20 sierpnia 2020

Zainteresowania badawcze i losy moich magistrantów

 


Wspomniałem we wcześniejszym poście o różnych formach prowadzenia seminariów magisterskich. Jestem zwolennikiem podejścia liberalnego, podmiotowego, by przychodzący do mnie seminarzyści mogli realizować własne pasje poznawcze. Wprawdzie jeszcze nie wszyscy mają po trzech latach studiów wyklarowany pogląd na temat tego, jaki fragment rzeczywistości pedagogicznej chcieliby bliżej poznać, ale po odpowiednim naprowadzeniu ich na literaturę przedmiotu szybko odkrywają swój "kawałek podłogi". 

Podobnie jak Sergiusz Hessen zachęcał swojego doktoranta, a późniejszego mojego promotora Karola Kotłowskiego do tego, by uczynił przedmiotem własnych badań to, co budzi w nim największy dysonans poznawczy, ciekawość, chęć dociekania prawdy, tak też i ja przekonany do tej właśnie ścieżki badawczej zachęcam swoich podopiecznych. Jeśli jest co, czego nie rozumieją, co wzbudza w nich największy niepokój, ciekawość czy potrzebę naukowego wsparcia w rozwiązaniu jakiegoś życiowego problemu, to niech napiszą o tym swoją własną książkę.

Może nią być najpierw praca magisterska, ale jeśli osiągnie wyjątkowo wysoki poziom merytoryczny i metodologiczny, podejmiemy wspólnie wysiłek, by mogła zostać wydana, otwierając zarazem przestrzeń do być może podjęcia studiów doktoranckich i kontynuowania własnego rozwoju. 

Tak powstały niektóre rozprawy naukowe I stopnia w wyniku pogłębionych, rzetelnych studiów literatury przedmiotu i przeprowadzenia badań pedagogicznych. Prace nielicznych magistrantów zostały wydane drukiem, aczkolwiek poszli oni swoją drogą profesjonalnego rozwoju i zaangażowania w praktykę oświatową. Nie pociągała ich praca naukowo-badawcza i dydaktyczna na uniwersytecie. 

Przywołam w tym miejscu autorów-magistrów pedagogiki, by zachęcić kolejnych magistrantów do intensywnej pracy naukowo-badawczej. Tylko jedna z moich magistrantek została wierna pracy naukowej zatrudniając się na Uniwersytecie Łódzkim, a mianowicie - dzisiaj już dr hab. prof. UŁ Magda Karkowska. 

Magda uczęszczała wraz z Wiesławą Czarnecką na moje piąte już seminarium magisterskie, które prowadziłem jeszcze jako doktor. Kiedy obie kończyły studia byłem już samodzielnym pracownikiem naukowym.  Każda z nich pisała swoją pracę   w nurcie pedagogiki krytycznej: 

Magda Karkowska, Szkoła jako przestrzeń przemocy w świetle nowego paradygmatu pedagogiki krytycznej.

Wiesława Czarnecka, Szkoła w społeczeństwie posttotalitarnym w świadomości młodzieży licealnej. 

Zachęciłem je po studiach do tego, by przygotowały i wydały na podstawie swoich prac wspólną książkę poświęconą etnopedagogicznym badaniom przemocy w szkole. W ten oto sposób została wydana w Oficynie "Impuls" w Krakowie książka, która po dzień dzisiejszy nie straciła na swojej aktualności. Obie pracowały już w jednym z łódzkich liceów ogólnokształcących, ale po ukazaniu się książki Magda straciła w nim pracę.    


Kolejną z moich najzdolniejszych magistrantek była siedemdziesiąta absolwentka seminarium - Anita Woźniak, która napisała  znakomitą dysertację p.t. "Rekonstrukcja etiologii zjawiska przemocy w rodzinie w świetle literatury anglojęzycznej". Niestety, nigdy jej nie opublikowała z przyczyn od siebie niezależnych. Na szczęście znalazła miejsce w Katedrze Pedagogiki Społecznej UŁ, w której pracuje po dzień dzisiejszy. 

