08 stycznia 2020

Nowe prawo o szkolnictwie wyższym, czyli kto czeka, kto zyskuje, a kto straci?


W tym roku kończą się postępowania habilitacyjne w trybie ustawy z 2003 r. Mimo złożenia wniosków do końca kwietnia 2019 r. wraz z wskazaniem jednostki, w której habilitanci życzyli sobie przeprowadzenie ich postępowania habilitacyjnego, jeszcze kilkaset osób czeka w Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych w bardzo długiej kolejce na wyznaczenie przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów składu komisji. Są też przypadki odmowy podmiotów uczelnianych do przeprowadzenia postępowania habilitacyjnego. Wówczas Centralna Komisja musi wskazać inny podmiot.

Gdyby niektórzy wiedzieli o tak długotrwałej procedurze, to byłoby korzystniejsze wszczęcie postępowania w Radzie Doskonałości Naukowej, która zaczęła swoją pracę z dniem 1 października 2019 r. Nie ma tu kolejek, gdyż wniosków jest jak na lekarstwo. Rada może dzięki temu przygotować się do postępowań o nadanie tytułu naukowego profesora i wyznaczania komisji habilitacyjnych zainteresowanym osobom. Z pedagogiki jeszcze nie wpłynął do Zespołu Nauk Społecznych RDN żaden wniosek habilitacyjny.

Nowa ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym już obowiązuje, chociaż nie we wszystkich zakresach, gdyż mamy jeszcze schizoidalną sytuację. Mimo bowiem Art. 218 nowej Ustawy, dotyczącego stopnia doktora habilitowanego, który wskazuje na konieczność posiadania w dyscyplinie kategorii naukowej A+, A albo B+ , żeby można było skierować do danego podmiotu (uczelnię, instytut PAN, instytut badawczy albo instytut międzynarodowy) wniosek o przeprowadzenie postępowania, obowiązują jeszcze przepisy przejściowe utrzymujące np. uprawnienia podmiotów przyznane przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów na uprzednich zasadach, a więc z dn. 14.03.2003 r. (ze zm.).

Ewaluacja dyscyplin naukowych w 2021 r. rozstrzygnie, które podmioty zachowają dotychczasowe lub uzyskają te same lub wyższe uprawnienia. Wynik przeprowadzonej pierwszej ewaluacji jakości działalności naukowej będzie równoznaczny z przyznaniem dyscyplinom kategorii naukowej A+, A albo B+. Pozostałe kategorie B i C wykluczają możliwość przeprowadzania postępowań na stopnie naukowe.

Podmioty, których dyscypliny naukowe uzyskają kategorię B lub C utracą dotychczasowe uprawnienie do nadawania stopnia naukowego doktora i - jeśli posiadały - stopnia naukowego doktora habilitowanego. Wszczęte w nich postępowania będą przeniesione do podmiotów dysponujących takim uprawnieniem. Musi wówczas ów podmiot wystąpić z odpowiednim wnioskiem do Rady Doskonałości Naukowej (RDN). Nie będzie bowiem już istniała Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów.

Pojawia się szczególna sytuacja, a mianowicie, doktoranci prowadzący badania interdyscyplinarne będą mogli ubiegać się o stopień naukowy doktora w dziedzinie nauk, a nie w jednej dyscyplinie naukowej. Będzie to możliwe do przeprowadzenia jedynie w tej uczelni czy w tym instytucie, w której co najmniej połowa dyscyplin w danej dziedzinie naukowej ma jedną z kategorii A+, A albo B+. Takich podmiotów zbyt wiele może nie być. Natomiast nie ulega wątpliwości, że wszczynanie przewodów doktorskich właśnie w takich podmiotach może być nobilitujące doktoranta i wartość jego pracy badawczej.

Takie rozwiązanie jest możliwe nie tylko w naukach ścisłych czy przyrodniczych, ale także w naukach społecznych czy humanistycznych. Byłoby bardzo pożądane prowadzenie badań eksperymentalnych z psychologii i pedagogiki szkolnej czy hermeneutycznych z filozofii i historii myśli czy idei. Brakuje nam właśnie badań typu hybrydalnego, transdyscyplinarnych. Wyobrażam sobie ogromną wartość poznawczą badań łączących wiedzę z nauk o zarządzaniu, ekonomii, psychologii ekonomicznej i polityki oświatowej, itp. W tej zmianie prawnych regulacji otwierają się ogromne szanse dla prowadzenia interdyscyplinarnych badań naukowych oraz uzyskiwania stopnia naukowego doktora w dziedzinie nauk, a nie w dyscyplinie naukowej.

07 stycznia 2020

Odwracamy się od punktu wyjścia?


Na zamówienie wydawcy amerykańskiego Andrzej Janowski napisał w 1991 r. tekst, w którym postanowił wyjaśnić własny udział w ruchu oświaty niezależnej. Jego życie ukształtowała polityka, skoro wychowywał się w czasach hitlerowskiej, a następnie stalinowskiej niewoli. W okresie dorosłości pojawiło się w nim ciśnienie zainteresowania się polityką i zrozumienia tego, co działo się w Polsce, co było "grane" wokół niego. Jak pisał w 1991 r.:

"Ten motyw pojawił się u mnie bardzo wcześnie i trwał bardzo długo. Ten motyw poznawczy był może rezultatem pewnej bezradności wobec wielkiej polityki - gdy nie można zmienić losu, można przynajmniej zrozumieć co się dzieje. Włączenie się w ruch "Solidarności" było dla mnie czymś naturalnym, powitałem ten ruch jako szansę wyzwolenia narodu i wyzwolenia siebie. Było dla mnie oczywiste, że powinienem w nim jakoś uczestniczyć. Jednocześnie było dla mnie równie jasne, że powinienem włączyć się w te dziedziny działań Solidarności, które dotyczą problemów oświatowych. Jako badacz zajmujący się pedagogiką i autor już wówczas kilku książek o tematyce pedagogicznej, wydanych w państwowych wydawnictwach w latach siedemdziesiątych, dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, jakim ograniczeniom i cenzurom podlega refleksja nad oświatą, miałem też już pewne przemyślenia płynące z doświadczeń pewnych, niezbyt zresztą śmiałych, działań pod prąd oficjalnej pedagogiki" (Janowski, Na marginesie oświaty niezależnej, w: B. Krawczyk, Czy polska oświata niezatapialną jest? Warszawa: 1992, s. 9).

