26 marca 2020

Pseudonaukowy raport z pseudobadań Fundacji „Rodzice Szkole”


Dopiero po trzech miesiącach od opublikowanej daty wydania zostaje rozpowszechniany przez Fundację „Rodzice Szkole” kompromitujący, bo beznadziejny diagnostycznie Raport „Rodzice o szkole”, który został opracowany w ramach projektu „Rodzice dla szkoły – Rodzice dla społeczeństwa”. Był on współfinansowanego ze środków Funduszu Inicjatyw Obywatelskich Narodowego Instytutu Wolności.

Warto wyjaśnić, że: Fundusz Inicjatyw Obywatelskich jest instrumentem programowym i finansowym zwiększający dynamikę rozwoju społeczeństwa obywatelskiego oraz przejawem, wypracowanej w partnerstwie publiczno-społecznym, troski o rozwój aktywności obywatelskiej i potrzeby wzmocnienia miejsca i roli trzeciego sektora w realizacji zadań publicznych. Jego horyzontalny wymiar potwierdził ogromną różnorodność sektora organizacji pozarządowych, zarówno pod względem wyznaczonych misji i celów, jak i wewnętrznego potencjału, doświadczenia, zdolności absorpcyjnych, zasięgu, środowiska i sprawności działania oraz położenia geograficznego poszczególnych podmiotów.

Innymi słowy, rządzący - także poprzedniej formacji PO/PSL - stworzyli sobie furtkę do wyprowadzania pieniędzy z budżetu państwa na różne zadania, które rzekomo mają służyć rozwijania społeczeństwa obywatelskiego. To, że już same założenia takiego społeczeństwa są czymś niepożądanym dla rządów od 1993 r., chyba juz nikogo nie dziwi. Natomiast można pod tym szyldem wydawać publiczne pieniądze na bardzo różne cele, także pseudonaukowe i pseudodemokratyczne.

Dzisiaj piszę o tym, jak środki publiczne wydano na raport z rzekomych badań oświatowych. W gruncie rzeczy nie o nie tu chodziło, tylko o wspieranie finansowe każdego, kto w jakikolwiek sposób i formie napisze, że władza jest cudowna, a reforma - a raczej deforma szkolna - Anny Zalewskiej and Company jest najbardziej znaczącą w dziejach polskiej oświaty. Można? Można.

Ad rem:

Najpierw mamy w "raporcie" wstęp z wskazaniem na rodziców jako ignorantów w zakresie polityki szkolnej. Nie wiadomo, czyje doświadczenia wskazują na poniższą przesłankę do badań:

"Po wielu latach dyskusji powszechnie uznaje się, że rodzice mają prawo, a nawet obowiązek, zabierać głos w sprawach szkół swoich dzieci. Słusznie zauważono, że w kwestii wychowania dziecka i trosce o jego dobro, ludziom towarzyszy pewna uwarunkowana naturalnie kompetencja. Ponadto doświadczenie wskazuje, że rodzice, mimo iż często nie posiadają wiedzy i profesjonalnych umiejętności potrzebnych do decyzji strategicznych czy systemowych, w przypadku jednostkowym swojego własnego dziecka, potrafią kierować się jego dobrem, nawet gdy ich indywidualne odczucia pozostają ambiwalentne."

Potem pojawia się banał, który znacznie lepiej wyraziliby tegoroczni maturzyści, aniżeli jego autorzy - dr Jakub Jerzy Czarkowski i mgr Mariusz Malinowski:

"Edukacja dzieci i młodzieży była, jest i pozostanie kluczowym etapem życia każdego człowieka. Sposób, w jaki jest prowadzona, w dużej części determinuje całe dorosłe życie. Nic więc dziwnego, iż jest ona objęta troską rodziców pragnących dla swych dzieci dobrej przyszłości i szczęścia. Musimy jednak pamiętać, że w dużej mierze przyszłość ta jest nieznana, a szczęście bywa różnie rozumiane przez różne osoby. Warto również zauważyć, że zarówno historia, jak i inspirowana nią literatura pełna jest przykładów ludzi, którzy sensem i sednem swojego życia uczynili edukację przyszłych pokoleń.

Zdaniem wymienionych powyżej autorów "raportu":

Wszystkie te aspekty ogniskują się w osobach rodziców. Przeprowadzone na zlecenie Fundacji „Rodzice Szkole” badania pozwalają na drodze zróżnicowanych form sondażowych ocenić i opisać, w jaki sposób rodzice dzieci współcześnie uczących się w szkołach podstawowych i średnich postrzegają polski system oświaty i swoją rolę w szkolnym procesie edukacji.

Twórcy określili szczytny cel swoich "badań":

"Głównym celem prowadzonych prac było opisanie na bazie przedstawionych perspektyw systemu oświaty istniejącej rzeczywistości szkolnej, zarówno obecnej, jak i postulowanej w perspektywie spostrzeżeń i opinii rodziców."