Radość byłego opiekuna magistrantki sprawia fakt, że jej badania naukowe i związane z nimi rozprawy znajdują ogromne zainteresowanie. Jedna z nich została nagrodzona przez Kapitułę Nagrody im. Profesor Ireny Lepalczyk.  Gorąco polecam te etnopedagogiczną monografię, gdyż o sukcesach autorki Anity Gulczyńskiej pisałem w blogu wielokrotnie. 

  

W tej samej grupie seminaryjnej, co Anita Woźniak, była też Małgorzata Kosiorek. Wprawdzie jej praca magisterska p.t. Autorytet w wychowaniu w społeczeństwie posttotalitarnym także nie została wydana, ale stała się punktem wyjścia do podjęcia się badań naukowych nad pedagogiką autorytarną. W kilka lat później napisała pod moim kierunkiem dysertację doktorską i obroniła ją z sukcesem. Jej doktorat został wydany także w Oficynie "Impuls" wzbogacając stan współczesnej wiedzy na temat tego nurtu pedagogiki normatywnej.   

Obecnie dr Małgorzata Kosiorek jest zatrudniona na stanowisku adiunkta w Katedrze Teorii Wychowania UŁ, gdzie ma możliwość dalszego rozwoju i prowadzenia badań naukowych.     

W jednym z kolejnych roczników moich seminarzystów był Tomasz Bilicki, który dzisiaj jest już znanym, nie tylko w środowisku łódzkim, działaczem społeczno-wychowawczym, koordynatorek Punktu Interwencji Kryzysowej dla Młodzieży "Re-Start", byłym wicedyrektorem Centrum Służby Rodzinie w Łodzi. Kilka lat temu założył Fundację Innopolis wspierającą utalentowaną młodzież. Jest też nauczycielem, edukatorem dorosłych i oświatowym publicystą w Rozgłośni Polskiego Radia Łódź, gdzie prowadzi audycje z udziałem młodzieży szkolnej i nauczycieli. 

Przed laty napisał pracę magisterską p.t. Dziecko i wychowanie w świetle encyklik, adhortacji, listów i wybranych przemówień Jana Pawła IITę rozprawę udało nam się wydać z pomocą Oficyny "Impuls" w Krakowie, a egzemplarz pierwszego wydania trafił do Watykanu, do Papieża Jana Pawła II, za co  Ojciec Święty serdecznie podziękował autorowi odrębnym listem. Był to czas, kiedy recepcja myśli jednego z najwybitniejszych Polaków XX w. dopiero stawała się przedmiotem zainteresowań pedagogów i katechetów.

 

Tomek wybrał realną pomoc matkom samotnie wychowującym dzieci, a ratując je przed oprawcami, ciemiężcami, przestępcami w ich związku małżeńskim, by mogły bezpiecznie troszczyć się o swoje dzieci. Był to okres końca lat 90. XX w., jakże trudny dla wszystkich pedagogów społecznych w coraz bardziej rozwarstwiającym się społeczeństwie polskim.  Bilicki podnosił swoje kwalifikacje pedagogiczne i psychoterapeutyczne w najlepszych uniwersytetach amerykańskich podejmując w nich studia podyplomowe.

 

W 2003 r. ukończyła moje seminarium Emilia Bartoszewska, która napisała znakomitą pracę dyplomową, wydaną także przez Oficynę "Impuls" p.t. Formy pomocy dziecku nieuleczalnie choremu i jego rodzinie w hospicjum (na przykładzie łódzkiego hospicjum dla dzieci). Pamiętam jak trudne było to dla niej doświadczenie prowadzenia badań w środowisku pierwszych hospicjów dla dzieci, jakie powstawały w Łodzi. Z jednej strony musiała przekonać do sensu swoich badań lekarzy, którzy sprawowali opiekę medyczną nad odchodzącymi z naszego świata dziećmi, z drugiej zaś musiała pokonać w sobie emocje związane z dramatem  dzieci i ich rodziców. Wówczas nie było jeszcze w obiegu naukowym pojęcia tanatopedagogika.  

