18 września 2019

"Kwieciński. Ostatnie seminarium czwartkowe"


Prof. Aleksander Nalaskowski przygotował i wydał na X Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny w Warszawie (18-20.09.2019) książeczkę, która jest zbiorem jego czterech rozmów z Honorowym Przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego - prof.dr hab. Zbigniewem Kwiecińskim, dr.h.c multi i członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Nauk. Publikację p.t. "Kwieciński. Ostatnie seminarium czwartkowe" wydała Oficyna Wydawnicza "Impuls" w Krakowie.

Niewątpliwie prowadzący wywiad profesor pedagogiki chciał w tej postaci przybliżyć twórcę polskich zjazdów pedagogicznych, ich genezę, źródła, okoliczności zaistnienia, ale także wydobyć - w trakcie bardzo osobistego dialogu - okruchy akademickich wspomnień, wielostronne spojrzenie na pedagogikę, drogę rozwoju akademickiej kariery oraz włączania w nią młodych badaczy. W każdej z rozmów znajdziemy odniesienia do osobistego i rodzinnego życia interlokutora.

Niestety, na skutek jurydyzacji (penalizacj) akademickiej wolności, której przejawem stała się - bulwersująca część elit naukowych - decyzja Rektora UMK o zawieszeniu w pracy zawodowej na uczelni A. Nalaskowskiego na 3 miesiące - nie będzie mu dany udział w Zjeździe. Paradoksem tej sytuacji jest fakt, że niniejsza książka została wydana dzięki sfinansowaniu jej z funduszy Rektora UMK na rozwój dyscypliny nauk pedagogicznych.

Profesor Nalaskowski nie mógł przewidzieć, że będzie to także dla niego "ostatnie spotkanie czwartkowe". Polecam Jego Magnificencji te książeczkę, by poznał nie tylko "swojego", a przez niego wykluczonego profesora zwyczajnego UMK, ale i zrozumiał, jak wielki popełnił błąd zawieszając Go w akademickiej pracy.

Otrzymaliśmy w darze osobistego zobowiązania i poczucia wdzięczności dla Mistrza niezwykle interesującą odsłonę obu Osobowości w perspektywie długiego trwania. Jak pisze pisze A. Nalaskowski w "Inwokacji":

"W sytuacji gdy konferencje naukowe stają się maszynką do siekania informacji na kwadransowe wystąpienia, kiedy mówcom w dowolnym momencie się przerywa, bo jakiś "czas minął", gdy tzw. dyskusja nie jest żadną dyskusją, ale serią indywidualnych popisów, gdy tożsamość pedagogiki została roztrzaskana na idiotycznie małe kawałki, z których większość nie ma nic wspólnego z pedagogiką, gdy przestało być ważne, co publikujemy, na rzecz tego gdzie publikujemy, gdy myśl naprawie polskiej oświaty nie wypływa ze środowiska pedagogów akademickich, których wiedza o realnych obszarach zmian koniecznych w polskiej edukacji jest niekiedy znacznie mniejsza niż wiejskiego nauczyciela - w tej sytuacji, póki jeszcze można, trzeba wracać do źródeł. Byłoby głupotą nie przyjść do źródła, które bije tuż obok" (s.5).

Obrażeni na - lub urażeni przez - toruńskich pedagogów nie sięgną po te wywiady, podobnie jak zapewne Rzecznik Dyscyplinarny UMK, bo zaburzyłoby to skrzywienie ich mysłowości (określenie za: B. Trentowski) oraz uniemożliwiło sianie ideologiczno-demagogicznej postawy wobec jednego lub obu profesorów. Na Zjeździe stawią się ci, którzy z pasją i metodologiczną kompetencją dociekają prawdy, ale także osoby traktujące uniwersytet jako miejsce pracy bez poszanowania i wkładu w jego dostojeństwo, zaburzeni w patologicznej samowiedzy i samoakceptacji, zdeformowani przez nędzę swoich mikrośrodowisk wraz z ich przełożonymi, sfrustrowani, niepewni, niedouczeni, brzydzący się odmiennym od własnego światopoglądem, publicystyczni intryganci, ale także otwarci na wiedzę oraz unikający manipulacji, intryg czy cwaniactwa adepci nauk o wychowaniu, idealiści, marzyciele i "żeglujący" pośród tysięcy stron rozpraw naukowych.

Profesor Z. Kwieciński zapytany o to, czy potrafiłby napisać książkę o tym, jak dobrać sobie doktorantów stwierdził, że raczej wolałby napisać o tym, jakich nie przyjmować (s. 82-83). Pokazuje cząstkę własnego warsztatu badawczego, powody zainteresowań określonymi zjawiskami pedagogicznymi/kulturowymi, sposoby odkrywania kluczowych dla edukacji problemów oraz możliwości ich rozwiązywania.Obu - tak prof. A., Nalaskowskiego, jak i Z. Kwiecińskiego (...) łączy szczególne umiłowanie pedagogiki jako nauki i umiłowanie Polski. Obaj służą Polsce i nauce, a chociaż różnią się światopoglądowo, to jak pisze A. Nalaskowski: Profesor nigdy nie brzydził się moim konserwatyzmem czy prawicowością, zawsze pomagał w rozwiązywaniu trudnych problemów naukowych i czułem, że mnie szanuje(s.6).

