06 marca 2016

Studiowanie za/na darmo

Czytając internetowe ogłoszenia można dojść do wniosku, że w naszym kraju właściwe wszystko jest za darmo. Wrzucam hasło w wyszukiwarkę i proszę bardzo:
Próbki Za Darmo
Muzyka Za Darmo
Yorki Za Darmo
Rzeczy Za Darmo
E-booki Za Darmo
Słodycze Za Darmo
Kosmetyki Za Darmo
Gry Za Darmo
Gry Do Pobrania Za Darmo
Muzyka Do Pobrania Za Darmo
Podręczniki Za Darmo
Leki Za Darmo
itd., itd.

Nic, tylko żyć za darmo. A jednak, wiele osób ma przeświadczenie, że żyje na darmo, bo nie stać ich na tak kreowane propagandowo (PR-owo) darmowe życie. Ich świat codziennego życia - jeśli zapytać, co w nim jest za darmo - obejmuje choroby za darmo, zmartwienia za darmo, wykluczenie za darmo, ludzką obojętność czy bezinteresowną życzliwość, a więc też za darmo itp. Za resztę muszą płacić, a często nie mają czym.

W Polsce ponoć można studiować za darmo. Kiedy jednak przyjrzymy się obowiązującym regulacjom, to okazuje się, że i w tym procesie nic nie jest za darmo. Szkoły publiczne (tzw. państwowe) miały być za darmo, ale darmowymi nie są. Już przed dostąpieniem zaszczytu bycia przyjętym na wymarzony kierunek studiów okazuje się, że trzeba się zarejestrować i wnieść opłatę rekrutacyjną. Jak ktoś nie zda, to wnosi opłatę za egzamin poprawkowy, a potem rejestracyjną na kolejny semestr lub rok studiów.

Są uczelnie niepubliczne, które pobierają opłaty w ramach czesnego. Ze względu na niż demograficzny zmalały one dość znacznie. Jednak wraz z obniżką opłat za studia kierunkowe właściciele podwyższyli opłaty za studia podyplomowe, kursy i kursidła oraz zwolnili najlepsze kadry, bo kosztowne. Tak więc studiujący mają "za darmo" nauczycieli "gorszego sortu". Wspomogła ten proces b. ministra szkolnictwa wyższego i nauki prof. Barbara Kudrycka obniżając wymogi formalne w zatrudnianiu nauczycieli akademickich do tzw. minimum kadrowego. Mamy więc w wielu szkołach prywatnych i państwowych pracowników doktoropodobnych i profesoropodobnych.


Były prezes Polskiej Akademii Nauk - prof. Michał Kleiber postuluje, by zmiany w uczelniach rozpocząć od wprowadzenia odpłatności jako fundamentalnego czynnika w strategii rozwojowej naszego kraju oraz wyeliminowania niesprawiedliwości społecznej. Na kosztownych - a przecież nieodpłatnych - studiach w uczelniach publicznych studiuje - zdaniem M. Kleibera - młodzież z wielkomiejskich, dobrze sytuowanych rodzin zabierając miejsca aspirującym do wyższego wykształcenia z środowisk wiejskich czy gorzej usytuowanych. To właśnie ci ostatni muszą płacić za swoje studia w szkolnictwie prywatnym, po ukończeniu którego powiększają tylko odsetek bezrobotnych absolwentów. "Wprowadzenie współfinansowania studiów połączone z przemyślanym systemem kredytów i stypendiów wydaje się być u nas nieodzowne (...)(źródło: M. Kleiber, Zmiany na uczelniach? Dziennik Gazeta Prawna 2016 nr 43, s. A15)

Dość demagogiczna to teza, która nie znajduje potwierdzenia w badaniach nauk społecznych. Studia w uczelni publicznej dla osób z uboższych środowisk, ale wymagające dojazdów lub zakwaterowania poza domem nie są już bezpłatne. Edukacyjne życie musi kosztować. Gdyby prof. M. Kleiber poczytał rozprawy socjologów edukacji, to wiedziałby, jakie są rzeczywiste powody korzystania z tzw. nieodpłatnych studiów przez dzieci z rodzin o wysokim kapitale społecznym i kulturowym, w tym także ekonomicznym.

