25 marca 2020

Kiedy członek komisji habilitacyjnej odmawia...


Niestety, sprawa jest poważna, ale nie wszyscy wiedzą co czynić, kiedy - po otrzymaniu dokumentacji habilitanta do recenzji czy wyrażenia o niej opinii wyznaczony przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów albo przez Radę Doskonałości Naukowej - odmówi wykonania zadania i odeśle otrzymane z uczelni materiały wraz z pismem o własnej rezygnacji.

Toczą się równolegle postępowania habilitacyjne na podstawie dwóch ustaw. Jeszcze wyznaczane są przez CK składy komisji habilitacyjnych do wniosków złożonych do 30 kwietnia 2019 r. na podstawie USTAWY z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki. Tak było ich dużo.

Powoli ruszają - na podstawie USTAWY z dnia 20 lipca 2018 r. Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce - pierwsze losowania 4 członków komisji habilitacyjnej, w tym przewodniczącego i 3 recenzentów, spośród osób posiadających stopień doktora habilitowanego lub tytuł profesora oraz aktualny dorobek naukowy lub artystyczny i uznaną renomę, w tym międzynarodową, niebędących pracownikami podmiotu habilitującego ani uczelni, instytutu PAN, instytutu badawczego albo instytutu międzynarodowego, których pracownikiem jest osoba ubiegająca się o stopień doktora habilitowanego.

W ustawie z 2018 r. jest art. 183, który brzmi:

Nauczyciel akademicki oraz pracownik naukowy nie może bez uzasadnionej przyczyny uchylić się od pełnienia funkcji promotora, promotora pomocniczego, recenzenta w postępowaniu w sprawie nadania stopnia doktora, stopnia doktora habilitowanego lub tytułu profesora, a także funkcji recenzenta(...).

Co jednak czynić, kiedy wyznaczony recenzent czy członek komisji habilitacyjnej uchyla się od pełnienia tej funkcji? Różne przecież mogą być tego powody np. choroba, hospitalizacja czy brak kompetencji naukowych, merytorycznych w stosunku do przedłożonego do oceny dorobku naukowego habilitanta.

Wówczas taka osoba powiadamia podmiot zawierający z nią umowę o dzieło, a więc - w zależności od regulacji uczelnianych organ prowadzący postępowanie habilitacyjne, jakim są albo senaty, albo rady/komisje dyscyplin naukowych - o przyczynach uchylenia się od pełnieni funkcji.

To ten podmiot powiadamia w pierwszym przypadku Centralną Komisję.

Natomiast w drugim przypadku, o zaistniałej odmowie podmiot prowadzący postępowanie powiadamia RDN, o ile uchylającym się od wykonania zadania jest wskazany przez RDN recenzent, żeby możliwe było uzupełnienie składu komisji. Natomiast jeżeli rezygnację z funkcji złożył wskazany przez podmiot habilitujący członek/recenzent komisji habilitacyjnej, to rezygnujący z ważnych powodów powiadamia o tym władze tego właśnie podmiotu. Wówczas podmiot habilitujący dokona kolejnego wyboru.

Piszę o tym dlatego, by zarządzający w uczelniach podmiotem prowadzącym postępowanie habilitacyjne nie zobowiązywali wskazanego przez CK czy RDN recenzenta do kierowania pisma o rezygnacji z funkcji do CK czy do RDN, bo nie są to podmioty prowadzące postępowanie habilitacyjne.





24 marca 2020

Metody badań online


W tak trudnym dla studentów okresie, jakim jest pandemia, a wraz z nią niemożliwy lub znacznie utrudniony bezpośredni dostęp do placówek edukacyjnych, oświatowych, resocjalizacyjnych itp. przychodzi z pomocą badaczom świat równoległy, jakim jest Internet. Możemy w nim pozyskać respondentów do naszych badań wykorzystując sieciowe metody badawcze.

Kilka lat temu ukazała się pod redakcją Piotra Siudy w Wydawnictwie Naukowym KATEDRA monografia zbiorowa z rozprawami, których autorzy podejmują różne aspekty możliwego wykorzystywania internetu do prowadzenia badań naukowych. Dotyczy to jednak głównie nauk humanistycznych i społecznych, dla potrzeb których można pozyskać w cyberprzestrzeni pożądane przez badacza grupy społeczne.

Polecałem to środowisko i możliwe do zastosowania w nim narzędzia tym studentkom, które były w stanie zagrożenia własnego zdrowia lub też ze względu na wykonywaną pracę zawodową nie miały możliwości przeprowadzenia badań w bezpośrednich relacjach z koniecznymi do tego osobami. Internet sam w sobie jest znakomitym środowiskiem do prowadzenia w nim analizy danych dotyczących różnych, a interesujących badacza wydarzeń, osób, zjawisk itp.