Ówczesny działacz oświatowego "podziemia", znakomity profesor pedagogiki psychologicznej czy psychologii pedagogicznej upomina się o kategorię PRAWDY, prawdziwości jako ostatecznej wartości, na fundamencie której można budować oświatę. Sam skłaniał się do poglądu, że (...) można być człowiekiem wolnym w sytuacjach daleko posuniętego zniewolenia zewnętrznego - posiadanie prawdziwego obrazu świata jest elementem tej wolności. (...) wolność wewnętrzna w sytuacji zniewolenia zewnętrznego to nic więcej jak tylko samooszukiwanie się". (Tamże, s. 12)

Zwróćmy uwagę, że to, co było przedmiotem ówczesnej pogardy, a więc cenzura, kłamstwo, rządowa propaganda, obsadzanie na stanowiskach kierowniczych nomenklatury partyjnej, negatywna selekcja do zawodu nauczycielskiego, by sproletaryzowani byli skłonni do konformizmu i nieskorzy do przeciwstawienia się władzy, traktowanie krytycznych, refleksyjnych nauczycieli jako państwowych i społecznych wrogów, analfabetyzm ekonomiczny, zniszczenie samoorganizacji i samorządności obywatelskiej, przetrwało do współczesności. W innej postaci, w innym wymiarze, ale jest wszechobecne.

Zastanawia mnie powód, dla którego można było wykorzystać czas niewoli w PRL jako czas przygotowań do nowego ustroju, wolności, demokracji, a kiedy już się to osiągnęło, móc ponownie je tracić. Może rację ma Andrzej Janowski, który twierdzi, że Polacy (…) nie umieją wykorzystać tych szans „przerw na wolność, jakie od czasu do czasu się pojawiają. (…) jeśli krótkotrwała wolność jest szansą, to dążenie do jej utrwalenia wymaga bardzo dynamicznych działań. Dynamiczne działania można podjąć wiedząc dobrze co należy robić, czyli będąc przygotowanym. Przygotowywać się trzeba i można wcześniej, bo w czasie wolności nie ma czasu, a więc niewola jest wspaniałym okresem do działań przygotowawczych (Tamże, s. 15).

Polacy nie zdążyli zbudować społeczeństwa obywatelskiego, skupiając swoją uwagę i wysiłki na zdobywaniu środków pozwalających im przeżyć, godnie żyć w warunkach gospodarki rynkowej, wzrastającego bezrobocia, nasilających się antagonizmów w stosunkach międzyludzkich, ujawnianej korupcji i moralnym upadku kolejnych elit politycznych. Te bowiem używały moralizującej i pełnej cynicznych obietnic retoryki realizując własne cele dzięki stosowaniu manipulacji politycznej, sztukę instytucjonalnej czy społecznej inżynierii.

06 stycznia 2020

Pedagogom społecznym i rzecznikom dyscyplinarnym w uniwersytetach - ku rozwadze


Aleksander Kamiński napisał w okresie okupacji wyjątkową publikację p.t. "Wielka Gra". Miał nadzieję, że po odzyskaniu wolności także pedagodzy włączą się w naprawę Rzeczypospolitej edukując młode pokolenia w szacunku do wartości chrześcijańskich i do demokracji. Jak pisał:

(…) gdybyś mocno się przejął duchem którejś partii politycznej i wszedł w jej służbę, zdobądź się na najwyższy wysiłek, aby przestrzegać w swym życiu partyjnym ogromnie ważnej zasady: pomimo całej miłości i wiary, jaką darzysz swoją partię - zdobądź się na lojalną postawę wobec wszystkich innych partii, stojących na gruncie niepodległego państwa polskiego. Jedną z najprzykrzejszych właściwości życia partyjnego jest jakieś szatańskie otumanienie mózgów, które czyni z ludzi ongiś rycerskich, honorowych i uczciwych - ogłupiałych fanatyków, którzy we wszystkich innych partiach i stronnictwach politycznych, prócz własnego, dostrzegają tylko podłość i zdradę, fałsz, nikczemne intencje, nieudolność i złą wolę - oraz przekonani są, że najstraszniejsze ruiny i klęski spotkać są gotowe ojczyznę z rąk każdego z ich przeciwników politycznych.

Powtarzam: pomimo całej miłości i wiary, jaką otaczasz własną partię polityczną - zdobądź się na rycerski i lojalny stosunek wobec innych partii. Nawet gdyby programy tych partii, albo ich ludzie ranili głęboko twe poczucie dobra publicznego. Pamiętaj zawsze, że twego przeciwnika politycznego może także samo ranić program twojej partii. I jeszcze jedno: nie wykluczaj z tego kręgu lojalności żadnego stronnictwa stojącego na gruncie niepodległego państwa polskiego. Od najskrajniej lewicowej do skrajnie prawicowej - traktuj wszystkie grupy jako te, w stosunku do których trzeba zdobywać się na lojalność, w stosunku do których trzeba czynić wysiłek zrozumienia ich intencji. (Wielka Gra, Warszawa: NWH 1981, s. 10-11)


Przypomniałem sobie tę myśl w kontekście niezwykle słusznej decyzji Rzecznika Dyscyplinarnego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu - prof. Bogusława Sygita, którą tu przywołam, bowiem w liocu 2019 zająłem tożsame stanowisko w sprawie niesłusznych i bezprawnych decyzji prorektora UMK zawieszających w pracy wybitnego uczonego nauczyciela akademickiego.