Prowadzę seminarium magisterskie na studiach stacjonarnych, ale z młodzieżą, która nie żyje za darmo, tylko już pracuje. Niektórzy nie chcą żyć i studiować za darmo, ale za to czynią to w wielu przypadkach na darmo. Nie potrafią pogodzić studiowania z własną pracą, gdyż brakuje im w rozkładzie codziennych obowiązków czasu na to, co jest istotne, by zdobyć konieczną do przyszłego zawodu wiedzę i umiejętności. Nie pracują w zawodzie, do którego się kształcą, tylko w zawodzie, z którym po studiach nie będą chcieli mieć nic wspólnego.

W korporacjach zatrudnia się studentów z wszystkich możliwych kierunków, byle byli nieco rozgarnięci, czytali ze zrozumieniem i skutecznie zasugerowali klientom potrzebę zakupienia określonego produktu czy usługi. Przechodzą w firmie krótkie szkolenie psychologiczne w zakresie sztuki manipulowania informacją, klientem itp., by wciskać wszystko, co tylko się da, bez jakiegokolwiek poczucia przyzwoitości, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, wątpliwości czy poczucia odpowiedzialności za wciągnięcie swojego klienta w pułapkę pożyczki, kredytu, zakupu towaru itp. Oczywiście, i w tych ofertach muszą zaproponować swoim klientom coś za darmo - darmowe minuty, zerowe oprocentowanie, darmowe konsultacje itp.

Ich studiowanie jest jednak na darmo. Na pytanie, co panią/pana interesuje, pada odpowiedź - NIC. Właściwie, to jest studentowi czy studentce za darmo obojętne, na jaki temat miał(-a)by napisać pracę dyplomową, skoro żaden i tak nie zachwyca. Nie ma pomysłu na studia, bo goni z dyżuru na dyżur w korporacji, która stwarza elastyczne warunki pracy.

Akademicy też mają być elastyczni - nie wymagać, nie zobowiązywać, nie zadawać, nie oczekiwać tego, że cokolwiek będzie czytać, studiować, analizować, bo i po co miałaby to czynić, skoro studia ma za darmo. Jeśli miałby coś przeczytać, to w Internecie, bo przecież nie ma czasu na chodzenie do biblioteki, wyszukiwanie literatury przedmiotu, czytanie i wreszcie pisanie. Funkcje Ctrl+C i Ctrl+V powinny wystarczyć.



05 marca 2016

Diagnoza problemów edukacji



Upłynęło 100 dni rządu Beaty Szydło, toteż mamy kartę otwarcia na kolejny okres. Czekałem z dużym zaciekawieniem na opublikowanie przez Ministerstwo Edukacji Narodowej "Białej Księgi", ale się nie doczekałem. Chyba w ogóle jej nie poznamy, bo nowa władza wchodzi w tzw. "stare buty", czyli epatuje sloganami, powierzchownością rzekomych diagnoz i populistycznymi obietnicami. Nihil novi.

Ministra Anna Zalewska stwierdziła, że rząd zdiagnozował dwieście problemów w systemie edukacji. Nie przypuszczałem, że można uzyskać tak okrąglutką liczbę problemów, a nie np. 199 czy 203. Chętnie zapoznałbym się z ich pełnym wykazem w liczbie 200. Sama wymieniła zaledwie kilka i to takich, które sypnie z rękawa każdy student pedagogiki, jeśli tylko miał zajęcia z pedagogiki porównawczej. Ponoć te 200 problemów sytuuje się na jakiejś osi odciętej: od tych bardzo małych do poważnych, dotyczących podstawy programowej, zamiaru zlikwidowania gimnazjów, niewłaściwego funkcjonowania szkolnictwa zawodowego, poprzez pieniądze dla samorządów.

