21 lipca 2015

Prekariusze wyższych szkół prywatnych łączcie się!



Mamy w kraju ponad 300 wyższych szkół prywatnych. Z tego zaledwie kilkanaście uzyskało status szkół w swej misji i jakości działania tożsamych lub nawet lepszych od niektórych jednostek uczelni publicznych. Pozostałe, to ukrywane przed naiwnymi kandydatami na studia pseudowyższe szkolnictwo. Wyższe jest ono w tym sensie, że nie jest całkowicie bezpłatne.

Jednak częściowo tzw. "wsp" są bezpłatne, skoro korzystają z dotacji celowej MNiSW na stypendia socjalne, naukowe. Uzyskały równe prawa do ubiegania się ich pracowników o dotacje celowe w ramach różnorodnych konkursów na poprawę infrastruktury, na wymianę międzynarodową - studencką i nauczycielską, a nawet dla pracowników technicznych. Czy z tego powodu czesne jest niższe? Absolutnie nie.

To "krwiopijcy"- założyciele prywatnego biznesu zatrudniają na tzw. umowy śmieciowe większość swoich wykładowców, nie płacą za okres wakacji, przerw semestralnych, za dodatkowe zajęcia. Dla biznesmeńsko prowadzonej "wsp" uległy rektor (pozbawiony godności i nie darzący szacunkiem współpracowników) jest pionkiem do przesuwania na szachownicy prywatnych interesów właściciela. Ma podpisywać, a nie dyskutować, ma zatrudniać prekariuszy, a nie krytyczną, twórczą, refleksyjną kadrę.

Dlatego rektorem może być byle kto, byle spełniał warunki minimum. Spotkałem się już z określeniem, że może być nawet doktor nauk medycznych, skoro Korczak też był lekarzem. On nawet nie wie, kim był Korczak, ale to nie przeszkadza, by osłaniał przed ministerstwem i studentami grę właściciela fałszywymi kartami. Im bardziej mierny i wierny, tym lepszy dla właściciela takiej "wsp".

Niektórzy "rektorzy" nawet użalają się na stronie szkoły, że niestety, nie chcieli, ale jednak - jak Lech Wałęsa - rzekomo "musieli" podjąć się tego zadania dla dobra innych. Cóż za motywacja? Cóż za misja? A wystarczyłoby przyznać się, że nie będzie się brać pensji przez wakacje, a potem się zobaczy. Czyż nie dlatego wcześniej ktoś inny odszedł z tego stanowiska?

Są tacy "rektorzy", którzy będą najpierw uzgadniać wszystko z założycielem, właścicielem, aby dopiero potem zwołać formalnie senat i kazać mu głosować ZA lub PRZECIW, zgodnie z instrukcją, jaką posługują się przy dyscyplinie partyjno-klubowej posłowie w Sejmie. Na boku będą narzekać - na chamstwo, na brak szacunku, na upadek dobrych obyczajów, ale przecież sami się pod tym podpisują, godzą się na to. Spokój sumienia jest dla takich tylko kwestią wysokości własnych poborów.

Inni pracownicy mogą czekać, aż im założyciel łaskawie przeleje coś na konto. Nie przelał? Ach, to zapewne jakiś błąd w systemie. Przecież przelał, tylko ... nie dolał. Inni nawet nie wiedzą, że właściciel takiej "wsp" nie płaci za nich ZUS-u, okrada ich z należnych przywilejów (także płacowych). Każdego można zwolnić z takiej "wsp" z miesięcznym lub trzymiesięcznym wymówieniem (w zależności od stażu pracy). Można mu dać propozycję nie do odrzucenia - albo zgoda na obniżenie pensji, albo... rozstanie. Na tym właśnie polega generowanie prekariatu, manipulowanie pracownikami, by ci, choć pracują, odczuwali niepewność i lęk związane z zatrudnieniem. Taki nauczyciel na "śmieciówce" nie może mieć pewności dochodu, zatrudnienia, przywilejów w rodzaju urlopu czy chorobowego. To on ma przynosić zyski pracodawcy samemu będąc dla niego/niej nikim.


