12 października 2018

NARODOWY OPERATOR ODROCZONYCH W CZASIE "USŁUG" - POCZTA POLSKA


Poczta Polska straciła w moich oczach swoją wiarygodność i markę. Na swojej stronie chwali się, że jest największym polskim operatorem pocztowym z ponad 459-letnią tradycją. Chyba zarządzający tą firmą nie wiedzą, co się w niej dzieje i jak ona funkcjonuje, albo są na tyle niekompetentni, że naruszają dobre imię tak ważnego operatora usług pocztowych!

Jestem już od kilku lat mocno sfrustrowany faktem braku odpowiedzialności i profesjonalizmu pracowników Poczty Polskiej, która kompromituje urząd, państwo i służby publiczne. Mało kto przejmuje się tym faktem, że ze środków instytucji państwowych wydatkowane są pieniądze na opłaty pocztowe, wcale nie takie małe, ale listy trafiają w terminie, który dewaluuje ich zawartość.

Wysłana pocztą korespondencja z Łodzi do miejscowości w okolicach Częstochowy "idzie" cały tydzień. Mamy kolejny rok akademicki. Rektorzy, dziekani kierownicy jednostek akademickich wysyłają do różnych instytucji i osób zaproszenia na uroczyste inauguracje, ale także na konferencje, sympozja, debaty naukowe, posiedzenia komisji awansowych itp. Dziekan Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego pisze: "Sprawdziłam dzisiaj. 2 października wysłany został list do Pana Profesora na adres domowy. Jeśli nie dotarł, to ogromnie mi przykro."

List do tej pory nie doszedł. Zaproszenia otrzymuję na dzień lub kilka po wydarzeniu, w którym miałem uczestniczyć. Nie przypuszczałem, że może mieć miejsce tak zła usługa Poczty Polskiej, że zaproszenia trafiają do mnie po terminie.

Kto zarządza tą firmą? Kto odpowiada za tak skandaliczne opóźnienia? Po co instytucje i obywatele wydają pieniądze na usługę, która nie ma żadnego sensu? To rzeczywiście jest już teoretycznie Poczta Polska, bo po I wojnie światowej listy dostarczano znacznie szybciej niż dzisiaj. Dziekan ze Szczecina zapewnia o wysłaniu pisma i przeprasza, że od ponad tygodnia jeszcze do mnie nie dotarło. Teoretyczne państwo w państwie?

Dla zainteresowanych podaję:

ILE ZARABIA PREZES POCZTY POLSKIEJ?

Prezes Zarządu Spółki zarabia 49 tys. zł miesięcznie – tyle wynosi jego podstawowe wynagrodzenie, oprócz tego w skład wynagrodzenie wchodzi wynagrodzenie uzupełniające, które w skali roku nie może przekroczyć 25% wynagrodzenia podstawowego. Maksymalna kwota wynagrodzenia uzupełniającego może wynieść 147 tys. złotych za rok obrotowy.

Wiceprezes Zarządu Spółki zarabia 47 tys. złotych miesięcznie, maksymalna kwota wynagrodzenia uzupełniającego w jego przypadku może wynieść 141 tys. złotych. W skali roku wiceprezes otrzymuje 564 tys. złotych wynagrodzenia podstawowego, jeżeli doliczymy do tego maksymalną kwotę wynagrodzenia uzupełniającego, to może zarobić nawet 705 tys. złotych.

ILE ZARABIAJĄ CZŁONKOWIE ZARZĄDU POCZTY POLSKIEJ?

Członek Zarządu Spółki otrzymuje 47 tys. zł miesięcznie, maksymalna kwota wynagrodzenia uzupełniającego wynosi tak jak w przypadku wiceprezesa 141 tys. złotych, z tym, że te wszystkie kwoty należy pomnożyć razy cztery, bo tylu jest członków zarządu spółki. A więc w skali rok wszyscy członkowie zarządu otrzymują 1,13 mln złotych, a jeżeli doliczymy do tego wynagrodzenie uzupełniające to koszt wynagrodzeń wyniesie 1,41 mln złotych.

Całkowita roczna suma wynagrodzeń dla tego organu wynosi 2,85 mln złotych. Wynagrodzenie Zarządu Poczty Polskiej i Banku Pocztowego łącznie kosztuje nas 7,11 mln zł rocznie.