Dzięki sieci mamy przecież nieprawdopodobnie duży dostęp do różnego rodzaju archiwów bez potrzeby wychodzenia z domu. Każdy uniwersytet ma swoje repozytorium naukowych publikacji, podobnie jak większość redakcji czasopism naukowych, które są kluczowe dla analizowanej przez nas problematyki badawczej, udostępnia co najmniej streszczenia publikowanych artykułów, a nawet pełną ich zawartość. Nic, tylko szukać i czytać wpisując do wyszukiwarek słowa kluczowe.

Osobiście nie jestem zwolennikiem ankiet internetowych jako techniki badan społecznych, gdyż umieszczenie jej na jakiejś stronie www nie gwarantuje mi, że wypełni ją ta osoba, na której cechach szczególnie mi zależy. Są tu zresztą dwa rodzaje ankiet: takie, gdzie możemy od razu przeczytać ich pełną zawartość oraz takie, w których przejście do następnej strony wymaga udzielenia odpowiedzi na stronie poprzedniej.

Trudno jest zapewnić właściwy dobór respondentów do takich badań, bo musieliby być odpowiedni od nich wylosowani, a jest to w tym przypadku mocno ograniczone, stąd najczęściej badacze adresują swoje ankiety do ochotników, osób przypadkowo lub celowo natrafiających na treść ankiety. Jak pisze P. Siuda: "Zamiast losować próbę z danej populacji, zakłada się, że jakaś liczba ochotników zgodzi się wziąć udział w badaniu" (s. 30).

Niektórzy z moich studentów zamieszczają w Facebooku informację z prośbą o zalogowanie się na wskazanej przez nich stronie i wypełnienie ankiety. Nie mają jednak kontroli nad tym, kto wypełnia te kwestionariusze. Podobnie jednak jest z ankietami, które dotychczas rozdawali w szkołach uczniom, by przekazali je swoim rodzicom z prośbą o wypełnienie i zwrot.

Są jednak zalety tego typu badań. Jak wskazuje P. Siuda:
respondenci:
- są bardziej szczery, otwarci w swoich odpowiedziach;ich wypowiedzi są bardziej dokładne, przemyślane;
- nie odczuwają żadnej presji ze strony badacza (nie ma efektu ankietera);
- chętniej ujawniają siebie, co nie jest bez znaczenia przy poruszanych w ankiecie problemach intra- i interpersonalnych czy udzielając odpowiedzi na pytania drażliwe, intymne;
- wypełniają je w dogodnym dla siebie czasie, dzięki czemu ich odpowiedzi na pytania otwarte mogą być głębsze;
- nie ma presji czasowej, chyba, że ankieta ma wbudowany czas udzielania odpowiedzi.

Słabością tego typu badań jest możliwość metodologicznie poprawnego doboru próby badawczej, gdyż nie mamy możliwości zapewnienia reprezentatywności próby. Problemem jest też zjawisko określane mianem "farming", a polegające na "(...) kilkukrotnym wypełnianiu kwestionariuszy przez jednego respondenta i to jeszcze w taki sposób, że za każdym razem odpowiada on tak, aby specjalnie mijać się z prawdą, a na dodatek dąży do pozostania niewykrytym" (s. 47).

Stosujący badania online wskazują na to, że mimo wszystko odsetek osób wypełniających ankietę jest mniejszy, niż w badaniach tradycyjnych. Nie można ustalić, kto i dlaczego odmówił udziału w badaniu. P. Siuda wymienia szereg sposobów motywowania potencjalnych respondentów a to przez odpowiednią konstrukcję narzędzia, a to przez odpowiedni czas zamieszczenia odpowiedzi i przypominania im o tym, a to przez informowanie np. o znaczeniu udziału w takich badaniach czy ich promotorze lub instytucji, a nawet przez proponowanie nagród za partycypację w nich.

Redaktor tej książki sugeruje w swojej rozprawie na temat ankiety internetowej stosowanie dodatkowych pytań o charakterze sondującym, uzupełniającym, dzięki którym można uzyskać od respondentów dodatkowe dane, wyjaśnienia czy interpretacje. Wówczas stosujemy pytania typu: "Co chciał[a] Pan[i] przez to powiedzieć? albo "Proszę podać powody swojej opinii".

Spróbujcie zatem opracować i zamieścić na jednym z portali czy na uczelnianym serwerze ankietę online, by pozyskać dane do własnych badań empirycznych.

Przykładowo na stronie: "Ankieta online za darmo" znajduje się oprogramowanie do badania opinii, a do tego m.in. służą ankiety.

23 marca 2020

300 zł za godzinę korepetycji!


