18 grudnia 2019

O tym jak ZHP stało się organizacją wychowania socjalistycznego w świetle doktryny pedagogicznej po 1944 r.


Właśnie ukazała się w Oficynie Wydawniczej "Impuls" w Krakowie publikacja mojego autorstwa p.t. "„Przyrzeczenie wierności sprawie socjalizmu ..." – czyli jak ZHP stało się organizacją wychowania socjalistycznego w świetle doktryny pedagogicznej po 1944 r." poświęcona trudnym czasom w dziejach polskiego narodu i jego harcerstwa. Doktorzy spod znaku "śląskiej szczujni" będą znowu mieli problem, co z tym zrobić, bo jeszcze nie zdążyli dotrzeć do wcześniejszych moich rozpraw, a tu - dla nich pechowo - ukazuje się kolejna.

Wymieniony w tytule okres analiz jest wpisany w moją harcerską biografię, gdyż do ZHP wstąpiłem jako dwunastoletni chłopiec w 1966 r., a Przyrzeczenie Harcerskie składałem - wbrew wówczas obowiązującej treści - na jednym z łódzkich cmentarzy przy grobach powstańców styczniowych w 1968 r., gdzie deklarowałem – wbrew obowiązującej rocie: szczerą wolę służyć Bogu i Ojczyźnie, a nie wierność sprawie socjalizmu… . Profesor prawa Wojciech J. Katner - też łodzianin - miał podobne doświadczenie tak wspominając swoje przyrzeczenie:

Mojej harcerskiej historii pierwszym niekorzystnym przełomem, i to zaraz na początku, były lata 1963/64, gdy przyszło nagle składać przyrzeczenie w socjalistycznej wersji. Na szczęście ówcześni naczelnicy nie wyobrażali sobie (a może niektórzy wiedzieli), że wprawdzie mogą uchwalać „na górze” różne wątpliwe reguły postępowania, ale grono instruktorskie w drużynach i tak pójdzie w znakomitej większości z duchem społeczeństwa i będzie wychowywać młodzież harcerską według tradycyjnych recept skautowych.

Sam tego doświadczyłem na swojej drodze harcerskiej, co szczególnie w Łodzi nie było łatwe i bezpieczne; instruktorom tym należy się wdzięczność i szacunek kolejnych pokoleń
(W. J. Katner 2007, s. 20).

Nie jestem zatem ani aktorem, ani świadkiem zdarzeń prowadzących do wyparcia w latach 1956-1964 roty przedwojennego przyrzeczenia harcerskiego, które przez następnych 35 lat w istotnym zakresie dewastowało strukturę duchową młodych pokoleń i ich instruktorów. Musiałem jednak funkcjonować w dwoistym świecie wartości starając się tak, jak czynili to moi instruktorzy-wychowawcy, przechować i przekazywać harcerzom prawdę historyczną i metodyczną o polskim skautingu i harcerstwie, odsłaniać ponadczasowe wartości harcerskiego ruchu, podtrzymywać w czasach kłamstwa i indoktrynacji politycznej pamięć o dokonaniach minionych pokoleń.

Doktryna polityczna jako fundament doktryny pedagogicznej stała się pożywką swoistego rozkładu procesu wychowania i kształcenia młodych pokoleń w czasach zmiany społeczno-politycznej, ustrojowej, bowiem wprzęgnięto ją w atak na przesłanki poprzedzającego ją innego systemu wartości, by zakwestionować jego ideologiczny, aksjonormatywny kierunek.

Jak pisał w latach 50. XX w. Stefan Kunowski: W okresie indoktrynacji każdego systemu ideologicznego szczególniejszego znaczenia nabierają zagadnienia moralne i wychowawcze, a nie ustrojowe i instytucjonalne, które musiały być rozwiązane i ustalone w etapach wcześniejszych. Owo znaczenie moralności i wychowania wynika stąd, że indoktrynacja nastawiona jest na budowę nowego człowieka w celu utrwalenia zbudowanego na zasadach danej ideologii ustroju i urządzeń społecznych. Budowa zaś nowego człowieka musi objąć moralne i wychowawcze działanie doktryny na kształtowanie treści wewnętrznej każdej, szczególnie zaś rozwijającej się dopiero jednostki (S. Kunowski 2000, s. 58).

