08 kwietnia 2018

Blokowanie znaczących kandydatów na dyrektorów szkół


Łódzkie szkolnictwo nie ma szczęścia do formacji rządzącej w Kuratorium Oświaty. Przeszło dziesięć lat temu konkurs na kuratora oświaty wygrała bezpartyjna nauczycielka wczesnej edukacji, ale ówczesny minister Roman Giertych najpierw sprzyjał unieważnieniu konkursu, a kiedy okazało się to nieskuteczne, to po drugiej wygranej tej samej kandydatki publicznie ogłosił, że jej nie zatwierdzi.

Nie bez powodu przypominam to wydarzenie. Pani mgr Beata Florek wygrała dwukrotnie konkurs na stanowisko kuratora oświaty w Łodzi zgodnie z obowiązującym prawem, co nie przeszkadzało R. Giertychowi w tym, by ogłosić wszem i wobec:

- Oczywiście, ale zgodnie z obowiązującym prawem, prócz wygranego konkursu, trzeba mieć jeszcze powierzenie przez wojewodę i zgodę ministra edukacji. (…) Na panią Beatę Florek się nie zgodziłem, bo przecież to ja biorę polityczną odpowiedzialność za nieprawidłowości w kuratoriach. A skoro tak, to czy nie mogę mieć wpływu na wybór ich szefów? Czy byłoby uczciwe, gdybym nie mógł mieć takiego wpływu?

(...) Ale politycznie to ja ponoszę odpowiedzialność i dlatego muszę mieć wpływ i będę miał wpływ na wybór kuratorów. Jeśli ktoś oczekuje, że będę brał odpowiedzialność za osobę, na którą w komisji konkursowej głosowało ZNP, marszałek z SLD (w przypadku pani Florek w komisji zasiadało dwóch przedstawicieli marszałka z SLD) i dwa związki, które zostały założone przez działaczy ZNP, to jest to po prostu nieporozumienie. Ja nie zgodzę się na taką sytuację i tak nie będzie.


Naruszanie zasad demokracji tworzy precedens, z którego mogą korzystać kolejni włodarze oświaty publicznej w naszym kraju. Tak też po latach, dobrze wyszkolona ekipa partii władzy przyjęła w trybie wyjątkowym w dniu 14 grudnia 2016 r. Ustawę Prawo oświatowe, dzięki której to partyjni przedstawiciele tej władzy w KO mogą zablokować każdy konkurs na dyrektora szkoły, jeśli tylko nie spodoba im się zwycięski kandydat.

Art. 63. pkt. 14. W celu przeprowadzenia konkursu organ prowadzący szkołę lub placówkę powołuje komisję konkursową w składzie:
1) po trzech przedstawicieli:
a) organu prowadzącego szkołę lub placówkę,
b) organu sprawującego nadzór pedagogiczny,
2) po dwóch przedstawicieli:
a) rady pedagogicznej,
b) rady rodziców,
3) po jednym przedstawicielu zakładowych organizacji związkowych będących jednostkami organizacyjnymi organizacji
związkowych reprezentatywnych w rozumieniu ustawy o Radzie Dialogu Społecznego albo jednostkami organizacyjnymi
organizacji związkowych wchodzących w skład organizacji związkowych reprezentatywnych w rozumieniu
ustawy o Radzie Dialogu Społecznego, zrzeszających nauczycieli, przy czym przedstawiciel ten nie może być zatrudniony
w szkole lub placówce, której konkurs dotyczy
– z zastrzeżeniem ust. 15.
15. Łączna liczba przedstawicieli organów, o których mowa w ust. 14 pkt 1, nie może być mniejsza niż łączna liczba
przedstawicieli, o których mowa w ust. 14 pkt 2 i 3.
16. Jeżeli w składzie komisji konkursowej łączna liczba przedstawicieli organów, o których mowa w ust. 14 pkt 1, byłaby
mniejsza niż łączna liczba przedstawicieli, o których mowa w ust. 14 pkt 2 i 3, liczbę przedstawicieli tych organów
zwiększa się proporcjonalnie, tak aby ich łączna liczba nie była mniejsza niż łączna liczba przedstawicieli, o których mowa
w ust. 14 pkt 2 i 3.


