24 marca 2020

Metody badań online


W tak trudnym dla studentów okresie, jakim jest pandemia, a wraz z nią niemożliwy lub znacznie utrudniony bezpośredni dostęp do placówek edukacyjnych, oświatowych, resocjalizacyjnych itp. przychodzi z pomocą badaczom świat równoległy, jakim jest Internet. Możemy w nim pozyskać respondentów do naszych badań wykorzystując sieciowe metody badawcze.

Kilka lat temu ukazała się pod redakcją Piotra Siudy w Wydawnictwie Naukowym KATEDRA monografia zbiorowa z rozprawami, których autorzy podejmują różne aspekty możliwego wykorzystywania internetu do prowadzenia badań naukowych. Dotyczy to jednak głównie nauk humanistycznych i społecznych, dla potrzeb których można pozyskać w cyberprzestrzeni pożądane przez badacza grupy społeczne.

Polecałem to środowisko i możliwe do zastosowania w nim narzędzia tym studentkom, które były w stanie zagrożenia własnego zdrowia lub też ze względu na wykonywaną pracę zawodową nie miały możliwości przeprowadzenia badań w bezpośrednich relacjach z koniecznymi do tego osobami. Internet sam w sobie jest znakomitym środowiskiem do prowadzenia w nim analizy danych dotyczących różnych, a interesujących badacza wydarzeń, osób, zjawisk itp.

Dzięki sieci mamy przecież nieprawdopodobnie duży dostęp do różnego rodzaju archiwów bez potrzeby wychodzenia z domu. Każdy uniwersytet ma swoje repozytorium naukowych publikacji, podobnie jak większość redakcji czasopism naukowych, które są kluczowe dla analizowanej przez nas problematyki badawczej, udostępnia co najmniej streszczenia publikowanych artykułów, a nawet pełną ich zawartość. Nic, tylko szukać i czytać wpisując do wyszukiwarek słowa kluczowe.

Osobiście nie jestem zwolennikiem ankiet internetowych jako techniki badan społecznych, gdyż umieszczenie jej na jakiejś stronie www nie gwarantuje mi, że wypełni ją ta osoba, na której cechach szczególnie mi zależy. Są tu zresztą dwa rodzaje ankiet: takie, gdzie możemy od razu przeczytać ich pełną zawartość oraz takie, w których przejście do następnej strony wymaga udzielenia odpowiedzi na stronie poprzedniej.

Trudno jest zapewnić właściwy dobór respondentów do takich badań, bo musieliby być odpowiedni od nich wylosowani, a jest to w tym przypadku mocno ograniczone, stąd najczęściej badacze adresują swoje ankiety do ochotników, osób przypadkowo lub celowo natrafiających na treść ankiety. Jak pisze P. Siuda: "Zamiast losować próbę z danej populacji, zakłada się, że jakaś liczba ochotników zgodzi się wziąć udział w badaniu" (s. 30).

Niektórzy z moich studentów zamieszczają w Facebooku informację z prośbą o zalogowanie się na wskazanej przez nich stronie i wypełnienie ankiety. Nie mają jednak kontroli nad tym, kto wypełnia te kwestionariusze. Podobnie jednak jest z ankietami, które dotychczas rozdawali w szkołach uczniom, by przekazali je swoim rodzicom z prośbą o wypełnienie i zwrot.

Są jednak zalety tego typu badań. Jak wskazuje P. Siuda:
respondenci:
- są bardziej szczery, otwarci w swoich odpowiedziach;ich wypowiedzi są bardziej dokładne, przemyślane;
- nie odczuwają żadnej presji ze strony badacza (nie ma efektu ankietera);
- chętniej ujawniają siebie, co nie jest bez znaczenia przy poruszanych w ankiecie problemach intra- i interpersonalnych czy udzielając odpowiedzi na pytania drażliwe, intymne;
- wypełniają je w dogodnym dla siebie czasie, dzięki czemu ich odpowiedzi na pytania otwarte mogą być głębsze;
- nie ma presji czasowej, chyba, że ankieta ma wbudowany czas udzielania odpowiedzi.

