27 sierpnia 2016

Patologie w szkolnictwie wyższym w Polsce


Dr Jacek Stachowicz opublikował swoją dysertację doktorską na powyższy temat, lokując ów problem w latach 1990-2007. Swoje studium prowadził pod kierunkiem socjologa edukacji prof. APS dr. hab. Janusza Gęsickiego, który od szeregu lat zachęca swoich seminarzystów do odsłaniania prawdy o błędach i wypaczenia doby transformacji ustrojowej tak w szkolnictwie wyższym, jak i w szkolnictwie powszechnym.

Nie ukrywam podziwu dla tych badań, bowiem otwierają one z jednej strony przysłowiową "Puszkę Pandory", z drugiej zaś pozwalają przynajmniej dostrzec, jeśli nie zrozumieć, zakres rozwiązań prawnych i organizacyjnych, które przyzwalały na patologie, wdrażały je, utrwalały i sytuowały w coraz to nowych zakresach działań instytucjonalnej edukacji na wszystkich stopniach i poziomach kształcenia. Mamy zatem do czynienia z badaniami idiograficzno-eksplikacyjnymi, które odsłaniają cząstkę prawdy o złożonej rzeczywistości społecznej, która znajdowała swoje upełnomocnienie w decyzjach polityków i kryjących się za nimi lobbystów.

Sformułowany problem badawczy - W jakim stopniu patologie organizacyjne występujące w szkolnictwie wyższym w Polsce w latach 1990-2007 stanowiły skutek błędnych rozwiązań systemowych w sektorze akademickim? (s.8) - wyraźnie wskazuje na związek przyczynowo-skutkowy, który usiłuje się rozwiązać pozaeksperymentalnie. Czy można post factum ustalić taką zależność, to już jest inna, aczkolwiek równie istotna kwestia. W naukach społecznych podejmuje się takie zagadnienia właśnie po to, by z pewnego dystansu czasu i na podstawie analizy źródeł prawa oraz dzięki rekonstrukcji wtórnej danych empirycznych, w tym także statystycznych, przeprowadzić dowód w rozwiązywaniu problemu badawczego.

Autor redukuje swój problem badawczy do patologii organizacyjnych, bo dzięki temu nie musi poszukiwać innych zmiennych niezależnych. Tę zaś definiuje i określa jej znaczenie. Sformułowany problem badawczy ma jednak zależnościowy charakter sugerując już występowanie patologii na skutek błędnych rozwiązań systemowych. Te zaś stanowią zmienną globalną, która nie jest łatwa do operacjonalizacji, by można było uchwycić jej zaistnienie.

Autor tej rozprawy nie dociekał powodu, dla którego w pierwszych dwóch latach działania Sejmu kontraktowego (po Okrągłym Stole) w ciągu 111 dni od powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego jedną z 13 ustaw zmieniających ustrój polityczny, gospodarczy i społeczny była także Ustawa o szkolnictwie wyższym, a zabrakło w niej ustawy o systemie oświatowym, chociaż miały one sprzyjać tworzeniu zrębów państwa demokratycznego? Jakim siłom politycznym upadającego ustroju socjalistycznego zależało na tym, żeby akurat w szkolnictwie wyższym możliwe było równoległe do państwowego sektora tworzenie wyższych szkół prywatnych bez jakichkolwiek ograniczeń i bez jakiegokolwiek nadzoru nad ich powstawaniem oraz działaniem?

Siłą tą - jak wskazują na to historycy - były służby specjalne poprzedniego reżimu oraz nomenklatura PZPR, której pozwolono na uwłaszczeniu się na państwowym majątku z doby PRL i osadzeniu w strukturach akademickich w dużej części ludzi, którzy mogli dorabiać się wielkich fortun na wywołanej eksplozji łatwego dostępu do studiowania dla każdego, kogo tylko było na to stać.