Może zatem dotrze do prekariuszy akademickich informacja, że w wyższych szkołach prywatnych można powołać do życia związek zawodowy. Wprawdzie ten może ich zdradzić, ułożyć się w tajnych negocjacjach z właścicielem, ale ... nie jest to takie łatwe. Związki zawodowe mogą jednak uczestniczyć w kształtowaniu statutu uczelni niepublicznej. Trybunał Konstytucyjny orzekł w lipcu, że przepis ustawy o szkolnictwie wyższym, który uniemożliwia związkom zawodowym wpływanie na kształt statutu uczelni niepublicznej, jest niezgodny z konstytucją.

Ba, zgodnie z Orzeczeniem TK - ograniczenie udziału w związkach zawodowych do pracowników zatrudnionych na etacie jest niekonstytucyjne. Oznacza to, że zatrudnieni na umowach cywilnych mogą należeć do związków. Konfederacja Lewiatan uważa, że wszystkie osoby pracujące w szerokim tego słowa znaczeniu powinny mieć prawo do organizowania się i ochrony swoich praw.

Natura jednak sama radzi sobie z powyższą patologią. Niż demograficzny odsłonił prawdziwe oblicze wielu wyższych szkół prywatnych. Niewątpliwie, są też małe, akademickie wspólnoty, bez blichtru, bez nadużyć czy finansowych przekrętów, gdzie stosunki międzyludzkie są do pozazdroszczenia w wielu jednostkach uczelni publicznych. W takich szkołach władze rzeczywiście skupiają się na kształceniu zawodowym, praktycznym, troszcząc się o jak najlepszą kadrę.

Jest zatem w tym szkolnictwie tak i siak. Jest także nijak.

19 lipca 2015

Protest wykładowcy w Gdyni o godne traktowanie nie tylko akademickiego prekariatu


Pan mgr Damian Muszyński miał w maju wypadek samochodowy. Na szczęście wyszedł z niego względnie cało, toteż na międzynarodową konferencję pedagogów krytycznych w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu przyjechał z ręką na temblaku. Pasjonat nauki tak by postąpił, skoro pojawiła się niepowtarzalna już być może sytuacja spotkania z naukowcami i lewicowymi rewolucjonistami z różnych stron świata.

W miniony piątek otrzymałem messenger'em porażającą informację od niego:

"Zwracam się z gorącą prośbą o poparcie mojego protestu przeciwko wyrzuceniu mnie na ulicę z mojego służbowego pokoju, który wynajmuje od trzech miesięcy w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Jestem z przerwami zatrudniany w w/w uczelni na stanowisku wykładowcy. Przerwy wiążą się z faktem, iż uczelnia praktykuje zatrudnienie nauczycieli akademickich na podstawie umów cywilno-prawnych. Zarabiam więc tylko wtedy, kiedy realizuję umowę - jest to w praktyce kilka miesięcy w roku (jeden semestr).

Od 17 kwietnia br. zamieszkuję w Domu Studenckim Nr 1 w AMW. Systematycznie płaciłem za pokój, i - jeśli pojawiały się zaległości związane z niemożnością zapłaty bieżącej faktury - kontaktowałem się w tej sprawie z Kanclerzem AMW i kierownikiem Domów Studenckich. Krótko mówiąc, bardzo dbałem o to, aby nie stracić dachu nad głową.

Niestety, dzisiaj rano, w stylu charakterystycznym dla najgorszych praktyk, wszedł do mojego pokoju kierownik Domu Studenckiego i zażądał, abym wyprowadził się z pokoju w ciągu kilu godzin. Oczywiście, nie zrobiłem tego, bo wiem, że chronią mnie prawa zapisane chociażby w Ustawie o ochronie lokatorów praw lokatorów, która odnosi się do wszelkich zasobów mieszkaniowych.

