16 czerwca 2018

O dewastacji pamięci – historii i reifikacji tożsamości w świecie konsumpcji i manipulacji

Pedagodzy Uniwersytetu Opolskiego mieli znakomity pomysł profesjonalnie organizując niezwykle ważną kulturowo, społecznie i edukacyjnie Interdyscyplinarną Konferencję Naukową nt.: "Pamięć – Historia – Tożsamość". Jej kreatorem była prof. dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz, którą pozyskało to akademickie środowisko na etat w ubiegłym roku otwierając nowe karty swojej historii.

Już od roku widać ogromną zmianę w sposobie myślenia o nauce i kształceniu przyszłych pedagogów. Jak relacjonował mi dyrektor Instytutu Edukacji prof. UO dr hab. Edward Nycz wraz z nowym rokiem akademickim nastąpi połączenie działających dotychczas odrębnie dwóch instytutów pedagogicznych w jeden, by wzmocnić kapitał naukowy oraz zrobić wszystko, by odzyskać powszechne zaufanie do odzyskania uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktora w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie pedagogika.

Wystarczy zajrzeć do programu obrad, by przekonać się, jak szeroki, interdyscyplinarny zaproponowano plan debat naukowych na temat kluczowych kategorii pojęciowych współczesnej humanistyki - pamięci, historii i tożsamości. Nie mogłem brać udziału w obu dniach obrad, ale piątkowa sesja plenarna pozwoliła przekonać się, jak wiele jest jeszcze do zbadania, dyskusji, analiz w gronie przedstawicieli także nauk społecznych.

Władze rektorskie Uniwersytetu Opolskiego udostępniły na obrady naukowcom z całego kraju zmodernizowaną i klimatyzowaną aulę, toteż odbiór referowanych treści w upalne przedpołudnie stał się prawdziwą ucztą intelektualną. Już w merytorycznych założeniach konferencji zakreślono terytorium myśli i pytań, na które warto szukać odpowiedzi:

"Tożsamość wspólnoty w kontekście współczesnych zmian cywilizacyjnych przeżywa kryzys, który wbrew pozorom może być szansą dla jej trwałości. Wykorzystanie tej szansy będzie możliwe dzięki namysłowi nad zagadnieniem tożsamości wspólnoty, jakiego dokonają badacze z różnych dyscyplin nauk społecznych i humanistycznych. Zachodzące w społeczeństwach procesy społeczne, które decydują o ich wspólnotowej tożsamości, stają się dzisiaj przedmiotem naukowej refleksji i kierunkowskazem dla praktycznych działań polityków i osób odpowiedzialnych za płynność i zmienność społecznego funkcjonowania pokoleń.

Nasza jednostkowa tożsamość, nasze poczucie jedności i więzi z innymi przy zachowaniu własnej indywidualności i niepowtarzalności zakorzeniona jest w tożsamości naszej wspólnoty. Oparta na jej historii, na pamięci przeszłych zdarzeń pozwala nam dzisiaj na ciągłe odzyskiwanie równowagi, na poczucie spójności w społeczeństwie permanentnej zmiany, utraty zaufania i braku bezpieczeństwa ontologicznego.

Czym jest dzisiaj historia? Jakie znaczenie, jakie funkcje jej przypisujemy, w jaki sposób buduje ona dzisiaj naszą wspólnotową i jednostkową tożsamość? Jaki status ma wiedza historyczna – czy jest zawsze obiektywnym faktem, poddającą się generalizacji prawdą o jakichś czasach i dziejących się w nich wydarzeniach? Czy może być także interpretacją tych zdarzeń, może być ciągłym odczytywaniem symboli i sensów opartych na indywidualnej i zbiorowej pamięci oraz nadawaniem im znaczeń?

Do czego jest dzisiaj – w świecie nowych mediów, nowych „rozszerzonych rzeczywistości” i nowych społecznych praktyk – potrzebna nam pamięć? Kto jest jej strażnikiem, kto ją tworzy, kto za nią odpowiada?