W komisji konkursowej kurator ma 3 swoich członków. Pozostała trójka jest pod ścianą, bowiem nie ma szans na uzyskanie przewagi w głosowaniu za rzeczywiście najlepszym kandydatem na dyrektora przedszkola czy szkoły. Ba. taka komisja może zaakceptować dyrektora typu BMW.

Na nic zdały się w okresie nowelizacji ustawy protesty posłów partii opozycyjnych, jak i Związku Powiatów Polskich, gdyż posłowie PiS wytłumaczyli, że przecież oni troszczą się o demokrację. Jak tłumaczyła to poseł M. Machałek (dziś wiceminister edukacji):"Absolutnie ta poprawka nie ma na celu marginalizowania samorządu terytorialnego, ale przywraca równowagę pomiędzy samorządem terytorialnym, a organem nadzoru. Ta równowaga jest bardzo potrzebna i postulowana przez samorządy i dyrektorów szkół, którzy do tej pory byli zakładnikami samorządów".

Właśnie mamy w Łodzi przykład nierozstrzygnięcia konkursów na dyrektorów szkół - dwóch nowych szkół podstawowych i jednego liceum ogólnokształcącego, gdyż przedstawiciele komisji konkursowej z kuratorium zablokowali wybór jedynych kandydatów. Społeczeństwo nie jest świadome tego, że startowanie do konkursu na dyrektora staje się już obciachem. Mało kto chce ubiegać się o tę funkcję.

Byłem zdumiony, że zablokowano najlepszego kandydata na dyrektora nowo tworzonego liceum z dwujęzycznością francuską i angielską - Bogusława Olejniczaka. Ma to być szkoła przyszłych elit - lekarzy i prawników tworzona na bazie wygaszanych gimnazjów (1 i 28). Dyrektorem dotychczas najlepszego Gimnazjum Publicznego Nr 1 w Łodzi był właśnie... B. Olejniczak. To on stworzył "Jedynkę" w 1999 r. i doprowadził wraz ze znakomitym gronem nauczycielskim do sukcesów uczącej się w niej młodzieży.

Konkursu nie wygrał, bo - jak się wydaje - zbyt aktywnie bronił ustroju szkolnego, w tym gimnazjów mając we własnej "klinice szkolnej edukacji" konkretne osiągnięcia. Uwielbiany przez młodzież postanowił po raz kolejny zacząć swoją menedżerską funkcję od nowa, wbrew poczuciu straty i pomimo niezgody na powrót ustroju szkolnego do stanu sprzed 1999 r. Naraził się partii władzy?

Chyba tak, ponieważ należy na Fb do klarownych, jednoznacznych oponentów tej władzy punktując jej wszystkie nieprawości, agitację polityczną PiS w niektórych szkołach w kraju, obłudę, pazerność, demagogię, ignorancję minister i jej urzędników, wspierał akcję "Ratujmy polskie gimnazja" itd. Jest patriotą, także lokalnym - łodzianinem z krwi i kości dając temu wyraz nie tylko w swojej profesjonalnej aktywności, ale angażując się także na rzecz przemian w mieście. Śledzi i dokumentuje na Fb wszystkie zmiany, ale też krytykuje te, które są nonsensowne.

Zapewne lubi dobrą i zdrową kuchnię, bo ją promuje, podobnie jak ceni odkrycia naukowe rozsmakowując się w upowszechnianiu najnowszych dokonań uczonych. Wychwyci w sieci każdą nowinkę dotyczącą wiedzy na temat możliwego doskonalenia procesu kształcenia i wychowania nastolatków, z którymi od lat tworzy autentyczne środowisko osobotowórcze. Takich nauczycieli nie toleruje żadna władza, ani poprzednia, ani obecna. Zapewne w nauczycielskim środowisku swojego miasta też nie należy do osób, za którymi stanęłoby ono murem, bo poziom zawiści jest w tej profesji nie do zniesienia. Są tacy, których ucieszy każde jego niepowodzenie.

Władze miasta musiały powołać zatem pełnomocnika do zorganizowania nowego liceum. Powołały do wykonania tego zadania Bogusława Olejniczaka. Ciekawe, czy po wyborach samorządowych nadal nim będzie. Oby. Z dotychczasowej praktyki wynikają zupełnie inne przypuszczenia. Może bowiem być tak, że on przygotuje nową organizację szkoły, a inny "cwaniaczek" wejdzie na gotowe. Znajdzie się na to sposób.