Protestuję przeciwko wyrzucaniu w Polsce ludzi na bruk. Protestuję przeciwko zatrudnianiu na podstawie tzw. umowy śmieciowej. Protestuję przeciwko traktowaniu nauczyciela akademickiego, jak przedmiotu, który można przestawić, a nawet usunąć. Jestem zdeterminowany, choć uczelnia zastosowała już wobec mnie restrykcje charakterystyczne dla metod tzw. "czyścicieli kamienic" - została dezaktywowana karta, którą mogłem posługiwać się wchodząc na teren uczelni. Tym samym jestem uwięziony w pokoju, jeśli bowiem z niego wyjdę, na powrót do pokoju nie wejdę. Jestem w praktyce osobą bezdomną.

Planuję oczywiście dochodzić swoich praw w sądzie; do czasu ewentualnych rozstrzygnięć chcę poinformować o mojej sytuacji zaprzyjaźnione media , ogólnopolskie i lokalne. Uruchomię profil na Facebooku (oraz na Twitterze), który ma informować o praktykach realizowanych w tej publicznej uczelni (choć pewnie nie tylko w tej). W poniedziałek rozpocznę protest przed siedzibą główną Akademii Marynarki wojennej. Skontaktowałem się w mojej sprawie z Kancelarią Sprawiedliwości Społecznej. Będę ogromnie wdzięczny za poparcie. Łączę pozdrowienia.


W sobotę pan Damian Muszyński poinformował o 2.29 PM, że jest już po kilkugodzinnych negocjacjach i jest na powrót w swoim pokoju. Podziękował za wsparcie facebookowiczów i poinformował, że opuści DS, ale na swoich warunkach, które są efektem negocjacji. Uczelnia ma mu zapewnić transport, aby mógł przewieźć swoje rzeczy. Jak napisał:

"Nie zmienia to faktu, że zajście miało dramatyczny przebieg - byłem w pokoju sam, a wokół mnie kłębiły się tłumy ochroniarzy, wojskowych, żandarmerii wojskowej, administracji. Jestem wyczerpany bo trwało to kilka godzin i byłem cały czas poddawany przemocy symbolicznej: dystynkcje, pałki, broń gazowa, broń ostra".

Jak z tego wynika, pan Damian Muszyński nie walczy de facto tylko o siebie, ale przede wszystkim zwraca uwagę na sytuację setek, a może i więcej wykładowców, osób ze stopniem zawodowym lub naukowym, które są traktowane zgodnie z regulacjami tego rządu przedmiotowo. Ministrów, premier, posłów nie interesuje to, że polski prekariat jest najliczniejszy w krajach UE, że młodzi ludzie nie mają środków do życia, bo mają być jedynie środkiem do zysków wyższych szkół prywatnych, a oszczędności dla uczelni publicznych!

Tak, tak, warto zacząć o tym mówić. Z jednej strony mamy ponad 300 wyższych szkół prywatnych, których założyciele, władze chętnie zatrudniają na tzw. umowy śmieciowe, bo etat jest dla nich zbyt kosztowny. Nie obchodzi ich sytuacja życiowa nauczycieli akademickich. Nieco lepiej jest w uczelniach publicznych, ale jak wynika z powyższego zdarzenia, także ich władze zaczynają szukać oszczędności i zatrudniają część wykładowców na umowy cywilno-prawne.


Jak doktoranci z UW upomnieli się w NCN o podwyższenie stawek w ramach grantów, to natychmiast ministra nauki i szkolnictwa wyższego stwierdziła, że środki budżetowe w ramach grantów nie są na płace, ale na wzmocnienie niskich płac już zatrudnionych w szkołach wyższych. Hipokryzja, obłuda, błędne koło? Tu dorzucimy, tam zabierzemy?

