11 lutego 2020

Co tam słychać na wojence polityków oświatowych?


Wszystko zależy od tego, gdzie się przyłoży ucho.

Nie ulega wątpliwości, że minister Dariusz Piontkowski realizuje polityczne zamówienie na kontynuowanie radykalnych oszczędności w szkolnictwie publicznym. Ostatnie lata, jak wylicza ekspert od finansowania oświaty dr Bogdan Stępień - to nie tylko milionowe braki w nakładach na subwencję oświatową dla jednostek samorządu terytorialnego, ale i utrzymywanie nieprawdopodobnie skandalicznie niskiego poziomu płac dla nauczycieli. Skoro rząd reprodukuje żenująco niskie płace, to niech nie narzeka na opór wobec pseudoreform szkolnych, gdyż te dodatkowo są nieracjonalne i pseudodydaktyczne.

W polityce oświatowej zaczyna dominować totalne lekceważenie nauki na rzecz sygnalizowania i wprowadzania rozwiązań, które prowadzą polską edukację do głębokiego kryzysu. Już "przełknęło" społeczeństwo patologiczną degradację efektywności kształcenia podwójnego rocznika w szkołach ponadpodstawowych w wielkich miastach, ale z końcem roku szkolnego, po egzaminach państwowych nastąpi kolejna odsłona negatywnych skutków tych procesów. Posłuszni władzy kuratorzy oświaty będą odrębnie premiowani.

Ideologiczno-polityczna wojna przedwyborcza naraża proces kształcenia, ale i politykę szkolną na demagogię, populizm i nieuctwo w wygłaszaniu przez lewo-lub prawoskrętnie zaangażowanych posłów rzekomych recept na poprawę w oświacie sytuacji:

1. Partyjna lewica i obywatele o świeckim światopoglądzie kierują swój atak na rząd, Ministerstwo Edukacji Narodowej za to, że zgodnie z obowiązującą ustawą Prawo Oświatowe oraz Konkordatem (przyjętym przez rząd III RP między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską w dn. 28 lipca 1993 r.) zapewnia wolność nauczania religii. Nikt w Polsce nie jest z tego powodu zmuszany do uczęszczania na lekcje religii, ale lewicy to się nie podoba, i tyle.

Populistyczne argumenty na rzecz usunięcia religii ze szkół eksponowane są w kwestiach, które wynikają z obowiązku władz państwowych w przestrzeganiu prawa, a mianowicie: wypłacania wynagrodzeń katechetom, przestrzegania liczby godzin zajęć z religii w szkołach w zależności od typu szkoły i zgodnie z ramowymi planami kształcenia. Lewica nie chce, aby w szkołach publicznych były jakiekolwiek elementy i symbole religijne, stąd angażują się na rzecz usuwania krzyży czy innych symboli z izb lekcyjnych. Zamiast religii proponuje fakultatywne lekcje z religioznawstwa i etyki.

Kolejnym polem kontrowersji i okazji do utrzymywania napięć politycznych staje się edukacja seksualna. Lokalne organizacje pozarządowe korzystają z okazji, w zależności od tego, która formacja polityczna jest u władzy dysponującej środkami finansowymi na oświatę pozalekcyjną, by oferować zajęcia z edukacji seksualnej. Otwiera się nowy "front walki" z udziałem rodziców.

W tym też podejściu wspiera lewicę Rzecznik Praw Obywatelskich, któremu (...) nie podoba się, że rodzice przynoszą do szkół oświadczenia, w których deklarują iż nie wyrażają zgody na to, by ich dziecko brało udział w zajęciach lub wydarzeniach, podczas których poruszane są zagadnienia „edukacji seksualnej, antykoncepcji, profilaktyki ciąż wśród nieletnich i chorób przenoszonych drogą płciową, dojrzewanie i dorastanie, równość, tolerancja, różnorodność, przeciwdziałanie dyskryminacji i wykluczeniu, przeciwdziałanie przemocy, LGBT, homofobia, tożsamość płciowa, gender”.

2. Partyjna prawica i obywatele o światopoglądzie odwołującym się do wiary i religii kierują swój protest przeciwko wprowadzaniu do szkół treści oraz podmiotów opierających model wychowania i kształcenia na ideologii nowej lewicy. Wyraźnie podkreślają występowanie w Konstytucji RP, jak i preambule Prawa Oświatowego kształtowania ustroju państwa i wychowywania młodych pokoleń w zgodzie z wartościami chrześcijańskimi.

Minister edukacji zapowiedział, że nauczyciele będą zobowiązani do realizowania (...) rozwiązań charakterystycznych dla naszej tradycji, specyfiki. Szkoła publiczna będzie zatem bazować na ideologii konserwatywnej. Tym bardziej nie ma powodu do zmiany Konkordatu. Jeśli komuś nie odpowiadają się lekcje religii, to jest to problem biskupów odpowiedzialnych za właściwą obsadę kadrową lekcji religii. Muszą liczyć się z tym, że uczniowie będą korzystali z prawa do wolności wyboru reagując rezygnacją z religii na skutek złej jakości edukacji.