Przed nami wzrastająca fala ciężkich zachorowań na koronawirusa, szkoły są zamknięte, duża część uczniów jest odcięta od jakiejkolwiek, a nie tylko od dobrej edukacji, chociaż ta także w warunkach normalnie funkcjonującej szkoły bywa beznadziejna. W sytuacji tak dramatycznej absolwent UAM reklamuje się ze swoim biznesem tak, jakby nie było w tym nic nieprzyzwoitego.

Mam świadomość tego, że na epidemii, podobnie jak na wojnie, dorobią się na ludzkim nieszczęściu różne osoby. Jednak wydawało mi się, że sfera troski o dzieci i młodzież, o ich kulturowe przeżycie nie stanie się okazją do nicnierobienia, pozorowania pracy lub cynicznego wykorzystania tego do własnych zysków. Pewnie pozostanę już do końca naiwnym "harcerzem", który uważa, że czymś naturalnym, niemalże odruchowym, powinna być altruistyczna pomoc innym, tak lekarzom, jak i młodemu pokoleniu skazanemu na domową kwarantannę, stąd mój dzisiejszy wpis.

Poruszyła mnie bowiem eksponowana w mediach społecznościowych oferta osoby, która wykorzystuje szyld szacownego uniwersytetu do powiększania własnych dochodów, mimo iż nie jest już z nim związana, a czyni to pisząc: "Jak dobrze zarabiać na korepetycjach bez względu na przedmiot, którego uczysz nawet bez wychodzenia z domu.

To, że korepetytorzy są jak jedna z najstarszych profesji tego świata, obecni w strefie szarej i jawnej (płacącej podatki), wcale mnie nie dziwi. Jestem jedynie zdegustowany faktem wykorzystywania sytuacji, w jakiej znalazła się młodzież przed egzaminami maturalnymi i dla ósmoklasistów, a rzeczywiście skazana na edukację domową, w tym raczej na samokształcenie.

Korepetytor pisze wprost, bez ogródek: "W obecnej sytuacji zaś niezwykłą popularnością cieszą się korepetycje online – możesz więc zarabiać nie wychodząc z domu! Kup mój poradnik, a dzięki niemu będziesz mógł "ZWIĘKSZYĆ CENĘ ZA GODZINĘ KORKÓW NAWET DO 300 ZŁ! SPRAWIĆ BY UCZNIOWIE POLECALI TWOJE KOREPETYCJE SWOIM ZNAJOMYM".

Nie jest to anonimowa osoba. Pisze o sobie reklamując się:

Nazywam się Kamil Zawadzki i mam ponad 9 lat doświadczenia w udzielaniu korepetycji z języka polskiego. Jestem absolwentem UAM Poznań i zacząłem dawać korepetycje na 3 roku studiów (stanowczo za późno – śmiało można zacząć już na pierwszym roku). Szybko korepetycje stały się moją jedyną pracą na wiele lat. Z czasem miałem więcej chętnych uczniów niż mogłem przyjąć, więc zacząłem podnosić ceny, aby ograniczyć liczbę chętnych. Okazało się, że chętnych wcale nie ubywa, a dzięki wyższym cenom i lepszej organizacji mogłem zwyczajnie pracować mniej a zarabiać więcej. Teraz chciałbym się podzielić z Tobą moimi doświadczeniami.


Nic mi do tego, żeby p. Kamil Zawadzki zarabiał miesięcznie nawet milion złotych płacąc podatki do budżetu państwa. W końcu, to rynek dyktuje mu okazyjne warunki do takiego zarobkowania, a podmiotami tego rynku są także uczniowie, skazani na edukacyjny obciach, kicz, buble, szkolne pozoranctwo lub niemożność, bezradność nawet tych nauczycieli, którym bardzo by się chciało chcieć.

Absolwent UAM tak uzasadnia swoją aktywność biznesową:

"Dlaczego korepetycje to dobry biznes? Jak duży jest rynek i ile można zarobić dając korepetycje? W tej chwili korepetycje są bardzo popularną formą dokształcania się uczniów szkół. Badania ankietowe podają, że około 70% uczniów korzysta z korepetycji. Przerodziło się to oczywiście na sporą konkurencję wśród korepetytorów – nadal najczęściej uczącymi innych są studenci, ale powstaje też coraz więcej firm specjalizujących się w korepetycjach, które czerpią z korepetycji ogromne zyski.

Jak duży jest zatem ten rynek? 1. W roku szkolnym 2019/2020 mamy ponad 4,5 MILIONA wszystkich uczniów szkół (podstawowe + szkoły średnie). 2. 70% z nich jest zainteresowanych korepetycjami. TO PONAD 3 000 000 potencjalnych klientów. Co więcej mamy ponad 250 000 maturzystów i ponad 200 000 ósmoklasistów, którzy zdają egzaminy. Z tej grupy szacunkowo aż 84% uczniów pobiera korepetycje.