Zbliżają się wybory. Może wreszcie młodzi zaczną interesować się programami wyborczymi kandydatów i wyegzekwują od nich spełnienie obietnic. Muszą być mechanizmy czy procedury obywatelskiego nadzoru, kontroli i napiętnowania tych, którzy dzisiaj w Sejmie chcą ponoć uchwalić ustawę zapewniającą obecnym posłom dożywotnią pensję w wysokości 6 tys. zł.

Pan dr Damian Muszyński jest magistrem pedagogiki medialnej, poetą. Uczestniczy w konferencjach, czyta książki, pisze recenzje, a nawet wiersze, publikuje artykuły, ale... nikt nie może mu tego nawet wynagrodzić, bo i redakcje czasopism nie płacą honorariów za teksty, bo i z czego? W ciągu 25 lat transformacji rządzący wszystkich opcji urządzali się w szkolnictwie wyższym lub z jego wsparciem na różne sposoby.


W dn. 21 lipca ukazał się artykuł w lokalnej Gazecie Wyborczej. Cytuję fragment, gdyż dotyczy on II strony:

Jak uczelnia odnosi się do całej sytuacji?

- AMW jest jednostką organizacyjną podlegającą ministrowi obrony narodowej. Jest to jednostka wojskowa, w której obowiązuje system przepustkowy. Nie ma możliwości, żeby osoba, która nie ma pozwolenia na przebywanie na terenie AMW, mogła się po tym terenie bezprawnie poruszać, a panu Muszyńskiemu umowa na zakwaterowanie w domu studenckim wygasła z dniem 30 czerwca i nie została przedłużona. Nawet gdyby pan Muszyński miał przedłużoną umowę, to najwyżej o jeden miesiąc, w jednostce wojskowej nie ma bowiem takiej praktyki, żeby wykładowcy mieszkali na stałe w domu studenckim - wyjaśnia kmdr ppor. Krzysztof Nowakowski, rzecznik prasowy uczelni. I dodaje: - Co do umowy cywilnoprawnej, nie jest ona podstawowym rodzajem umowy, jaką zawiera się w AMW. Pozwala jednak na weryfikację pracownika pod kątem jego dalszej stałej współpracy.

A ta, zdaniem dr hab. Astrid Męczkowskiej-Christiansen, prof. AMW, dyrektor Instytutu Pedagogiki, nie była możliwa z powodu mizernych postępów w pracy naukowej. Nie zrealizował też wszystkich zajęć dydaktycznych - opuścił dwa dni, których nie odrobił.

Kanclerz AMW dr Bogusław Bąk twierdzi z kolei, że pan Muszyński zalegał z opłatą za pokój i za jedzenie, a na opłacenie zaległości i opuszczenie domu studenckiego miał czas do 15 lipca.

18 lipca 2015

W tragicznych okolicznościach zmarł profesor pedagogiki Krzysztof Kruszewski
















(Portret K. Kruszewskiego za: "Poczet profesorów polskich wycina Janusz Markiewicz)


W tę informację trudno było uwierzyć, bowiem profesor Krzysztof Kruszewski, mimo osiągnięcia wieku emerytalnego, był osobą czynnie uczestniczącą w nauce. Jak informują media profesor zastrzelił w domu swoją żonę, a następnie popełnił samobójstwo. Jego syn Krzysztof Borys Kruszewski (założyciel przedsiębiorstwa badań rynku – SMG/KRC - Millward Brown) potwierdził w dn. 15 lip 21:45 w komentarzu do artykułu tragedię rodziców pisząc:

Informacja jest niestety całkowicie zgodna z prawdą. Tata i Mama byli ze sobą razem przez prawie 60 lat. Było to niezwykłe małżeństwo. Mama była obłożnie chora. Ostatniej doby jej stan można było określić jako agonalny. Oboje ustalili, że w takiej sytuacji, z powodu braku prawnej możliwości eutanazji w Polsce, zdrowe z nich Dwojga zadba o przeprowadzenie wspólnego samobójstwa. Jak zaplanowali tak zrobili – razem trzymając się za ręce na małżeńskim łóżku. Gest natury romantycznej, jak z rosyjskiej literatury XIX wieku.