(fot. -Fb)

07 kwietnia 2018

Kto "populo" nie daje a swoim odbiera...


Jakże popularna sentencja anglosaskiego mnicha, teologa i filozofa Alkuina z "Listu do Karola Wielkiego" - Vox populi, vox Dei - zabrzmiała po Świętach Wielkanocnych w wyniku sondażowego spadku poparcia dla partii władzy w wyniku jej hipokryzji. Mieli nie iść do rządu dla pieniędzy, ale też nie każdy jest D. Trumpem i gdzieś ten pierwszy milion musi zdobyć. Homo oeconomicus i homo ignorantus jest silniej implementowany do świadomości społecznej i spersonalizowanej, aniżeli homo educandus czy mundus lucidus.

Mający dostęp do publicznej kasy chętnie przyjmują z niej ekstra dodatki, w różnej postaci i wysokości, także z uwzględnieniem członków rodzin i "znajomych Królika". Nie po to tyle lat byli w opozycji, nie po to uczynili z polityki zawód, a że go doświadczają po decyzji Prezesa..., No cóż. Opozycja wykorzysta każdą okazję, by z igły zrobić widły, a rządzący, by z płacy minimalnej przeskoczyć wielokrotność średniej krajowej. Obywatele nie są w stanie śledzić, kontrolować synekury władzy lub bycia w kręgu usłużnie lojalnych wobec niej osób - polityków, ludzi kultury, nauki, techniki, ekonomii czy medycyny za odpowiednie wynagrodzenie.

Niechby byli,tylko dlaczego od lat nie płaci się rzetelnie za rzetelną pracę? Wielu członków rządu i wspomagających ich posłów wyżywi się, wyleczy bez czekania w kolejce do specjalistów, wykorzysta okazje do podróżowania po całym świecie i kraju (nawet jak nie posiadają samochodu czy skuterów), załatwi swoim intratne posady w państwowych urzędach (liczba dyrektorów w administracji państwowej, czyli rządowej wzrosła o 50 proc.!) oraz w spółkach Skarbu Państwa, bo im się należy - jak wykrzyczała w Sejmie b. premier Beata Szydło.

Obecny premier odwołał wiceministrów, ale szybko niektórych mianował swoimi pełnomocnikami, co czyniła już wcześniej władza PO i PSL (w edukacji np. poseł U. Augustyn, a teraz minister gabinetu cieni, bez poczucia wstydu). Tak więc mamy wiceministropodobnych pełnomocników, którzy czynią to samo, tylko pod innym szyldem. Jak PiS pozbawił władze samorządowe gabinetów politycznych, to przecież co za problem dla Polaka. Zawsze znajdzie sposób na obejście takiej regulacji, by zatrudniać doradców z gabinetów politycznych na innych stanowiskach?

Żałosny to spektakl obłudy, cynicznej gry wszystkich stronnictw politycznych, których członkowie rzekomo marzyli o służbie państwu i trosce o dobro wspólne. Tyle tylko, że to dobro wspólne dla nich nie jest i nie będzie, bo ono ma być właśnie rozłączne, wyjątkowe, szczególne, pełnomocne.

Przypomina mi to mikrosytuację sprzed lat, kiedy to dziekan wydziału sam przyznał sobie bardzo wysoką premię z okazji Dnia Edukacji Narodowej i oczywiście takowe dla prodziekanów, pomijając obowiązujące go uzyskanie opinii rady wydziału. Wprawdzie, nawet gdyby była negatywna, to i tak mógłby wnioskować do rektora o te premie, bo przecież właśnie po to pozoruje się wagę ciał kolegialnych jako bezskutecznie opiniodawczych. Wolał zatem nie przeżywać stresu w związku z możliwą krytyką ze strony podwładnych.

O przyznanych sobie premiach dowiedzieliśmy się z wywieszonej w rektoracie tablicy z listą nagrodzonych. Skierowałem wówczas pytanie do JM, jak to jest możliwe, że przyznał nagrody na wniosek dziekana bez obowiązującej go procedury prawnej. Był tym zaskoczony, bo nawet nie sprawdzał, czy ona miała miejsce, a może tylko tak twierdził, że o tym nie wiedział. Jaki był wynik tej dyskomfortowej interwencji?

