25 czerwca 2018
Jak przygotować się do konkursu na dyrektora ORE
Minister edukacji ogłosiła konkurs na stanowisko dyrektora Ośrodka Rozwoju Edukacji w Warszawie. Są też wolne etaty na stanowiskach specjalistów i referentów, tak więc przed tysiącami zwolnionych nauczycieli czeka znakomita oferta pracy. Postanowiłem wesprzeć kandydatów, by mieli jak największe szanse w uzyskaniu jakże prestiżowego stanowiska w naszej oświacie. Pozostało wprawdzie mało czasu, ale warto jeszcze uzupełnić dokumenty, by mieć poczucie właściwego przygotowania.
Wśród wymagań, jakie zostały określone w konkursie, są m.in.:
1) uzasadnienie przystąpienia do konkursu, wraz z koncepcją pracy na stanowisku dyrektora Ośrodka Rozwoju Edukacji w Warszawie;
2) życiorys z opisem przebiegu pracy zawodowej;
3) poświadczona przez kandydata za zgodność z oryginałem kopia dowodu osobistego lub innego dokumentu potwierdzającego tożsamość;
4) poświadczone przez kandydata za zgodność z oryginałem kopie dokumentów potwierdzających: posiadanie wymaganego wykształcenia, znajomość języka polskiego, posiadanie wymaganego stażu pracy, posiadanie wymaganego doświadczenia związanego z prowadzeniem działań na rzecz rozwoju szkół i placówek lub doświadczenia na stanowisku kierowniczym.
Koniecznie trzeba się do tego konkursu merytorycznie przygotować. Proponuję zainteresowanym uwzględnienie następujących kwestii oraz zgromadzenie istotnych materiałów i zaświadczeń:
ad. 1.
Warto napisać, że przystępując do tego konkursu, marzyliśmy o takim stanowisku i miejscu pracy już od przedszkola. Te, niestety wraz z edukacją szkolną były prowadzone przez byłych komuchów, osoby powiązane z lewicą, lewactwem lub - co gorsza - "owsiakową", neoliberalną hucpą pseudopedagogiczną, toteż marzyliśmy o tym, że jak tylko dorośniemy i uzyskamy odpowiednie wykształcenie, to naprawimy ten system.
W przedłożonej koncepcji pracy w ORE na tym stanowisku należy koniecznie najpierw wykazać patologię działań poprzednich dyrektorów i kadry kierowniczej. Warto wyrazić zdumienie, że w ogóle tacy ludzie mogli pracować w tak ważnej instytucji. Dobrze jest zacytować wypowiedzi byłej dyrektor czy dyrektorów ORE (dawniej CODN), by udowodnić, że samemu nie dopuści się do tak nieodpowiedzialnych komentarzy czy składanych opinii.
Najważniejszym walorem w złożonym wniosku będzie deklaracja, którą należy jednoznacznie sformułować, by rozpatrująca w konkursie treść aplikacji pani minister nie miała najmniejszej wątpliwości, że kandydat będzie osobą przede wszystkim politycznie, partyjnie i osobiście lojalną, dyspozycyjną, nieroszczeniową, godzącą się na realizację każdego zleconego jej zadania, byle tylko wesprzeć "dobrą zmianę" w polskiej edukacji.
Proponuję sięgnięcie po znakomity poradnik dra Stanisława Sławińskiego, który już 27 lat temu przygotował uzasadnienie naukowe i pedagogiczne dla kadr kierowniczych resortu edukacji. Napisał bowiem, że rolą szkoły jest wychowywanie młodych pokoleń w posłuszeństwie, a kto ma do tego przygotować, jak nie nauczyciele i ich kształcące kadry w ORE? A zatem proszę podkreślić w swoim wniosku rolę posłuszeństwa, bowiem jak pisał S. Sławiński.
Wychowanie do posłuszeństwa jest niezwykle ważne nie tylko dlatego, że współdziałanie z dzieckiem posłusznym jest łatwiejsze i bardziej satysfakcjonujące, ale przede wszystkim dlatego, że posłuszeństwo jest drogą duchowego wzrostu człowieka oraz źródłem ładu i harmonii w wolnym społeczeństwie
(...) Dziecko od najmłodszych lat poddane tresurze i różnym formom nacisku prowadzącym do osłabienia i załamania jego woli, musi uznać, że jedyną, korzystną formą zachowania jest całkowite posłuszeństwo wobec woli i decyzji dorosłych.
Po pierwsze posłuszeństwo wymaga rezygnacji z własnego 'ja', a więc odrzucenia miłości własnej, odłożenia na bok swoich ambicji i przezwyciężenia nie zawsze uświadomionego nastawienia rywalizacyjnego wobec innych. Wiąże się z tym czasem niemały wysiłek wewnętrzny.
Po drugie posłuszeństwo wymaga zrezygnowania w razie potrzeby ze swojego sposobu myślenia, wymaga też zaakceptowania cudzego punktu widzenia. Jest to tym trudniejsze im bardziej wierzy się we własne możliwości i kompetencje oraz im mniejszy jest w danej dziedzinie autorytet osoby przełożonej.
Po trzecie posłuszeństwo wymaga aby wznieść się ponad swój stosunek emocjonalny do zwierzchnika, jeżeli jest to osoba nielubiana.
Po czwarte posłuszeństwo wymaga też dyspozycyjności, to znaczy gotowości do wykonywania poleceń swojej władzy. Ale żeby być dyspozycyjnym trzeba umieć przezwyciężyć swoje złe samopoczucie psychiczne, oderwać się w połowie od tego, co się akurat robi, odmówić sobie potrzebnej chwili wytchnienia itd.
Posłuszeństwo wymaga więc dużej dyscypliny wewnętrznej.
ad. 2) Życiorys z opisem przebiegu pracy zawodowej może decydować o tym, czy w ogóle macie szansę na to stanowisko. Jeżeli, nie daj Panie Boże, należał kandydat do ZNP, a jeszcze gorzej, gdy urodził się w PRL i w tamtym okresie rozpoczynał swoją pracę nauczycielską, to lepiej nie składać takiego wniosku. Służby i tak sprawdzą, czy nie okłamaliście władzy. Chyba, że ktoś napisze w swoim życiorysie, że wprawdzie był członkiem ZNP, ale jako Konrad Wallenrod.