Tata pochodził ze starej, wojskowej rodziny z korzeniami jeszcze w XV wieku. Broń palna była w tej sytuacji jedynym rozwiązaniem. Trudno pogodzić mi się z ich decyzją zwłaszcza, że Tata był dobrego zdrowia, w kondycji intelektualnej niedostępnej większości ludzi, jakich znam, w niezwykle ciepłych i gęstych relacjach ze mną, moimi Synami i moją Żoną
.

Czy ów wpis na forum jest prawdziwy? Nie wiem. Policja prowadzi śledztwo, bowiem pojawiła się hipoteza o możliwym udziale osób trzecich, a zatem o zamordowaniu małżonków Kruszewskich. Dla Najbliższych i przyjaciół zm. Profesora i jego Małżonki jest to niewątpliwie dramat.

Przypomnę dane z naukowego życia i działalności akademickiej profesora Krzysztofa Kruszewskiego najistotniejsze fakty:

Krzysztof Kruszewski ur. 30 marca 1939 w Warszawie, zmarł w dn. 14 lipca 2015 w Warszawie.

Jak podaje m.in. Wikipedia:

Od 19 kwietnia 1963 należał do PZPR. W latach 1972-1973 był sekretarzem Komitetu Uczelnianego Uniwersytetu Warszawskiego. Następnie - do 1977 - w Komitecie Centralnym PZPR kierował sektorem Studiów i Analiz w Wydziale Pracy Ideowo-Wychowawczej. A od 1977 do 1980 był sekretarzem w Warszawskim Komitecie Miejskim PZPR. Jako sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR miał być inicjatorem organizowania napadów bojówkarskich na wykładowców i słuchaczy opozycyjnego Towarzystwa Kursów Naukowych (1978-1981).

Być może właśnie ta częściowo niechlubna - a udokumentowana przez IPN i opublikowana w prasie codziennej w połowie lat 90. XX w. - przeszłość profesora z okresu socjalizmu stała się w okresie transformacji po 1989 r. powodem do zatarcia jej dobrymi czynami dla kształcenia akademickiego i nauk pedagogicznych? Nie wiem. Pewnie będą tego dociekać "lustratorzy" i doszukujący się dwoistości w jego życiu i pracy twórczej biografiści pedagogiczni czy historycy wychowania. Nie jest to moim zadaniem.

W okresie od 3 kwietnia 1980 do 12 lutego 1981 Krzysztof Kruszewski był ministrem oświaty i wychowania w rządach Edwarda Babiucha i Józefa Pińkowskiego. Habilitował się w 1971. Tytuł naukowy profesora uzyskał w 1990. Tuż przed upadkiem socjalistycznego ustroju K. Kruszewski wydał dwie rozprawy:

- "Zmiana i wiadomość. Perspektywa dydaktyki ogólnej" (PWN 1987)

- "Kształcenie w szkole wyższej. Podręcznik umiejętności dydaktycznych" (PWN 1988).

Do 1990 r. pracował w Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego oraz na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie kierował zespołem dydaktyki szkoły wyższej w Katedrze Dydaktyki. W 1995 r. prof. K. Kruszewski podjął pracę w Wyższej Szkole Pedagogicznej Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie. Tu kierował Katedrą Dydaktyki.


