15 lutego 2020

Bezzasadność podnoszenia niektórych kwestii przez doktorów w skargach do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego


Podniosę we wpisie kwestie, które są przedmiotem kierowanych przez doktorów czy doktorów habilitowanych skarg do WSA w związku z odmową nadania im stopnia naukowego czy w sprawie postępowania o nadanie tytułu naukowego profesora. Korzystam w tym przypadku z orzeczeń Naczelnego Sądu Administracyjnego, w których zainteresowani znajdą odpowiednią wykładnię. Osoba ubiegająca się o nadanie stopnia doktora lub doktora habilitowanego może wnieść od uchwał, o których mowa w art. 14 ust. 2 i art. 18a ust. 11, jeżeli są one odmowne, odwołanie do Centralnej Komisji za pośrednictwem właściwej rady w terminie miesiąca od dnia doręczenia uchwały wraz z uzasadnieniem

Dla nauczycieli akademickich, którzy nie mają wykształcenia w naukach prawnych, nie są to łatwe zagadnienia, toteż najczęściej korzystają oni z usług kancelarii adwokackich. Te zaś przygotowują wnioski, mimo iż prawnicy są świadomi bezzasadności zawartych w nich niektórych treści. Różne są tego powody. Przegrana w WSA i NSA naraża naukowców na koszty, a przede wszystkim na stratę czasu i utratę zaufania do wymiaru sprawiedliwości. Skoro bowiem adwokat czy radca prawny zapewniał o wygranej, to dlaczego przegrali? "Wiadomo, wina jest po stronie sędziów" - powiadają.

Niektórzy mylnie uważają, że można w odwołaniu powoływać się na kodeks postępowania administracyjnego. Można, ale jest jedno ALE:

Postępowanie w sprawach o nadanie stopnia naukowego ma wyjątkowy charakter wynikający ze specyfiki tych spraw. Postępowanie to cechuje znaczna odrębność w stosunku do postępowania prowadzonego wprost na podstawie przepisów Kodeksu postępowania administracyjnego. Stosownie do art. 29 ust. 1 ww. ustawy, w postępowaniu tym przepisy k.p.a. mają odpowiednie zastosowanie w zakresie nieuregulowanym w ustawie. Oznacza to, że jeżeli omawiana ustawa zawiera szczególną regulację (lex specialis), to nie ma podstaw do stosowania w tym zakresie przepisów k.p.a. Oznacza to, że niektóre przepisy Kodeksu w ogóle nie znajdują w tym postępowaniu zastosowania (por. wyrok NSA z 20 kwietnia 2007 r., I OSK 1661/06).

Skargę do WSA można oprzeć na następujących podstawach:

1) naruszeniu prawa materialnego przez błędną jego wykładnię lub niewłaściwe zastosowanie; np. recenzent w postępowaniu nie uwzględnił wszystkich przedłożonych do oceny publikacji, co zostało udokumentowane w protokole z posiedzenia komisji habilitacyjnej i rady wydziału, a tym samym zapewne i w treści odwołania, albo przywołał dowody publikacje, które nie zostały wskazane przez habilitanta. Specyfika postępowania wyjaśniającego w ramach postępowania habilitacyjnego polega na tym, że ocenie podlega materiał dowodowy samodzielnie wybrany i przedstawiony przez habilitantkę wraz z wnioskiem o wszczęcie postępowania habilitacyjnego.

2) naruszeniu przepisów postępowania, jeżeli uchybienie to mogło mieć istotny wpływ na wynik sprawy
np. naruszenie ustawowej procedury w postępowaniu habilitacyjnym.


Oto kilka spraw oczywistych, chociaż nie dla większości z nas:

1) Sądy administracyjne nie nie mają kompetencji do rozstrzygania, czy osoba ubiegająca się o uzyskanie stopnia naukowego doktora habilitowanego posiada znaczny dorobek naukowy, a przedłożona przez kandydata rozprawa habilitacyjna stanowi znaczny wkład w rozwój określonej dyscypliny naukowej.

