Nie mogę pominąć najważniejszych
uwag krytycznych, jakie padły w czasie konferencji Wydziału Prawa i
Administracji Uniwersytetu Warszawskiego na temat habilitacyjnych postępowań
awansowych. Dobrze jest wiedzieć, co sądzą profesorowie prawa nie tylko o źle stanowionych ustawach w
tym względzie, ale także o ich stosowaniu przez tzw. "brudne
wspólnoty". Nie wszyscy znali to socjologiczne określenie na recenzentów piszących towarzyskie a nieuprawnione opinie z konkluzją pozytywną, bo wzajemnie uzgadniających końcowe wnioski, co skutkuje
niezasłużoną promocją. Bywa też odwrotnie, że powiązania między habilitantem a
recenzentem są ukryte, nierozpoznawalne dla komisji a skutkujące nadaniem jemu stopnia naukowego. Wzajemne czynie sobie usług lokuje w radach naukowych takie
"brudne wspólnoty".
Nie da się zatrzymać każdego pseudonaukowca na drodze do niezasłużonego awansu, jeśli są takie rady dyscyplin czy dziedzin naukowych (bo to one podejmują decyzje, a nie komisje habilitacyjne), których członkowie/profesorowie:
* akceptują fundamentalne błędy
metodologiczne w pracach awansowych;
* akceptują plagiaty;
* pomijają lub celowo pomniejszają w
ocenie osiągnięć habilitanta niektóre jego prace, dokonania badawcze;
* deprecjonują artykuły opublikowane w
rozprawach zbiorowych;
* nie dostrzegają brak związku części
teoretycznej monografii z opublikowanymi w niej wynikami badań ; cytowania z
tzw. "drugiej ręki";
* operują subiektywnymi kryteriami
ilościowymi publikacji, których niespełnienie świadczy o braku osiągnięć
naukowych;
* lekceważą udział habilitanta w
konferencjach naukowych;
* nie wiedzą, jak oceniać: cykl
publikacji, aktywność naukową habilitanta w innych ośrodkach akademickich;
wydawanie rozpraw we własnej oficynie uczelnianej;
* przyjmują "fantazyjne"
reasumpcje głosowań.
Zdaniem profesorów prawa nie
można pozytywnie oceniać publikacji habilitanta, które powstały wspólnie z
pracownikami z jego jednostki akademickiej. Nie można przykrywać niskiej
jakości nawet 20 artykułów faktem, że jest ich dużo lub zostały wydane poza
granicami kraju, jeśli nie dokonuje się jakościowej analizy ich treści.
Niektórzy habilitanci są tak dobrze "zaopiekowani", że "załatwia
się" im opublikowanie tekstu w czasopiśmie zagranicznym.
Referujący apelowali, by w ocenie
osiągnięć naukowych habilitantów nie kierować się nazwiskami recenzentów
wydawniczych, skoro komisje habilitacyjne nie mają, bo mieć nie mogą, wglądu w
treść tych recenzji. Okazuje się bowiem, że recenzenci wnioskowali o dokonanie
zmian, uzupełnień, wprowadzenie korekt, ale habilitanci zlekceważyli te
wskazania i wydali swoją rozprawę zawierającą błędy. Tego typu praktyki powinny
być kierowane do Komisji Etyki czy Komisji Dyscyplinarnych dla Nauczycieli
Akademickich.
Podawano przykład na opublikowanie
beznadziejnej, pseudonaukowej rozprawy w liczbie egzemplarzy tylko dla potrzeb
komisji habilitacyjnej. Był też przykład wydania książki w normalnej procedurze wydawniczej (300 egz.), ale kiedy w trakcie
postępowania habilitacyjnego okazało się, że wpłynęły negatywne recenzje (np.
ujawniono plagiat lub skandaliczne błędy) i mimo to nadano stopień doktora habilitowanego, habilitant wykupił resztę nakładu, by nie dotarł on do akademickiego środowiska.
Słusznie jednak uczestnicy debaty
podkreślali, że w naukach humanistycznych czy społecznych językiem publikacji
powinien być język narodowy, gdyż ze względów kulturowych i naukowych powinny
one być nie tylko adresowane do polskiego czytelnika, ale i oceniane przez polskich ekspertów, a nie przez
zagranicznych recenzentów, którzy nie znają kulturowych, społecznych czy nawet politycznych uwarunkowań prowadzonych badań.
W podsumowaniu obrad pojawił się
wańkowiczowski "|dydaktyczny smrodek", bowiem stwierdzono, że prawo
nigdy nie było, nie jest i nie będzie regulatorem naukowej jakości osiągnięć
kandydatów do stopnia doktora habilitowanego. Owszem, może służyć
przestrzeganiu pewnych procedur, formalnych form postępowania, ale nie zastąpi
uczciwości, rzetelności recenzentów. Trzeba zatem "kształtować postawy
dobrych praktyk, publikować wzorowe z naukowego punktu widzenia postępowania i wytykać błędy, wadliwe
praktyki nieuczciwym i nierzetelnym profesorom.
Przewodniczący rad naukowych dyscyplin nie
powinni przyjmować od recenzentów tekstów opinii, które są wewnętrznie
sprzeczne, tzn. treść jest negatywna, ale konkluzja pozytywna lub
odwrotnie.
Kiedy na końcu obrad głos zabrali młodzi
doktorzy, odniosłem wrażenie, że nie wiedzą, nie rozumieją lub nie są w stanie
wyobrazić sobie zakresu patologii, z jaką spotykają się w uczelniach ich profesorowie. Młodym
naukowcom bardzo podoba się nowa ustawa. To może nie dopuszczą ze swojego
grona do rozwijania się "brudnych wspólnot"?