28 października 2018

Aksjologiczne konteksty wychowania i resocjalizacji

Pod takim przewodnim tytułem pracowała w czasie Ogólnopolskiej Konferencji UMCS w Lublinie jedna z sekcji. Drugiego dnia obrad mogłem posłuchać referatów, których zapowiedź w programie wzbudziła moje zainteresowanie. Przywołam najważniejsze tezy, które były przedmiotem prezentacji i analiz, gdyż dobrze ilustrują stan naukowych aporii:

1. prof. Mirosław J. Szymański z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie wyszedł od fundamentalnej dla pedagogiki przesłanki, że nie ma wychowania bez wartości, bez celów. Pedagog musi wiedzieć, kogo i dokąd prowadzi. W szkołach jednak nadal liczy się bardziej wymiar dydaktyczny, aniżeli wychowawczy.

Jest to o tyle istotne, że od ponad 29 lat nie prowadzi się w Polsce znaczących badań z teleologii wychowania. Owszem, mają miejsce analizy celów kształcenia, ale wychowania? - Nie. Dziękujemy. O tym znowu decyduje podporządkowane partii władzy - Ministerstwo Edukacji Narodowej. Dlatego jest tak źle z wychowaniem, gdyż winnych jego zaniedbań , dysfunkcji i patologii nie ma wśród podmiotów polityki oświatowej. Łatwiej rządzącym jest kierować się w ocenie rzekomych reform na wynikach osiągnięć szkolnych mierzonych miejscem w rankingach międzynarodowych pomiarów OECD czy egzaminów zewnętrznych. To zwalnia wszystkich z odpowiedzialności za (byle-)jakość edukacji.

2. ks. prof. Marian Nowak z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie w swoim referacie pt. "Nurty i systemy współczesnego wychowania a system ich współdziałania w wychowaniu człowieka" zwrócił uwagę na to, że współczesna myśl pedagogiczna, która jest obecna w rozprawach uczonych podejmujących badania systemowe , stanowi bogactwo kapitału pedagogicznego do wykorzystania także w praktyce pedagogicznej. Nie otwieramy się na pełną moc prądów i nurtów wychowania, które mogą współwystępować i wzajemnie się wspierać, wchodzić ze sobą we wzajemne relacje, często także wzajemne kontestowanie niektórych z ich przesłanek.

Współczesne nurty systemów wychowawczych stanowią pewien odcinek czasu - jak ujmował to w swoim studium Bogdan Nawroczyński – będąc wyzwaniem dla pedagogów poszukujących adekwatnych teorii do ich środowisk wychowawczych. Podobnie jak dla ks. Mieczysława Gogacza filozofia współczesna nie jest filozofią istnienia, ale raczej filozofią myśli, tak i pedagodzy bardziej koncentrują się na wewnętrznej strukturze myśli, aniżeli jej zaistnieniu w praktyce. Tym samym są one zawsze niepełne w stosunku do aktu wychowawczego. Nie mówią o specyfice wychowania, gdyż nie mogą uwzględniać szczegółów z nim związanych. Należy zatem każdą z koncepcji, każdy z systemów czy teorii wychowania traktować jako hipotezy robocze, które weryfikować powinna praktyka. Po co zatem zwalczać się wzajemnie w ramach określonych kierunków, skoro lepiej jest być otwartym na inność, by dostrzec, co w niej jest wspólne, a co pozytywne.

3. dr hab. Alina Wróbel prof. UŁ skupiła uwagę na współczesnych zwrotach metodologicznych i ich znaczeniu dla praktyki badawczej, która dotyczy wychowania. Postawiła pytanie: Jakie znaczenie dla praktyki wychowania mają praktyki badawcze w innych naukach? Czyż nie jest tak, że w pedagogice, podobnie jak w innych naukach społecznych i humanistycznych wspólnym kryterium badań jest ciągłość i zmiana? Kulturowo uregulowana praktyka badawcza sprzyja dociekaniu uwarunkowań procesu wychowania, jego skuteczności, ale tez istotna jest samoświadomość metodologiczna badaczy. Referująca przywołała analizy Mieczysława Łobockiego relacji między teorią a praktyką, potrzebę badania kategorii pedagogicznych oraz formułowania nowych pytań dotyczących wychowania.



