01 września 2020

Szkoła jest jak mimoza

 

Szkoła jest jak mimoza. Wystarczy lekko dotknąć jej struktur, osób, finansów, a natychmiast się kuli i przestraszona składa swoje "liście". 

Odnoszę wrażenie, że niemal wszyscy boją się szkoły, a swoim lękiem odreagowują od własnych frustracji, uprzedzeń, stereotypów, niechęci. Nareszcie jest okazja, żeby ponarzekać, ujadać, hejtować każdego, kto pozytywnie myśli o szkole. 

Trwająca od tylu lat walka polityczna o władzę w państwie, w parlamencie, w samorządach odbywa się kosztem szkoły, toczona jest przeciwko szkole i jej najważniejszym osobom, jakimi są uczniowie i ich nauczyciele. Poniewiera się każdym, z kim i z czym można utożsamiać szkołę  jako instytucję, placówkę, środowisko, przestrzeń, architekturę, koszty, administrację, nadzór itp.        

Od lat rządzący i opozycja odbierają swoją działalnością (złym dotykiem) radość uczęszczania do szkoły, która niszczona jest w jej zarodku, czy - jak pisał w 1997 r. Aleksander Nalaskowski - staje się wypaloną przestrzenią zanim przekroczy się jej próg.  

Tegorocznym pierwszoklasistom już odebrano tę radość, mimo że oni jeszcze w niej nie byli. Mam tu na myśli  uczniów klas pierwszych wszystkich typów szkół - od podstawowej do branżowych. 

Czy dzień 1 września zapisze się w ich pamięci jako dzień grozy, porażenia, spotęgowania lęku i obaw zależy już tylko od pedagogów, od nauczycieli jako tak samo doświadczających negatywnych emocji, upokorzeń i strat ze wszystkich możliwych stron. Czy tego dnia podetniemy im gałąź bez względu na to, co czują, co myślą, czego doznają? 

Zapewne   są tacy, którzy szkoły nienawidzą, boją się jej, gdyż nie otrzymali "nawozu" radości i sensu uczenia  się. Czyż nie pojawia się u większości osób, które przebywają w szkolnej przestrzeni, jakże charakterystyczne dla mimozy zjawisko (złego) dotyku, w wyniku którego wewnętrzna, naturalna chęć, potrzeba, a może i pasja uczenia się i/lub nauczania, poznawania świata i ludzi nagle składa swoje delikatne, pierzaste listki, dając sygnał innym do podobnej reakcji? 

W szkole - jak w łodygach mimozy - zachodzi reakcja łańcuchowa, zwrotna, kiedy zły dotyk jej organizmu (-ów) daje sygnał innym jej uczestnikom do wycofania się. Podobnie jest z uczniowską i nauczycielską motywacją do uczenia się, do kształcenia innych, wspomagania ich rozwoju. Niegodny szkoły dotyka sprawia, że ona wiotczeje i cała szkoła, jak roślina, kuli się w okamgnieniu

W szkole, jak w przyrodzie, wystarczy trochę czasu, silnej woli, pozytywnego wzmocnienia, by jak mimoza ponownie "stroszyła piórka" budząc się znowu o świcie, który i tak nadejdzie. Nie wolno zatem szkoły i uczących się w niej oraz dzięki niej osób "dotykać", niepokoić, bo taka szkoła straci siły i "zwiędnie". 


(źródło fotografii i opisu mimozy) 

 


31 sierpnia 2020

Co ciebie obchodzi, co myślą inni?

 

Wydawnictwo ZNAK opublikowało kolejny tom biograficznych narracji z  życia wybitnego fizyka, laureata Nagrody Nobla - Richarda P. Feynmana. Świetny przekład Rafała Śmietany sprawia, że czyta się tę książkę z zainteresowaniem i poczuciem żalu, że wraz z dotarciem do 297 strony kończy się relacja z wydarzeń, których uczestnikiem był tak genialny uczony XX wieku.

Przywołuję ją, gdyż  są w niej odwołania do nauki, do relacji między naukowcami a władzami politycznymi, a także niezwykle ważne refleksje na temat tego, co jest istotą pracy osób o autotelicznej orientacji w nauce. Doskonale też wpisuje się ta książka w mające miejsce także w naszym kraju próby populistycznego niszczenia nauki i uczonych, by móc realizować cele polityczne z pominięciem lub fałszowaniem naukowej wiedzy. 