Harcerstwo ma w swoich założeniach przede wszystkim funkcję socjalizacyjną, a więc pośredniego wychowania i wychowawczą, co jest dzisiaj możliwe do odczytania dzięki przywróceniu pamięci fundamentalnych dla jego rozwoju w okresie II Rzeczypospolitej publikacji popularnonaukowych jak i ściśle akademickich.

W dobie PRL zostały one wyłączone na kilkadziesiąt lat z powszechnego dostępu do ich treści aż do 1990 r., kiedy to została zniesiona w Polsce cenzura, a w istocie do drugiej dekady XXI w., kiedy Wojciech Śliwerski zaczął wydawać reprinty nieobecnych do tego czasu wykładów, rozpraw, analiz i poradników skautowo-harcerskich z okresu rodzenia się skautingu na Ziemiach Polski i w okresie międzywojennym.



W latach 2014-2019 ukazało się w Oficynie Wydawniczej „Impuls” pod redakcją Wojciecha prawie 200 reprintów publikacji z lat 1909-1939, które przez łączny okres prawie 80 lat były niedostępne polskiej nauce, środowiskom harcerskim i instruktorskim w wyniku okupacji, cenzury i rozproszenia źródeł.


W mojej rozprawce piszę o tym, jak już w 1945 r. podporządkowanie harcerstwa partii władzy stało się najważniejszym zadaniem komunistów. Chodziło przecież o przechwycenie młodego pokolenia, które było skupione w jedynej wówczas organizacji dziecięco-młodzieżowej, starając się wyeliminować zarazem z jego otoczenia przedwojenne (burżuazyjne) autorytety pedagogiczne i narzucić mu powszechnie zobowiązującą ideologię socjalistyczną.

17 grudnia 2019

Prawa ucznia


Jak wskazują w swoich badaniach przedstawiciele nauk społecznych i humanistycznych wzajemne relacje między dorosłymi a dziećmi nie są pochodną moralnej ewolucji dorosłych, wzrostu ich poziomu moralnego, ale stanowią rezultat udoskonalanego prawa, przeciw-stawiającego się przekraczaniu wobec dzieci granic naruszających ich godność. O ile jednak prawa człowieka są głównym problemem każdej konstytucji, o tyle kwestia praw dziecka spychana jest do spraw podrzędnych, nie wymagających takiego rozstrzygnięcia. Tymczasem coraz silniej aktywizują się pozarządowe ruchy i stowarzyszenia na rzecz równouprawnienia dorosłych i dzieci, jako podstawowej płaszczyzny zagwarantowania niepełnoletnim poszanowania ich godności i stworzenia im wolnej przestrzeni do osobistego rozwoju.

Jedną z takich organizacji pozarządowych, która powstała w 2019 r., a założył ją b. marszałek XXIII sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży, założyciel i redaktor prowadzący czasopisma „Kongresy” - Mikołaj Wolanin (ur.w 2002 r.) - jest Fundacja na rzecz Praw Ucznia. Tego typu inicjatywy potwierdzają, że nieustannie mamy w polskich szkołach do czynienia z problemem naruszania praw ucznia przez różne osoby, nie tylko przez nauczycieli. W ostatnich dwóch dekadach nasilił się problem cyberprzemocy, a są nauczyciele, którzy go lekceważą, gdyż sądzą, że ich to nie dotyczy.

Zdaniem młodego rzecznika praw ucznia: "Prawa ucznia to temat niezwykle ważny, gdyż dotyczy niezwykle licznej grupy społecznej — dzieci i młodzieży uczęszczających do szkoły. Dlatego też istnieje potrzeba, by powstała organizacja upowszechniająca wiedzę o tych prawach wśród samych zainteresowanych. Równocześnie dobre się wydaje, by taką organizację prowadziła osoba bezpośrednio związana z prawami ucznia."

Jak pomyślał, tak uczynił. Powołał do życia Fundację, w ramach której organizuje w styczniu 2020 r. ogólnopolski Konkurs Wiedzy o Prawach Ucznia oraz planuje wydanie publikacji naukowej poświęconej tym prawom. Już teraz można zapoznać się z regulaminem Konkursu oraz zadeklarować udział w nim. Gorąco popieram każdą tego typu inicjatywę, bo bez wiedzy, bez świadomości własnych praw nie jest możliwe racjonalne korzystanie z nich i ich upowszechnianie. Sama wiedza o prawach ucznia nie wystarczy. Trzeba jeszcze wiedzieć, jak je wyegzekwować, by w hierarchicznej i niedemokratycznej strukturze szkolnictwa publicznego nie doprowadziło to do niepożądanych strat, patologii, dysfunkcji także placówki oświatowej.