Rektor musiał tę decyzję cofnąć, ale postępowanie dyscyplinarne wobec Profesora było nadal prowadzone. Nie po raz pierwszy zresztą ten znakomity pedagog szkolny był poddawany wnioskom dyscyplinarnym za swoje krytyczne opinie czy poglądy. Tak było np. z wnioskiem dr Joanny Grubej (także odrzuconym przez Rzecznika Dyscyplinarnego UMK), która wyraziła swoje oburzenie na listowne zwrócenie jej uwagi przez tego Profesora jako dziekana Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w kwestii niestosownych z jej strony insynuacji w obronie rzekomo jej naukowych osiągnięć jako niedocenionych przez tę Radę (odmawiającą jej nadania stopnia doktora habilitowanego).

Powracam zatem do najnowszej sprawy dyscyplinarnej , by przytoczyć treść przeprowadzonego postępowania wyjaśniającego w sprawie podejrzenia popełnienia przewinienia dyscyplinarnego przez upublicznienie w artykule pt. "Wędrowni gwałciciele" ogłoszonym w tygodniku "Sieci" autorstwa Pana Aleksandra Nalaskowskiego - pracującego jako nauczyciel akademicki w UMK w Toruniu - poglądów, które zostały uznane przez funkcjonującego w kraju stowarzyszenia ("Otwarta Rzeczpospolita", ""Pracownia Różnorodności") jako "atak na społeczność LGBTQ".

Moja reakcja na niesłuszny atak na Profesora A. Nalaskowskiego spotkała się także z krytycznymi uwagami wobec mojej osoby, bowiem zdaniem jednego z czołowych profesorów pedagogiki społecznej - Tadeusza Pilcha powinno się Aleksandrowi Nalaskowskiemu wręcz zabronić recenzowania osiągnięć naukowych kandydatów do awansów akademickich. Kuriozalne, ale prawdziwe. Tak Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów, jak i Rada Doskonałości Naukowej kierują się kompetencjami naukowymi w wyznaczaniu członków komisji habilitacyjnych i recenzentów, a nie sympatiami czy antypatiami o pozanaukowym charakterze.

No więc przytaczam z dokumentu Rzecznika Dyscyplinarnego UMK powody postanowienia w sprawie umorzenia postępowania dyscyplinarnego wobec profesora pedagogiki Aleksandra Nalaskowskiego.

Rzecznik Dyscyplinarny ds. Nauczycieli Akademickich UMK w Toruniu - na zasadzie par. 13 ust.1 pkt.1 rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dn. 25.09.2018 r. w sprawie szczegółowego trybu prowadzenia mediacji, postępowania wyjaśniającego i dyscyplinarnego w sprawach odpowiedzialności dyscyplinarnej nauczycieli akademickich, a także sposobu wykonywania kar dyscyplinarnych i ich zatarciu (Dz.U. 2018. poz. 1843) w zw. z art. 17 par.1.pkt. 2 ustawy z 6 czerwca 1997 - kodeks postępowania karnego (Dz.U.Nr 89, poz. 555 ze zm.)

postanawia:

1. Umorzyć postępowanie wyjaśniające wobec uznania, że czyn nie zawiera znamion przewinienia dyscyplinarnego.

(...)

Rzecznik Dyscyplinarny UMK słusznie zwrócił się do biegłego sądowego z zakresu językoznawstwa i komunikacji społecznej celem wydania opinii w kwestii tekstu Aleksandra Nalaskowskiego w felietonie, w tym użytych w nim zwrotów, wyrażeń i określeń. Biegły ocenił, że użyte przez autora felietonu zwroty w kontekście tego gatunku publicystycznego nie mają charakteru zniesławiającego wyodrębnioną grupę społeczną. Użyte w publikacji zwroty i wyrażenia (np. zgwałcone miasta) mają charakter metaforyczny i odnoszą się do szerzącej się ideologii LGBT i organizowanych marszy równości (...)

Autor posługuje się poprawnym i zrozumianym językiem. Czytelnicy mniej wyrobieni mogą zrozumieć w sposób dosłowny te fragmenty felietonu, w których zostały użyte wyrażenia metaforyczne. W pewnych miejscach tekstu znaczenie użytych wyrażeń wynika również ze stosunków składniowych. Biegły zwrócił uwagę na to, że w procesie komunikowania może zachodzić dekodowanie aberracyjne. Polega ono na tym, że odbiorca przekazu dekoduje jego treść oraz zawarte w nim znaczenia w inny sposób niż to zakładał nadawca. Przyczyną takich nieprawidłowości są odmienne obszary doświadczenia nadawcy i odbiorcy. Różnią się one w zakresie kompetencji językowych, posiadanej wiedzy w jakiejś dziedzinie, ich światopoglądu, systemu wartości itp.

Autor felietonu wyraził swoje prywatne poglądy. Nie wymieniał w tekście swoich funkcji i zajmowanego stanowiska, nie ma też w nim mowy o żadnej uczelni. To, że prof. A. Nalaskowski jest identyfikowany z UMK w Toruniu wynika z faktu, że jest postacią znaną w swoim środowisku oraz w Polsce jako autor publikacji naukowych i innych. Felieton zaistniał w kontekście niezwiązanych bezpośrednio z uczelnią, dlatego należy go potraktować jako wypowiedź prywatną wynikającą z osobistych poglądów i przekonań autora.

