03 czerwca 2016

MAGISTERKĘ KUPIĘ


To tytuł książki Beaty Bielskiej, która została wydana przez Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu z podtytułem: "Sprzedawanie i kupowanie prac dyplomowych jako element studenckiej kultury nieuczciwości". Dzięki temu, że publikacja jest dostępna w open access, zainteresowani mogą zapoznać się z jej treścią. Wystarczy odnaleźć ją na stronie Wydawnictwa Naukowego UMK i ściągnąć w formacie pdf.

Przede wszystkim polecam ten tytuł promotorom prac dyplomowych, nie tylko magisterskich, ale także licencjackich, gdyż rynek ich "produkcji" rozwinął się w naszym kraju z wyjątkową bezczelnością i cynizmem czarnego biznesu. Jak pisze w rozbudowanej merytorycznie "Przedmowie" recenzent tej pracy (nie ma podpisu):

Dla autorki kluczowa jest jednak identyfikacja tych mechanizmów świata społecznego, które utrudniają lub wręcz uniemożliwiają uruchomienie mechanizmów merytokratycznych w instytucjonalnej przestrzeni polskiej akademii. Bielska wprowadza w swojej pracy pojęcie „kultura studenckiej nieuczciwości”, ale dostrzega zdecydowanie szerszy kontekst zjawiska: „powszechnie rozpoznawana studencka kultura nieuczciwości może być analizowana jako element szerszej całości – kontynuacja uczniowskiej kultury nieuczciwości, poprzedzenie bądź współistnienie z pracowniczą kulturą nieuczciwości czy w ogóle obywatelską kulturą nieuczciwości w Polsce” (s. 19).

Jak to bywa najczęściej z rozprawami socjologów, politologów czy psychologów jako przedstawicieli nauk pogranicza dla pedagogiki, a zatem i z autorami najczęściej niewspółdziałającymi z pedagogami, w tym przypadku nie zostały pominięte w kwerendzie literatury przedmiotu rozprawy pedagogiczne, co należy wyeksponować jako wskaźnik być może zachodzących zmian w zakresie analiz interdyscyplinarnych interesujących badacza fenomenów. Przedmiotem jej zainteresowań poznawczych pani Bielskiej stało się szerokie rozumienie ludzkiej skłonności do autokłamstwa, którego przejawem w toku edukacji akademickiej staje się m.in. przedkładanie do sfinalizowania własnych studiów quasiautorskiej pracy dyplomowej.

Mamy tu do czynienia z pozorowaniem przez studentów zalet, których oni nie posiadają, a przedłożony przez nich wytwór działania nie zgadza się z tym, co rzeczywiście wiedzą i potrafią. Jest to przykład działania intrapsychicznie użytecznego, które ma przynieść korzyść przede wszystkim kończącemu studia jako kłamcy. Kupiona praca dyplomowa stanowi taką formę wyrazu, która ze swej istoty sugeruje prawdę, bowiem jednostka ukrywa przed weryfikującymi jej kompetencje prawdziwą naturę.

Fenomen samozakłamania tak "studiujących" osób wycisza u nich sumienie na rzecz poszukiwania usprawiedliwienia dla własnego postępowania wbrew obowiązującym normom moralnym. Jakże charakterystyczna jest dla tego typu zaangażowania reakcja w stylu: „inni też tak postępują; przecież skoro są firmy, to znaczy, że jest na nie przyzwolenie, a więc moja sytuacja nie jest wyjątkowa” (to uśrednianie swej odpowiedzialności moralnej) lub kwestionowanie norm („nie ma w tym nic złego”). Skutkiem kłamstwa jest deformacja siebie. Osoba kupująca pracę dyplomową działa zatem na swoją "korzyść", gdyż dzięki temu uzyskuje dobro, którego być może by nie uzyskała, gdyby musiała sama je wytworzyć.

Nie muszę tego zagadnienia rozwijać w tym miejscu. Interesujące jednak jest to, jak szeroki jest zakres i poziom tej nieuczciwości akademickiej, która sprowadza się do podtrzymywanego przez studentów samozakłamania, by osiągać merytorycznie i metodologicznie nieuzasadnioną korzyść. Zamawianie i kupowanie rozpraw jest od początku transformacji gospodarczej i ustrojowej RP także w polskim szkolnictwie wyższym kłamstwem konwencjonalnym, które wpisuje się w strefę obyczajową a polega na pewnej umowie społeczno-biznesowej.