4. Ks.dr Marek Jeziorański dokonał znakomitej analizy pojęcia "współczesność" jako kategorii teleologicznej w kontekście relacji wychowawczych. Przyjmując za socjolog Elżbietą Tarkowską trzy z ośmiu wariantów orientacji temporalnych (przeszłość-teraźniejszość, przyszłość), które odnosząc do ideologicznych źródeł ich stanowienia można wartościować jako pozytywnie lub negatywne, wykazał jak rzutują one na podejście do wychowania w naszym kraju.

4.1. Orientacja perenialistyczna: Tam, gdzie punktem wyjścia do wychowania jest przeszłość, mamy do czynienia z orientacją retrospektywną w wychowani. Nie są w nim istotne ani teraźniejszość, ani przyszłość. Takie podejście jest charakterystyczne w ruchach społecznych skrajnego konserwatyzmu. Przeszłość jest ciągłym kryterium odniesienia. W centrum jest pedagogika perenialistyczna, w której najważniejsze zasady wychowania są budowane na tym, co jest niezmienne, ponadczasowe, trwałe. Odrzuca się wszystko to, co nie pasuje w rzeczywistości do obowiązującego kanonu i wartości. Teraźniejszość jest jedynie emanacją przeszłości. Nauczycieli interesują znaki tego, co już było. Wychowanie staje się permanentną ucieczką w przeszłość. Celem tego procesu jest wymuszanie posłuszeństwa.

4.2. Orientacja prezentystyczna w wychowaniu wynika z absolutyzacji teraźniejszości przy negacji przeszłości i przyszłości. Wychowankowie mają żyć chwilą, tym , co się dzieje "tu i teraz". Nic dziwnego, że wynikiem takiego podejścia jest hedonizm, koniunkturalizm, aktywność osoby zorientowana na doraźne korzyści, swobodę i spontaniczność w działaniu. Pedagog koncentruje się na tym, co jest aktualne, natychmiastowe, dotykalne, konkretne, odczuwalne. Ważna jest szybka i konkretna realizacja czyichś zamiarów. Nie interesuje się ani przeszłością, ani skutkami uruchamianych przez siebie procesów. Oddziaływanie cechuje obojętność i rezygnacja z myślenia, bezkrytyczna akceptacja rzeczywistości.

4.3. Orientacja prospektywna koncentruje uwagę pedagoga na przyszłości, dostrzeganiu pożądanych celów, a nie tylko możliwości ich realizacji. Realne jest to, co możliwe w perspektywie długiej drogi realizacji celów bez koniecznej weryfikacji stopnia ich realizacji. Tę orientację możemy odczytać w pedagogice Stefana Kunowskiego, dla którego dobro rozwojowe człowieka jest nastawione na przyszłość, na życie zgodnie z tymi wartościami, których nie ma i być może nie będą. To jest wychowanie pragmatyczne, niezależne od kontekstu doczesności.

Możemy zastanowić się nad tym, która z tych orientacji jest w tej chwili wdrażana w życie w ramach "dobrej zmiany", a które z nich były realizowane wczęsniej oraz jakie są tego skutki.
5. Dr Kazimierz Czerwiński z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy podjął w swoim referacie kwestię dobra wspólnego jako pojęcia wyrastającego z umowy społecznej. Istotnie, była ona fundamentem dla rewolucji I fali "Solidarności" w Polsce w latach 1980-1993, ale z każdym kolejnym rokiem stawała się ideą niepożądaną dla pazernych na własne korzyści członków partii władzy - od lewa do prawa. Obywatelskość, moralność rynku, moralne zaangażowanie, sprawiedliwość społeczna są już mało znaczącymi wartościami, gdyż ich realizacja w życiu i sferze publicznej wymaga poświęcenia, ofiarności, bezinteresowności.

