07 marca 2017

Ranking prezydenckich nominacji



Wcale nie jest łatwo sprawować urząd prezydenta RP, bowiem od początku kadencji Andrzej Duda ma mnóstwo obowiązków, które wynikają także z bieżących działań organów władzy centralnej, różnego rodzaju instytucji, itp. Każda z nich pracuje w ramach swoich funkcji, obciążeń i terminarzy, a przecież niektóre stanowiska w kraju wymagają prezydenckiej nominacji.

Wystarczy zajrzeć na stronę Prezydenta, by przekonać się, że są sfery najwyższych kadr w naszym kraju, które wymagają większej i częstszej troski, aniżeli pozostałe. Po odbywających się w Pałacu Prezydenckim nominacjach widać, w których dziedzinach funkcjonowania instytucji państwowych konieczne są awanse przypieczętowane w uroczystej formie wręczeniem stosownych akt.

Na I miejscu są to nominacje sędziów, bo od początku kadencji odbyło się ich już czternaście: (Środa, 7 października 2015; Wtorek, 17 listopada 2015; Czwartek, 7 stycznia 2016; Czwartek, 11 lutego 2016; Środa, 17 lutego 2016; Wtorek, 19 kwietnia 2016; Poniedziałek, 27 czerwca 2016; Środa, 17 sierpnia 2016; Piątek, 2 września 2016; Poniedziałek, 10 października 2016; Środa, 7 grudnia 2016; Środa, 21 grudnia 2016; Wtorek, 24 stycznia 2017; Wtorek, 24 stycznia 2017);

Na II miejscu ulokowali się nasi generałowie, których nominacje miały miejsce dwunastokrotnie: (Wtorek, 1 marca 2016; Środa, 4 maja 2016; Poniedziałek, 15 sierpnia 2016; Środa, 23 listopada 2016; Wtorek, 29 listopada 2016; Piątek, 30 grudnia 2016; Piątek, 30 grudnia 2016; Wtorek, 10 stycznia 2017; Wtorek, 10 stycznia 2017; Wtorek, 31 stycznia 2017; Wtorek, 7 lutego 2017; Środa, 8 lutego 2017);

Na III - ostatnim miejscu - są nominacje uczonych na tytuł naukowy profesora. Tych było dotychczas siedem: (Środa, 16 września 2015; Wtorek, 26 stycznia 2016; Wtorek, 23 lutego 2016; Wtorek, 21 czerwca 2016; Wtorek, 27 września 2016; Środa, 26 października 2016; Środa, 11 stycznia 2017).


06 marca 2017

Ciekawostki z amerykańskich badań edukacyjnych


Tod Finley, który jest nauczycielem języka angielskiego na East Carolina University opublikował na serwerze Edutopia wnioski z 26 różnych badań edukacyjnych. Wskazują one na czynniki, które sprzyjają zwiększeniu efektywności kształcenia.

Autor ten pisze zarazem, że skrótowo podane wnioski nie powinny być wprost przenoszone do praktyki, dopóki nie zapoznamy się z ich naukowym uzasadnieniem. To, co sprawdziło się w jednych warunkach, w innych może być nieskuteczne. Tym samym jest to raczej zachęta do dalszych studiów i weryfikowania czyichś wniosków, niż bezrefleksyjnego aplikowania ich w szkole.

Oto kilka przykładów z jego wpisu:

Imienne pozdrowienie dziecka wraz z podzieleniem się z nim jakimś pozytywnym dla niego komunikatem w ciągu pierwszych dziesięciu minut lekcji zwiększa u uczniów poziom zainteresowania treściami kształcenia o 27 proc.

Słabszych uczniów nie należy sadzać w ostatnich ławkach, gdyż jak wynika z badań ich usytuowanie w pierwszych rzędach zwiększa poziom jakości pracy oraz osiągnięć takich uczniów.

Z badań eksperymentalnych Chrisa S. Hulleman'a z University of Virginia i Judith Harackiewicz z University of Wisconsin wynika, że poziom zainteresowania naukami przyrodniczymi u uczniów jest większy i osiągają oni lepsze oceny, jeśli pod koniec lekcji napiszą krótko o tym, jaka jest użyteczność tej wiedzy w ich życiu codziennym, aniżeli gdyby mieli pisać o tym, czego się nauczyli w czasie tej lekcji.

Psycholodzy Pam A. Mueller oraz Daniel M. Oppenheimer wykazują w świetle wyników swoich badań, że dzieci, które robią notatki ręcznie lepiej i więcej zapamiętują od tych, które czynią to na tablecie czy w komputerze.

W czasie rozwiązywania zadań wymagających aktywności umysłowej dzieci powinny pracować w maksymalnie możliwej ciszy. Należy zatem wyłączyć na ten czas muzykę, telewizor i dostęp do internetowej sieci.

W czasie nudnych wykładów lepiej zapamiętują informacje te osoby, które w tym czasie coś sobie rysują.
Jeżeli chcemy, żeby uczniowie powtórzyli nową wiedzę, to poprośmy ich, by podzielili się nią swojej koleżance czy koledze z ławki, a dużo lepiej ją zapamiętają. Podobnie, znacznie lepiej nasi uczniowie zapamiętają nową informację, jeśli jej przekaz poprzedzimy jakimś - związanym z nią dowcipem czy klipem z YouTube.

Nie należy zmuszać uczniów, by w czasie odpowiedzi na pytanie patrzyli nam prosto w oczy. Ich odpowiedź będzie znacznie lepsza, kiedy będą mogli uciec wzrokiem od naszego spojrzenia.