Słabością tego typu badań jest możliwość metodologicznie poprawnego doboru próby badawczej, gdyż nie mamy możliwości zapewnienia reprezentatywności próby. Problemem jest też zjawisko określane mianem "farming", a polegające na "(...) kilkukrotnym wypełnianiu kwestionariuszy przez jednego respondenta i to jeszcze w taki sposób, że za każdym razem odpowiada on tak, aby specjalnie mijać się z prawdą, a na dodatek dąży do pozostania niewykrytym" (s. 47).

Stosujący badania online wskazują na to, że mimo wszystko odsetek osób wypełniających ankietę jest mniejszy, niż w badaniach tradycyjnych. Nie można ustalić, kto i dlaczego odmówił udziału w badaniu. P. Siuda wymienia szereg sposobów motywowania potencjalnych respondentów a to przez odpowiednią konstrukcję narzędzia, a to przez odpowiedni czas zamieszczenia odpowiedzi i przypominania im o tym, a to przez informowanie np. o znaczeniu udziału w takich badaniach czy ich promotorze lub instytucji, a nawet przez proponowanie nagród za partycypację w nich.

Redaktor tej książki sugeruje w swojej rozprawie na temat ankiety internetowej stosowanie dodatkowych pytań o charakterze sondującym, uzupełniającym, dzięki którym można uzyskać od respondentów dodatkowe dane, wyjaśnienia czy interpretacje. Wówczas stosujemy pytania typu: "Co chciał[a] Pan[i] przez to powiedzieć? albo "Proszę podać powody swojej opinii".

Spróbujcie zatem opracować i zamieścić na jednym z portali czy na uczelnianym serwerze ankietę online, by pozyskać dane do własnych badań empirycznych.

Przykładowo na stronie: "Ankieta online za darmo" znajduje się oprogramowanie do badania opinii, a do tego m.in. służą ankiety.

23 marca 2020

300 zł za godzinę korepetycji!


Przed nami wzrastająca fala ciężkich zachorowań na koronawirusa, szkoły są zamknięte, duża część uczniów jest odcięta od jakiejkolwiek, a nie tylko od dobrej edukacji, chociaż ta także w warunkach normalnie funkcjonującej szkoły bywa beznadziejna. W sytuacji tak dramatycznej absolwent UAM reklamuje się ze swoim biznesem tak, jakby nie było w tym nic nieprzyzwoitego.

Mam świadomość tego, że na epidemii, podobnie jak na wojnie, dorobią się na ludzkim nieszczęściu różne osoby. Jednak wydawało mi się, że sfera troski o dzieci i młodzież, o ich kulturowe przeżycie nie stanie się okazją do nicnierobienia, pozorowania pracy lub cynicznego wykorzystania tego do własnych zysków. Pewnie pozostanę już do końca naiwnym "harcerzem", który uważa, że czymś naturalnym, niemalże odruchowym, powinna być altruistyczna pomoc innym, tak lekarzom, jak i młodemu pokoleniu skazanemu na domową kwarantannę, stąd mój dzisiejszy wpis.

Poruszyła mnie bowiem eksponowana w mediach społecznościowych oferta osoby, która wykorzystuje szyld szacownego uniwersytetu do powiększania własnych dochodów, mimo iż nie jest już z nim związana, a czyni to pisząc: "Jak dobrze zarabiać na korepetycjach bez względu na przedmiot, którego uczysz nawet bez wychodzenia z domu.

To, że korepetytorzy są jak jedna z najstarszych profesji tego świata, obecni w strefie szarej i jawnej (płacącej podatki), wcale mnie nie dziwi. Jestem jedynie zdegustowany faktem wykorzystywania sytuacji, w jakiej znalazła się młodzież przed egzaminami maturalnymi i dla ósmoklasistów, a rzeczywiście skazana na edukację domową, w tym raczej na samokształcenie.

