12 stycznia 2017

Pożegnanie Marii Łopatkowej



W imieniu Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN i zarazem osobistym żegnam dzisiaj pedagog, której życie częściowo wpisało się także w moją drogę rozwoju naukowego, a podporządkowane było zasadzie określanej przez poetę Janusza Szubera w następujący sposób: (…) najpierw trzeba czegoś dokonać, potem czas to zweryfikuje i dopiero wtedy okaże się, czy twoje dzieło ma wartość. Wczorajsze uroczystości pogrzebowe były wzruszającym spotkaniem z Jej Rodziną, bliskimi, przyjaciółmi, uczonymi oraz sąsiadami w szerokim tego słowa znaczeniu.

Dla Marii Łopatkowej nie wystarczyło być tylko pedagogiem, profesjonalistą oddanym swoim podopiecznym, często ich zastępczym rodzicem, opiekunem, ale i wrażliwym na resocjalizację skazanych empatycznym couchem. Trzeba bowiem było umieć potrafić odkryć ludzką godność u każdego, bez względu na egzystencjalne porażki, tragedie własnego losu, a przy tym mieć wyjątkową zdolność i potrzebę ratowania człowieczeństwa w zdehumanizowanym świecie.

Zmarła pedagog stała się - że odwołam się tu do fragmentu wiersza Karola Wojtyły „Aktor” – jakby łożyskiem, którym przetacza się żywioł – na imię mu człowiek. Dodałabym tylko – że stała się tym człowiekiem, któremu na imię „homo amans”. Z tą swoją „rogatą duszą” kobiety - w najpełniejszym tego słowa znaczeniu - walczącej o prawa (s-)krzywdzonego dziecka, najpierw w PRL, a potem w warunkach rodzącej się, a nieskonsolidowanej demokracji, przebijała mury ludzkiej, biurokratycznej czy politycznej obojętności, by - wbrew wszelkim przeszkodom, jakie stawiane były Jej na drodze do realizowania własnej misji, bezwzględnie, nieustępliwie upominać się o godność i miłość osób defaworyzowanych, marginalizowanych, wykluczanych czy już wykluczonych społecznie.

Maria Łopatkowa była pedagogiem serca, bo w swoim sercu miała każdego człowieka i z każdym potrafiła dzielić się własną miłością, życzliwością, fascynacją czy oddaniem. Była doktorem nauk humanistycznych, z którym można było porozumiewać się bez żadnych przypisów, gdyż z jednej strony sama bardzo dużo czytała, z drugiej zaś tworzyła literaturę dla nastolatków i dla ich wychowawców, nauczycieli i rodziców, a w ostatnich latach dla uczonych oraz polityków tego świata. Marzyła o wpisaniu do dodatkowego protokołu do Międzynarodowej Konwencji o Prawach Dziecka obowiązkowego kształcenia uczuć wyższych, rozwijania u dzieci i młodzieży zdolności do kochania oraz empatii we wszystkich krajach członkowskich ONZ.

Mój Boże, w chwili pożegnania przebiegają przed moimi oczami spotkania z Łopatkową, które zawsze niosły z sobą ogromny ładunek prawdziwych emocji, ale i piękna poezji. Jej wrażliwość na świat ludzkiej duszy, tajemnicy wrażliwości na zło i nieustępliwej wiary w ludzkie Dobro poruszała każdego, kto rozumiał potrzebę krytycznego myślenia i działania na rzecz budowania imperium homo amans.

Jakże bliska jej pedagogii serca jest kultura miłości, o którą zabiegał Jan Paweł II, a ostatnio podkreślał jej znaczenie w swojej adhortacji apostolskiej „Amoris Laetitia” Papież Franciszek z okazji Roku Miłosierdzia, byśmy uczyli się podtrzymania miłości silnej i pełnej takich wartości jak wielkoduszność, zaangażowanie, wierność i cierpliwość. Maria Łopatkowa stała się świadectwem miłości i dialogu także z tymi, którzy nie chcieli Jej słyszeć i nie chcieli zrozumieć Jej argumentów.

