11 maja 2018

Festiwal filmów, także dla pedagogów, bo m.in. o edukacji alternatywnej




Maj staje się miesiącem filmów edukacyjnych. Na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego doktorantka Katedry Teorii Wychowania, a zarazem szefowa samorządu studentów studiów III stopnia mgr Agata Marciniak organizuje dla zainteresowanych w dn. 20. 05. 2018 r. Interdyscyplinarną konferencję naukową - „Filmy, które każdy pedagog i psycholog obejrzeć powinien”. Planowane są nie tylko referaty, ale i spotkania z edukacją i pedagogiką na "srebrnym ekranie".

Natomiast w Warszawie odbędzie się w dn. 11-20 maja 2018 r. 15. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity, największy festiwal filmów dokumentalnych w Polsce, w trakcie którego przewidziane są projekcje także filmów poruszających problematykę edukacji alternatywnej.

Zainteresowani będą mogli obejrzeć francuski film pt. "Pozwólmy nauczać dzieciom" w reżyserii Alexandre Mourot (2017). Tytuł wprawdzie został źle przetłumaczony, gdyż każdy pedagog wie, jaka zasada pedagogiczna zawiera się w jego montessoriańskiej wersji. Organizatorzy taki dają opis filmu:

Edukacja nie jest czymś, co robi nauczyciel, jest to naturalny proces rozwijający się spontanicznie w istocie ludzkiej. Nie jest nabywany przez słuchanie słów, ale dzięki doświadczeniom nabywanym przez dziecko w otoczeniu” – twierdziła wybitna włoska lekarka i pedagożka, twórczyni własnej metody edukacyjnej Maria Montessori. Jej zdaniem nikt nie może rosnąć za dziecko, które jest własnym budowniczym i nikt nie ma prawa odebrać dziecku tej funkcji. Dzięki Montessori powstała sieć przedszkoli i szkół, opartych na idei nieskrępowanego rozwoju dziecka, w którym wychowawca pełni rolę nie przewodnika, lecz dyskretnego opiekuna.

Reżyser filmu, ojciec kilkuletniej dziewczynki, postanowił przez rok obserwować z kamerą, jak wygląda jedna z najstarszych tego typu francuskich placówek. Poznajemy otoczenie, w którym przebywają dzieci, jak również oparty na zabawie i doświadczaniu świata sposób ich edukacji. Dzieci poruszają się tu swobodnie, pracują samodzielnie lub w małych grupach, a placówka zapewnia im środowisko, które spełnia ich potrzeby rozwojowe, i w którym mogą budować i rozwijać solidne podstawy do tworzenia własnej autonomii i poczucia wartości. Obserwujemy codzienne rytuały placówki, spotkania z dziećmi, ich swobodne działanie, odkrywając jak z czasem, dzięki zaufaniu i zrozumieniu ich potrzeb, zyskują niezależność, pobudzają koncentrację, pewność siebie, samodyscyplinę, społeczną otwartość i entuzjazm do nauki.

Poznajemy również wyzwania, jakie tego typu edukacja stawia nauczycielom. W filmie wykorzystano niepublikowane dotąd archiwa prezentujące idee edukacji Montessori i jej wartości, jak również sposób działania tego typu pedagogiki. Mamy także szansę poznać niedawne badania naukowe z zakresu neurobiologii i psychologii potwierdzające sens tego typu działań."


Drugi z filmów o edukacji alternatywnej, a w istocie przedszkolu waldorfskiemu, nosi tytuł: "Dzieciństwo" przedstawiając codzienność norweskiego przedszkola Aurora. Reżyserem tego dzieła jest Norweżka Margreth Olin



Jak informują organizatorzy o jego treści:

Dorastanie wymaga czasu. Zgodnie z pedagogiką waldorfską, dzieci rozwijają się poprzez swobodną twórczą zabawę. Proces wychowania i nauczania powinien uwzględniać ich indywidualne cechy, zainteresowania i zamiłowania oraz unikać ocen na rzecz aktywnego wspierania we wszystkich sferach rozwoju. Film przedstawia jedno z norweskich przedszkoli w stylu waldorfskim o nazwie Aurora, w którym dzieci mogą być sobą. Obserwujemy idylliczne miejsce w lesie – świat wspólnoty dzieci, które uczą się same, bez konieczności dotrzymywania kroku programowi nauki i wszelkim nakazom. Przez rok śledzimy z ich perspektywy zmianę pór roku, kłótnie i przyjaźnie, relacje z nauczycielami a także niezliczone niuanse ich codziennego życia, jakie pojawiają się na styku świata w przedszkolu i poza nim.