Dobrze jest wykazać się jakąś współpracą z partią prawicową. Tylko nie piszcie o wspomaganiu Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jeśli już, to raczej akcji "Świąteczna Paczka". Dobrze jest też wykazać się aktywnością we własnej parafii. Może mamy potwierdzenie służby i wpłaty na rzecz Radia Maryja?
ad. 4) W przypadku załączonego dokumentu potwierdzającego posiadanie wymaganego wykształcenia większe szanse mają kandydaci, którzy ukończyli studia w Toruniu, ewentualnie w jakiejś prywatnej szkole wyższej pod odpowiednim patronatem.
Nie jestem przekonany, czy zwróciłem uwagę na wszystkie konieczne elementy autobiograficznej narracji kandydata, bowiem w ORE, MEN i in. instytucjach podporządkowanych partii władzy obowiązuje "hidden curriculum".
24 czerwca 2018
Nominacja profesor Hanny Markiewicz z prezydenckim przesłaniem do Profesorów
W dniu 21 czerwca br. Prezydent Andrzej Duda wręczył nominację profesorską także pedagog, specjalistce w zakresie historii wychowania i oświaty - pani prof. dr hab. Hannę Markiewicz z Wydziału Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Gronu 74 profesorów gratulował Prezydent RP wyrażając im wdzięczność za tak niezwykły poziom osiągnięć naukowych. Jak stwierdził w swoim przemówieniu:
"Niezwykły, formalnie jaki może być w naszym kraju, ale chcę podkreślić, że nie jest to ukoronowanie kariery naukowej.To jest zobowiązanie na wielu polach. Ukoronowaniem kariery będzie Nobel, na który czekam. Liczę na to, że któryś z Państwa tego Nobla - nie dla mnie, a dla Rzeczypospolitej i dla siebie wreszcie uzyska. Bardzo bym chciał, żeby polski naukowiec, za badania zrealizowane w Polsce, być może że we współpracy z zagranicznymi partnerami, bo nauka nie zna granic, nauka nie ma ojczyzny, ale naukowiec - tak, naukowiec ma ojczyznę.
I chciałbym, żebyście Państwo zawsze się do swojej ojczyzny przyznawali i by ojczyzna z dumą zawsze przyznawała się do was. Życzę Wam tego w tym pięknym dniu, kiedy odbieracie nominacje. Z całego serca gratuluję i dziękuję za wszystko to, co zrobiliście do tej pory, bo praca naukowa to nie jest tylko praca dla samych siebie, nie jest to tylko praca dla własnej kariery. To jest także budowanie potencjału polskiej nauki, budowanie naszego potencjału w różnych dziedzinach naszego życia - artystycznego, gospodarczego, technicznego.
Jeżeli chodzi o ochronę zdrowia - wśród Państwa jest wielu dzisiaj profesorów nauk medycznych. Życzę Państwu powodzenia w dalszej pracy naukowej. Życzę Państwu powodzenia w życiu rodzinnym. Wielkie podziękowania dla tych wszystkich, którzy z Państwem przybyli. Cieszę się, że zechcieliście przywieźć ze sobą te najmłodsze pokolenia - przyszłość polskiej nauki.
Wierzę, że myślą sobie - "kurcze, było warto, żeby spotkać się w Sali Kolumnowej z Prezydentem, być takim ważnym - warto się napracować. Tak naprawdę to są wielkie podziękowania dla najbliższych, bo sam pochodzę z domu dwojga ludzi nauki i wiem co to oznacza, że to nie jest praca od godziny siódmej czy ósmej rano do godziny piętnastej czy szesnastej. To jest praca bardzo często dwadzieścia cztery godziny na dobę, to nieobecność w domu, częste wyjazdy zagraniczne na rożnego rodzaju konferencje, stypendia czy inne zadania.
To jest praca w absolutnie nielimitowanym wymiarze czasu. W związku z powyższym, to czas zabierany rodzinie. I to jest także dla rodziny poświęcenie. W tym znaczeniu jest to zbiorowy sukces i za to chciałbym bliskim z całego serca podziękować i pogratulować, bo jestem przekonany, że w absolutnej większości przypadków jest to sukces wspólny. Ale mam też kilka próśb do Państwa, bo już tylko prosić mogę.
Po pierwsze chciałbym, żebyście Państwo wychowywali młodych, żebyście przygarniali ich do siebie, żebyście byli ich prawdziwymi opiekunami naukowymi, żebyście z jednej strony o nich dbali, bo nie jest dzisiaj łatwo przyciągnąć młodych, zdolnych ludzi do nauki, choćby ze względu na to, jakie są szanse uzyskania dochodów w nauce, z reguły są one niezbyt wielkie. Bardzo zdolny młody człowiek może wielokrotnie więcej zarobić gdzie indziej.
W związku z tym, jeśli udaje się młodego, zdolnego człowieka przyciągnąć, to trzeba o niego dbać z jednej strony, ale z drugiej strony trzeba także od niego wymagać. I tu dwie prośby. Po pierwsze, żebyście Państwo wymagali, żebyście Państwo cisnęli. Nauka musi być na wysokim poziomie. Praca doktorska musi być na poziomie. Praca doktorska musi zawierać element nowy, a nie być tylko odtworzeniem dotychczasowego dorobku doktryny danego przedmiotu.
To raz, ale dwa, chciałbym Państwa prosić, żebyście młodym mówili, że są wolni. Nauka musi być wolna, a oni mają prawo się nie zgadzać z zastanymi do tej pory poglądami, także Państwa poglądem na różne sprawy. Dlaczego? Bo w ten sposób tworzy się nauka. Nauka buduje się poprzez to, że wszystko to, co jest dotychczas znane, zostaje obalone przez poznanie czegoś nowego. albo zostaje zmodyfikowane przez poznanie czegoś nowego. To jest właśnie rozwój.
Nie będziemy się rozwijać, jeżeli będziemy powtarzali do tej pory prawdy objawione i nienaruszalne. Kopernik nigdy nie wypracowałby swojej teorii, gdyby nie miał odwagi obalenia czegoś, co dla ówczesnej większości było niewyobrażalne. I o to mi właśnie chodzi, żebyście sami w sobie mieli, bo macie wysoki poziom i żebyście zaszczepiali to także w młodych. A już absolutnie błagam, żebyście ich nie blokowali. Niech idą, niech walczą. Oto proszę, żebyście takimi wychowawcami byli. Z jednej strony surowymi, ale z drugiej wspierającymi i oczekującymi tego, ze ta nauka będzie prawdziwa bo wolność nauki i poczucie wolności w nauce jest jednym z podstawowych elementów do tego , żeby były wielkie odkrycia.
