12 września 2018

Czarna owieczka jako primus inter pares?


W dniu dzisiejszym odbędą się w Sejmie przesłuchania kandydatów na Rzecznika Praw Dziecka. Tym samym czeka nas drugie starcie w procesie, który rozpoczął się już w lipcu pierwszym zgłoszeniem przez organizacje pozarządowe, a następnie partie opozycyjne pani dr hab. Ewy Jarosz - pedagog społecznej z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

W sierpniu pojawiła się druga rekomendacja, równie interesująca z punktu widzenia zaangażowania Kandydata na rzecz ochrony praw dziecka, troski o leczenie najmłodszych, także na terenach zagrożonych konfliktem zbrojnym, głodem i brakiem pomocy medycznej - pana Pawła Kukiz-Szczucińskiego, którego rekomendowała także opozycyjna, antysystemowa z definicji partia KUKIZ'15. Ten równie znakomity Kandydat współpracuje z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej.

Jak mówi w jednym z wywiadów, celem jednego z wyjazdów z w/w organizacją (...) była pomoc medyczna uchodźcom , którzy z powodu konfliktu byli zmuszeniu opuścić swoje domy. Wcześniej, jako lekarz pediatra , pomagałem już na granicy syryjsko-libańskiej. Tym razem z grupą ratunkową PCPM, w której skład wchodzą ratownicy, lekarze oraz pracownicy pozamedyczni, wyjechaliśmy z misją do Iraku. Pracowaliśmy w kurdyjskiej części tego państwa, które ma swoją autonomię.


WP: Znajdowaliście się w obszarze walk z Państwem Islamskim?

- Byliśmy w okolicach Mosulu, czyli miasta które jest kontrolowane przez Państwo Islamskie. Nie byliśmy w rejonie walk, ale w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Do szpitala, w którym pracowaliśmy, trafiali zarówno uchodźcy, jak i ranni z frontu. Z powodu konfliktu i kłopotów finansowych Iraku system opieki medycznej jest tam bardzo przeciążony. Większość karetek zostało oddelegowanych z miasta do obsługi strefy frontowej, przez co zwykli ludzie muszą dowozić swoich bliskich do szpitali we własnym zakresie.


Pedagogom bardzo dobrze znana jest postać i twórczość naukowo-badawcza dr hab. Ewy Jarosz, natomiast zupełnie nową postacią okazał się lekarz medycyny, pediatra. biegły sądowy, który w swojej praktyce lekarskiej miał możliwość wielokrotnego dostrzegania absolutnego bezmiaru dziecięcej krzywdy i reagowania na nią w wynikający z jego profesji sposób. Można zatem powiedzieć, że jest dwóch znakomitych kandydatów do tego stanowiska, o których mogę powiedzieć, że są primus inter pares.

Pojawiła się jeszcze trzecia kandydatura - pani dr Sabiny Zalewskiej, której nie można zaliczyć ani do primus, ani do pares, gdyż ujawniona została publicznie na łamach tygodnika "WPROST" a następnie aż dwukrotnie "Tygodnika Powszechnego" jej nieuczciwa, nierzetelna postawa i działalność. Najpierw red. Artur Grabek wykazał w ramach dziennikarskiego śledztwa, że pani Zalewska posługuje się tytułem zawodowym psychologa, mimo iż - jak twierdzi ów redaktor - nigdy nie ukończyła studiów z psychologii. Po czym red. Anna Golus opublikowała dwa szeroko uzasadnione i komentowane także w mediach artykuły na temat nieuczciwości autorskiej pani S. Zalewskiej.


