tego nie rozumieją i nawet nie chcą zrozumieć, jeśli ich jedynym celem nie jest studiowanie, ale zdobycie (kupienie) dyplomu ukończenia określonych studiów. Dla nich najważniejsze jest dostać się do uczelni i ją ukończyć – szybko, łatwo i przyjemnie. Nie wiedzą że mogą trafić do środowiska, w którym podobnymi kategoriami może myśleć właściciel takiej szkoły albo część jej obsługi administracyjnej czy kadry akademickiej. Wówczas ich zaangażowanie sprowadza się do pozorowania pracy, do udawania, że się pracuje, studiuje lub komuś sprzyja w realizacji jego ambicji. Jeśli zostanie to rozpoznane przez zewnętrznych audytorów, może się nagle okazać, że nadszedł czas prawdy, prysły zmysły i pora rozstać się z miejscem, które ufundowane było na wzajemnym kłamstwie. Swój swego wprawdzie zrozumie, ale jeśli na tym straci, to nie popuści drugiemu. Dopiero wówczas zacznie protestować, dopominać się o swoje założone prawa, będzie podkreślał(-a), jak miał(-a) dobre i szczytne intencje, że zawsze chciał(-a) dobrze, tylko jakoś tak wyszło, bo wszyscy są winni, tylko nie on(-a), itp.
Żyjemy w coolturze kłamstwa, fałszu, pozorów, w maskowaniu tego, co jest „drugim dnem”, a pedagodzy nazywają to „ukrytym programem szkoły”. Stykam się z tym wymiarem niemalże na co dzień, gdyż funkcjonuję w różnych gremiach oceniających, kontrolujących czy monitorujących procesy akademickiego kształcenia. Bardzo szybko rozpoznaję fikcję, która maluje się w ładnie przygotowanej i oprawionej dokumentacji, i nie ma to znaczenia, czy dotyczy to wyższej szkoły publicznej czy niepublicznej. I w jednym typie uczelni i w drugim mają miejsce różnego rodzaju oraz kalibru wykroczenia, niedomagania czy błędy organizacyjne. Jeśli bowiem czytam, że kilka uniwersytetów już teraz nie spełnia formalno-prawnych i merytorycznych wymogów, by nosić to imię, a środowisko rektorów zastanawia się nad tym, jak przekonać władze, by uzyskać przedłużenie dla tego stanu rzeczy i umożliwić dostosowanie się niektórych uczelni publicznych do obowiązujących norm prawnych, to oznacza, że cooltura kłamstwa ma się dobrze także i w przestrzeni instytucji publicznych, utrzymywanych m.in. z moich podatków. Posłowie już przygotowują rozwiązania prawne, które pozwolą na wydłużenie o dwa lata okresu, w którym niektóre uniwersytety czy politechniki będą mogły dostosować się do przepisów. A to oznacza, że norm prawa nie spełniają. Prawo do swoich nazw może stracić Szkoła Główna Handlowa i Akademia Górniczo-Hutnicza (Rzeczpospolita 186/2009, s. B6)!
Jak zatem władza ma i może egzekwować przestrzeganie prawa w środowisku szkół niepublicznych, skoro w szkolnictwie publicznym pozwala na jego nieprzestrzeganie? Jak rząd ma zatroszczyć się o poprawność funkcjonowania szkolnictwa publicznego, skoro pod jego bokiem, w szkolnictwie niepublicznym są jednostki, które prawo nagminnie łamią i nie przestrzegają norm prawnych? Słusznie zatem dziennikarze uczulają młodzież, że wprawdzie może ona zacząć studia na uniwersytecie, ale skończyć je z dyplomem akademii, albo że zacznie studia w świetnie się lokującej na rynku uczelni niepublicznej, ale jej w niej nie skończy lub będzie zmuszona ją opuścić i kontynuować studia w innej placówce. Cooltura kłamstwa ma się w naszym kraju dobrze. Młodzi! Uważnie obserwujcie, co się dzieje w przestrzeni szkoły, w której jesteście, jakie następują w niej zmiany, czego jest w niej mniej, kogo ubywa, co jest sprzeczne z obowiązującymi w niej regulaminami, bo być może to, co wam w niej obiecywano, jest tylko blichtrem, puchem marnym… kosztowną grą rynkową?