Korepetytor pisze wprost, bez ogródek: "W obecnej sytuacji zaś niezwykłą popularnością cieszą się korepetycje online – możesz więc zarabiać nie wychodząc z domu! Kup mój poradnik, a dzięki niemu będziesz mógł "ZWIĘKSZYĆ CENĘ ZA GODZINĘ KORKÓW NAWET DO 300 ZŁ! SPRAWIĆ BY UCZNIOWIE POLECALI TWOJE KOREPETYCJE SWOIM ZNAJOMYM".

Nie jest to anonimowa osoba. Pisze o sobie reklamując się:

Nazywam się Kamil Zawadzki i mam ponad 9 lat doświadczenia w udzielaniu korepetycji z języka polskiego. Jestem absolwentem UAM Poznań i zacząłem dawać korepetycje na 3 roku studiów (stanowczo za późno – śmiało można zacząć już na pierwszym roku). Szybko korepetycje stały się moją jedyną pracą na wiele lat. Z czasem miałem więcej chętnych uczniów niż mogłem przyjąć, więc zacząłem podnosić ceny, aby ograniczyć liczbę chętnych. Okazało się, że chętnych wcale nie ubywa, a dzięki wyższym cenom i lepszej organizacji mogłem zwyczajnie pracować mniej a zarabiać więcej. Teraz chciałbym się podzielić z Tobą moimi doświadczeniami.


Nic mi do tego, żeby p. Kamil Zawadzki zarabiał miesięcznie nawet milion złotych płacąc podatki do budżetu państwa. W końcu, to rynek dyktuje mu okazyjne warunki do takiego zarobkowania, a podmiotami tego rynku są także uczniowie, skazani na edukacyjny obciach, kicz, buble, szkolne pozoranctwo lub niemożność, bezradność nawet tych nauczycieli, którym bardzo by się chciało chcieć.

Absolwent UAM tak uzasadnia swoją aktywność biznesową:

"Dlaczego korepetycje to dobry biznes? Jak duży jest rynek i ile można zarobić dając korepetycje? W tej chwili korepetycje są bardzo popularną formą dokształcania się uczniów szkół. Badania ankietowe podają, że około 70% uczniów korzysta z korepetycji. Przerodziło się to oczywiście na sporą konkurencję wśród korepetytorów – nadal najczęściej uczącymi innych są studenci, ale powstaje też coraz więcej firm specjalizujących się w korepetycjach, które czerpią z korepetycji ogromne zyski.

Jak duży jest zatem ten rynek? 1. W roku szkolnym 2019/2020 mamy ponad 4,5 MILIONA wszystkich uczniów szkół (podstawowe + szkoły średnie). 2. 70% z nich jest zainteresowanych korepetycjami. TO PONAD 3 000 000 potencjalnych klientów. Co więcej mamy ponad 250 000 maturzystów i ponad 200 000 ósmoklasistów, którzy zdają egzaminy. Z tej grupy szacunkowo aż 84% uczniów pobiera korepetycje.


22 marca 2020

Menażeria wytwórców uczonej bzdury


Przywołałem w jednym ze swoich postów cytaty z wciąż niespożytkowanej przez uczelnie rozprawy filozofa nauki Mariana Grabowskiego p.t. "Istotne i nieistotne w nauce" (Toruń 2000). Upłynęły już dwie dekady od ukazania się tej książki na akademickim rynku, a osobiście pamiętam spotkanie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN z autorem książki w roku jej wydania. To było fascynujące spotkanie z uczonym, któremu naprawdę zależało na tym, by polska nauka nie generowała banalnych rozpraw na podstawie miernych, a nauczyciele akademiccy nie podejmowali oczywistych problemów badawczych.