Komisja Wychowania Katolickiego Episkopatu Polski zaostrzyła w ostatnim miesiącu swoją politykę zaznaczając w specjalnym komunikacie, że "(...)dzieci oraz młodzież uczęszczający do placówek oświatowych, w których odbywa się nauczanie religii, zobowiązani są w sumieniu uczestniczyć w tych zajęciach". (…) Rodzice powinni zapisać swoje dzieci na zajęcia z religii w przedszkolu lub szkole poprzez złożenie stosownej pisemnej deklaracji. (...) możliwość nieuczestniczenia ani w zajęciach z religii, ani etyki stoi w sprzeczności z troską państwa o wychowanie dzieci i młodzieży w duchu wartości".

(...)Komisja przypomina również, że nauczyciele nie mogą być przez kogokolwiek przymuszani do udziału w przedsięwzięciach (np. w szkoleniach), które są sprzeczne z ich przekonaniami i sumieniem. Istotną cechą demokratycznego państwa jest przestrzeganie konstytucyjnej wolności sumienia. Komisja w dalszym ciągu apeluje do rodziców o czujność i roztropność wobec tego, co dzieje się w szkołach, zwłaszcza w dziedzinie tzw. edukacji seksualnej: jakiego typu zajęcia są organizowane, kto je prowadzi i jakie treści przekazuje.


Fundacja "Masz Szansę" przeprowadziła badanie diagnostyczne wśród uczniów małopolski za zgodą Małopolskiego Kuratorium Oświaty, dopytując się o ich zaangażowanie w praktyki religijne. Wyniki odpowiedzi na pytania w ankiecie miały rzekomo pomóc szkołom w napisaniu programów wychowawczo-profilaktycznych.

Władze państwowe z ministrem edukacji na czele afirmują okoliczności, jubileusze wydarzeń jak np. Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, które służą realizacji ideologii partii władzy włączając uczniów do udziału w nich. Minister edukacji zaznaczył, że jego resort i nadzór pedagogiczny kładzie nacisk na wychowanie patriotyczne: - Nie tylko na lekcjach historii, ale też na innych przedmiotach, godzinach wychowawczych i zajęciach dodatkowych. Będziemy działać we współpracy nie tylko z IPN, ale też Instytutem Wolności i Ministerstwem Kultury.

3. Troska o wartości chrześcijańskiej lub świeckie ma swoje odniesienie do podstawy programowej kształcenia ogólnego oraz związanych z nimi obowiązkowych lektur szkolnych. Ten spór będzie zawsze obecny w polityce oświatowej, o ile ta nie zostanie uwolniona od centralistycznej polityki partii władzy. Podobnie rzecz ma się z obsadą kadr nadzoru pedagogicznego - w kuratoriach i na stanowiskach dyrektorów placówek oświaty publicznej.

4. Społeczeństwo wyraża schizoidalną postawę wobec nauczycieli, bowiem z jednej strony w sondażach opinii lokuje zawód na dość wysokim stopniu hierarchii profesjonalistów obdarzając nauczycielski prestiż 77 procentowym poparciem, a z drugiej strony nie stanęło po stronie walki o godny poziom płac. Jak wynika z ciekawego badania sondażowego CBOS rodzice wolą, by ich dziecko zostało youtuberem niż było nauczycielem.

5. Rządzący wspierają finansowo te organizacje pozarządowe, stowarzyszenia i środowiska, których oferty działań środowiskowych i projekty służą realizacji polityki partii władzy. Dotyczy to różnych fundacji, ale i spluralizowanego harcerstwa. Jeśli ZHP chce konkurować o środki z ZHR, to musi przeprofilować swoje cele i zadania programowo-wychowawcze.


10 lutego 2020

Po co nam ten Oskar?


Za kilka godzin być może okaże się, że film fabularny Jana Komasy "Boże Ciało" zdobędzie najwyższe trofeum w sztuce filmowej na świecie uzyskując Oskara za najlepszy film międzynarodowy. Nie przypuszczam, by miał szansę na takie wyróżnienie, skoro nie był jeszcze dystrybuowany w USA. W Polsce też nie można tego filmu obejrzeć, gdyż trudno jest znaleźć kino posiadające film J. Komasy w swojej ofercie.

Tymczasem w mediach nakręcany jest od początku stycznia jakiś amok wokół filmu, który w istocie niesie z sobą niezwykłe przesłanie potrzeby wiary w świecie dewaluowania najwyższych wartości. Utwór powstał w Polsce podzielonej na wiele części, w tym także tej epatującej od pięciu lat zdumiewającą wrogością, nienawiścią wobec Kościoła katolickiego, duchownych, sióstr zakonnych a nawet ministrantów.