Każdy może, jeśli tylko jest zainteresowany dowodami w tych dochodzeniach, sięgnąć nie tylko do artykułów, ale także na stronę Anny Golus, która opublikowała strony tekstów świadczące o ordynarnym plagiacie. Jak pisze:

"Postanowiłam więc ułatwić posłom PiS-u tę weryfikację i przygotowałam przejrzystą prezentację próbki dorobku plagiatorskiego zgłoszonej przez nich kandydatki na RPD. Zaznaczyłam i opisałam wszystkie skopiowane z internetu fragmenty artykułu Zalewskiej pt. Nauczyciel akademicki dziś. Nadzieje i oczekiwania, korzystając z wersji udostępnionej przez Muzeum Historii Polski na stronie mazowsze.hist.pl. Nie jest to żaden „szkic” – jak twierdziła Zalewska w swojej nieudolnej próbie obrony – lecz wersja ostateczna, dokładnie taka, jaka znajduje się w „Warszawskich Studiach Pastoralnych” (nr 16/2012, cały numer jest dostępny na stronie tego czasopisma".

Wszyscy trzej Kandydaci na Rzecznika Praw Dziecka odpowiedzieli na pytania Instytutu Ordo Iuris. Co to za Instytut, który zaprasza do konfrontacji osobę naruszającą normy etyki społecznej? Jak rozumiem, mamy oto przykład udawania, że nic się nie wydarzyło i koniecznego przykrycia tej niegodnej każdego pedagoga, a co dopiero mówić o funkcji ministra - niemoralnej działalności Kandydatki.

Zastanawia mnie w tym wszystkim jedno, jak dr S.Zalewska mogła narazić swoją uczelnię, jaką jest szanowny Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie na takie pohańbienie roli nauczyciela akademickiego, na domiar i paradoksalnie nauczającego etyki (sic!) oraz jak dalece można lekceważyć złożone Ślubowanie Doktorskie, by tkwić nie tylko w nieuczciwości, ale i udawać, że nie zaistniała?

Dziwię się partii władzy - Prawu i Sprawiedliwości, że nie odwołała natychmiast swojej kandydatki, która przynosi ujmę tej formacji. Nie ma w jej postępowaniu ani prawa, ani sprawiedliwości. Jest to samo nazwisko, co inne minister, ale to chyba tylko przypadkowa zbieżność. Internauci nie zostawiają jednak na niej przysłowiowej "suchej nitki".

Władze UKSW przekazały Polskiej Agencji Prasowej komunikat:

W związku z pojawiającymi się ostatnio w mediach zarzutami popełnienia plagiatu przez pracownika Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie Panią dr Sabinę Zalewską informujemy, że władze UKSW podjęły natychmiastowe kroki w celu wyjaśnienia tej sprawy. 22 sierpnia została ona skierowana do rzecznika dyscyplinarnego ds. nauczycieli akademickich, który będzie podejmował dalsze kroki w tej sprawie. Władze UKSW z całkowitą stanowczością potępiają i nie akceptują działań mających znamiona przywłaszczania własności intelektualnej czy naruszania praw autorskich i będą reagować na wszelkie tego typu podejrzenia. Niezależnie od sprawy podejrzenia popełnienia plagiatu informujemy, że umowa na podstawie, której dr Zalewska jest zatrudniona na UKSW wygasa z dniem 30 września 2018 r.

A ja czekam na komunikat z Sejmu w powyższej sprawie. Ze strony kół rządzących nie spodziewam się już żadnej korekty. Tu idzie się w zaparte, a młodzież to widzi, o tym słyszy i czuje rozkład etosu służby publicznej.

****

W czasie posiedzenia dwóch komisji sejmowych w dn. 12 września żadna z trzech kandydatur nie uzyskała poparcia większości, jaką dysponują posłowie koalicji rządzącej. Tym samym Sejm nie dokona wyboru rzecznika praw Dziecka. Marszałek Sejmu będzie musiał określić kolejny termin rekomendowania kandydatów do tego stanowiska.
Co jest tu niesłychanie ważne, to fakt radykalnego odrzucenia w czasie głosowania przez posłów PiS pani dr Sabiny Zalewskiej. Uzyskała jedynie 2 głosy poparcia. Natomiast największą liczbę głosów ZA uzyskała dr hab. Ewa Jarosz (26) i P. Kukiz-Szczuciński (7).