Jak pisała do mnie w jednym z listów: „Trzeba czasem, w przypadkach zakażenia dziecka nienawiścią i agresją, leczyć je miłością tych, którzy nie przestali go kochać”. W swoim niespożytym zaangażowaniem musiała częstokroć radzić sobie z własną samotnością, mimo zróżnicowanego wsparcia ze strony Bliskich, przyjaciół i uczonych. To jednak ona narażała się przeciwnikom wartości, idei, który legły o podstaw Jej pedagogicznego zaangażowania.

Gdyby mogła być tu z nami, jakże przedwcześnie zmarła poetka Irena Conti di Mauro, którą poznałem dzięki M. Łopatkowej, to jeden ze swoich wierszy dedykowałaby właśnie tej, która tak bardzo kochała dzieci krzywdzone przez innych. Zapewne żegnają Ją dzisiaj byli więźniowie, którym pozytywna pedagogia Łopatkowej przywróciła sens życia i pobudziła ich serca do naprawy siebie oraz do zadośćuczynienia światu, także własną twórczością. Jak zakończył swój wiersz jeden ze skazanych: Jest takie słowo to jedyne na świecie, to słowo MIŁOŚĆ, z nim się nie rozstaję”.

Tym bardziej smutne i bolesne jest pożegnanie tak wspaniałej Postaci nie tylko dla rodziny i Bliskich, dla Przyjaciół i Wychowanków, ale i dla środowiska akademickiej pedagogiki oraz polskiej kultury. Niesie ono z sobą moc zobowiązania kolejnych pokoleń pedagogów do zachowania w pamięci wartości życia i niepospolitych dokonań Marii Łopatkowej, która – jak ulubieni przez Nią pedagodzy Nowego Wychowania Janusz Korczak, Ellen Key, Maria Montessori - podjęła próbę nadania dzieciom jako ostatniej mniejszości w świecie, politycznego umocowania ich autentycznej obecności we współczesnej demokracji.

Dziękuję Pani Marii za współtworzenie warunków ku temu, za piękne i jakże autentyczne w trosce o innych – pisane odręcznie - listy, inicjatywy polityczne, w wyniku których nastąpiła zmiana w polskim prawie, a wraz z nią także nabrała głębi humanizmu kultura pedagogiczna świata ludzi dorosłych. Osieroconym przez Jej odejście dzieciom, ale i dorosłym wciąż krzywdzonym przez los, którzy odzyskiwali dzięki Niej sens życia, pozostają tysiące anonimowych i rozpoznawalnych w naszym życiu - a zainfekowanych jej pedagogiką serca - osoby, pełne zaangażowania także w pozytywną socjalizację i resocjalizację. Bo miłość jest ważniejsza od wszystkiego, także od władzy.

Niech spoczywa w pokoju.

11 stycznia 2017

Wybory władz Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów


Wczoraj uczestniczyłem w posiedzeniu plenarnym Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. Gospodarzem, jak przed czterema laty, była Politechnika Warszawska. Sala była wprawdzie nagłośniona, ale w auli - jak w stołówce liczącej prawie 200 osób - każdy przemawiający właściwie słabo był słyszalny w połowie, nie mówiąc już o końcu sali. Niektórzy członkowie CK byli tak rozemocjonowani czekającymi ich wyborami, że właściwie nie było chwili ciszy.

Po raz pierwszy zebrali się członkowie Centralnej Komisji, którzy zostali wybrani na kadencję 2017-2020. Już na otwarcie dowiedzieliśmy się, że zgromadzenia nie poprowadzi prof. dr hab. Tadeusz Kaczorek - Przewodniczący Komisji Wyborczej do CK, gdyż jest w szpitalu, toteż prowadzenie obrad zostało powierzone prof. dr. hab. Romanowi Hauserowi b. prezesowi Naczelnego Sądu Administracyjnego. Profesorów przywitali wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego prof. dr hab. Aleksander Bobko oraz przewodniczący Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego prof. dr hab. Jerzy Woźnicki.