Sąd administracyjny (...) nie jest uprawniony do merytorycznej kontroli recenzji stanowiących m. in. podstawę wydania uchwały przez Radę Wydziału. W ramach postępowania sądowego nie dochodzi tym samym do oceny trafności opinii recenzentów w aspekcie dorobku naukowego kandydata i wartości naukowej przedstawionej pracy habilitacyjnej, dlatego zarzuty w tym zakresie uznać należało za chybione.

Jeżeli zatem doktorzy chcą odwoływać się do wojewódzkiego sądu administracyjnego w powyższej kwestii muszą liczyć się z tym, że nie będą one przedmiotem badania.

Od tego jest:

- dla wniosków habilitacyjnych wszczętych do 30 kwietnia 2019 r. Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów

- dla wniosków wszczętych po 1 października 2019 r. - Rada Doskonałości Naukowej.

Każdy z tych organów powołuje w sprawie kompetentnych rzeczoznawców. Tylko te podmioty są uprawnione do rozstrzygania powyższej sprawy. W merytorycznym zakresie recenzenci powołani w postępowaniu przed Centralną Komisją mają obowiązek ocenić osiągnięcia naukowe habilitanta, a ich ocena ta nie podlega badaniu sądu.


2) Sądy administracyjne rozpatrują skargi w sprawach formalnych, a nie merytorycznych. Tym samym nie są powołane do rozstrzygnięcia, czy słusznie recenzje sporządzone w postępowaniu habilitacyjnym były negatywne w treści, pomimo, że we wszystkich recenzjach wyrażone zostało jednoznacznie pozytywne dla habilitanta stanowisko w odniesieniu do spełnienia przesłanek do uzyskania stopnia naukowego doktora habilitowanego.

3) Sądy administracyjne nie są powołane do oceny zasadności zakwestionowania przez radę wydziału (radę dyscypliny naukowej) złożonego przez habilitanta cyklu publikacji jako rzekomo powiązanych tematycznie z dyscypliną czy problematyką badawczą. Nie dotyczą one bowiem kwestii formalnych, lecz merytorycznych, które ostatecznie decydują o podjęciu uchwały przez uprawnione do tego organy kolegialne uczelni.



14 lutego 2020

O niszczeniu miłości w życiu dzieci


W roku akademickim 1995/1996 zgłosiła się na moje seminarium magisterskie studentka Anita Woźniak. Studentów, którzy wiedzą, co ich tak naprawdę interesuje, mających pasję studiowania, interdyscyplinarnego analizowania kluczowych dla socjalizacji i wychowania zjawisk zawsze się pamięta, bo wnoszą do akademickiej kultury i nauki postawy autentycznego zaangażowania. Studentka wiedziała, że chce poświęcić swoją pracę magisterską wówczas wciąż jeszcze osłanianego tabu problemem przemocy rodziców wobec dzieci.

Anita świetnie znała język angielski, ale wówczas, ćwierć wieku temu, nie mieliśmy jeszcze takiego dostępu do światowej literatury, jak dzisiaj. Wysyłała zatem listy do amerykańskich i brytyjskich psychologów, psychoterapeutów, specjalistów od badania dziecięcej traumy na skutek wykorzystywania ich cielesności przez dorosłych. Otrzymała kilkadziesiąt nadbitek artykułów naukowych z USA, Wielkiej Brytanii, Kanady i Australii, toteż napisana przez nią dysertacja odwoływała się do angloamerykańskiej literatury naukowej.

W okresie PRL zjawisko seksualnej przemocy wobec dzieci objęte było ścisłą cenzurą. Nie wolno było o nim pisać, bo przecież socjalizm był - w świetle ówczesnej propagandy - oazą kolektywnego szczęścia i troski o najmłodsze pokolenie. Anita Woźniak zdobywała teksty naukowców korespondując z nimi dzięki adresom, które znajdowały się w abstraktach ich artykułów. Na ponad 200 wysłanych listów otrzymała około 150 zwrotnych odpowiedzi wraz z kopiami publikacji.

