05 grudnia 2013

Cóż to za zachwyt władzy wynikami PISA 2012 ?

Socjotechnika sterowania społeczeństwem polega na tym, by budować pozytywny wizerunek działań władzy, chociaż nie ma ona z diagnozowanymi przez podległe jej służby badawcze (resortowe, a więc zależne od władzy instytuty) faktami bezpośredniego związku. Kiedy rząd nie ma się czym pochwalić w sferze edukacyjnej, to jedynym „atutem”, na który może wskazać (tak, jakby to rzeczywiście mogło zależeć od jego polityki oświatowej) są hurraoptymistyczne interpretacje statystycznych danych, najlepiej międzynarodowych. Przejawem tych działań jest wybiórcze prezentowanie przez resort wyników osiągnięć z testów wiedzy i kompetencji uczniów, żeby można było mówić i pisać o sukcesach polskiej szkoły. Wcale to nie oznacza, że propagandowo skrojone dane są nieprawdziwe. Liczby są liczbami, a z faktami się nie dyskutuje, tylko przyjmuje je na wiarę. Równie dobrze można przypisać MEN, że dzięki jego polityce wzrosła hodowla trzody chlewnej, skoro na lekcjach biologii przekazuje się uczniom wiedzę na temat zwierząt domowych.

W Polsce nie istnieje nurt badań krytycznych międzynarodowych porównań osiągnięć szkolnych uczniów (w tym m.in. PISA), podczas gdy w innych państwach, w których nastolatkowie uczestniczą w tego typu akcjach politycznego monitoringu właśnie naukowcy wyrażają swoje opinie, ostrzegając nie tylko społeczeństwo, ale także polityków przed uleganiem interpretacjom danych o jakże wątpliwej wartości. Wmawia się bowiem ludowi, że wyniki PISA są dowodem na jakość kształcenia w szkole średniej I stopnia (w Polsce - odpowiada ten poziom - gimnazjum). Doprawdy, w tym teatrzyku politycznej propagandy mogliśmy zobaczyć nie tylko Premiera rządu, ale i byłe ministry - Katarzynę Hall i Krystynę Szumilas. Odniosłem wrażenie, że ich udział w spektaklu politycznej radości ma być dowodem na ich sprawstwo w "sukcesie" piętnastolatków. Może powinny w związku z tym otrzymać nie tylko wysokie premie, ale i najwyższe odznaczenia państwowe? Kto wie, może i tak się stanie. Każdy powód jest dobry.

Polskie rządy od 2000 r. z premedytacją wykorzystują program badań OECD/PISA do podejmowania strategicznych decyzji o znaczeniu dla władzy i jej partyjnego zaplecza. Sięga po badania, która mają największy oddźwięk medialny, ale wymagają specjalistycznego przygotowania do zrozumienia ich istoty i zasadności (nie-)stosownej interpretacji danych. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji mogą one angażować „bezwzględnych i złaknionych sławy adiunktów” lub złaknionych innych gratyfikacji profesorów. Znacznie ciekawsze są przecież badania, które mierzą rzeczywisty przyrost wiedzy uczniów w gimnazjach publicznych, a więc dotyczące edukacyjnej wartości dodanej. Otóż opublikowane w przeddzień ogłoszenia wyników PISA dane o poziomie kształcenia w łódzkich gimnazjach, a o taką diagnozę został poproszony Instytut Badań Edukacyjnych w Warszawie, demistyfikują inną prawdę o polskich gimnazjach. Wynika z tej diagnozy, że w aż 19 na 45 łódzkich gimnazjów mamy do czynienia z placówkami czytelnej porażki w nauczaniu przedmiotów humanistycznych i ścisłych. Wymagają one pomocy, programu naprawczego, którego i tak nie otrzymają, bo łódzkiej oświacie brakuje pieniędzy na pokrycie zobowiązań wobec ZUS, zakładów dostarczających energię elektryczną, gaz i wodę.


