12 listopada 2018

Wyznacz swoją drogę rozwoju

(Na zdjęciu M. Lipiec i A. Orzechowska z IBE w ŁCDNiKP. Fot. wykon. Anna Gnatkowska)

Tak zatytułowany jest projekt Instytutu Badań Edukacyjnych w Warszawie w zakresie wspierania realizacji I etapu wdrażania w Polsce Zintegrowanego Systemu kwalifikacji na poziomie administracji centralnej oraz instytucji nadających kwalifikacje i zapewniających jakość nadawania kwalifikacji.

Zintegrowany System Kwalifikacji (ZSK) jest rozwiązaniem systemowym, które ma (...) na celu podniesienie poziomu kapitału ludzkiego w Polsce poprzez opisanie, uporządkowanie i zebranie różnych kwalifikacji w jednym rejestrze. Daje możliwość zdobywania kwalifikacji i potwierdzania kompetencji na polskim i międzynarodowym rynku pracy. Kończy się era zawodów, a zaczyna czas certyfikowania konkretnych kwalifikacji, które ujęte w ZSK mają przypisanych osiem poziomów (zgodnych z Polską Ramą Kwalifikacji).

Dzięki temu potwierdzony przez odpowiednią instytucję poziom nabytych kwalifikacji danej osoby stanowi w krajach Unii Europejskiej przepustkę do zatrudnienia jej bez względu na kraj pochodzenia. Jest on bowiem porównywalny do poziomu kwalifikacji wymaganych w innych krajach europejskich. Wiedzę i umiejętności branżowe można osiągać na różne sposoby – 1) w szkole zawodowej czy ogólnokształcącej i na uczelni wyższej 2) w ramach edukacji pozaformalnej, a więc na różnego rodzaju kursach kwalifikacyjnych lub 3) w ramach nieformalnego uczenia się.


Każdy, kto posiada konieczne do wykonywania określonych zadań zawodowych kwalifikacje, może przystąpić do egzaminu kwalifikacyjnego i uzyskać ich potwierdzenie. Liczy się bowiem jakość kwalifikacji, ich odpowiedni poziom, a nie ścieżka ich uzyskiwania. Dzięki temu systemowi można przekwalifikowywać się, by mieć kompetencje, jakich oczekują od nas pracodawcy. właśnie temu poświęcone było posiedzenie Rady Programowej Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi.

W arkana problematyki zintegrowanego systemu kwalifikacji wprowadzali nas pracownicy IBE - Agnieszka Orzechowska i Marcin Lipiec, którzy są doradcami regionalnymi w tym zakresie. Jak się okazuje, rynek pracy poszukuje specjalistów na różnych poziomach kwalifikacji, a osób je posiadających wciąż brakuje.

W dochodzeniu do tego systemu wyróżnia się trzy etapy:

I – dostrzeżenie problemu braku wykształconych pracowników, luk kompetencyjnych wśród już zatrudnionych w firmie; to także diagnoza, czego trzeba nauczyć swoich pracowników, żeby mieli jak najwyższe kwalifikacje;

II etap – analiza sposobów uzupełniania powyższych braków – Czy szukać pracowników? Czy może wdrożyć w firmie ich kształcenie? Czy zatrudnić nowe osoby? Istotne jest tu działanie walidacyjne powyższych procesów.

III etap – obserwowanie rezultatów wdrożonych działań; porównywanie własnych osiągnięć w pracy z kadrą z innymi firmami; opracowanie przejrzystego planu rozwojowego przez każdego pracownika i opracowanie czytelnych wymagań, które będą im stawiane.

ZSK określa zatem, jakich wymagać kwalifikacji i jak je weryfikować.

Projekt ma swój oświatowy wymiar, bowiem trzeba dotrzeć do pracodawców, żeby zauważyli i zrozumieli, że to jest także w ich interesie, by partycypować w opisie kwalifikacji. Dobrze bowiem opisane kwalifikacje pracowników, z udziałem pracodawców, uświadamiają starającym się o pracę, czego mogą oczekiwać od pracodawców, i na odwrót.