Wielu uczonych oferowało nawet swoją pomoc, konsultacje, gdyby potrzebowała dodatkowych wyjaśnień. Wiele publikacji zdobyła też dzięki pobytowi w Berlinie w ramach Letniej Szkoły Pracowników Socjalnych. Wszystkie teksty czytała i tłumaczyła na użytek własnych metaanaliz, toteż moja rola ograniczała się do czuwania nad układem treści, logiką i klarownością narracji. Swoją rozprawą chciała też zachęcić koleżanki i kolegów ze studiów do dostrzeżenia ogromnych możliwości rozwojowych, jakie wynikają z samodzielnego nawiązywania kontaktów międzynarodowych i interdyscyplinarnego podejścia do problemów badawczych.

Tak było ćwierć wieku temu. Dzisiaj, kiedy studenci mają otwarty dostęp do światowych bibliotek, naukowych zasobów najlepszych uczonych z najwyżej lokowanych w badaniach społecznych uniwersytetów na świecie, zapytani o to, czy przeglądali w sieci, w repozytoriach dostępną literaturę naukową w języku angielskim, niemieckim, hiszpańskim, rosyjskim czy francuskim wzruszają ramionami, chowają się za plecami innych, byle tylko nie oczekiwać od nich umysłowego wysiłku, zaangażowania, autotelicznej ciekawości świata.

Zastanawiam się nad tym, jak to jest możliwe, że w czasach, kiedy było tak trudno o dostęp do światowej literatury wielu studentów wykorzystywało najmniejszą okazję, by tylko mieć dostęp do niej, by znaleźć czas na udział w wykładzie otwartym, gościnnym zagranicznego czy krajowego profesora, wybitnego badacza, specjalisty, eksperta określonej tematyki, a dzisiaj, kiedy zapraszam tuzy światowej nauki o wychowaniu, na tłumaczony wykład przyjdzie 3 studentów? W swoich pracach dyplomowych bezmyślnie, bezkrytycznie przepisują starą, zdezaktualizowaną już literaturę przedmiotu, bo ta - jak się okazuje - jest dostępna w repozytoriach krajowych uczelni. Nie obchodzi ich to, czym zajmują się uczeni z innych krajów. To, co ich interesuje, to jak obszerny ma być rozdział teoretyczny.

Studentka napisała znakomitą pracę magisterską liczącą 240 stron. Scharakteryzowała w niej historię przemocy wobec dziecka, ukazała dylematy związane z definiowaniem toksycznego w społeczeństwach oddziaływania dorosłych na dzieci, zrekonstruowała etiologię zjawiska przemocy rodziców wobec dzieci wraz z rozpoznanymi przez badaczy następstwami w życiu ofiar owej przemocy. Całość zakończyła pogłębioną metaanalizą przemocy seksualnej rodziców wobec dzieci.

Przytaczane przez magistrantkę klasyfikacje, typologie form przemocy, jej uwarunkowania i stopień nasilenia wcale się nie zmieniły. Nadal jesteśmy jako społeczeństwo niezdolni do obrony dzieci przed najpodlejszym oddziaływaniem przemocowym wobec nich jako istot słabszych, często bezbronnych, nadmiernie ufających tym, którzy powinni być wzorami i gwarantami ich bezpieczeństwa oraz wspomagającymi ich rozwój i odkrywanie przez nich pełni własnego człowieczeństwa.

Wiedza o czynnikach prowadzących do degeneracji niektórych środowisk rodzicielskich, a dzisiaj coraz więcej wiemy o tej patologii także w innych środowiskach socjalizacyjnych i opiekuńczo-wychowawczych (domy dziecka, wspólnoty wyznaniowe, ośrodki resocjalizacji i socjoterapii, bursy, internaty itp.), wciąż nie sprzyja temu, by można było zabezpieczyć dzieci przed przemocą i związaną z nią traumą.