Na szczęście tym razem posłowie partii władzy zdecydowanie opowiedzieli się przeciwko osobie, która wprowadziła swoją nierzetelną i niemoralną postawą wnioskodawców w sytuację wysoce dyskomfortową. Tym razem etyka była górą.

Możemy spodziewać się kolejnej rekomendacji ze strony PiS osoby bardziej wiarygodnej i uczciwej. Wówczas będzie jasne, że pozostałe, o ile zostaną podtrzymane, kandydatury odegrają jedynie "ozdobną" i proceduralną rolę. Zdaje się, że PiS ma już swoją kolejną kandydatkę z woj. małopolskiego.

11 września 2018

Bić czy nie bić? Ciągle jest pytaniem



Pedagog społeczna - dr hab. Ewa Jarosz z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego opublikowała na stronie Rzecznika Praw Dziecka Raport pt." Postawy wobec przemocy w wychowaniu - czy dobra zmiana?" (2018, ss. 44). Mogłoby się wydawać, że nie ma już sensu pytać Polaków o to, jakie są ich postawy wobec bicia dzieci przez rodziców lub prawnych opiekunów. Czy to coś zmienia w rzeczywistości najmłodszej i ostatniej już grupy społecznej, która - jak ryby - nie ma głosu w swoich sprawach? Czy mierzenie temperatury opinii publicznej jest odzwierciedleniem rzeczywiście zachodzących zmian w społeczeństwie polskim, które jest bardzo konserwatywne?

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej! W tym akcie prawa jest Art.72:

1. Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją.

Każdy ma prawo żądać, ale większość milczy. Jak pisze E. Jarosz: "Poglądy aprobujące kary cielesne są niebezpieczne, szkodliwe" (s.3) Tymczasem zwolennicy bicia nic sobie z tego nie robią. Niech inni mają swoje poglądy i opinie, a oni, jak będą chcieli, to i tak przyleją. "Nikt nie będzie wtrącał się do ich rodzinnego życia" - powiadają. Argumenty naukowe - psychologów, pediatrów, pedagogów, socjologów, psychiatrów nic dla oprawców nie znaczą, bo oni ich nie znają, niczego nie czytają, o tym nie rozmawiają, bo dziecko jest ich własnością, z która mają prawo czynić, co im się żywnie podoba. Szczególnie, jak sobie popiją lub są na narkotykowym głodzie.

Odwołania do Konstytucji RP, szczególnie dzisiaj,nie mają już żadnego znaczenia, także dla jakiejś części społeczeństwa. Politycy, posłowie, przedstawiciele partii władzy nie są zainteresowani żadnymi raportami Rzecznika Praw Dziecka, a tym bardziej uczonej, która bada dynamikę zmian w tym zakresie od wielu, wielu lat i pewnie ma poczucie rzucania grochem o ścianę. Gdyby bowiem sprawcy przemocy fizycznej wobec dzieci nie odwoływali się do własnych emocji, zaburzeń, problemów egzystencjalnych czy psychicznych, w wyniku których radykalnie obniżone jest poczucie empatii, współodczuwania stanów psychicznych dziecka, nie trzeba byłoby się przejmować zjawiskiem, które niechybnie zniknęłoby z relacji międzyludzkich.

Nikt nie jest w stanie zatrzymać reprodukcji bicia dzieci, skoro wciąż są sprawcami tego ci, którzy też byli bici, maltretowani, poniżani, wykorzystywani seksualnie - jak się okazuje - nie tylko przez kogoś najbliższego z rodziny, ale także przez osoby zaufania publicznego. Ich acting-out jest próbą sprawowania władzy nad słabszymi, a więc takimi, jakimi oni sami kiedyś byli, by odreagować i odzyskać poczucie własnej mocy. Pytają: - Dlaczego innym ma być lepiej? Dlaczego tylko ja musiałem znosić liczne upokorzenia? Okazja czyni ich sprawcami ZŁA. Osobisty "akumulator niweczenia ich godności" musi znaleźć ujście dla swoje energii.