Tak, jak można było kupić sobie prywatnie u stomatologa lepsza plombę, tak i bez jakichkolwiek progów egzaminacyjnych można było stać się studentem szkoły wyższej kształcącej na najmniej kosztochłonnych kierunkach studiów. Wystarczyła tylko kreda i tablica oraz wynajmowane w soboty i niedziele od szkół państwowych pomieszczenia czy zakupienie po zaniżonej cenie budynków likwidowanych zakładów pracy.

O tym autor tej książki nie pisze, a przecież po kilku latach transformacji ukazywały się pierwsze publikacje o skandalach i aferach związanych z walką założycielskich czy kanclerskich "gangów" o przejęcie milionowych kwot z tytułu pobieranego czesnego czy rozwijania wydziałów zamiejscowych nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami. Prasa donosiła i wygaszała na "czyjeś życzenie" publikacje o patologicznych w przestrzeni prywatnej szkołach wyższych m.in. w Łodzi, Warszawie, Rykach, Brzegu czy Łowiczu.

Jacek Stachowicz rejestruje w monografii podoktorskiej dane, które pozwolą historykom szkolnictwa wyższego na głębsze badanie tych procesów. Polecam tę rozprawę, gdyż jest ona dobrym początkiem do dalszych badań naukowych. Trudno, by młody doktorant poradził sobie w ciągu kilku zaledwie lat z ogromem danych, jakie przyszło mu analizować.

Wpadł zresztą w typową dla początkujących adeptów nauki pułapkę wishfull thinking, czyli takiego sposobu konceptualizacji własnych badań, który opiera się na wizji „negatywnego scenariusza” zanim jeszcze pozyska naukowe ku temu dowody. To jest typowe podejście w krytycznej pedagogice, by koniecznie wykazać negatywny skutek określonych rozwiązań w badanym systemie (w tym przypadku - szkolnictwie wyższym).

Główny problem badawczy brzmi u Stachowicza: "W jakim stopniu patologie organizacyjne występujące w szkolnictwie wyższym w Polsce w latach 1990-2007 stanowiły skutek błędnych rozwiązań systemowych w sektorze akademickim? Badacz zatem wie, że miały w tym okresie miejsce patologie organizacyjne w szkolnictwie wyższym oraz że były one następstwem błędnych rozwiązań systemowych. Pragnął jedynie określić stopień nasilenia się tej zależności, to znaczy - jak rozumiem - czy był on niski, średni czy wysoki.

To jednak wymagałoby badań empirycznych, zależnościowych, bowiem nie da się powyższej korelacji uchwycić w wyniku jedynie analizy treści, a w tym gotowych już wniosków instytucji kontrolnych takich organów centralnych jak Państwowa Komisja Akredytacyjna oraz Komisja Akredytacyjna Wyższego Szkolnictwa Zawodowego, Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów, Najwyższa Izba Kontroli i Rada Głowna Szkolnictwa Wyższego.

Każdy z tych organów miał inne zadania ustawowe, mimo że przedmiotem jego zainteresowań było tylko lub także szkolnictwo wyższe oraz pełnienie tylko i wyłącznie funkcji kontrolnej lub tylko i wyłącznie funkcji opiniodawczej. Te obszary działania szkolnictwa wyższego, które są dla jednego z organów priorytetowe, najważniejsze, kluczowe, to dla innego zupełnie nie mają one żadnego znaczenia. Najlepszym tego przykładem jest organizacja procesu dydaktycznego i funkcjonowania uczelni. O ile interesowała ona PKA i KAWSZ czy nawet NIK, o tyle nie była przedmiotem zainteresowania Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów.

W którymś jednak miejscu spotykały się ze sobą odsłony nieprzestrzegania prawa lub też wykorzystywania wbrew funkcjom założonym tych szkół braku określonych regulacji lub też ich nieścisłości, małej precyzji, być może nawet celowo stworzonych luk dla nieuczciwych podmiotów akademickich. Każdy, kto przeczytałby treść zgromadzonych przez autora tej pracy uchwał powyższych organów, napisałby ją zupełnie inaczej, gdyż możliwości odczytywania ich zawartości jest bardzo wiele.

