02 września 2018

Klasy ukraińskie w Liceum Pedagogicznym Nr 2 w Bartoszycach w latach 1956-1970


Trafiła do mnie wyjątkowa publikacja Stefana Łaszyna - absolwenta Liceum Pedagogicznego Nr 2 w Bartoszycach, który wyemigrował do USA, ale pozostał wierny pamięci dokonań tego zakładu kształcenia nauczycieli z klasami ukraińskimi. Potężna formatem, objętością (12 rozdziałów, 832 strony), wzbogacona o płytę DVD z archiwalnymi fotografiami stanowi znakomite źródło do badań z historii oświaty, dziejów polskiej pedeutologii i biografistyki pedagogicznej.

Mamy w tym osobliwym dziele kilka, niezwykle interesujących analiz naukowych, kronikarskich rejestrów, wspomnień i lustracji, których zbiór jest wynikiem ogromnej, wieloletniej pracy kolegium redakcyjnego. Jego przewodniczący - Stefan Łaszyn zrealizował zobowiązanie ze zjazdu absolwentów w 2006 r. przygotowania monografii poświęconej jedynemu w powojennej Polsce utrakwistycznemu zakładowi kształcenia nauczycieli szkół podstawowych z ukraińskim językiem wykładowym.

Nie było to jednak łatwe zadanie, gdyż nie zachowała się dokumentacja zlikwidowanej w 1970 r. placówki oświatowej. W tej sytuacji szef kolegium podjął się - wydawałoby się - niewykonalnego zadania poszukiwania źródeł informacji przez dotarcie do absolwentów tej szkoły i jej nauczycieli z lat 1956-1970, w części rozproszonych nie tylko po kraju, ale i przebywających poza jego granicami, głównie na Ukrainie, w Szwajcarii, USA i Kanadzie. Sprzyjała temu sieć internetowa, bowiem oprócz rozesłania tysięcy listów, można było poszukiwać osobowych źródeł wiedzy via komunikatory społeczne.

Entuzjazm członków powołanego zespołu redakcyjnego, pamięć o znaczącym wpływie tego liceum na ich życie osobiste oraz rozwój zawodowy skutkowały pozyskaniem nie tylko tysięcy zdjęć, które trzeba było odpowiednio posegregować i umieścić w odpowiednim miejscu, ale przede wszystkim nadać temu zbiorowi logiczną, historyczno-pedagogiczną strukturę i narrację. W części biografistycznej są scharakteryzowane sylwetki uczniów oraz ich nauczycieli, przy czym ci ostatni nie byli tylko pochodzenia ukraińskiego prowadząc przecież zajęcia także w klasach polskich.

Jak pisze redaktor tomu:

"W książce akcentowane są głównie momenty pozytywne, ale nie unikano pokazywania sytuacji trudnych, przykrych i kontrowersyjnych. Nie uznano za celowe dokonywanie ocen i rozliczeń osób, które były uwikłane w różne trudne sprawy. Z niepokojem odnotowano zakres i metody inwigilacji klas ukraińskich przez ówczesną Służbę Bezpieczeństwa (SB). Materiał, który nadesłał dr Arkadiusz Słabig po kwerendzie w Oddziale Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) w Białymstoku, wprost przeraża. Problem wymaga dalszych badań." (s. 12)


Książka jest niesłychanie ważnym dokumentem nie tylko czasów PRL-owskiej oświaty, ale także polityki państwa wobec mniejszości narodowych. Szczególnie w dobie polskiej transformacji ustrojowej i zachodzących zmian politycznych oraz kulturowych na Ukrainie wydanie tego dzieła stanowi ważny wkład w dobro wzajemnych stosunków i szansę na kontynuowanie badań naukowych we współpracy z naszymi ukraińskimi partnerami. Książka ukazała się w tym samym czasie w języku polskim i ukraińskim. Przekładu na język ukraiński dokonał prof. Mikołaj Łesiuk, kierownik Katedry Języków Słowiańskich na Podkarpackim Uniwersytecie Narodowym im. Wasyla Stefanyka w Iwano-Frankiwsku.

Historycy wychowania i badacze polityki oświatowej znajdą w tym tomie rozdział Romana Drozda poświęcony polityce narodowościowej PRL wobec 700-tysięcznej ludności ukraińskiej oraz dr Ewy Pogorzały o polityce oświatowej wobec mniejszości narodowych w powojennej Polsce ze szczególnym uwzględnieniem stanu i wyzwań związanych z nauczaniem języka ukraińskiego. MArek Syrnyk analizuje nauczanie języka ukraińskiego w Polsce po II wojnie światowej (w latach 1952-1989).