W Dniu Edukacji Narodowej nagrody nie zostały wręczone całemu kolegium dziekańskiemu, a jego nazwiska zniknęły z oficjalnej listy. W rzeczywistości jednak ów rektor zaprosił dziekana z jego prodziekanami kilka dni później do siebie, by przy kawie wręczyć każdemu w kopercie nagrody pieniężne. Jak w przysłowiu: "Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera". JM nie chciał trafić do piekła.

Na zakończenie tego wpisu pragnę podkreślić, że pensje osób sprawujących władzę są żenująco niskie i nieadekwatne do odpowiedzialności właśnie za dobro wspólne. To zdumiewające, że dyrektor departamentu w ministerstwie zarabia więcej od swojego przełożonego-ministra/Sekretarza Stanu, a członek zarządu Spółki SP otrzymuje wielokrotnie więcej od premiera rządu, który de facto za nie odpowiada.

Kompromitujące każdą władzę jest to, że rezydenci mają zarabiać więcej lub tyle samo, co lekarze z kilkunastoletnim stażem pracy w klinice czy przychodni, że doktoranci na uniwersytecie mają mieć stypendia na poziomie adiunkta czy doktora po habilitacji. Premier miała rację - te pieniądze się należały. Po 29 latach transformacji płace w sferze publicznej, także w rządzie, są nieadekwatne do wykształcenia, doświadczenia i osiągnięć osób pełniących kluczowe funkcje.


Każdy rząd powinien uderzyć się we własne piersi i przeprosić naród, że w każdej kadencji troszczył się przede wszystkim o "siebie" i o "swoich". To zrozumiałe, każdy musi pokrywać koszty codziennego (prze-)życia ustanowione w wyniku mechanizmów rynkowych, a przy tym populi zatrudniony w sferze publicznej ma być innowacyjny, twórczy, zaangażowany, dyspozycyjny i wszechstronnie wykształcony. Jednemu nie wystarczy 17 tys. miesięcznej pensji, jeszcze drugiemu 40 tys. a większości 3 tys. zł. Żołądki są te same, tylko apetyty inne, a rachunki za gaz, energię elektryczną, wodę, ogrzewanie mieszkania, wywóz śmieci itd., itd. są dla wszystkich tak samo obowiązujące. To też jest vox populi, tylko nie vox Dei.

KWADRATURA KOŁA (poselskiego).


06 kwietnia 2018

Historycy wychowania szlakami Polski Niepodległej


"Szlakami Polski Niepodległej” to nowy program Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, realizowany w związku z obchodami setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Jego celem jest naświetlenie polskich idei niepodległościowych XIX i XX w, upowszechnienie i pogłębienie społecznej wiedzy na temat dróg prowadzących do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r. oraz losów Polaków walczących o wolność.

Bezpośrednim celem programu jest wsparcie inicjatyw naukowych i artystycznych związanych z zachowaniem i włączeniem w obieg kulturowy polskiego dziedzictwa niepodległościowego. Program umożliwi realizację przedsięwzięć o charakterze dokumentacyjnym, badawczym, archiwalnym, edytorskim i konserwatorskim. Ponadto stymulować będzie innowacyjne zespołowe przedsięwzięcia międzydziedzinowe z zakresu nauki i sztuki, przyczyniając się do integracji obrazu przeszłości Polski.
W ramach programu ministerstwo organizuje konkurs o finansowanie projektów z zakresu dziedzin nauk humanistycznych i społecznych oraz sztuki, koncentrujących się wokół zagadnień dziejów ziem polskich od XIX do XXI w.


Z przyjemnością odnotowuję kolejny sukces pedagogów w ramach konkursowych zmagań o uzyskanie środków na badania naukowe. Tym razem w trudnej konkurencji wśród historyków - gdzie finansowanie pochodzące z programu obejmuje nie więcej niż 10 projektów oraz ograniczone jest do kwoty maksymalnie 1,5 mln zł na jeden projekt - odnotowali swój sukces pedagodzy z Katedry Historii Wychowania i Pedeutologii na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego, którzy ubiegali się o środki na projekt badawczy pt. „Edukacja, oświata i wychowanie w kształtowaniu polskiej nowoczesności i niepodległości w latach 1905-1918”.

Nareszcie naukowcy wyszli poza krąg własnego zespołu nauczycieli akademickich kreując interdyscyplinarny i międzyuniwersytecki projekt badań zespołowych w ramach ogłoszonego przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego konkursu - „Szlakami Polski Niepodległej”. Dzięki znalezieniu się w nielicznym gronie finalistów badania będą realizowane przez 5 lat.


Zespół badawczy pod kierunkiem młodej dr hab. Anety Bołdyrew z UŁ liczy 12 osób z sześciu uczelni, w tym z UŁ, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytetu Wrocławskiego, Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. Jak pisze kierownik Zespołu, która w ub. roku uzyskała habilitację z pedagogiki na podstawie m.in. monografii naukowej pt."Społeczeństwo Królestwa Polskiego wobec patologii społecznych w latach 1864-1914":

Przedmiotem badań jest rola szeroko rozumianej edukacji w procesie modernizacji społeczeństwa w Królestwie Polskim i na pozostałych ziemiach polskich w zaborze rosyjskim w okresie rewolucji 1905 r., w latach porewolucyjnych i w czasie I wojny światowej. Model edukacji, oświaty i wychowania traktowany jest jako projektowany i urzeczywistniany zespół czynników służących zachowaniu tożsamości narodowej i budowaniu społeczeństwa nowoczesnego oraz kreowaniu postaw obywatelskich.

Formułując program przebudowy relacji społecznych w latach 1905-1918 społecznicy, uczeni i publicyści propagowali nowe wizje i ideały, ale także ukazywali źródła napięć i konfliktów społecznych. Analiza rozważań teoretycznych i działań praktycznych ukazuje warunki tworzenia społecznego systemu opieki, wychowania i edukacji u progu niepodległości, pozwalając zrozumieć okoliczności budowania struktur odrodzonego państwa polskiego, a także określić kontynuacje i dyskontynuacje wcześniejszych rozwiązań.

Celem projektu jest przeprowadzenie kwerendy archiwalnej w Polsce, na Litwie, Ukrainie i w Rosji oraz kwerendy w obszarze czasopiśmiennictwa. Zebranie, analiza i publikacja źródeł pozwolą na zbadanie konceptualizowanego i urzeczywistnianego społecznego modelu edukacji, popularyzacji nauki, oświaty szkolnej i pozaszkolnej oraz opieki i wychowania na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego w latach 1905-1918. Model ten, traktowany jako jeden z fundamentów dziedzictwa niepodległościowego, był prefiguracją rozwiązań wprowadzanych w odrodzonym państwie. Podjęte zostaną także badania biograficzne nad działaczami oświatowymi i społecznymi.

Równolegle celem badań będzie określenie postaw społeczeństwa wobec młodzieży jako wyodrębnianej grupy; na początku XX w. widoczny był wzrost zainteresowania młodzieżą oraz rosnące znaczenie młodego pokolenia w życiu publicznym. Publikacje w tym zakresie dotyczyć będą formułowanych na początku XX w. na ziemiach polskich idei i koncepcji związanych z młodzieńczością, statusem, miejscem i funkcjami młodzieży w społeczeństwie w latach 1905-1918, form działań opiekuńczych, wychowawczych i edukacyjnych wobec młodzieży oraz inicjatyw samej młodzieży.

Spodziewanym efektem prac będą publikacje edytorskie, bibliograficzne oraz słownikowe o charakterze instrumentum studiorum, przydatnego w warsztacie badawczym specjalistów w zakresie nauk humanistycznych i społecznych oraz cykl artykułów, zamieszczanych na łamach periodyków naukowych.

Charakterystyczną cechą prac badawczych jest interdyscyplinarność i różnorodność metod – wykorzystanie m.in. narzędzi psychohistorii, mikrohistorii, humanistyki afirmatywnej. Wiąże się to z uczestnictwem w zespole specjalistów w zakresie historii wychowania, historii społecznej, kulturoznawstwa, filologii polskiej, dziennikarstwa, bibliotekoznawstwa i psychologii.


Gratuluję pedagogom uzyskania znaczących środków finansowych na powyższe badania. Niech będzie to zachętą dla innych do łamania dotychczasowych schematów w projektowaniu badań naukowych i aplikowaniu o środki na podstawie bardzo dobrze przygotowanych teoretycznych i metodologicznych założeń.