Anita Woźniak zamieściła w swojej rozprawie także ryciny ilustrujące zaistniałą przemoc wobec dziecka wraz z opisem śladów, żeby wychowawcy, opiekunowie mogli ją rozpoznać i odpowiednio zareagować. Scharakteryzowała też behawioralne wskaźniki przemocy fizycznej. Zachęcałem już wykształconą pedagog, by przygotowała na podstawie tej pracy książkę, którą moglibyśmy wesprzeć profesjonalnych i społecznych wychowawców w rozpoznawaniu powyższego zjawiska. Niestety, jej przełożona nie wyraziła na to zgody.

Minęło 25 lat, a przemoc wobec dzieci ma się dobrze. Koło przemocy wobec dzieci przestępców w "białych", "czerwonych", "niebieskich" i "czarnych" kołnierzykach toczy się z coraz większą siłą i przyjmuje coraz to nowsze formy. Państwo jest słabe, a nawet niektórzy jego funkcjonariusze czerpią z tej przemocy korzyści. Rzecznik Praw Dziecka jest tu instytucją bezradną, nieefektywną, reagującą tylko wówczas, kiedy dojdzie do tragicznych wydarzeń w życiu dzieci.

Dzisiaj Anita Woźniak jest adiunktem w Katedrze Pedagogiki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego prowadząc - już jako Anita Gulczyńska - znakomite badania w działaniu, etnopedagogiczne w środowisku dzieci ulicy. O jej sukcesach naukowych pisałem także w blogu.

12 lutego 2020

Jak (nie) pozwolić utrącić doktoranta. Kazus dydaktyczny dla studiujących prawo



Niektórzy prawnicy stają się mistrzami w pseudonaukowych grach niszczenia młodych naukowców tylko dlatego, że większość członków rady wydziału (dzisiaj tworzą rady dyscyplin naukowych) o określonym światopoglądzie wykorzystuje swoje - jak ktoś to trafnie nazwał w przypadku patologii - folwarczne relacje do odrzucenia wniosku komisji doktorskiej o nadanie stopnia naukowego doktora komuś o przeciwstawnej duchowości.

Doktorant napisał bardzo dobrą dysertację, a recenzenci wystawili mu za nią pozytywne recenzje. Komisja doktorska przyjęła obronę pracy doktorskiej i rekomendowała radzie jednostki wniosek o nadanie stopnia naukowego doktora w dyscyplinie naukowej, jaką jest prawo. Wynik głosowania w komisji nie był jednogłośny, bowiem 6 profesorów było ZA, 1 – był PRZECIW, a 3 się wstrzymało. Nie ulega jednak wątpliwości, że 6 ZA w stosunku do 1 PRZECIW to mimo wszystko wyraźne poparcie dla doktoranta.

Na szczęście we wspomnianej tu jednostce (danych nie ujawniam, bo nie ma takiej potrzeby, gdyż ważne jest samo zjawisko deprawacji postaw etycznych części nauczycieli akademickich) to doktoranci są zobowiązani do nagrywania przebiegu obrony pracy doktorskiej. W mojej jednostce zadanie to powierza się jednemu z pracowników naukowych. Opisywany przeze mnie kazus nie jest zatem czyjąś opowieścią, supozycją, ale relacją opartą na zarejestrowanych na taśmie faktach w postaci wypowiedzi konkretnych członków komisji doktorskiej, a później członków rady wydziału.

Kiedy doszło do posiedzenia rady jednostki mającej uprawnienie do podjęcia uchwały o nadanie stopnia naukowego doktora, wynik głosowania totalnie zaskoczył doktoranta, który - rzecz jasna - w niej nie uczestniczył.
Oto profesorowie, doktorzy habilitowani zagłosowali: ZA - 20 osób, przeciw były 24 osoby, a wstrzymało się 13 osób. W przypadku rady wydziału głosy wstrzymujące są traktowane jako głosy odmawiające poparcia dla uchwały, tym samym łączny wynik był 20 na TAK : 37 na NIE i WSTRZYMUJĄCYCH SIĘ, a więc druzgocący!