Dr Anna Młynarczyk-Tomczyk podjęła się analizy wybranych aspektów pracy dydaktyczno-wychowawczej w liceach pedagogicznych, uwzględniając ich strukturę organizacyjno-programową, treści i metody pracy dydaktyczno-wychowawczej, zajęcia lekcyjne i aktywność pozaszkolną oraz pozalekcyjną oraz odrębny tekst na temat edukacji w zakresie przedmiotów pedagogicznych. Program kształcenia był znacznie szerszy od tego, jaki był realizowany w liceach ogólnokształcących, bowiem w tych placówkach przygotowywano przyszłe kadry nauczycielskie. Nic dziwnego, że dość wysoki był poziom odsiewu i odpadu szkolnego, a sprawność kształcenia w poł. lat 60.XX w. wyniosła 69,4%. (s. 75)

Po dzień dzisiejszy absolwenci liceów pedagogicznych wspominani są jako znakomicie przygotowani do pracy w szkolnictwie profesjonaliści. Ich kształcenie trwało pięć lat, a więc tyle, ile ponoć ma wreszcie obowiązywać w kształceniu wczesnoszkolnym na studiach pedagogicznych od 1.10. 2019 r.

Ponad 700 stron tomu poświęcono już tej jednej placówce kształcenia nauczycieli w Bartoszycach. Kolejne rozdziały odsłaniają poszczególne zakresy i dziedziny działalności Liceum Pedagogicznego, a mianowicie:
- Geneza i działalność liceum
- Działalność wychowawcza szkoły
- Warunki funkcjonowania klas ukraińskich
- Działalność artystyczna uczniów klas ukraińskich
- Biografie kadry pedagogicznej wzbogacone o wspomnienia
- Biografie absolwentów (rocznikami od 1961 do 1970)
- Wspomnienia (profesorów, absolwentów, przyjaciół i sympatyków szkoły)
- Wywiady
- Spotkania po latach (zjazdy szkolne, spotkania klasowe, działalność w Ukraińskim Towarzystwie Nauczycieli w Polsce, kursy i konferencje metodyczne, seminaria naukowe i wycieczki).
- Ku pamięci tych, którzy odeszli.

Tom otwierają strofy wiersza Wołodymyra Masiaka, którym zamykam mój wpis podkreślając zarazem piękno, mądrość i dobro w zgromadzonych w powyższym tomie treściach:

"Ucz się dziecino, Pan Bóg z Tobą,
Uszanują ludzie, polubi cię świat.
Ucz się, aby zasiać dobro pośród ludzi,
I wiecznie żyć będziesz, nie zginie twój ślad!"


Polecam znakomity zbiór wywiadów z Abp. Światosławem Szewczukiem w rozmowie z Krzysztofem Tomasikiem pt."Dialog leczy rany".

01 września 2018

W szkołach prywatnych nauczyciele muszą być na etatach


To jest jedno z niewielu, ale bardzo dobrych rozwiązań prawnych w szkolnictwie, a zobowiązujących podmiot prowadzący do zatrudniania nauczycieli na etacie, a nie na umowach zlecenie. Mam nadzieję, że skończy się dzięki temu zatrudnianie w szkołach prywatnych nauczycieli jak "niewolników", których można przyjąć na próbny okres, po czym ich nie zatrudnić na jakąkolwiek umowę o pracę, nawet tzw. śmieciową. To są najczęściej szkoły z nauczycielami-żabkami, co to doskakują po pracy na etacie w szkole publicznej na jedną lub kilka godzin tygodniowo, by sobie dorobić.

Otrzymuję sygnały, że jedna z tzw. szkół międzynarodowych w Łodzi nieustannie zatrudniała i zwalniała nauczycieli, których przyjmowano do prowadzenia zajęć z jednego czy dwóch przedmiotów. W związku z tym już od pierwszej klasy szkoły podstawowej dzieci mają w ciągu roku nie jednego nauczyciela-wychowawcę, ale kilkoro, ustawicznie zmieniających się co kilka - lub kilkanaście tygodni. Biznesowo traktująca tę szkołę właścicielka co innego obiecywała rodzicom uczniów, a co innego realizowała, nawet nie tłumacząc się z tego pseudopedagogicznego procesu: zatrudniania-zwalniania-zatrudniania-zwalniania itd.

