10 lipca 2013

O strasznym straszeniu straszakami


Niestety, ale coś jednak jest na rzeczy w przysłowiu: „Polak mądry po szkodzie”, skoro dopiero teraz społeczeństwo uświadomiło sobie, z jak niebezpieczną, bo właśnie antyobywatelską władzą ma do czynienia. Nawet najwięksi zwolennicy Platformy Obywatelskiej, jak chociażby socjolog prof. Ireneusz Krzemiński muszą publicznie przyznać:
(…) mamy w kraju "powrót gierkizmu": biurokracja wkracza we wszelkie szczeliny życia. Byle urzędnik mówi, że nam nie pomoże, bo on ma przepisy i nic więcej go nie obchodzi. I nie chodzi o szeregowych urzędników, bo oni działają tak, jak im każą i pozwalają przełożeni. To na poziomie tych wyższych zarządzających jest jakiś fatalny błąd i lekceważenie ludzi. Także lekceważenie celów społecznych, byle wszystko było jak w (złych!) przepisach. (…). Ale powodem kłopotów pani prezydent jest lekceważenie obywateli i ważnych spraw, niedostatek komunikacji i kontaktu, czyli arogancja władzy. A tymczasem z ludźmi trzeba rozmawiać.”


Nie przypominam sobie, by ów socjolog zwracał uwagę rządzącym kilka lat temu na to, że władza nie rozmawiała z obywatelami. Kto w Sejmie uchwalał kolejne, a częściowo patologiczne, prawa lub jego nowelizacje? Czyżby socjolog nie widział czy nie chciał dostrzec, że władza rozmawiała, ale tylko z tymi, którzy akceptowali jej plany, bo każdy głos przeciwny - mimo racji merytorycznych - był przez nią traktowany jako zamach na władzę. Najlepszym przykładem tego są ustawy oświatowe i akademickie. Czemu się zatem dziwi prof. I. Krzemiński?

Społeczeństwo ma swoją pamięć społeczną. Nie zapomina o tym, jak niektórzy ministrowie wielokrotnie okazywali obywatelom swoją butę, arogancję, lekceważenie ich podstawowych praw, nie wymazuje z pamięci niewłaściwych postaw rządzących. Nie wystarczy już Polakom mówić, że władza chciała dobrze, tylko zapomniała się w swoim zadufaniu, gdyż poza czynnikami subiektywnymi pozostały w naszym życiu publicznym rozwiązania, które są nadal katastrofalne, jak chociażby uchwalone i nowelizowane w wyniku arogancji władzy PO i PSL m.in. prawo oświatowe oraz prawa o szkolnictwie wyższym (o stopniach naukowych i tytule naukowym, o PAN, o finansowaniu nauki).

Straszenie dzisiaj społeczeństwa opozycją, że będzie gorsza, okropna i mściwa jest niczym innym, jak daniem dowodu na to, że samemu tak się postępowało, kiedy tę władzę przejmowało się od poprzedników. Niestety, nie tylko w polityce straszy się opozycją czy krytykami działań i postaw władzy. Tego samego doświadczamy w oświacie, kiedy to straszy się nauczycielem-nowatorem całą radę pedagogiczną („jak będziecie ją popierać, to będziecie musieli tak harować, jak ona”. Straszmy się zatem nawzajem. Jedni, bo mają się czego naprawdę lękać, a inni w trosce o prawdę. Co ciekawe, ci, którzy straszą innych, najczęściej odwracają uwagę opinii publicznej od własnych, a strasznych postaw.

Niech zatem przypomną sobie wierszyk i wypowiedzą go czytelnie swoim słuchaczom tak, by ich zrozumieli:

(...)
Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie,
straszny wszczyna szum,
a w Trzemesznie straszy jeszcze,
straszny wszczyna szum..."