Konstrukcja zadań testowych, przynajmniej tych dostępnych opinii naukowej, a więc zaledwie cząstki całego pakietu zadań, wynika z założeń międzynarodowych ekspertów, którzy przyjmują możliwie wspólną dla uczących się w różnych krajach wiedzę i umiejętności, ale pod takim kątem, aby były one niezbędne w życiu dorosłym, na rynku pracy. Ten jednak w każdym kraju jest inny i czego innego oczekuje od poszukujących pracy. W jednym państwie będzie się zwracać uwagę na innowacyjność, umiejętności do współpracy, niezależność, kreatywność, a w innym lojalność, posłuszeństwo, dyspozycyjność i odtwórcze realizowanie wzorów pożądanych zachowań. Tym samym prezentowane wyniki są oderwane od kontekstu społeczno-gospodarczego, kulturowego i tradycji narodowych kraju, w którym ów pomiar był przeprowadzany a są ze sobą zestawiane tak, jakbyśmy wszyscy żyli w takich samych warunkach i mieli być przygotowywani do pracy w niemalże tożsamych okolicznościach i wymaganiach.
Perspektywa pożądanych umiejętności jest zatem lokowana w krótkim okresie czasu. Testuje się bowiem piętnastolatków z założeniem, że z aktualną wiedzą i umiejętnościami znajdą się na rynku pracy najwcześniej za 3 lata. Cóż to za perspektywa dla procesu kształcenia, żeby trzeba było się nią przejmować i trąbić na alarm, gdy wyniki są niekorzystne lub chwalić się, jeśli są wysoce pozytywne, skoro nikt tak naprawdę nie wie, jak będzie wyglądał rynek pracy za lat trzy, pięć czy dziesięć. Nota bene główny pedagog kraju - prezes jednego z banków stwierdził, że wyniki PISA rozmijają się z rzeczywistą wiedzą a raczej jej brakiem podobnie, jak i umiejętnościami pożądanymi przez niego jako pracodawcę. PISA sobie, życie sobie.

Wyniki PISA są lepsze, bo nasi gimnazjaliści są tresowani jak szczury już od pierwszej klasy w rozwiązywaniu zadań testowych. Oni się nie uczą, nie rozwijają, tylko mają automatycznie reagować na polecenia i wyszukiwać trafne odpowiedzi, nawet jak nie rozumieją treści zadania. Statyczny pomiar „biegłości” młodzieży w "wyszukiwaniu w klatce pokarmu" rozmija się z czynnikami, które istotnie rzutują na poziom jej wykształcenia. Wystarczy porównać diagnozę umiejętności w zakresie czytania, której tylko fragmenty przytoczyłem przed dwoma dniami, by zobaczyć, że wyniki mogą być bardzo różne nie tylko na zgeneralizowanym poziomie pomiaru danej kompetencji. Opracowanie via translacja zadań PISA opiera się na jednym parametrze, jakim jest poziom trudności zadań. Są one zatem tak konstruowane, żeby względnie wyeliminować różnice między grupami uczniów wg ich płci, miejsca zamieszkania i pochodzeniem społecznym oraz statusem ekonomicznym, ale te i tak nie są tożsame. Co najwyżej są one zbliżone do siebie pod względem statystycznym. Życie jest jednak znacznie bogatsze niż statystyczne zmienne.

Podporządkowywanie polityki edukacyjnej państwa nieustannemu sprawdzaniu, na którym miejscu znajduje się ono w tym rankingu, jest - zdaniem austriackiego filozofa z Uniwersytetu w Wiedniu Konrada Paula Liessmanna - ewidentnie przerażające. O sukcesie władzy świadczyć ma to, czy w kolejnym pomiarze i rankingu uczniowie wypadli lepiej, czy gorzej, a nie to, jak naprawdę jest wykształcone społeczeństwo. Tymczasem wiarygodność testów PISA nie jest wysoka. Nic nam one nie mówią o jakości wychowania młodzieży, o ich formacji aksjologicznej, ani też nic nie mówią o procesie kształcenia, jego uwarunkowaniach, o tym, kto i jak kształci nasze dzieci oraz w jakich warunkach. Całkowicie pomija przemiany systemowe, społeczno-polityczne i makrooświatowe kraju pochodzenia uczniów tak samo, jak stan kondycji psychofizycznej uczniów w dniu, w którym muszą przez kilka godzin wypełniać kilkanaście zeszytów z kilkudziesięcioma zadaniami w każdym z nich.

Więcej na temat wątpliwej pedagogicznie wartości badań PISA znajdą zainteresowani w najnowszym numerze (4/2013) czasopisma "Pedagogika Społeczna".