Powoli ministra przygotowuje nas wywiadami w każdym medium, któremu udziela informacji, do planowanych zmian. W czerwcu i tak ogłosi to, co było ustalone już w październiku 2015 r. Podobnie postępowały władze resortu edukacji niemalże wszystkich poprzednich formacji politycznych. Zanim ministra PO przeprowadziła ustawą powierzenie koleżance, a więc bez konkursu, napisanie elementarza, ta już kilka miesięcy wcześniej podjęła się nad nim pracy. Trzeba było dobrać tylko kolejne, a niekompetentne osoby, żeby mogły niejako przykryć całą sprawę. Wszystko zgodnie z prawem.

Zgromadzenie ekspertów tzw. "dobrej zmiany w edukacji" jest tym samym, co ma miejsce w każdym centralistycznie zarządzanym systemie szkolnym, a więc pozorowaniem merytorycznej troski władzy o wprowadzenie pożądanych przez lud zmian ustrojowych, programowych a nawet metodycznych. Wszystko musi odbyć się zgodnie z autorytarnym modelem wdrażania zmian oświatowych, który prof. Zbigniew Kwieciński trafnie nazwał mianem "epidemii sterowanej". Trzeba zainfekować z góry na dół wszystkie podmioty edukacji, żeby zmusić je do realizacji tego, czego chce władza.

Postulaty "Solidarności" z lat 1980-1981 zostały już w 1993 r. wyrzucone przez rządzących na "śmietnik historii", a zakorzeniona w strukturach oświaty, także tej samorządowej reprezentacja minionego ustroju wraz z następcami w III RP tylko zaciera z zachwytu ręce. Biznesik dalej się kręci. Można robić swoje.

Kiedy przy jednym z podartych już brakiem kompetencji "żagli" w MEN wiceministrem była liderka Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kierowniczej Kadry Oświatowej Joanna Berdzik a ministrzycą "zderzakiem" Krystyna Szumilas, a potem jeszcze bardziej niekompetentna Joanna Kluzik-Rostkowska wraz z koleżanką poseł Urszulą Augustyn, to na forum tego towarzystwa był wyeksponowany bardzo ciekawy zbiór nauczycielsko-dyrektorskich uwag krytycznych, które były adresowane właśnie do kierownictwa MEN. Nosił on tytuł: "ABSURDY USTAWODAWCY ciekawe Kto? To?" Z biegiem lat przekształcał się tytuł tego zbioru patologii rządzenia w MEN przez PO i PSL w następujący: "ABSURDY OŚWIATOWE". Nie chciano robić obciachu koleżance wiceminister. W przypadku tego ostatniego zbioru dopisano "wręczymy MEN na kongresie".

Nie wiem, czy wręczono kierownictwu MEN wydruk owych absurdów, które było ich współtwórcami, a jeśli tak, to czy uczyniono to na klęczkach, czy w stroju błazna? Oba zbiory zostały po zmianie władzy w MEN w 2015 r. zdjęte z głównej strony Forum OSKKO zapewne po to, żeby nie drażnić "poranionych" koleżanek. Warto jednak przestudiować te absurdy, bo widać jak na dłoni, że odgórne zarządzanie polską edukacją kompromituje każdą ekipę rządzącą, niezależnie od tego, czy jest z PO, PSL, SLD czy PiS. Radzę kierownictwu MEN dogłębne przestudiowanie tego, co tak naprawdę sądzą o bublach kreowanych w centrali przez urzędników ci, którymi potem poniewiera się w ramach oceny, ewaluacji i innych działań nadzorczych.

Niestety, dyrektorzy placówek oświatowych nie rozumieją, że nie ma znaczenia, reprezentacja której partii politycznej jest w MEN, skoro utrzymana jest od ponad 27 lat ta sama, postsocjalistyczna mentalność, struktura i organizacja pracy. Słusznie pisze jedna z dyrektorek przedszkoli po przeczytaniu komentarza na stronie resortu na tematy powodów zmiany "Podstawy programowej wychowania przedszkolnego": Zadaję sobie też pytanie czy nauczyciel musi posiadać "Instrukcję obsługi".