We wprowadzającym do całości rozdziale p.t. "Narodziny naukowca", który powstał w okresie zmagania się Feynmana z chorobą nowotworową, pojawia się wyjaśnienie powodu jednostronnej fascynacji własnym obiektem zainteresowań naukowych: 

W sprawach naukowych zawsze byłem jednostronny, a gdy byłem młodszy, koncentrowałem na nich  prawie cały wysiłek. Nie miałem wtedy ani czasu, ani cierpliwości zajmować się tym, co nazywamy naukami humanistycznymi. Mimo, że na uniwersytecie były kursy humanistyczne, które musieliśmy zaliczyć,  przed ukończeniem studiów, robiłem wszystko, co się da, żeby ich uniknąć. Dopiero później, gdy trochę się postarzałem i stałem się spokojniejszy, cokolwiek poszerzyłem swoje horyzonty [s.12].  

Tytułowe motto życia jest przywoływane w tej książce kilkakrotnie.  Trudno się z nim nie zgodzić.  Richard Feynman był także w Polsce. Przyleciał do Warszawy w 1963 r. na konferencję naukową poświęconą problematyce grawitacji. Podzielił się swoją opinią i wrażeniami w liście do żony, który .pisał w restauracji Grand Hotelu w oczekiwaniu na podanie mu obiadu. Musiało to długo trwać, skoro list jest kilkustronicowy, a zawiera niezwykle interesujący zapis doznań noblisty.

Nie jest łatwo zadowolić tak wybitnego uczonego treścią obrad, o których pisał:

Konferencja nic mi nie daje. Niczego się nie uczę. Ponieważ nie robią żadnych doświadczeń, dziedzina ta jest martwa, więc zajmuje się nią niewielu spośród najlepszych. Skutek jest taki,, że jest tu mnóstwo tumanów (126), co nie wpływa korzystnie na moje ciśnienie: wygaduje się tu takie brednie i z powagą omawia tak idiotyczne tematy, że poza oficjalnymi sesjami wdaję się w sprzeczki (powiedzmy w czasie lunchu), ilekroć ktoś zada mi jakieś pytanie albo zaczyna opowiadać o swojej "pracy". 

Ta "praca" jest zwykle: 1. kompletnie niezrozumiała, 2. niejasna i ogólnikowa, 3. poprawna, na jasny i oczywisty temat, ale poparta niesłychanie długą i skomplikowaną analizą i przedstawiana jako ważne odkrycie, 4. opartym na głupocie autora twierdzeniem, że jakiś oczywisty i poprawnie zinterpretowany fakt, od lat przyjęty za pewnik, jest w rzeczywistości błędny (ci są najgorsi; żaden argument nie przekona idioty), 5. próbą dokonania czegoś niekoniecznie niemożliwego, lecz z pewnością  bezużytecznego, która, jak okazuje się na koniec, rzeczywiście jest nieudana (...), lub 6. jest całkowicie błędna [s. 116-117]. 

Feynman uważał, że skoro konferencja dotyczy grawitacji, to powinni uczestniczyć w niej ci, którzy rzeczywiście prowadzą w tym zakresie własne badania i mają coś na ten temat do powiedzenia, a nie że każdy zajmuje się czymś zupełnie innym. Jak każdy amerykański uczony-pragmatyk angażował się tylko w takie badania, które miały sens dla praktyki, coś doskonaliły, poprawiały.  

Obecnie mamy do czynienia z wzmożoną "działalnością na polu", ale "działalność" polega przede wszystkim na udowodnieniu, że, że poprzednia "działalność" kogoś innego zaprowadziła w ślepy zaułek,ie wniosła pożytecznego wkładu w naukę lub przeciwnie - okazała się obiecująca [s.117]. 

Nobliście podobała się nasza stolica. Szczególną uwagę zwrócił na Pałac Kultury i Nauki  jako ten, który warto było zobaczyć. Pisał: Jest to największa budowla w Polsce: Pałac Kultury i Nauki, dar Związku Sowieckiego. Zaprojektowali go rosyjscy architekci.Kochanie, jest niesamowity! Nie mam pojęcia jak go opisać. To najbardziej zwariowana potworność na ziemi! [s. 118]

Posłowie jednej z obecnych komisji sejmowych powinni przeczytać ostatnią część tej biografii, bowiem dotyczy pracy wybitnego fizyka w gronie najwybitniejszych ekspertów mających ustalić przyczyny katastrofy promu kosmicznego  Challenger, która miała miejsce 28 stycznia 1986 r. Zginęło wówczas siedmiu członków załogi. 