Nie zdradzam treści tego wywiadu, który przecież nie ma naukowego charakteru. Nie jest to ani wywiad narracyjny, ani żaden inny, z jakimi spotykamy się w metodologii nauk społecznych. Nie jest to także wywiad dziennikarski. Mamy tu do czynienia z nieustrukturyzowaną rozmową dwóch profesorów o sprawach, które bardziej interesowały A. Nalaskowskiego, by być może przybliżyć postać Z. Kwiecińskiego czytelnikom, ale i poniekąd samego inicjatora tych rozmów.

Obaj rozmawiają o sobie, sobą i dla siebie nie przejmując się stylistyką, chronologią przywoływanych wydarzeń czy doznań. Jest to w pewnym stopniu rodzaj "spowiedzi" z okruchów życia, które pozostawiły trwały ślad u rozmówców. Autobiograficzne narracje stają się swoistego rodzaju adresem do młodego pokolenia, które i tak pójdzie "swoją drogą".

Są to także zapiski adresowane do tych, którzy mieli przyjemność, zaszczyt lub coś wręcz odwrotnego w obcowaniu czy spotkaniach z obu profesorami. Wówczas może to uruchomić szereg pobocznych narracji, których celem stanie się dopełnienie lub zaprzeczenie przywoływanym w rozmowie faktom i ich interpretacjom. Samo życie.

Na marginesie: profesor psychologii w Clark University Carl Murchison opublikował w 1930 r. w Londynie -"A History of Psychology in Autobiography. Wśród piętnastu psychologów odnajdziemy także tego, który wpisał się w rozwój pedagogiki, a mianowicie Szwajcara Édouarda Claparède. Mam nadzieję, że skromnych rozmiarów i treści książka A. Nalaskowskiego wywoła rezonans wśród naukowców zajmujących się biografistyką pedagogiczną.

Na badania w zakresie biografistyki pedagogicznej wniosek mojego zespołu badawczego nie został zakwalifikowany do finansowania przez NCN. Jeden recenzent dał 10 pkt. a drugi 3, przy czym ten ostatni tylko dlatego, że wolałby, abyśmy badali młodych uczonych, a nie "starych". Jak już pisałem o tym kilka miesięcy temu, wnioskujący nie mają możliwości odwołania się od niemerytorycznej treści recenzji. Mistrzowie, z którymi chcieliśmy prowadzić pogłębione wywiady narracyjne już odeszli zabierając ze sobą to, czego nie zdążyli zapisać i opublikować. Minister J. Gowin zapowiada, że w następnej kadencji w NCN niektóre projekty będą miały pozanaukowy prymat, skoro o ich rzekomej wartości ma rozstrzygać "racja stanu".



17 września 2019

Szukajcie patologii u siebie, a nie w felietonach uczonych


Oto kilka wydarzeń, które mnie bardziej bulwersują, niż to, kto i jakim językiem opisuje rzeczywistość w swoich felietonach, w sieci itd. Ci, którzy tak ostro krytykują publicystyczną aktywność niektórych uczonych sami są hipokrytami, gdyż na Facebooku czy Twitterze od dłuższego czasu prowadzą swoją równie ideologiczną wojnę z opozycją lub władzą polityczną. Jedni, bo są jawnymi lub skrytymi afirmantami określonej formacji politycznej w kraju, inni, bo mają wśród bliskich kandydatów do Sejmu, Senatu, a wcześniej do samorządu terytorialnego. Byłoby zatem lepiej, gdyby najpierw przyjrzeli się "belce" we własnym oku.

W niemalże ostatniej chwili dociera do mnie wiadomość, że decyzji o zawieszeniu w czynnościach akademickich prof. dr. hab. Aleksandra Nalaskowskiego nie podjął i nie podpisał Rektor UMK, ale jeden z prorektorów. Jeśli to jest prawda, to mamy do czynienia z poważnym naruszeniem prawa, bowiem to uprawnienie nie przysługuje prorektorowi. W obowiązującej Ustawie, w art 302 jest mowa o rektorze, a zatem ... ? Czy rzeczywiście mamy tu do czynienia z troską o Uniwersytet czy może wykorzystaniem zdarzenia do walki przedwyborczej?

Mamy paliwo do podgrzewania temperatury politycznej w kraju, która jest naprawdę groźna dla uniwersytetów, dla wolności nauki i wolności słowa. Zastosowana wobec wybitnego Uczonego sankcja, która nie odnosi się do pracy Profesora A. Nalaskowskiego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika, jest nie tylko pogwałceniem powyższych praw, ale służy tak prawicy, jak i lewicy do manipulacji opinią publiczną.