Jak można w demokratycznych społeczeństwach używać historii i pamięci? Jak się to dzisiaj robi? Po co, w jakim celu się to dzisiaj robi? Jakie ideologie i jakie praktyki władzy uzasadniają sposoby używania pamięci i używania historii?

Czym jest edukacja historyczna? Jakie ma dzisiaj zadania, jak ją rozumiemy my – badacze, a czego oczekują od niej inni uczestnicy procesów edukacyjnych: nauczyciele, rodzice, uczniowie?

Czym jest polityka historyczna i jakie jest jej miejsce w społeczeństwie demokratycznym? Czy i jak edukacja i polityka budują dzisiaj wspólnotę? A może ją niszczą? Może polityka historyczna to rodzaj manipulacji pamięcią i historią, a edukacja to narzędzie tej manipulacji?"


W Opolu spotkali się historycy, pedagodzy, psycholodzy i socjolodzy, by rozmawiać ze sobą o tym, jak pamięć i historia rzutują na naszą tożsamość. Świetnie zreferowała swoje badania sprzed lat - odnosząc się w komentarzach i interpretacjach także do bieżących wydarzeń w Polsce - prof. dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz. Mówiła bowiem o pamięci i niepamięci w konstruowaniu narracji jednostki i wspólnoty obficie korzystając z filozofii McIntyre'a i jego znakomitej rozprawy pt. "Dziedzictwo cnoty".

Uwzględniając wydarzenia polityczne w Polsce ostatnich dwóch lata pytała: Co się stało z naszą wspólnotą, skoro posługujemy się w debatach publicznych niepamięcią? Jak to jest możliwe, że, odrzucamy dumę z pokojowej rewolucji i pierwszych wyborów w dn. 4 czerwca 1989 zamieniając ją w zdradę narodową?

Słusznie wskazywała na to, że warto rozmawiać o tych praktykach, prowadzić ze sobą uczciwy a nie demagogiczny spór, bez obrażania się na siebie. Rozumiejąc trudność tamtej sytuacji możemy rozważać tamte zachowania i podejmowane przez polityków opozycji decyzje w czasie obrad "Okrągłego stołu" dopuszczając do głosu wszystkie racje. Znakomicie, że zaakcentowała w czasie swojej wypowiedzi znaczący wkład w podejmowanie prób demokratyzacji naszego państwa i społeczeństwa polskiego środowiska naukowej pedagogiki. Jako pedagodzy zaczęliśmy przecież I Zjazdem Pedagogicznym w Rembertowie od dyskusji na temat tożsamości naszej nauki po socjalizmie, żeby w kolejnych latach mówić już o pedagogice dialogu. Niepamięć, by jednak znowu indoktrynować młode pokolenie, staje się naszą współczesną praktyką.

Znakomitym nawiązaniem do powyższych dylematów był referat dr Marzanny Pogorzelskiej z Uniwersytetu Opolskiego, która mówiła o niebezpiecznych związkach władzy i wiedzy w nauczaniu trudnej historii. Trudną jest - jak się okazuje - historia polityczna i polityka historyczna władzy, stąd trafne było uwzględnienie kwestii upolitycznieni wiedzy i władzy w nauczaniu historii.

Referująca zwróciła uwagę na uprawianie przez władze III RP fikcji historycznej, kiedy przywołamy toczące się spory na temat postaw Polaków wobec holocaustu i eksterminacji Żydów w okresie II wojny światowej. Jak stwierdziła: "Jesteśmy w stanie infantylnej niemożności spojrzenia prawdzie w oczy". Przywołała w swojej analizie m.in. psychologiczne mechanizmy niepamięci historycznej, sposoby neutralizacji winy i wstydu czy techniki manipulowania społeczeństwem przez rządzących, by ukrywać i/lub zniekształcać prawdę historyczną. Słusznie podkreśliła, że każda eksterminacja zaczyna się od języka! Zwracajmy zatem nań uwagę i nie bądźmy biernymi świadkami fałszowania kart polskiej historii.