Trzeba było dociekać w procesie odwołania doktoranta, jak to jest możliwe, że rada wydziału uległa wydawałoby się jednej osobie, która była niezadowolona z odpowiedzi doktoranta na jej pytanie? Zapewne złożyło się na to wiele czynników, a wszystkich nie poznamy.

1. Prowadzący obrady rady przygotował grunt pod negatywne głosowanie ogłaszając już na wstępie, że rada nie jest związana wynikiem głosowania komisji doktorskiej. To prawda. Nie jest. Komisja doktorska wypracowuje na podstawie obrony dysertacji opinię dla rady wydziału. Jednak to członkowie komisji w liczbie kilku-czy kilkunastu osób uczestniczą w obronie, zadają pytania, odbierają na nie odpowiedzi i nie tylko przyjmują lub odmawiają przyjęcia obrony, ale i wnioskują - jako najlepiej merytorycznie zorientowania w sprawie - o nadanie stopnia naukowego lub odmowę. W tym przypadku zdecydowanie głosowali ZA nadaniem stopnia.

Nie spodobało się to jednak jednemu z profesorów, toteż wykorzystał czas ku temu, by odpowiednio przygotować się do posiedzenia rady wydziału. Jak chce się utrącić doktoranta z powodów pozanaukowych, to wystarczy wprowadzić członków rady w błąd wysupłując z protokołu posiedzenia komisji jedynie negatywne czy polemiczne wypowiedzi członka komisji, który zadawał pytania np. o prywatną opinię w określonej, a budzącej aktualnie w kraju spór polityczny, kwestii, a nie o problemy i treści naukowe.

2. Prezentując dyskusję i przebieg obrony prowadzący obrady rady zreferował przebieg obrony selektywnie, tendencyjnie i wbrew tekstowi pracy oraz niezgodnie z treścią odpowiedzi doktoranta tak, by członkowie rady wydziału nabrali przekonania, że wniosek nie powinien uzyskać poparcia rady.

3. Władze Wydziału nie opublikowały na stronie jednostki przed obroną dwóch recenzji pozytywnych w tym przewodzie. Nie były w stanie potwierdzić fakt udostępnienia wszystkim członkom rady wydziału recenzji i protokołu z posiedzenia komisji doktorskiej. Członkowie Rady podejmowali zatem decyzję na podstawie tendencyjnego, jednostronnie negatywnego zaprezentowania kandydata do stopnia doktora przez dwóch członków komisji doktorskiej.

3. W czasie posiedzenia rady głos zabiera tylko przewodniczący - nota bene członek komisji doktorskiej (co jest niezgodne z prawem i dobrymi obyczajami w nauce) - i jeden niezadowolony politycznie jej członek. Głosowanie jest tajne. Nie ma żadnej dyskusji, a w każdym razie protokół z posiedzenia rady wydziału takowej nie zawiera.

4. Przewodniczący rady - profesor nauk prawnych - poprzestaje na wyniku pierwszego głosowania o nadanie stopnia doktora, którego negatywny wynik uznano za wystarczający.

Już z formalnego punkt widzenia - przewodniczenie i głosowanie przez profesora we własnej sprawie, błąd w udostępnieniu członkom rady recenzji i protokołu zanim przybyli na posiedzenie i przystąpili do głosowania sprawia, że uchwała powinna być zakwestionowana w Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów.

Doktorant dysponował nagraniem z wszystkich faz swojej obrony, toteż kiedy otrzymał uchwałę odmawiającą mu nadanie stopnia naukowego doktora, złożył wniosek do macierzystej rady o jej uzasadnienie oraz wyciąg z protokołu posiedzenia komisji doktorskiej i rady wydziału. Wówczas dostrzegł w protokołach niezgodność faktów i ich interpretacji przedstawianych przez jednego z profesorów (głosującego przeciw doktorantowi po obronie) oraz o niezgodność ze stanem faktycznym - o dziwo - wspierającego tę nieczystą grę przewodniczącego posiedzenia rady.