To taki bełkot chaotycznych myśli ku czci prezesa Fundacji zlecającej to "badanie". Okazuje się, że formy sondażowe mają opisywać coś na bazie perspektyw czegoś w czyjejś perspektywie. Niezły kicz. Co więcej, ponoć powodzenie reformy i jej skutków społecznych zależy od opinii rodziców na jej temat.

Po cytacie lekarza weterynarii, jako wybitnego specjalisty w zakresie oświaty, okazuje się, że jednak obaj panowie postanowili poznać opinie i oceny rodziców, gdyż te wydały im się (...) ważnym czynnikiem wpływającym zarówno na powodzenie samej reformy, jak i jej skutków społecznych.

Oto przełomowa i odkrywcza dla polskich reform myśl Wojciecha Starzyńskiego, która zainspirowała badaczy do jakże poważnych badań:

Jak zauważa W. Starzyński „Czynnikiem o przełomowym znaczeniu, zwiększającym społeczne wsparcie, niezbędne do utrzymania i rozwijania oświaty na zadowalającym poziomie, jest uczestnictwo rodziców w działalności szkół. (…). Obecność rodziców w życiu szkoły wyraźnie pomaga w przekazywaniu informacji oraz identyfikowaniu i rozwiązywaniu problemów edukacyjnych pomiędzy wszystkimi uczestnikami życia szkolnego”.

Mamy w tym "raporcie" przedstawione założenia badań. Autorzy sprowadzili je do następujących pytań, na które poszukiwano odpowiedzi:

 Jaka jest świadomość rodziców uczniów w zakresie ich praw i obowiązków w szkole?

 Jaka jest świadomość rodziców w zakresie praw i obowiązków rady rodziców?

 Jak rodzice oceniają obecny system oświaty – reformę oświaty?

 Jakie zmiany w obecnym systemie oświaty powinny być wprowadzone – opinia rodziców?


Ba, widać, że pierwsze dwa pytania nie mają związku z celem badań. Tymczasem autorzy stwierdzają:

"W konsekwencji przyjętych założeń wybrane metody miały charakter nie tylko ilościowy, ale również jakościowy. W perspektywie koncentrowano się na wieloaspektowej analizie obecności rodziców w szkole, ze szczególnym uwzględnieniem ich opinii, zarówno związanych z oceną stanu obecnego, jak i wizją zmian w tym zakresie.

Pytania nie są żadnymi założeniami. Skąd zatem mowa o wyborze metod w ich konsekwencji??? Zdaje się, że panowie nie wiedzą, czym są "założenia badań". Zostawmy to jednak na boku. Wnikajmy dalej w ten pseudonaukowy materiał.

W ramach projektu zastosowano dwie podstawowe metody badań:

 wywiady zogniskowane (badanie fokusowe),
 ankiety – realizowane w formie badań bezpośrednich oraz badań sieciowych
.

Brzmi mądrze, prawda? Nie ma jednak sformułowanego problemu badawczego. Chyba nie są nim te cztery pytania? Nie ma założeń, nie ma problemu, nie wiadomo zatem, co jest w istocie badaną zmienną zależną, ale dowiadujemy się, kogo objęto ta pseudonaukowa diagnozą:

"Łącznie badaniu ankietą poddano 462 osoby. W grupie było 292 kobiet oraz 170 mężczyzn. Badani pochodzili z różnych i zróżnicowanych miejscowości. Zdecydowana większość respondentów pochodziła z dużych miast."

Co to był za dobór próby? Zapewne przypadkowy. Tym samym opinie objętych diagnozą respondentów nie mają żadnej wartości poznawczej. Na pewno nie można mówić w tym przypadku o badaniu naukowym mimo - być może - zastosowanych metod badań naukowych, ale tego też nie możemy być pewni. Autorzy tego kiczu sądzą, że jak użyją naukowych określeń, to to zapewni im naukowy poziom przeprowadzonych badań. Piszą zatem wprowadzając w błąd czytelników:

W celu uzupełnienia badań, w szczególności w związku z ich hermeneutycznym charakterem, jako metody dodatkowe zastosowano techniki charakterystyczne dla badań monograficznych, stosowane w obszarze analizy różnych dokumentów i wytworów. W odniesieniu do prowadzonych badań były to:

 analiza wybranych aktów prawnych,

 analiza wybranych publikacji w badanym zakresie,

 rozmowy i wywiady indywidualne z ekspertami.


Szczególnie interesujący mógłby wydawać się ów hermeneutyczny charakter badań uzupełniających, ale jakoś nie można się go dopatrzeć w tym "raporcie". Chyba panowie nie rozumieją, na czym polega metoda badań hermeneutycznych, skoro lokują ja w powyżej określonej diagnozie.