Po syntetycznym przedstawieniu przez dotychczasowego przewodniczącego CK prof. dr. hab. Antoniego Tajdusia sprawozdania z działalności CK w latach 2013-2016 oraz informacji na temat wyników wyborów, a także po powołaniu Komisji Skrutacyjnej rozpoczęła się najbardziej oczekiwana faza zgłaszania kandydatów do władz Centralnej Komisji.

Na przewodniczącego CK kandydowało trzech profesorów, przy czym Zgromadzenie może przedłożyć pani premier dwóch profesorów, którzy uzyskają największa liczbę głosów. O ile dobrze pamiętam, to dwukrotnie poprzednie wybory wygrywał największą liczbą głosów wybitny polski psycholog prof. dr hab. Jerzy Brzeziński, ale ... b. premier wskazywał tego "Drugiego". Jest to dyskomfortowa dla kandydatów sytuacja, bo - jak się okazywało - nie wynik arytmetyczny rozstrzygał o tym, komu powierza się tę funkcję. Ciekawe, czy podobnie będzie w tej kadencji?


Na wydrukowanie kart do głosowania musieliśmy czekać niemalże godzinę. Nie był to jednak do końca czas stracony, gdyż mogli dokonać krótkiej autoprezentacji kandydaci na zastępców przewodniczącego CK. W tym przypadku sytuacja jest o tyle lepsza, że profesorowie o najwyższej liczbie głosów poparcia nie muszą już czekać na zatwierdzenie tego wyniku przez premiera rządu.

Z grona dotychczasowych Zastępców Przewodniczącego CK kandydował jedynie prof. Tomasz Borecki, który reprezentował Sekcję Nauk Biologicznych, Rolniczych, Leśnych i Weterynaryjnych. Pedagogom jest to znana postać Uczonego, który m.in. reprezentował Prezydium CK w kontaktach z Kancelarią Prezydenta RP. Każdego roku mogłem spotkać Profesora na wszelkich uroczystościach Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Ogromnym było dla mnie zaskoczeniem, że tak oddany nauce i trosce o jak najwyższe standardy Uczony nie został tym razem wybrany do władz CK.

Pragnę w tym miejscu wyrazić prof. T. Boreckiemu ogromną wdzięczność za cztery lata współpracy. Profesor jest bowiem uczonym o niezwykłej kulturze osobistej i akademickiej, podchodzącym z troską do każdego interesanta, potencjalnie skrzywdzonego - bo przecież i takie sytuacje zdarzają się w trakcie różnych procedur awansowych - oraz akcentującego przestrzeganie prawa w postępowaniach na stopnie i tytuły naukowe. Rok temu publikowałem nawet w blogu piękny wiersz pt. "Grudniowa Noc", jaką Prof. T. Borecki napisał i ofiarował nam w czasie grudniowego posiedzenia Prezydium CK.

Posiedzenie plenarne wybrało dwóch Zastępców, którymi są - mnie już nieznani - profesorowie z dwóch środowisk akademickich:

1) prof. dr hab. n.med. Teresa Starzyńska z Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie;

2) prof. dr hab. Marian Gorynia z Uniwersytetu ekonomicznego w Poznaniu.

Gratulujemy wybranym, których czeka niewątpliwie równie trudny okres, jak dotychczasową kadrę kierowniczą CK, bowiem szykują się duże zmiany w szkolnictwie wyższym i nauce, w tym związane z nowelizacją ustawy o stopniach i tytułach naukowych. Każda zmiana rodzi niepokój, kłopoty natury interpretacyjnej norm prawnych, niepewność i szereg błędów proceduralnych, które nie zawsze są zawinione przez kierujących jednostkami organizacyjnymi naszych uczelni. Była też o tym mowa w dyskusji po wyborach władz CK.