04 grudnia 2013

Nie tylko polscy freinetowcy żegnają zmarłą Zofię Napiórkowską







Z adaptacją pedagogiki Nowego Wychowania Celestyna Freineta w Polsce łączą się takie nazwiska, jak Aleksander Lewin, Wincenty Okoń, Halina Marta Semenowicz czy zmarła w dniu 3 grudnia 2013 r. Zofia Napiórkowska. Należała do grona wspaniałych dydaktyków, nauczycieli-nauczycieli, wychowawców kilku pokoleń dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy wyrastali w kręgu pedagogiki alternatywnej. Była pierwszą przewodniczącą Polskiego Stowarzyszenia Animatorów Pedagogiki Celestyna Freineta.
Kiedy w 1993 r. można było wyprowadzić polskich freinetowców niejako "z podziemia", bo w okresie PRL nie byli zaliczani do "pieszczochów" totalitarnego systemu oświatowego, odbył się w Otwocku w dn. 27 marca 1993 r. pierwszy Zjazd członków Polskiego Stowarzyszenia Animatorów Pedagogiki Celestyna Freineta. Wówczas wybrano 15 - osobowy Krajowy Zespół Koordynacyjny, a kierownictwo objęła właśnie b. dyrektor Szkoły Podstawowej Nr 4 w Łomży, metodyk Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli w Łomży - Zofia Napiórkowska. To Ona kierowała tym Stowarzyszeniem w latach 1988-2003. Dzięki Jej ogromnemu zaangażowaniu, pasji dzielenia się wiedzą i sztuką kształcenia możliwe było organizowanie w kraju szeregu kursów, szkoleń, warsztatów, konferencji czy otwartych zajęć innowacyjnych, inspirowanych pedagogiką francuskiego reformatora tradycyjnej szkoły C. Freineta. Była wierną uczennicą Haliny Semenowicz, troszczącą się o spuściznę francuskiej szkoły reform i znakomitych przekładów na język polski tekstów Freineta. Rozwijała tę pedagogikę w wariancie polskim, a więc - jak powiedziałby Aleksander Kamiński - lepiej, niż sami Francuzi, bo dostrzegała w niej szansę na kreowanie zupełnie nowego modelu konstruktywistycznej de facto edukacji.
To właśnie Zofia Napiórkowska uczyła nas technik Freineta dla potrzeb kształcenia zintegrowanego, ale i swobodnej ekspresji jako fundamentalnej formy twórczego uczenia się, w tym szczególnie ekspresji werbalnej. Pokazywała, w jaki sposób przechodzić od swobodnego tekstu do konstruowania gazetki klasowej, szkolnej, a zarazem uczulała nas na wartość edukacyjną korespondencji międzyszkolnej, która niezwykle silnie wzmacnia kompetencje czytelnicze i sprzyja budowaniu kapitału społecznego w środowiskach uczniowskich oraz nauczycielskich. Organizowała warsztaty dotyczące rozwijania postaw badawczych uczniów poprzez "doświadczenia poszukujące". Wszystko to sprawiało, że wprawdzie nie ulegała zmianie kultura kształcenia w szkołach, ale w ramach lekcji języka polskiego czy w toku kształcenia zintegrowanego już tak, bowiem była to oferta edukacji autorskiej.

Sposób pracy C. Freineta z dziećmi miał przecież na celu pozyskiwanie uczniów do aktywnego uczestnictwa i odpowiedzialność za proces uczenia się, ale i sprzyjał zmianie organizacji życia w klasie, szkole na zasadach samorządności. Pani Z. Napiórkowska szczególnie chętnie organizowała debaty na temat praw i odpowiedzialności uczniów, by włączać ich do procesu współtworzenia samorządnej wspólnoty edukacyjnej. Dzięki temu miało miejsce wydatne ożywienie zajęć pozalekcyjnych w szkołach podstawowych, a szczególnie w tzw. "małych szkołach" w środowiskach wiejskich. Zofia Napiórkowska aktywnie uczestniczyła w międzynarodowym ruchu freinetowskim, przywożąc z kolejnych kongresów czy zagranicznych konferencji nowinki dydaktycznego świata. Z jaką pasją opisywała swój pobyt w Warnie w 2001 r., z którego przywiozła do kraju scenariusze zajęć nauczycieli Brazylii, Francji, Niemiec, Szwecji i Włoch dotyczące edukacji dla pokoju i ekologii (m.in. program "Dunaj, ratujmy rzeki świata"), migracje oraz sytuacja dzieci uchodźców w szkole czy procesy edukacyjne wobec globalizacji.

