05 marca 2017

Sprawozdanie ze sprawozdań


Od góry do dołu, na każdym szczeblu zarządzania szkolnictwem wyższym i nauką każdy kolejny zwierzchnik musi mieć sprawozdanie z wyników pracy czy wykorzystanych środków jemu/jej podległych jednostek (osobowych i zespołowych). Nie wiem, bo już zaczynam się gubić, ile sprawozdań, raportów, wykazów, zestawień musiałem przedłożyć różnym podmiotom zwierzchnim. Każdy chce niemalże te same dane, ale w nieco inaczej zestawionych tabelach, ramach czy kryteriach.

Polska to taki dziwny kraj, w którym największym problemem są oczekiwania kadr kierowniczych wobec powinności sprawozdawania wszystkiego, co tylko jest możliwe. Przodujemy w tym zakresie w Europie, bowiem każdy, kto ma jakąkolwiek władzę, musi mieć ku temu podstawy, a do tego konieczne jest uzasadnienie własnego istnienia i działania.

Rzecz jasna, bez władz i administracji nie da się normalnie funkcjonować w żadnej instytucji, tak więc nie podważam tu potrzeby ich istnienia. Uważam jednak, że mogłyby one podejmować działania kreatywne, stymulujące konieczność wprowadzenia zmian, innowacji, a nie konserwujące i poszerzające zakres reprodukcji papierologii stosowanej.

Nieustannie muszę sprawozdawać ze sprawozdań, składać raport z czegoś, co już zostało wcześniej wytworzone, przekazane tylko dla zupełnie innych celów lub podmiotów. Nie trzeba już prowadzić żadnych badań naukowych w zakresie kapitału społecznego w naszym społeczeństwie, a szczególnie w środowisku akademickim, gdyż jest on chyba już na najniższym poziomie na świecie, a nie tylko w Europie.

Najlepszym wskaźnikiem niskiego wskaźnika kapitału społecznego jest to, że już mało kto komu wierzy czy ufa we wszelkiej sprawozdawczości. Brak zaufania bierze się nie tylko z ludzkich problemów, słabości charakterów, ale i braku kompetencji, ale być może bardziej z nieudolności konstruowania instrukcji dla nauczycieli akademickich w zakresie przygotowywania przez nich pożądanych raportów czy sprawozdań czy braku lepszych narzędzi do tego typu zadań.

Za zupełną paranoję uważam zobowiązywanie wysoko wykwalifikowanych kadr naukowych do tego, by przez kilka dni ślęczały nad sprawozdaniami swoich podwładnych - koleżanek i kolegów z jednostki akademickiej. Zamiast czytać, pisać, prowadzić badania nasi uczeni z jednostek muszą w specjalnie do tego powołanych komisjach ślęczeć nad tysiącami stron sprawozdań wraz załącznikami do nich, by sprawdzić, czy treść jednych zgadza się z treścią (kopią) tych drugich.

Co sprawdzają? Oczywiście załączniki, a więc kserokopie dowodów na to, że ktoś uczestniczył w konferencji, opublikował artykuł, został sekretarzem międzynarodowej debaty, powołano go/ją na członka komisji habilitacyjnej, recenzował doktorat czy wniosek profesorski itd., itd. To ja im serdecznie współczuję, ale myślę sobie zarazem, że mają też to, na co się zgodzili lub czego sami zapragnęli.

Ubolewamy nad wycinką drzew, w wyniku rzeczywiście skandalicznej nowelizacji ustawy ministra J. Szyszko na to zezwalającej każdemu, kto ma na to ochotę na własnym terytorium, ale zarazem nie szanujemy własnego środowiska, tak ludzkiego, jak i przyrodniczego, zobowiązując pracowników do kserowania setek, jak nie w ramach wydziału tysięcy stron dowodów na coś.

Nie zabieram tu głosu w sprawie kryteriów oceniania pracowników czy jednostek naukowych, gdyż temu zagadnieniu Komitet Nauk Pedagogicznych PAN poświęcił nawet specjalną debatę, a jej wyniki znalazły swoje ukoronowanie w publikacjach na łamach Rocznika Pedagogicznego KNP PAN. Uczestniczący w debacie dziekani ze zrozumieniem przytakiwali referującym wyniki badań na temat pseudosu w tym zakresie, po czym wrócili do swoich jednostek i ... kontynuują tę patologię tak, jakby nie można było pracować inaczej, racjonalnie, godnie, sensownie.

To jest paranoja, z którą walczyliśmy w oświacie, kiedy minister edukacji, też profesor - Mirosław Handke - wprowadził system awansu zawodowego nauczycieli, a każdy z nich musiał przygotowywać dla potrzeb oceniającej go komisji kserokopie wszystkiego, co czynił. Przykładowo, jak chciał pochwalić się, że chodził z uczniami do teatru, to przyklejał bilety każdego ucznia jako dowód na to, że w istocie był z nimi na sztuce.