Nie jest to jednak tylko polska przypadłość, gdyż firmy oferujące pisanie za studentów "ich" prac dyplomowych są w krajach nam ościennych, toteż środowisko uczonych i władze resortu nauki i szkolnictwa wyższego skupiło się przede wszystkim na tym, by nie było ich wielokrotnego upowszechniania. Temu ma przeciwdziałać system antyplagiatowy. Nauczyciele akademiccy są równie wobec tego zjawiska bezradni, jak i przyzwalający na jego istnienie. Wspomniana konwencja uprawnia niejako część studentów do kłamania przy założeniu, że jest ona powszechnie w naszym kraju akceptowana przez władze. Policja nie ściga przecież osób, które prowadzą firmy "produkujące" prace dyplomowe.

Otwierając w roku akademickim seminarium dyplomowe uprzedzam studentów, żeby nie korzystali z usług tego typu firm, bez względu na to, jaki byłby zakres rzekomej, a odpłatnej pomocy z ich strony. Poziom dewiacji osiągnął już tak wysoki pułap, że coraz więcej młodzieży ucieka w gotowce, które są przygotowywane przez niekompetentnych pisarczyków. Przygotowują oni nawet fałszywe dane o rzekomo przeprowadzonych badaniach empirycznych, co powinno spotkać się z weryfikacją promotorów i kierowaniem - w przypadku rozpoznania fałszerstwa - spraw do komisji dyscyplinarnych.

Co gorsza, zamiast koncentrować się na tym, co jest ciekawego, wartościowego, poznawczo nowego w przygotowywanej przez magistranta rozprawie, niektórzy już na wstępie zakładają, że mają do czynienia z oszustami, cwaniakami unikającymi jakiegokolwiek wysiłku. Trudno bowiem określić takim mianem zapłacenie za usługę. Odnoszę wrażenie, że wraz z masowością kształcenia akademickiego wzrasta przyzwolenie na nieuczciwość, nierzetelność udziału w procesie autoedukacji młodych ludzi, byle tylko mieć "święty spokój".

02 czerwca 2016

Fasadowy Sejm Dzieci i Młodzieży

Po raz kolejny prawica weszła w buty lewicy kontynuując typowy dla czasów PRL, a wprowadzony przez SLD i PSL, zamysł fasadowej demokracji w postaci tzw. Sejmu Dzieci i Młodzieży. Już byłoby lepiej, żeby to pokolenie nie uczestniczyło w kolejnej grze pozorów, rzekomym liczeniu się z jego opinią oraz z koniecznością przygotowania wystąpień na zadany mu politycznie temat.

W tym roku, podobnie jak przez ostatnich dwadzieścia jeden lat, w ławach poselskich zasiedli wyselekcjonowani uczniowie szkół, by uzasadnić przygotowaną wcześniej uchwałę i podzielić się własną opinią na problemy, które wynikają z jej treści. W tym roku, zgodnie z duchem rządzącej partii i większości parlamentarnej, młodzieży zadano przygotowanie wystąpień na temat edukacji i polityki historycznej w Polsce pod szyldem troski o historię miejsc pamięci narodowej.

Aleksandra Kuc sformułowała dość krytyczną diagnozę naszego kraju, oskarżająco pytając: Co nas czeka po ukończeniu szkoły? Praca od świtu do nocy i głodowa emerytura. Trudno się dziwić, że młodzi uciekają z Polski.



Niektórzy "posłowie" - mówiąc kolokwialnie - "zerwali się z łańcucha" i postanowili powiedzieć nie to, do czego zostali zobowiązani, albo co zostało uzgodnione z ich "nadzorem" lub ze znaczącymi dla nich osobami. Niektórzy mówili sobą. Właśnie dlatego obrady SDiM bywają miejscami autentyczne, pełne wigoru, młodzieńczego buntu i niezgody na sposoby i zakres rządzenia krajem przez dorosłych polityków. Są jednak nic nie znaczącym spotkaniem, z czego - przynajmniej większość z nich - doskonale zdaje sobie sprawę. Mówił o tym Marek Mikołajczyk:



Podobnie wypowiadała się o hipokryzji władzy Agata Przepiórka:




Nie zabrakło wypowiedzi rozliczeniowych z przeszłością, a wprost z polityką PO i PSL. Dostało się poprzedniej koalicji, ale nie po raz pierwszy, bo pisałem rok temu o tym, jak ówcześni młodzi posłowie wyrażali swój sprzeciw wobec rządzących. Filip Stachurski mówił:



I co? Nic. Poprzedni rząd nie potrafił wyciągnąć z tego żadnych wniosków, bo przecież dzieci i ryby głosu nie mają, a jeśli nawet do niego dochodzą, to kończy swój uchwalony zapis w koszu na śmieci. Poprzednia koalicja syciła się cenzurowanymi raportami z diagnoz oświatowych , jakie przygotowywał jej Instytut Badań Edukacyjnych, a badania socjologów wskazujących na radykalną zmianę postaw wśród młodzieży były traktowane jako antypaństwowe.