Zakończenie felietonu wyjaśnia intencje jego autora i nadrzędny cel opublikowania tego tekstu. Autor zauważa, że jeśli zmieni się tradycyjny porządek społeczny na nowy - propagowany przez środowisko LGBT - nie będzie miejsca na te wartości, na których ukształtowała się pedagogika jako nauka badająca i opisująca ważne obszary społeczne. (...).
.


Przypominam moje wcześniejsze wpisy na temat nieprzemyślanej decyzji władz UMK w sprawie prof. Aleksandra Nalaskowskiego

Protestuję przeciwko zawieszeniu w pracy Profesora Aleksandra Nalaskowskiego. Skandaliczna decyzja Rektora UMK


Szukajcie patologii u siebie, a nie w felietonach uczonych


"Rozmowa z chuliganem"


Wyróżnienie dla Profesora Aleksandra Nalaskowskiego


Poglądy wybitnego pedagoga społecznego Aleksandra Kamińskiego powinny być znakiem dla młodych pokoleń:

"Jedną z najprzykrzejszych właściwości życia partyjnego jest jakieś szatańskie otumanienie mózgów, które czyni z ludzi ongiś rycerskich, honorowych i uczciwych - ogłupiałych fanatyków, którzy we wszystkich innych partiach i stronnictwach politycznych, prócz własnego, dostrzegają tylko podłość i zdradę, fałsz, nikczemne intencje, nieudolność i złą wolę - oraz przekonani są, że najstraszniejsze ruiny i klęski spotkać są gotowe ojczyznę z rąk każdego z ich przeciwników politycznych. (Tamże)"

05 stycznia 2020




W blogu staram się od czasu do czasu przywoływać wypowiedzi, wykłady, referaty moich koleżanek/kolegów-profesorów, którzy od szeregu lat zajmują się filozofią kształcenia, polityką oświatową czy alternatywnymi szkołami we współczesnym świecie, w tym także w Polsce. Dla usatysfakcjonowania prof. Tadeusza Pilcha, który woli - zamiast wykładów prof. Aleksandra Nalaskowskiego - bardziej lewoskrętne prezentacje współczesnej myśli, proponuję dzisiaj wykłady znakomitego uczonego nurtu filozofii krytycznej - profesora Tomasza Szkudlarka z Uniwersytetu Gdańskiego.

Warto poświęcić czas, by wysłuchać jego wykładu, który został zarejestrowany w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie w ub. roku. Pedagog odpowiada nim bowiem na pytanie: JAKI JEST SENS SZKOŁY? a przy okazji: KIM SĄ LUB POWINNI BYĆ WSPÓŁCZEŚNI NAUCZYCIELE? Interesująca jest też faza kierowanych do referującego pytań i jego odpowiedzi na ważne dla nauczycieli kwestie. Jak pisał w jednym ze swoich artykułów wraz Marią Mendel:

"Obecne „czasy kryzysów” to zatem czasy wielogłosu i wielomówstwa. Obok siebie,bez wyrazistej hierarchii i bez kryteriów dopuszczalności i niedopuszczalności, głoszone są dziś ideologie do niedawna dominujące i do niedawna skazane na zapomnienie. Ich związki z określonymi historiami, interesami i grupami zostały rozerwane (i na przykład Polacy mogą wiązać nadzieje na lepszą przyszłość z ideologią symbolizowaną znakiem swastyki), a prawica i lewica co jakiś czas płynnie zamieniając się miejscami w reprezentowaniu interesów biedoty i bogactwa".

Rzecz dla mnie oczywista, że nie poświęcą na ten wykład czasu ani sprawujący nadzór pedagogiczny, ani tym bardziej doradcy prezydenta czy premiera, bo oni już wszystko wiedzą i żadna konfrontacja z nauką nie wchodzi tu w grę. Być może wysłuchają tego wykładu nauczyciele, a to tworzyłoby nadzieję, że podtrzymają w sobie samoświadomość uwarunkowań własnej roli zawodowej i zrozumieją powody, dla których sprawujący władzę czynią wszystko, by pozbawić resztki myślących, refleksyjnych pedagogów, nauczycieli autorytetu m.in. przez utrzymywanie ich statusu poniżej poziomu klasy średniej.

Studiującym pedagogikę polecam nie tylko ten wykład, gdyż równie dobrze mogą prześledzić oraz poszerzyć zakres i treść jego konstrukcji z najnowszymi publikacjami Profesora T. Szkudlarka, które są opublikowane w większości w języku angielskim, a więc dla nich nadal niedostępnym, skoro nie są już w stanie przeczytać kilkustronicowych artykułów w języku polskim.

Właśnie o to chodzi - nie tylko polskiej prawicy - by lud nie czytał, nie rozumiał, nie myślał, bo za niego uczynią to sprawujący władzę, dyktując warunki życia i zakres dostępności nie tylko do ograniczonych zasobów dóbr materialnych, ale i kulturowych, a więc także do wiedzy. No to przypomnę, że już starożytni myśliciele stworzyli doktrynę omnipotencji państwa nad jednostką i społeczeństwem. Rządy centralistyczne, autorytarne chętnie po nią sięgają, by uzasadnić własną, etatystyczną politykę nadzoru i sprawowania różnego rodzaju władztwa nad edukacją i jej podmiotami.

Zdarza się, że w niektórych okresach dzieje się to mimo - jak pisał ks. prof. Mieczysław A. Krąpiec - przekazu Ewangelii i wiary, która podkreślała bezwzględny prymat osoby ludzkiej nad państwem. Tym samym obowiązująca w socjalistycznych ustrojach (także realnego socjalizmu) ideologia socjoprioryzmu, etatyzmu i socjocentryzmu (kolektywizmu) nadal ma się dobrze determinując bieg życia ludzkiego Polaków i ich dzieci.