Bydgoski politolog mówił o tym, że idea dobra wspólnego jest nieobecną w pedagogice kategorią, co nie jest prawdą. Sam skupił się na braku współpracy i podejrzliwości w relacjach między organizacjami pozarządowymi a władzami państwowymi oraz na braku komunikacji dialogowej między nimi. Jego zdaniem nauczyciele nie są sprawcami zmian w naszym społeczeństwie.

6. Ks. dr hab. Kazimierz Pierzchała prof. KUL przybliżył nam dane na temat resocjalizacji w Polsce. Służba więzienna w 157 jednostkach penitencjarnych, na które składa się 87 zakładów karnych i 70 aresztów śledczych, obejmuje 15 okręgów w całym kraju. W Sanoku powstaje najnowocześniejszy zakład penitencjarny. Świadczy to o planach władzy wobec narastającej przestępczości. Jest w nich osadzonych ok. 88 tys. osób skazanych i tymczasowo aresztowanych. Pilnuje ich 27,5 tys. funkcjonariuszy oraz 19 tys. pracowników cywilnych (wśród nich 1200 kobiet).
Istotną rolę w resocjalizacji spełniają kapelani więzienni. Tę posługę duszpasterską realizuje 191 kapelanów (w tym 87 etatowo). Mamy w powyższych jednostkach 149 kaplic więziennych, w tym 73 kaplice ekumeniczne. Każda z nich funkcjonuje na zasadzie parafii. O tym, jak humanizowana jest resocjalizacja świadczy chociażby to, że dla kobiet rodzących dzieci, a skazanych za czyny karalne, są dwa specyficzne więzienia: w Grudziądzu, gdzie jest izba porodowa i oddział położniczy (matki mogą tu być razem z noworodkiem do jego 6 miesiąca życia) i w Krzywańcu, gdzie mogą przebywać matki z małymi dziećmi (do 3–4 r.ż. dziecka).

Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w zakładach karnych przebywa ok. 4 tys. mężczyzn z wyrokiem 25 lat pozbawienia wolności. Prof. KUL przywołał wypowiedź Jana Pawła II z 1991 r., który spotkał się w trakcie swojej pielgrzymki do Polski z więźniami: „Jesteście skazani, ale nie potępieni". Na tym przesłaniu prof. Marek Konopczyński stworzył polską szkołę pedagogiki pozytywnej resocjalizacji.





27 października 2018

Interdyscyplinarne konteksty współczesnej pedagogiki i psychologii oraz zanikania akademickiego etosu


Wydział Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie obchodzi jubileusz 45-lecia, toteż z tej okazji zorganizował w dniach 25-26 października 2018 r. ogólnopolską konferencję naukową pn. "Interdyscyplinarne konteksty współczesnej pedagogiki i psychologii".

Jest to cykliczna konferencja, którą zapoczątkował b. dziekan tego Wydziału - prof. dr hab. Ryszard Bera, a w tej kadencji kontynuuje ją prof. dr hab. Janusz Kirenko zapraszając do wspólnej debaty naukowej przedstawicieli akademickich ośrodków pedagogicznych z Polski oraz psychologów, by w ramach dyskursu naukowego dokonać analizy współczesnych problemów pedagogiki i psychologii w wymiarze teoretycznym i praktycznym.

