26 listopada 2019

"Pięknie się różnić, mądrze być podobnym"


Profesor psychologii Wiesław Łukaszewski wydał książkę, za którą wprawdzie nie otrzyma slota, bo nie jest recenzowana i nie ukazała się w wydawnictwie z wykazu MNiSW, ale za to jest adresowana do ludzi, do czytelników, którym trzeba umieć przybliżać wiedzę naukową językiem popularnonaukowym, po części potocznym, bo odwołującym się także do osobistych doznań czy pozanaukowych lektur.

Tytuł książki niezwykle trafnie przypomina przesłanie Aleksandra Kamińskiego, by Polacy potrafili pięknie się różnić przy całej gamie odmienności postaw, cech, zachowań wszelkiego rodzaju. Łukaszewski nie zna myśli "Kamyka" sprzed kilkudziesięciu lat, ale tak to już bywa w naukach humanistycznych i społecznych, że kolejni uczeni wyważają otwarte przez innych drzwi. Psycholodzy czytają samych siebie, rozprawy psychologów, bo taką już mają ksobną naturę, by mądrze być podobnym w ramach własnej nauki, mimo iż w obrębie niej muszą się także różnić między sobą.

Autor zadedykował swoją książkę przyjaciołom i nieprzyjaciołom, co potwierdza stan pęknięcia także wśród uczonych aktywnych normatywnie i perswazyjnie wobec innych, tylko nie w stosunku do samych siebie. Z kart niniejszej publikacji odczytają myśli, przywołane konkluzje z badań naukowych, które wpisują się w naszą codzienność odsłaniając zarazem uczestniczenie w niekończących się sporach z powodu odmiennych przekonań, światopoglądów i osiągnięć lub porażek.

Możemy być wdzięczni emerytowanemu już - chociaż nadal aktywnemu dydaktycznie i ekspercko - profesorowi W. Łukaszewskiemu za to, że w wyniku rozmów, wielu "(...) spotkań i niekończących się debat o niezmierzonej nędzy życia i o szczególnych, choć rzadkich, uśmiechach losu" (s.9) postanowił podzielić się z nami swoimi przemyśleniami - jak pisze: (...) o sprawach, które wcześniej wolałem zachować w bezpiecznej bezmyślności" (tamże). Jakże to prawdziwa konstatacja, że dla wielu uczonych dzielność wypowiedzi pojawia się dopiero w okresie przejścia na emeryturę, kiedy już nikt i nic im nie zagraża w realizowaniu własnych zamierzeń naukowych.

Książka nie jest na szczęście nośnikiem potocznej refleksji, osobistymi pseudoreceptami na życie czy "rozwój osobisty", z jakimi spotykamy się w ostatnich latach na rynku wydawniczym. Księgarnie zapełnione są regałami z publikacjami, których autorzy chcą zapewnić czytelników o szczęściu, zdrowiu, pomyślności, sukcesach itp. w zasięgu ich ręki, o ile tylko kupią i przeczytają recepty na zgodne z nimi życie.

Łukaszewski nie moralizuje, nie poucza, nie formułuje wskazań i procedur, którym trzeba się poddać, by być mądrym i pięknie się różnić. Chciałby, że ją przeczytali politycy, studenci psychologii, ale i uczniowie szkół średnich wraz z ich nauczycielami. "Pragnąłbym, aby przeczytali ją ci, którzy myślą, że inni to nie są ludzie w pełnym tego słowa znaczeniu, oraz ci, którzy wiedzą, że tak nie jest. Bo i ci podobni do nas, i ci odmienni to też ludzie. Tacy sami jak my" (s.12).

Można przypuszczać, że autorowi zależy na naprawie stosunków międzyludzkich, chociaż sam w to nie wierzy, czemu daje wyraz explicite. Jest to przysłowiowe "rzucanie grochem o ścianę", gdyż karawana zaostrzających się z każdym miesiącem podziałów na tle różnic eksponowanych i określanych jako "brzydkie" przez tych, którzy są niemądrze podobni - idzie dalej.

Łukaszewski przywołuje konkluzje z badań psychologii społecznej, które w prawdzie nie są naukowymi prawami, tylko prawidłowościami, ale stanowią mocny punkt oparcia do zrozumienia humanum w społeczno-kulturowych, politycznych, ekonomicznych i biofizycznych uwarunkowaniach jego życia. Jak stwierdza:

"Różnić się pięknie to nie tylko dawać świadectwo przekonaniu, że drugi człowiek ma prawo być inny niż ja, a nawet mieć inne niż ja przekonania, to nie tylko akceptacja tej odmienności, lecz także dopuszczenie myśli, że on może mieć rację, a zarazem odrzucenie myśli, że przez swoją odmienność staje się a priori gorszy. Pod jednym wszakże warunkiem, że jego odmienność nie obraca się przeciwko innym ludziom".