Niektórzy sądzą naiwnie, że duża część absurdów, patologii zniknie, jeśli będzie przede wszystkim dobra wola i chęć wysłuchania praktyków przez kierownictwo resortu edukacji. Dobra wola jest bawola, a dobre chęci są ponoć tylko w piekle. A system szkolny jaki był, taki jest, nawet jak ktoś uważa, że nie należy stosować tego określenia wobec polskiego szkolnictwa.




04 marca 2016

Nie tylko socjolodzy są w żałobie po śmierci prof. Elżbiety Tarkowskiej

Wczoraj dotarła do mnie smutna wiadomość o śmierci prof. Elżbiety Tarkowskiej - znakomitej socjolog, nauczycielki akademickiej wielu pokoleń młodzieży, która reprezentowała w tej dyscyplinie nurt socjologii kultury a zarazem była zwolenniczką badań inter-i transdyscyplinarnych w naukach humanistycznych i społecznych.

Pedagogom była szczególnie bliska, jak rzadko który z współczesnych socjologów, nie tylko ze względu na problematykę badawczą, którą uczyniła przedmiotem własnej pasji poznawczej i społecznego zaangażowania, a mam tu na uwadze kwestie kultury narodowej, regionalnej i ludowej oraz zjawiska ubóstwa, poszerzającej się sfery nędzy w społeczeństwie polskim, ale także w związku z osobistym wsparciem własnymi wykładami i warsztatami z metodologii badań socjologicznych uczestników Letnich Szkół Młodych Pedagogów Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Zżyliśmy się z Panią Profesor tak, jakby od zawsze była "naszą". Ona sama miała za sobą wspaniałe doświadczenia uprawiania w zespole IFiS PAN pod kierunkiem prof. Andrzeja Sicińskiego tzw. socjologii oralnej, a więc rozwijanej nie poprzez publikacje, ale nieustanne dyskusje, rozmowy, wymianę poglądów, podejść badawczych czy prowadzenie autentycznie naukowych sporów.


Dwa lata temu E. Tarkowska obchodziła 70 urodziny, w czasie których Jej uczniowie wspominali wyjątkową empatię pani Profesor, kulturę osobistą, prospołeczną postawę bycia i niewyczerpaną gotowość do udzielania wsparcia każdemu, kto tylko miał jakiś problem. Dedykowaną Jubilatce księgę jej przyjaciele, współpracownicy i znajomi zatytułowali zgodnie z trzema polami problemowymi jej dokonań: "Socjologia czasu, kultury i ubóstwa. Księga Jubileuszowa dla Profesor Elżbiety Tarkowskiej", red. K. Górniak, T. Kanasz, B. Pasamonik, J. Zalewska (Warszawa: Wyd. APS 2015). Tom otwiera rozmowa z profesor E. Tarkowską, w której pięknie zostaje uwydatniona jej postawa wobec świata, ludzi, życia i nauki. Jak mówiła: "Socjologia to coś więcej niż zawód...".

Reprezentowała rzadki typ postaw socjopedagogicznego zaangażowania, o którym prof. APS Jan Łaszczyk - Rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - pisał w Liście Gratulacyjnym z okazji powyższego Jubileuszu, jak niesłychanie ważną rolę odegrała w tej Alma Mater. Jej pozycja naukowa, rzadki talent, praca i pasja poznawcza, wkład twórczy w rozwój humanistyki i nauk społecznych, w kształcenie studentów i kadr akademickich były ugruntowane w etosie uczonej o wyjątkowym charakterze. Stworzyła bowiem własną szkołę socjologii kultury.

Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że pierwsza rozprawa dyplomowa E. Tarkowskiej, będąca podstawą nadania Jej na Uniwersytecie Warszawskim stopnia zawodowego magistra socjologii, była poświęcona (podobnie jak u mojego Mistrza - Profesora Karola Kotłowskiego) społeczeństwu pierwotnemu. Skupiła się w swoich pierwszych studiach na kategorii czasu w tych społeczeństwach. Studia doktoranckie ukończyła w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN uzyskując na podstawie obrony dysertacji naukowej pt. Durkheim, Mauss, Levi-Strauss: wybrane fragmenty twórczości jako wyraz kontynuacji i przemian koncepcji metodologicznych w socjologii francuskiej stopień naukowy doktora nauk humanistycznych w zakresie socjologii. Doktorat pisała pod kierunkiem wybitnego socjologa, historyka myśli społecznej prof. Jerzego Szackiego.