Gdyby J. Stachowicz zapoznał się z regulacjami i artykułami krytycznymi na temat tego, jak funkcjonują w/w organy kontrolne i/lub opiniodawcze, to mógłby rzeczywiście odpowiedzieć na pytanie o zachodzące zależności między patologiami organizacyjnymi szkół wyższych a błędnymi rozwiązaniami systemowymi.

Niestety, nie odkrył tych zależności, a jedynie mógł wnioskować pośrednio o ich występowaniu. Sam nie badał ani sposobu i zakresu podejmowania uchwał przez np. Prezydium PKA, a tylko ten organ wystarczyłoby wziąć pod lupę, by stwierdzić, ile w nim samym jest patologii organizacyjnych, aksjonormatywnych i decyzyjnych. Mamy zatem znakomity początek, godny naśladowania trop dociekania patologii.

Nie wolno badaczom zapominać, że "ryba psuje się od głowy". Autor tej rozprawy skupił się na szkołach wyższych - uniwersytetach, politechnikach, prywatnych i państwowych wyższych szkołach zawodowych, wymieniając niektóre z nazwy własnej i wskazując na mające w nich miejsce dysfunkcje, a nawet przestępstwa. Jacek Stachowicz pisze o patologiach, ale już nie docieka powodów ich zaistnienia, wśród których jedną z wielu jest demoralizacja i lekceważenie prawa w strukturach władzy - MNiSW i PKA, które w istocie odpowiadają za ten stan rzeczy, bo go także współtworzyły.

Gratuluję promotorowi tej dysertacji prof. APS Januszowi Gęsickiemu, który doprowadził do powstania bardzo solidnej dysertacji doktorskiej. Czas na kontynuację tego typu badań, o znacznie głębszym charakterze i zakresie analizowanych zjawisk zgodnie z ściśle przyjętymi kryteriami.






26 sierpnia 2016

Światowe Dni Młodzieży a badania naukowe


Jeszcze nie ma naukowych relacji z Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, ale zapewne brali w nich udział także młodzi naukowcy reprezentujący dyscypliny nauk społecznych, humanistycznych i teologicznych, którzy - niezależnie od osobistych potrzeb - mieli wyjątkową szansę, by przeprowadzić badania terenowe.

Spotykam się w literaturze z zakresu badań nad młodzieżą z wynikami badań naukowych różnych wydarzeń społecznych, o niemalże kultowym wymiarze, jak przede wszystkim Festiwal w Jarocinie. Do subkultur, szerokiej gamy różnych postaci oporu wobec świata i samego siebie ciągnie wielu socjologów, bo doskonale wiedzą o tym, że to się też dobrze sprzeda.

Ciekaw jestem, czy ktoś bada zjawiska społeczne, edukacyjne czy intrapsychiczne na "Przystanku Woodstock" lub na Festiwalu Open'er w Gdyni? Czy socjolodzy lub pedagodzy spoza uczelni wyznaniowych interesowali się Światowymi Dniami Młodzieży? Czy było to dla nich atrakcyjny przedmiot poznania?

Mimo, że o ŚDM wiedziano od trzech lat, to jednak nie odnajduję wśród zgłaszanych do Narodowego Centrum Nauki wniosku socjologa czy pedagoga religii o sfinansowanie badań naukowych właśnie w czasie ŚDM w Krakowie, a więc w procesie ich przygotowań i realizacji, także religijnego eventu (logo Festiwalu YM ze strony ŚDM), "tu i teraz", a nie post factum. Dziwi mnie to tym bardziej, że mamy w Polsce znakomitą już literaturę z zakresu badań społecznych właśnie w środowiskach religijnych, dla których akurat Światowe Dni Młodzieży stały się wielkim przeżyciem, świętem sacrum i - niestety - także medialnym profanum.