Jadwiga Bińczycka pisała przed ponad dwudziestu laty o tym, jak to się dzieje, że bici biją, z czego to wynika i czym skutkuje. Dzisiaj mamy kolejny raport, nowe argumenty, które nie wnoszą już żadnej nowej wiedzy poza tym, że aktualizują jej dramatyczne wymiary w życiu milionów dzieci na całym świecie, dzieci ulicy, dzieci-śmieci, dzieci-podrzutki, dzieci-wyrzutki, dzieci-wojny, dzieci-kanałów i dworców, ale i dzieci z tzw. "dobrych rodzin".
Część społeczeństwa jest za penalizacją bicia dzieci. Prawnie są one pod tym względem chronione, ale tylko w aktach prawa. Na co dzień nie da się monitorować przemocy wobec nich, toteż słuszna reakcja każdego z rzeczników praw dziecka pojawia się post factum, kiedy już media doniosły o akcie zbrodni na dziecięcej duszy i ciele. Nowelizacje ustaw uspokajają sumienia polityków najbardziej wrażliwych na los krzywdzonego dziecka. Są jednak niezadowoleni z takich zmian, korekt, bo być może mają na sumieniu los własnych dzieci.

Badania Ewy Jarosz nie są reprezentatywne dla zjawiska przemocy, chociaż są metodologicznie poprawne. Nie wiemy bowiem, czy respondentami byli także ci, którzy w dzieciństwie doświadczyli przemocy ze strony dorosłych. Poziom aprobaty ponad 1000 badanych wywiadem bezpośrednim osób dorosłych wyniósł 43 proc. Aż tyle osób odpowiedziało aprobująco na pytanie "Czy zgadza się Pan/i ze stwierdzeniem, że są takie sytuacje, kiedy trzeba dziecku dać klapsa?

Ciekawe, że nie akceptują klapsów zdecydowanie młodzi ludzie (poniżej 30 r.ż.). Nie wiemy, czy mają już własne dzieci? Jeśli tak, to zapewne są one jeszcze w wieku przedszkolnym, a takie dzieci są raczej przez młodych rodziców rozpieszczane, traktowane nadopiekuńczo, aniżeli karcone klapsami czy bite.

Jest też w tym raporcie wynik odpowiedzi na pytanie o tzw. lanie. Nie wiadomo, co rozumieli pod tym pojęciem respondenci, ale chyba tak, jak autorka badania - jako ciągłe bicie, wręcz procedura wymierzania fizycznej kary dziecku za jakieś przewinienia. Zwolennikami lania było 24 proc. respondentów. Trzy czwarte badanych Polaków było temu przeciwnych.


Badani nie musieli spowiadać się z własnego postępowania wobec dzieci, tylko wyrażali swój sąd na temat przypuszczalnego karania dzieci. W takiej sytuacji gdybać można na każdy temat, bo to nic nie kosztuje i nic społecznie nie znaczy. "Trzepnięcie w plecy, ramię lub w tyłek" wydaje się możliwe 28 proc. badanych, ale największe natężenie ich hipotez dotyczyło "nakrzyczenia na dziecko" (58 proc.) i "zabronienia jemu jakichś przyjemności np. oglądania tv, korzystania z telefonu komórkowego itp. (59 proc.). Być może dokonywali wyboru na podstawie doświadczeń z własnego dzieciństwa czy obserwacji u takich sytuacji wśród rówieśników?

Mimo tak wielu programów profilaktycznych w szkołach, rozwoju i działania organizacji pozarządowych zajmujących się sprawami krzywdzonego dziecka, na pytanie o to: "Czy i kto Pana/i zdaniem przede wszystkim powinien działać jeśli dziecko jest bite przez rodziców?" nie znalazła się odpowiedź "ofiara"m czyli samo dziecko.