W pamięci zapadło mi też barwne wystąpienie prof. UO dr hab. Anny Weissbrot-Koziarskiej z Uniwersytetu Opolskiego, która przedstawiła w prezentacji swoje spojrzenie na ponowoczesne społeczeństwo konsumpcji. Nadała temu referatowi tytuł: Tylko gwiazdy świecą własnym światłem, czyli refleksje o konsumowaniu siebie. Ciekawie nawiązywała zarówno do socjologii Zygmunta Baumana, jak i Michela Foucault'a wskazując na to, jak silnie kształtuje się tożsamość współczesnego homo consumens.


W nauce - zdaniem referującej - szukamy odpowiedzi na pytanie o przyszłość, o to, jakie mogą być ścieżki naszej ewolucji. O ile, w społeczeństwie producentów najważniejsza była praca, której kreatorzy oczekiwali od absolwentów edukacji posłuszeństwa, konformizmu, rutyny i drylu, o tyle w społeczeństwie konsumenckim obywatele są pod przymusem wyborów, zobowiązywania do kolekcjonowania i gromadzenia rzeczy, ale i wrażeń.

Żyjemy zatem w dobie pogardy dla trwałości. Siłą napędową konsumenta jest rywalizacja, ale i lęk, obawa w związku z wymuszaną skutecznością własnych działań i dążeń. Człowiek staje się towarem konsumując niejako samego siebie. Podsumowując swoją wypowiedź odszyfrowała tytuł swojego referatu. Jej zdaniem to konsumenci odbijają obcym światłem. Jednostka jest zaprogramowana i pozbawiana zdolności do refleksji stając się jednocześnie więźniem i strażnikiem.

Jeśli organizatorzy konferencji przewidują publikację zrecenzowanych referatów, to możemy za jakiś czas otrzymać interesująca pamięć historii tego wydarzenia naukowego, które zapewne w jakiejś części wpisało się w tożsamość uczestników. Jeśli ktoś się nudził lub zgubił, to mógł w gmachu rektoratu obejrzeć interesujące wystawy historyczne z dziejów miasta i jego regionu, także oświatowych.

15 czerwca 2018

Barbarzyństwo 2.0


Otrzymałem materiał z Komisji Sejmowej zajmującej się wykonaniem budżetu przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Z tylko pobieżnej analizy materiałów wynika, że potwierdzają się moje wcześniejsze przypuszczenia.

Polityka Jarosława Gowina z wprowadzeniem przez ministra słynnego wskaźnika "13 studentów na 1 nauczyciela akademickiego" w uczelniach państwowych ma na celu pozbycie się przez władze państwowe odpowiedzialności za jakość kształcenia młodych pokoleń oraz radykalne zminejszenie wydatków na naukę i szkolnictwo wyższe.

Podziału środków budżetowych w dziale szkolnictwo wyższe jest doskonałym tego wskaźnikiem:

- "średnioroczny poziom zatrudnienia w szkolnictwie wyższym był niższy o 819 etatów"

- "w uczelniach publicznych nastąpił spadek, natomiast w uczelniach niepublicznych (łącznie z cudzoziemcami) nastąpił wzrost liczby studentów"

- "w uczelniach niepublicznych ogólna liczba studentów nowo przyjętych na I rok studiów zwiększyła się o 8,6 tyś. osób"

- "w uczelniach publicznych przyjęto na I rok studiów [...] mniej niż w 2016 r. o 23,9 tys. osób. Spadek liczby przyjęć dotyczył zarówno studiów stacjonarnych, jak i niestacjonarnych."

- "w uczelniach publicznych liczba studentów ogółem zmniejszyła się w stosunku do 2016 r. o 64,6 tys. osób, tj. do poziomu 967,7 tys. osób. Spadek liczebny nastąpił zarówno na studiach stacjonarnych jak i niestacjonarnych.W uczelniach niepublicznych nastąpił wzrost liczby studentów ogółem, przy czym na studiach stacjonarnych nastąpił wzrost liczby studentów, a na studiach niestacjonarnych spadek tej liczby.

Udział studentów sektora uczelni niepublicznych w liczbie studentów ogółem wyniósł 24,9%, tj. zwiększył się względem 2016 r. o 1,4%
."