Co nas czeka za dwa lata? Zobaczymy. W związku z licznymi pytaniami dotyczącymi wyborów władz poszczególnych sekcji CK, mogę jedynie potwierdzić, że w dn. 7 lutego 2017 r. odbędzie się pierwsze , wyborczo-robocze już posiedzenie Sekcji I Nauk Humanistycznych i Społecznych, w trakcie którego nie będę kandydował na ponowne przewodniczenie temu znakomitemu gremium uczonych. Jestem wdzięczny przedstawicielom 25 dyscyplin naukowych w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych, którzy byli członkami Sekcji I za cztery lata znakomitej, rzetelnej i wysoce odpowiedzialnej współpracy. Był to niewątpliwie wielki dar i zobowiązanie, z którego starałem się wywiązać jak najlepiej.

Wspólnie ze mną pedagogikę reprezentowali wspaniali Uczeni - pedagodzy społeczni - profesorowie Andrzej Radziewicz-Winnicki i Wiesław Theiss. Wyniki towarzyszących naszej służbie w CK analiz dla potrzeb kształcenia kadr akademickich w naukach pedagogicznych oraz dostrzeżenia problemów naukowych zostaną opublikowane w Roczniku Pedagogicznym KNP PAN 2016, który aktualnie został złożony do druku.

Życzę każdemu, kto tylko ma dużo czasu na tę niezwykle obciążającą działalność kierowniczą, by mógł osobiście doświadczyć wielu wyzwań, niezwykle interesujących zadań, dyskusji z udziałem najwybitniejszych uczonych jako superrecenzentów dla rozpatrywanych w tej Sekcji spraw, ale i bardzo złożonych powinności w zakresie rozwiązywania różnego rodzaju konfliktów natury prawnej, etycznej, patologicznej, dysfunkcyjnej. Te ostatnie, niestety, nie najlepiej świadczą o wciąż istniejącym marginesie demoralizacji w niektórych środowiskach naukowych.

Do niektórych kwestii będę powracał, oświetlał je, byśmy lepiej rozumieli, że to, czego sami doświadczamy, wcale nie jest normą, czymś powszechnym, koniecznym czy właściwym. Przede mną ostatnia kadencja w roli członka Sekcji I Nauk Humanistycznych i Społecznych CK. Cieszę się, że pedagogikę reprezentują profesorowie, którzy mają przed sobą dwie kadencje - Władysława Szulakiewicz z Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu (na zdjęciu powyżej - w trakcie głosowania) i Zbyszko Melosik - z Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.








10 stycznia 2017

Postprawda


Znajomy z sieci twierdzi, że kiedyś plotka czy inna jakaś bzdura na spenetrowanie całej wsi potrzebowała około doby, a dzisiaj w kilka sekund może zainfekować cały świat. Zaczynamy żyć w świecie powszechnego absurdu. Im dalej tym gorzej.

Nie rozumiem, po co na usprawiedliwienie czyjegoś kłamstwa wprowadza się pojęcie POSTPRAWDY? Co to jest - postprawda? Coś, co pojawia się po prawdzie, ale prawdą nie jest? Publicyści usiłują za wszelką cenę zainfekować nas nowymi pojęciami, które w rzeczy samej dotyczą oczywistych kwestii, ale jak nazwie się inaczej, to być może przykują naszą uwagę. Jeszcze trochę i wszystko będzie POST-... .

Ponoć POSTPRAWDA jest z premedytacją stosowanym przez polityków narzędziem do wprowadzania obywateli w błąd, czyli... jest KŁAMSTWEM. Dlaczego zatem nie mówi się wprost - FAŁSZ, NIEPRADWA, OSZUSTWO, KUGLARSTWO, MYDLENIE OCZU, MISTYFIKACJA itp. tylko używa się określenia POSPTRAWDA?