Dostało się też obecnej opozycji parlamentarnej, co wydaje się mocno sterowane. Franciszek Dąbrowa kierował zarzuty pod adresem KOD-u, by przestał bronić b.SB-ków z wysokimi emeryturami,



a Damian Gleń twierdził, że obecna opozycja sięgnęła już dna:



Do następnych wyborów są jeszcze trzy lata. Rządzący mają zatem czas na autokorektę. Minister edukacji Anna Zalewska na szczęście nie ukrywała event'owego charakteru tego posiedzenia, a więc nie grała z młodymi fałszywymi kartami. Już w pierwszym zdaniu uczciwie stwierdziła: "Cieszę się, że będziemy mogli spędzić tutaj ciekawy dzień i odpowiedzieć na wasze pytania."



Tymczasem młodzi mają świadomość tego, że są przyszłością tego kraju i prędzej czy później zastąpią obecne elity odpłacając im za nadobne. Tak mówił Paweł Januchowski :




Ba, powrócili, zapewne tego nieświadomi, do solidarnościowej zasady subsydiarności państwa wobec społeczeństwa. Julia Konwińska apelowała: Nic nie naprawiajcie, stwórzcie tylko godne warunki, byśmy zostali w tym kraju.



Trzeba przyznać, że mamy świetną młodzież, refleksyjną, krytyczną, uspołecznioną, ale też konformistyczną, powierzchowną, bezkrytyczną. Norbert Czarny zwrócił się do swoich rówieśników, by skończyli z biernym obywatelstwem i przestali szkodzić państwu swoją obojętnością:



Aleksandrze Pałce zaś nie podobało się, że młodzi posłowie, zamiast mówić na zadany temat, postanowili hejtować poprzedni rząd:



Do zobaczenia w przyszłym roku. Zapewne nic się nie zmieni, poza tematem obrad. Historia bowiem kołem się toczy. Niestety, nie jest to koło hermeneutyczne.

01 czerwca 2016

Małe jest piękne, czyli debata o nauczycielach z pasją





(fot. Dziekan-elekt Wydziału Pedagogicznego ChAT w Warszawie dr hab. Renata Nowakowska-Siuta prof. ChAT otwiera konferencję)



W latach 70. XX w. ukazała się książka angielskiego ekonomisty niemieckiego pochodzenia - Ernsta Friedricha Schumachera pt. "Małe jest piękne"', która spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem przez środowiska radykalnych ekologów i alternatywne wobec polityczno-gospodarczego establishmentu, a niosąca z sobą ważne przesłanie, że "człowiek coś znaczy". W tym przypadku chodziło o odpowiedź na pytanie, czy nauczyciele coś znaczą?

Przypomniał mi się ten tytuł w związku konferencją naukową, którą zorganizował Wydział Pedagogiczny Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie we współpracy z WCIES-em, czyli Warszawskim Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń w Warszawie. Przedmiotem obrad były kwestie pedeutologiczne, które zostały ujęte w tytule: Nauczyciel jako przewodnik po współczesnym świecie. Innowacje w procesie kształcenia i doskonalenia zawodowego nauczycieli. Mała, o wyjątkowej atmosferze Uczelnia publiczna, w której kształci się przyszłych pedagogów, zorganizowała mocą swojej młodej kadry naukowej, pod przewodnictwem prof. ChAT dr hab. Renaty Nowakowskiej-Siuta i dr. Stefana Tomasza Kwiatkowskiego debatę o kluczowych sprawach dla polskiej edukacji, bo dotyczącą nauczycieli.