Psycholog ma rację. Tego typu przeświadczenie nie ma zbyt wielkich szans na ucieleśnienie w kraju światopoglądowo (ideologicznie) sterowanej kontrrewolucji, w wyniku której żadne prawidłowości psychospołeczne nie są przedmiotem troski, szacunku czy uwagi. Wprost przeciwnie, przeszkadzają w utrwalaniu władzy i realizacji jej ideowo-politycznych, a w tle ekonomicznych interesów. Kiedy rządzący ogłaszają, że nie będzie w Polsce miejsca na wojnę kulturową, to znaczy, że właśnie ją prowadzą pod hasłem nieakceptowania inności, która dla nich a priori jest gorsza.

Nie oznacza to jednak, że w tej sytuacji nie warto czytać, wejść w psychologiczny przekaz wiedzy przeciwstawiającej się obsesyjnym uprzedzeniom, patologicznym przedrozumieniom, dehumanizacji, żeby lepiej rozpoznawać własne cechy rozumiane jako zbiory zachowań i określające je prawidłowości, unikać w komunikacji społecznej banałów i propagandowej manipulacji.

Mamy tu pochwałę różnorodności, która jest nie do zniesienia przez tych, którzy chcieliby likwidacji różnic i prawa do różnienia się w kwestiach aksjonormatywnych, ideologicznych. Nie da się przecież pogodzić wody z ogniem, jak prawicy z lewicą czy liberałami. "Tłumienie różnorodności, odcinanie się od niej jest sposobem na porządkowanie, drogą do redukcji entropii. Tak jest, o ile nie prowadzi do nadmiernej schematyzacji, bo wtedy staje się przesłanką konserwatyzmu, uporczywej obrony status quo i... dalszej schematyzacji" (s. 78).

Piękna narracja, mądra treść sprawiają, że książkę czyta się szybko i z dużą przyjemnością. Można bowiem dowiedzieć się z niej czegoś o tym, jakimi bywamy w różnych okolicznościach i jaki jest tego możliwy powód. Każdy z kilkudziesięciu rozdzialików zawiera w tytule tezę lub pytanie, zaś jej rozwinięcie czy odpowiedź na nie mieszczą się na 2-3 stronach, toteż - jak ktoś chce - może w spisie treści wyszukać interesującą go kwestię i tylko dla niej znaleźć psychologiczne wyjaśnienie, oczywiste oczywistości.

Ktoś, komu nie powiodło się z powodu własnej ignorancji, braku kompetencji będzie szukał sobie podobnych, by tym samym usprawiedliwić w oczach bliskich czy opinii publicznej, że nie jest kimś wyjątkowym. Przecież innym też się nie powiodło, a raczej też ktoś ich niesprawiedliwie osądził. Tak oto podobieństwo zakrywa różnice, by wtapiając się w sobie podobnych, zachować poczucie nieadekwatnej wartości. Ba, można w tworzeniu wspólnoty np. pseudonaukowców, a więc osób rzekomo pokrzywdzonych przez innych za sprawą próżniactwa społecznego i żerowania na nich, kreować wizerunek bycia kimś jednak innym niż w rzeczywistości.

Jak pisze ów psycholog, w rzeczywistości słaby, głupi udaje groźnego atakując tych, którzy są mądrzy, silni mocą swoich sukcesów, by tym samym samooszukiwać siebie i otoczenie, skoro go właściwie ocenili odsłaniając ignorancję czy niekompetencję. Mimetyzm jest właśnie taką formą maskowania się, by upodabniając się do tła przez tworzenie grup odniesienia, skrywać swój interesowny zabieg służący "(...) albo obronie albo podstępowi, albo jednemu i drugiemu. (...) Jest pewną formą nieintencjonalnego (lub - zdarza się - intencjonalnego) oszustwa - ukrycia się przed zagrożeniem, zmyleniem przeciwnika bądź formą zamaskowania własnych, niekoniecznie złożonych, intencji. Nieraz mimetyzm jest po prostu sposobem autoprezentacji wprowadzającej w błąd otoczenie społeczne" (s. 160).

Warto zatem czytać, by zrozumieć, skąd biorą się w naszym otoczeniu, w przestrzeni publicznej szalbiercy usiłujący ukryć własne wady depersonalizacją tych, których nie rozumieją, bo nie chcą lub nie są w stanie zrozumieć powodów ich działań oraz sukcesów. Ich na to po prostu nie stać, więc łatwiej jest stłuc termometr, który służył do pomiaru gorączki ich nikczemności, patrologicznych stanów itp. Nie tylko zatem psycholodzy nie radzą sobie najlepiej z dialektyką sprowadzając stany codziennego życia do wzajemnie wykluczających się stanów.