Jak pisze ks. M.A. Krąpiec: (...) państwo jak każdy twór społeczny jest "mocniejsze" od człowieka i może go zniszczyć w sensie dosłownym. Niemniej jednak każdy wie o tym, że swego istnienia nie zawdzięcza państwu. Każdy człowiek wie, że jest samodzielnie istniejącym bytem, a państwo jest "zbiorem" obywateli, powiązanych specjalnymi relacjami, które pomagają lub też utrudniają życie jednostce. Jednostka jest bytem rzeczywistym, substancjalnym, samoświadomym, wolnym, a więc bytem osobowym" (M. A. Krąpiec, Suwerenność... czyja? Łódź 1990, s. 45)

Rządzący edukacją nieprzerwanie od 1993 r. sterują nią tak, jakby mieli prawo na wyłączność ustawicznego reorientowania oświaty raz w jednym, innym razem w drugim czy trzecim kierunku, raz wprowadzać zmiany ustrojowe, by inni mogli - bo też mają prawo - je zmieniać, powstrzymywać czy odwracać. W ten sposób myślenia i politycznej samouzurpacji edukacja przestaje być DOBREM WSPÓLNYM, bo takowe musiałoby być ponadpartyjne, niezależne od jednostkowych różnic w sferze światopoglądowej, religijnej czy przynależności do takich czy innych organizacji.

Na koniec zatem jeszcze jeden cytat z jakże aktualnej rozprawy wybitnego filozofa personalizmu chrześcijańskiego:

"Dobro wspólne pojęte jako cel osobowej działalności człowieka - a więc rozwój osobowy, intelektualny, moralny i twórczy - stanowi bezsprzecznie domenę osobową, do której państwo nie "ma prawa" mieszać się, w tym sensie, jakoby ono miało indoktrynować tę właśnie dziedzinę osobowego życia człowieka. (tamże, s. 51-52)

O ten potencjał naród - prędzej czy później - upomina się w różnych formach własnego zaangażowania. Warto to wiedzieć skoro rządzący po raz kolejny manipulują szkolnictwem przepełnionym naruszając prawa osobowe tych, którzy finansują ich stanowiska i politykę.

Gdyby komuś było mało, to może posłuchać jeszcze zbliżonego problemowo wykładu T. Szkudlarka też wygłoszonego w Centrum Nauki Kopernik, tyle że we wrześniu 2012 r.


04 stycznia 2020

Czy niespójność recenzji habilitacyjnych jest tylko w socjologii?



Nareszcie ktoś zaczyna badać zjawisko, którym od szeregu lat zajmuje się także w akademickiej pedagogice Komitet Nauk Pedagogicznych PAN. Mam tu na uwadze problem niespójności recenzji osiągnięć habilitacyjnych a wynikiem postępowania habilitacyjnego. W czasie każdego posiedzenia KNP PAN członkowie Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów dzielili się z profesorami wynikami analiz postępowań habilitacyjnych w naszej dyscyplinie zwracając uwagę na problematyczne postawy niektórych profesorów uczelnianych i tytularnych recenzujących czyjeś publikacje jako osiągnięcia naukowe.


Podjąłem tę kwestię także badawczo, tak w odniesieniu do krajowych habilitacji, jak i do turystyki habilitacyjnej Polaków na Słowację w latach 2006-2016, co może sprzyjać analizie jakościowej postępowań awansowych z pedagogiki. Wprawdzie są doktorzy, którym odmówiono nadania stopnia doktora habilitowanego, ale zamiast popracować rzetelnie naukowo nad poprawą własnego warsztatu badawczego i naukowego, wolą sycić się nieadekwatną samooceną. Nauce to nie pomaga, bo ona nie rozwija się w toksycznym środowisku.

W najnowszym numerze kwartalnika Polskiej Akademii Nauk - NAUKA (4/2019) został opublikowany interesujący tekst socjologa - mgr. Łukasza Remisiewicza z Uniwersytetu Gdańskiego, który - choć nie rozumie w pełni procedur w postępowaniach habilitacyjnych, gdyż sam nie przeszedł jeszcze przez pierwszy próg - to jednak, pomimo słabych miejscami analiz i interpretacji przeprowadził niezwykle ważne badanie dokumentacji 196 postępowań habilitacyjnych z socjologii. Jak to dobrze, że recenzje są dostępne publicznie na stronie Centralnej Komisji, bo tego typu badania może przeprowadzić we własnej dyscyplinie każdy, zainteresowany (byle-)jakością, w tym, (nie-)rzetelnością koleżanek lub kolegów po fachu.

Autor tego artykułu stawia trafne pytanie:Czy pisanie recenzji niespójnych jest powszechnym zwyczajem w nauce światowej, czy też może jest domeną tylko nauki polskiej? Oczywiście, nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo musiałby mieć możliwość przeprowadzenia podobnej analizy treści recenzji habilitacji w tych krajach, w których ona ma miejsce. Warto o tym pomyśleć i zaprojektować międzynarodowe badania w odpowiednim zespole uczonych z państw, w których byłoby to możliwe. Tymczasem nasz socjolog musiał odwołać się do nieadekwatnych do jego problemu badawczego recenzji artykułów naukowych w świecie, i to też czyni bardzo pobieżnie, nieczytelnie, bez właściwego zrozumienia odmienności kryteriów i wagi ocen.

To, co jest szczególnie cenne w badaniu Ł. Remisiewicza, to poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: JAKA JEST SKALA PISANIA NIESPÓJNYCH RECENZJI W POSTĘPOWANIACH HABILITACYJNYCH Z SOCJOLOGII? Ta kwestia powinna szczególnie zainteresować socjologów-członków CK i RDN. W tekście przywołany jest pogląd Grażyny Woronieckiej, że (...) recenzje awansowe są uważane za materiały "drażliwe". Negatywna ocena czyjegoś dorobku, stanowiącego przecież efekt wieloletniej pracy, może prowadzić do utraty czyjegoś dorobku przez tę osobę, "twarzy" w znaczeniu Goffmanowskim" (s. 113). Autor powinien tu dodać, że ową "twarz" mogą utracić także recenzenci, jeśli ich opinie są nierzetelne, a w ynikające ze stosowania strategii minimalizującej efekt dotkliwości ewentualnych uwag negatywnych.