I żeby kiedyś Nobel przyszedł do Polski, czego Państwu z całego serca życzę, i o to proszę. Życzę Państwu, żeby ktoś z Państwa miał tą "koronę noblowską" nałożoną na skronie. Bardzo bym tego chciał, ale przede wszystkim życzę Wam dalszych sukcesów w Waszej pracy zawodowej i życzę Wam także wszelkiego powodzenia w życiu rodzinnym, w życiu codziennym, tak niezwykle ważnym. Przecież wszyscy wiemy, że jak w tym życiu nie jest wszystko poukładane, to bardzo trudno jest poukładać sobie także sprawy w życiu zawodowym."
W naukach społecznych nie jest przyznawana Nagroda Nobla. Jestem jednak przekonany, że wszystkie inne życzenia Prezydenta zostaną spełnione przez panią profesor Hannę Markiewicz, która znakomicie opiekuje się młodymi naukowcami, doktorantami, otwiera zainteresowanym przewody doktorskie oraz pomaga w pokonywaniu przez nich wielu trudnych faz we własnej pracy naukowo-badawczej. W Instytucie Pedagogiki prof. H. Markiewicz kieruje Katedrą Historii Wychowania. Stanowi wzór pracowitości i skromności dla młodych kadr prowadzenia trudnych badań historyczno-oświatowych, których wyniki nie są tak spektakularne, jak w innych dyscyplinach nauk pedagogicznych.
Nominowana Profesor rozpoczęła swoją naukową przygodę w 1975 r. kończąc studia magisterskie na kierunku pedagogika, na Wydziale Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego. W siedem lat później uzyskała stopień naukowy doktora nauk humanistycznych w zakresie historii wychowania w tej samej jednostce akademickiej. Habilitowała się w 2005 r. z historii na Wydziale Historyczno-Społecznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Tym samym został znacząco wzbogacony i potwierdzony zakres jej kompetencji naukowych w zakresie badań historyczno-pedagogicznych.
Zainteresowania naukowe Pani Profesor oscylują wokół dwóch obszarów zagadnień:
- Historia instytucji i koncepcji edukacyjnych na ziemiach polskich w wieku XIX i dwudziestoleciu międzywojennym. Społeczna działalność opiekuńcza na Litwie i w Królestwie Polskim.
- Działalność oświatowa towarzystw społecznych w dwudziestoleciu ze szczególnym uwzględnieniem pracy Polskiej Macierzy Szkolnej na Kresach Wschodnich.
Wśród najważniejszych publikacji znajdują się tak znakomite monografie jak:
Rzecz o Polskiej Macierzy Szkolnej, Wyd. APS, Warszawa 2016
Józef Stemler-działacz oświatowy II R.P, Edukacja Zawodowa i Ustawiczna. Polsko-Ukraiński Rocznik Naukowy1/2016
Działalność Koła Polskiej Macierzy Szkolnej w Równem na Wołyniu w latach 1924-33 w świetle sprawozdań Towarzystwa w: W kręgu historii wychowania, Warszawa 2013
Sami tworzyliśmy tę historię- księga pamiątkowa z okazji 90 rocznicy powstania APS, Warszawa 2012 (red)
Społeczna działalność opiekuńczo-edukacyjna na Litwie na przełomie XVIII i XIX w. w: Z dziejów polskiej kultury i oświaty od średniowiecza do początków XX w. Kraków 2010
Działalność opiekuńczo wychowawcza Wileńskiego Towarzystwa Dobroczynności 1807-1813, Warszawa 2010
Wybrane zagadnienia z historii wychowania, Warszawa 2006
Działalność opiekuńczo-wychowawcza Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności 1814-1914, Warszawa 2002.
Serdeczne gratulacje dla Pani Profesor. Polska pedagogika zyskała ogromne wsparcie w tak rzadko wybieranej dyscyplinie nauk pedagogicznych, jaką jest historia wychowania i oświaty.
23 czerwca 2018
Konferencja bez światła lamp filujących, ale za to z pajęczyną i smogiem w tle
Uczestniczyłem wczoraj na Uniwersytecie Łódzkim w I Interdyscyplinarnej Konferencji Naukowej z cyklu Badania Młodych Naukowców "Wiedza-Inspiracja-Pasja". Zarejestrowało się ok.150 młodych naukowców, doktorantów z kilkudziesięciu ośrodków naukowych z całej Polski przyjmując zaproszenie JM Rektora UŁ prof. Antoniego Różalskiego do zaprezentowania projektów badawczych w trzech dziedzinach nauk - przyrodniczych, społecznych i humanistycznych.
Znakomita organizacja obrad w sekcjach została poprzedzona inauguracyjnymi wykładami profesorów powyższych dziedzin naukowych - Tomasza Cieślaka, który mówił o kłopotach interpretacyjnych utworów literackich; Macieja Bartosa o historii zastosowań pewnego biomateriału w nowych technologiach i Witolda Ciesielskiego o tym, czym jest smog, powstaje i nas zabija. Mój referat był odsłoną pajęczyny autorytaryzmu w polityce oświatowej III RP.
Każdy z nas przedstawiał cząstkę własnych badań naukowych, ale w taki sposób, by były one interesujące i zrozumiałe dla wszystkich tych uczestników, którzy przyjechali do sparaliżowanej komunikacyjnie Łodzi, zrezygnowali z dłuższego spania i dotarli do pięknego gmachu Wydziału Filologicznego UŁ. Syndrom pierwszych rzędów nie zmienia się od dziesiątek lat, bowiem pierwsze są zawsze puste, a im bliżej do wyjścia z auli, tym trudniej było o wolne miejsce do siedzenia. Profesor Witold Ciesielski był zachwycony poziomem czystości powietrza w auli Wydziału Filologicznego UŁ. Dokonał pomiaru miejsca obrad, gdyż nie rozstaje się z przenośnym miernikiem pyłów PM2.5, PM10.
Konferencja zaczęła się jednak lirycznie. Prof. UŁ Tomasz Cieślak mówił o tym, jak czytać utwory liryczne, które nie najlepiej się kojarzą młodzieży. W pewnej mierze potwierdził moją obserwację, że nawet licealiści mają bardzo ograniczone doświadczenia czytelnicze poezji, gdyż zdecydowanie wolą lub muszą czytać w szkole powieści, nowele czy opowiadanie. Liryka - zdaniem referującego - jest dla nich czymś przerażającym.