Przepraszam nadawców, że nie odpowiadam na listy, zaproszenia czy przesyłane do mnie pisma, bo dochodzą z tak dużym opóźnieniem, że nie mam możliwości na terminową reakcję. Korzystam służbowo z usług i płacę operatorowi, który nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Nie wszystkie pisma czy publikacje mogę wysłać drogą elektroniczną.

Być może przymus zamieszczania w uczelnianych repozytoriach rozpraw sprawi, że książek też już nie będziemy wysyłać. Prezesowi Poczty Polskiej sprawię większą przyjemność, bo nie będzie musiał w ogóle przychodzić do pracy.

11 października 2018

Nauczyciel Roku 2018 vs wyklikany Nauczyciel Na Medal 2018

Ogromnie mnie cieszy każdy akt wyróżniania nauczycieli w skali kraju czy regionu. Najlepsi powinni być obecni w przestrzeni publicznej, by promieniować na innych, otwierać na ich dokonania, doświadczenia, sukcesy, ale i zapewne niepowodzenia.

Nie jest - rzecz jasna - łatwo ubiegać się o zaszczytny tytuł "NAUCZYCIELA ROKU 2018", gdyż konkuruje ze sobą ponad 600 tys. nauczycieli. Jury corocznego konkursu, który ogłaszany jest przez redakcję "Głosu Nauczycielskiego", a patronuje mu także członek Komitet Nauk Pedagogicznych PAN reprezentowany w składzie Kapituły przez wiceprzewodniczącego KNP PAN - prof. dr. hab. Stefana M. Kwiatkowskiego (Rektora Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie), dokonuje selekcji zgłoszeń dziesiątek kandydatów.

W tym roku o powyższy tytuł ubiegało się 13 nauczycieli. Nie wiem, czy liczba oznacza pech dla "przegranych", skoro już sam fakt nominacji stał się znaczącym wyróżnieniem. Dla jednego z nich trzynastka okazała się szczęśliwa. Zwycięzcą został w tym roku nauczyciel filozofii, etyki, wiedzy o kulturze oraz historii sztuki z II Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego w Sopocie - mgr Przemysław Staroń.

Laureat jest z wykształcenia psychologiem i kulturoznawcą po studiach na tych kierunkach w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Lublinie, które ukończył w 2010 r.


Nieobecna na tej uroczystości minister edukacji mgr Anna Zalewska zlekceważyła Konkurs, bo jego organizatorem jest od samego początku Związek Nauczycielstwa Polskiego, a więc opozycyjny i - co gorsza dla tej władzy - lewicowy związek branżowy. Szkoda. Polacy dowiadują się zatem przed wyborami, jak nie szanuje się nauczycieli w naszym kraju dzieląc ich na "swoich" i "obcych", na tych, którym ministra poda rękę i na tych, którym nie prześle nawet listu gratulacyjnego.

To tylko potwierdza jak głęboko rządzący dzielą polskie społeczeństwo, przedstawicieli poszczególnych zawodów według kryterium - political correctness. Kto jest ZA "dobrą zmianą", temu minister dłoń uściśnie. Laureat Konkursu - P. Staroń urodził się w 1985 r., a ponoć dla obecnej władzy nie jest to najlepsza legitymacja. Jak twierdzi jeden z polityków obozu władzy - tylko urodzeni po 1989 r. mogą być osobami zacnymi, jako nieskażone tamtym ustrojem.

Minister edukacji lekceważy ten konkurs, bo ogłosiła własny, prawicowy. Nauczyciele są dla MEN lewoskrętni i prawoskrętni,a przecież trzeba opowiedzieć się za jednym i jedynie słusznym kierunkiem r(d)eform.

Mnie bardzo cieszy każda nominacja i wyróżnienie dla nauczycieli z polskich przedszkoli i szkół. Ten zawód jest nadal sproletaryzowany, nędznie opłacany, szykanowany politycznie, dewaluowany przez władze wszystkich opcji politycznych, których reprezentanci pamiętają o nauczycielach najczęściej w okresie kampanii wyborczej i Dniu Edukacji. Potem szybko o nich zapominają, bo chyba mają jakieś uprzedzenia, kompleksy albo negatywną pamięć z własnych lat szkolnych.