Psychologia religii, religijności czy modlitwy w Polsce traktowana jest jako quasinauka, natomiast w USA, w wielu krajach Europy Zachodniej (Niemcy, Włochy, Szwajcaria, Austria, Hiszpania) rozwija się, podobnie jak socjologia religii, nie tylko na wydziałach teologicznych. Profesorowie z tej subdyscypliny naukowej są członkami międzynarodowych towarzystw psychologicznych, działaczami towarzystw badań naukowych czy zasiadają w redakcjach międzynarodowych czasopism psychologicznych, socjologicznych i pedagogicznych o wysokiej renomie. Byle nie w Polsce.

Jak świecki uczony napisze artykuł naukowy z zakresu filozofii, pedagogiki, psychologii religii czy prawa, to tylko potwierdza, że nie jest naukowcem, ale na pewno jest "PIS-iorem". Polecam zatem zainteresowanym i przeciwnikom tych subdyscyplin naukowych chociaż kilka rozpraw, do których warto sięgnąć, by przekonać się, że badania religii, religijności, zjawisk, procesów i wydarzeń religijnych niosą z sobą odpowiedzi na ważne dzisiaj pytania oraz o minionych dokonaniach o ponadczasowym charakterze.

Oto wybór takich publikacji:

Boużyk M. M., Wychowanie otwarte na religię. Polska szkoła filozofii klasycznej o religii w wychowaniu, Warszawa: Wydawnictwo UKSW 2013.

Bujanowicz L., Symbole przynależności narodowej. Ryngraf. Pamięć i tradycja, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2016.

Chrześcijańskie inspiracje w pedagogice, red. Janina Kostkiewicz, Kraków: Wydawnictwo UJ 2011.

Cichosz M., Działalność społeczno-wychowawcza Kościoła Katolickiego w środowisku lokalnym. Na przykładzie miasta Bydgoszczy, Bydgoszcz: Instytut Wydawniczy Świadectwo 1997.

Dobroczyński B., Kłopoty z duchowością. Szkice z pogranicza psychologii, Kraków: Zakład Wydawniczy NOMOS 2009.

Drewicz M., Etos nauczyciela liceum ogólnokształcącego we współczesnej Polsce a zasady katolickiego wychowania, Wydawnictwo Salezjańskie, Warszawa 2003.

Dybowska E., Wychowawca w pedagogice ignacjańskiej, Kraków: Akademia Ignatianum, Wydawnictwo WAM 2013.

Ecler-Nocoń B., Wychowawcze konteksty myśli Wojtyły. Rzecz dla pedagogów, Wydawnictwo Naukowe Śląsk, Katowice 2009.

Funkcja prywatnych szkół średnich w II Rzeczypospolitej 1918-1939, red. Elwira J. Kryńska, Białystok: Trans Humana 2004.

Gromkowska-Melosik A., Elitarne szkolnictwo średnie. Między reprodukcją społeczno-kulturową a ruchliwością konkurencyjną, Poznań: WN UAM 2015.

Grotowska S., Religijność subiektywna. Studium socjologiczne na podstawie wywiadów narracyjnych, Kraków: Zakład Wydawniczy „Nomos” 1999.

Hansemann G., Wychowanie religijne,przeł. S. Szczyrbowski, Warszawa: IW PAX 1988.

Ideały wychowania i wzory osobowe narodu polskiego w XIX i XX wieku, red. Elwira J. Kryńska, Białystok: Trans Humana 2006.

Jagiełło M., Spotkania które zmieniają. O spotkaniu jako kategorii pedagogicznej i wydarzeniu wychowującym na drodze życia, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012.

Kornas-Biela D., Pedagogika prenatalna. Nowy obszar nauk o wychowaniu, Lublin: Wydawnictwo Naukowe KUL 2009.

Kostkiewicz J., Kierunki i koncepcje pedagogiki katolickiej w Polsce 1918-1939, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2013.