5. Zgodnie z prawem doktorant skorzystał z możliwości złożenia odwołania od negatywnej dla niego uchwały rady via ta właśnie rada. Co ciekawe, obradujący w tej sprawie członkowie rady wydziału totalnie zlekceważyli treść odwołania. Nie było żadnej dyskusji, nie padły żadne argumenty. Głosowano za odrzuceniem odwołania.

Wniosek odwoławczy trafił do Centralnej Komisji. Nie ma bowiem znaczenia - z formalnego punktu widzenia - fakt pozytywnego czy negatywnego przyjęcia przez radę wydziału uchwały w sprawie wniosku odwoławczego. Centralna Komisja musi zbadać niezależnie od dotychczasowego przebiegu przewodu wszystkie związane z nim aspekty, tak od strony proceduralnej, jak i merytorycznej.

Centralna Komisja powołała zatem superrecenzenta, a że pierwszy z nich nie poparł odwołania doktoranta, musiała powołać jeszcze jednego profesora prawa. Ten drugi także nie poparł odwołania. Obaj uznali, że rada znaczącego uniwersytetu w naszym kraju miała prawo odmówić nadania stopnia naukowego doktora i uczyniła to poprawnie.

Ba, rzeczoznawca CK w konkluzji swojej recenzji napisał: „Konkludując moje oceny przebiegu postępowania i zachowań jego uczestników w trakcie dyskusji, nie stwierdziłem istotnych naruszeń przepisów prawnych normujących to postępowanie i mających wpływ na głosowanie w sprawie nadania stopnia doktora".

ZDUMIEWAJĄCE. SZOKUJĄCE. Profesorowie prawa tak czytali dokumentację wniosku, żeby potwierdzić wynik głosowania rady wydziału, a nie stanąć po stronie PRAWDY, ETYKI, a więc także NAUKI i OSOBY, którą ewidentnie postanowiono zniszczyć z powodów pozanaukowych. Jak bowiem wynikało z treści odwołania, ów doktorant, młody człowiek, po studiach III stopnia, dał się "podpuścić" i zatrudnił w Trybunale Konstytucyjnym przed obroną dysertacji, bo tylko tam były wolne etaty.

Jakież musiało to wywołać oburzenie wśród członków rady wydziału! Jak można było dopuścić do nadania stopnia doktora osobie, która ośmieliła się podjąć pracę w "niegodnym" prawnika urzędzie?

Sekcja I Nauk Humanistycznych i Społecznych Centralnej Komisji wbrew niegodnym recenzjom negatywnym dwóch rzeczoznawców, prawników przyjęła odwołanie doktoranta i przeniosła przewód do innego uniwersytetu. Tam zaś profesorowie prawa stanęli po stronie naukowej wartości dysertacji doktorskiej i przyjętej jej obrony podejmując uchwałę o nadaniu temu doktorantowi stopnia naukowego doktora w dyscyplinie prawo. Happy End.

Nie jest to pierwsza i jedyna tego typu sprawa w środowisku akademickim. Niemalże każdego miesiąca spotykamy się z nierzetelnością lub nawet nieuczciwością niektórych naukowców. Są też sytuacje odwrotne. O tych już pisałem i nadal będę pisać, kiedy dotyczą upełnomocnienia stopniem naukowym osoby, która ewidentnie nie spełniła wymagań naukowych. Oburzanie się na fakt, że po zamknięciu przewodów czy postępowań publikuję krytyczne recenzje naukowe jest tylko dowodem na to, jak głęboko zniszczony jest etos niektórych polskich uczonych. Mogą mnie odsądzać od czci i wiary - tak ci z lewej, jak i ci z prawej strony ideologiczno-politycznej wojny w naszym kraju. Nieładnie się państwo "bawicie".


(fot. Sławomir Jachimczak)