Czyżby chodziło o to, że kłamią wszyscy, szczególnie politycy, tylko nie media, bo w nich, a szczególnie w internetowej sieci, stosuje się: co najwyżej, aż, tylko albo przede wszystkim - postprawdy? Jak pisze Artur Bartkiewicz: postprawda - to (...) słowo odnoszące się do okoliczności, w których obiektywne fakty mają mniejszy wpływ na opinię publiczną niż odwoływanie się do emocji i przekonań odbiorców. Innymi słowy postprawda to przekaz, którego stosunek do prawdy może być bardzo luźny - najważniejsze jest, aby treść takiego przekazu oddawała stan ducha i zgadzała się z wiedzą, którą już dysponują jego odbiory. (Przemysł postprawdy, Rzeczpospolita. Plus-Minus, 7-8.01.2017, s. 10)

Postprawdą jest wszystko co, co wrzucają do sieci sami politycy (na Facebooka, Twittera itp.), pseudodziennikarze, ale i rzecznicy prasowi ministerstw, reklamodawcy, malwersanci, służby specjalne, byle tylko wmówić odbiorcom to, czego oni sami nie są w stanie sprawdzić, zweryfikować. Odbiorcy muszą polegać na reprezentowanym przez nadawcę tzw. autorytecie instytucji czy autorytecie władzy, ale nie są już w stanie odróżnić prawdy od fałszu, gdyż autorytety osobowe są przez manipulatorów niszczone, degradowane, by nie przeszkadzały fałszerzom rzeczywistości w manipulowaniu społeczeństwem.

Właśnie dlatego jeden minister edukacji może powiedzieć, że badania PISA są dowodem na wybitne osiągnięcia polskich gimnazjalistów, zaś drugi - odwołując się do tego samego raportu - może stwierdzić, że jest wprost odwrotnie. Wystarczy tylko sięgnąć po inny fragment raportu, którego i tak wszyscy nie przeczytają, a nawet gdyby byli w stanie to uczynić, to nie zrozumieją danych, które zostały w nim przedstawione. Do tego potrzebna jest specjalistyczna wiedza.

Kiedy ministra edukacji mówiła, że nie było konsultacji, tylko coś więcej, bo miały miejsce w województwach debaty oświatowe, to wiadomo, że jest to półprawda, którą demistyfikują politycy jej partii. Zapomniawszy o tym fakcie, głosili wszem i wobec, że odbyły się konsultacje społeczne. Nie odróżniali bowiem pojęcia konsultacja od debaty.

Partie polityczne, także te u władzy, mają swoich producentów postprawd, a więc osób, które profesjonalnie zajmują się okłamywaniem ludzi, wprowadzaniem ich w błąd, by nie buntowali się, nie protestowali, tylko przyjmowali każde wyjaśnienie za prawdę oczywistą przez się. To także forma sprawowania władzy, dzięki której można odwrócić uwagę społeczeństwa od poważniejszych błędów, zagrożeń czy kryzysy (ekonomiczne, parlamentarne, społeczne itp.).

Krótko mówiąc: postprawda jest kłamstwem i to w dwóch znaczeniach: 1) jest komunikowaniem rzeczy we własnym przekonaniu fałszywych; 2) jest świadomym wprowadzaniem innych w błąd, po to, by mieć z tego określonego rodzaju korzyści. Te zaś są ukrywane do momentu, aż nie znajdzie się ktoś, kto odsłoni tę mistyfikację.

Z opisem kategorii postprawdy pedagogicznej, czyli "wychowawczego" kłamstwa spotykamy się m.in. w publikacji Marii Ossowskiej, która rozumie przez nie - usprawiedliwione, dozwolone wprowadzanie kogoś w błąd lub podtrzymywanie jego złudzeń, ze względu na obronę dóbr cudzych i własnych, w obronie własnej zagrożonej prywatności czy ze względu na obawy co do skutków udzielenia informacji o rzeczywistym stanie zdrowia osobie beznadziejnie chorej.