W czasie posiedzenia Rady Programowej ŁCDNiKP w Łodzi Paweł Krawczak i Artur Grochowski mówili o tym, jak konstruowali wspólnie z pracodawcami kwalifikacje konieczne do obsługi sterowanych numerycznie obrabiarek skrawających, od prawie roku leżą wypracowane standardy w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii, które do recenzji przedłożonego materiału powołało osobę nie posiadającą odpowiednich kwalifikacji. W swojej recenzji potwierdziła własną niewiedzę na temat obrabiarek tak sterowanych twierdząc, że w ŁCDNiKP nie można będzie sprawdzić opisanych umiejętności. Nie wiedziała, że są tu obrabiarki trzy-cztero i pięcioosiowe, a więc się da.

(Autor fot.: Anna Gnatkowska)

Jeśli chcemy pozyskiwać pracodawców do współtworzenia kwalifikacji zawodowych, to musimy szanować ich czas, wysiłek i kompetencje. Inaczej cała para idzie w przysłowiowy gwizdek. Warto zdać sobie sprawę z tego, jak wiele zmieniło się w Polsce w wyniku współpracy międzynarodowej w zakresie certyfikowania wiedzy i umiejętności osób w zakresie kwalifikacji włączonych do ZSK.

Przykładowo ŁCDNiKP w Łodzi certyfikuje umiejętności osób wspólnie z Izbą Przemysłowo-Handlową w Dreźnie. Certyfikat dla naszego ucznia jest taki sam, jaki otrzymuje uczeń w Niemczech. Już przeprowadzono z tą firmą 100 egzaminów certyfikujących. Wkrótce będzie włączone do takiej certyfikacji Haas Technical Education Center potwierdzając umiejętności dotyczące użytkowania i obsługiwania obrabiarek sterowanych numerycznie.

11 listopada 2018

Olimpijczyk naukowcem


Z ogromną przyjemnością uczestniczyłem w obronie pracy doktorskiej pana mgr. Piotra Kędzi, który przygotował ją pod kierunkiem łódzkiego historyka oświaty i wychowania prof. UŁ dr.hab. Grzegorza Michalskiego na temat działalności wychowawczej i oświatowo-kulturalnej polskich stowarzyszeń sportowych w Łodzi okresie Drugiej Rzeczypospolitej. Obrona tej dysertacji - wprawdzie okolicznościowo, a nie intencjonalnie - zbiegła się z państwowymi uroczystościami w Polsce w związku z 100 rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości.

Dobrze, że jednak zbiegły się te dwa wydarzenia, bo dzięki temu mogliśmy cofnąć się do okresu Drugiej Rzeczypospolitej i przez pryzmat powstających stowarzyszeń sportowych dotknąć niejako części życia sportowego i oświatowego w mieście czterech kultur. Badania historyczno-pedagogiczne nie należą do łatwych, gdyż wymagają rozpoznania terenu pod interesującym badacza kątem oraz eksploracji pozyskanych źródeł. Trzeba mieć zatem pasję poznawczą, a zarazem umiejętność czytania źródeł i interpretowania wyłanianych z nich faktów, zdarzeń, procesów czy kluczowych dla ich zaistnienia postaci.

W przypadku tego badacza po raz pierwszy zidentyfikowano 94 polskich, 24 żydowskich, 19 niemieckich oraz 19 okręgowych związków, stowarzyszeń i instytucji, które w swoich funkcjach założonych miały działalność sportową. W roku 1918 reaktywowana była - dotychczas tajna - działalność łódzkiego Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół", które ponownie odzyskało swoją moc organizacyjną i jurydyczną dopiero po transformacji ustrojowej 1990 r. Powracamy zatem do źródeł, tradycji i wypracowanych przed kilkudziesięciu laty form organizacyjnych i programowych organizacji, które krzewiły nie tylko kulturę fizyczną, ale i miały ogromne znaczenie w wychowaniu patriotycznym, narodowym, a w przypadku "Sokoła" - także harcerskim.

(źródło fot.)

Okoliczności powstawania pierwszych polskich zrzeszeń sportowych na terenie m. Łodzi, uwarunkowania tych procesów oraz zakres działalności oświatowo-kulturalnej i sportowo-wychowawczej były przedmiotem dociekań badawczych polskiego olimpijczyka z Aten i Pekinu. Pan Piotr Kędzia jest bowiem wysokiej klasy lekkoatletą, biegaczem na dystansach 200 i 400 metrów.

W 2014 r. P. Kędzia uruchomił Olimpijską Akademię Biegania animując zajęcia ruchowe dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Jest także trenerem osobistym dla zainteresowanych własnym rozwojem w tym zakresie. W ramach swojej aktywności w łódzkim AZS - od trzech lat organizuje Rodzinne Pikniki Lekkoatletyczne. Mimo tak intensywnej pracy oświatowo-sportowej w Uniwersytecie Łódzkim miał jeszcze czas na to, by "biegać" do archiwów różnych instytucji, by w skupieniu i zgodzie z metodologicznym warsztatem historyka badać akta, czasopisma, dokumenty, sprawozdania, zestawienia przyznawanych subwencji, statuty i korespondencję.
Jak pisze w swojej dysertacji: "Zapoczątkowany w XIX w. proces kształtowania się sportowego ruchu stowarzyszeniowego był odbiciem przemian społecznych, politycznych i ekonomicznych, jakie zachodziły w całej Europie, obejmując swoim zasięgiem także ziemie polskie pod zaborami. To właśnie zrzeszenia sportowe będące zwornikiem różnorodnych aktywności, wprowadziły do życia społecznego takie zjawiska jak sport masowy i wyczynowy, widowisko sportowe, zasadę fair play, ruch kibicowski itp. Mam nadzieję, że praca ujrzy za jakiś czas światło dzienne ukazując się drukiem.

Studenci mają zatem znakomitą okazję do spotkań z młodym naukowcem, który posiada nie tylko wiedzę pedagogiczną i historyczną,ale także jest przykładem wartości, o których mówi i wciela w życie własnymi dokonaniami. W środowisku akademickiej pedagogiki są już profesorami tytularnymi także byli sportowcy czy wyczynowo uprawiający sport jak Aleksander Nalaskowski, Piotr Błajet z Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu czy Zbyszko Melosik z UAM Poznaniu. Wypada zatem życzyć naszemu olimpijczykowi także akademickich sukcesów. W dn. 8 listopada 2018 wystartował do swojej nowej w życiu sztafety pokoleń badaczy dziejów sportu i związanego z nim wychowania.

10 listopada 2018

Dyrektor szkoły - refleksyjny pedagog - nie pomoże minister Annie Zalewskiej


PRZYKRO MI, ALE NIE POMOGĘ... tak zatytułowany jest List Otwarty Jarosława Pytlaka do Minister Anny Zalewskiej! Przedrukowuję go w tym miejscu, bo jest jednym z nielicznych głosów transformatywnego oporu przeciwko ignorantom w partii władzy, a przede wszystkim w Ministerstwie Edukacji Narodowej i wspierających rzekomą "dobrą zmianę" różnych pseudoekspertów, także z Uniwersytetu Jagiellońskiego!


"2018-11-08 23:22

Szanowna Pani Minister!

Dziękuję za pismo, jakie w dniu 8 listopada wspólnie z Głównym Inspektorem Sanitarnym skierowała Pani do mnie i tysięcy innych dyrektorów przedszkoli i szkół, apelując w nim o "docenienie wagi problemu, jakim jest zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom przed skutkami chorób zakaźnych".

Zanim wyjaśnię, co skłoniło mnie do napisania tej odpowiedzi pragnę zapewnić, że w pełni zgadzam się z zaprezentowaną w nim oceną sytuacji. Sam należę do pokolenia, które jako pierwsze w historii Polski uzyskało ochronę przed większością groźnych chorób zakaźnych, w tym budzącym zgrozę rodziców w czasach mojego dzieciństwa paraliżem dziecięcym (polio). Posiadane wykształcenie biologiczne pozwala mi zarówno rozumieć mechanizm szczepień ochronnych, jak dostrzegać różnorakie możliwe przyczyny narastających problemów rozwojowych i zdrowotnych młodego pokolenia, choćby w zanieczyszczeniu środowiska i skażeniu produktów żywnościowych. Między innymi z tych właśnie powodów uważam tezy głoszone przez tzw. antyszczepionkowców za błędne i demagogiczne, a ich dążenie do zniesienia obowiązku szczepień za wyraz egoizmu, nieliczenia się nie tylko z dobrem własnego dziecka, ale także interesem innych ludzi.

Niestety, pomimo wskazanej powyżej zbieżności naszych poglądów, jako dyrektor szkoły nie mogę odpowiedzieć pozytywnie na Pani apel, abym "w poczuciu odpowiedzialności za zdrowie moich podopiecznych podjął dialog z nauczycielami, rodzicami lub opiekunami uczniów na temat szczepień ochronnych". W dalszej części listu wyjaśnię dlaczego.

Powinna Pani wiedzieć, że we współczesnym świecie autorytety takie, jak oboje pamiętamy z lat wczesnej młodości, przestały istnieć. Oparte na wiedzy, doświadczeniu, prestiżu zajmowanego stanowiska. Posłuch znajdują nawet największe kłamstwa, szczególnie te często powtarzane, a każdy człowiek może znaleźć w internecie potwierdzenie wszystkiego, co przyjmuje za własny pogląd. Dyrektor szkoły zazwyczaj nie jest dzisiaj autorytetem nawet w sprawach nauczania, prac domowych, czy wychowania uczniów; tym bardziej nie należy oczekiwać, że odegra tę rolę w kwestii szczepionek.

Powyższe zjawisko po części ma charakter obiektywny – po prostu takie mamy czasy. Jednak źródłem erozji dyrektorskiego autorytetu są też działania władz oświatowych, w których także Pani ma swój udział, i za które ponosi odpowiedzialność. Profesja dyrektora placówki oświatowej została w ciągu minionych lat odarta z charakteru pedagogicznego. Tak jak ongiś dyrektor był pierwszym nauczycielem, przywódcą grona pedagogicznego, tak teraz w myśl prawa jest pierwszym urzędnikiem i nadzorcą, żeby nie powiedzieć karbowym.

Taką jego rolę utrwala w realiach i w świadomości społecznej także Pani, nakładając na dyrektorów kolejne, często bezsensowne lub niewykonalne zadania, a następnie wskazując ich jako jedynych odpowiedzialnych, jeżeli problem nabrzmiewa i uzyskuje rozgłos. Nie wierzyłem własnym uszom słuchając Pani publicznej sugestii, że rodzice, którym nie podoba się plan zajęć, ze względu na zmianowość albo zbyt wiele lekcji jednego dnia, powinni udać się do dyrektora szkoły, by wspólnie znaleźć dobre rozwiązanie (czyli, jak należy rozumieć, ułożyć lepszy plan).

Ten pomysł, w obliczu nadmiaru zajęć w najstarszych klasach szkoły podstawowej, braku pomieszczeń w wielu szkołach i rosnącego deficytu nauczycieli – zjawisk wywołanych wprost przez firmowaną przez Panią „reformę” – jest po prostu wyrazem braku szacunku i zrozumienia sytuacji, w której znajdują się obecnie dyrektorzy. To Pani osobiście jest odpowiedzialna za obecną sytuację, w której kierowanie szkołą sprowadza się do rozpaczliwych prób utrzymania się na powierzchni morza przepisów, oczekiwań, postulatów i gróźb. Na odpowiadanie na apele, choćby najszlachetniejsze, po prostu brakuje czasu, chęci i sił.

Dopóki nie zostaną wprowadzone systemowe zmiany, radykalnie ułatwiające dyrektorowi organizację i nadzorowanie procesu nauczania, może Pani oczekiwać ode mnie jedynie realizacji zadań wynikających wprost z obowiązującego prawa. Proszę nie liczyć na wsparcie w innych kwestiach. Zasiała Pani wiatr i proszę teraz zbierać burzę.
"


Wkrótce wezmę udział w konferencji naukowej na jednym z najwyżej lokowanych na świecie uniwersytetów, gdzie poproszono mnie o wypowiedź na temat edukacyjnych osiągnięć w PISA, ale chyba chodziło organizatorom o analizę oświatowej destrukcji PIS-a.

Pan Jarosław jest bardzo delikatny w swoim liście. Dotyka tylko ostatnich grzechów ministry edukacji i jej formacji. Tymczasem trzeba do tego jeszcze coś dodać, korygując także niektóre argumenty:

po pierwsze, nie jest prawdą, że przestały istnieć autorytety. Jeżeli przestały, to powiedzmy wprost - dla kogo! , bo moim zdaniem to nie tylko dla tej władzy one się nie liczą. Nie tylko formacji rządzącej są one niepotrzebne. Wystarczyło wpuścić na sejmowe salony homeopatów i szarlatanów, by rozpatrzeć wniosek antyszczepionkowców, natomiast kiedy wnioskowano 2 lata temu o referendum w związku z projektowanym powrotem do socjalistycznego ustroju szkolnego, to PiS wyrzucił do kosza wniosek podpisany przez prawie milion osób, czyniąc to z uśmiechem na ustach ministry A.Zalewskiej. Takie są priorytety tej władzy.

po drugie, w poczuciu odpowiedzialności za zdrowie uczniów ministra Zalewska oczekuje od dyrektorów podjęcia dialogu z nauczycielami, rodzicami lub opiekunami uczniów na temat szczepień ochronnych. Powinna sama zaszczepić się przeciwko ignorancji. Czy za kilka miesięcy także poprosi o dialog z rodzicami uczniów kończących gimnazjum i ósmą klasę szkoły podstawowej? Czy ta pani w ogóle rozumie sens pojęcia ODPOWIEDZIALNOŚĆ?

po trzecie, nie ma co się buntować przeciwko temu, że pani minister nakłada na dyrektorów nowe obowiązki. Jak za komuny, "steruje ręcznie" szkolnictwem traktując je jak partyjną własność i trampolinę do własnego skoku do Parlamentu Europejskiego. Oczywiście z obrzydzeniem, albo z nadzieją na "dobrą zmianę" w Brukseli. Musi być dużo okazji do podróżowania po kraju, spotykania się z mieszkańcami miast i wsi pod pozorem troski o edukację. Towarzysze z Platformy Obywatelskiej i PSL niech się jednak nie cieszą z mojej konstatacji, bo sami byli zakorzenieni w strukturach nadzoru pedagogicznego (od MEN po kuratoria oświaty i ich delegatury) podróżując i wciskając kit społeczeństwu oraz zobowiązując dyrektorów przedszkoli i szkół do różnych bzdur. Festiwal etatystycznej polityki trwa nadal, nieprzerwanie od 1993 r.!

po czwarte, ma pan Jarosław Pytlak rację, że ministra Anna Zalewska jedynie firmuje "reformę" uśmiechając się do wszystkich kamer i obiektywów. Zaśpiewajmy przy ognisku: "Co ci przypomina, co ci przypomina, widok znajomy ten..." .

Przed nami festiwal kolejnych listów otwartych umysłów. Ciekawe, kto ostatni zgasi światło kaganka.