Po habilitacji, której podstawą była rozprawa pt. Czas w społeczeństwie: problemy, tradycje, kierunki badań (1987)pracowała w Zakładzie Teorii Kultury IFiS PAN, a w ostatnich latach, bo od 2007 r. podjęła pracę na stanowisku profesora w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej, gdzie powstał Wydział Nauk Społecznych, a dzięki także Jej zaangażowaniu i osiągnięciom naukowym uzyskała ta jednostka uprawnienia do nadawania stopnia naukowego w dyscyplinie socjologia. Tu zainicjowała Dni Socjologa, które stały się znakomitą płaszczyzną, forum do prezentowania własnych dokonań i projektów badawczych przez młodych naukowców.

(fot. Karta z Kroniki Letnich Szkół)

Prof. Maria Dudzikowa, której zawdzięczamy obecność Profesor Elżbiety Tarkowskiej w czasie ostatnich prawie dziesięciu Letnich Szkół Młodych Pedagogów KNP PAN, podzieliła się w Księdze jubileuszowej okolicznościową narracją "Na osi czasu". Wspomina tam naszą socjolog jako najlepiej rozumiejącą istotę Letnich Szkół jako wspólnoty osób uczących się ustawicznie.

Pedagodzy traktowali Profesor E. Tarkowską jak bliskiego CZŁONKA RODZINY, a że tworzyliśmy rodzinę uczonych nauk społecznych, to wzajemna aktywność i wynikająca z niej wdzięczność była czymś naturalnym.

(fot. Wśród uczestników XXIX Letniej Szkoły Młodych Pedagogów KNP PAN)

To właśnie w czasie tych SZKÓŁ prof. E. Tarkowska odsłoniła swój talent w pisaniu wierszy. Miała tu godnych w tej twórczości rywali, toteż przytoczę z wspomnienia M. Dudzikowej balladę, jaką socjolog napisała w 2006 r. w Radziejowicach w czasie politycznie zbliżonym do obecnego:

LETNIA SZKOŁA W RADZIEJOWICACH

Słońce świeci, rośnie trawa,
w malowniczych okolicach,
ćwiczą, młodzi pedagodzy
w pałacu w Radziejowicach.

Referaty, doktoraty
i tabelki na tablicach
piszą młodzi pedagodzy -
dobrze im w Radziejowicach.

Bezrobocie, jedynacy,
biedne dzieci na ulicach,
trajektorie, deprywacje -
uczą się w Radziejowicach.

Środowiska niewydolne,
pogranicza na granicach,
przemoc, bieda, patologia -
ale nie w Radziejowicach!

W polityce kupa śmiechu.
Gdzie nadziei jest kotwica?
Lepper odszedł, Roman został.
Lepiej być w Radziejowicach.

Gdy na górze przepychanki,
pełna zmian jest dziś stolica.
Tu - epoka i opoka
podczas prac w Radziejowicach.

Profesura zachwycona:
nie na marne ich krwawica.
Jej efekty już widoczne
w trakcie prac w Radziejowicach.

Nowe plany, perspektywy,
radość młodym krasi lica,
że być mogli w Letniej Szkole
Młodych w Radziejowicach.


(tamże, s. 70-71)


Odeszła od nas wyjątkowej mądrości i duchowego piękna postać polskiej socjologii kultury pozostawiając rodzinę, bliskich, współpracowników, studentów i doktorantów w żalu, że nie będzie im już dany czas bezpośrednich rozmów i spotkań. Nadal jednak będzie z nami dzięki pozostawionym licznym dziełom naukowym, artykułom, esejom i pamięci wspólnych doznań.