Pęd do kumulowania zysków finansowych kosztem jakości kształcenia i komfortu psychofizycznego dzieci oraz brak profesjonalnej etyki zawodowej sprawiał, że z każdym rokiem szkolnym z każdej z klas odchodziło kilkoro uczniów. Zmartwienie spadało na tych, którzy wciąż wierzyli, że jest to tylko chwilowe. Podporządkowana właścicielce dyrekcja nie miała nic do powiedzenia poza czerwieniem się ze wstydu przed rodzicami i okłamywaniem dzieci i młodzieży, że następny nauczyciel będzie dożo lepszy, a zmiany są wprowadzane dla ich dobra.

Szkoła prywatna otrzymuje na każdego ucznia coroczną subwencję z budżetu państwa, a mimo to podwyższa regularnie czesne i jeszcze nie dba o stałość i jakość nauczycielskich kadr. To prawda, że w takich sytuacjach procesem reguluje częściowo mechanizm rynkowy. Jak się komuś szkoła nie podoba, to zabiera z niej dziecko i już. Skoro tak, top dlaczego wszyscy mamy dopłacać do takiej szkoły? Dlaczego ma ona uprawnienia szkoły publicznej, skoro de facto nie spełnia kadrowych standardów szkół publicznych?

Za to zatem pochwalam ministerstwo, bowiem czas najwyższy skończyć z rynkiem pseudoszkół podstawowych czy ponadpodstawowych, w których wykorzystuje się oczekiwania i aspiracje rodziców gotowych dopłacać do jakości edukacji nie do realizacji założonych celów szkoły i jej misji, ale zatroszczenia się przez właścicieli o własną rodzinę w wielopokoleniowym nawet zakresie. Edukacja może być dobrym biznesem, o ile nie odbywa się przede wszystkim kosztem dzieci oraz ich nauczycieli!

Przypomnę, jak to prywatne Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące ABIS w Łodzi zatrudniało na umowy śmieciowe nauczycieli, którzy tak mówili o tym procederze:

"Jestem już po dwóch dwuletnich umowach. Moja ostatnia umowa wygasła z końcem wakacji, a nową zawarliśmy dopiero 2 września z datą 28 sierpnia. Na rozpoczęciu roku byłam, nie wiedząc, czy pracuję. (...) Część Rady Pedagogicznej w lipcu odeszła, nie zgadzając się na takie warunki. W ich miejsce przyszli nowi nauczyciele, ale nie wiemy, czy mają umowy (...). [A. Kupracz, Szkoła bez umów, Łózka Gazeta wyborcza 3-4.09.2016, s. 6].

Najwyższy czas skończyć z fałszywymi obietnicami nierzetelnie prowadzących takie szkoły, a polegającymi na tym, że np. obiecuje się międzynarodową maturę, po czym na skutek fatalnej polityki kadrowej i ucieczek uczniów do innych szkól, takowy egzamin staje się niemożliwy, bo dla właściciela nieopłacalny. Kuratoria oświaty powinny sprawdzać, czy rzeczywiście są spełnione w tych szkołach cele, a jeśli nie, to powinny być wykreślone z oferty kształcenia.

Niewłaściwa polityka kadrowa w zatrudnianiu nauczycieli powinna skutkować odebraniem tym szkołom uprawnień. Niech wreszcie skończy się pasożytowanie na rodzicach oraz ich dzieciach, którzy lokują swój kapitał w edukację z nadzieją, że będzie adekwatna do zobowiązań podmiotu prowadzącego placówkę. Nakaz zatrudniania na etacie nauczycieli skończy nieuczciwa swobodę w tych prywatnych szkołach, których właściciele już dawno zatracili poczucie godności i profesjonalizmu.

Uczciwiej dla dzieci i ich rodziców jest zlikwidowanie szkoły prywatnej, skoro nie ma się pieniędzy na jej rzetelne prowadzenie. Tak postąpiła założycielka szkoły podstawowej, gimnazjum i liceum ABiS w Łodzi, gdzie - jak się wydawało jeszcze kilka lat temu - była szansa na stworzenie rzeczywiście alternatywnego modelu edukacji opartego na Planie Daltońskim.