Inna kategorią kłamstw pedagogicznych są zdaniem Ossowskiej kłamstwa na użytek wychowywania dzieci, a związanych z odraczaniem mówienia prawdy o pewnych zjawiskach na rzecz zastępowania jej infantylizacją sądów o rzeczywistości w postaci opowiadań o niemowlętach przynoszonych przez aniołka, bociany czy znajdywane w kapuście. (Normy moralne. Próba systematyzacji, Warszawa 1985, s. 116)

Jeszcze jedną kategorią kłamstwa pedagogicznego, które rzekomo ma cudze dobro na względzie, jest dla M. Ossowskiej zatajenie czy zniekształcenie jakiejś informacji o rzeczywistości. Przez zatajenie rozumie się zwykle przemilczanie pewnych faktów wobec kogoś, kto był uprawniony do ich znajomości. Uprawnienie to wymaga relatywizacji. (…) Na ogół ten, wobec którego coś się zataja, musi być w tej sprawie jakoś zaangażowany, jednakże rodzaj zaangażowania może być nader rozmaity. (Tamże, s. 118).

Kłamstwo edukacyjne ma jeszcze inny wymiar, a mianowicie pojawia się wówczas, gdyż dochodzi do działalności pozorowanej, do quasi kształcenia czy pseudowychowania. Jest to bowiem sytuacja, w wyniku której pedagodzy, nauczyciele oferują swoim wychowankom (klientom, podopiecznym) coś, co nie jest tym, czym być powinno. Działalność pozorna jest uprawiana obok autentycznego, rzeczywistego procesu uczenia się, wykonywania zadań edukacyjnych albo zamiast nich.

Kuglarz, osoba pozorująca ujawnia dwa oblicza, otóż tym pierwszym jest wykazywanie się inicjatywą i pomysłowością, tym drugim jest jego opieszałość w rzeczywistym działaniu. W tym przypadku raczej woli wysługiwać się innymi, stąd tak chętnie od nich odpisuje, ściąga wyniki ich pracy i wysiłku. Działalność pozorna odbywa się zawsze czyimś kosztem. Ktoś musi pracować za trutnia, ktoś przejmuje obowiązki nieroba, a przy tym praca nie idzie na właściwy rachunek. Korzysta bowiem z jej wyniku ten, który jej nie wykonał.

Mistyfikacji, czyli kreowaniu postprawdy służyć może też plotka, fałszowana czy retuszowana dokumentacja, składanie deklaracji bez pokrycia, nieprawdziwe, fałszywe kryteria ocen (np. zachowania, stygmatyzacja poprzez opinię negatywną o uczniu, a umożliwiająca zwalczanie nieprzyjaciół, opozycjonistów np. „rozrabiaka”, „konfliktogenny” itp.). Przywłaszczanie sobie rezultatów cudzej pracy w postaci plagiatu, dopisywania się do czyichś artykułów, redagowania prac zbiorowych jest pasożytnictwem, społecznym, kradzieżą czyichś dóbr.

Innym przykładem postprawdy jest uzyskiwanie uprzywilejowanej pozycji dzięki korupcji, łapownictwu. Tak np. kłamca oświatowy czy akademicki to notoryczny „profesjonalny zabójca” czyjejś wiedzy, zaciekawień, zainteresowań, pasji, zaufania, otwartości, zaangażowania, czasu, to zajmowanie w sytuacjach edukacyjnych postaw, w wyniku których ktoś staje się profesjonalnie najgorszym wrogiem dla innych.

Niedoczłowieczony kreator postprawd sam odczłowiecza innych. To jest np. nauczyciel, który nie uczynnia ucznia, ale coś z nim i najczęściej przeciwko niemu czyni, zaprzecza swojemu profesjonalizmowi. On uczniów do niczego nie rozbudza, nie przebudza, a wręcz odwrotnie, zniechęca, usypia, a tym samym ich wyklucza z aktywnej troski o samych siebie.