Wprawdzie Feynman nie chciał zgodzić się na pracę dla rządu, gdyż z zasady starał się od niego trzymać jak najdalej, ale odczuwał ogromną ciekawość dotyczącą tego (...) co się stało z promem, to jedno. Natomiast dowiedzieć się, o co chodzi w strukturze NASA, to drugie. Poza tym pojawiają się jeszcze bardziej istotne kwestie: co dalej robić? Co chcemy w przyszłości osiągnąć w kosmosie? [s.138]. 

Fascynujący jest zapis jego pracy w "komisji prezydenckiej", która wykonała swoje zadanie w ciągu... czterech miesięcy! precyzyjnie ustalono rzeczywisty powód dojścia do tej tragedii, którym, niestety, kluczową rolę odegrał czynnik ludzki. W książce został opublikowany załącznik do tego raportu autorstwa Feynmana! On sam jednak zwraca też uwagę na to, czego obawiał się przed wyrażeniem zgody na współpracę z komisją, a mianowicie wciskania do treści raportu końcowego politycznych zaleceń. Tak o tym pisze: 

Przez cztery miesiące pracy nigdy nie omawialiśmy, jako komisja, politycznych kwestii tego rodzaju i wydawało mi się, iż nie ma powodu, żeby zalecenie tej treści dołączać do raportu [s.233]. Uczony postawił sprawę na ostrzu noża, albo wtręt polityczny zostanie z raportu usunięty, albo on nie wyrazi zgody na umieszczenie pod nim jego nazwiska. Nasi eksperci nie mieliby tego dylematu? Feynman pytał: Dlaczego mam wypowiadać się nieprecyzyjnie i nienaukowo, kiedy piszę raport dla prezydenta? [s.235]

W dwa lata później Feynman zmarł pozostawiając światowej nauce i kolejnym pokoleniom badaczy nie tylko dzieło własnych odkryć, ale także osobiste przesłanie: 

Jedynym sposobem na odniesienie sukcesu w nauce - na polu, na którym się znam - jest bardzo staranny opis faktów, bez zaprzątania sobie głowy tym, jak sprawy powinny wyglądać. Jeżeli masz jakąś teorię, musisz umieć wyjaśnić zarówno jej silne, jak i słabe punkty. W nauce przyswajasz sobie pewne wzorce prawości i uczciwości [s. 254, podkreśl. moje]. 

Uważał, że tak w polityce, jak i w handlu nie ma ani uczciwości, ani prawości. Ilekroć widzę kongresmenów wygłaszających opinie na jakiś temat, zawsze ciekawi mnie , czy przedstawiają swoje prawdziwe zdanie, czy opinię przygotowaną specjalnie na wybory. To chyba główny problem polityków. Więc często zastanawiam się: jaki jest związek między uczciwością a pracą w rządzie? [s. 255]

Pan raczy żartować, panie Feynman! Przypadki ciekawego człowieka

Nieprzypadkowo sięgnąłem właśnie do tej publikacji. Uczeni nauk społecznych znajdą w niej bowiem już na samym końcu znakomity wykład Feynmana, który wygłosił w 1955 r. w Narodowej Akademii Nauk na temat tego, jaką wartość ma nauka. Czy z nauką zawsze związane jest zło? [s. 285] Miał bowiem świadomość tego, jak silny wpływ na społeczeństwo ma edukacja i właśnie nauki społeczne oraz humanistyczne. 

W grę bowiem wchodzi kwestia moralnych wyborów także przez samych naukowców, to, jakim kierują się światopoglądem. Wiedza naukowa, to moc oddająca w nasze ręce możliwość czynienia czynienia dobra lub zła - lecz moc sama w sobie nie zawiera instrukcji, w jaki sposób ją wykorzystać. Jednakże ma oczywistą wartość - mimo że można ją zanegować użytkiem, jaki się z niej robi [s. 288].   