Dzieci wymyślają pełne fantazji zabawy, wykorzystując wszystko, co ma do zaoferowania las, oraz wchodzą w relacje z innymi i z otaczającą naturą. Dorośli pojawiają się w tym świecie marginalnie, a ich rola polega na dyskretnym towarzyszeniu, a nie przewodzeniu. Dzieciństwo jawi się tu jako czas uruchamiania wyobraźni, gier i poczucia bezpieczeństwa. Ten pozbawiony komentarza obserwacyjny i afirmujący życie film prowokuje do zastanowienia się, czego tak naprawdę potrzebują dzieci i na czym powinna polegać ich wczesna edukacja i praca towarzyszących im wychowawców.


Pedagodzy specjalni znajdą dla siebie piękne filmy o losach osób niepełnosprawnych, zaś pedagodzy międzykulturowi filmy poruszające problematykę relacji z INNYM, z kimś OBCYM, a jednak możliwie nam BLISKIM. Przewidziane są też spotkania z reżyserami, producentami i bohaterami pokazywanych dokumentów. Wystarczy zajrzeć na stronę Festiwalu, by przekonać się, jak bogata jest tegoroczna oferta.

Szczegóły na stronie www.docsag.pl

10 maja 2018

Schizoidalność recenzentów


Niestety, mamy w środowisku naukowym recenzentów, którzy przejawiają schizoidalność ewaluacyjną dokonań naukowych habilitantów. Ten przejaw patologii można rozpoznać po zawartości treści recenzji, która - wbrew fundamentalnym błędom autora rozprawy - kończy się pozytywną konkluzją np. Całokształt dorobku dra X uznaję nie tylko za wystarczający, ale spełniający z naddatkiem warunki uzyskania stopnia doktora habilitowanego.

Szczególnie interesująca jest ocena o rzekomym spełnieniu wymagań z naddatkiem, bo w gruncie rzeczy powinna świadczyć o tym, że mamy do czynienia z bezbłędną rozprawą naukową, ba, wykraczającą nawet poza ustawowe wymogi. Tymczasem czytam w tej recenzji sądy explicite:

- podejście do rekonstrukcji poglądów jest przeważnie zaś z relacji z drugiej ręki; ma tu miejsce absurdalność niektórych stanowisk, bowiem trafiają się wypowiedzi nie na temat, albo ewidentnie mylące; ma tu miejsce bezkrytyczne referowanie nieprawdziwych historycznie informacji;

- brak jednak w książce wyraziście krytycznego ustosunkowania się do tych interpretacji. Ich wielka ilość utrudnia czytelnikowi nawet dostrzeżenie poglądu Habilitanta, nienakreślonego dość zdecydowanie;

- autor uwzględnił wielu autorów, chociaż odnosi się wrażenie, że nie wszystkie rozprawy w jednakowym stopniu były warte uwzględniania, i że wskazana byłaby jednak selekcja;

- „zapośredniczone” odniesienia są niewystarczające, zwłaszcza że zawierają uproszczenia, a nawet błędne oceny;

- przy przekładach zbiorowych nie wiemy, kto przełożył konkretny tekst;

- książka „naszpikowana” jest, niekiedy bardzo obszernymi cytatami, co nie nie uprawnia autora monografii do uchylania się od własnej analizy tych podstawowych przecież dla tej problematyki pozycji. Owszem, można zrozumieć, że prezentacja ich zawartości wraz z ustosunkowaniem się do niej pokaźnie rozbudowałaby dzieło, co jednak nie do końca usprawiedliwia ich pominięcie;

- dorobek habilitanta jest bardzo skromny, ubogi, lokalny;

- publikacje to przegląd źródeł i opracowań; zbiór wypisów z lektur, szereg referatów z cudzych opracowań, powielanie tych samych treści, ciąg niedokończonych referatów, bez selekcji i syntezy, mechaniczne referowanie cudzych poglądów;

- Całkowicie nieadekwatna jest metoda analizy źródeł i literatury;

- rozprawę cechuje brak porządku logicznego.