Był w też w tej grupie seminaryjnej Konrad Kobierski, który chciał koniecznie rozwikłać problem nieuczciwości uczniowskiej. Podziwiałem go za pasję, z jaką podjął temat "Etyczne i wychowawcze aspekty ściągania w szkole powszechnej", do którego zachęciła go zresztą znacznie wcześniej, zanim przyszedł dna moje seminarium, dr Ewa Włodarczyk z Katedry Etyki UŁ (uczennica prof. Iji Lazari-Pawłowskiej). 

Konrad wykonał tytaniczną pracę, bowiem postanowił przeprowadzić badania porównawcze w szkołach publicznych i prywatnych, w tym katolickich. Pamiętam, jak wielki przeżył szok, kiedy okazało się, że w szkole katolickiej nie tylko większość uczniów ściąga w trakcie sprawdzianów, ale i jej ówczesny ks.dyrektor zachęcał go do tego, by przeprowadził wśród nich szkolenie na temat tego, jak najlepiej jest ściągać. Za tę pracę magisterską Konrad otrzymał nagrodę ówczesnej minister edukacji narodowej. Oczywiście wydaliśmy ją w Oficynie "Impuls:

   

  Niestety, nie było na UŁ wolnego etatu, bo Konrad chętnie kontynuowałby swoje pasje badawcze z korzyścią dla oświaty i nauki. Musiał zdobyć dodatkowe kwalifikacje, by zatrudnić się poza granicami kraju na jednym ze statków turystycznych dla niezwykle bogatych ludzi. Jako pedagog był na nim animatorem zajęć artystycznych, kulturalnych i wolnoczasowych. Po latach wrócił do kraju, ale niemożliwy okazał się już dla niego powrót do akademickiej nauki. Wspólnie z żoną prowadzi wspaniałą rodzinę zastępczą dla sierot społecznych. 


 

19 sierpnia 2020

Powody wyboru tematu pracy magisterskiej przez studentów pedagogiki

 

Prowadzący seminaria magisterskie mają własne preferencje dotyczące albo swobodnego wyboru przez studentów tematu pracy dyplomowej, albo podjęcia się  zadanych im problemów w ramach prowadzonych w jednostce organizacyjnej badań naukowych. Każde z tych podejść ma swoje pozytywne strony. 

Wielu profesorów niejako wykorzystuje studentów do realizacji własnych projektów badawczych. Wówczas są oni "skazani" na rozwiązanie szczegółowego problemu, a zbiór kilku rozpraw może stanowić rozwiązanie głównego problemu badawczego. Trzeba potencjalnych kandydatów do seminaryjnej grupy czymś zainteresować, zachęcić do wysiłku twórczego na rzecz obcego im zagadnienia. 

Jest też podejście liberalne do suwerennego wyboru przez studentów tematyki badawczej. Wówczas kierujemy się osobistymi zainteresowaniami młodzieży akademickiej, starając się odpowiedzieć na jej zainteresowania poznawcze i społeczne. Nie ma wówczas problemu z motywacją wewnętrzną, gdyż student rzeczywiście sam chce  zająć się określoną problematyką.   

W pedagogice jest to o tyle ciekawe, że prowadząc seminarium możemy zobaczyć, które ze studiowanych przez kilka lat zagadnień wzbudziły szczególną ciekawość poznawczą lub też możemy dowiedzieć się, z jakim osobistym problemem młodzi ludzie podjęli właśnie ten kierunek studiów.  Często spotykam osoby, które mają określone doświadczenia, przeżycia czy problemy we własnym środowisku codziennego życia, które chciałyby lepiej poznać, zrozumieć i odnieść się do nich z zupełnie innej, bo naukowej perspektywy.     