Moje wystąpienie dotyczyło zanikania etosu pracy naukowej wśród części samodzielnych pracowników naukowych, którzy zamiast być wzorem dla swoich młodszych koleżanek i kolegów, wćwiczają ich w pozoranctwie, w cwaniactwie, pseudonaukowej produkcji nikomu niepotrzebnych tekstów czy przyznawaniu stopni naukowych takim właśnie postaciom. Kłamstwo i korupcja stają się zjawiskami przenikającymi do renomowanych w kraju jednostek akademickich. Trzeba dostrzec stan zapalny organizmu naszego środowiska, by przestać go tolerować, zaleczać na krótką chwilę paralekami, gdyż wraz z najbliższą oceną parametryczną pedagogiki jako dyscypliny naukowej, per analogiam do pacjenta, może okazać się ona niezdolną do dalszego życia.

Z metodologicznego punktu widzenia nauki humanistyczne i społeczne w XXI wieku stają przed tym samym dylematem uzasadnienia własnej naukowości nie tyle w sensie historycznym, administracyjno-prawnym, społecznym, instytucjonalnym, ale właśnie metodologicznym. Chodzi bowiem o imperatyw spełnienia metodologicznych kryteriów odpowiadających współczesnym naukom społecznym i humanistycznym, które bezapelacyjnie różnią się od nauk przyrodniczych, technicznych czy ścisłych typu science nie mając szans na osiągnięcie ich naukowego statusu.

To, co pedagogikę zbliża do nauk medycznych, technicznych czy innych nauk społecznych, to jej aplikacyjny charakter orientujący jej dokonania na szeroko pojmowaną praktykę pedagogiczną, edukacyjną, wychowawczą, służącą bezpośrednio lub pośrednio ludziom, bez względu na ich wiek i inne cechy instrumentalne czy kulturowe. Nasza dyscyplina ma służyć praktyce, ale też powinna wykraczać poza potoczną wiedzę o wychowaniu i kształceniu oraz tworzyć dzięki prowadzonym badaniom empirycznym odpowiednio ugruntowaną wiedzę, która może, ale nie musi mieć praktycznego zastosowania. Ważne jest, by pozwoliła na opis i wyjaśnienie zjawisk, zdarzeń czy procesów, które nie są dostrzegane przez laika, ale pozwalają je części z nich zrozumieć, zaś uczonym projektować kolejne badania.

Rządzący, którym zależy na wykorzystaniu pedagogiki czy innej nauki społecznej do sterowania społeczeństwem, manipulowania nim dla realizacji własnych interesów politycznych i ideologicznych, nauka jest podporządkowana ideologii partii władzy (np. ekonomicznie), stapiana z jedynie słuszną ideologią „ludzi lepszego sortu”. Spełnianie funkcji aksjonormatywnej przez naukę równoznaczne jest z jej uprawianiem kiedy odbywa się w formie ideologicznej.

Właśnie dlatego niektórzy uczeni wpisując się w tak rozumianą naukę podejmują się funkcji w rządzie, by zamiast dociekać prawdy i ją odkrywać - głosić ideologiczną prawdę i indoktrynować zgodnie z nią społeczeństwo, poczynając od dzieci i młodzieży a na ich rodzicach i członkach rodzin kończąc. Spełnianie funkcji ideologicznej nie może jednak być uznane za uprawianie nauki. Szczytem naukowości mogło być jedynie w oficjalnej nauce państw o charakterze totalitarnym, w istocie rzeczy tożsamej z ideologią.

Ideologicznej funkcji nauki nie można utożsamiać z jej aksjologicznymi uwarunkowaniami, które nie muszą i nie powinny stać na przeszkodzie praktykowania właściwych jej tradycyjnych cnót epistemicznych
(H. Izdebski, Ile nauki w nauce, Warszawa 2018, s. 96-97). Szczególnie narażone są na ingerencję rządzących nauki społeczne i humanistyczne, jeśli przyjmowane przez badaczy stanowisko jest sprzeczne z interesem sprawującej władzy zorientowanej populistycznie, a zatem odrzucającej wyniki badań naukowych kwestionujących zasadność podejmowanych reform czy zmian w regulacjach prawnych. To również może stać się punktem odniesienia dla niektórych naukowców, którzy w celu przyspieszenia swojej kariery będą kwestionować stanowisko starszych kolegów z powodów w istocie pozanaukowych (…). (Izdebski, s. 122).