Przybliżę kilka zagadnień, które wyłonione były w referatach jako ważne tak dla badaczy, jak i kandydatów do nauczycielskiego zawodu:

1) prof. dr hab. Jolanta Szempruch (Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach) przedstawiła modele kształcenia nauczycieli, doktryny i nurty ich edukacji, wskazując zarazem na ich związek z realizowanymi celami kształcenia, warunkami powodzenia zawodowego. Przypomniała koncepcje pełnienia tej roli m. in. transformatywnego intelektualisty, refleksyjnego praktyka, emancypacyjnego badacza, krytycznego, postpozytywistycznego praktyka itp. Bliżej odniosła się do modelu Allana Feldmana mądrego nauczyciela (model mądrości deliberatywnej, praktycznej i w praktyce), czy postmodernistycznej koncepcji spojrzenia na nauczyciela jako przewodnika i tłumacza.


Pomimo pojawiających się w naukach społecznych mód kształcenia czy konstruowania nauczycielskiej roli kielecka pedagog wskazała także na krytykę jakości kształcenia nauczycieli w szkolnictwie wyższym, jak m.in.: zbyt podający model przekazywania wiedzy, słabe powiązanie akademickiej edukacji nauczycieli z praktyką szkolną, komercjalizacja szkolnictwa wyższego i orientowanie powyższych procesów na oczekiwania rynku. Unikanie podejścia autorskiego w kształceniu przyszłych nauczycieli sprawia, że sami studenci są mało innowacyjni, bardziej orientując się na pragmatyczne korzyści. Profesor przywołała też stanowisko KRASP w kwestii standardów kształcenia, odbiurokratyzowania procedur awansu zawodowego i na temat potrzeby powoływania szkół ćwiczeń.


(fot. W środku prof. Joanna Madalińska-Michalak pomiędzy kierownictwem WCIES w Warszawie)

2) prof. dr hab. Joanna Madalińska-Michalak (Uniwersytet Warszawski) mówiła na temat: "Nauczyciel z pasją: rozwijanie kompetencji emocjonalnych nauczycieli". Zastanawiała się nad tym, co zrobić, żeby praca w szkole była dla nauczycieli pasją, by im się chciało chcieć. Przywołała własne badania nauczycieli sukcesów (laureatów konkursu Głosu Nauczycielskiego - "Nauczyciel Roku"), którzy w wywiadach dzielili się z nią własnymi refleksjami na temat własnej pasji zawodowej. Przykre, że jednym z kosztów ich pracy w zawodzie jest swoistego rodzaju osamotnienie wobec własnych sukcesów. Środowisko szkolne nie potrafi cieszyć się z sukcesów własnych nauczycieli, gdyż przeważa w nim atmosfera bezinteresownej zawiści, antagonistycznej rywalizacji.

Z jej badań wynikało jednak także to, co jest ważne w osiąganiu mistrzostwa pedagogicznego/nauczycielskiego, a mianowicie: traktowanie pracy jako pasji; praca jest dla nich hobby, możliwość samorealizacji jako źródło osobistej satysfakcji. Nauczycielami sukcesu są osoby trochę heroiczne, poświęcające się, ale zarazem optymistyczne, entuzjastycznie podchodzące do zadań, zarażające innych pozytywnym nastawieniem do życia. Jak stwierdził jeden z jej respondentów: "Nauczycielem się jest, to jest określony stan bycia".


Prof. J. Madalińska-Michalak przywołała w swojej wypowiedzi wspólnie wydaną z dr Renatą Góralską z UŁ publikację na temat kompetencji emocjonalnych nauczycieli, w której piszą o tym, jak nauczyciel powinien dbać o zdrowie psychiczne wykonując pracę ponad miarę, a tym samym - jak uniknąć powolnej śmierci dzięki zawodowej pasji. Zaprzeczają potocznemu przekonaniu, że nauczyciel nie powinien wyrażać w szkole swoich emocji, gdyż rzekomo świadczyłoby to o braku jego profesjonalizmu. Tymczasem pokłady energii emocjonalnej wspierają ich w pracy pedagogicznej. To emocje odgrywają ważną rolę w osiąganiu przez nich sukcesów.

Nie można jednak nadmiernie skupiać się na własnych emocjach, bo wówczas pojawią się problemy z osiąganiem celów dydaktyczno-wychowawczych, a nawet może dojść do wypalenia zawodowego. Dlaczego zatem nie pomyśleć o kształceniu u nauczycieli kompetencji emocjonalnej, by wzmocnić skuteczność ich pracy? Edukacja akademicka powinna wzmocnić zdolności nauczycieli do nawiązywania zdrowych relacji z uczniami, innymi nauczycielami czy rodzicami. Nauczyciele - zdaniem profesor UW - powinni uczyć się redukowania własnego gniewu, urazów, przebaczania innym, by nie dominować nad nimi za wszelką cenę. Nauczyciele potrzebują też wiedzieć, że w ich zawodzie są także możliwości działania i samorealizacji, a nie tylko doświadczać krytyki swojego statusu.