Jak przyznali rodzice, rzekomo głównym powodem było wygaszanie gimnazjum i zmniejszająca się w związku z tym liczba uczniów. Fakty jednak były typowe dla tego typu biznesu. Jedni rodzice twierdzili, że w tej szkole był (...) po prostu straszny bajzel. Są niekompetentni pracownicy, których zatrudnia się po znajomości, inni zaś ubolewali nad rozwiązaniem szkoły, bo byli w niej zadowoleni z kadr." (A. Kupracz, Gazeta Wyborcza. Łódź 17.06.2017, s.1)

Niech ostrzeżeniem będzie organizacja "Przyjazna Szkoła", która w imieniu szkół objętych jej zasięgiem przyjmowała od rodziców 1 proc. podatków, ale nie odprowadzała ich do obdarowanych przedszkoli i szkół. (Dziennik. Gazeta Prawna 2017 nr 42, s. B10). Organizacja ta została już usunięta z krajowego rejestru stowarzyszeń, ale problem pozyskiwania w ten sposób dodatkowych środków od rodziców wielu niepublicznych szkół pozostał. Nie wszyscy ich właściciele przeznaczają je na cele statutowe, edukacyjne. Rodzice zaś już tego nie kontrolują.

Już trzy lata temu Artur Radwan pisał w Dzienniku. Gazeta Prawna "Oszuści zarabiają na szkołach" (2015 nr 120). Każdy bowiem może założyć niepubliczną placówkę oświatową na podstawie art.82 Ustawy z 7 września 1991 o systemie oświaty występując ze stosownym wnioskiem do gminy, która wpisuje szkołę do ewidencji. Podmiot powołujący do życia taką placówkę nie musi wykazywać się żadnym kapitałem na prowadzenie takiej działalności, a kiedy wynajmuje lokal na nią, to także nie musi rozliczać się z opłacania czynszu, płacenia składek ZUS, by pobierać dotację na każdego ucznia. Mimo wielu skarg rodziców resort edukacji nie zmienił tej sytuacji.

Właśnie dlatego dr Stefan Płażek z UJ sugerował w powyższym artykule, by MEN zagwarantował ustawową ochronę dzieci uczęszczających do szkół prywatnych, by to ich właściciele ponosili koszty kontynuowania edukacji w innej placówce niepublicznej, skoro w macierzystej nie mogą już jej kontynuować czy ukończyć. Może wówczas roztropniej prowadziliby swój biznes, a nie kosztem uczniów przerzucali na ich rodziców skutek ich nieuczciwego biznesu.

Rodzicu, płacisz za edukację w szkole prywatnej, to sprawdź, czy Twoje dziecko dojdzie w niej do ósmej klasy, a potem czy dotrwa do matury, nie dlatego, że może mieć problemy w uczeniu się, ale z powodu zmieniających się nauczycieli, niewłaściwej polityki zarządzania itp. Chyba, że lubisz edukację w trudnych warunkach, tak jak ja, bo one kształtują charakter. Tylko czy chcesz za to płacić?

31 sierpnia 2018

Wicemarszałek Ryszard Terlecki rzetelnie opisuje zasługi Lecha Wałęsy w odzyskaniu przez Polskę wolności


SOLIDARNOŚĆ 1980-1989. POLSKA DROGA DO WOLNOŚCI - to tytuł książki historyka Ryszarda Terleckiego, która ukazała się w tych dniach, a Poczta Polska sprzedawała ją w promocji o 10 zł taniej, niż cena wskazana na okładce.

Sięgnąłem po nią z ciekawością, bowiem obejmuje okres niezwykle ważny w życiu mojego pokolenia. Lata 1980-1989 stały się rewolucyjną dekadą, która zaowocowała wyzwoleniem się Polski i Polaków z jarzma totalitarnego ustroju, sowieckiej dyktatury i związanych z nią ludzkich tragedii, ale i znaczących doznań nadziei i wolności, marzeń i strat w codziennym życiu każdej rodziny. Nie ukrywam, że byłem niemalże przekonany o spotkaniu się z "nową" wykładnią historii, która będzie nierzetelna, okradająca nas z pamięci realiów tamtych czasów, prawdy doświadczanej, bo w różny sposób także obserwowanej i wchłanianej przez każdego młodego człowieka, świadomego tamtych wydarzeń.

Autorem jest przecież obecny wicemarszałek Sejmu, który uczestniczy w ideologicznej kontrrewolucji z ramienia własnego środowiska politycznego (PiS), a jakże niechętnego rzeczywistym dokonaniom bohaterów „Solidarności” tej dekady, wśród których autentycznym liderem był Lech Wałęsa. Tak, to ten sam, a sponiewierany przez obecne elity jako rzekomy zdrajca, esbek, donosiciel… .

Tymczasem mamy ogląd wydarzeń, które byłyby niemożliwe bez Lecha Wałęsy w finalnym akcie wyzwalania Polski z ustroju socjalistycznego. Oczywiście, że droga do wolności była usłana ofiarami i poświęceniem się tysięcy aktywnych działaczy opozycji w PRL oraz członkostwu 10 milionów członków NSZZ „Solidarność”, którzy w ramach swoich zadań społecznych, zawodowych włączali się w najróżniejszy, a niewidoczny wciąż dla historii sposób, do ostatecznego zwycięstwa.