Podaję za Mikołajem Wolaninem katalog PRAW UCZNIA, które były przedmiotem jego analizy:

Prawa ucznia to katalog czynności, które mogą wykonywać uczniowie, a także uprawnień, które uczniom przysługują. Nie są one jednak w pełni określone w polskim ustawodawstwie. Art. 98 ust. 1 pkt 17 Prawa oświatowego (Dz.U. 2019 poz. 1148 ze zm.) mówi bowiem: „Statut szkoły zawiera w szczególności: […] prawa i obowiązki uczniów, w tym przypadki, w których uczeń może zostać skreślony z listy uczniów szkoły, a także tryb składania skarg w przypadku naruszenia praw ucznia”. To oznacza, że do każdej szkoły należy dokładne określenie, co jej uczniowie mogą robić, a także, co im przysługuje.

Nie oznacza to jednak, że w polskim prawie funkcjonuje pełna dowolność w tej kwestii. Poszczególne zapisy Prawa oświatowego, ustawy o systemie oświaty, a także innych ustaw i rozporządzeń wykonawczych wielokrotnie mówią, że dane prawo uczniom przysługuje. Dlatego też wyodrębnić można następujący katalog praw ucznia (nie jest on jednak zamknięty, co oznacza, że ten zbiór można o kolejne prawa rozszerzać):

1. Prawo do nauki.

2. Prawo do wzięcia udziału w konkursie.

3. Prawo do uzyskania pomocy materialnej.

4. Prawo do informacji i sprawiedliwej oceny.

5. Prawo do rozwijania zainteresowań.

6. Prawo do bezpieczeństwa, wiedzy o bezpieczeństwie i uzyskania pomocy.

7. Prawo do skonsumowania ciepłego posiłku.

8. Prawo do swobody wypowiedzi, myśli, sumienia i wyznania.

9. Prawo do prywatności.

10. Prawo do czasu wolnego (właściwej organizacji życia szkolnego).

11. Prawo do godności.

12. Prawo do angażowania się w życie szkoły.

13. Prawo do złożenia skargi.

Zdecydowania większość tychże praw przynależy do każdego ucznia. Nie wszystkie jednak. Przykładem prawa, które nie obowiązuje wszystkich, będzie prawo do skonsumowania ciepłego posiłku, gdyż obowiązek zapewnienia możliwości korzystania z pomieszczenia umożliwiającego bezpieczne i higieniczne spożycie posiłków podczas pobytu w szkole dotyczy tylko szkół podstawowych oraz artystycznych realizujących kształcenie ogólne w zakresie szkoły podstawowej (art. 103 ust. 1 pkt 7 Prawa oświatowego).

Co ciekawe prawne uregulowania obowiązków ucznia, w przeciwieństwie do jego praw, w ustawodawstwie znalazły się. Art. 99 Prawa oświatowego konkretnie wskazuje bowiem, że obowiązki ucznia określa się w statucie szkoły z uwzględnieniem obowiązków w zakresie:

1. Właściwego zachowania podczas zajęć edukacyjnych.

2. Usprawiedliwiania, w określonym terminie i formie, nieobecności na zajęciach edukacyjnych, w tym formy usprawiedliwiania nieobecności przez osoby pełnoletnie.

3. Przestrzegania zasad ubierania się uczniów na terenie szkoły lub noszenia na terenie szkoły jednolitego stroju — w przypadku, o którym mowa w art. 100 (artykuł ten określa procedurę wprowadzenia w szkole tzw. mundurków).

4. Przestrzegania warunków wnoszenia i korzystania z telefonów komórkowych i innych urządzeń elektronicznych na terenie szkoły.

5. Właściwego zachowania wobec nauczycieli i innych pracowników szkoły oraz pozostałych uczniów.

Podobnych konkretnych rozwiązań zawartych w jednym przepisie jednak nie ma dla praw ucznia, przez co chwalebne byłoby wprowadzenie przez ustawodawcę takiego rozwiązania. Brak tejże regulacji powoduje, że uczeń musi szukać swoich praw w różnych aktach, co z pewnością nie dodaje mu zaufania do polskiego prawa oraz jego kodyfikacji.