Kozielecki J., Z Bogiem albo bez Boga: Psychologia religii - nowe spojrzenie, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 1991.

Kuczyńska-Kwapisz J., Wkład Matki Elżbiety Róży Czackiej w rozwój tyflologii w kontekście współczesnej recepcji jej myśli, Warszawa: Wydawnictwo UKSW 2011.

Ladd K.L., Spilka B., Psychologia modlitwy. Spojrzenie naukowe, przeł. Marek Chojnacki, Kraków: Wydawnictwo WAM 2014.

Małachowski R., Pedagogika religijna i jej konteksty. Bibliografia (lata 1989-2004), Warszawa-Zielona Góra: BEL Studio Sp. z o.o., 2006.

Małachowski R., Średnie szkolnictwo katolickie. W Polsce i w wybranych państwach europejskich (lata 1945-2000), Wydawnictwo Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra: Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego 2005.

Marszałek K., Dziedzictwo którego nie można odrzucić. Próba interpretacji wybranych źródeł z lat 1918-2015 do dziejów Związku Harcerstwa Polskiego, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2016.

Możdżeń S., Inspiracje katolickiej myśli wychowawczej w Polsce do poł. XX w., Kielce: Wydawnictwo Akademii Świętokrzyskiej 2001.

Nalaskowski A., Szkoła jako opus dei, Liceum Ogólnokształcące PW „Poltech”, Toruń 1991.

Pedagogie katolickich zgromadzeń zakonnych. Historia i współczesność, t.1., red. Janina Kostkiewicz, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2012.

Pedagogika katolicka. Zagadnienia wybrane, red. Alina Rynio,Stalowa Wola: Wydawnictwo Naukowe KUL 1999.

Rynio A., Wychowanie młodzieży w nauczaniu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Lublin: Wydawnictwo Naukowe KUL 1995.

Rynio A., Z myśli pedagogicznej Prymasa Wyszyńskiego, Lublin: Wydawnictwo Naukowe KUL 1995.

Theiss W., Troska i nadzieja. Działalność społeczno-wychowawcza ks. Henryka Szumana na Pomorzu w latach 1908-1939, Toruń: Wydawnictwo Adam Marszałek 2012.

Wychowanie chrześcijańskie metodą harcerską, red. Anna Petkowicz, Lublin: Wydawnictwo KUL 2009.

Wychowanie chrześcijańskie. Między tradycją a współczesnością, red. Alina Rynio, Lublin: Wydawnictwo KUL 2007.

Wychowanie w rodzinie chrześcijańskiej, red. F. Adamski, Kraków: Wydawnictwo WAM 1982.

Wychowanie. Pojęcia. Procesy. Konteksty. Interdyscyplinarne ujęcie, red. Maria Dudzikowa, Maria Czerepaniak-Walczak, Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Pedagogiczne, tom 1, 2007.

Wysocka E., Młodzież a religia. Społeczny wymiar religijności młodzieży, Katowice: Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego 2000.

Zieliński T.J., Państwo wobec religii w szkole publicznej. Według orzecznictwa Sądu Najwyższego USA, Toruń: Wydawnictwo Adama Marszałek 2008.








25 sierpnia 2016

Powszechny szum oświatowy



W prasie czytam, a powtarzają ten błąd także media wizualne, że resort edukacji rezygnuje z jednego z pomysłów: nie będzie przekształcenia podstawówek w szkoły powszechne.

Nie rozumiem. Czyżby dotychczasowe szkoły podstawowe, czy też te, które są czyimś wymysłem (powrót do ośmioletniej szkoły podstawowej), nie były lub nie będą szkołami powszechnymi? Czyżby urzędnicy resortu edukacji nie wiedzieli, że obowiązujące wciąż szkoły podstawowe i gimnazja są szkołami powszechnymi?