Z analizy postępowań habilitacyjnych w kraju w dyscyplinie pedagogika wynika, że poziom nauki w nauce jest coraz mniejszy nie dlatego, że:

1) akademicy nie mają dostępu do literatury z metodologii badań społecznych, albo

2) z powodu niewiedzy, czy(-m) jest pedagogika jako nauka, czy

3) brakuje im wiedzy,

ale z braku samokształceniowego wysiłku, samoświadomości metodologicznej, skoro popełniają kardynalne błędy we własnych badaniach naukowych. Trudno zatem, by nie skutkowało to pedagogicznym „zakalcem”, skoro niektóre składniki były nieświeże, źle dobrane albo/i wykorzystane w niewłaściwych proporcjach czy wymieszane w złej kolejności.

Z niepokojem postrzegam studenckie błędy w procedurach badawczych, w konceptualizacji badań czy w sposobie ich realizacji oraz omawiania u osób, które już uzyskały stopień naukowy doktora habilitowanego nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika, a nawet tytuł naukowy profesora. Ośmieszają w ten sposób nie tylko siebie, ale i kompromitują naszą dyscyplinę oraz reprezentowane przez siebie jednostki akademickie. Niektórzy mają podwójne oblicze: od studentów wymagają znajomości metodologii badań, ale sami jej nie stosują w swoich badaniach, a tym bardziej, kiedy oceniają cudze.



Interesujące było m.in. wystąpienie prof. Jerzego Nikitorowicza, który mówił o hybrydowej tożsamości kulturowej osób, które coraz częściej doświadczają w naszym kraju sytuacji wykluczania. Czy istnieje otwartość na obcość? Czy może manipuluje się odmiennością kulturową i narodową dla realizacji celów ideologicznych władzy? Profesor przywołał postać m.in. Ludwika Zamenhofa, Aloszy Awdiejewa, Janusza Korczaka czy Czesława Miłosza jako osób o hybrydalnej tożsamości. Cytował ich wypowiedzi na temat poczucia własnej narodowości i swoistego rodzaju bycia POMIĘDZY.

Osoby o tego typu osobowości mają dylemat, w jakim zakresie pozostając w rodzimym języku są jeszcze wzorem narodowości mieszkańców kraju ich miejsca zamieszkania? Nauka i sztuka są beznarodowościowe, a mimo to codziennie odzywa się problem własnego pochodzenia - Kim jestem? W społeczeństwach wielokulturowych muszą unikać poszukiwania czy kreowania wroga. W człowieku trzeba wspierać kosmos wielokulturowości. Badaniami tych kwestii zajmuje się heterologia jako nauka o swoistości więzi międzyludzkich osób o hybrydalnej tożsamości.




W lubelskiej konferencji uczestniczyło ponad 230 osób, w tym także naukowcy z za wschodniej granicy. W programie było 13 sekcji tematycznych, w których najczęściej młodzi adepci nauk przedstawiali wyniki własnych badań czy prezentowali spory teoretyczne w pedagogice i psychologii. mamy nadzieję, że ci, którzy z różnych przyczyn nie przyjechali, nie przedłożą we własnym cv informacji o rzekomej aktywności w zakresie upowszechniania nauki.

Jeden z prelegentów mówił bowiem o tym, że bywają tak zdemoralizowane postaci, które zgłaszają się do wielu konferencji w kraju, nawet do komitetów programowych takowych, a następnie nie przyjeżdżają, by we własnej uczelni przedłożyć wydrukowany z ich nazwiskiem program. Papier jest cierpliwy, ale i bywa zbiorem fałszywych danych. Są też tacy organizatorzy konferencji, którzy wpisują nazwisko profesora mając wiedzę na temat tego, że on nie może czy nie zamierza w niej uczestniczyć. Wprowadzają w błąd uczestników i nawet nie poczuwają się do tego, by przeprosić za to tak ich, jak i owego profesora.