  Jak przekonamy się z treści tej książki Richard Feynman był nie tylko genialnym fizykiem, wybitnym uczonym XX wieku, z podręczników którego uczyły się fizyki pokolenia na niemalże całym świecie. Może i pedagodzy sięgną do kolejnej książki opowiadającej koleje jego osobistych losów, w które wpisuje się etos pasjonata nauki. 

   Wcześniej ukazała się w biograficznym ujęciu książka "Pan raczy żartować, panie Feynman!", której poświęciłem swoją opinię w książce  wydanej w Impulsie ("Książki (nie)godne czytania"). Wspomnienia Feynmana warto przeczytać. Adeptom szkół doktorskich w naszych uczelniach gorąco polecam te rozprawy, gdyż są one nie tylko okazją do spotkania z wybitnym uczonym, którego pasja badawcza i radość z własnych odkryć naukowych oraz tworzenia rozpalała do pracy innych, ale stawiają przed nami ważne pytanie o to, jaki ma sens naukowa praca.   

      Oficyna Prószyński i S-ka wydała na przełomie XX i XXI w. przekłady  znakomitych wykładów Richarda P. Feynmana - wygłoszonych przez niego w 1963 r. na Uniwersytecie Waszyngtona w Seattle, które poświęcił rozważaniom o życiu, religii, polityce i nauce ("Sens tego wszystkiego"), a następnie zbiór jego esejów naukowych, artykułów, wykładów i wywiadów poświęconych jego wizji świata, nauki i edukacji oraz ich roli w społeczeństwie ("Przyjemność poznawania"). 

  

Nie trzeba przekonywać o wyjątkowej wartości dzieł tak wybitnego autora podręczników szkolnych i akademickich do fizyki. Natomiast pedagodzy powinni znaleźć w powyżej przywołanych publikacjach argumenty natury naukoznawczej i etycznej, które są kluczowe w aktywności poznawczej każdego uczonego z klasą. Znajdziemy w esejach noblisty także refleksje o charakterze dydaktycznym, bowiem Feynman okazał się znakomitym wykładowcą i autorem podręczników. Dzieli się z czytelnikami swoim doświadczeniem akademickim i tym, jak radził sobie ze stresem ekspozycji społecznej.          

30 sierpnia 2020

Do jakiej szkoły wrócą uczniowie?

 



Szkoła to przede wszystkim OBECNOŚĆ, bycie razem, z kimś, z innymi, ale i z samym sobą. Trzeba ją przeżyć, żeby żyć. Obecność wiąże się także z byciem przeciwko komuś, wbrew innemu, a nawet wbrew samemu sobie. Przez kilkanaście lat życia każdego dziecka do 18 roku życia władze państwowe serwują mu survival. 

Piszę o uczniach, o dzieciach i młodzieży, których obejmuje powszechny obowiązek szkolny.  Zapewne zaraz obruszy się część nauczycieli, że SZKOŁA TO NAUCZYCIELE, bo bez nich nie ma szkoły. Wszyscy jednak wiemy, że to nieprawda.  

Okres lockdownu potwierdził, że nasze dzieci mogą obejść się bez fizycznej obecności nauczycieli. Nie muszą uczyć się i zdawać sprawozdania z opanowania jakiejś części wiedzy w sposób pośredni a więc w obecności na dystans, pośredniej. 

To "penitenacjarny" nadzór pedagogiczny miał na początku narodowej kwarantanny  problem z tym, w jaki sposób  rozliczyć nieobecną obecność nauczycieli w szkole. 

O ile uczniowie jakoś sobie poradzili z dystansem wobec szkoły, o tyle nauczyciele mieli poczucie, że w tej sytuacji tracą nadgodziny, nie mają zajęć pozaszkolnych i pozalekcyjnych, nie mogą sobie dorobić na zbieraniu truskawek czy jabłek, chociaż tak bardzo zachęcała do tego władza. 

To, co ratuje każdą osobę w szkole, bez względu na to, czy jest ona w niej offline czy online, to poczucie humoru, satyra w krótkich majteczkach, ironia, żart.

Tak, jak w okresie ubiegłorocznych strajków nauczycielskich, kiedy szkoły były niedostępne dla uczniów, środkiem rozprężającym u nauczycieli napięcie emocjonalne, poczucie lęku, obawa o własną przyszłość były wrzucane do sieci filmowe relacje, przeżycia, refleksje, ale i memy,  tak też i w tym roku nauczyciele mogli dodawać sobie otuchy zgodnie z hasłem: "NAUCZYCIELE TO TWARDZIELE".  