Po co ta nagroda, po co Oskar w naszym kraju, po co Kościół, po co Boże Ciało, po co religijne święta, skoro doczekaliśmy się czasów, w których tak lewo-, jak i prawoskrętni wzmacniają wzajemną nienawiść w obliczu kolejnych etapów walki o władzę w państwie (utrzymanie jej, odzyskanie lub uzyskanie)?

Jeszcze trochę i nasze dzieci zaczną się bać wyrażania własnych myśli, pragnień, oczekiwań, aspiracji, emocji, uczuć, doznań, nie będą chodzić do kościoła, służyć do mszy lub będą coraz liczniej a otwarcie odmawiać uczestniczenia w środowiskowych czy szkolnych naukach Kościoła, bo przecież politycy wraz z publicystami obu opcji już zbrukali im ich świat, generalizując jednostkową patologię na określoną wspólnotę, instytucję, transcendencję lub jej zaprzeczenie.

Po każdej ze stron uczestniczą zdrajcy, faryzeusze, przebierańcy, mordercy Chrystusa, cyniczni gracze fałszywymi kartami, chorzy z niewiedzy, z braku świadomości, nierozumiejący i niedociekający, manipulatorzy, inżynierowie dusz ludzkich, a nawet jeszcze nieujawnieni przestępcy. Przestajemy już wzajemnie się rozumieć, wnikać choć na chwilę w przestrzeń czyichś myśli, motywów działania, dociekać autentycznych powodów pozytywnego lub negatywnego sprawstwa, byle tylko postawić na swoim, wbrew logice, wierze, uczuciom czy dokonaniom.

Po co nam ten Oskar? Raczej nie po to, by - jak pisał Karol Wojtyła o uwarunkowaniach świadomości przez poznawczą potencjalność człowieka - zrozumieć, a więc uchwycić znaczenie rzeczy, ludzkiej aktywności lub związków pomiędzy rzeczami i osobami, w których odzwierciedla się nasze "Ja". Czy cokolwiek znaczy ustanowienie przez Sejm roku 2020 Rokiem św. Jana Pawła II?


09 lutego 2020

To nie recenzent ma tłumaczyć się z negatywnej recenzji czyjegoś doktoratu, habilitacji czy wniosku na tytuł naukowy



Ktoś zamieścił w Facebooku powyższy rysunek, który świetnie ilustruje sytuację, do jakiej zmierzają ignoranci ze stopniami naukowymi. Coraz częściej spotykamy się w Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów z odwołaniami doktorów lub doktorów habilitowanych, którzy usiłują w swoich odwołaniach kwestionować recenzentów. Rzecz jasna nie kierowali swoich uwag krytycznych po otrzymaniu informacji o składzie komisji habilitacyjnej czy o pięciu recenzentach wyznaczonych do oceny osiągnięć naukowych na tytuł profesora. Skądże znowu!

Oświecenie pojawiło się wówczas, kiedy wpłynęły od niektórych członków komisji habilitacyjnej czy recenzentów opinie negatywne. Nawet i to by tolerowali, gdyby nie fakt, że jednostki akademickie dysponujące uprawnieniem do nadawania stopni naukowych ośmieliły się odmówić nadania stopnia doktora habilitowanego czy nie poparły wniosku o rekomendowanie prezydentowi kandydatki/kandydata do tytułu naukowego profesora. Oceniani - mimo wykazanego im braku kompetencji, mimo udowodnionej im w recenzjach ich publikacji ignorancji, pseudonaukowych wywodów, wniosków, popełnienia elementarnych błędów metodologicznych, strukturalnych, merytorycznych, a zdarza się, że i ortograficznych - postanowili milcząc, nie odpowiadając na zarzuty, atakować profesorów uczelnianych czy tytularnych za śmiałość wystawienia im negatywnej oceny.

Zamiast zajrzeć do książek, zapytać mądrzejsze od siebie koleżanki czy mądrzejszych od siebie kolegów z własnej jednostki lub innej uczelni, zamiast douczyć się, poprawić i ponowić wniosek, postanawiają "odreagowywać" od ujawnienia ich niewiedzy atakiem na tych, którzy ośmielili się być rzetelnymi recenzentami w ich sprawie. Wprawdzie częściowo wspierają ich ci profesorowie/doktorzy habilitowani, którzy napisali recenzje w tej samej sprawie z pozytywną konkluzją, ale w swej treści odsądzające od wiedzy i umiejętności autorów pseudonaukowych rozpraw.

Paradoksem jest to, że ktoś, kto nie zna rzeczywistych osiągnięć naukowych recenzentów swoich rozpraw, ośmiela się kwestionować ich kompetencje naukowe, a nawet brak renomy naukowej, w tym międzynarodowej czy nieizomorficzność specjalizacji do tej, jaką reprezentuje w swoich rozprawach habilitant. Drodzy habilitanci, to wasze osiągnięcia lub ich brak są oceniane, a nie na odwrót. Przydałoby się trochę więcej pokory wobec własnej ignorancji.