Każde podejście badawcze wymaga osobistego zaangażowania osoby, której zadaniem jest poznanie stanu wiedzy na dany temat oraz przygotowanie się do zgodnego z metodologią przeprowadzenia badań. Trzeba być rzetelnie, uczciwie zaangażowanym w rozwiązanie problemu, unikając jakże typowego błędu samopotwierdzającej się hipotezy, a więc koniecznego podporządkowania procedury badawczej uprzednim przekonaniom. Studenci obawiają się, że jak diagnoza zaprzeczy ich przypuszczeniom, to praca nie zostanie pozytywnie oceniona. 

Jest jednak jeszcze taka reprezentacja studentów, którzy podjęli studia na naszym kierunku bez szczególnego zainteresowania. Nic ich nie rozbudziło, nie zafascynowało. Przychodzą na seminarium z nastawieniem, że jest im wszystko jedno, czego miałaby dotyczyć ich praca dyplomowa, byle tylko można było ukończyć studia. 

Ich podejście jest beznamiętne, niezaangażowane. Wszystko ich nudzi, niczego im się nie chce, toteż usiłują iść na przysłowiowe skróty. Jak zatem mają być za kilka czy kilkanaście miesięcy profesjonalistami, skoro koncentrują się na wygodzie, nicnierobieniu, unikaniu jakiegokolwiek wysiłku? Część z nich usiłuje obejść stawiane im wymagania uciekając się do nieuczciwych praktyk, których nie będę tu przytaczał, bo jak się okazuje, niektórzy traktują je jako wzór do naśladowania. 

Wkrótce nowy rok akademicki, ale zanim do niego dojdzie jeszcze spóźnialscy z ostatniego roku studiów będą starć się podejść do sfinalizowania studiów oddaniem pracy magisterskiej i przystąpieniem do egzaminu dyplomowego. Pandemia pokrzyżowała wielu z nich możliwość przeprowadzenia badań terenowych. Z coraz większym niepokojem odbieram przymus strukturalny zdania się na diagnozy online. Wirtualne badania mogą być też wirtualną fikcją.           



   


       

18 sierpnia 2020

Nie bądźmy obojętni [cz.3]

 


Atak na profesora dr.hab. med. Andrzeja Jaczewskiego nie jest częścią sporu w środowisku naukowym, bo wydana przez niego książka p.t. "Pół wieku badań i refleksji. Seksualność dzieci i młodzieży" zbiegła się z wojną ideologiczną między ortodoksyjną prawicą a anarcholewicą. Tymczasem emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego nie jest związany ani z jedną, ani z drugą opcją politycznych zmagań. Jest naukowcem, lekarzem, seksuologiem dziecięcym. 

Spróbujcie idąc do dermatologa, ginekologa czy ortopedy zapytać go o światopogląd, to was wyrzuci za drzwi. Dlaczego zatem nikt nie przejmuje się tą sferą osobistego świata wartości lekarzy, psychologów klinicznych czy nawet psychiatrów o innej specjalizacji niż seksuologia?  

To oczywiste. Zależy im na uzyskaniu pomocy specjalisty - medyka, psychiatry, psychologa. Tymczasem seksuologa nie postrzega się i nie traktuje jak lekarza, tylko jako jakiegoś interwenta w definiowaną przez ideologów władzy sferę osobistą dorosłych czy/i ich dzieci. Nie bez powodu w swojej imponującej monografii seksuolog i pedagog profesor Zbigniew Izdebski pisał: 

Badanie seksualności nie jest zadaniem łatwym. Ani na świecie, ani - tym bardziej - w Polsce. Stąpa się tu po niepewnym gruncie, nie ma twardych danych, w pełni zobiektywizowanych metod badawczyh czy dających się ostatecznie weryfikować wyników. Nie dość bowiem, że seksualność jest uwikłana w ludzką psychikę, w zmienne relacje społeczne, kulturowe standardy wstydliwości czy trudny język wyrazu (niełatwo mówić o seksualności, zwłaszcza własnej), to dodatkowo trudno się przebić przez stereotypy, fobie, kompleksy, a nawet agresję badanych. 