3. Prof. dr hab. Stefan Kwiatkowski (Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej) miał referat nt. "Przywództwo edukacyjne – dyrektor szkoły jako przywódca". Można kogoś mianować przywódcą, ale jak nie ma pewnych cech, to będzie go uwierać gorset tej roli. Profesor barwnie przedstawił różne teorie i modele przywództwa, w tym dwie teorie:

- teorię wybitnej jednostki, a więc takiej, którą cechuje ponadprzeciętna osobowość oraz ma ona duży prestiż nabyty w związku z sukcesami zawodowymi;


- teorię miejsca i czasu, w świetle której przywódcą można stać się sytuacyjnie, jeśli znajdziemy się w odpowiednim miejscu i czasu. Osobowość i prestiż są pożądane, ale nie są do tego niezbędne.

Następnie prof. S. M. Kwiatkowski wyjaśniał, a jakim zakresie pedagogika jako nauka teoretyczno-praktyczna mogłaby przyczyniać się do wyłaniania przywódców edukacyjnych. Można wprawdzie być przywódcą na krótka metę, ale w edukacji chodzi o to, by mieć energię, przewodzić innym w długim okresie czasu dzięki przekonaniu i sile zewnętrznej. Następnie referujący zachęcał do podejmowania badan naukowych, w wyniku których można byłoby rozstrzygnąć, w jakim zakresie i w jakich sytuacjach zawodowych przywództwo nauczyciela-dyrektora szkoły jest potrzebne, niezbędne:
Czy w fazie planowania celów, zasobów, wyników, działań? Czy w fazie kierowania zespołem nauczycielskim, nawiązywania z nim więzi emocjonalnych, motywowania, komunikowania i reprezentowania szkoły? Czy może jest ono potrzebne w fazie organizowania struktur, zespołów, działań i współpracy? Czy też jest konieczne przywództwo w fazie kontroli i oceny – ze względu na przedmiot kontroli, oczekiwania, diagnozę stanu i analizę jej wyników?

Być może w szkole nie jest potrzebny przywódca charyzmatyczny? Gwiazdą jednak jest się krótko. Co zatem zrobić, jak postępować, by będąc dyrektorem szkoły, nauczycielem-liderem nie dać się "spalić na stosie". Jak się okazuje, nauczyciel-przywódca może pociągnąć za sobą tłumy, ale jak przestanie im być potrzebny, to może się wypalić. Przywództwo charyzmatyczne jest potrzebne w sytuacji niewiadomych, ryzyka, sytuacji trudnej.


W końcowej części referatu profesor S.M. Kwiatkowski podzielił się za Z. Freudem konstatacją, że zawód nauczyciela należy do tzw. profesji niemożliwych, gdyż rzetelne jego wykonanie przekracza możliwości pojedynczego człowieka. W tej profesji zadania mają charakter addytywny, zaś oczekiwania społeczne i własne są często wyższe od potencjału jednostki. Nauczycielami powinni być najlepsi z najlepszych, bowiem to od nich zależy miejsce Polski na mapie gospodarki świata. To powinien być zawód otoczony specjalną opieką. Na studia powinni być kierowani najlepsi, ale też nie każdy może i powinien być nauczycielem. Dla pełnej samorealizacji zawodowej konieczne są możliwie najwyższe płace. Dziś powinny być one dwu-trzykrotnie wyższe.


4. Dr hab. Inetta Nowosad prof. UZ (Uniwersytet Zielonogórski) miała referat pt. Chybione innowacje we współpracy nauczycieli z rodzicami?, który ilustrowała przykładami artykułów z prasy codziennej czy popularno-oświatowej a poświęconych relacjom rodzice-nauczyciele. Na podstawie analizy dyskursów prasowych wykazała, że w tej sferze nie ma żadnych innowacji. To jest zaniedbany obszar szkoły. Wprawdzie pojawiają się różnego rodzaju scenariusze, rzekomo nowe rozwiązania, które w istocie sprowadzają się do infantylizowania relacji nauczyciel-rodzice czy też wymuszanie integrowania zespołu rodziców pod pozorem zwiększenia skuteczności wzajemnego wpływania na wychowanie ich dzieci.