Absolutnie niedopuszczalny jest komentarz Jacka Karnowskiego, który wprowadza społeczeństwo w błąd twierdząc, że:

- (...) dla lewicy marksistowskiej kluczem do zdobycia władzy były wpływy w środowiskach robotniczych, o tyle dla lewicy neomarksistowskiej podstawową bazą są uniwersytety, czego rzekomym przejawem ma być niedopuszczanie do studiów doktoranckich młodych ludzi o konserwatywnym światopoglądzie. Większej bzdury nie słyszałem. Myśl prawicowa , podobnie jak lewicowa i liberalna mają się na uniwersytetach znakomicie, o czym dobitnie świadczą monografie i czasopisma naukowe oraz tematy podejmowanych dysertacji doktorskich, a nawet habilitacyjnych. Niech no pan J. Karnowski zejdzie z pola fałszowania akademickiej rzeczywistości, bo tytuł jego felietonu jest skandaliczny: "Jeśli prawica nie odbije choćby kawałka Uniwersytetu, to wcześniej czy później czeka ją klęska, a Polskę koniec marzeń o wyspie wolności".

A może jest to zapowiedź światopoglądowych czystek na uniwersytetach jak PiS wygra wybory? Chyba ten pan nie wie, czym jest wolność w nauce i na uniwersytetach. Dobrze, że nie jest profesorem UMK, ale z takimi poglądami to miałby problem z doktoratem.

Oczekuję na wynik wszczętego postępowania dyscyplinarnego wobec rektora PPWSZ w Nowym Targu na wniosek ministra Jarosława Gowina - docenta po Katolickim Uniwersytecie w Rużomberoku - ks. dr. hab. Stanisława Gulaka, któremu dziennikarka śledcza udokumentowała dopuszczenie się plagiatu pracy doktorskiej w swojej pracy habilitacyjnej na Słowacji. Ksiądz, prowadzący zajęcia z etyki, jak wykazuje to dziennikarka "Tygodnika Podhalańskiego" - zamieścił w swojej rozprawie naukowej fragmenty dwóch prac licencjackich studentek PWSZ w Nowym Targu. Ks. rektor „domaga się sprostowania i przeprosin”, a dziennikarka Beata Zalot zostaje oskarżona przez niego w sprawie rzekomego uporczywego nękania.

Nie pierwszy to przypadek, kiedy udokumentowana patologia staje się powodem do atakowania tych, którzy to wykryli. W środowisku akademickim mamy osoby o podobnej postawie. Własną patologię, pseudonaukowość usiłują ukryć kierowaniem oskarżeń wobec tych, którzy ją odsłaniają.

W jednej z uczelni technicznych prowadzone jest postępowanie w sprawie nadania tytułu naukowego profesora osobie, która na Słowacji uzyskała tytuł docenta. Kandydat do tytułu przeprowadził "habilitację" u południowych sąsiadów na podstawie obronionej wcześniej w kraju dysertacji doktorskiej. Kto to sprawdzi na Słowacji? Nikogo to tam nie interesuje. W ten sposób kręcił się akademicko-turystyczny biznes. Kandydat do tytułu naukowego profesora nie przedkłada radzie jednostki ani opublikowanej habilitacji, bo nigdy nie była wydana (!), ani też nie ma skrupułów w tym zakresie, skoro uważa, że profesura mu się po prostu należy.

Minister Jarosław Gowin nie raczy odpowiedzieć w terminie administracyjnym na skargę Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN w sprawie skandalicznego wykazu punktowanych czasopism naukowych, w którym Komisja Ewaluacji Naukowej totalnie zlekceważyła ocenę jakościową i rekomendację ekspertów poszczególnych dyscyplin w naukach humanistycznych i społecznych. Nie widzę głosów oburzenia ani po stronie prawicy, ani po stronie lewicy, bo jest przyzwolenie w tym resorcie na niszczenie polskiej nauki, jej tradycji i osiągnięć.

Polecam najnowszy tomik poezji Krzysztofa Kościelskiego p.t. Kościelski ego" (Warszawa: 2019). Jest tam wierszyk "Wypory":


"Idą wypory
I śmieci płyną do góry
Z dna żybury.

Idą wapory
I z nor wyzierają zmory,
Plotąc bzdury.

Idą wybory
I znowu z każdej dziury
Wyłażą szczury
" (s. 110)



(fot. Logo promocji studiów na Wydziale Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego)

16 września 2019

Koleje losu



Czekam na dworcu kolejowym. Jest 23.04. Z głośnika dochodzi komunikat: "Pociąg Intercity Doker odjedzie z toru 2 przy peronie 3". Rzucam okiem na tablicę ogłoszeń po rzekomym przyjeździe tego pociągu na stację Łódź Widzew. Pociąg widmo. Przecież jeszcze nie przyjechał, a już zapowiedziano jego odjazd.

To jak z polityką w okresie przed wyborami do Sejmu. Jeszcze nie były wylosowane numery komitetów wyborczych, a już w sierpniu niektórzy posłowie PiS podawali na swoich plakatach właściwy numer.

Podobnie jest z postępowaniami habilitacyjnymi. Jeszcze Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów nie wyznaczyła składu komisji habilitacyjnej czy też ta jeszcze nie obradowała, a niektórzy już komunikują wynik swojego postępowania (pozytywny lub negatywny). Jasnowidztwo?