05 marca 2017

Sprawozdanie ze sprawozdań


Od góry do dołu, na każdym szczeblu zarządzania szkolnictwem wyższym i nauką każdy kolejny zwierzchnik musi mieć sprawozdanie z wyników pracy czy wykorzystanych środków jemu/jej podległych jednostek (osobowych i zespołowych). Nie wiem, bo już zaczynam się gubić, ile sprawozdań, raportów, wykazów, zestawień musiałem przedłożyć różnym podmiotom zwierzchnim. Każdy chce niemalże te same dane, ale w nieco inaczej zestawionych tabelach, ramach czy kryteriach.

Polska to taki dziwny kraj, w którym największym problemem są oczekiwania kadr kierowniczych wobec powinności sprawozdawania wszystkiego, co tylko jest możliwe. Przodujemy w tym zakresie w Europie, bowiem każdy, kto ma jakąkolwiek władzę, musi mieć ku temu podstawy, a do tego konieczne jest uzasadnienie własnego istnienia i działania.

Rzecz jasna, bez władz i administracji nie da się normalnie funkcjonować w żadnej instytucji, tak więc nie podważam tu potrzeby ich istnienia. Uważam jednak, że mogłyby one podejmować działania kreatywne, stymulujące konieczność wprowadzenia zmian, innowacji, a nie konserwujące i poszerzające zakres reprodukcji papierologii stosowanej.

Nieustannie muszę sprawozdawać ze sprawozdań, składać raport z czegoś, co już zostało wcześniej wytworzone, przekazane tylko dla zupełnie innych celów lub podmiotów. Nie trzeba już prowadzić żadnych badań naukowych w zakresie kapitału społecznego w naszym społeczeństwie, a szczególnie w środowisku akademickim, gdyż jest on chyba już na najniższym poziomie na świecie, a nie tylko w Europie.

Najlepszym wskaźnikiem niskiego wskaźnika kapitału społecznego jest to, że już mało kto komu wierzy czy ufa we wszelkiej sprawozdawczości. Brak zaufania bierze się nie tylko z ludzkich problemów, słabości charakterów, ale i braku kompetencji, ale być może bardziej z nieudolności konstruowania instrukcji dla nauczycieli akademickich w zakresie przygotowywania przez nich pożądanych raportów czy sprawozdań czy braku lepszych narzędzi do tego typu zadań.

Za zupełną paranoję uważam zobowiązywanie wysoko wykwalifikowanych kadr naukowych do tego, by przez kilka dni ślęczały nad sprawozdaniami swoich podwładnych - koleżanek i kolegów z jednostki akademickiej. Zamiast czytać, pisać, prowadzić badania nasi uczeni z jednostek muszą w specjalnie do tego powołanych komisjach ślęczeć nad tysiącami stron sprawozdań wraz załącznikami do nich, by sprawdzić, czy treść jednych zgadza się z treścią (kopią) tych drugich.

Co sprawdzają? Oczywiście załączniki, a więc kserokopie dowodów na to, że ktoś uczestniczył w konferencji, opublikował artykuł, został sekretarzem międzynarodowej debaty, powołano go/ją na członka komisji habilitacyjnej, recenzował doktorat czy wniosek profesorski itd., itd. To ja im serdecznie współczuję, ale myślę sobie zarazem, że mają też to, na co się zgodzili lub czego sami zapragnęli.

Ubolewamy nad wycinką drzew, w wyniku rzeczywiście skandalicznej nowelizacji ustawy ministra J. Szyszko na to zezwalającej każdemu, kto ma na to ochotę na własnym terytorium, ale zarazem nie szanujemy własnego środowiska, tak ludzkiego, jak i przyrodniczego, zobowiązując pracowników do kserowania setek, jak nie w ramach wydziału tysięcy stron dowodów na coś.

Nie zabieram tu głosu w sprawie kryteriów oceniania pracowników czy jednostek naukowych, gdyż temu zagadnieniu Komitet Nauk Pedagogicznych PAN poświęcił nawet specjalną debatę, a jej wyniki znalazły swoje ukoronowanie w publikacjach na łamach Rocznika Pedagogicznego KNP PAN. Uczestniczący w debacie dziekani ze zrozumieniem przytakiwali referującym wyniki badań na temat pseudosu w tym zakresie, po czym wrócili do swoich jednostek i ... kontynuują tę patologię tak, jakby nie można było pracować inaczej, racjonalnie, godnie, sensownie.

To jest paranoja, z którą walczyliśmy w oświacie, kiedy minister edukacji, też profesor - Mirosław Handke - wprowadził system awansu zawodowego nauczycieli, a każdy z nich musiał przygotowywać dla potrzeb oceniającej go komisji kserokopie wszystkiego, co czynił. Przykładowo, jak chciał pochwalić się, że chodził z uczniami do teatru, to przyklejał bilety każdego ucznia jako dowód na to, że w istocie był z nimi na sztuce.

W szkolnictwie wyższym mamy to samo szaleństwo. Kserujemy, powielamy, drukujemy... w nieskończoność pogłębiając nieufność i niszcząc przyrodę.

Tymczasem wystarczyłoby zainwestować w profesjonalny program - bazę danych, który zawierałby wszelkie, konieczne ograniczniki możliwej pomyłki, bo przecież nie sądzę, by którykolwiek z naukowców chciał władze wprowadzać w błąd w swoim sprawozdaniu, a wówczas jednym kliknięciem zwierzchnicy mieliby wydrukowany, a poprawnie skonstruowany raport.

Póki co, jest jak jest. Narzekamy na ministra Jarosława Gowina, że jego inicjatywa odbiurokratyzowania niewiele dała. Nie dała i nie da. Sami stajemy się kreatorami tej patologii.