Uczniowie nie są od nich gorsi. Potrafią odreagować od szkoły, od swoich nauczycieli wyimkami z sytuacji, które ich samych rozbawiają do łez. Nareszcie mogą czuć się także tymi, którzy oceniają innych, swoich pedagogów wyłuskując ze szkolnego życia zabawne sytuacje, powiedzonka czy zachowania. 

Dawniej nauczyciele mogli wyśmiewać się z uczniowskiej głupoty w pokoju nauczycielskim, a nawet na łamach tygodnika "Przekrój", w którym na ostatniej stronie była rubryka z błędami w uczniowskich zeszytach. Dzięki równoległej przestrzeni  życia uczniowie mogą się odwdzięczyć, wypominając tak rówieśnikom, jak i swoim nauczycielom głupotę i ośmieszające ich zachowania.

Oto jeden z takich materiałów zamieszczonych na YouTube w sierpniu br. pod tytułem "Głupi ludzie w szkole":





Z ponad 860 komentarzy wybrałem następujące (pisownia oryginalna): 

A podobno szkoła dostarcza nam wiedzy ale głupków dalej nie brakuje.

W sumie to chyba każdy w szkole jest głupi pod jakimś względem XD

Najgorzej, kiedy głupi ludzie w szkole zajmują się nauczaniem.

 Tv: gada o szkole Boruciak: gada o szkole Ja: chce przed szkołą o niej nie słyszeć Dzięki za tyle like nigdy jeszcze tyle nie miałam

,,głupi ludzie w szkole" Czyli 3/4 mojej byłej szkoły

 Kiedy na biologii mieliśmy o skorupiakach to przez całą lekcje w głowie grał mi crab rave

Moja przyjaciółka raz na lekcji krzyknęła „Seba zrób mi loda” a pani na to „Był czas na przerwie!”

 Założyłem się z księdzem. Jeśli okaże się, że nie oddałem zeszytu, to dam księdzu dziesięć kitkatów. A jeśli okaże się że oddałem, to dostanę 6. No i wygrałem, lecz oceny nie dostałem.

 Ja w szkole miałam taką sytuację w szkole... Na biologii mieliśmy sprawdzian. Gdy wszyscy skończyli pisać każdy zaczął rozmawiać, grać w pańswa-miasta itp. Jeden chłopak zabrał dziewczynie torbę i rzucał sobie nim z kolegom. Gdy nauczycielka wróciła do sali jeden z nich z panikował i z całą siłą cisną torbę w stronę drugiego. Żle wy celował i torba wypadła przez otwarte okno (sala znajdowała się na 3 piętrze). Na dole znajdował się parking i torba trafił prosto w głowę naszej polonistki, która dopiero przyjechała do pracy i prawie ją z k - o' utował. Leżała na ziemi dobre 20 sekund. Chłopaki dostali uwagi a polonistka traumę

Oddałem nauczycielce zeszyt do sprawdzenia. Po miesiącu dalej nie miałem zeszytu, więc pisałem na kratce. A ta babka mi postawiła pałe bo nie mam zeszytu. Stwierdziłem że będę nosił drugi. Odzyskałem stary po 3 miesiącach i jedyne co usłyszałem to "śmieszna sytuacja, był u mnie w szufladzie"

taki jeden chłopak z mojej klasy dostał uwagę, cytuję " Uczeń wyciągnął znak drogowy z betonowego klocka i gonił kolegę z tym znakiem w ręku próbując go uderzyć ( po godzinach lekcyjnych ) " Przez cały miesiąc mieliśmy z tego bekę