Badacz narusza wiele tabu. Aby uczynić seks przedmiotem badań, a zwłaszcza by odtworzyć jego prawdziwy obraz, trzeba naruszyć wiele granic: intymności, nieporadności, wstydliwości. Ważnym przesłaniem w realizacji moich projektów badawczych jest zdanie wypowiedziane niegdyś przez prof. Mikołaja Kozakiewicza w naszej rozmowie: "warto badać rzeczywistość i nie wdawać się w spory światopoglądowe, bo to są dwie rózne sprawy" [Z. Izdebski, Seksualność Polaków na początku XXI wieku, Kraków: 2012, s. 32].     

W okresie niemającego nic wspólnego z nauką ataku na prof. A. Jaczewskiego, który został wykreowany na bazie światopoglądowego konfliktu polityków i ich czołowych ideologów, przypomniałem sobie przykre doświadczenie mojej koleżanki-asystentki z óczesnego Zakładu Historii i Teorii Wychowania UŁ jeszcze w okresie PRL. Było to na przełomie lat 70. i 80. XX w.  Asystentka pani profesor zamiast zająć się badaniami historycznymi stwierdziła, że chce zająć się w swoich badaniach problematyką postaw młodzieży akademickiej wobec edukacji seksualnej dzieci i dorosłych. 

Tak szybko, jak to wypowiedziała, została przez promotorkę wyrzucona za drzwi, by przemyślała swój nonsensowny pomysł. "Nie będzie się pani zajmować tak niepoważna problematyką!" - stwierdziła jej szefowa. Koleżanka była tym zasmucona, bo sądziła, że uniwersytet jest od tego, by prowadzić w nim badania naukowe w zakresie wciąż słabo rozpoznanym, skoro trwał spór w Polsce o treść kształcenia w ramach przedmiotu "Przysposobienie do życia w rodzinie".  

Wówczas trzeba było mieć szczęście, żeby kupić książkę Michaliny Wisłockiej p.t. "Sztuka kochania". W mediach wyostrazno spór wokół podręcznika szkolnego do tego przedmiotu autorstwa seksuologa, psychoterapeuty - Wiesława Sokoluka. Po raz pierwszy pokazano w nim graficznie akty seksualne. Półmilionowe wydanie potępiły zarówno komunistyczne władze oświatowe, jak i Episkopat. Młodzież czytała zatem tę książkę w domach. 

Dokładnie to samo było z poradnikami profesora Andrzeja Jaczewskiego, które były dostępne w księgarniach, świetnie się sprzedając. Natomiast absolutnie nie były one wykorzystywane w procesie dydaktycznym w szkołach, chyba że pokątnie. Ideolodzy tak z prawej jak i z lewej strony usiłowali - i nadal to czynią - manipulować w debacie publicznej fragmentami tekstu nie tylko tego naukowca. Nic tak nie rozpala emocji w społeczeństwie, jak fenomen seksualności, aktywności seksualnej wraz z towarzyszącymi jej patologiami. 

 Na tej ostatniej zarabiają i korzystają z jej mrocznych "zalet" także ludzie władzy, każdej władzy. Do tej pory nie zostały ujawnione wyniki śledztw nie tylko dotyczących pedofilii, ale i czerpania różnych korzyści z prostytucji.  Nie trzeba przywoływać nazwiska tych posłów, marszałków, dyrektorów różnych partii politycznych. 

Tytuł najnowszej książki prof. A. Jaczewskiego jest adekwatny do treści. Autor ponoć chciał inny, a mianowicie - "Pół wieku badań i refleksji. Seks dzieci i młodzieży".  Dobrze się stało, że autor dokonał zmiany, gdyż już we wstępie pisze, że jego monografia poświęcona jest rozwojowi seksualnemu dzieci i młodzieży.