Nie martwmy się. Ten stan nie ulegnie poprawie.

Wczoraj spotkałem się z środowiskiem ludowców w Instytucie Macieja Rataja w Warszawie. Rozmawialiśmy i dyskutowaliśmy o edukacji w kontekście zachodzących w niej zmian i jej uwarunkowań politycznych. W zróżnicowanym pokoleniowo środowisku byli też emerytowani już nauczyciele. Wspominali złe traktowanie ich profesji przez rządzących w różnych okresach III RP, bo o czasach PRL nie było sensu już mówić, skoro wracają wielkimi i kompromitującymi "krokami" w polityce oświatowej A. Zalewskiej.

Zastanawiali się, jak to jest możliwe, że w wyborach do samorządów kandydują także nauczyciele, a kiedy zostają już wybrani, to jakby nagle zapomnieli, po co stali się radnymi. Nie zmieniają oblicza polskiej szkoły, edukacji, nie uruchamiają procesów demokratyzacyjnych. Czyżby zadowalali się, jak posłowie czy członkowie rządu, poprawą własnego statusu społecznego i finansowego? Tak łatwo się alienują od własnego środowiska? Czy może są tak ulegli wobec każdej władzy, że nie ośmielają się być forpocztą koniecznych zmian w szkołach?

Mamy w kraju jeszcze jeden konkurs na NAUCZYCIELA NA MEDAL 2018! Nie po raz pierwszy wypowiadam się na temat takich konkursów, które w gruncie rzeczy są niczym innym, jak promocją towarów i usług, na które nie ma w kraju szczególnego popytu. Proszę zobaczyć, że Nauczycielem na Medal zostanie ten, który uzyska najwięcej kliknięć! To popkulturowy wybór. Nie ma potrzeby merytorycznego analizowania dokonań. Liczą się kliknięcia.


Zwycięzca i wyróżnieni będą mieli swoje 5 minut w lokalnych mediach i kolumnę w prasie organizującej ten niby-konkurs. Na laureatów czekają medale Marszałka Województwa (...), które zostaną wręczone podczas uroczystej gali oraz "wspaniałe" nagrody - wśród nich studia podyplomowe, wyjazdy do SPA i zagraniczne wycieczki, etui na karty kredytowe oraz kosmetyczkę. Są też słowniki czy voucher na kolację w hotelowej restauracji.

Jakie to upokarzające. Rządzący wypłacają sobie wysokie nagrody finansowe, a jak trzeba, to bankier sypnie stówką dla syna czy córki polityka, załatwi wysoko płatne stanowisko. Piłkarze, siatkarze, lekkoatleci są przyjmowani w Pałacu Prezydenckim, a nawet dostają nie etui na karty kredytowe, ale znaczący przelew na konto.

A nauczycielom.... no cóż, klikajmy... i gratulujmy, bo przecież każdy ma swojego ulubionego pedagoga z czasów własnej edukacji.

10 października 2018

Mimo już 8 lat obowiązującego prawa wciąż są błędy proceduralne w postępowaniach habilitacyjnych



Za rok dziekani kończą swoją kadencję, a niektórzy nawet drugą z rzędu. Ich rola w postępowaniach awansowych nauczycieli akademickich czy osób spoza tego środowiska, ale prowadzących eksternistycznie prace naukowo-badawcze, jest istotna, bowiem to oni wystawiają umowy o dzieło recenzentom rozpraw doktorskich, recenzentom z komisji habilitacyjnych w postępowaniach na stopień doktora habilitowanego czy wreszcie w postępowaniach na tytuł naukowy profesora.

Od 2011 r. obowiązuje ustawa o stopniach i tytule naukowym oraz przypisane do niej rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego, z których wynika, że kierownik jednostki akademickiej mającej uprawnienia w powyższym zakresie, przyjmuje recenzje od profesorów i/lub doktorów habilitowanych dotyczące oceny osiągnięć naukowych kandydata czy kandydatki do stopnia lub tytułu naukowego. Każda recenzja musi kończyć się jednoznaczną konkluzją, a więc stwierdzeniem, że na podstawie oceny osiągnięć naukowych habilitanta recenzent jest albo ZA nadaniem stopnia naukowego, jeżeli jego/jej zdaniem zostały spełnione wymagania (a nie kryteria) naukowe, albo jest ZA ODMOWĄ nadania stopnia doktora habilitowanego w sytuacji niespełnienia obowiązujących wymagań naukowych przez ubiegającego się o ten stopień.