U mnie działo się mało, ale coś tam było. Najlepsze akcje jakie pamiętam: 1. Jeden koleś z klasy wziął ogórka z jakiejś wystawy o zdrowym żywieniu i rozwalił go o ścianę w szatni. 2. Mój kolega, który miał jakąś chorobę nóg i chodził z kulami, gdy go inny typo wkurzył odrzucił te kule na boki, przywalił mu, a potem podniósł kule. 3. U brata starszego ktoś na religii wziął dezodorant i przekłuł cyrklem i zaczęło tryskać pianą. Próbował zatkać palcem, ale podszedł ksiądz i powiedział aby pokazał co tam ma. Ten pokazał i puścił, ksiądz dostał strumieniem piany w twarz i zaczął się drzeć aby wyrzucili to za okno. 4. Też u brata jeden podpalił klasówkę, babka pyta co tak śmierdzi dymem, ale nie zorientowała się. Potem oddał nadpaloną 5. To w liceum, jak mój ojciec dał koledze spisać sprawdzian, a ten tak się wczuł, że zerżnął nawet nazwisko. Potem przy oddawaniu prac nikt się nie zorientował że jedno nazwisko poszło 2 razy

U mnie było tak że nauczyciel zgubił mój sprawdzian z historii i powiedział mi że nie pisałam, ja mu powiedziałam że jestem pewna że pisałam to on mnie wysłał do dyrektorki za to że do niego "pyskuje" i dostałam naganę 😌

Mojego kolegi: uczeń podrzuca plecak do góry, poczym on spadł Moja: Kupiłem w złotuweczce sztuczną kupę i przyniosłem ją do szkoły. Uczeń rzuca kupą na lekcji.

 muszę to tu napisać Mamy kółko komputerowe skończyliśmy coś tam robić A Pani mówi że tera możemy sobie pograć Ja: włączam robloxa jakąś tam gierke z domkami czy coś i w tej gierce była szkoła no to idę do niej i w grze skończyła się lekcją dzwoni dzwonek A to że ten dzwonek był podobny to koledzy się pakują wychodzą z klasy Pani mówi że mamy się pakować A ja że to tylko gra

A moja klasa kiedyś na wycieczce o 2 w nocy wydzwanialismy z telefonów stacjonarnych do nauczycieli i mieliśmy przerombane bo nam nie dość że zabrali Te telefony to jeszcze nasze własne :^ bez telefonów 2 dni super

"Szczeka, wyje, kwacze, specjalnie przeszkadza i utrudnia lekcję. Wysłany do pedagoga - błaznuje w oknie."

U mnie w szkole, na sprawdzenie z chemii było słychać jak dwie nauczycielki drą się przez cały korytarz by ze sobą porozmawiać, i wtedy kolega wstał, otworzył drzwi i powiedział żeby się zamknęły

Raz moja przyjaciółka wbiegła do łazienki i przez całą lekcję z niej nie wychodziła. Okazało się że się zatrzasnęła a Pan Wróżby całe 45 minut próbował ją uwolnić. Teraz ma traumę i nie wchodzi do toalety z szatni

Mój kolega dostał uwagę na plastyce za "próbę zjeścia papieru"

"Uczeń obraża kolege za pomocą alfabetu morse'a" Tru story, kurwą go nazwał

Mój kolega kiedyś dostał uwagę za PICIE Z PUSTEJ BUTELKI

Ja miała zaczepistą uwage : Uczennica gasi światło na korytarzu szkolnym...

 Moja najlepsza uwaga: uczen smieje sie z zamknietych w szatni kolezanek i kolegow; mowi ze ich miejsce jest w zoo (moge Ci wyslac ss z edziennika xD)

Historia: Chłopak z klasy bawił się w przysłowiowego "koksa" i żeby udowodnić że jest mega super to rypnął w szklaną ścianę nogą ściana pękła ale nogą mu tam utknęła więc zbili ścianę a on wylądował w szpitalu od tamtej pory nie możemy w czasie przerwy siedzieć Na holu prowadzącym do szatni pozdrawiam .

 Uwaga mojego przyjaciela: Wyrzucił kartkówkę koleżanki przez okno z 4 piętra

My w trzeciej klasie mieliśmy taką panią która nienawidziła matematyki i nie przerabiała z nami podstawy pewnego dnia zabrała nam zeszyt pod pretekstem sprawdzenia i już nie oddała i do dziś twierdzi że to my zgubiliśmy (teraz ide do 7 klasy)

Ja miałem historię taką, że jednego dnia z kolegą wpadliśmy na pomysł żeby dać jednemu z naszych kolegów w szkole tabletkę na zatwardzenie a potem na przeczyszczenie zastanawiając się jak to zrobić wpadliśmy żeby mu wrzucić do picia 1 dnia kolega nażekał na ból brzucha a drugiego na lekcji matematyki wybiegł z klasy nie pytając się nauczyciela czy może wyjść a my mieliśmy z niego bekę. :)