Dziecka nie traktuje się jako podmiotu, który nie tylko ma prawo, ale powinno być przygotowane przez rodziców lub nauczycieli do tego, jak komunikować własną krzywdę lub zagrożenia dla naruszenia jego cielesności. Tradycyjnie uważa się, że to szkołą powinna reagować (23 proc.), ktoś z rodziny, krewny lub bliski rodzinie (22 proc.), pracownicy socjalni (17 proc.) i policja/prokurator/sąd (17 proc.). Ujawnianie doświadczonej przemocy po latach zawsze będzie obciążone innymi powodami, niż fakt rzeczywistego upokorzenia dziecka. Zapewne lepiej to ujawnić w ogóle, niż wcale, ale dzieci powinny być upełnomocnione przez dorosłych w odwadze mówienia o ZŁU, jeśli go doświadczyły z czyjekolwiek strony.

Nie wszyscy wiedzą, że w Polsce obowiązuje prawny zakaz bicia dzieci. Trudno zgodzić się z treścią Raportu, że z analizy wyników badań w latach 2011 - 2018 można odczytać jakąś tendencję w zmianie postaw rodziców wobec przemocy w wychowaniu dzieci. Nie są to przecież badania longitudinalne, a więc prowadzone od wielu lat na tej samej populacji, tylko badania poprzeczne. Być może właśnie dlatego trudno jest uchwycić jakiekolwiek zmiany w sferze postaw, skoro każdego roku diagnoza obejmuje inną populację osób.


Ponad 20 proc. respondentów (241 osób) - jak wynika z ostatniej części Raportu - jest rodzicami, toteż wypowiadało się na temat tego, czy sami wymierzali swojemu dziecku klapsa. Tu wskaźnik odpowiedzi przyznających się do tego aktu wyniósł 49 proc. Nie wiemy jednak, jakie zajmowali postawy wobec dawania klapsa innym dzieciom przez ich rodziców. Niewielki odsetek badanych przyznał, że sprawił w ostatnim roku swojemu dziecku lanie (6 proc.). Kłamali przy tym jak najęci, bowiem na pytanie "Czy kiedykolwiek zdarzyło się Panu/Pani wobec własnego dziecka wymierzenie mu klapsa w ostatnim roku aż 55 proc. odpowiedziało TAK.

Jak widać, respondenci pogubili się w swoich kłamstwach i deklaracjach. Słusznie zatem Ewa Jarosz pisze:"Całość obrazu (...) nie ma waloru diagnozy rozmiarów zjawiska przemocy w wychowaniu i raczej należy należy go interpretować w kategoriach analizy postaw, niż jako dane na temat faktycznych rozmiarów zjawiska". (s. 34) Moim zdaniem konieczne są w tym przypadku inne badania, niż sondowanie opinii wobec fizycznego czy psychicznego karania dzieci. Brakuje też solidnych metaanaliz już istniejących wyników badań. Warto też pomyśleć o interdyscyplinarnych badaniach zespołu uczonych, którzy reprezentują różne dyscypliny nauk czyniących także przedmiotem swoich badań dziecko w różnych środowiskach socjalizacyjnych i wychowawczych.





10 września 2018

Wkręceni w harcerską opowieść o Aleksandrze Kamińskim






W słoneczną, ciepłą niedzielę na ponoć najdłuższej ulicy w Europie, jaką jest ulica Piotrkowska w Łodzi, odbył się festyn organizacji pozarządowych, które prezentowały swoje dokonania, informowały o celach i zadaniach statutowych zachęcając do współpracy w ramach wolontariatu czy wspierania finansowego ich niezwykle wartościowej społecznie działalności. To rzeczywiście było mikro-święto NGO z woj.łódzkiego, bo prezentowały się podmioty z różnych miast i okolic Łodzi, potwierdzając sens społecznie zaangażowanej przedsiębiorczości.

Jakież było moje zdumienie, kiedy wśród kilkudziesięciu stanowisk byli instruktorzy Chorągwi Łódzkiej ZHP, którzy zorganizowali aktywne poznawanie życia i dokonań jednego z najwybitniejszych łodzian XX wieku, wspaniałego pisarza, skautmistrza, wiceprzewodniczącego ZHP, harcmistrza, jednego z dowódców "Szarych Szeregów", żołnierza Armii Krajowej, historyka, badacza dziejów organizacji i związków młodzieżowych na przełomie XIX i XX w. oraz pedagoga społecznego, profesora Uniwersytetu Łódzkiego ALEKSANDRA KAMIŃSKIEGO (1903-1978).