Socjolog przywołuje tu za Kenem Hylandem rodzaje takich krytycznych strategii uniku, które można byłoby odnieść także do polskich recenzentów:

1. Pary pochwała-krytyka. Recenzent w jednym zdaniu lub zdaniach sąsiadujących zamieszcza uwagę krytyczną, ale minimalizuje ją pochwałą dotyczącą innego aspektu tej samej kwestii;

2. Kluczenie (hedging) - Recenzent niuansuje daną opinię, stosując wyrażenia takie jak "być może", "prawdopodobnie". Wpływa to w szczególności na ton wypowiedzi. Przeciwną rolę odgrywają wzmacniacze (boosters) (...). Rolą wzmacniaczy jest ukazanie danego stanowiska jako twardego, niebudzącego sprzeciwu, (...) jak: "bez wątpienia", "wykazać", "przedstawić".

3. Przedstawianie uwag krytycznych jako osobistej opinii. Odbiera to stanowisku oparcie na obiektywnych przesłankach, ale odsyła do stanów mentalnych oceniającego, co pośrednio sugeruje, że odmienna ocena oparta na subiektywnym oglądzie innej osoby może być równie uprawniona.

4. Przedstawienie uwag krytycznych jako możliwej opinii trzeciej strony. Ta strategia polega na odwołaniu się do abstrakcyjnego "czytelnika", albo audytorium, który może nie zaakceptować danego wniosku czy poglądu. Na przykład: ":nie każdy może się zgodzić z tym, że...", "czytelnik może mieć problem ze zrozumieniem...".

5. Metadyskurs lub "wzięcie w nawias". Recenzent wyraźnie wyodrębnia lub jednym ciągiem wyszczególnia negatywne uwagi, sprawiając wrażenie jak gdyby były one wtrącone do jednoznacznie pozytywnej oceny. Na przykład: "A teraz o kilku drobnych błędach..."; "niewielki krytycyzm budzi...", "słabości pracy to...".

6. Ograniczona pochwała. Ta strategia dotyczy recenzji, w których przeważają uwagi krytyczne. Wówczas recenzent osłabia negatywną wymowę przez wzmiankowanie pochwał, jednak z wyraźną intencją, by pochwała nie była zbyt silna. Na przykład: "książka jest dość dobrze napisana", "grafiki w książce są dobrane adekwatnie". Hyland podkreśla, że strategia ta rozpoznawalna jest w kontekście całej recenzji" (s. 113-114).


Nie będę cytował tu wyników badań młodego socjologa z Gdańska, gdyż zainteresowani mogą się z nimi zapoznać, dzięki czemu wzrośnie też jego ih. Warto nad tymi kategoriami popracować i dokonać ich głębszej rekonstrukcji, chociaż i tak można wykorzystywać dowolnej typologii do badań naukowych mających charakter samopotwierdzającej się hipotezy. Ba, już widzę, jak niektóre kancelarie adwokacie zaczną przywoływać je jako rzekome dowody w odwołaniach tych, którym odmówiono nadania stopnia doktora habilitowanego.

Szkoda pieniędzy na adwokatów. Nauki humanistyczne i społeczne nie są - na szczęście dla tych nauk - zoperacjonalizowane językoznawczo. Recenzenci mają wielostopniową skalę do analiz jakościowych czyichś publikacji i dokonań badawczych, a a więc są merytorycznie arbitralne oraz dwustopniową do sformułowania konkluzji. Ta ostatnia może być tylko ZA lub PRZECIW. Nie ma pośredniej kategorii. Nic nie zastąpi recenzentom ich jakościowej analizy i formułowania opinii o jakości czyjejś pracy.

Samo zestawienie treści recenzji z ich konkluzją jest wątpliwie w sensie ich metodologicznego uzasadnienia, ale policzyć to można. Autor nawet w prezentowaniu danych musiał posiłkować się częściowo arbitralnym doborem rang. Uchwycił zaledwie kilka takich postępowań z socjologii, "które zakończyły się nadaniem stopnia mimo tego, że posiadały rangę niższą niż inne postępowania, które zakończyły się odmową" (s. 121). Sądzę, że takimi przypadkami powinien na gruncie pedagogiki zająć się metodolog Tadeusz Pilch. Byłaby szansa na aktualizację podręcznika.

03 stycznia 2020

Życzę nam edukacji jak w Niderlandii

Z dniem 1 stycznia 2000 r. nie wolno już używać nazwy państwa Holandia, gdyż obowiązuje jego właściwe określenie - NIDERLANDIA. Jeszcze kilka lat temu relacjonowałem specyfikę zajęć szkolnych w tym kraju z perspektywy uczennicy, która odwiedziła moją córkę. Miała przy sobie laptop, a w nim zakodowany dostęp do szkolnej platformy. Wówczas opowiadała mi o swojej szkole, własnej edukacji i pokazywała materiały z tej platformy, które dowodziły jej niezwykle pozytywnej opinii.

W jednej z rozpraw Theo M.E. Liketa omawiana jest sytuacja oświaty w Niderlandii, gdzie od 1917 r. istnieje relatywnie wysoka wolność szkół w zakresie: swobodnego kreowania programów kształcenia, zatrudniania nauczycieli w każdej szkole przez jej właściciela, swobodnego wyboru szkoły dla rodziców i uczniów, swobodnego wyboru podręczników i innych środków dydaktycznych. Nadzór pedagogiczny nie dotyczy pojedynczego nauczyciela i nie ma w praktyce uprawnień do pouczania właścicieli szkół prywatnych.