Na tym kończą się założenia pseudobadań tego pseudoraportu. Proszę nie oczekiwać zachwytu, bo fascynowanie się ignorancją ma swoje granice epistemologicznej i ontologicznej odporności.

Jutro dalszy ciąg metodologicznej analizy tego pseudoraportu.









25 marca 2020

Kiedy członek komisji habilitacyjnej odmawia...


Niestety, sprawa jest poważna, ale nie wszyscy wiedzą co czynić, kiedy - po otrzymaniu dokumentacji habilitanta do recenzji czy wyrażenia o niej opinii wyznaczony przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów albo przez Radę Doskonałości Naukowej - odmówi wykonania zadania i odeśle otrzymane z uczelni materiały wraz z pismem o własnej rezygnacji.

Toczą się równolegle postępowania habilitacyjne na podstawie dwóch ustaw. Jeszcze wyznaczane są przez CK składy komisji habilitacyjnych do wniosków złożonych do 30 kwietnia 2019 r. na podstawie USTAWY z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki. Tak było ich dużo.

Powoli ruszają - na podstawie USTAWY z dnia 20 lipca 2018 r. Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce - pierwsze losowania 4 członków komisji habilitacyjnej, w tym przewodniczącego i 3 recenzentów, spośród osób posiadających stopień doktora habilitowanego lub tytuł profesora oraz aktualny dorobek naukowy lub artystyczny i uznaną renomę, w tym międzynarodową, niebędących pracownikami podmiotu habilitującego ani uczelni, instytutu PAN, instytutu badawczego albo instytutu międzynarodowego, których pracownikiem jest osoba ubiegająca się o stopień doktora habilitowanego.

W ustawie z 2018 r. jest art. 183, który brzmi:

Nauczyciel akademicki oraz pracownik naukowy nie może bez uzasadnionej przyczyny uchylić się od pełnienia funkcji promotora, promotora pomocniczego, recenzenta w postępowaniu w sprawie nadania stopnia doktora, stopnia doktora habilitowanego lub tytułu profesora, a także funkcji recenzenta(...).

Co jednak czynić, kiedy wyznaczony recenzent czy członek komisji habilitacyjnej uchyla się od pełnienia tej funkcji? Różne przecież mogą być tego powody np. choroba, hospitalizacja czy brak kompetencji naukowych, merytorycznych w stosunku do przedłożonego do oceny dorobku naukowego habilitanta.

Wówczas taka osoba powiadamia podmiot zawierający z nią umowę o dzieło, a więc - w zależności od regulacji uczelnianych organ prowadzący postępowanie habilitacyjne, jakim są albo senaty, albo rady/komisje dyscyplin naukowych - o przyczynach uchylenia się od pełnieni funkcji.

To ten podmiot powiadamia w pierwszym przypadku Centralną Komisję.

Natomiast w drugim przypadku, o zaistniałej odmowie podmiot prowadzący postępowanie powiadamia RDN, o ile uchylającym się od wykonania zadania jest wskazany przez RDN recenzent, żeby możliwe było uzupełnienie składu komisji. Natomiast jeżeli rezygnację z funkcji złożył wskazany przez podmiot habilitujący członek/recenzent komisji habilitacyjnej, to rezygnujący z ważnych powodów powiadamia o tym władze tego właśnie podmiotu. Wówczas podmiot habilitujący dokona kolejnego wyboru.

Piszę o tym dlatego, by zarządzający w uczelniach podmiotem prowadzącym postępowanie habilitacyjne nie zobowiązywali wskazanego przez CK czy RDN recenzenta do kierowania pisma o rezygnacji z funkcji do CK czy do RDN, bo nie są to podmioty prowadzące postępowanie habilitacyjne.





24 marca 2020

Metody badań online


W tak trudnym dla studentów okresie, jakim jest pandemia, a wraz z nią niemożliwy lub znacznie utrudniony bezpośredni dostęp do placówek edukacyjnych, oświatowych, resocjalizacyjnych itp. przychodzi z pomocą badaczom świat równoległy, jakim jest Internet. Możemy w nim pozyskać respondentów do naszych badań wykorzystując sieciowe metody badawcze.

Kilka lat temu ukazała się pod redakcją Piotra Siudy w Wydawnictwie Naukowym KATEDRA monografia zbiorowa z rozprawami, których autorzy podejmują różne aspekty możliwego wykorzystywania internetu do prowadzenia badań naukowych. Dotyczy to jednak głównie nauk humanistycznych i społecznych, dla potrzeb których można pozyskać w cyberprzestrzeni pożądane przez badacza grupy społeczne.