Jedynym miejscem, gdzie wskazano „podstawowe prawa ucznia” jest art. 85 ust. 5 Prawa oświatowego. Nie dotyczą one jednak (w większości) każdego ucznia, a na przykład grupy czy organów samorządu uczniowskiego (zarządu, rady…). Prawa te to:

1. Prawo do zapoznawania się z programem nauczania, z jego treścią, celem i stawianymi wymaganiami.

2. Prawo do jasnej i umotywowanej oceny postępów w nauce i zachowaniu.

3. Prawo do organizacji życia szkolnego, umożliwiające zachowanie właściwych proporcji między wysiłkiem szkolnym a możliwością rozwijania i zaspokajania własnych zainteresowań.

4. Prawo redagowania i wydawania gazety szkolnej.

5. Prawo organizowania działalności kulturalnej, oświatowej, sportowej oraz rozrywkowej zgodnie z własnymi potrzebami i możliwościami organizacyjnymi w porozumieniu z dyrektorem.

6. Prawo wyboru nauczyciela pełniącego rolę opiekuna samorządu.



O konkursie czytaj: ************

16 grudnia 2019

Głupota jako prymitywizm moralny w kontekście typologii naukowców


W książce francuskich intelektualistów na temat głupoty pod redakcją Jean-Francois Marmion ma ta kategoria pojęciowa wiele znaczeń i wymiarów. Jest też omówionych w niej wiele jej rodzajów. Pojmuje się tu głupotę nie tylko jako deficyt intelektu, chociaż tak jest najczęściej identyfikowana, ale jako prymitywizm emocjonalny czy wątpliwa postawa moralna.

Głupotę intelektualną nauczycieli uchwycił przed ponad dwudziestu laty prof. Aleksander Nalaskowski prezentując ją w znakomitym studium "Nauczyciele z prowincji u progu reformy edukacji" (Toruń 1997). Pamiętam, że po wydaniu tej książki przestano zapraszać autora do ośrodków metodycznych, bo przecież nie można było dopuścić do upowszechnienia jego celnych wniosków z badań.

Nie trzeba było długo czekać, by przekonać się, że i w środowisku akademickiej pedagogiki zagościła ona u niejednego z profesorów czy doktorów habilitowanych, którzy postanowili stanąć w obronie głupoty intelektualnej młodszych od siebie nauczycieli akademickich. Może kiedyś doczekamy się poważnych badań psychospołecznych w tym zakresie także w naszym kraju.

Redaktor wspomnianego zbioru rozpraw na temat głupoty Jean-Francois Marmion nie przebiera we wstępie w określeniach głupoty z nadzieją, że chociaż nie da się jej osłabić, to może poświęcenie jej uwagi pozwoli zrozumieć, dlaczego nie warto przemawiać głupcom do rozumu z naiwną nadzieją, że się ich odmieni.

Niewiedza nie jest niczym złym. Wprost odwrotnie, uruchamia motywację do uczenia się. Ja też wiem, że czegoś nie wiem, chociaż są i tacy, którzy nie wiedzą, czego nie wiedzą. Są jednak momenty progowe w rsmach pełnionych w naszym życiu ról, kiedy musimy zdać egzamin z wiedzy, a nie z głupoty, gdyż chroniona przez innych staje się gorsza od kłamstwa.

Opowiadającego czy publikującego bzdury przestaje interesować prawda. Niestety, jesteśmy w dobie Internetu narażeni na upowszechnianie z emocjonalną determinacją przez osoby ze stopniami czy tytułami naukowymi fałszywych informacji na temat innych czy ich rozpraw tylko dlatego, że ujawniają ich niewiedzę lub jej maskowanie.

"Żeby walczyć z głupotą -pisze Ewa Drozda - Senkowska - trzeba ją ujawnić, to znaczy nazwać" (s. 86). Jej ukrywanie lub przypisywanie jej nieadekwatnego znaczenia wbrew realiom i naukowym standardom czy zasadom logiki lub postępowania sprawia, że ignorancja się umacnia, upełnomocnia jako rzekomo "niedoceniona" przez innych mądrość.

Przywdziewanie przez ignoranta szat nauki sprawia, że ten, kto utwierdza go w dobrym samopoczuciu i metodologicznej niewiedzy, roztacza nad nim ochronny parasol. Nie tylko zawyża jego samoocenę, ale i odsłania własną głupotę. Kłamstwo bowiem ma krótkie nogi i prędzej czy później zostanie zdemistyfikowane.