Na ogłoszony na moim Wydziale konkurs dla asystenta nie zgłosiła się ani jedna osoba. Kto chce bowiem pracować na Uniwersytecie, w którym płace nie pozwalają na przeżycie do końca miesiąca, a co dopiero mówić o inwestowaniu we własny rozwój! Za co mają młodzi naukowcy kupować książki (nawet e-booki), wyjeżdżać na konferencje, szkolenia, wziąć udział w Letniej Szkole Młodych Pedagogów, skoro tygodniowy pobyt pochłania 50 proc. ich miesięcznych poborów?!

Mojej doktorantki nie stać na to, by mogła wziąć udział na Uniwersytecie Jagiellońskim w warsztatach metodologicznych, bo musiałaby jeść szczaw i mirabelki! Oto odsłona prawdy o neoliberalnej reformie J. Gowina. Cichą nocą złamane ludzkie sumienia zostaną wygaszone, by podporządkować je pozaakademickim interesom. Już nawet nie współczuję posłom, którzy będą musieli głosować ZA, ze świadomością, że są PRZECIW. W końcu - jak pisał Janusz Korczak - grają fałszywymi kartami.

Młode pokolenie jednak im tego nie daruje. Zapamiętają występujące w telewizji marionetki.

Co spowodował wskaźnik Gowina? Widać to w powyższym raporcie: radykalny wzrost przyjęć na studia w prywatnym sektorze szkolnictwa wyższego. Minister wprowadził rozwiązanie, na jaki nie zgodziła się nawet neoliberalna Platforma Obywatelska! PiS, które jest ponoć formacją prospołeczną, tym samym doprowadził do przerzucenia kosztów studiów na młodzież z najuboższych środowisk, gdyż nie ma ona szans dostania się na bezpłatne studia, skoro uniwersytety i politechniki muszą ograniczyć liczbę przyjęć!

Tym samym młodzi będą studiować w wielu pseudoszkółkach, wspierać biznes, a nie polską kulturę i rozwój polskiej inteligencji! Czy to jest zatem zgodne z programem politycznym Prawa i Sprawiedliwości??? Za co przehandlowano zgodę na tę reformę? Kto na tym ma robić biznes, a kto uniknąć wysiłku intelektualnego, by ubiegać się o stopnie naukowe? Wiadomo, nie będzie minimum kadrowego, nie będzie habilitacji, bo profesor(k)ów spośród doktorów-członków partii lub kolesiów mianuje teraz każda szkoła wyższa. Byli marcowi docenci, będą "pisowscy profesorowie".

Nie bez powodu prof. Aleksander Nalaskowski trafnie zatytułował swój kolejny felieton - Barbarzyństwo 2.0, który gorąco polecam. Napisał w nim m.in.

"(...) zwrócę uwagę na niezwykle niebezpieczne i mało dostrzegane zagrożenie, które niesie ustawa. Otóż, ewidentnie uderza ona w humanistykę i nauki społeczne, właściwie stanowi asumpt do ich zupełnej likwidacji czy marginalizacji w postaci wydzielonej niszy. Jednocześnie wprowadza (wprowadzała?) możliwość uzyskania habilitacji osobom, które nie muszą napisać ani jednego artykułu, o książce nie wspominając, aby mieć ten stopień. Do tego preferowane są – a jakże!-publikacje zagraniczne w czasopismach angielskojęzycznych. Dodajmy do tego jeszcze wyraźną „beztroskę” językową projektów wysłanych do opiniowania. Zobaczmy, że cały ten zestaw uderza w niepodważalne dobro narodowe jakim jest język ojczysty. Likwidacja nauk posługujących się językiem jako głównym instrumentarium, możliwość awansu naukowego bez napisania czegokolwiek i ustanowienie wyższości języka obcego nad narodowym można traktować już nie tylko w kategoriach niekompetencji czy nieodpowiedzialność, ale również jako zamach na naszą tożsamość, na tożsamość polskiej nauki i uniwersytetów. I może być tak, że ten zamach poprze zarówno parlament jak i prezydent. Tym samym przyklepią akt barbarzyństwa."