Łukaszewski kończy swoją książkę refleksją zachęcającą psychologów do tego, by zaczęli wreszcie myśleć dialektycznie. "Zamiast więc koncentrować się na tylko jednym członie kiepskiej alternatywy, warto uczyć się doceniania obu jej członów. Nie unikniemy wykryania różnic między ludźmi i następstw tych różnic, ale nie powinniśmy na tym poprzestawać. Konieczne wydaje się dołączenie do tego wykrywania podobieństw między ludźmi i konsekwencji, które za tym idą" (s. 199).

25 listopada 2019

Kiepskie perspektywy dla nauki i szkolnictwa wyższego


Minister Jarosław Gowin ogłosił główne kierunki polityki resortu w zakresie szkolnictwa wyższego i nauki. Zapewne nie zachwycą akademickiego środowiska. Nie ma tu w ogóle mowy o znaczącym wzroście nakładów na naukę i kadry naukowe. Może dlatego minister Gowin ucieka w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej od tej kwestii. Ba, dziennikarze nawet nie pytają, bo zdaje się, że pytać im o to nie wolno lub nie jest to dobrze widziane.

Tymczasem to finanse rozstrzygają o tym, jakie będzie młodzieży chowanie, skoro za priorytet uznaje szef resortu "wspieranie na uczelniach dydaktyki na wysokim poziomie". Nie bardzo rozumiem, jak można wspierać dydaktykę na wysokim poziomie, skoro władze resortu przeznaczają na tę funkcję szkół wyższych marne grosze. Ba, to polityka resortu sprawiła, że narzucony wskaźnik przyjęć młodzieży na studia pozbawia dostępu do najlepszych uczelni właśnie tych, o których minister rzekomo się troszczy.

Proszę zobaczyć, jak stawiane jest pytanie i jaka na nie pada odpowiedź:

PAP: A co z kolejnymi ustawami? Przygotowany jest już podobno projekt dotyczący ulg podatkowych dla osób, które studiują na uczelniach prywatnych. Czy ten projekt trafi pod obrady Sejmu?

Jarosław Gowin: - To wymaga decyzji na szczeblu koalicji rządowej. Można dalej nie dostrzegać, że część studentów jest krzywdząco traktowana, bo musi za studia płacić. W dodatku najczęściej jest to młodzież z mniejszych ośrodków, z gorzej sytuowanych rodzin. Osoby mniej zamożne płacą więc podwójnie: nie tylko za swoje studia, ale w dodatku z ich podatków – czy podatków ich rodziców – są finansowane studia zamożniejszej młodzieży wielkomiejskiej. Od wielu lat opowiadam się za likwidacją tej jaskrawej niesprawiedliwości, ale nie udało mi się jeszcze uzyskać sojuszników dla tego projektu.

Otóż minister powinien przyznać, że część polskiej młodzieży jest krzywdząco traktowana z powodu przymusu finansowania własnych studiów w wyższych szkołach prywatnych, gdyż rząd PiS od czterech lat karze finansowo uczelnie państwowe za przyjmowanie studentów w liczbie przekraczającej wskaźnik 1:13 (na jednego nauczyciela akademickiego: maks. 13 studentów). Tym samym to polityka tego rządu spycha w sferę niedostępności do akademickiego wykształcenia tych, którzy z racji wysokich limitów przyjęć nie mają żadnych szans na bezpłatne studia.

Twierdzenie, że jak jest mniej studiujących, to dydaktyka jest na wyższym poziomie, ośmiesza władze ministerstwa. To resort wykluczył z parametrów finansowania szkół wyższych jakość kształcenia studentów i kształcenia doktorantów, które nie są już przedmiotem ewaluacji.

Jarosław Gowin wprowadził jeszcze jeden czynnik degradujący jakość dydaktyki w państwowym szkolnictwie wyższym, bo że w prywatnym jest ona na jeszcze niższym poziomie z racji zlikwidowania minimów kadrowych (uczyć każdy może, trochę lepiej lub nawet gorzej), to już nie ulega wątpliwości. Tym czynnikiem jest zmiana rangi kształcenia.