Ja znam taką uwage od nauczyciela "Nauczyciel poprosił ucznia by poszedł po szmatke do tablicy słowami "Idź na góre znajdź sprzątaczke i załatw szmate" Na co uczeń odpowiedział "Ale czym nie mam kosy przy sobie"  

U mnie kolega wyszedł do toalety a wrócił z kebabem

Mój kolega dostał uwagę za strzelanie ołówkami z własnoręcznie zrobionej kuszy, ordynarne kłamstwo - to ja ją zrobiłem.

 mój kolega raz na religii schował głośniczek jbl i przez pół lekcji puszczał dorime

NIE-NA-WI-DZE SZKOŁY! (Uhu bum bum BUM..) kto pamięta 😂

Mój kolega raz piernął i dostał uwagę: "Uczeń warknął odbytnicą" xD

 A raz moja pani z polskiego powiedziała że wedłóg niej nie powinno być ocen to przez jakąś zasade 4z

 

Ja mam uwage uczeń gra źle w grę planszową (dostałem a to 1)

Ja dostałam uwagę w czwartej klasie o treści "uczennica popchnęła piórnik aby potem wstać i go podnieść" hah

Sytuacja z doradztwa zawodowego: Pani krzyknęła na całą klasę "Nie przeklinać!" Zrobiła się cisza A iż ja jej nie lubiłam specjalnie żeby ją wkurzyć krzyknęłam "KURWAAA!!" Na cała klasę

 

U mnie koledzy z klasy wrzucili do kibla petardę i była afera na całą szkołę. A najlepsze jest to że niestety dostali nawet uwagi.😉

Ja to wgl miałem panią od ang w 1 klasie że było czeba po angielsku spytać czy można do kibla wyjść a jak ktoś coś źle powiedział to nie mógł spytać przez następne 15 minut

Moi koledzy kiedyś wystawili z zawiasów drzwi w szatni i jak przyszedł trener to zgłosili że drzwi są wystawione, wstawili je i dostali za to punkty i plusika z wf'u

Ja w szkole a dokładniej w 4 klasie miałem taką głupią akcję graliśmy w głuchy telefon na godzinie wychowawczej i słowem klucz było "Ala ma kota" ale mój kolega który o zgrozo był ostatni zamiast "Ala ma kota" powiedział "Ala ma kuta" jak się w tedy zaczęliśmy śmiać na szczęście nauczycielka w miarę szybko uspokoiła sytuację

A szkoła to niby najlepszej miejsce na świecie powtarzają nam że będziemy za nią tęsknić.. NO NIE SĄDZĘ XDDDDD (dystans)

Moja klasa też nie należała do normalnych; Pewnego dnia na ostatniej lekcji ukryliśmy głośnik za biurkiem nauczyciela, skopiowaliśmy tekst "Quo vadis" do tłumacza i tak przez całe 40 minut tłumacz z Google po suahili "Quo vadis" czytał...

Ja miałam chyba dość niespotykaną historie z Panem od niemieckiego, a raczej jego bahorem :) Mianowicie jest lekcja czekamy na wyniki testu, jednak ja żadnych nie otrzymuje. Ja: Przepraszam, ale czy Pan mojego testu nie sprawdził? Typ: A wiesz co dobrze że pytasz. Nie jestem w stanie jej sprawdzić. Ja: W jakim sensie nie jest Pan w stanie jej sprawdzić? Typ: Widzisz mój syn egzamin twój pomylił z kartką papieru do rozpałki do kominka, więc została spalona. I jako, że nie zdążyłem jej sprawdzić, będziesz musiała ją jeszcze raz napisać :)

Ja pamiętam jak u nas w szkole, chcieli podpalić gaz pieprzowy w męskim kiblu, niestety skończyło się tak że kilka osób trafiło do szpitala :"/ na szczęście udało się dojść kto to był i mieli nieźle przesrane

Polonista: pies Ktoś: Człowiek Polonista: ODŁOŻYĆ KIEŁBASĘ Ktoś: ALE NiE MaM KiEŁBasY Polonista: no to pasztet Ktoś: ;-; pasztet jest dobry Polonista: nie dla psa —v—