Po co ta gra słów, manipulowanie nazwami, które nie stanowią żadnej różnicy? Dlaczego dziennikarze są tak bezrefleksyjni, że powtarzają za MEN rzekome odejście od czegoś, co po pierwsze, jeszcze w ogóle nie zaistniało (nie było i nie ma żadnego projektu ustawy o zmianie ustroju szkolnego), a po drugie, jest typowym błędem logicznym określanym jako "to samo przez to samo".

W art.70, ust.1. Konstytucji RP czytamy:

Każdy ma prawo do nauki. Nauka do 18 roku życia jest obowiązkowa. Sposób wykonywania obowiązku szkolnego określa
ustawa.


a w art. 70.ust.4.

- "Władze publiczne zapewniają obywatelom powszechny i równy dostęp do wykształcenia".

Obecna szkoła podstawowa i gimnazjum są szkołami powszechnymi, bowiem każda osoba od 6 do 18 roku życia podlega obowiązkowi szkolnemu (wraz z obowiązkiem uczęszczania do przedszkola od 6 roku życia). Niezależnie zatem od struktury ustroju szkolnego, od podziału na różnego rodzaju placówki oraz czas trwania w nich obowiązkowej edukacji są one szkołami powszechnymi, ogólnodostępnymi.

Natomiast nie są już szkołami powszechnymi szkoły ponadgimnazjalne, gdyż jest ich więcej niż jeden typ. Muszą one zapewnić jednak osobom do 18 roku życia bezpłatną możliwość uczenia się. Kandydaci do nich są zobowiązani do spełnienia warunków przyjęcia do danego typu szkoły.

Ekonomista dr Antoni Jeżowski, któremu - nie wiedzieć, na jakiej podstawie, dziennikarz przypisał miano profesora - jest oburzony zmianami, twierdząc m.in.:

W tej chwili, tak naprawdę, mamy do czynienia ze skróceniem szkoły podstawowej do czterech lat, bo jak wyczytałem na stronie ministerstwa klasy 5,6,7,8 to będzie kształcenie gimnazjalne. Jest to co najmniej zaskakujące.

Otóż, gdyby tak miało być, że nastąpi powrót do 8-letniej szkoły, to będzie to szkoła podstawowa, powszechna, ale w tym wariancie skrócona do lat czterech, skoro klasy V-VIII miałyby być klasami gimnazjalnymi. Tak jest w niektórych kantonach w Szwajcarii, gdzie wczesna edukacja trwa 4 lata. Po co zatem tworzyć nowe byty - nawet w odrębnych budynkach - w jednolitej strukturze określając je mianem klas gimnazjalnych?

Brakuje tu odpowiedzi na pytanie - czym ma być "stara/nowa" szkoła podstawowa? Czy ma być tylko czteroletnią wczesną edukacją, po której nastąpi selekcja do cyklu kształcenia gimnazjalnego? Jeśli tak, to na jakiej podstawie absolwent klasy czwartej będzie musiał kontynuować kształcenie w szkole podstawowej lub mógł przejść do cyklu gimnazjalnego?

Jak widać, nie o dzieci i młodzież chodzi w tych tzw. reformach, tylko o realizację celów politycznych i światopoglądowych kolejnej ekipy władzy. Ustrojem szkolnym można bawić się w nieskończoność, manipulować nim na prawo i lewo, tylko kim będą jego absolwenci? Kto i jak będzie ich socjalizował, kształcił i wychowywał?

Powszechna szkoła pojawiła się na ziemiach polskich po raz pierwszy w Księstwie Warszawskim w 1808 r., w zaborze pruskim w 1825 r., natomiast w Galicji w 1873 r. Na terenie całej Polski, po odzyskaniu niepodległości po I wojnie światowej, wprowadzono powszechną, obowiązkową siedmioletnią szkołę.

We współczesnych słownikach pedagogicznych i leksykonach nie znalazło się pojęcie "szkoły powszechnej", gdyż nie zachodzi taka potrzeba, na skutek kilkudziesięcioletnich procesów utrwalenia w polityce państwa zasady powszechności kształcenia. Znajdziemy definicję "szkoły powszechnej" w Wikipedii, ale ta nie jest właściwa, gdyż poza krótką notą historyczną stwierdza się, że: "Współczesnym odpowiednikiem szkół powszechnych są 6-klasowe szkoły podstawowe". Nie jest to zgodne z prawdą, gdyż pominięto gimnazja.