Od ustawowej regulacji resortu nauki i szkolnictwa wyższego nowych zasad oceny parametrycznej - nie jednostek akademickich, ale dyscyplin naukowych - wiadomo, że dydaktyka nie może być priorytetem czy znaczącą troską nauczycieli akademickich, gdyż ci, żeby mogli w ogóle pracować w uczelniach państwowych muszą zdynamizować własne badania naukowe, aplikować o środki zewnętrzne (a nie uczelniane) na projekty badawcze i publikować w periodykach oraz wydawnictwach listy MNiSW.

Tym samym, żeby przetrwać, nawet z najlepszą wolą zatroszczenia się o studentów, najpierw muszą zapewnić sobie miejsce pracy naukowo-badawczej. Nie dość, że marnie zarabiają, to jeszcze muszą żebrać o niedostępne dla nawet bardzo dobrych wniosków środki w ramach konkursów NCN, gdyż tam są one także ograniczone. Co zatem czynią władze wielu uczelni państwowych? Przyznaje się do wiedzy na temat tej manipulacji, a będącej wynikiem polityki władzy, minister J. Gowin odpowiadając na pytanie dziennikarza PAP:

PAP: Co państwo chcą zrobić, aby poprawić jakość dydaktyki na uczelniach?

J.G.: Szansa, którą przewidzieliśmy w Konstytucji dla Nauki – nowa ścieżka dydaktyczna, nie została przez środowisko wykorzystana. Na żadnej uczelni nie podjęto przemyślanej próby otwarcia przed wybitnymi dydaktykami nowych perspektyw. Obserwujemy za to zjawisko jednoznacznie negatywne – przesuwanie na etaty dydaktyczne słabych naukowców. Przestrzegam, że ministerstwo nie zamierza biernie się temu przyglądać! W najbliższych miesiącach na pewno będziemy zastanawiali się nad rozwiązaniami, które zachęcą do tego, by ścieżkę dydaktyczną w dobrym tego słowa znaczeniu otwierać. A jeżeli będzie trwało to zjawisko przesuwania na stanowiska dydaktyczne osób, które nie powinny na uczelni pracować, wprowadzimy zmianę w algorytmie finansowym. A to sprawi, że tego typu praktyki będą dla uczelni nieopłacalne.


To w końcu, jakie praktyki w uczelniach są opłacalne? Co minister rozumie, przez opłacalność i dlaczego nie docieka rzeczywistych powodów warunkowania przez resort demoralizacji akademickiej?

24 listopada 2019

Tym razem zastrajkują uczniowie


W dn. 29 listopada 2019 r. miliony uczniów na całym świecie nie pójdą do szkoły podejmując strajk dla klimatu. Uczniowski strajk rozpocznie się o godz. 12.00 w Łodzi na pl. Wolności, ale także odbędzie się tego dnia w 23 innych miastach Polski. Jak piszą w swoim komunikacie organizatorzy koordynatorzy tej akcji:

"Strajk dla klimatu odbędzie się tuż przed globalnym szczytem ONZ, na którym przywódcy z całego świata, także z Polski, będą pracować nad wdrożeniem paryskiego porozumienia klimatycznego. Polska do tej pory blokowała ambitne plany Unii Europejskiej, ale teraz jest pod dużą międzynarodową presją. Niech głos strajkujących na ulicach polskich miast sprawi, że szala przechyli się na naszą stronę!

Na naszych oczach dzieje się historia. Niespełna rok temu na szczycie klimatycznym w Katowicach zastrajkowała pierwsza grupa polskiej młodzieży. Dziś młodzieżowego strajku klimatycznego słuchają politycy, a strajki na całym świecie gromadzą miliony. Nie stójmy z boku w tak ważnej chwili. Dołącz 29 listopada do wielkiego strajku klimatycznego w Łodzi lub w jednym z ponad 23 miast Polski. Udostępnij link do wydarzenia i zaproś znajomych:

Kliknij, dołącz i udostępnij!

Nasz ruch od wielu lat stoi na czele walki o ochronę klimatu – czasem jednak trzeba pójść za przykładem innych. Ta młodzież, która sama się organizuje, by walczyć o naszą wspólną przyszłość, daje nam wielką lekcję odwagi moralnej i determinacji. Poprzyjmy ich strajk klimatyczny siłą całego naszego ruchu!

Z podziwem i nadzieją,
Martyna i Marek wraz z całym zespołem Avaaz"


Więcej o:
* Katastrofa klimatyczna zabija - alarmują naukowcy w „Lancecie”

* 11 tysięcy naukowców ostrzega przed „cierpieniem nie do opisania”. Piszą, jak uratować naszą przyszłość

* Polityka: Polska blokuje unijne porozumienie ws. klimatu. Co to oznacza?

* Młodzieżowy strajk klimatyczny 20 września 2019. Od Australii po USA.