26 października 2018

Do trzech razy "sztuka" ?


Z końcem sierpnia 2018 r. zakończył swoją dziesięcioletnią służbę na stanowisku Rzecznika Praw Dziecka (RPD) Marek Michalak, toteż mogliśmy się spodziewać szybkiego powołania jego następcy czy następczyni. Niestety, Sejm nie mógł dokonać takiego wyboru z politycznych powodów.

Urząd Rzecznika Praw Dziecka jest w randze ministra, Sekretarza Stanu, a zatem rządząca koalicja wolała obsadzić go osobą, która będzie spełniała jej oczekiwania. Nie po raz pierwszy dzieci są tu jedynie swoistego rodzaju „zakładnikiem”, a może i „ofiarą” takich rozstrzygnięć.

Pamiętam lata 2005-2007, w czasie których powołana przez Sejm na RPD lekarka Kamela Sowińska krytykowała oglądanie przez dzieci bajki „Teletubisie”, gdyż - jej zdaniem - animowane lalki są gejami, a tego jej partia propagować nie zezwalała. W sieci Polacy mieli z tego wieli ubaw. Już zaczęli tropić, czy aby Żwirek i Muchomorek też nie są gejami. Padło nawet Bolka i Lolka, którzy występowali przez większość odcinków razem. Na szczęście pojawiła się jeszcze w tamtym ustroju ich koleżanka - Tola. Rzadkie to imię żeńskie, więc bajce ponoć groziła z tego powodu dekomunizacja.

Dzisiaj dzieci oglądają to, co chcą, a zdarza się - i to, czego nie powinny. "Teletubisie" zniknęły jednak z ekranów polskiej telewizji. Świat animacji i filmowych klipów dziecięcych przeniósł się do Internetu. Może się zdarzyć, że zamiast wilka uganiającego się za zającem znajdą się w akcji zupełnie inni wykonawcy tych ról.

Ponowoczesny świat wydobywa na jaw najróżniejsze fakty, także i takie, o których nie chcieliby wiedzieć kandydaci na wspomnianego Rzecznika. Tak się stało z adiunkt wykładającą etykę w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, która afirmowała się w wyborach na Rzecznika jako psycholog rodzinny, chociaż nigdy nie podjęła nawet studiów na tym kierunku kształcenia. Internauci szybko rozpoznali jej właściwe kwalifikacje zawodowe, do których dorzucono jeszcze miękkie kompetencje w postaci plagiaryzmu.

Ubiegająca się o tak wysoki urząd w naszym państwie być może doszła do wniosku, że skoro niemalże wszyscy uczniowie klas maturalnych ściągają gotowe wypracowania czy dane z podobnej w nazwie platformy, to nikt nie będzie kwestionował wklejenia przez nią do własnych artykułów także czyichś myśli bez podania źródeł. Tak oto pierwsza kandydatka została „zatopiona” przez medialnych sygnalistów. Uniwersytet rozstał się z tą panią, co bardzo dobrze świadczy o jego władzach.

Pozostało we wrześniu dwóch kontrkandydatów, ale żaden z nich nie miał najmniejszych szans w naszym Parlamencie, bowiem o nominacji decyduje większość, a tej nie posiadają partie opozycyjne, które ich zgłosiły. Tym samym dzieci dowiedziały się, że wybór ich Rzecznika jest nie tylko polityczny, ale i partyjny.

Gdyby powiodło się śp. Marii Łopatkowej powołanie Partii Dziecka, a ta zyskałaby większość w wyborach do Sejmu, to mielibyśmy świąteczną bajkę Janusza Korczaka w realu. Tymczasem Partia Dziecka już nie istnieje, a mało kto wie, że była takowa w latach 90.XX w. w Polsce.