Polecałem to środowisko i możliwe do zastosowania w nim narzędzia tym studentkom, które były w stanie zagrożenia własnego zdrowia lub też ze względu na wykonywaną pracę zawodową nie miały możliwości przeprowadzenia badań w bezpośrednich relacjach z koniecznymi do tego osobami. Internet sam w sobie jest znakomitym środowiskiem do prowadzenia w nim analizy danych dotyczących różnych, a interesujących badacza wydarzeń, osób, zjawisk itp.

Dzięki sieci mamy przecież nieprawdopodobnie duży dostęp do różnego rodzaju archiwów bez potrzeby wychodzenia z domu. Każdy uniwersytet ma swoje repozytorium naukowych publikacji, podobnie jak większość redakcji czasopism naukowych, które są kluczowe dla analizowanej przez nas problematyki badawczej, udostępnia co najmniej streszczenia publikowanych artykułów, a nawet pełną ich zawartość. Nic, tylko szukać i czytać wpisując do wyszukiwarek słowa kluczowe.

Osobiście nie jestem zwolennikiem ankiet internetowych jako techniki badan społecznych, gdyż umieszczenie jej na jakiejś stronie www nie gwarantuje mi, że wypełni ją ta osoba, na której cechach szczególnie mi zależy. Są tu zresztą dwa rodzaje ankiet: takie, gdzie możemy od razu przeczytać ich pełną zawartość oraz takie, w których przejście do następnej strony wymaga udzielenia odpowiedzi na stronie poprzedniej.

Trudno jest zapewnić właściwy dobór respondentów do takich badań, bo musieliby być odpowiedni od nich wylosowani, a jest to w tym przypadku mocno ograniczone, stąd najczęściej badacze adresują swoje ankiety do ochotników, osób przypadkowo lub celowo natrafiających na treść ankiety. Jak pisze P. Siuda: "Zamiast losować próbę z danej populacji, zakłada się, że jakaś liczba ochotników zgodzi się wziąć udział w badaniu" (s. 30).

Niektórzy z moich studentów zamieszczają w Facebooku informację z prośbą o zalogowanie się na wskazanej przez nich stronie i wypełnienie ankiety. Nie mają jednak kontroli nad tym, kto wypełnia te kwestionariusze. Podobnie jednak jest z ankietami, które dotychczas rozdawali w szkołach uczniom, by przekazali je swoim rodzicom z prośbą o wypełnienie i zwrot.

Są jednak zalety tego typu badań. Jak wskazuje P. Siuda:
respondenci:
- są bardziej szczery, otwarci w swoich odpowiedziach;ich wypowiedzi są bardziej dokładne, przemyślane;
- nie odczuwają żadnej presji ze strony badacza (nie ma efektu ankietera);
- chętniej ujawniają siebie, co nie jest bez znaczenia przy poruszanych w ankiecie problemach intra- i interpersonalnych czy udzielając odpowiedzi na pytania drażliwe, intymne;
- wypełniają je w dogodnym dla siebie czasie, dzięki czemu ich odpowiedzi na pytania otwarte mogą być głębsze;
- nie ma presji czasowej, chyba, że ankieta ma wbudowany czas udzielania odpowiedzi.

Słabością tego typu badań jest możliwość metodologicznie poprawnego doboru próby badawczej, gdyż nie mamy możliwości zapewnienia reprezentatywności próby. Problemem jest też zjawisko określane mianem "farming", a polegające na "(...) kilkukrotnym wypełnianiu kwestionariuszy przez jednego respondenta i to jeszcze w taki sposób, że za każdym razem odpowiada on tak, aby specjalnie mijać się z prawdą, a na dodatek dąży do pozostania niewykrytym" (s. 47).

Stosujący badania online wskazują na to, że mimo wszystko odsetek osób wypełniających ankietę jest mniejszy, niż w badaniach tradycyjnych. Nie można ustalić, kto i dlaczego odmówił udziału w badaniu. P. Siuda wymienia szereg sposobów motywowania potencjalnych respondentów a to przez odpowiednią konstrukcję narzędzia, a to przez odpowiedni czas zamieszczenia odpowiedzi i przypominania im o tym, a to przez informowanie np. o znaczeniu udziału w takich badaniach czy ich promotorze lub instytucji, a nawet przez proponowanie nagród za partycypację w nich.

Redaktor tej książki sugeruje w swojej rozprawie na temat ankiety internetowej stosowanie dodatkowych pytań o charakterze sondującym, uzupełniającym, dzięki którym można uzyskać od respondentów dodatkowe dane, wyjaśnienia czy interpretacje. Wówczas stosujemy pytania typu: "Co chciał[a] Pan[i] przez to powiedzieć? albo "Proszę podać powody swojej opinii".

Spróbujcie zatem opracować i zamieścić na jednym z portali czy na uczelnianym serwerze ankietę online, by pozyskać dane do własnych badań empirycznych.

Przykładowo na stronie: "Ankieta online za darmo" znajduje się oprogramowanie do badania opinii, a do tego m.in. służą ankiety.