Tymczasem poezja jest tym dziełem literackim, które powinniśmy czytać dla własnej przyjemności, a pośrednio budować dzięki jego formie i treści własną tożsamość kulturową. To, co można zrobić z tekstem literackim było w przykładowo przywołanych przez łódzkiego uczonego wierszach Tadeusza Różewicza i Zbigniewa Herberta odsłoną ich ukrytych znaczeń. Studenci językoznawstwa zapewne potrafią rozsmakowywać się w rozkładaniu lirycznego tekstu na jego składowe, czyli ilość zastosowanych w nim metafor, porównań.
Punktem wyjścia do interpretacji wiersza jest konieczne uwolnienie się czytelnika od własnego światopoglądu, gdyż prawdziwe przesłanie utworu jest ukryte. Profesor uczulał nas na to, by nie nie czytać tekstu literalnie, do własnych wyobrażeń świata, gdyż nie może on być sprawdzany pod kątem prawdziwości czy intencji autora (Co autor chciał nam powiedzieć? Co miał na myśli?), zbieżności z realiami świata. Wiersz jest kreacją artystyczną, która niesie z sobą głęboko skrywane sensy.
Zdaniem prof. T. Cieślaka - jesteśmy dziećmi swojej epoki, mamy swój światopogląd na temat otaczającej nas rzeczywistości, stąd czytając teksty sprzed kilkudziesięciu czy nawet kilkuset lat dokonujemy niejako ich aktualizacji. Język prowadzi każdego z nas, ale też nigdy nie jesteśmy jego panami i właścicielami, stąd interpretowanie utworu jest próbą rozpoznania tego, co z naszej perspektywy zostało powiedziane w tekście, a nie tego, co chciał powiedzieć autor.
Nie ma zatem jednej metody interpretacyjnej utworu lirycznego. Za mało wiemy, żeby rozpoznać skrywane w nim sensy, które były pochodną czasu, miejsca, doświadczeń i myśli ich autora. Wiersz T. Różewicza – "W świetle lamp filujących" był tu przykładem do zrozumienia tego, jak język może nas zwieść, jak nieznane nam już lampy naftowe, lampy kopcące, określane przed kilkudziesięciu laty mianem lamp , są czymś niezrozumiałym dla współczesnych czytelników, a tym samym ich nazwa prowadzi do zupełnie innego znaczenie słowa filować.
Z tym referatem znakomicie współgrał wykład prof. M. Bartosa, który przyfilował różne gatunki pająków, by wykazać, jak misternie konstruowane sieci pajęcze stają się dla nauki źródłem zupełnie nowych odkryć i technologicznych innowacji. Było to inne spojrzenie na przyrodę, na to, jak odczytane przez badaczy naturalne procesy w świecie natury sprzyjają wyprodukowaniu wielu milionów patentów.
Pajęczyna, której Profesor poświęcił swoją prezentację, jest wynalazkiem testowanym przez trzysta milionów lat. Pajęcze nici stały się biomateriałem, który niesie z sobą najwięcej nadziei na wytwarzanie np. sieci łownych, sieci asekuracyjnych, spadochronów, termoprzewodników, "inteligentnych" klejów, hydrożeli, rusztowań itd. właściwości adhezyjne pajęczych sieci wytwarzanych przez gruczoły przędne są źródłem fantastycznych odkryć.
W bardzo dobrym miejscu programu konferencji usytuowano moje wystąpienie, bowiem mogłem pokazać, jak liryczny program solidarnościowej rewolucji lat 1980-1989 został opleciony pajęczyną zdrady postsolidarnościowych elit III RP, począwszy od 1993 r. do dnia dzisiejszego.
Wykłady plenarne zamknął mocno przygnębiający nastroje referat prof. Witolda Ciesielskiego o smogu, przyczynach jego powstawania i tragicznych następstwach dla ludzi. Smog nas zabija, a więc jak żyć? W Polsce panuje smog klasyczny, i to w tych regionach kraju, do których jeździmy w celach rekreacyjno-zdrowotnych czy turystyczno-krajoznawczych np. Zakopane, Kraków, Nowy Sącz. Smog jest cichym zabójcą, bowiem po kilkunastu latach ujawnia się jego toksyczny wpływ w naszych organizmach. O ile, w wypadkach samochodowych w naszym kraju ginie rocznie 3300 osób, o tyle smog zabija 44 000 osób w naszym codziennym środowisku życia.
Poznaliśmy rozkład toksycznego działania smogu w zależności od regionu kraju, jak i miesiąca. Jak nam zdradził, w dn. 7.01.2017 w Łodzi miało miejsce aż 1100 procentowe przekroczenie normy zanieczyszczenia powietrza. Nic dziwnego, mieszkańcy Europy Zachodniej sprzedają nam coraz taniej samochody z silnikiem Diesla, a my chętnie sprowadzamy je do kraju. Jest tanio, szybko i przyjemnie, ale za to trująco. W Europie jesteśmy najbardziej toksycznym państwem. Tak więc obok toksyn politycznych, analfabetycznych i oświatowych mamy jeszcze przyszłość w pajęczynie.
Obyśmy tylko nie wrócili do czasów lamp filujących.
Znakomita organizacja obrad w sekcjach została poprzedzona inauguracyjnymi wykładami profesorów powyższych dziedzin naukowych - Tomasza Cieślaka, który mówił o kłopotach interpretacyjnych utworów literackich; Macieja Bartosa o historii zastosowań pewnego biomateriału w nowych technologiach i Witolda Ciesielskiego o tym, czym jest smog, powstaje i nas zabija. Mój referat był odsłoną pajęczyny autorytaryzmu w polityce oświatowej III RP.
Każdy z nas przedstawiał cząstkę własnych badań naukowych, ale w taki sposób, by były one interesujące i zrozumiałe dla wszystkich tych uczestników, którzy przyjechali do sparaliżowanej komunikacyjnie Łodzi, zrezygnowali z dłuższego spania i dotarli do pięknego gmachu Wydziału Filologicznego UŁ. Syndrom pierwszych rzędów nie zmienia się od dziesiątek lat, bowiem pierwsze są zawsze puste, a im bliżej do wyjścia z auli, tym trudniej było o wolne miejsce do siedzenia. Profesor Witold Ciesielski był zachwycony poziomem czystości powietrza w auli Wydziału Filologicznego UŁ. Dokonał pomiaru miejsca obrad, gdyż nie rozstaje się z przenośnym miernikiem pyłów PM2.5, PM10.
Konferencja zaczęła się jednak lirycznie. Prof. UŁ Tomasz Cieślak mówił o tym, jak czytać utwory liryczne, które nie najlepiej się kojarzą młodzieży. W pewnej mierze potwierdził moją obserwację, że nawet licealiści mają bardzo ograniczone doświadczenia czytelnicze poezji, gdyż zdecydowanie wolą lub muszą czytać w szkole powieści, nowele czy opowiadanie. Liryka - zdaniem referującego - jest dla nich czymś przerażającym.