Ciekawą stylistycznie schizoidalnością jest stwierdzenie jednego z recenzentów, że dorobek jest nie tylko erudycyjny, ale zawiera sporo ujęć autorskich i nie nosi cech prostej kompilacji. Recenzenta może razić, mimo autorskich rozważań i ocen, niekiedy nadmierne streszczanie wywodów badaczy obcych, bez wartościujących stwierdzeń własnych. Niestety, jest to częsta przywara polskich pedagogów. Habilitant zbyt często unika własnej refleksji.

Autor rozprawy pominął, niestety, omówienie dorobku polskich badaczy związanego z interesująca go problematyką, toteż w konsekwencji brak jest odpowiedzi na pytanie, w jakim stopniu studia obcych uczonych dopełniają, modyfikują, zmieniają ustalenia rodzimych naukowców. Habilitant zakłada, dość bezzasadnie, iż opracowana przez niego literatura obca jest słabo znana w Polsce.

Inny z kolei recenzent w odniesieniu do tego samego dorobku wykazuje pominięcie wielu szczegółowych kwestii i zbyt ogólnikowe potraktowanie badanych kwestii, podobnie wskazuje na rzadko występujący odautorski komentarz, własną interpretację czy próbę rozstrzygania sporów interpretacyjnych. Ot, autor nie zdecydował się więcej zaoferować siebie. Dorobek nie jest ilościowo imponujący, czy jak stwierdza kolejny afirmator: mimo że nie jest zbyt obfity można uznać za oryginalny, noszący pewne znamiona nowatorstwa.

Nie będę tu przytaczał jednoznacznie negatywnej recenzji, gdyż ujmuje ona powyższe oceny, tyle że nie jest schizoidalna. Trzeba mieć zawyżoną samoocenę, by uważać, że wszystko jest genialne. Nieprawdaż?

A jednak rację mają autorzy tak krytycznie potraktowanych rozpraw przez recenzentów, że skoro oni sami nie posiadają odpowiednich kompetencji do napisania książki, nie nabyli przez tyle lat pracy w uczelni kanonicznego warsztatu, to dlaczego dotyczy to także ich wydawniczego recenzenta? Czyżby miał tylko dyplom? A co może mieć wiecej, skoro nie dostrzegł aż tylu podstawowych błędów? Nieuctwo też ulega reprodukcji.


09 maja 2018

ZWYCIĘŻAJ SAMEGO SIEBIE


Vince teipsum! Zwyciężaj samego siebie! – głosili w starożytności Rzymianie. Podobnie i w Indiach stosowano maksymę inspirującą do podejmowania zmagań z samym sobą. Sądzono bowiem, że tylko ten potrafi dobrze kierować innymi, wychowywać ich, kto posiadł sztukę panowania nad sobą. „Jeżeli jeden człowiek pokona w bitwie tysiąc ludzi, a drugi pokona sam siebie, ten, kto sam siebie pokonał, jest większym zwycięzcą”.

Przywołując dzisiaj ideę przezwyciężania siebie przypomnę, jak pracował nad sobą Andrzej Małkowski - twórca polskiego skautingu, o którym pisze Aleksander Kamiński w książkach „Narodziny dzielności” (Katowice 1958) i „Andrzej Małkowski” (Warszawa 1979). Opowiada w nich o niefortunnej eskapadzie Małkowskiego do Monte Carlo, która przyczyniła się do pogłębionej i bardzo intensywnej jego pracy nad sobą:

„Dochowały się do tego czasu dzienniki, pamiętniki i różne notatki Andrzeja. Oto na przykład, by wzmóc panowanie woli, wyznacza sobie dni milczenia. Jeden lub dwa w tygodniu. Wtedy Andrzej od obudzenia się aż do pory snu, poza najkonieczniejszymi słowami, nie mówi nic. Wszedłszy po powrocie do Lwowa w dawny nurt pracy, jest w ciągu milczącego dnia w nieustannym ruchu – nie otwierając ust. A gdy wieczorem kładzie się do snu, podchodzi z ołówkiem w ręku do niewielkiej kartki papieru wiszącej na ścianie i stawia tam plus lub minus – znaki panowania nad sobą lub słabości.

Coraz częściej też wprowadza inny rodzaj ćwiczenia – głodowanie. Jadłospis głównego dnia wygląda następująco: na śniadanie – dwie szklanki mleka z kromką chleba na obiad – to samo i nic już więcej w ciągu dnia. Dnie głodowania przeplatają się z dniami milczenia. A ponieważ żywiołowa, niespokojna i ciągle ruchliwa natura Andrzeja nie znosi jednostajności i monotonii, pomysłowość jego pracuje nad wynajdywaniem wciąż innych ćwiczeń.