Wstęp:

Problematyka zawarta w tym opracowaniu jest dla osób pracujących z dziećmi i młodzieżą szczególnie ważna. Nie można przecież wychowywać nie znając podstaw rozwoju i potrzeb seksualnych – może szerzej erotycznych wychowanka. Pierwsza część monografii dotyczy seksuologii wieku rozwojowego. Obejmuje ona problemy rozwoju od urodzenia do zakończenia procesu dojrzewania. Druga część omawia aktywność i zachowania seksualne najmłodszych, i ich interpretację pedagogiczną oraz zagadnienia wychowania i edukacji seksualnej.

Książka jest adresowana do instytucjonalnych i pozainstytucjonalnych wychowawców dzieci oraz młodzieży. Tymi pierwszymi są nie tylko nauczyciele przedszkolni, szkolni, ale i pedagodzy placówek opiekuńczo-wychowawczych, terapeutycznych, resocjalizacyjnych, specjalnych, sportowych, kulturalnych,  różnego typu poradnictwa i placówek opieki medycznej.  Do drugiej sfery należą animatorzy edukacji, wychowania, opieki środowiskowej, społecznej, wolontariackiej, pozarządowej.

Andrzej Jaczewski nie pisze książki dla rodziców, bo oni, jeśli tylko będą chcieli wzbogacić swoje własne credo pedagogiczne będące następstwem reprodukcji pokoleniowej, to sięgną po nią lub po inną publikację podejmującą zagadnienia z ej sfery życia każdego z nas. Wystarczy wejść do księgarni, eMPiKu, by zobaczyć przy półkach z literaturą dotyczącą rozwoju osobistego, poradnikami dla rodziców wielu klientów-nieprofesjonalistów poszukujących wiedzy, która upewni ich w intuicyjnym wspomaganiu rozwoju własnych dzieci. 

Nikt nie musi czytać, a jeśli przeczyta, to akceptować treści czyjejkolwiek książki. Autor tej publikacji pisze o sobie w trzeciej osobie i tej pracy następująco: 

Autor z wykształcenia jest lekarzem – pediatrą i specjalistą medycyny szkolnej (była taka) Przez kilkadziesiąt lat zajmował się problematyką rozwoju a także – seksuologią wieku rozwojowego. W roku 1970 wydał monografię Pt. „Erotyzm dzieci i młodzieży”. Jest rzeczą oczywistą, że od tego czasy wiele się zmieniło – także w poglądach autora. Będąc już na emeryturze, człowiekiem dość sędziwym uznał za konieczne zmienić niektóre twierdzenia zawarte w tej - starej przecież monografii.  Pragnie odwołać pewne poglądy, zmienić twierdzenia, uzupełnić doświadczeniami prawie półwiekowymi.  Praca, którą oddaję, jest wynikiem moich osobistych poglądów, doświadczeń i głównie na takim materiale się opiera. Odchodzę, więc od powszechnie panującej „maniery” obfitego cytowania przeróżnych autorów i cytuje tylko tych, których poglądy wydają się tu koniecznymi. 

To jest bardzo uczciwe i poważne podejście do czytelnika.  Być może trzeba narazić się na manipulowanie własnymi tekstami, by mimo wszystko przekazać wiedzę i swój do niej stosunek. W końcu nienawidzili jego analiz tak komuniści, jak i ortodoksyjni konserwatyści. Socjolog wychowania Mikołaj Kozakiewicz ujawnił pod koniec lat 80. XX w. w czasie jednej z konferencji PAN problemy, które objęte były w PRL ścisłą cenzurą ideologiczną, partyjną polityczną. Jednym z nich były właśnie kwestie seksualności człowieka, w tym dotyczące edukacji seksualnej dzieci i młodzieży. Czyżbyśmy powracali do tych czasów? 