Zielonogórska pedagog przytoczyła scenariusze zebrań z rodzicami jako tzw. czasowypełniacze, niczego nie zmieniające w szkole w ich relacjach z uczniami. Zwróciła także uwagę na to, że problematyka przygotowania nauczycieli do współpracy z rodzicami jest marginalna w programach kształcenia w szkołach wyższych, a tam, gdzie jest ona nawet podejmowana, to nie wnosi nic nowego do powyższej rzeczywistości.

Dyrektorzy szkół eksponują w swoich postawach wobec rodziców głównie potrzebę wzmocnienia przez nich sytuacji finansowej szkoły, ale też zdarzają się sytuacje straszenia nauczycieli rodzicami („Uważajcie, bo rodzice mogą wszystko”, „Rodzice są naszymi klientami”, „Grunt, to nie dać się sprowokować” itp.)




5. Dr Dominika Walczak (Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej, Instytut Badań Edukacyjnych)– mówiła o uwarunkowaniach prestiżu zawodu nauczyciela na podstawie rekonstrukcji wyników różnych badań krajowych i międzynarodowych. Prestiż może być bowiem postrzegany jako unikalny sposób bycia (M. Weber) czy jako wartość, którą otrzymujemy od innych. Socjolog wykazała, że w skali makropolitycznej prestiż jest tym, co stabilizuje system władzy, koordynuje i hierarchizuje społeczeństwo, generuje władzę i bogactwo. Na poziomie mikro jest on psychologiczną nagrodą. Prestiż może być osobisty, pozycyjny, sytuacyjny lub zinstytucjonalizowany.


6. Konferencję zamykał panel, który moderował dr Stefan T. Kwiatkowski, a wzięli w nim udział: prof. ChAT Renata Nowakowska-Siuta, prof. APS Małgorzata Kupisiewicz oraz mgr Krzysztof Gawroński. Zaproponowano do refleksji i dyskusji następujące zagadnienia:


- Globalne problemy współczesności a dylematy szkolnictwa narodowego;
- Integracja dzieci emigrantów, uchodźców;
- Autonomia szkoły a traktowanie jej jako instytucji usługowej wobec państwa i rynku;
- Problemy wychowawcze nauczycieli;
- Inkluzja a ekskluzja społeczna osób niepełnosprawnych i otwartość szkoły na współpracę z nimi.


- Proletaryzacja zawodu pedagoga specjalnego, który jest profesją wyjątkową, szczególną, wymagającą interdyscyplinarnej wiedzy oraz predyspozycji osobowościowych do pracy z osobami niepełnosprawnymi;
- Potrzeba a możliwości wczesnej opieki i stymulowania rozwoju dziecka niepełnosprawnego; zajmowania się zarazem także jego rodziną oraz odzyskiwanie zdolności do funkcjonowania takiej osoby w społeczeństwie;
- Samoaktualizacja pedagoga specjalnego – możliwie najlepsze wykorzystanie przez osobę własnego potencjału w określonych sytuacjach życiowych;
- Jurydyzacja edukacji, prawne warunki funkcjonowania oświaty.



Zapewne i po tej konferencji ukaże się, zapowiadana przez Organizatorów, publikacja, więc będzie można odnieść się do zawartych w niej teorii, modeli, tez, analiz, projektów i wyników badań. Jedno nie ulegało dla mnie wątpliwości, że po 27 latach transformacji ustrojowej nauczyciele nadal są klasą średnią o najniższych dochodach i ograniczonych strukturalnie możliwościach kreowania własnych innowacji czy prowadzenia eksperymentów pedagogicznych.


Szkolnictwo w III RP nadal zarządzane jest centralistycznie, jak w okresie PRL, z nieefektywną reprodukcją systemu klasowo-lekcyjnego, pozoranctwem, fasadowością rzekomych konsultacji, demokratyzacji, z nadmierną biurokratyzacją pracy, ustawicznymi manipulacjami środowiskiem przez kolejne ekipy MEN. Trudno dziwić się nauczycielce, która na forum społecznościowym dyrektorów szkół pisze: "Co tu planować? Jakie wizje tworzyć? Jakie przemyślenia? Ilu nauczycieli znajdzie pracę a ilu nie? Jaki sens ma tworzenie planów, pisanie projektów, szukanie środków…? Człowiek wypluty jakiś i pusty się zrobił. Jeśli ktoś chciał zniszczyć nasz zapał i motywację, nasze zaangażowanie i twórcze podejście, to mu się udało".