Śmierć tak wspaniałych nauczycieli-oddanych szeroko pojmowanej szkole - pedagogów, rodzi pytanie o to, co będzie dalej z ich wieloletnim poświęceniem, zaangażowaniem, twórczością? Nie bez powodu Zofia Napiórkowska została zaliczona przez badaczy tego alternatywnego ruchu edukacyjnego do grona "wnuków Freineta". W książce tak zresztą zatytułowanej - jej współautorka, Małgorzata Kaliszewska w wywiadzie z Z. Napiórkowską dotknęła m.in. kwestii tożsamości nauczycieli-freinetowców. Dociekała, czy w ich przypadku chodzi o jakąś specyficzną cechę osobowości, podejście do ludzi i do problemów? Pani Zosia odpowiedziała (s. 209)




Pedagogika Freineta jest integralną całością, tworzącą spójny system edukacyjny, a my jeszcze nie tak dawno nie mówiliśmy o "pedagogice" ale o "technikach Freineta". Jest także wiele szczegółowych spraw, traktowanych inaczej, np. stosunek do kary. Freinet nie karze za zło, on chce naprawienia szkody, zamiast kary. Dotyczy to też "technik" bardzo często nazywanych przez niektórych pedagogów "metodą", co nie jest ścisłe. Cechą freinetowca powinna być "otwartość", ale jednocześnie - zdrowy rozsądek, a nie bezmyślny podziw. dla nowości pedagogicznych. Ciągle razi nas, pedagogów, to, że szkoły nie tworzą organizacji systemowej, gdzie jest jasno określony cel, jak np. u Freineta cel wychowania to "maksymalny rozwój osobowości dziecka w łonie rozumnie pojętej wspólnoty, której służy i która jemu służy".


Zmarła Zofia Napiórkowska służyła tak rozumianej wspólnocie (wspólnot edukacyjnych) całym swoim życiem. Pozostanie na zawsze w naszej pamięci, a redagowane przez Nią wraz z Reginą Chorn "Biuletyny Polskiego Stowarzyszenia Animatorów Pedagogiki C. Freineta" staną się nie tylko "białymi krukami" dokonań polskich nauczycieli, ale i Jej troski o ich upowszechnianie w kraju oraz poza granicami. Wiernie realizowała w swoim życiu myśl Freineta: Nie próbujcie nigdy żyć w przeszłości - wyjdźcie na spotkanie teraźniejszego życia".

03 grudnia 2013

Kto czyta, żyje podwójnie. Kto nie czyta, jest analfabetą




















Pod patronatem Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk odbył się Ogólnopolski Sprawdzian Czytania ze Zrozumieniem pod hasłem: "Rozumiem to, co czytam. Czytam to, co rozumiem". Pomysłodawcą oraz organizatorem sprawdzianu i autorem tekstów do sprawdzianu jest warszawski polonista, założyciel Centrum Edukacji Humanistycznej "LOGOS", a także nauczyciel akademicki Katedry Pedagogiki Szkolnej Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie - Andrzej Michalski.

Celem sprawdzianu było zdiagnozowanie poziomu umiejętności czytania ze zrozumieniem wśród dzieci i młodzieży od pierwszej klasy szkoły podstawowej do trzeciej klasy szkoły ponadgimnazjalnej oraz zwrócenie uwagi na umiejętność czytania ze zrozumieniem jako jednego z kluczowych komponentów alfabetyzacji młodych pokoleń. Organizatorzy uwzględnili w sprawdzianie, którego narzędziem był test z pytaniami zamkniętymi, następujące umiejętności:

- rozpoznawanie znaczenia wyrazów niezbędnych do zrozumienia tekstu;

- czytanie tekstów: poetyckich, literackich, publicystycznych, użytkowych; ikonograficznych, tabel i wykresów, przypisów,

- czytanie na poziomie dosłownym;

- czytanie poleceń;

- czytanie na poziomie przenośnym.