Nie mamy wpływu na to, by ignorantów w polskiej pedagogice było mniej, chociaż staramy się w relacjach z wybitnymi uczonymi dyskutować i uzgadniać kryteria recenzowania p[rac awansowych. Ci, którzy nie wiedzą, że nie wiedzą, a więc pseudonaukowcy, sięgają po adwokatów, którzy dla zarobku, cynicznie obudowują głupoty wyimkami prawa z różnych kodeksów sądząc, że w ten sposób odbiorą ekspertom rozum. Jak świstaki w reklamie owijają głupotę w sreberka.

Tak ignoranci, jak i ich obrońcy nie chcą przyjąć do wiadomości, że krytyczna analiza elementarnych błędów osób ze stopniem naukowym jest koniecznością w nauce, by nie reprodukowano w niej głupoty jako nauki. Nie ma to nic wspólnego z osądzaniem osób jako takich.

W nauce musimy liczyć się z tym, że nasze publikacje będą wcześniej czy później przedmiotem krytyki naukowej, toteż wciskanie kitu przez obrońców patologicznych rozpraw jako rzekomo nadających się do nadania stopnia doktora czy doktora habilitowanego jest toksyczne dla nauki, bo upełnomocnia pseudonaukę.

Walczą z tak patologicznym zjawiskiem w naukach społecznych psycholodzy, tylko nie chcą w to włączyć się pedagodzy, bo na straży głupoty stoją jej promotorzy. Prof. Stanisław Filipowicz pisze w najnowszym numerze "Academia": "W przestrzeni publicznej, na naszych oczach, powstaje jakaś wielka machina omamiania, wielki iluzjon sztucznej świadomości. (...) W zamęcie rośnie rola sterowanego, manipulatorskiego przekazu, który zwalnia z obowiązku myślenia" (nr 57-58/2019, s. 44).

Kilka lat temu ukazała się książka profesora nauk technicznych Czesława Grabarczyka pt. "Rozwój kwalifikacji naukowych nauczycieli akademickich nauk technicznych (Kraków, Impuls 2012), w której przedstawił typologię ekspertów-naukowców (s. 81-82). Polecam:

1. Pionierzy – łamią uznane prawa i teorie naukowe, tworząc nowe;

2. Klasycy, mistrzowie metody naukowej – metodolodzy, którzy strzegą ładu w nauce i starają się wszystko wykryć i opanować w ramach prawa;

3. Stymulatorzy lub postulatorzy – sami rzadko rozwiązują problemy naukowe, ale są obdarzeni zdolnością ich dostrzegania i formułowania oraz przekazują je innym do rozwiązania;

4. Erudyci, kompilatorzy oraz krytycy – mają upodobanie w gromadzeniu, konfrontowaniu i opracowywaniu cudzych idei, aby je potem badać w sposób usystematyzowany i krytycznie oceniony; są autorami cenionych monografii i cenni w kształceniu młodych kadr; są stróżami porządku formalnego w pisaniu prac naukowych, terminologii, itp.

5. Wykonawcy czynności naukowo-badawczych (rzemieślnicy) – gromadzenie danych, analizy statystycznych, wykonywanie pomiarów itp.

6. Wykładowcy – tylko przekazują wiedzę innym, ale nie prowadzą badań.

7. Administratorzy – mają upodobanie w zarządzaniu jednostkami naukowymi lub pracą naukowców;

8. Pseudonaukowcy – pod pozorami wkładu w naukę sprawiają wrażenie jej uprawiania;

9. Karierowicze - nie mają kwalifikacji do uprawiania zawodu naukowca, a tytuły czy stopnie naukowe uzyskali dzięki względom pozanaukowym; to pasożyty nauki.

Zapewne można tę listę poszerzyć, tylko po co? Czy nie wystarczy nam do oglądu akademickiego środowiska? Niedostrzeganie tych różnic sprawia, że kłamstwo staje się nośnikiem głupoty a nie prawdy, a przynajmniej dążenia do niej.

Jak trafnie operuje Michael Foucault pojecien aleturgii, które odnosi się do koncepcji prawdy, tzn.że jest ona warunkiem sine qua non naukowego ładu, standardu. To każdy z nas w swoim sumieniu rozstrzyga o tym, w jakim stopniu jest za dążeniem do prawdy oraz czy warto wiedzieć, kto jest zwolennikiem ukrywania ignorancji.