Tymczasem poezja jest tym dziełem literackim, które powinniśmy czytać dla własnej przyjemności, a pośrednio budować dzięki jego formie i treści własną tożsamość kulturową. To, co można zrobić z tekstem literackim było w przykładowo przywołanych przez łódzkiego uczonego wierszach Tadeusza Różewicza i Zbigniewa Herberta odsłoną ich ukrytych znaczeń. Studenci językoznawstwa zapewne potrafią rozsmakowywać się w rozkładaniu lirycznego tekstu na jego składowe, czyli ilość zastosowanych w nim metafor, porównań.
Punktem wyjścia do interpretacji wiersza jest konieczne uwolnienie się czytelnika od własnego światopoglądu, gdyż prawdziwe przesłanie utworu jest ukryte. Profesor uczulał nas na to, by nie nie czytać tekstu literalnie, do własnych wyobrażeń świata, gdyż nie może on być sprawdzany pod kątem prawdziwości czy intencji autora (Co autor chciał nam powiedzieć? Co miał na myśli?), zbieżności z realiami świata. Wiersz jest kreacją artystyczną, która niesie z sobą głęboko skrywane sensy.
Zdaniem prof. T. Cieślaka - jesteśmy dziećmi swojej epoki, mamy swój światopogląd na temat otaczającej nas rzeczywistości, stąd czytając teksty sprzed kilkudziesięciu czy nawet kilkuset lat dokonujemy niejako ich aktualizacji. Język prowadzi każdego z nas, ale też nigdy nie jesteśmy jego panami i właścicielami, stąd interpretowanie utworu jest próbą rozpoznania tego, co z naszej perspektywy zostało powiedziane w tekście, a nie tego, co chciał powiedzieć autor.
Nie ma zatem jednej metody interpretacyjnej utworu lirycznego. Za mało wiemy, żeby rozpoznać skrywane w nim sensy, które były pochodną czasu, miejsca, doświadczeń i myśli ich autora. Wiersz T. Różewicza – "W świetle lamp filujących" był tu przykładem do zrozumienia tego, jak język może nas zwieść, jak nieznane nam już lampy naftowe, lampy kopcące, określane przed kilkudziesięciu laty mianem lamp , są czymś niezrozumiałym dla współczesnych czytelników, a tym samym ich nazwa prowadzi do zupełnie innego znaczenie słowa filować.
Z tym referatem znakomicie współgrał wykład prof. M. Bartosa, który przyfilował różne gatunki pająków, by wykazać, jak misternie konstruowane sieci pajęcze stają się dla nauki źródłem zupełnie nowych odkryć i technologicznych innowacji. Było to inne spojrzenie na przyrodę, na to, jak odczytane przez badaczy naturalne procesy w świecie natury sprzyjają wyprodukowaniu wielu milionów patentów.
Pajęczyna, której Profesor poświęcił swoją prezentację, jest wynalazkiem testowanym przez trzysta milionów lat. Pajęcze nici stały się biomateriałem, który niesie z sobą najwięcej nadziei na wytwarzanie np. sieci łownych, sieci asekuracyjnych, spadochronów, termoprzewodników, "inteligentnych" klejów, hydrożeli, rusztowań itd. właściwości adhezyjne pajęczych sieci wytwarzanych przez gruczoły przędne są źródłem fantastycznych odkryć.
W bardzo dobrym miejscu programu konferencji usytuowano moje wystąpienie, bowiem mogłem pokazać, jak liryczny program solidarnościowej rewolucji lat 1980-1989 został opleciony pajęczyną zdrady postsolidarnościowych elit III RP, począwszy od 1993 r. do dnia dzisiejszego.
Wykłady plenarne zamknął mocno przygnębiający nastroje referat prof. Witolda Ciesielskiego o smogu, przyczynach jego powstawania i tragicznych następstwach dla ludzi. Smog nas zabija, a więc jak żyć? W Polsce panuje smog klasyczny, i to w tych regionach kraju, do których jeździmy w celach rekreacyjno-zdrowotnych czy turystyczno-krajoznawczych np. Zakopane, Kraków, Nowy Sącz. Smog jest cichym zabójcą, bowiem po kilkunastu latach ujawnia się jego toksyczny wpływ w naszych organizmach. O ile, w wypadkach samochodowych w naszym kraju ginie rocznie 3300 osób, o tyle smog zabija 44 000 osób w naszym codziennym środowisku życia.
Poznaliśmy rozkład toksycznego działania smogu w zależności od regionu kraju, jak i miesiąca. Jak nam zdradził, w dn. 7.01.2017 w Łodzi miało miejsce aż 1100 procentowe przekroczenie normy zanieczyszczenia powietrza. Nic dziwnego, mieszkańcy Europy Zachodniej sprzedają nam coraz taniej samochody z silnikiem Diesla, a my chętnie sprowadzamy je do kraju. Jest tanio, szybko i przyjemnie, ale za to trująco. W Europie jesteśmy najbardziej toksycznym państwem. Tak więc obok toksyn politycznych, analfabetycznych i oświatowych mamy jeszcze przyszłość w pajęczynie.
Obyśmy tylko nie wrócili do czasów lamp filujących.
22 czerwca 2018
Wybór niepublicznej szkoły dla dziecka
Polityka "Dobrej zmiany" w szkolnictwie publicznym skutkuje m.in. tym, że ci rodzice, których na to stać, poszukują dla swoich pociech niepublicznej szkoły.Wolą zapłacić czesne, aniżeli posyłać dzieci do publicznej szkoły. Oczywiście, są też i tacy, którzy nie chcą dla swojego dziecka żadnej szkoły, gdyż stać ich na to, by kształcić je w warunkach domowych. To jest jednak odrębna kwestia.
W okresie przedwakacyjnym rodzice przyszłych pierwszoklasistów rozglądają się za szkołą dla dziecka, która byłaby uwolniona od bezpośredniej ingerencji przedłużonego ramienia partii władzy. Dla wielu nie ma to znaczenia, która formacja polityczna zarządza szkolnictwem publicznym. Różne są powody niechęci do szkoły coraz bardziej państwowej, która rzekomo jest szkołą publiczną.