Książka nie jest monografią naukową, chociaż została napisana przez profesora historii, a to dlatego, że nie była recenzowana, bo i jej narracja ma charakter publicystyczny. Wprawdzie R. Terlecki przywołuje fragmenty różnych dokumentów, uchwał, stanowisk, wypowiedzi działaczy opozycji, elit ówczesnego państwa, przedstawicieli władzy i hierarchów Kościoła Katolickiego, ale nie podaje żadnych odwołań do źródeł. Musimy zatem uwierzyć, że takowe rzeczywiście istnieją i miały miejsce. Ja nie muszę opierać się na ufności, bo znam przywoływane tu fragmenty z tekstów, wypowiedzi medialnych, także te z podziemia, gdyż na bieżąco czytałem je, wysłuchiwałem, oglądałem itp.

Rekonstrukcja wydarzeń tego dziesięciolecia i ich analiza są bardzo rzeczowe, zdystansowane, z rzadka opatrzone własną oceną. Raczej przywołuje Terlecki opinie, które były przedmiotem powszechnej debaty. Przywołuje wypowiedzi tych opozycjonistów, którzy dzisiaj są jego politycznymi wrogami, należą do – jak określa to jego formacja – ludzi „gorszego sortu”. Na szczęście dzięki tej książce nie można już powtarzać, że Bogdan Borusewicz, Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Lech Wałęsa są tymi, którzy byli razem z ZOMO, bo byłoby to równoznaczne z reprodukowaniem reżimowej propagandy czasów PRL. Można natomiast lepiej rozpoznać zaistniałe już w tamtym okresie podziały , napięcia, spory i intrygi w łonie opozycji, które były podsycane i inspirowane przez PRL-owskie służby bezpieczeństwa. Ofiarą tych intryg w omawianym okresie była m.in. śp. Anna Walentynowicz .


Jeśli zatem w podręcznikach szkolnych do współczesnej historii wygenerowanych przez ekipę ministry edukacji Anny Zalewskiej nie ma Lecha Wałęsy, to w tej książce znajduje on swoje godne miejsce i uznanie, a nawet jest wyrażany podziw dla jego odwagi, poświęcenia, przyjęcia godnej postawy wobec nieskutecznych starań peerelowskiej władzy o współpracę z ówczesnym reżimem.

A kiedy to się nie powiodło, to R. Terlecki odsłania działania służb specjalnych mających na celu zminimalizowanie wpływu i charyzmy Wałęsy (aresztowania, nieudana próba zamachu we Włoszech, manipulowanie faktami, próby ośmieszenia czy skompromitowania itp.) oraz morderstwa charyzmatycznych duchownych i ludzi dających moralną siłę wsparcia Polakom. Z tej książki polska młodzież czasów konsumpcyjnej wolności i zaniku odpowiedzialności za polską demokrację dowie się, że to nie Lech i Jarosław Kaczyński doprowadzili Polskę do wolności, aczkolwiek słusznie jest tu odnotowany ich cząstkowy wkład w ruch związkowy i na rzecz opresjonowanych przez władze PRL.

Ryszard Terlecki oddaje cześć Lechowi Wałęsie wraz z innymi, a wybitnymi postaciami świata nauki, kultury i środowisk robotniczych za ostatnią dekadę walki o wolną Polskę.


Być może zupełnie nowego znaczenia nabiera wypowiedź z sierpnia 1984 r. bojownika o wolność i apostoła miłości – a zamordowanego przez SB-cję - ks. Jerzego Popiełuszki: „Naród polski nie nosi w sobie nienawiści i dlatego zdolny jest wiele przebaczyć, ale tylko za cenę powrotu do prawdy. Bo prawda i tylko prawda jest pierwszym warunkiem zaufania.” (s. 207)

Dzięki Lechowi Wałęsie i z Wałęsą de facto - „Kończyła się dekada nadziei i Polska rozpoczynała trudną drogę odbudowy niepodległego i demokratycznego państwa” (s. 290).

Teraz poczekam na kolejny tom, w którym Ryszard Terlecki pokaże, jak elity I fali „Solidarności”, a więc tej pierwszej dekady walki o wolność Polski, weszły w koegzystencję z ludźmi komunistycznego reżimu i jak są nadal utrzymywane w strukturach władzy lat 1990-2018, a więc także tej władzy.