W szkolnictwie wyższym mamy to samo szaleństwo. Kserujemy, powielamy, drukujemy... w nieskończoność pogłębiając nieufność i niszcząc przyrodę.

Tymczasem wystarczyłoby zainwestować w profesjonalny program - bazę danych, który zawierałby wszelkie, konieczne ograniczniki możliwej pomyłki, bo przecież nie sądzę, by którykolwiek z naukowców chciał władze wprowadzać w błąd w swoim sprawozdaniu, a wówczas jednym kliknięciem zwierzchnicy mieliby wydrukowany, a poprawnie skonstruowany raport.

Póki co, jest jak jest. Narzekamy na ministra Jarosława Gowina, że jego inicjatywa odbiurokratyzowania niewiele dała. Nie dała i nie da. Sami stajemy się kreatorami tej patologii.

04 marca 2017

O trudności osiągnięcia doskonałości naukowej


Przywołam główne tezy z referatu Prezesa PAN - prof. Jerzego Duszyńskiego na temat doskonałości naukowej, które zostały przedstawione w Poznaniu w dn. 24 lutego 2017 r., żeby także polscy naukowcy mogli włączyć się do światowej rywalizacji w dziedzinie badań naukowych.

Projektów w tym zakresie i postulatów różnego rodzaju jest mnóstwo i można mnożyć je w nieskończoność. Komisja UE przeznacza na realizację programów 77 miliardów €. (co stanowi 31.7 proc. budżetu H2020), który dzielony jest w następującym zakresie:
- na granty przez Europejską Radę Nauki (ERC) - 13 mld.,

- na mobilność uczonych - 6.2 miliarda €. oraz pozostałe środki na programy:

- Future and emerging technologies i

- Infrastructures (e-infrastructures, ESFRI etc.).

Adresatami programów są trzy kategorie profesorów: wybitni, profesorowie i profesorowie uczelni i instytutów oraz studenci studiów doktoranckich, podyplomowych i II stopnia.

Z danych porównawczych wynika, że polscy uczeni zajmują ostatnie miejsce wśród wnioskodawców o granty (150 wniosków na 10 tys.). Najwięcej korzystają z nich Irlandczycy (1000 aplikacji na 10 tys. naukowców), a dalej są już: Słoweńcy, Duńczycy, Luksemburczycy, Grecy, Estończycy, Portugalczycy, Chorwaci, Łotysze, Francuzi, Litwini, Czesi i Słowacy.

Jak stwierdził prof. Jerzy Duszyński:

Wyłaniający się z globalnych baz bibliometrycznych obraz nauki w Polsce nie jest korzystny. Osłabia to wizerunek kraju, stawia nas w rzędzie krajów o słabym potencjale innowacyjnym. Jedynie konsekwentne promowanie doskonałości naukowej w naszych jednostkach naukowych może to zmienić. Doskonałość naukowa ma wymiar globalny, a co najmniej europejski, bowiem taki wymiar ma współczesna nauka. Inicjatywy, które nie biorą tego pod uwagę, nie wspierają doskonałości naukowej.

Niestety, Prezes PAN nie mówił o przyczynach takiej sytuacji polskich naukowców, natomiast chętnie ich zganił en block wskazując, że wprawdzie w Polsce na doskonałość naukową wpływa głównie działalność czterech organów: Komisji Ewaluacji Jednostek Naukowych (KEJN), Centralnej Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych (CK), Narodowego Centrum Nauki (NCN) i Polskiej Akademii Nauk (PAN), to jednak one same są nośnikiem rzekomej słabości.

Wskaźnik cytowań publikacji ich członków (H-index według Scopus) - jest bardzo niski np. 7 członków KEJN ma H-index =0, a na poziomie do 10 jest 13 członków, zaś 68 członków CK nowej kadencji ma H-index=0, zaś do 10 posiada go kolejnych 54 członków CK na 228. Wśród 365 nominowanych w 2016 r. profesorów H-index=0 dotyczył 155 osób, dalszych 125 osiągnęło próg między H-index= od 1 do 10.

Prezes PAN wyciągnął wniosek, że lista B czasopism punktowanych przez MNiSW w ogóle nie powinna być brana pod uwagę przy wystąpieniach awansowych na stopień doktora habilitowanego lub tytuł profesora. Natomiast przy doborze składu Centralnej Komisji i KEJN powinno brać się pod uwagę jedynie dorobek kandydatów publikowany przez nich na łamach czasopism z listy A, ewentualnie z listy C (czasopisma European Reference Index for the Humanities, ERIH w przypadku badaczy z humanistyki).