Potrzeba prowadzenia tego typu badań była powodowana przerażającymi wynikami badań czytelniczych Polaków, z których wynikało, że aż 44% nie czyta w ciągu roku ani jednej książki, a prawie połowa z tych, którzy czytają, niewiele rozumie z tego, co czyta.
(fot. Autor raportu - Andrzej Michalski)
W tegorocznym badaniu wzięło udział 14 tys. uczennic i uczniów wszystkich typów szkół i poziomów kształcenia z całego kraju w wieku 6-18 lat. Nie są to badanie podłużne, tylko poprzeczne. Taki sam status mają badania PISA, chociaż ich zakres diagnostyczny jest szerszy. Podam tylko kilka najważniejszych wyników tego badania, gdyż Raport danych liczy kilkaset stron. Najlepiej spojrzeć na poziom umiejętności czytania dzieci i młodzieży po trzyletnich etapach ich edukacji:

1) Uczniowie kończący etap kształcenia zintegrowanego :

- najlepiej radzą sobie z odczytywaniem tekstów literackich (90,6%) oraz z odczytywaniem tekstów ikonograficznych (45,1%). Natomiast dramatycznie wygląda sytuacja w następujących zakresach umiejętności, a raczej ich braku:

Tylko po 8,65% trzecioklasistów czyta polecenia ze zrozumieniem, odczytuje tekst na poziomie przenośnym i dosłownym, potrafi wyszukać informacje zawarte w tekście oraz rozpoznaje znaczenie wyrazów niezbędnych do zrozumienia treści. Zaledwie 15,6% dzieci potrafi czytać tekst poetycki, a 23,3% - tekst publicystyczny.

Brawo! Takie są pośrednie efekty radykalnego obniżenia przez b. minister Katarzynę HALL - a obecną poseł - wymagań w zakresie wykształcenia nauczycieli tego poziomu polskiej edukacji. Tu może nim być każdy, kto po dowolnych studiach licencjackich "zrobi" 3 semestralne studia podyplomowe (pewnie też w kiepskich szkółkach prywatnych).

2) Uczniowie kończący szkołę podstawową:

Ogólny wynik umiejętności czytania spada o 50%, bowiem o ile wśród trzecioklasistów wynosił on 8,65%, o tyle już w trzy lata później wynosi 4,6%.

Przyjrzyjmy się danym szczegółowym, która są katastrofalne, bowiem kompetencje czytelnicze posiada w kilku zakresach zaledwie 4,6%, a dotyczy to:

- umiejętności czytania na poziomie dosłownym, wyszukiwania informacji zawartych w tekście, rozpoznawania znaczenia wyrazów niezbędnych do zrozumienia treści oraz czytania polecenia ze zrozumieniem - tylko 4,6% absolwentów szkół podstawowych!

- Najlepiej jest z odczytywaniem tabel i wykresów, bo tę umiejętność posiadło 84,5% szóstoklasistów. Pozostałych umiejętności nie przekroczyło nawet 30% uczniów!

3) Absolwenci gimnazjów:

Ogólny wynik umiejętności czytania wynosi tu dramatycznie mało, bowiem obejmuje zaledwie 4,53% wszystkich badanych uczniów.

Wskaźniki kompetencji czytelniczych są zapewne pochodną zaniedbań z poprzedniego etapu edukacji, jak i braku obiecanego wyrównywania szans edukacyjnych w tym właśnie typie szkoły! To jest największe kłamstwo twórców i realizatorów reformy oświatowej 1999 r. Oto najbardziej charakterystyczne poziomy osiągnięć alfabetyzacyjnych w powyższym zakresie dla gimnazjalistów:

- czytanie tekstów: poetyckich (37,5%), literackich (6,04%), publicystycznych (7,69%), ikonograficznych (28,1%),

- czytanie na poziomie dosłownym (4,53%);

- czytanie poleceń ze zrozumieniem (4,53%);

- czytanie na poziomie przenośnym (4,80).


4) Absolwenci 3. klasy liceum/technikum:

Ogólny wynik umiejętności czytania wynosi tu jeszcze mniej, bowiem obejmuje zaledwie 3,96% wszystkich badanych uczniów. Najlepiej uczniowie radzą sobie z odczytywaniem tekstów ikonograficznych oraz z odczytywaniem przypisów(67,4%).

- czytanie tekstów: poetyckich (12,25%), literackich (6,45%),

- czytanie na poziomie dosłownym, czytanie poleceń ze zrozumieniem i czytanie na poziomie przenośnym oraz rozpoznawanie znaczenia wyrazów niezbędnych do zrozumienia treści
(3,98%).

W Warszawie trwa kongres Youth Engagement Summit. Jego mówcy twierdzą, że młodzi Polacy nie czytają. Powyżej jest jeden z tego powodów.