---
(źródło obrazu)

14 czerwca 2018

Milenialsom nie chce się studiować, a tym bardziej strajkować



Pokolenie milenialsów nie przejmuje się reformą szkolnictwa wyższego, bo czegokolwiek nie wymyśliłby którykolwiek z ministrów, ono i tak nie ma zamiaru studiować wybranego przez siebie kierunku. Obawiam się, że nie wiedzą nie tylko, kto jest obecnie ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, ale także kto jest ich rektorem, dziekanem czy wykładowcą.

W tym kontekście, kiedy Jarosław Gowin komentuje obecne strajki w niektórych uczelniach (UW, UŁ, AGH, UO, UG, UAM, UJ) jako happening, to zapewne też ma taki obraz młodzieży, której specjalnie na niczym nie zależy. Nie bierze jednak pod uwagę tego, że mimo wszystko większości uczonych dobro nauki, rozwoju własnej dyscypliny i dziedziny wiedzy leży na sercu jako wartość autoteliczna. Może zatem odebrać ten komentarz jako przejaw arogancji resortowej władzy, której trudno jest pogodzić się z faktem narastającej fali słusznego niezadowolenia z projektu Ustawy 2.0.

Minister J. Gowin nie raczy dostrzec, że reform nie można przeprowadzać w oparciu o uzgodniony z rektorami rozdział środków finansowych przy równoczesnym lekceważeniu krytycznych uwag. Co z tego, że były konsultacje, kongresy, debaty, skoro opinie negatywne zostały pominięte przez doradców ministra, bo on sam chyba nie miał czasu na zapoznanie się z nimi.


Jak można twierdzić, że ustawa musi być przyjęta przez Sejm i Senat, bo za ministrem stoi reprezentacja jakiejś większości, której coraz większa część wcale sobie tego nie życzy? Przedstawiciele różnych gremiów, jak najbardziej szacownych - naukowych, studenckich i przedstawicielskich - zostali pozyskani nie tylko politycznymi środkami do oficjalnego poparcia procedowanego dzisiaj w Sejmie projektu ustawy 2.0. Nie podoba mi się nazwa "Konstytucja dla Nauki", gdyż jest zawłaszczaniem nazwy najwyższego w państwie aktu prawa, który został naruszony przez władzę ustawodawczą i wykonawczą. Profesor Michał Głowiński nazwałby takie przechwytywanie pojęć mianem nowomowy.

Dopiero presja nielicznych wprawdzie środowisk i medialne wsparcie ich postulatów sprawiły, że wreszcie zaczęto przyglądać się w ministerstwie zasadności krytycznych opinii. Można? Można. Tylko trzeba chcieć. Krytycy reformy łapią wiatr w żagiel, bo skoro
minister ogłosił tydzień temu, że uwzględnił większość postulatów protestujących, czemu dał wyraz w swoim odniesieniu do nich na stronie resortu, a we wtorek dorzucił jeszcze rzekomo 50 poprawek, to znaczy, że strajki mają sens.

Kto jednak widział te 200 poprawek (najpierw 150 a teraz 50)? Czego one dotyczą i jaką mają treść oraz formę? Trzeba czekać do końca tygodnia, w czasie którego politycy mają rozstrzygnąć, czy są ZA czy może PRZECIW tej reformie. Z każdym dniem przybywa strajkujących i popierających Akademicki Komitet Protestacyjny, ale czy wszyscy wiedzą, jaki jest stan faktyczny roszczeń i zmian?

Nie dostrzegam wśród wciąż formułowanych postulatów konieczności natychmiastowej korekty budżetu i radykalnego dofinansowania szkolnictwa wyższego z realną możliwością egzekwowania przez władze uczelni efektywności pracy naukowo-badawczej. Tymczasem w ramach KRASP reformę poprali też tacy rektorzy, którym dotychczas było obojętne to, jaki jest poziom i efektywność pracy naukowej nauczycieli akademickich w kierowanych przez nich uczelniach. Może czas zdjąć maski i uderzyć się we własne piersi?