09 lipca 2013

Dzieci ofiary przemocy w rodzinie - diagnoza, nowelizacja prawa, pedagogiczna troska


Ukazał się Raport Rzecznika Praw Dziecka, który przygotowały profesor Ewa Jarosz i Anna Nowak z Uniwersytetu Śląskiego. Jego treścią jest funkcjonowanie znowelizowanej ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Warto zapoznać się z jego treścią, gdyż jest on dowodem na zaistnienie w czasie kadencji obecnego Rzecznika Praw Dziecka - - Marka Michalaka wymiernych efektów, tzn. różnych działań o charakterze monitorującym przemoc wobec dzieci. Są to m.in. coroczne badania opinii publicznej w sprawie akceptacji przemocy jako metody wychowawczej i poziomu gotowości do reagowania na zjawisko oraz obecna kampania „Reaguj na przemoc wobec dzieci. Masz prawo" jest również pokłosiem powyższego Raportu.


Ustawa z 10 czerwca 2010 r. nakłada na powiaty obowiązek przeciwdziałania przemocy w rodzinie m.in. opracowania i realizacji programu przeciwdziałania tej przemocy oraz ochrony ofiar przemocy w rodzinie, zapewnienie osobom dotkniętym przemocą w rodzinie miejsc w ośrodkach wsparcia czy ośrodkach interwencji kryzysowej. W wyniku przeprowadzonej przez prof. Ewę Jarosz diagnozy w losowo wybranych 16 powiatach okazało się, że w ponad połowie z nich nie są prowadzone odpowiednie statystyki w tym względzie, zaś ponad połowa powiatów (9) posiadała opracowane programy przeciwdziałania przemocy w rodzinie. W 13 powiatach istnieją formy poradnictwa w tych sprawach, a dotychczas skorzystało z nich 942 dzieci (na ogólną liczbę dzieci w wieku 0-18 lat wynoszącą w tych powiatach 270 tys.). W programach dotyczących wdrażania prawidłowych metod wychowawczych w rodzinach z problemami przemocy uczestniczyło 265 rodziców.

Z danych statystycznych tylko 9 gmin wynika narastająca dynamika przypadków przemocy wobec dziecka z 148 przypadków w 2007 r. do 317 w okresie obowiązywania ustawy, a więc od 1;.08.2010 do dnia gromadzenia danych – 1.07.2011. Niestety spada liczba zgłoszeń przypadków przemocy nad dzieckiem w rodzinie we wszystkich grupach zawodowych, które są do tego zobowiązane, jak pracownicy służby zdrowia, policji, oświaty i pomocy społecznej. W co piątej gminie brak jest jakichkolwiek możliwości wsparcia dla dzieci-ofiar przemocy w rodzinie.

Nadal jest społeczna akceptacja bicia dzieci, chociaż badacze odnotowali wzrost społecznej świadomości w zakresie niewłaściwości wykorzystywania kar fizycznych w stosunku do dzieci w celach wychowawczych oraz spadek akceptacji bicia w tym celu z 33% w 2008 r. do 21% w 2011 r. Także wzrósł w tym okresie poziom dezaprobaty dla bicia dzieci z 50% w 2008 r. do 71% w 2011.


Bardzo ważną rolę odgrywają kampanie społeczne i programy edukacyjne, dzięki którym zapewne zmienia się świadomość wychowawcza rodziców, opiekunów prawnych dzieci. Edukatorzy mogą znaleźć na stronie Rzecznika Praw Dziecka wiele materiałów dydaktycznych, spoty filmowe, plakaty oraz szczegółowe raporty, które doskonale nadają się do różnych form oświatowych. Słusznie pisze we wstępie do tego Raportu Marek Michalak - patrzymy i reagujmy, kiedy jesteśmy świadkami działań opresyjnych dorosłych lub rówieśników wobec dzieci albo mamy wiedzę na temat możliwych ich przyczyn, kiedy rozpoznajemy skutki przemocy u naszych wychowanków, podopiecznych czy przypadkowo napotkanych dzieci. Tu nie chodzi tylko o konstytucyjną ochronę praw dziecka. Tu ważne jest to, by nasze milczenie, obojętność, brak reakcji nie wzmacniały procesów reprodukowania się zła w relacjach międzyludzkich.



08 lipca 2013

Matematyka jest królową nauk, ale nie dla urzędników oświatowych i ich popleczników



(fot. Katarzyna Kalkowska, Symetria względem czasu MINI)





Tym problemem powinien zająć się nie tylko prof. Łukasz Turski, jeśli tak bardzo mu zależy na tym, by wspierać nieudolność MEN w zarządzaniu oświatą, a nie atakować prof. Dorotę Klus - Stańską za słuszną krytykę dyletanctwa i nieuzasadnionej buty władzy. W programie Kongresu Edukacyjnego w Warszawie nie odnotowałem obecności w ogóle, a twórczej w szczególności, tego zatroskanego ponoć o losy polskiej edukacji fizyka. Miała natomiast miejsce wycinkowa krytyka dysfunkcji oświatowej. Może jednak Profesor nie uczestniczył w tym propagandowym show właśnie z tego powodu, by nie zabierać głosu w sprawie, która powinna wywoływać rumień wstydu na twarzy co najmniej ministry edukacji.

W jednym z wystąpień trafnie zatytułowano slajd „Czarny obraz osiągnięć matematycznych” polskich uczniów w świetle wyników porównawczych badań międzynarodowych. W skali o średniej 500 pkt. polscy uczniowie osiągnęli poniżej 481 pkt., a więc istotnie poniżej europejskiej normy. Kompetencje matematyczne polskich uczniów są na 34 miejscu wśród 50 krajów. Lepsi są od naszych uczniowie wszystkich państw Unii Europejskiej. Za naszymi zaś są już tylko piętnastolatkowie z Turcji, Azerbejdżanu, Chile, Tajlandii, Armenii, Gruzji, Bahrajnu, Emiratów, Iranu, Kataru, Arabii Saudyjskiej, Omanu, Tunezji, Kuwejtu, Maroko i Jemenu.

Warto dostrzec, że jeśli publikowane są nawet rzeczywiste wyniki badań (np. PISA 2009, http://www.ifispan.waw.pl/pliki/pisa_2009.pdf s.60), to komentarze zawarte w nich natychmiast narzucają czytelnikowi pozytywną interpretację w stylu: "cieszmy się, bo jest coraz lepiej". Tymczasem - jak pisze jedna z naszych najlepszych nauczycieli matematyki - przy analizie, która nie wymaga żadnych zdolności specjalnych, tylko odrobiny skupienia oraz podstawowej wiedzy okazuje się np. że nasi uczniowie istotnie słabiej rozwiązują zadania wymagające samodzielności myślenia, wymagające umiejętności modelowania, analizowania oraz krytycznego uogólniania informacji, ich łączenia i przetwarzania. Takich przykładów dotyczących prób kształtowania opinii na temat stanu edukacji matematycznej niestety można przytaczać wiele.


Doprawdy, pani ministra może być dumna, a wyjaśnienia na stronie MEN jakoby kalibrowanie egzaminów maturalnych nie miało nic wspólnego z manipulacją, mogą u znawców problemu wywołać tylko uśmiech politowania. Można tak dalej mamić społeczeństwo propagandowo zgrabnymi zdaniami. Istotnie, niewykształcony właściwie lud w nie uwierzy, bo nie potrafi czytać ze zrozumieniem i logicznie myśleć. Od wprowadzenia reformy przez M. Handkego ostrzegałem przed fatalnym rozwiązaniem, jakie wprowadzono wówczas do edukacji wczesnoszkolnej, a polegające na odejściu od kształcenia przedmiotowego w edukacji elementarnej na rzecz powszechnie obowiązującego wszystkich nauczycieli kształcenia zintegrowanego. Nie można było wyrządzić większej krzywdy polskim dzieciom, jak właśnie pozbawić je kompetentnej edukacji matematycznej na najważniejszym etapie kształcenia, jakim jest wczesnoszkolna edukacja. Nikogo nie obchodziło wówczas to, że na studia pedagogiczne z edukacji wczesnoszkolnej kierowali się w 90% absolwenci szkół średnich, którzy nie znali matematyki, nie zdawali jej na maturze a ich średnie oceny lokowały się między dopuszczająca a dostateczną. Kształcenie zintegrowane pozwoliło im nie tylko ukryć własny brak wiedzy i umiejętności, ale także zastąpić je kompetencjami w zakresie innych dyscyplin – bardziej z nauk społecznych i przyrodniczych, niż z językoznawstwa.

Po latach mamy wyniki badań, które powinny być przyczynkiem do pociągnięcia do odpowiedzialności ówczesnych decydentów, w tym także ministry Platformy Obywatelskiej – K. Hall, K. Szumilas i B. Kudryckiej, gdyż nie tylko podtrzymały ów model dopuszczania do kształcenia na kierunku pedagogika w specjalności edukacja zintegrowana (nauczane elementarne, wychowanie wczesnoszkolne itp.) osób, których wyksztalcenie było i nadal jest skandalicznie niskie właśnie w zakresie wiedzy matematycznej. Tymczasem do zawodu, od którego zależą losy edukacyjne i życiowe naszych dzieci powinny być kierowane osoby z jak najwyższym wykształceniem średnim, w tym szczególnie w zakresie matematyki i języka ojczystego. Ten drugi jest istotny m.in. ze względu na umiejętność czytania ze zrozumieniem, także treści zadań matematycznych.
Tymczasem, co wprowadziła pani K. Hall a podtrzymała K. Szumilas? To, że w edukacji początkowej w szkole podstawowej może kształcić absolwent studiów w zakresie wychowania przedszkolnego. Szkoda, że nie poszły w swoich rozwiązaniach jeszcze dalej i nie zaproponowały, by nauczycielami na I etapie szkolnej edukacji mogły być osoby po studiach z pielęgniarstwa czy po pracy socjalnej.

(fot. Michał Cenzartowicz, Funkcje kwadratowe są dookoła nas)

Efekt? Czytamy w raporcie: Metodyka kształcenia matematycznego w naszej edukacji wczesnoszkolnej nie odpowiada duchowi matematyki. Zbyt wielu nauczycieli (48%) wierzy, że matematyka wymaga zapamiętywania wzorów i procedur.” Inna rzecz, że eksperci IBE badali nauczycielskie „wierzenia” a nie rzeczywiste fakty, procesy, działania. To też zakrawa na kpinę.

Cieszę się jednak, że mamy w środowisku akademickim wybitnych matematyków, którzy nie tylko uwielbiają swoją naukę, ale i potrafią nią zarażać innych oraz proponować rozwiązania, które są przełomem we współczesnej dydaktyce. Z jednej strony mamy bowiem książkę Jerzego Mioduszewskiego pt. „Cztery szkice z przeszłości matematyki” (Kraków 2013), w której zamieszcza migawki z dziejów światowej i polskiej matematyki w kontekście wydarzeń politycznych i społecznych. O ich wartości pisze w swojej recenzji prezes Polskiego Towarzystwa Matematycznego - Stefan Jackowski m.in.:


Szkic Dwie Warszawy uzupełnia obraz polskiej szkoły matematycznej, zapewne największego sukcesu polskiej nauki. Plastycznie, choć zapewne subiektywnie, opisuje relacje naukowe i społeczne warszawskich matematyków, nie unikając trudnych problemów stosunków polsko-żydowskich. Klimat szkicu współbrzmi ze wspomnieniami, którymi dzielił się ze mną jeden z najznakomitszych wychowanków warszawskiej szkoły, Samuel Eilenberg, podczas ostatnich wizyt w Polsce w początkach lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Czytając Cztery szkice z przeszłości matematyki, przypomniałem sobie, jak amerykański matematyk William G. Dwyer, przemawiając podczas uroczystości przyznania mu doktoratu honorowego Uniwersytetu Warszawskiego w 2007 roku, podkreślał, że „matematyka dzisiejsza ma wyraziście ludzką i społeczną naturę”.


Z drugiej strony, mamy niezwykle mądrą, piękną i ponowocześnie wydaną rozprawę pani dr Małgorzaty Makiewicz z Uniwersytetu Szczecińskiego pt. O fotografii w edukacji matematycznej. Jak kształtować kulturę matematyczną uczniów (Szczecin, 2013) Nie jest to pierwsza tej Autorki publikacja, w której pokazuje piękno i tajemnice otaczającego nas świata przez pryzmat matematyki, wymagającej przecież uruchamiania ludzkiej wyobraźni. Jak pisze we Wprowadzeniu: „Żyjemy w świecie matematycznym. Na różnych poziomach rozumiemy potęgę matematycznego myślenia, pozostając w zgodzie z sądem, że matematyka rzeczą niezwykle ważną jest. Ale niemal jednocześnie wyrażamy w stosunku do niej swój dystans, niepokój, niechęć lub strach. Z jednej strony przyjmujemy podstawy logiki jako najistotniejsze w rozumowaniu człowieka, a jej przedstawicielom honorowo oddajemy szacunek, z drugiej beztrosko oświadczamy, że na maturze… zerkaliśmy w pracę koleżanki z sąsiedniej ławki. My – naukowcy, politycy, publicyści, dziennikarze, celebryci. Tzw. elita społeczeństwa , przyjmując taką postawę ignorowania matematyki, zdaje się nie dostrzegać dysonansu, który utrwala surrealistyczny obraz rzeczywistości społecznej i kulturowej. (s. 9)



Otóż to, pani dr M. Makiewicz udowadnia w swojej książce tezę Bertranda Russel’a: „jest rzeczą zdumiewającą, iż ktokolwiek może mieć w ogóle jakiekolwiek trudności z matematyką”. Otrzymujemy w tak znakomitej rozprawie nie tyle narzędzie, nowe triki czy wybiórcze rozwiązania metodyczne, ale dowód na sztukę odkrywania piękna i mądrości matematyki, jej istnienia w świecie przyrody, materii i kultury. Autorka ułatwia nam zrozumienie nie tylko tego, że żyjemy w świecie matematycznym, ale pokazuje jak można z jego zdobyczy korzystać, doświadczając wyjątkowej satysfakcji, zamiast lęku czy ucieczki od owej wolności. Jest to książka o koncepcji kształcenia kultury matematycznej dzieci i młodzieży w oparciu o fotografię. Znajdziemy w niej znakomicie zilustrowaną fotografiami kulturę matematycznej wyobraźni i myślenia, postrzegania i rozumienia codziennego świata naszego życia, posługiwania się językiem matematyki, jak i rozwijania dzięki niej twórczości i elegancji. Tak przekazywana wiedza zasługuje na wybitnych nauczycieli, którzy są w niej rozmiłowani, a Autorka daje temu najlepszy dowód. Dzięki takim publikacjom wraca nadzieja i radość, że można z matematyki uczynić piękno uczniowskiego świata życia.

Fotoedukacja matematyczna jest koncepcją autorską, polską, która zrodziła się w wyniku fascynacji adiunkt Uniwersytetu Szczecińskiego sztuką fotografii oraz kształceniem matematycznym w roli nauczycielki tego przedmiotu. Od dziesięciu lat systematycznie prowadzi koło „Matematyki z fotografią”, obecnie „Miłośników fotografii cyfrowej i komputerowej obróbki zdjęć”, organizuje konkursy fotograficzne – „Matematyka w obiektywie” oraz kształci nauczycielskie kadry zarażając swoją pasją. Zamieszczam tu kilka nadesłanych przez nią fotografii, by zachęcić Państwa do zapoznania się z książką, która jest jeszcze jednym dowodem na to, że tzw. Fachdidaktik, czyli dydaktyka przedmiotowa rozwija się nie dzięki urzędniczym postulatom i regulacjom prawnym, ale w umysłach odpowiedzialnych i twórczych nauczycieli, którym władze nie powinny przynajmniej przeszkadzać.