Dlaczego tak bardzo dba się w Niderlandii o wolność systemu szkolnego? Są ku temu trzy najważniejsze przesłanki:

1. Naukowe, pedagogiczne:

• Badania i doświadczenie potwierdzają, że innowacji w szkołach nie da się wprowadzić z góry na dół, gdyż tak nauczyciele jak i szkoły zmieniają się tylko wówczas kiedy są przekonani, że coś powinno się zmienić;

• W otwartej demokracji jest więcej tolerancji na różnorodne koncepcje pedagogiczne i dydaktyczne;

• Rozwój wypróbowanych metod nauczania, które wykreowali różni pedagodzy, doprowadził do legitymizacji różnorodności metod, technik i strategii uczenia się. Szczegółowa reglamentacja stwarza za mało miejsca dla pojawienia się nowych idei i ich wprowadzenia do praktyki;

• W społeczeństwie, w którym szczegółowo określa się sposób rozwiązywania przez nauczycieli problemów, blokowane są racjonalne sposoby rozwiązań;

• Utrzymanie jednostek lekcyjnych w takcie 45-50 minutowym nie odpowiada różnorodności koncepcji dydaktycznych, które mogłyby zaistnieć w praktyce;

• Nie ma właściwie jakiejś słusznej, właściwej, profesjonalnej ewaluacji systemu szkolnego.


2. Społeczne:

• Międzykulturowość społeczności szkolnej stawia przed nauczycielami wysokie i częściowo nowe wyzwania. Potrzebują oni więcej wolności w codziennej praktyce, by realizować swoje dydaktyczne i pedagogiczne zadania;

• Społeczeństwa rozwijają się od tradycyjnych „społeczeństw na rozkaz” (Befehlsgesellschaft) ku „społeczeństwom negocjującym” (Verhandlungsgesellschaft). Nauczyciele są w nich obywatelami, świadomymi politycznie osobami, którzy mogą i chcą wybierać w swojej pracy założenia światopoglądowe i pedagogiczne;

• Internacjonalizacja społeczeństw sprawia, że można się uczyć także od innych krajów. Poszczególne szkoły organizują wymianę ze szkołami z innych krajów.

3. Finansowe:

• Szczególnie rządowi i parlamentowi zależy na lepszym oszacowaniu kosztów kształcenia oraz zaplanowanie ich;

• Pieniądze są lepiej inwestowane i wydawane w skali lokalnej.


Nauczyciele nie są w Niderlandii urzędnikami państwowymi, chociaż w szkołach publicznych zatrudniani są przez władze gminne lub właścicieli szkół. Wynikają z tego istotne zasady:

• nauczyciele nie są odpowiedzialni za swój przedmiot. Tworzą oni zespół, który odpowiada za całą szkołę jako „uczącą się organizację”,

• organizacja wewnętrznej ewaluacji daje kierownictwu szkoły możliwość dobierania zgodnie z kompetencjami i realizacją specyficznych interesów nauczycieli,

• istnieją przepisy regulujące, jak kolegium powinno osiągnąć konsensus, jak rodzice i uczniowie mają w tym swój głos i jak właściciel szkoły w sytuacjach problematycznych ma postępować wobec kierownictwa szkoły.

• skoro nauczyciel zatrudniany jest w szkole na zasadzie otwartego konkursu, to daje to gwarancje, że dostosuje się on tak do profilu, jak i do rady pedagogicznej szkoły,

• permanentna wewnętrzna ewaluacja daje nauczycielom (i kierownictwu szkoły) informację zwrotną o ich pracy. Na tej też podstawie można planować ich doskonalenie zawodowe.

Jak spojrzymy na datę wydania tej strategii obowiązującej już wówczas w Niderlandii polityki oświatowej wobec szkół, to może zrozumiemy, dlaczego polskie szkolnictwo jest opóźnione już o ponad 20 lat w stosunku do tych systemów szkolnych, które nie ulegają politycznemu marnotrawstwu kapitału ludzkiego i jego rozwojowej przyszłości.

(źródło: (T. Liket, Niederlande, w: H.Döbert, G. Geißler, Schulautonomie in Europa. Umgang mit Thema, Theoretisches Problem, Europäischer Kontext, Bildungshistorischer Exkurs, Baden-Baden: Nomos Verlagsgesellschaft 1997)

02 stycznia 2020

Komu potrzebni są naukowcy?








Tak postawione pytanie może dziwić w czasach, które powinny służyć rozwijaniu społeczeństwa wiedzy, ba, doskonaleniu pracy rządów, oświeceniu polityków i młodych kadr naukowych. Niektórzy kandydaci do pracy naukowej, a takimi są nie tylko doktoranci, ale i doktorzy, niestety mają problem ze zrozumieniem, czym jest nauka, toteż nie bardzo wiedzą, po co są naukowcy, skoro same nimi nie są, a być może by chciały.

Jeśli sięgną do książki Moniki Golonki pod takim właśnie tytułem, to może wreszcie dowiedzą się i zrozumieją, że nauka ma różne dziedziny, dyscypliny wiedzy, odmienne paradygmaty badań, a zatem i różne są jej oblicza. Nie ma jednej nauki, natomiast w paradygmacie badań empirycznych mają miejsce od dziesiątek lat uzgodnienia metodologiczne, które wyznaczają standard ich prowadzenia. Ktoś, kto tego nie wie, to i nie rozumie, że wstęp do samodzielności naukowej wymaga pracy umysłowej w dążeniu do odkrywania prawdy o poznawanych zjawiskach.