To, że w nauce muszą powstawać także mierne prace nie jest możliwe do zahamowania, jeśli młodzi uczeni nie potrafią odróżniać "ziaren od plew". Jak jednak mają to umieć, skoro niektórzy z ich nauczycieli akademickich też tego nie potrafią, albo celowo przymykają na to oczy, bo i sami są producentami lub jako recenzenci promotorami banałów. Książki Mariana Grabowskiego - doktora habilitowanego fizyki teoretycznej, profesora filozofii nie znajdziemy już w bieżącej sprzedaży. Kto by ją wznawiał po latach, skoro "karawana banału i pseudonaukowej menażerii" jedzie dalej?

W ostatnim czasie otrzymałem z dwóch różnych uczelni i środowisk zapytanie, czy jednak nie warto byłoby napisać takiej książki, jak wydana w 2018 r. "Turystyka habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2005-2016" (Wydawnictwo UŁ)?
Pisze do mnie jeden z pedagogów: "Powinno powstać opracowanie badawcze o plagiatach i plagiatorach. Tak jak Pana Profesora "Turystyka habilitacyjne...". Plagiatorzy ze świecznika nie powinni być zatrudnieni w sąsiednim uniwersytecie, akademii czy w PWSZ-etkach, Powinni dostawać wilczy bilet do państwowego szkolnictwa wyższego. Renomowane prywatne wyższe szkoły również powinny zamykać przed nimi drzwi. Wiemy, że tak nie jest. W Polsce panuje fałszywa zmowa milczenia .... i przyzwolenia dla oszustw i oszustów, zwłaszcza z tzw. "świecznika".

Łatwiej nam wyrażać oburzenie z tytułu ujawnionych przez recenzentów czy sygnalistów naukowych oszustów/plagiatorów (co czyni skutecznie od lat prof. Marek Wroński na łamach "Forum Akademickiego"). Dla mnie nie ma to znaczenia, czy doktor habilitowany - plagiator pracy magisterskiej lub czyjejś książki jest członkiem oraz ekspertem PiS-u czy innej formacji politycznej, albo że jest bezpartyjny. Złodziej, to złodziej, co za różnica, jakie preferuje barwy partyjne. Nie ma też powodu, by przyzwalać na zatrudnianie takich osób także w niszowych wyższych szkołach prywatnych. Plagiatorzy mieli się szczególnie dobrze w tych renomowanych, kiedy obowiązywały tzw. minima kadrowe dla kierunków kształcenia. Liczyła się sztuka z dyplomem.

Wracając jednak do nieobecnej w przestrzeni krytyki pseudonauki książki prof. UMK Mariana G. Grabowskiego, przywołam za nim ciekawą, bo ujętą metaforycznie typologię pseudonaukowców. Są to:

1. Ćma - osoba daremnie powracająca i krążąca wokół tego, co ją fascynuje, przyciąga do nauki, ale z racji braku koniecznych kwalifikacji, wiedzy i umiejętności błysk światła nauki ją oślepia, a nawet parzy i niszczy."To przyciąganie i uleganie mu pozostaje w rażącej dysproporcji do samoświadomości własnej "nieprzystawalności" do uwodzącej wartości. Tej świadomości może nie być nawet wcale (...) Ćma gubi się w hierarchizacji kwestii naukowych, a przecież jest nimi zauroczona. Podziwia kompilację, której nie pojmuje, zawiłości, których nie jest w stanie przejrzeć. Uporczywie pcha się w obszary poszukiwań naukowych, gdzie mogłaby być najwyżej admiratorem, ale nie wartościowym badaczem, twórcą(s. 60-61).