Natomiast znajdziemy hasło "szkoła powszechna w jakże dawno temu opublikowanej "Podręcznej Encyklopedji Pedagogicznej" w opracowaniu dr. Feliksa Kierskiego. W 1923 r. ukazał się tom 1, zaś w 1925 r. tom 2.

O szkole powszechnej pisze się jako o dążeniu Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego do utworzenia w całym państwie obowiązkowej 7-klasowej szkoły powszechnej o 7 nauczycielach, skupiającej młodzież w w. od lat 7-14. Do tego celu zasadniczego zmierzają zarządzenia i ustawy szkolne zarówno w dziedzinie prawno-administracyjnej organizacji szkolnictwa, jak i programu naukowego szkoły powszechnej.

Okres przejściowy jednak między stanem faktycznym a przyszłym stanem idealnym, kiedy zrealizowana zostanie zasada powszechnego nauczania rozciąga się na długie lata z powodu 1) braku nauczycieli, 2) braku budynków szkolnych, 3) braku dostatecznych funduszów.
(tom 2, s. 539-541)

Dzisiaj jesteśmy w lepszej sytuacji, bowiem mamy wykształconych nauczycieli, nadmiar budynków szkolnych i dostateczne fundusze. Tylko czy zmieniając ustrój szkolny mamy wracać do minionego, sprzed 1999 r. z programowymi jedynie zmianami, co jest oczywiste, czy może korzystniejsze dla młodzieży, a nie dla polityków i rządzących byłoby stworzenie zupełnie innej struktury szkolnictwa ponadpodstawowego, po sześcioletniej szkole podstawowej, która mogłaby być szkołą pięcioletnią, skoro sześciolatki są edukowane w przedszkolach?

Tym samym po szkole podstawowej mogłyby powstać różne typy szkół powszechnych, jako szkoły średnie I stopnia, a różnicujące dzieci ze względu na ich potencjał rozwojowy, dotychczasowe osiągnięcia szkolne oraz zainteresowania, uzdolnienia i aspiracje edukacyjne.

Co to za reforma, która nie tworzy nowoczesnych rozwiązań, adekwatnych do dwóch, jakże dynamicznie zmieniających się światów: realnego (off line) i wirtualnego (on line)? Co to za reforma, której urzędnicy pozbawieni merytorycznych argumentów majstrują jedynie tym, co jest najłatwiejsze, a mianowicie strukturalnym skracaniem czegoś lub wydłużaniem, podstawą programową kształcenia ogólnego i podręcznikami szkolnymi? To są kwestie wtórne wobec diagnozy stanu zupełnie innego świata oraz rozwoju młodych pokoleń, niż ten, w którym do szkół uczęszczali dzisiejsi politycy. Kształcić można w każdym ustroju szkolnym, także bez podręczników, ale trzeba wiedzieć po co, gdzie, jak i (z) kim. Bez akceptacji społeczeństwa, którego dużą częścią są rodzice oraz bez akceptacji nauczycieli rząd niczego nie osiągnie, poza ewentualnymi dymisjami czy odwołaniem kolejnych ministrów.

Czy urzędnicy i politycy oświatowi udają, czy nie wiedzą, że nastąpił radykalny zwrot cyfrowy w komunikacji międzyludzkiej, która jest nośnikiem każdej edukacji? Ucieczka od niej jest już niemożliwa i tylko ośmiesza władze, chyba że planują jakąś "żelazną bramę", zamknięcie wszelkich granic. Polacy akurat są tą nacją, która poradzi sobie i z takim problemem. Czyżby lata solidarnościowej opozycji stały się dla niektórych decydentów już tylko częścią historii?