Przede wszystkim niechęć do powierzenia dziecka rejonowej szkole publicznej wynika z następujących powodów:
1. Miłość, nadopiekuńczość, szczególna troska o własne dziecko, by nie stała mu się w powszechnej szkole jakakolwiek krzywda;
2. Wysokie lub niskie aspiracje edukacyjne wobec własnego dziecka. W tym pierwszym przypadku dominują nadmierne lub wysokie oczekiwanie uzyskiwania przez dziecko jak najlepszych osiągnięć szkolnych, a więc znalezienie miejsca powodowane jest zagwarantowaniem mu intensywnej tresury umysłowej. Szkoła ma zdjąć z rodziców jakąkolwiek odpowiedzialność, troskę, bo jest od tego, by obciążać je adekwatnie do roszczeń i ambicji rodziców.
Może jednak mieć miejsce chęć zabezpieczenia dziecku środowiska o niskich wymaganiach, przyjaznego, zatroskanego i odraczającego jakąkolwiek selekcję szkolną i ocenianie instrumentalne. Dziecku w szkole ma być dobrze, ono ma być szczęśliwe, że niczego się od niego nie wymaga. Ono nie może się zmęczyć, przeżywać negatywne emocje, być narażone na oceny itp.
3. Niechęć do ideologicznej dominacji w kształceniu publicznym, która jest sprzeczna z rodzicielskim światopoglądem. Jeśli w szkole powszechnej program kształcenia jest determinowany odmiennym od rodzinnego systemem wartości, to szuka się szkoły wolnej od mającej w niej miejsce indoktrynacji lub placówki aksjonormatywnie zbieżnej z kulturą i światopoglądem rodziców. W tym przypadku najbardziej klarowny wybór wiąże się ze szkołami wyznaniowymi. Większy problem mają rodzice o lewicowym światopoglądzie, bo szkół z tak jednoznaczną ideologią i systemem wartości w naszym kraju jest niewiele.
4. Niektórzy rodzice śledzą rankingi szkół we własnym regionie, toteż wybierają dziecku szkołę najwyżej w nim usytuowaną. Jeśli porównają osiągnięcia szkolne uczniów tzw. szkół elitarnych, wśród których w pierwszej dziesiątce przeważają szkoły niepubliczne, to - po sprawdzeniu stanu własnych dochodów - nie mają wątpliwości co do tego, do której z placówek skierować własne dziecko.
5. Zdecydowani na uniknięcie szkoły publicznej kierują się uwarunkowaniami związanymi z dojazdem dziecka do szkoły (w młodszych klasach - dowożeniem i odwożeniem), świadomością atrakcyjności i wartości oferty dydaktycznej i opiekuńczo-wychowawczej, bezpieczeństwem, opieką medyczną itp.
Niestety, brakuje rodzicom zdolności do analizowania danych rankingowych oraz dostępnych publicznie wyników egzaminów zewnętrznych czy wyników ewaluacji pracy szkół. Wielu daje się nabrać na zapewnienia założyciela/właściciela o znakomitych warunkach kształcenia i ofercie programowej. Mamią przyszłych klientów pokusami, obietnicami, z których wcale nie muszą się wywiązywać. Tak więc dyrekcja szkoły, która oferuje klientom dwujęzyczność czy międzynarodową maturę, wcale nie musi tego spełnić.
Żadne kuratorium oświaty nie ocenia szkół niepublicznych ze względu na składane przez ich dyrektorów obietnice wykraczające poza państwowe curriculum. To, co te szkoły muszą zapewnić swoim uczniom, by móc wydawać świadectwa państwowe, to realizację podstawy programowej kształcenia ogólnego. Wszystko to, co jest w ich ofertach ponad ten standard może być zrealizowane, ale nie musi.
Jak komuś nie podoba się nieodpowiedzialne zarządzanie szkołą, jest nią rozczarowany, ma poczucie zdrady, naruszenia umowy, to może dochodzić swoich praw sądownie lub zabrać dziecko do innej placówki. Są zatem takie szkoły niepubliczne, także w Łodzi, z których każdego roku odchodzi 30-40 proc. uczniów do innych szkół tylko dlatego, że ich rodzice i oni sami zostali przez biznesowo zorientowaną dyrekcję wystrychnięci na dudka.
21 czerwca 2018
Najgorszy tydzień szkolnej edukacji
Od lat nikt nie jest w stanie wyegzekwować od nauczycieli i dyrektorów szkół publicznych tego, by w ostatnim tygodniu roku szkolnego miała w tych placówkach miejsce prawdziwa i rzetelna edukacja. To jest wprost skandaliczne i demoralizujące, że nauczyciele, także szkół prywatnych, lekceważą swoje obowiązki zawodowe nie prowadząc w tym tygodniu już żadnych zajęć dydaktycznych. Takiego poziomu nierzetelności pedagogicznej, nieuczciwości wobec dzieci i młodzieży nie powinno się tolerować.
O ile w przedszkolach praca wre niezależnie od tego, czy jest to ostatni tydzień roku szkolnego czy wakacyjny okres pracy, o tyle szkolnictwo stało się kwintesencją pozoranctwa i kulturowej dewastacji procesu kształcenia oraz wychowania. Uczniowie przychodzą do szkoły, w której nie odbywają się już żadne zajęcia, mimo obowiązującego ich planu zajęć. W wielu liceach ogólnokształcących czy w szkołach zawodowych młodzież już nawet nie przychodzi do szkoły, bo doskonale wie, że nie ma po co! Nikogo nawet nie obchodzi ich los!
To jest czas stracony, zmarnowany, za który płaci się nauczycielom. Płacimy nie za to, że prowadzą zajęcia dydaktyczno-wychowawcze, tylko za wypełnianie dzienników, opracowywanie danych statystycznych, wypełnianie kwestionariuszy i bzdurnych formularzy dla potrzeb kuratora oświaty.
Ci uczniowie, którzy przychodzą do szkoły, muszą przez 5-7 godzin wałęsać się po izbach lekcyjnych i korytarzach, by od czasu do czasu ktoś z łaski odtworzył im film dvd (a jakże - dydaktyczny!), albo ogłosił, że mogą robić to, co chcą. Kultura nicnierobienia, kultura fałszowania obecności edukacyjnej, kultura pozoranctwa świętuje swój tydzień w całym kraju.
Kwitnie biurokracja a więdnie edukacja. W ten oto sposób nauczyciele demoralizują dzieci i młodzież, bo o ile w trakcie roku szkolnego oceniali zachowania swoich podopiecznych także w zakresie ich stosunku do uczenia się czy nawet szkoły, tak teraz pokazują, że w pewnych okolicznościach można wszystko pozorować, udawać, a nawet jawnie demonstrować lekceważenie własnych obowiązków.