Niemalże każdego miesiąca spotykamy się w Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów z odwołaniami habilitantów, którym z różnych powodów jednostki odmówiły nadania stopnia naukowego dra hab., ale w dokumentacji tych wniosków odnajdujemy recenzje z niedopuszczalną już konkluzją o "dopuszczeniu habilitanta do dalszego toku postępowania". To by oznaczało, że recenzent nie wie, iż nie ma już dalszego toku postępowania, gdyż takowy miał miejsce do 2011 r. w poprzedniej procedurze rozstrzygającej właśnie o dopuszczeniu habilitanta do kolokwium habilitacyjnego.

Nie ma już kolokwiów, więc do czego profesorowie chcą dopuszczać habilitantów? Jeszcze nie nauczyli się czytać ze zrozumieniem obowiązujących ich umów? Niektórzy dziekani także nie potrafią czytać zawartej w niektórych recenzjach niezgodnej z prawem konkluzji? Od 2019 r. czeka nas nowa procedura. Pojawią się nowe problemy. Warto zatem już teraz uważnie czytać nowe prawo mając zarazem nadzieję, że resort wyda klarowne akty wykonawcze do ustawy, by uprzedzić kolejne rodzaje potencjalnych błędów tak zarządzających nauką, jak i członków komisji habilitacyjnych.

Drugim z najczęściej pojawiających się błędów dziekańskich w postępowaniu habilitacyjnym rady wydziału - na etapie głosowania w tej sprawie po przedłożeniu przez komisję habilitacyjną własnej opinii - jest błędnie sformułowany wniosek poprzedzający głosowanie. Musi on być bezwzględnie zgodny z wnioskiem komisji habilitacyjnej. Jeżeli ta komisja podjęła negatywną uchwałę, a więc w wyniku debaty i analizy wszystkich aspektów osiągnięć naukowych kandydatki/kandydata do stopnia dra hab. rekomenduje radzie ODMOWĘ NADANIA STOPNIA naukowego doktora habilitowanego w dziedzinie i dyscyplinie naukowej, to przewodniczący obrad rady musi poddać pod głosowanie - oczywiście, po zapoznaniu członków rady z protokołem obrad Komisji i syntetycznym uzasadnieniem jej uchwały - taki właśnie wniosek, a więc "Kto z członków rady jest za odmową nadania stopnia doktora habilitowanego".

Większość bezwzględna jest tu rozstrzygająca. Jeżeli członkowie rady nie popierają tego wniosku, a znajduje to swoje merytoryczne uzasadnienie w następnie zaprotokołowanej dyskusji, to kolejne głosowanie musi być w sprawie O NADANIE stopnia doktora habilitowanego. Wynik tego głosowania także musi być rozstrzygający. Jeżeli to nie nastąpiło, należy podjąć rzetelną dyskusję, ponowić argumenty za lub przeciw. Dopiero wówczas powraca przewodniczący posiedzenia rady jednostki do pierwszego wniosku, a więc kto z członków rady jest za ODMOWĄ nadania stopnia dra hab.

Głosowania muszą być powtarzane do uzyskania rozstrzygającego wyniku.

Błędy w procedurze głosowań sprawiają, że rozpatrujący w Centralnej Komisji wniosek odwoławczy habilitanta od odmowy nadania mu stopnia doktora habilitowanego musi przyjąć jego zasadność z tego powodu, nawet gdy merytoryczne zastrzeżenia nie są przez superrecenzenta CK zakwestionowane. Sprawa wówczas powróci do jednostki, by ta naprawiła swój błąd w głosowaniu.

To, o czym piszę, nie jest kwestią tylko straty czasu wszystkich uczestników takiego postępowania. Prowadzi to bowiem także do wydatkowania z budżetu państwa środków finansowych na naprawę procedur, których sprawcami są zarządzający jednostkami akademickimi. Drodzy dziekani! Czytajcie ze zrozumieniem nadesłane przez profesorów recenzje i w przypadku niewłaściwej konkluzji zażądajcie uzupełnienia treści recenzji o jednoznacznie sformułowane rozstrzygnięcie.