Autorka studium z naukoznawstwa dokonuje syntetycznego przeglądu ewolucji nauki od Starożytności po czasy współczesne, by odnosząc się do tradycji można było zobaczyć, jak zmieniały się role uczonych, jak poszukiwali oni swojej drogi poznania świata, rozwijali idee, które stawały się źródłem zmian w świecie przyrodniczym, życia społecznego, gospodarczego i technicznego.

Zafascynowani coraz większymi możliwościami poznawania świata uczeni przyjmowali za punkt wyjścia do swoich badań - najpierw metafilozoficznych, potem także empirycznych odmienne źródła i ich uzasadnienia. Jedni dochodzili do konstatacji, że nie są w stanie dojść do poznania prawdy, inni negowali cudze dzieła objawienia, opisu czy eksplikacji, a jeszcze inni twierdzili, że tylko wiedza doświadczalna, uzyskiwana w wyniku eksperymentów daje pewność istnienia i tym samym rozpoznawania cech interesującego ich obiektu.

Przez wieki wiedza była budowana stopniowo, ewolucyjnie, ale i rewolucyjnie, przy czym w naukach humanistycznych i społecznych jej kumulacja nie doprowadziła do żadnych praw naukowych sensu stricte, a więc takich, z jakimi mamy do czynienia w naukach ścisłych, przyrodniczych i technicznych. Powstawały towarzystwa naukowe, czasopisma i wydawnictwa naukowe nadając nauce cechy koniecznej do jej rozwoju międzynarodowej rywalizacji.

Naukowe dzieła jednych uczonych były w ramach tej samej dyscypliny naukowej odrzucane przez oponentów, krytyków, którzy czynili je inspiracją czy podłożem do własnych projektów badawczych stając się kapłanami świeckiej lub religijnej nauki. Do XIX wieku nauka była filozofią gromadzącą wiedzę prawdziwą na temat świata i zasad nim rządzących. Wiek XX zapoczątkował praktykowanie nauki jako zawodu podporządkowanego takim samym prawom i powinnościom, jak inne profesje.

Zdaniem M. Golonki: "Obecnie praca naukowców w systemie produkcji wiedzy niewiele się różni od pracy robotników z taylorowskich przedsiębiorstw z ubiegłego wieku, np. w fabrykach Forda"(s.52). O systemie organizacji badań naukowych rozstrzygają unijne normy i strategie rozwoju szkolnictwa wyższego. Powstała nawet Europejska Rada ds. Badań Naukowych, której członkami są światowej rangi uczeni z całego świata.

W kraju już mało kto interesuje się tym, czym zajmuje się naukowiec, bowiem ważniejszy jest wskaźnik wpływu jego publikacji na rzekomą jakość badań w międzynarodowych sieciach uczonych. "Od wskaźnika IF zależy rozwój kariery w społeczności akademickiej czy też środowisku akademickim, które staje się teoretycznie coraz bardziej globalne" (s. 75).

O sukcesie w aplikowaniu o granty badawcze mają ponoć decydować m.in.:

- tematyka badań, która powinna być dostosowana do aktualnie panującej mody i toczących się debat na łamach czasopism przez liderów poszczególnych paradygmatów i nurtów;

- jeśli badania bazują na wynikach wcześniejszych badań;

- autorami lub współautorami są osoby o ugruntowanej pozycji w środowisku akademickim;

- przynajmniej jeden z autorów posiada prywatne, towarzyskie relacje z edytorami czasopism lub jest zatrudniony na wiodącej uczelni z USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec czy Francji (s. 80).

W przypadku nauk humanistycznych i społecznych te czynniki musiałyby zostać - ze względu na konkursy w NCN i NCBiR - jednak inaczej sformułowane, a mianowicie:

- tematyka badań powinna być dostosowana do aktualnie obowiązującej doktryny ideologicznej MNiSW;

- projekty badań muszą prowadzić do odmiennych wyników wcześniejszych badań, które były finansowane w czasach SLD,PSL, AWS i PO;

- autorami lub współautorami są osoby akceptowane światopoglądowo czy towarzysko w środowisku akademickim;

- przynajmniej jeden z autorów posiada prywatne, towarzyskie relacje z edytorami czasopism lub jest zatrudniony na wiodącej uczelni z USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec czy Francji, zapewniając recenzentom opublikowanie ich rozpraw właśnie w tych krajach.

Zdaniem dyrektor CERN w Genewie: "Kiedy uprawiasz naukę, musisz uprawiać naukę 24 godziny na dobę. Kiedy jesteś w domu, powinieneś myśleć o nauce; kiedy śpisz, powinieneś śnić o nauce. Musisz się w niej całkowicie zanurzyć" (s.7). Powodzenia w n(auk)owym roku 2020!

O autorce książki:

Dr hab. Monika Golonka - doktor nauk o zarządzaniu, adiunkt w Katedrze Zarządzania Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie; absolwentka programu Executive MBA ALK. Pracowała w polskich i międzynarodowych firmach tworzących rozwiązania teleinformatyczne; autorka artykułów publikowanych w czasopismach polskich i zagranicznych. Do interesujących ją zagadnień należą relacje konkurowania i współpracy, niepewności i zaufania, rozwój organizacji w skali międzynarodowej oraz różnice międzykulturowe. Prowadzi zajęcia z przywództwa, zachowań organizacyjnych, umiędzynarodowienia przedsiębiorstw i zarządzania zmianą. Absolwentka Executive MBA, posiadająca wieloletnie doświadczenie menedżerskie zdobyte w polskich i międzynarodowych firmach tworzących technologie teleinformatyczne. Do jej obszarów zainteresowań badawczych należą: współpraca międzyorganizacyjna, instytucjonalne otoczenie biznesu, konkurencja, strategie organizacji, zarządzanie międzynarodowe i zarządzanie strategiczne.