Nie wstyd wam drodzy nauczyciele? Jak się z tym czujecie? Czy może po raz kolejny, bo tak dzieje się od lat dziesięciu, będzie mówić, że to nie wasza wina, bo dyrekcja, kurator, organ prowadzący, ministerstwo, itd., itd. tego od was żądają?
To może ustalmy na przyszły rok szkolny, że jest on skrócony o tydzień! Niech dzieci i młodzież korzystają z lata wiosną ! Niech nie uczestniczą więcej w tej fikcji!
Nie demoralizujmy młodych pokoleń, bo wystarczy już to, co czynią politycy partii władzy i opozycji.
20 czerwca 2018
Wolne szkoły - ale nie w Polsce
Osiemnaście lat temu pisząc z Bogusławem Milerskim Leksykon PWN "Pedagogika" zamieściłem w nim hasło szkoła wolna (Freie Schule, Free School). Wówczas miało ono charakter opisowy, związany z syntetycznym wyjaśnieniem polskim czytelnikom, czym są w swej istocie wolne szkoły na świecie. W Polsce takich przecież nie było, z wyjątkiem może Wrocławskiej Szkoły Przyszłości autorstwa prof. Ryszarda Łukaszewicza, który powołał tę placówkę do życia w Kaliszu i po nastu miesiącach ją zamknął ze względu na brak dzieci, a w rzeczy samej rodziców obawiających się niedrożności poziomej i pionowej tego modelu kształcenia.
Wolna szkoła jest bowiem środowiskiem edukacyjnym, które organizacyjnie, programowo i metodycznie jest całkowicie niezależna od ustroju szkolnego państwa. Ma swojego założyciela w postaci osoby fizycznej, grupy społecznej lub wyznaniowej. Jej twórcy odwołują się do idei swobodnego wychowania, tzn. edukacji zorientowanej przede wszystkim na potrzeby uczniów i wspieranie ich indywidualnego rozwoju. Nie są zainteresowani tym, aby edukacja była w jakikolwiek sposób powiązana, uzależniona czy warunkowana normami ustanawianymi przez władze państwowe.
Wolna szkoła jest zatem zintegrowaną w naturalny sposób z środowiskiem rodzinnym czy religijnym suwerenną przestrzenią życia dla dzieci, ale także dla ich nauczycieli, założycieli i rodziców. Ma ona ograniczoną liczbę uczniów, gdyż jest to z założenia środowisko niszowe, co nie znaczy, że można je wartościować jako rzekomo gorsze. Przeciętnie wolna szkoła liczy ok. 30 uczniów. Nie ma w niej podziału na grupy wiekowe, stałe zespoły klasowe, ani też nie realizuje się w niej ściśle określonego programu kształcenia.
Otwierając się w swoich założeniach pedagogicznych na suwerenność dziecka twórcy tych szkół biorą pod uwagę dziecko takim, jakim jest ono w danej fazie swojego życia i rozwoju, a nie tylko perspektywę jego przyszłego życia. Stawiają sobie za zadanie stwarzanie podopiecznym takich warunków edukacyjnych, by każde z nich postrzegane było w społeczności "szkolnej" jako indywiduum, osobowość oraz by miało możliwość rozpoznawania swoich potrzeb, zainteresowań czy uzdolnień. Zakłada się, że każdy uczeń ma swój potencjał rozwojowy, dla rozwinięcia którego potrzebna jest stosowna przestrzeń i czas oraz jego przeświadczenie, iż jest tu poważnie traktowany i szanowany.
Wolna szkoła pojmowana jest zatem nie tyle instytucjonalnie, co procesualnie jako poszerzenie dotychczasowej przestrzeni życia i rozwoju indywidualnego oraz społecznego dziecka. Wbrew przypisywanym jej przez krytyków rzekomym skłonnościom do anarchizmu czy skrajnego liberalizmu, pielęgnuje się w niej nie tylko odrębność każdego ucznia, ale i jego doświadczenia społeczne, wspólnotowe. Stąd też w ofercie kształcenia odnajdujemy formy zajęć indywidualnych i grupowych.
Wzmacnianiu osobistych kompetencji dziecka i jego zainteresowań w toku zróżnicowanych także terytorialnie i temporalnie zajęć towarzyszy doskonalenie takich społecznych kompetencji, jak zdolność do bezpośredniej komunikacji, dialogu, do autentycznych więzi (koleżeństwa, przyjaźni czy miłości) oraz do autoodpowiedzialności. Istotną cechą wolnej szkoły jest holistyczne postrzeganie dziecka jako jedności jego ciała, duszy i psychiki oraz umożliwianie mu postrzegania, doznawania środowiska życia wszystkimi zmysłami.
Zawiera się w tym modelu edukacyjnym także uczenie się krytycznego myślenia, odpowiedzialnego działania i poszanowania demokratycznych norm współżycia i partycypowania we współkreowaniu własnego środowiska. Dba się o poczucie bezpieczeństwa i otwartości na nowe doświadczenia. Pedagogom zależy na tym, by wszyscy członkowie tej wspólnoty edukacyjnej uczyli się wzajemnie głęboko humanistycznego postępowania w relacjach międzyludzkich, by wspierali się w swoim człowieczeństwie unikając przemocy czy dążeń do różnego rodzaju destrukcji.
Wolne szkoły cechuje zatem: orientacja na prawo do życia, rzeczywiste respektowanie godności każdego podmiotu edukacji, otwartość dla wszystkich grup społecznych, gwarancja pełnej dobrowolności stosowanych metod i środków nauczania oraz suwerenności uczenia się (uczniowie mogą odmówić uczestnictwa w określonych formach zajęć), samoregulacja konfliktów społecznych, wartościowanie procesu uczenia się ze szczególnych uwzględnieniem samooceny, formowanie grup zadaniowych z uwzględnieniem preferencji uczniów, współdecydowanie rodziców i uczniów o polityce edukacyjnej w szkole, orientacja w treściach kształcenia na globalne problemy przeżycia ludzkości. W toku edukacji promuje się także umiejętności rozwiązywania konfliktów w sposób wolny od przemocy.