Istnieją pisemne rozkazy wojskowe. Na zbiórkach drużyn skautowych czyta się je również. Małkowski zaczyna przed udaniem się na spoczynek nocny pisać na karteczkach lub dzienniku krótkie rozkazy dla samego siebie na następny dzień. Zawierają one dopiski w związku z ich wykonaniem.

„Rozkaz
Mam wstawać na dzwonek budzący o godzinie 5.30.
Umyć się do pasa w zimnej wodzie.
Modlitwa krótka w kościele.”

Kościół. Trzeba wyzyskać wszystkie środki umożliwiające pracę nad sobą, a kościół ma dwie dźwignie: modlitwę i spowiedź. Toteż niemal każdego dnia notuje Andrzej w pamiętniczku krótkie modlitewne zdanie: „Boże bądź dobry, któryś mnie tyle razy prowadził ponad przepaściami, prowadź mnie nadal”. „Boże dopomóż mi!”.
Tak jak w pracy naukowej i społecznej nie znał Andrzej umiaru ani wytchnienia, tak teraz nie ma dość pracy nad sobą.
Zaczyna więc zadawać sobie ćwiczenia tygodniowe, których wypełnienie kontroluje w specjalnym zeszycie. Oto np. jedna z tabelek:

„Być poważnym i opanowanym
27. I. – plus
28. I. – minus
29. – minus
30. I. – plus?
32. I. - ?
I/II - plus?”

Ileż pracy kosztowała ta powaga i ile żywiołowy temperament nacierpiał się nad nią i namozolił. Raz plus, raz minus. Częściej minus niż plus.
Ale jedno ćwiczenie dziennie to mało. Wprowadza więc Andrzej z biegiem czasu większą liczbę zadań do codziennego wypełniania. Zadania te dochodzą do pięciu – sześciu dziennie. Gimnastyka poranna, potem ani jednej minuty bezczynny. Aby mieć przegląd tych bojów o swój charakter, robi w pamiętnikach miesięczne wykresy zwycięstw i przegranych w pracy nad sobą.

Stroniczki z czerwonymi, niebieskimi, zielonymi i żółtymi liniami, biegnącymi w górę i w dół, przecinającymi się i plączącymi, migać będą w pamiętnikach przez lata 1912 – 13 – 14 – 15. Albowiem już nigdy nie ustanie Andrzej w pracy nad sobą. Najbardziej uporczywa jest jego walka o coraz wcześniejsze wstawanie. Przemęczony codzienną intensywną pracą i ruchem organizm jest stale spragniony snu. Z każdym jednak tygodniem przybywają nowe roboty do wykonania. Jak je wtłoczyć w zapełniony dzień? Skrócić noc! Ponieważ zaś lepiej pracuje się rano niż wieczorem, trzeba wstawać wcześniej.

Słońce w zimie ukazuje się na niebie około godziny ósmej. Pracujący inteligent wstaje zwykle o siódmej. Małkowski postanawia wstawać o piątej rano. Jest to prawie w środku zimowej nocy. Żadne święta nie powinny być wyjątkiem: W sylwestrową noc 1911 r. Pisze w pamiętniczku: „Jutro wstać o piątej rano”. A następnego noworocznego dnia, 1 stycznia 1912 r. Widzimy notatkę: „Wstałem o szóstej i pół”. Nie udało się! Zmęczony nie słyszał prawdopodobnie dźwięku budzika; Małkowski pisze na karteczce ołówkiem minus. Za to w ciągu następnych trzech dni ćwiczenie się uda. A wtedy jest tyle czasu w ciągu olbrzymiego dnia, że można zrobić przedziwnie wiele”. (A. Kamiński, Andrzej Małkowski, Warszawa: 1989, s.49-61)

Skąd Małkowski czerpał pomysły do pracy nad sobą? Zapewne z prac twórcy ruchu skautowego Roberta Baden Powella. Z zasad skautowego systemu wychowawczego wynikał bowiem obowiązek kształtowania swojego charakteru.

Zastanawiające jest, w jakiej mierze stosowane przez Andrzeja Małkowskiego sposoby opanowania samego siebie, doskonalenia siebie są aktualne wśród dzisiejszych instruktorów harcerskich? Czy jednak wolą dłużej pospać, a kiedy już wstaną, to serfują w sieci, by zaspokoić własne EGO? A może mniej palą i piją, skoro już wolno?