Znakomici fachowcy, uniwersytecka profesor pedagogiki społecznej Ewa Jarosz, autorka wielu badań i rozpraw na temat przemocy wobec dzieci oraz niezwykle interesujący lekarz, "misjonarz", bo ratujący życie dzieci w rejonach wojennych - Paweł Kukiz-Szczuciński musieli odejść z przysłowiowym kwitkiem. Nie otrzymali wystarczającego poparcia posłów, którzy na co dzień ponoć bardzo kochają dzieci i są o nie zatroskani.

W drugim podejściu rzeczniczką Praw Dziecka chciała zostać pani, która sama jest matką wychowującą dwójkę niepełnosprawnych dzieci, a jako także adiunkt w jednym z instytutów naukowych, bo jest doktorem socjologii, powinna mieć z tego tytułu specjalne względy. Także i tym razem politykom, posłom partii władzy podesłano jakąś jej ironiczną wypowiedź w sieci na temat rzekomego braku troski rządzących o dzieci niepełnosprawne. W drugim podejściu zatem i ją pokonał na drodze do sukcesu wyrwany z kontekstu fragment wypowiedzi.

Jak wynika z ludowej mądrości: „Do trzech razy sztuka”. Sztuka czy sztuka? Sejm zarejestrował w połowie października po raz kolejny tę są kandydatkę - socjolog z Polskiej Akademii Nauk panią dr Agnieszkę Dudzińską. Wśród medialnie afirmowanych kandydatów na giełdzie ludzkich istnień rzekomo Zjednoczonej Prawicy krążyło nazwisko pedagoga - prof. Marka Konopczyńskiego.

Media nagłaśniały tu i ówdzie, z prawej oraz lewej strony politycznej sceny, że jedynym kandydatem na Rzecznika Praw Dziecka będzie ten właśnie profesor pedagogiki resocjalizacyjnej. To byłby także bardzo dobry wybór, bowiem jest on zwolennikiem resocjalizacji pozytywnej. Każde bowiem dziecko ma w sobie potencjał dobra, które trzeba dostrzec, wydobyć i na nim współtworzyć szanse jego pomyślnego rozwoju.

Partia władzy przekonała się jednak do poprzednio odrzuconej przez siebie kandydatki i już bez żadnych przeszkód personalnych, medialnych i politycznych wybrała ją o godz. 23:53:26 Rzeczniczką Praw Dziecka. Wydawało się, że mamy wreszcie "Korczaka w spódnicy". Czym będzie się zajmowała RPD? Które z dotychczasowych aporii zostaną utopione w rzece nierozwiązywalnych spraw, a jakie staną się priorytetem do naprawy dziecięcego świata codziennego życia? Co zostanie wycofane, zaprzepaszczone, a co wzmocnione w przestrzeni jurydycznej, społecznej, edukacyjnej?

Czy w obliczu deformy edukacji będzie milczeć, czy może wraz z minister A. Zalewską udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku? Nie ma wątpliwości, że to drugie. W czasie wysłuchania w Sejmie kandydatka stwierdziła, że reformę edukacji ocenia pozytywnie. Posłowie zatem byli już kontenci. Poparli: 35 ZA, 15 - PRZECIW i 1 się wstrzymał.

Czy dzieci mają w Polsce głos? Mają. Dekoracyjny. Oby zmieniający się w kraju klimat nie zainfekował nas wszystkich jakimś wirusem. Polecam lody, których 48 smaków można dostać w Kanadzie. Oby u nas nie było dla dzieci lodów o smaku tylko pistacjowym.

Pani dr A. Dudzińska - jak w bajce - już była pewna zwycięstwa, gdy nagle... senatorowie partii władzy powiedzieli swoim koleżankom i kolegom z Sejmu - NIE. NIE CHCEMY TEJ PANI NA RZECZNIKA PRAW DZIECKA.

Gdyby ktoś chciał wiedziec, dlaczego senatorowie nie poparli kandydatki PiS, to poniżej jest tego wyjaśnienie: