03 maja 2021

Wylały się prawnicze słowa krytyki i apele o naukową przyzwoitość




Nie mogę pominąć najważniejszych uwag krytycznych, jakie padły w czasie konferencji Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego na temat habilitacyjnych postępowań awansowych. Dobrze jest wiedzieć, co sądzą profesorowie prawa nie tylko o źle stanowionych ustawach w tym względzie, ale także o ich stosowaniu przez tzw. "brudne wspólnoty". Nie wszyscy znali to socjologiczne określenie na recenzentów piszących towarzyskie a nieuprawnione opinie z konkluzją pozytywną, bo wzajemnie uzgadniających końcowe wnioski, co skutkuje niezasłużoną promocją. Bywa też odwrotnie, że powiązania między habilitantem a recenzentem są ukryte, nierozpoznawalne dla komisji a skutkujące nadaniem jemu stopnia naukowego. Wzajemne czynie sobie usług lokuje w radach naukowych takie "brudne wspólnoty".      

Nie da się zatrzymać każdego pseudonaukowca na drodze do niezasłużonego awansu, jeśli są takie rady dyscyplin czy dziedzin naukowych (bo to one podejmują decyzje, a nie komisje habilitacyjne), których członkowie/profesorowie:

* akceptują fundamentalne błędy metodologiczne w pracach awansowych; 

* akceptują plagiaty; 

* pomijają lub celowo pomniejszają w ocenie osiągnięć habilitanta niektóre jego prace, dokonania badawcze; 

* deprecjonują artykuły opublikowane w rozprawach zbiorowych; 

* nie dostrzegają brak związku części teoretycznej monografii z opublikowanymi w niej wynikami badań ; cytowania z tzw. "drugiej ręki"; 

* operują subiektywnymi kryteriami ilościowymi publikacji, których niespełnienie świadczy o braku osiągnięć naukowych; 

*  lekceważą udział habilitanta w konferencjach naukowych; 

* nie wiedzą, jak oceniać: cykl publikacji, aktywność naukową habilitanta w innych ośrodkach akademickich; wydawanie rozpraw we własnej oficynie uczelnianej; 

* przyjmują "fantazyjne" reasumpcje głosowań.  

    Zdaniem profesorów prawa nie można pozytywnie oceniać publikacji habilitanta, które powstały wspólnie z pracownikami z jego jednostki akademickiej. Nie można przykrywać niskiej jakości nawet 20 artykułów faktem, że jest ich dużo lub zostały wydane poza granicami kraju, jeśli nie dokonuje się jakościowej analizy ich treści. Niektórzy habilitanci są tak dobrze "zaopiekowani", że "załatwia się" im opublikowanie tekstu w czasopiśmie zagranicznym. 

Referujący apelowali, by w ocenie osiągnięć naukowych habilitantów nie kierować się nazwiskami recenzentów wydawniczych, skoro komisje habilitacyjne nie mają, bo mieć nie mogą, wglądu w treść tych recenzji. Okazuje się bowiem, że recenzenci wnioskowali o dokonanie zmian, uzupełnień, wprowadzenie korekt, ale habilitanci zlekceważyli te wskazania i wydali swoją rozprawę zawierającą błędy. Tego typu praktyki powinny być kierowane do Komisji Etyki czy Komisji Dyscyplinarnych dla Nauczycieli Akademickich. 

  Podawano przykład na opublikowanie beznadziejnej, pseudonaukowej rozprawy w liczbie egzemplarzy tylko dla potrzeb komisji habilitacyjnej. Był też przykład wydania książki w normalnej procedurze wydawniczej (300 egz.), ale kiedy w trakcie postępowania habilitacyjnego okazało się, że wpłynęły negatywne recenzje (np. ujawniono plagiat lub skandaliczne błędy) i mimo to nadano stopień doktora habilitowanego, habilitant wykupił resztę nakładu, by nie dotarł on do akademickiego środowiska. 

Słusznie jednak uczestnicy debaty podkreślali, że w naukach humanistycznych czy społecznych językiem publikacji powinien być język narodowy, gdyż ze względów kulturowych i naukowych powinny one być nie tylko adresowane do polskiego czytelnika, ale i oceniane przez polskich ekspertów, a nie przez zagranicznych recenzentów, którzy nie znają kulturowych, społecznych czy nawet politycznych uwarunkowań prowadzonych badań.     

 W podsumowaniu obrad pojawił się wańkowiczowski "|dydaktyczny smrodek", bowiem stwierdzono, że prawo nigdy nie było, nie jest i nie będzie regulatorem naukowej jakości osiągnięć kandydatów do stopnia doktora habilitowanego. Owszem, może służyć przestrzeganiu pewnych procedur, formalnych form postępowania, ale nie zastąpi uczciwości, rzetelności recenzentów. Trzeba zatem "kształtować postawy dobrych praktyk, publikować wzorowe z naukowego punktu widzenia postępowania i wytykać błędy, wadliwe praktyki nieuczciwym i nierzetelnym profesorom.

Przewodniczący rad naukowych dyscyplin nie powinni przyjmować od recenzentów tekstów opinii, które są wewnętrznie sprzeczne, tzn. treść jest negatywna, ale konkluzja pozytywna lub odwrotnie.  

Kiedy na końcu obrad głos zabrali młodzi doktorzy, odniosłem wrażenie, że nie wiedzą, nie rozumieją lub nie są w stanie wyobrazić sobie zakresu patologii, z jaką spotykają się  w uczelniach ich profesorowie. Młodym naukowcom bardzo podoba się nowa ustawa. To może nie dopuszczą ze swojego grona do rozwijania się "brudnych wspólnot"?    

     

 


02 maja 2021

Paradoksy koniecznego wdrażania w życie fatalnych regulacji prawnych w sferze awansów naukowych



Wspomniana wczoraj konferencja prawników skupiła uwagę referujących i dyskutantów na problemach, które stworzyli ich koledzy, absolwenci współpracujący z ówczesnym ministrem nauki i szkolnictwa wyższego Jarosławem Gowinem. Tak jest, kiedy prawo tworzy się w pośpiechu, byle zdążyć przez opozycją wewnątrz formacji rządzącej, jak i środowiskową i mieć zaliczony parlamentarny sukces. 

Życie niesie z sobą odsłonę bezmyślności, a może ukrytego programu tajemniczych lobbystów, którego skutki są pochodną zapisów ustawowych i delegacji na rzecz autonomii uniwersytetów. Widać to jak na dłoni właśnie w sferze awansów naukowych. Środowisko naukowe nie otrzymało Konstytucji 2.0, tylko - jak trafnie określa to jeden z profesorów prawa - Konstytucję 0.2, czyli radykalnie gorszą od minionych. 

Tak wielu paradoksów, pozorów wolności i jakości nie było jeszcze w szkolnictwie wyższym, bo tym razem mamy do czynienia z kumulacją nonsensów i dewaluacji kształcenia kadr naukowych. Jest tak nie tylko z powodu skrywanych przed społecznością cięć finansowych w szkolnictwie wyższym i nauce, podejmowania próby stworzenia równoległego świata rzekomo lepszej, prawdziwej nauki, ale przede wszystkim w wyniku obciążenia uczonych odpowiedzialnością za wdrażanie w życie ustawowych regulacji pomimo częściowej ich nonsensowności.

Wciąż wielu się wydaje, że nauką można zarządzać wprowadzając kolejne ustawy. Na podstawie wygłoszonych referatów, komentarzy i polemicznych głosów  wymienię najważniejsze z kwestie, w tym absurdy, o których mówili uczestnicy konferencji online: 

* Uniwersytety państwowe prowadzą w nieodpowiedzialny sposób politykę kadrową, utrzymując na stanowiskach   adiunktów doktorów z kilkunastoletnim stażem, bez szczególnych osiągnięć naukowych i nierokujących postęp w tym zakresie. Są katedry, w których zatrudnia się kilku profesorów, z których każdy mógłby prowadzić własną szkołę badań naukowych, zaś w takiej sytuacji nie ma żadnej spójności i otwartości na ich umiędzynarodowienie; 

*  Wprawdzie zmienił się cel habilitacji, która nie jest już koniecznością, by móc pracować naukowo w uniwersytecie, akademii czy na politechnice, ale jest to tylko pozór. Doktor bez habilitacji nie może promować prac doktorskich, być ich recenzentem, oceniać osiągnięcia naukowe innych badaczy z zakresu jego kompetencji, nie może kierować zakładem, katedrą czy instytutem, ale może być rektorem uczelni czy szkoły wyższej. 

* Dla rzekomego podwyższenia poziomu jakości kształcenia zlikwidowano minima kadrowe, toteż nawet w szkołach doktorskich każdy może prowadzić zajęcia, a osoba ze stopniem zawodowym magistra być koordynatorem przedmiotu.  

*  Do czasu uchwalenia Konstytucji 2.0 obowiązywała wykładnia, że monografią jest rozprawa licząca co najmniej 6 arkuszy wydawniczych (132 strony). Teraz zlikwidowano tę normę, toteż monografią jest każdy zbiór tekstów, który nie jest broszurą. Broszura bowiem liczy do 48 stron. Tym samym broszura 50-stronicowa jest już książką. Ważne, by była wydana w oficynie umieszczonej w ministerialnym wykazie.    

* Odebranie radom wydziałów prawa do przeprowadzania postępowań habilitacyjnych na rzecz powoływania równoległych komisji/rad naukowych w obrębie dziedziny nauk czy dyscypliny naukowej, w których członkami są członkowie tych rad, tworzy pozór troski o wyższą jakość. Zespoły RDN są wielodyscyplinarne, podobnie jak składy paneli w Narodowym Centrum Nauki. W jednych uniwersytetach przewodniczącym takiej komisji/rady naukowej jest dziekan wydziału czy dyrektor instytutu, w innych powołany przez rektora profesor.     

* Wystawianie członkom komisji habilitacyjnych umów zlecenie, jeśli nie są zatrudnieni w uczelni prowadzącej postępowanie habilitacyjne. Recenzenci mają umowy o dzieło. Tym samym członkowie komisji habilitacyjnych nie muszą już czuć się zobowiązanymi do przedkładania do protokołu pisemnej formy opinii na temat osiągnięć naukowych habilitanta. W głosowaniu nad uchwałą komisji ich głos jest równoważny głosowi recenzentów, ale - jak widać - nie musi być już udokumentowany. 

* Odwołania od odmownych decyzji rad/komisji naukowych w sprawie nadania stopnia doktora czy doktora habilitowanego sporządzane są coraz częściej przez kancelarie adwokackie, których treść wymaga kompetencji w zakresie prawa administracyjnego, a zdarza się, że i karnego lub cywilnego. Tymczasem w organie wyższej instancji wniosek rozpatrują specjaliści w danej dyscyplinie naukowej, a nie prawnicy, bo ci ostatni poradzą sobie, jeśli odwołanie dotyczy nauk o prawie. 

Habilitanci, którym ze względów naukowych, merytorycznych odmówiono nadania stopnia naukowego, posuwają się w swojej arogancji do repulsji wobec recenzentów, którzy ocenili negatywnie ich pseudonaukowy dorobek. Niektórzy bowiem nie chcąc pogodzić się z negatywną oceną ich osiągnięć, które nie odpowiadają ustawowym wymogom, kierują przeciwko nim pozew do komisji dyscyplinarnej, a nawet sądu rejonowego (w ramach prawa cywilnego czy karnego). 

Być może słuszne są apele profesorów o zapewnienie im immunitetu w postępowaniach awansowych, żeby mogli bez obaw formułować rzetelne opinie o rozprawach, które z nauką nie spełniają wymogów naukowych.       

01 maja 2021

Dylematy postępowania w sprawach awansów naukowych


W dn.29 kwietnia br. odbyła się ważna konferencja Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego na temat dylematów w sprawach awansów naukowych.  Obrady otworzyli Organizatorzy w osobach: prof. dr hab. Tomasz Giaro - dziekan WPiA UW, prof. dr hab. Robert Grzeszczak, Przewodniczący Komitetu Nauk Prawnych PAN, WPiA UW oraz prof. dr hab. Jerzy Pisuliński - dziekan WPiA UJ. 

Konferencja online była znakomicie przygotowana i przeprowadzona tak od strony organizacyjnej (z dyscypliną czasową), ale - co najważniejsze - także merytorycznej, bowiem zarejestrowani w niej uczestnicy otrzymali wcześniej streszczenia wszystkich wystąpień.  Dzięki czemu referujący mogli wyjść poza przygotowane tezy, a nawet odwoływać się do kazusów.   

W trakcie trzech paneli wprowadzenia do zagadnień, które budzą wiele kontrowersji w środowisku akademickim nie tylko nauk o prawie, ale także innych dyscyplin naukowych, wygłosili:

I panel: 

prof. dr hab. Marek Szydło (Uniwersytet Wrocławski) - Pojęcie nauki i osiągnięć naukowych w postępowaniach awansowych w nauce: Uwagi z perspektywy nauk prawnych 

dr hab. prof. UW Patrycja Grzebyk (Uniwersytet Warszawski) - Racjonalność ustawodawcy a postępowania habilitacyjne. Wątpliwości co do zasad oceny „znacznego wkładu w rozwój dyscypliny” i „istotnej aktywności naukowej” 

II panel: 

prof. dr hab. Grażyna Skąpska (Instytut Socjologii, Uniwersytet Jagielloński) - Patologie recenzowania i ich źródła. 

prof. dr hab. Zbigniew Witkowski (WPiA UMK w Toruniu) - Doświadczenia prowadzenia przewodów doktorskich i habilitacyjnych 

III panel: 

dr Diana Dajnowicz-Piesiecka, dr Łukasz Kierznowski   Awanse naukowe młodych naukowców – perspektywy i wyzwania.

Właściwie konferencja skierowana była do naukowców reprezentujących nauki o prawie, co wynikało z treści większości referatów, ale problemy są wspólne dla wszystkich nauk. Udostępnienie przebiegu obrad w Internecie sprawiło, że mogli przysłuchiwać się wypowiedziom i dyskusji naukowej wszyscy zainteresowani kwestiami awansów, w tym procedur i ich zasadności.  

 Zaczęło się od górnego C, czyli określenia, czym jest nauka dla uczonych (jako promotorów, recenzentów, członków rad naukowych, gremiów przyznających środki finansowe na badania naukowe itp.) i kandydatów na uczonych w naukach o prawie.   

Przypomniała mi się znakomita rozprawa prof. Huberta Izdebskiego pt. Ile jest nauki w nauce? (Warszawa 2018), której autor trzy lata temu tak charakteryzował naukowy stan w Polsce: 

Ponad 100 tys. naukowców jest zatrudnionych w Polsce, w ponad 1600 jednostkach akademickich, którzy, jak pisze Hubert Izdebski, nie uprawiają twórczości naukowej, ale produkcję naukową, skoro MNiSW zakwalifikowało ponad 2 tys. czasopism jako naukowe. Rocznie wydaje się ponad 10 tys. książek naukowych. 

Towarzyszy temu narastanie przeciętnie niskiego poziomu twórczości naukowej (…) co nie może nie odbić się na jakości (są podstawy, by mówić o „zaśmiecaniu świata nadprodukcją naukową lub raczej pseudoprodukcją”), a ta ma  także  takie skutki uboczne w postaci różnego rodzaju nieuczciwości naukowej. (H. Izdebski, 2018, s. 11). 


Etos nauki akademickiej w humboldtowskim wymiarze przekształca się w etos nauki korporacyjnej, usługowej, przedsiębiorczej, skomercjalizowanej, odchodzącej od autotelicznych wartości badań naukowych oraz ulegającej umasowieniu, egalitaryzmowi i globalizacji szkolnictwa wyższego. Tymczasem – jak pisał Leszek Kołakowski – logika myśli jest inna niż logika interesu (za: H. Izdebski, s. 138).

Skoro nasycenie nauką w nauce jest pochodną poczucia (nie-)sprawiedliwości, to powinniśmy przywołać następującą myśl Cycerona o prawach: (…) za dowód wyjątkowej głupoty należy uznać przekonanie, że wszelkie postanowienia i uchwały rozmaitych społeczności powinny być uznane za sprawiedliwe” i „gdyby prawa te były stanowione jedynie z woli ogółu lub decyzją przywódców, można by uprawomocnić rozbój, cudzołóstwo, fałszowanie testamentów, o ile większość by to przegłosowała (tamże, s. 39).

Właściwie wystarczyłoby od tego zacząć i na tym zakończyć tę konferencję. Jednak od czasów Cycerona wiele zmieniło się w sferze pragmatyki i doktryn prawnych.  Jednak prof. M. Szydło słusznie uświadomił wszystkim, że każdy kandydat do stopnia naukowego czy do tytułu profesora staje przed kategorią przypisanych do danego statusu pojęcia, które jest niedefiniowalne, stwarzając tym samym pole do nieprecyzyjnej interpretacji. 

Żadna operacjonalizacja (wskaźnikowanie, obiektywizacja) takich pojęć, jak: nauka - działalność naukowa nie jest wystarczająca, ponieważ definicja nauki   (...) dla wielu (chyba słusznie) nie będzie w pełni zadowalająca, zwłaszcza dlatego, że nie pozwoli ona w pełni jednoznacznie przeprowadzić delimitacji pomiędzy, z jednej strony, nauką oraz z drugiej strony, innymi przejawami twórczej intelektualnej działalności ludzkiej, w tym w obszarze praktyki i zastosowań utylitarnych

Autorzy ustawy z 2018 roku wprowadzili nazwy dla poszczególnych poziomów osiągnięć naukowych za pomocą terminów, które musiały mieć charakter kwalifikowany: dla doktorów - osiągnięcie musi być oryginalne, dla doktorów habilitowanych – wyróżniające, zaś dla kandydatów do tytułu profesora - osiągnięcia naukowe muszą być wybitne.  

Definicje tych kategorii mają charakter relatywny a przecież wymagają konieczności urzędowego oceniania dokonań naukowych pod ich kątem. Byłoby zatem znakomicie, gdyby każda dyscyplina naukowa miała obowiązek rekursywnego samookreślania własnej naukowości. Tymczasem w naukach społecznych i humanistycznych dyscypliny naukowe mają po dzień dzisiejszy problem z własną tożsamością naukową, o czym świadczą dziesiątki rozpraw na temat kryzysu naukowego w psychologii, socjologii, literaturoznawstwie czy pedagogice.   

Nie bez powodu pierwsze posiedzenie tej kadencji Komitetu Nauk Prawnych PAN otworzyła debata właśnie na temat tego, jak oceniać osiągnięcia naukowe w tej dyscyplinie.  Nie wystarczy bowiem stwierdzenie przez zaprzeczenie, tzn.  wykazanie, iż czyjeś publikacje są potoczne, banalne, powierzchowne, publicystyczne. Trzeba to jeszcze udowodnić. Jak mówił prof. M. Szydło: 

Co więcej, wypracowanie w miarę precyzyjnej i operacyjnej koncepcji nauki jest bezwzględnie konieczne, chociażby ze względu na konieczność urzędowego (publicznego) oceniania pracy osób, które aspirują do awansów naukowych lub aplikują o środki publiczne na swoje badania. W tym kontekście każda dyscyplina naukowa powinna sama stworzyć przydatny i adekwatny dla niej wzorzec naukowości, a więc ma obowiązek „rekursywnego samookreślania swej naukowości i permanentnego uściślania swego autoobrazu” (za F. Grucza). 

W pedagogice mamy kilka, bardzo dobrych podręczników do metodologii badań naukowych, ale w trakcie przewodów doktorskich, postępowań habilitacyjnych okazuje się, że dochodzi do wielu kontrowersji i sporów między członkami komisji i rad naukowych na tle tego, co tak naprawdę jest brane pod uwagę, co powinno być rozstrzygającym kryterium w ocenie, by można było poprzeć kandydata do awansu naukowego?  

Wymienione przez prof. M. Szydło cechy naukowości wszystkich nauk nie zadowolą każdego nauczyciela akademickiego, bo już ta pierwsza z poniższych nieco "trąci myszką":  

(a) każda nauka (dyscyplina nauki) ma swoje obiekty poznania, których zbiór tworzy przedmiot nauki; 

(b) nauka jest działalnością intelektualną o charakterze poznawczym (zdobywanie wiedzy) i transferencyjnym (uzewnętrznianie i przekazywanie wiedzy), przy czym znamionuje się ona kreatywnością (na tle innych rodzajów prac intelektualnych jest to działalność o być może najwyższym stopniu kreatywności); 

(c) nauka jest działalnością prowadzoną zgodnie z ustaloną i zrygoryzowaną metodologią, określającą standardy dokonywania odkryć i weryfikowania rezultatów badań; 

d) nauka ma swoje cele, realizowane przez osoby parające się nią, do których to celów należą zdobywanie i transfer informacji (wiedzy) związanych z konkretnym jej przedmiotem, a także cele utylitarne, związane z następczym praktycznym wykorzystywaniem tej wiedzy poza nauką, w obrębie społeczeństwa, gospodarki, techniki (przy czym to właśnie ukierunkowanie nauki na jej przyszłe praktyczne wykorzystanie rodzi wiele sporów o dokładne rozgraniczenie działalności naukowej oraz działalności praktycznej); 

(e) wiedza będąca wytworem nauki musi spełniać szereg dalszych cech: weryfikowalność (falsyfikowalność), adekwatność (względem jej przedmiotu), istotność (niebanalność), spójność.