Kiedy przed tygodniem spotkałem się w Rzeszowie z uczestnikami debaty o alternatywach w edukacji jedna z osób mówiła o istniejącej w Warszawie wolnej szkole. Kiedy jednak zaczęła charakteryzować jej rozwiązania stało się dla mnie oczywiste, że mamy tu do czynienia z nadużyciem zarówno terminologicznym, jak i pedagogicznym. To, że powstała organizacja pozarządowa nazywa się wolną szkołą, ale de facto organizuje edukację domową, a więc pozaszkolną, rodzinną z zobowiązaniem rodziców do deklaracji, że ich dziecko przystąpi do egzaminów państwowych i poprzedzających je zaliczeń kolejnych roczników szkolnych nie ma nic wspólnego z WOLNĄ SZKOŁĄ.
Ci, którzy prowadzą ten edukacyjny projekt są absolwentami m.in. Uniwersytetu Warszawskiego, a więc powinni być rzetelni wobec nauki i światowych rozwiązań w zakresie alternatywnej szkoły, z którą mają niewiele wspólnego. Nie znaczy to, że jestem temu rozwiązaniu przeciwny. Wprost odwrotnie. Bardzo mnie cieszy wprowadzanie do obiegu społecznego edukacji domowej w jej różnych wariantach organizacyjnych.
Po co jednak wprowadzać w błąd rodziców o rzekomo wolnej szkole, która wolną szkołą nie jest? Taka szkoła w Polsce nie istnieje, skoro uczący się w niej lub uczęszczający na jej zajęcia muszą zrealizować podstawę programową kształcenia ogólnego ustanawianą przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. W tym sensie jest to quasi wolna szkoła, a poza tym, to stwarza dzieciom baaaaardzo dużo wolności. I to jest piękne.
19 czerwca 2018
Edukacyjne konteksty współczesności
Pragnę w tym miejscu wyrazić zadowolenie z wydania przez Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego niezwykle obszernej objętościowo, ale i bogatej autorsko monografii naukowej pt. "Edukacyjne konteksty współczesności" (Kraków 2018). Tom został dedykowany prof. Stefanowi M. Kwiatkowskiemu z okazji jego 70 urodzin, ale w rzeczy samej stał się wykładnią najbardziej aktywnych w naukach pedagogicznych uczonych - problemów współczesnej edukacji w kraju i na świecie.
Jak napisali we wstępie do rozprawy jej redaktorzy - Joanna Madalińska-Michalak z Uniwersytetu Warszawskiego i Norbert G. Pikuła z Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie:
Zawarte w książce rozważania przedstawiają problemy właściwe poszczególnym elementom systemu edukacji oraz ukazują wzajemne przenikanie się niektórych zagadnień, wyzwań, jak również wspólne uwarunkowania funkcjonowania i rozwoju całego systemu edukacji w Polsce, a także w wybranych krajach. Autorzy poszczególnych tekstów opisują nie tylko problemy i przekształcenia, lecz także podejmują próby pogłębionej analizy jakościowej przez poszukiwanie źródeł i przyczyn oraz uzasadnień dla zachodzących transformacji, w tym również czynników determinujących kierunki zmian. Książka odpowiada na pytania, które dotyczą pedagogiki oraz edukacji i które stawia współczesność.
Publikacja ma z pewnością zróżnicowany charakter, gdyż pedagogika odnosi się do różnych obszarów życia i funkcjonowania człowieka, co potwierdzają składające się na nią teksty. Ich autorzy punktem wyjścia do dyskusji nad współczesnością czynią zarówno stan nauki, polityki, oświaty, szkolnictwa wyższego, środowiska wychowawczego i stosunków międzyludzkich, jak i swoje oczekiwania i nadzieje co do rozwoju dyskursu edukacyjnego i praktyki edukacyjnej. W wielu miejscach na kartach książki mamy do czynienia z analizami nie tyle zmierzającymi w stronę żądania określonych zmian, co raczej prowokującymi do namysłu nad edukacją we współczesnym nam świecie – w świecie, w którym teraźniejszość jest rozciągnięta w czasie i jest przedmiotem badań, w tym przypadku także badań pedagogicznych. Książka pokazuje, że zainteresowania naukowe autorów tekstów, jakkolwiek odmienne, mają w sobie coś wspólnego – przeniknięte są myślą o przyszłości: często jest ona dla nich ważniejsza niż teraźniejszość.
Podjęte przez autorów problemy współczesności odsłaniają cały obszar wyzwań, przed jakimi stoi edukacja, która niejako pozostaje zanurzona w dziejących się obecnie procesach różnej natury. Ich skutki nie zawsze są dostrzegalne. Tymczasem niektóre z tych procesów mogą decydować o kształcie świata w przyszłości. Specyficzna sytuacja współczesnej cywilizacji, przeobrażenia ekonomiczne i społeczne wymagają istotnej i gruntownej metamorfozy myślenia o rzeczywistości, jej wyjaśniania czy też zmian postaw ludzkich mających znaczny wpływ na przyszłość społeczeństw i świata. Toczące się na naszych oczach przeobrażenia jeszcze bardziej akcentują oczywistą odpowiedzialność historyczną człowieka, który jest usytuowany w czasie, ma swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Czy zatem tego chce czy nie chce historia współokreśla jego byt. Wszystko to, co dzisiaj czyni lub zaniedbuje, prawdopodobnie będzie miało swoje następstwa. W tym sensie człowiek żyje nie tylko dzięki historyczności, lecz także ją współtworzy, kształtując swoją rzeczywistość. Ma również wpływ na myślenie o przyszłości i świecie, jaki się staje.
Troska o przyszłość wymaga edukacji, u podstaw której leży pedagogika interakcji między rozbudzaniem mikroświatów ludzkich osobowości a uwrażliwianiem na odpowiedzialność wobec współtworzonego makroświata. Z punktu widzenia nauki przyszłość stanowi wielką niewiadomą, bo przecież jeszcze nie istnieje. Natomiast edukacja jest możliwa, ponieważ dzięki ludzkiemu intelektowi wierzymy, że edukując współczesnych, możemy wpływać na ich zachowania w przyszłości. W ten sposób chcemy oddziaływać na kształt czasów, które z wielkim prawdopodobieństwem nadejdą, a dla przyszłego pokolenia będą jego współczesnością.
Każdy z rozdziałów w monografii może stanowić punkt wyjścia do odrębnej dyskusji, konferencji naukowej czy impulsu do opracowania projektu badawczego. Przedstawiciele różnych subdyscyplin nauk pedagogicznych znajdą w nim coś dla siebie, ale też mogą dostrzec pobliże tematyczne do własnych studiów i badań. W moim przekonaniu jest to także znakomity punkt wyjścia do przygotowań do Zjazdu Pedagogicznego we wrześniu 2019 r., który organizują Wydział Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie z Wydziałem Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)