Każdy, kto chciał poznać tę postać, miał znakomitą ku temu okazję, gdyż została perfekcyjnie przygotowana wystawa ilustrująca najważniejsze etapy w życiu i dokonaniach "Kamyka". Na dużych planszach można było zapoznać się z najważniejszymi myślami pedagoga, jego przesłaniem dla kolejnych pokoleń, wydarzeniami z jego życia w jakże trudnych dla tego pokolenia czasach, bo przecież dwudziestolecie międzywojenne zakończyła II wojna światowa, a potem przeżywał czas hitlerowskiej niewoli, zbrojnej walki harcerskiego podziemia z okupantem, odzyskania niepodległości na krótko, by wpaść w niewolę rosyjską w dobie stalinizmu.

Aleksander Kamiński nie dożył trzeciej fali wyzwolenia Polski w 1989 r. Nie doczekał nawet I fali "Solidarności", która w latach 1980-1989 zaowocowała wydobyciem na światło dzienne także jego dotychczas ocenzurowanych publikacji. O tym wszystkim można było dowiedzieć się nie tylko z tzw. posterów, ale przede wszystkim, jak na harcerzy przystało, w ramach zadań, za których poprawne wykonanie można było otrzymać pamiątkowy znaczek "Opowieść o Kamyku", a co najważniejsze - dowiedzieć się o życiu, twórczości i bohaterstwie tak wybitnego pedagoga i instruktora harcerskiego.


Zainteresowani mieli do wyboru 10 zadań, z których należało zrealizować co najmniej pięć. Wyniki każdego zadania były odnotowane na specjalnej karcie, a były to:

1. Obejrzyj naszą wystawę. Poznaj Kamyka - Aleksandra Kamińskiego, który jest bohaterem Chorągwi Łódzkiej ZHP.


2. Ułóż trzy portrety Aleksandra Kamińskiego (Kamykowe puzzle).



3. Zagraj w memory "Kamykowe lektury". Na kartach memory były okładki książek Kamińskiego.

4. Timeline - ułóż wydarzenia z życia Kamyka w chronologicznej kolejności. (To było trudne zadanie dla dzieci, gdyż musiałyby więcej czasu poświęcić wydarzeniom z życia tego instruktora).



5. Zuchowe kolorowanki - należało pokolorować wybraną ilustrację do książki Kamyka o zuchach.


6. Kamykowe myśli - należało oznaczyć wybrany cytat (myśl) Kamyka czerwonym serduszkiem. Dzięki temu można było zobaczyć, która z jego idei cieszyła się wśród łodzian największą popularnością.


7. Plątanina linii - to zadanie polegało no rozpoznaniu, który z trzech znaków Polski Walczącej został namalowany na murach Warszawy w czasie okupacji przez członków Szarych Szeregów, znanych z "Kamieni na szaniec" - Tadeusz Zawadzki, Janek Bytnar i Maciej Aleksander Dawidowski.

8. Rysowanka - dla małych dzieci polegała na połączeniu punktów w oznaczonej kolejności, by otrzymać w finale rysunek... Krzyża Harcerskiego.

9. Labirynt - na osobnej karcie należało wyznaczyć drogę, którą zuch dotrze na miejsce biwaku.

10. Labirynt - na osobnej karcie - należało wyznaczyć drogę, którą zuch dotrze na miejsce biwaku, w którym czeka na niego Antek Cwaniak.

Harcerski namiot oblegany był nieustannie przez dzieci, które przyszły na ul. Piotrkowską z rodzicami lub opiekunami. Jak ktoś się zatrzymywał przy Kamykowych Opowieściach, to można było się domyślać, że miał lub nadal ma coś wspólnego z harcerstwem lub/i pedagogiką społeczną.