Profesor Jaczewski jest profesorem nauk medycznych, a jednak jego rozprawy, podobnie jak publikacje biomedyków, psychologów, socjologów, politologów, filozofów,   ekonomistów itd. nie mogą być lekceważone w naukach społecznych i humanistycznych. Seksem i seksualnością człowieka zajmują się tak teolodzy, jak i historycy, psycholodzy społeczni, kliniczni, jak i psychiatrzy czy prawnicy. Nie ma żadnych szans na to, by te kwestie zostały zakrzyczane przez oszołomów ideologicznych różnych opcji, mimo iż prawdopodobnie sami mają problemy z tą sfer a życia, albo nadużywają jej w różnym zakresie chowając się za parawanem rzekomej krytyki. albo... .   

Jeśli ktoś nie chce czytać rozpraw napisanych przez profesora nauk medycznych, to niech czyta ideologiczny bełkot w wybranej przez siebie prasie. Niech wzmacnia swoje nekrofilne postawy wobec każdego, kto nie jest z tej "gliny", niech nawet wierzy w to, co przypisuje się uczonemu, bo przecież nie wyjdzie on na Plac Zwycięstwa w Warszawie czy przed siedzibę Radia Maryja w Toruniu, by tłumaczyć, że nie jest "kanalią". Nie jest i nie ma sobie w naukowej sferze nic do zarzucenia, podobnie jak profesorowie z prawej strony muru.  

Oczywiście, publicyści-analfabeci, pełni nienawiści wobec nauki krytycy, hejterzy-memotwórcy nie sięgnęli do książki Profesora, bo zbytnio by ich podnieciła w różnych zakresach. Wolą,  jak ktoś podrzuci im jedno czy dwa zdania, by na  tej podstawie mogli grillować autora książki. Cóż im zrobi starszy pan?  

Nie lękajcie się! Ten apel św. Jana Pawła II adresowany był do rodaków w czasach totalitarnych. Cóż  takiego się stało w naszym kraju, że trzeba do niego powracać w tak banalnych, wydawałoby się, stytuacjach? 

A może ujawnią się te panie, które były przed laty molestowane seksualnie przez swoich dyrektorów instytutów, szefów, promotorów? Może  właśnie dlatego atakuje się autorów prac naukowych z seksuologii, by nie wzbudzić wśród czytelników  ich książek i raportów badawczych negatywnych wspomnieć, traum, wymuszeń w tej sferze lub aktów podejmowanych dla awansu z własnej woli? 

Świadków niegodnych zachowań seksualnych w środowiskach medialnych, akademickich, PAN-owskich, ministerialnych, politycznych, samorządowych, urzędniczych, szkolnych itd., jest wielu, tylko wolą milczeć. Jednak prostytucja, także wszelkie formy wykorzystywania seksualnego dzieci, młodzieży i dorosłych ma "krótkie nogi".  Pozorowana dla osłony religijność, podobnie jak pozorowany patriotyzm czy publicystyczne zaangażowanie, wydobędą się prędzej czy później z tej "puszki Pandory".   

Mimo, iż naukowo nie zajmuję się problematyką seksualnego rozwoju i życia istot ludzkich, zostałem niejako zmuszony do przeczytania książki profesora Andrzeja Jaczewskiego. Milczą bowiem ci, co habilitowali się i uzyskiwali nawet tytuły naukowe z tej  problematyki badawczej. 

No cóż, swoje już osiągnęli.  Niektórzy chwalili się na fejsie nawet przez wiele tygodni, jak to zasłużenie nadano im stopień doktora habilitowanego na podstawie rozpraw z zakresu edukacji seksualnej, genderowych badań nad płcią kulturową itp.  

Moi drodzy, jest jeszcze jedenasty imperatyw moralny: NIE BĄDŹCIE OBOJĘTNI!  Licho nie śpi. Ksiązki streszczać nie będę, ale jesli ktoś przeczyta, jak ja to uczyniłem, to może podzielić się swoją opinią. Może czytaliśmy różne książki, chociaz tego samego autora i pod tym samym tytułem?