Jak widać Prezes proponuje dobieranie członków tego organu (zapewne przez ministra), a nie uzyskiwanie nominacji w wyniku wyborów. Wcale nie jest lepiej w Radzie Narodowego Centrum Nauki, gdzie na 24 członków pięciu ma H-index=0, zaś H-index do 10 wykazuje 4 profesorów. Tu jednak był dobór celowy.

Wyprowadza z tego wniosek, że "NCN, mając strukturę i programy podobne do ERC, w pewien sposób zaspokaja zapotrzebowanie na fundusze dla najzdolniejszych badaczy w Polsce i osłabia naszą skuteczność w wystąpieniach o fundusze europejskie".

Nie można powiedzieć, żeby Prezes PAN omijał własne środowisko. Wykazał bowiem, że wśród 34 członków korespondentów PAN trzech ma H-index=0, a kolejnych sześciu mieści się przedziale H=<10. Niestety, Prezes nie ujawnił, jaki jest H-index członków rzeczywistych PAN? Dlaczego? Nie wiemy. Natomiast pojawił się w wypowiedzi Prezesa kolejny wniosek: Ciała eksperckie (CK i KEJN), nadzorujące i wpływające na doskonałość naukową w Polsce, same powinny mieć doskonały naukowo skład. Powinien zostać dokonany przegląd ich składów pod tym kątem i, tam gdzie to konieczne, powinno się zmodyfikować mechanizmy wyboru członków.

Zapewne możemy spodziewać się koniecznej weryfikacji mechanizmów wyboru członków CK i KEJN. Szkoda, że zabrakło konsekwencji w odniesieniu do pozostałych instytucji i organów. Ponoć ma powstać Uniwersytet PAN. Wówczas przekonamy się o wysokości H-index jego pracowników.

Jeśli o doskonałości naukowej ma świadczyć wskaźnik bibliometryczny, to rzeczywiście Prezes PAN ma rację, tyle tylko że parcjalną.












03 marca 2017

EUROPEAN DOCTORATE IN TEACHER EDUCATION


28 lutego br. gościłem w Międzynarodowym Instytucie Studiów nad Kulturą i Edukacją Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu, gdzie w ramach projektu EDiTE (program Horyzont 2020, działanie Marie-Sklodowska-Curie) poprowadziłem seminarium dla doktorantów. Uczestniczą oni w projekcie European Doctorate in Teacher Education.

Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, bowiem kilka lat temu kształciłem doktorantów pedagogiki na Uniwersytecie Trnawskim w Trnawie na Słowacji, a teraz spotkałem się z grupą studentów z kilku państw we Wrocławiu - m.in.: z Czeskiej Republiki była Lucie Bucharová(University in Hradec Kralove); z Węgier - Tamas Toth (educator in voluntary, pedagogical work with Roma communities as well as an activist in social and political movements of Hungary), z Niemiec - Josefine Wagner (The Free University of Berlin) oraz z polskich uczelni akademickich (DSW we Wrocławiu, Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Wrocławski, Uniwersytet Szczeciński) - Urszula Kłobuszewska, Beata Zwierzyńska, Agata Gajewska-Dyszkiewicz, Monika Rusnak, Beata Telatynska, Agnieszka Licznerska, Anna Babicka-Wirkus.


Całością studiów EUROPEAN DOCTORATE IN TEACHER EDUCATION (EDiTE) kieruje znakomita kadra akademicka: prof. DSW dr hab. Hana Červinková, prof. DSW dr hab. Lotar Rasiński i prof. dr hab. Maria Czerepaniak-Walczak (Uniwersytet Szczeciński). Program tych studiów uzyskał w konkursie Horyzont 2020 najwyższą punktację (129 punktów na 130 możliwych) a tym samym zajął pierwszą lokatę wśród publicznych i prywatnych szkół wyższych naszego kraju oraz - co jest niesłychanie ważne dla potrzeb jego realizacji - otrzymał dotację ministerstwa w wysokości ponad 1,3 mln.

Tego typu studia dla nauczycieli/pedagogów odbywają się - poza DSW we Wrocławiu - jeszcze w takich państwach UE jak Węgry - w Eötvös Loránd University; Portugalia - na The Universidade de Lisboa i Austria - na The University’s of Innsbruck. W trakcie studiów, podobnie jak ma to miejsce w ramach studiów III w Polsce - doktoranci mają wykłady z nauk humanistycznych i społecznych, metodologii badań oraz przygotowują koncepcję badawczą, realizują swój projekt badawczy i powinni je zwieńczyć obroną pracy doktorskiej.


Prowadząc przez 5 godzin wykład wraz z dyskusją (tłumaczony na język angielski) miałem okazję przekonać się, że ten rodzaj umiędzynarodowienia kształcenia młodych ludzi jest obustronnie bardzo atrakcyjny, a zarazem stawia wysokie wymagania akademickim kadrom. Pojawiają się bowiem w trakcie dyskusji niezwykle interesujące pytania i komentarze do przedstawianych treści.