2. Kret- to badacz drążący jałowy poznawczo temat, który wydaje mu się interesujący, ale że sam zachwycił się przedmiotem własnych dociekań, nie jest w stanie zdystansować się do nich. "Kret kręci się w kółko. Drąży swoje korytarze nie wiedzieć dla kogo ani po co. "Polubił" swoją ideę, która budzi uśmiechy politowania, gdy po raz n-ty referuje ją na kolejnych konferencjach naukowych. Ma "przeczucie" wagi pomysłu, przekonany jest o jego znaczeniu. Cóż z tego, gdy nikt jej nie kontynuuje, gdy jest pomijana" (s. 65). Profesor Maria Dudzikowa określała takich kretów mianem badaczy "wąsko tunelowych", którzy nie są w stanie spojrzeć szerzej i są bezkrytyczni wobec ujawnianych im słabości czy błędów metodologicznych. Przecież tyle się na drążyli... ;

3. Sapiens vulgaris - to osoba postrzegająca naukę i jej środowisko w kategoriach osobistych korzyści, która nie ma nic wspólnego z umiłowaniem przedmiotu badań, pasją czy fascynacją badawczą. Najczęściej trafia do szkolnictwa wyższego przypadkowo lub w wyniku pozanaukowych interesów, toteż panicznie boi się naukowców z pasją, gdyż sam jej ni e posiada. Taka osoba musi "Zrobić" doktorat, habilitację pod pretekstem pracy naukowej, za wszelką cenę, także utraty własnej godności. To pospolity uczony, który "(...) cynicznie i "na zimno" potrafi deklarować swoją pogoń za naukowa modą po to, by być zapraszanym za granicę do współpracy, na konferencje naukowe, by być "na top[ie". Mało zdolny homo vulgaris będzie rad z pokonania kolejnego szczebla akademickiej kariery i w tym będzie widział swój nadzwyczajny sukces życiowy" (s. 69)

4. Rajski ptak - to osoba inteligentna o ruchliwej umysłowości, pełna fantazji, spekulacji, podejmująca problem badawczy bez głębokiego namysłu, rzetelnej pracy nad jego rozwiązaniem, bardzo powierzchowna w swoich działaniach, najczęściej publikująca w czasopismach popularno-naukowych, by wyrokować o tym, na czym w istocie się nie zna. Nie przeszkadza jej niezobowiązująca i bezpłodna poznawczo działalność, tworząca wiedzę-bezwiedzę, z której nic dla nauki nie wynika. "U uczonego fantasty podziwia się talent, bystrość i żywość umysłu, zdolność szybkiego przyswojenia i "obrabiania" niepewnej naukowej nowinki. Natomiast wynik ich naukowych wysiłków jest zwykle pozbawiony poznawczego znaczenia. Są jak rajskie ptaki (...) nieme. Są piękne, barwnie upierzone, ale bez głosu"(s. 73).

5. Kot - to osoba uporczywie przeceniająca swoje kompetencje, przesadnie podkreślająca własne dokonania, nieznosząca krytyki, narcystyczna, skrajnie egocentryczna i przeświadczona o wadze podejmowanej problematyki. "niejeden uczony jest jak kotek, który lubi swoją skórę, własne futerko. Zabiega o nie. Ono zdobi, ono o nim stanowi. Lasy na karesy żyje tym, co w nim najbardziej zewnętrzne(...). Pragnie pochwał, wyróżnień, uznania. Nie znosi krytyki, jak kot wody. Tę jego "skórę" tworzy mieszanina egotyzmu, zarozumialstwa, próżności. Typ "kotka" to chyba najłagodniejszy przypadek pychy, z jakim można się zetknąć w nauce". (s. 75-76).

Młodzi adepci nauki mają pecha, kiedy zetkną się z jedną z takich postaci, jako swoim zwierzchnikiem. Wówczas zostaną pozostawieni samym sobie, gdyż ten, który powinien być dla nich mistrzem, okazuje się, że sam niewiele wie, nie wie, co jest ważne i istotne, nie posiada wiedzy i umiejętności do projektowania i prowadzenia badań naukowych. "Nic nie odmieni faktu, że wspólnota uczonych jest wspólnotą, która w aspekcie poznawczym, a nie użytecznościowym nauki, jedynie sama siebie może oceniać. Nikt z zewnątrz nie ma wystarczających kompetencji. Trzeba lat studiów, pracy, ba, całego życia, by nauczyć się tego, co do formułowania takich ocen jest niezbędne." (s. 133).