Nie zamierzam też oceniać Profesora, którego osobiście poznałem w "urzędowej" sytuacji dopiero w I dekadzie XXI w., kiedy kierowałem zespołem akredytacyjnym w Uniwersytecie Warszawskim na tzw. MISH-u. Profesor cieszył się tam ogromnym szacunkiem i uznaniem jako znakomity wykładowca. Na wykłady Profesora Kruszewskiego ściągały tłumy najzdolniejszej młodzieży akademickiej z całego Uniwersytetu. Reprezentował bowiem światową wiedzę na temat szkolnictwa i dydaktyki, a sam był też wyjątkowo komunikatywnym mówcą. To rzadkość, by piszący o sztuce nauczania sam był jej mistrzem.

Dzięki znakomitym przekładom K. Kruszewskiego z języka angielskiego niezwykle interesujących i kluczowych publikacji anglojęzycznych nasze środowisko uzyskało bardzo szybko dostęp do nich. Polska dydaktyka i pedagogika nadrobiła dzięki temu - w latach 90. XX w. - ogromne zapóźnienia w dostępie do europejskich standardów badań naukowych (spowodowane bolszewicką cenzurą poprzedniego reżimu (niestety, także z udziałem tego profesora). Praca tłumacza jest niezwykle praco- i czasochłonna, a jeśli dokonuje jej specjalista w zakresie przekładanej problematyki, to ma ona charakter niemalże współautorski, bo jest to wielka sztuka.

K. Kruszewski dokonał przekładu m.in. następujących rozpraw:

* Jere Brophy, Motywowanie uczniów do nauki (WN PWN 2002);

* Allan C. Ornstein, Francis P. Hunkins, Program szkolny. Założenia, zasady, problematyka (WSiP 1998);

* Richard I. Arends, Uczymy się nauczać (WSiP 1994);

* Bruce Joyce, Emily Calhoun, David Hopkins, Przykłady i modele uczenia się i nauczania (WSiP 1999).

* David Tripp, Zdarzenia krytyczne w nauczaniu. Kształtowanie profesjonalnego osądu (WSiP 1996).

Każdy, kto studiował pedagogikę, musiał zetknąć się z rozprawami profesora dydaktyki i pedagogiki szkolnej. Krzysztof Kruszewski był też wraz ze swoim towarzyszem z UW, profesorem Krzysztofem Konarzewskim redaktorem wydanej dwutomowej edycji podręcznika akademickiego „Sztuka Nauczania". Jest to bardzo ważny i niezwykle wartościowy podręcznik akademicki, który wykorzystywany jest nie tylko w kształceniu nauczycielskim, ale także pedagogicznym, socjologicznym i psychologicznym. Ma on wiele wznowień, a jego ostatnia, zmieniona edycja ukazała się w 2004 r.

Ogromnie cenię ten podręcznik, gdyż - jak słusznie pisze we wstępie do II części "Sztuki nauczania. Szkołą" jej red. K. Konarzewski: "Profesjonalista to ktoś, kto potrafi pracować bez wskazówek i nadzoru; ktoś, kto nie traci głowy, gdy zawodzą rutynowe metody, bo potrafi metody nie tylko stosować, lecz także - w razie potrzeby - tworzyć. Ta autonomia jest jednak niemożliwa bez rozumienia szerokiego - historycznego, społecznego i psychologicznego - sensu własnej działalności zawodowej. (s. 9)

Odszedł profesor, który pisał jeszcze pod koniec lat 80. w swoich rozprawach, że dydaktyka ogólna od dłuższego czasu znajduje się w stanie dezintegracji. Istotnie, długo będzie podnosić się z tego upadku, do którego doprowadził miniony ustrój. Ćwierćwiecze wolności zaczęło dawać oznaki pewnej zmiany, ale nadal czekamy na więcej autorów ponowoczesnej dydaktyki, na dydaktykę w nurcie krytycznym, konstruktywistyczną, kognitywistyczną czy hermeneutyczną.

To właśnie społeczność WSP ZNP w Warszawie, w której ostatnio pracował prof. K. Kruszewski, żegna swojego wykładowcę nekrologiem na stronie Uczelni: