23 marca 2018

Marsz nauki czy nauka w marszu?



Otrzymałem pismo zachęcające do udziału w MARSZU NAUKI. Treść jego jest następująca:

Szanowni Państwo Rektorzy
- członkowie KRASP

W kwietniu w wielu miastach na całym świecie organizowany jest Marsz dla Nauki (March for Science - https://www.marchforscience.com).

Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) w pełni popiera ideę organizowania Marszów dla Nauki, będących wyrazem protestu przeciwko negatywnemu postrzeganiu nauki, dyskredytowaniu, a niekiedy wręcz negowaniu jej osiągnięć, a także przypominających rządzącym i opinii publicznej o kluczowej roli nauki dla rozwoju społeczeństw.

Marsze w polskich miastach odbędą się, tak jak w roku ubiegłym, w międzynarodowym Dniu Ziemi – 22 kwietnia. Wierzymy, że zgromadzą one znacznie większą liczbę uczestników niż w rok temu, kiedy to informacja o tej inicjatywie została rozpowszechniona zbyt późno (w 2017 roku w marszach zorganizowanych 22 kwietnia w różnych miastach na świecie wzięło udział ponad milion osób).

W związku z tym apeluję do Państwa o przekazanie społeczności akademickiej informacji o tej ogólnoświatowej inicjatywie oraz o zachęcenie do włączenia się pracowników i studentów uczelni, którymi Państwo kierują, w organizowanie marszów odbywających się w różnych ośrodkach akademickich w naszym kraju, a także do licznego udziału w marszach.

Z wyrazami szacunku
Prof. dr hab. inż. Jan Szmidt
Przewodniczący KRASP


Organizatorzy udzielają odpowiedzi na pytanie: PO CO TEN MARSZ?

(...) chcemy publicznie poprzeć naukę, która jest filarem ludzkiej wolności i dobrobytu. Jako zjednoczona, różnorodna i bezstronna grupa, wskazująca naukę będącą podstawą dobra wspólnego, wzywamy osoby publiczne, w szczególności liderów społecznych i politycznych oraz ustawodawców do tworzenia prawa opartego na dowodach naukowych, dla dobra interesu publicznego. (...)

Marsz dla Nauki jest afirmacją nauki. Nie dotyczy on jedynie naukowców, ale dotyka bardzo istotnej roli, jaką nauka odgrywa w życiu każdego z nas. Ukazuje potrzebę uszanowania i wsparcia pracy badawczej, która daje nam ogląd na otaczający świat. Jednakże idea marszu wywołała dyskusję, czy naukowcy faktycznie powinni włączać się w działalność społeczną. W dobie niepokojącego trendu podważania konsensusu naukowego i ograniczania znaczenia naukowych odkryć musimy zapytać: czy stać nas na to, żeby nie wypowiedzieć się w obronie nauki?

W obecności prawa ignorującego dowody naukowe i zagrażającego zarówno życiu ludzkiemu jak i przyszłości świata, ludzie nauki pozostawali w milczeniu zbyt długo. Zaistniała tendencja grozi dalszym ograniczeniem możliwości naukowców do prowadzenia badań i informowania o swoich odkryciach. Stajemy przed wizją przyszłości, w której społeczeństwo nie tylko ignoruje dowody naukowe, ale wręcz stara się je całkowicie wyeliminować. Nie możemy sobie pozwolić na to, aby dłużej pozostawać w milczeniu. Musimy w zjednoczeniu wesprzeć naukę

Ustawodawstwo oparte na prawdzie naukowej nie jest kwestią ograniczoną do jednej części sceny politycznej. Ruchy antynaukowe są coraz częściej obecne w przestrzeni publicznej i szkodzą wszystkim, bez wyjątku. Nauka nie powinna służyć niczyim interesom ani też być odrzucana na podstawie osobistych przekonań. W gruncie rzeczy nauka jest narzędziem do poszukiwania odpowiedzi, dlatego jej wpływ na politykę, społeczeństwo i przewodnictwo w podejmowaniu dalekosiężnych decyzji powinny być znaczące.

Marsz dla Nauki broni integralność naukową. Jest jednak małym krokiem w procesie zachęcającym do wykorzystywania nauki w w ramach postępowania legislacyjnego. Rozumiemy, że najbardziej efektywnym działaniem dla obrony nauki jest uświadamianie i mobilizowanie społeczeństwa do docenienia i inwestowania w naukę. Takie cele mogą zostać osiągnięte poprzez edukację, komunikację i wzajemny szacunek pomiędzy naukowacami oraz ich słuchaczami.

Zbyt długo istniał rozdźwięk pomiędzy społecznością naukowców i "resztą społeczeństwa". Zachęcamy naukowców do wyjścia do ludzi, aby dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, a przez to mieć realny wpływ na ich codzienność. Namawiamy ich także do wysłuchania społeczeństwa i rozważenia swojej pracy badawczej i planów naukowych w perspektywie ludzi, którym służą.


Każdy może przeczytać na podlinkowanej przeze mnie stronie o misji tego marszu, celach, zasadach i afirmowanych wartościach. Czytając ten manifest odnoszę wrażenie, że mamy w naukowym środowisku jakąś schizofrenię. Nasuwają się bowiem następujące kwestie:

- Po co KRASP afiliuje MARSZ NAUKI, skoro poparł w całości projekt Ustawy 2.0? Czyż nie jest to w sprzeczności z częścią jej założeń? Co to za schizoidalność postaw? Szef KRASP jest za utrzymaniem nędzy finansowej w szkolnictwie wyższym, ale w tym MARSZU zamierza protestować w związku z ograniczeniem finansowania nauki, które działa przeciwko interesom naszego kraju, a nie każdego! Amerykanie jakoś sobie radzą. Niemcy też nie narzekają. Wystarczy zmienić zasady finansowania uczelni i ich kadr na odpowiadające standardom nauki a nie wygłaszanej i demonstrowanej raz w roku propagandy, by nie trzeba było wychodzić na ulice.

- Ważny postulat, by uczłowieczyć naukę nieco ośmiesza twórców tego MARSZU. Przecież KRASP uczestniczył w tym, przeciwko czemu teraz się oburza, że ponoć tego nie ma. Czy parametryzacja nauki jest jej uczłowieczeniem? Jaki ma sens zapis: "Wprowadzając naukowców do debaty publicznej, możemy pokazać, że naukowcy wywodzą się ze wszystkich środowisk kulturowych, systemów wierzeń, orientacji, płci i umiejętności". Mnie nikt nie musi wprowadzać do debaty publicznej. Dziękuję. Sam to czynię od lat. Bez łaski i bez marszu.

- Organizatorzy piszą: "Kariera w nauce powinna być opcją dla każdego, kogo fascynuje proces poznawczy". To proszę płacić tym, którzy są pasjonatami nauki, a dać instrumenty prawne do rzeczywistej rekonstrukcji uczelni państwowych w tym zakresie, by nie były one przytułkiem dla zagrożonych bezrobociem. Prof. Marek Kwiek wykazał w swoich badaniach, że w Polsce 10 proc. naukowców utrzymuje 90 proc. pozostałych kadr akademickich. Może rektorzy z KRASP zaczną wreszcie interesować się własną, a patologiczną polityką kadrową? Maszerując niczego nie zmienią.

- Organizatorzy Marszu zobowiązują się opowiadać za naukowcami, którzy ponoć są uciszani, będą chronić ich, gdy im się grozi i zapewnić im wsparcie, gdy czują, że nie mogą już służyć swoim instytucjom. Jak? Gdzie? Kiedy? Na Marszu? Jeśli KRASP przygotuje Czarną Księgę uciszanych, usuwanych z uczelni za głoszenie prawdy naukowej, to przyjmę tę deklarację z zadowoleniem. Może przyjrzą się Organizatorzy temu, co ma miejsce w PAN, MNiSW, PKA, NCN, itd.? Ale po co?

- Ważny cel Marszu: "Wyjście zza biurek to nasze wspólne działanie, aby stać się bardziej aktywnymi w naszych wspólnotach i w życiu demokratycznym." Piękne. Już widzę profesorów nauk technicznych, medycznych, przyrodniczych, ekonomicznych jak wychodzą zza biurek w powyższym celu... .

Wracam do swojej pracy naukowej, społecznej, dydaktycznej i organizacyjnej. Mam dość takiego kiczu politycznego. Marsz kojarzy mi się zbyt militarnie. Czyżby nazwa tego aktu wynika z faktu, że na wojsko wydajemy w Polsce wielokrotnie więcej niż na naukę? Dziękuję. Wolę pracę u podstaw od obłudy polityków (także ze stopniami i tytułami naukowymi) w nauce i w organach różnych władz.

A tak w ogóle, to o jakiej demokracji marzą organizatorzy Marszu i w jakim zakresie nauka jest "istotną cechą działającej demokracji"? Przecież przegłosować można dzisiaj każdy bubel i demokratycznie poprzeć awans każdego pseudonaukowca.

22 marca 2018

Komitety Wydziału I PAN Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN przerywają (z-) mowę milczenia i arogancji władz odpowiedzialnych za naukę


Z takim przesłaniem Komitet Nauk Pedagogicznych PAN otrzymał w ostatnich dniach wsparcie w sprawie, która zapewne jest już w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego przesądzona, ale nie można milczeć i zaniechać działań, bo środowisko akademickie jest przekonane, że wszystko jest w porządku a władza działa na rzecz dobra (czyjego?).

Przypominam zatem, że KNP PAN jeszcze w październiku 2017 r. przyjęło stanowisko krytyczne wobec planów naszego resortu zlikwidowania listy czasopism krajowych jako niegodnych dalszego ich preferowania punktami, które przyznał prawie 3 lata temu po raz ostatni Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych. Przyznał, i zamilkł. Wygodna to rzecz. W ten sposób można udawać, że nie ma problemu, że to jacyś nieudacznicy usiłują utrzymać punktację czasopismom naukowym wykazu B i C! Ba, nawet ośmielają się upominać redakcje powstałych kilka lat temu czasopism o przyznanie im punktów parametrycznych.

Naszym Stanowiskiem z dnia 4 listopada 2017 r. zainteresował się Komitet Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk (zajmujący w ostatniej parametryzacji w Wydziale I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN pierwszą pozycję! Drugie miejsce miał nasz Komitet) oraz Komitetu Nauk o Kulturze PAN. W piśmie do Wicepremiera Jarosława Gowina członkowie Komitetu Językoznawstwa wyrażają zaniepokojenie decyzją władz odpowiedzialnych w Polsce za rozwój nauki dotyczące polskiego czasopiśmiennictwa naukowego z dziedziny nauk humanistycznych i społecznych.

Przywołują w piśmie zaskakującą w tym zakresie decyzję władz Polskiej Akademii Nauk, które zaprzestały z rokiem 2018 dofinansowywania ze środków Akademii najważniejszych polskich periodyków językoznawczych, indeksowanych w szeregu baz o międzynarodowym zasięgu i obecnych na ministerialne liście B z liczbą 12-13 punktów (po protestach środowiska wykonanie decyzji odroczono o rok, ale samą decyzję utrzymano w mocy), teraz z kolei planuje się likwidację czasopiśmienniczej listy B.

Tzw. ministerialna lista B jest podstawową trybuną wypowiedzi polskich badaczy pracujących w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych. Czasopisma naukowe z tej listy skierowane są do trzech adresatów:

1. do rodzimego środowiska pracowników nauki w odnośnych dyscyplinach wiedzy

2. do rodzimych odbiorców spoza środowiska stricte naukowego (do wykładowców, nauczycieli, studentów, popularyzatorów wiedzy itp.) orz

3. do naukowych środowisk zagranicznych (nie tylko zresztą polonistycznych czy, szerzej, slawistycznych), w których znajomość języka polskiego jest niemała i dorównuje zainteresowaniu historią Polski, jej kulturą i językiem.

Przeprowadzona niedawno ewaluacja polskich czasopism naukowych pokazała, że wielki wysiłek ich redakcji doprowadził w ciągu ostatnich paru lat do znacznego podniesienia poziomu polskiej periodyki naukowej i wydatnego zbliżenia jej do europejskich standardów, są też polskie czasopisma językoznawcze, które same taki standard wyznaczają.

Likwidacja listy B byłaby zniweczeniem tego wysiłku, przyniosłaby trudne do zmierzenia szkody w swobodnym wewnętrznym i zewnętrznym obiegu polskiej myśli naukowej, miałaby też wymierne a fatalne skutki wizerunkowe w odbiorze Polski za granicą.

Niedawna decyzja władz PAN o zaprzestaniu finansowania ze środków DUN "Roczniak Slawistycznego" wywołała za granicą konsternację, a przedstawiciele Akademii Nauk Rosji, Ukrainy, Macedonii zdecydowali się skierować do władz PAN listy protestacyjne. (...)

Sprzeciw budzi też fakt, że o tak istotnej dla naszego środowiska naukowego sprawie, jak likwidacja podstawowej dla niego platformy wypowiedzi, środowisko to dowiaduje się drogami pośrednimi, między innymi z enuncjacji prasowych. Komitety naukowe PAN, których członkowie wybierani są w tajnych ogólnopolskich wyborach nierzadko spośród kilku tysięcy samodzielnych pracowników nauki (w wypadku Komitetu Językoznawstwa - spośród niemal tysiąca), stanowią najbardziej reprezentatywne przedstawicielstwa dyscyplin naukowych, wydawałoby się więc logiczne, że to one właśnie będą pierwszymi adresatami projektów tak radykalnych zmian i podmiotami o decydującym głosie w ich konsultowaniu; Komitety mają wszak wpisany w swoje regulaminy obowiązek działań opiniodawczych i opiniotwórczych. (...)

Komitet Językoznawstwa PAN w pełni solidaryzuje się ze stanowiskiem innych Komitetów Wydziału I PAN - Komitetu Nauk Pedagogicznych, Nauk o Kulturze, Nauk o Kulturze Antycznej, Nauk o Literaturze, Nauk o Sztuce, Komitetu Słowianoznawstwa - a także ze stanowiskiem Zarządu Polskiego Towarzystwa Kulturoznawczego w sprawie zmian w wykazie czasopism, w których zwarto apele o zachowanie ministerialnej listy B i odejście od pomysłu wiązania parametryzacji z funkcjonowaniem bazy SCOPUS.

Komitet Językoznawstwa PAN podziela zdanie, że zignorowanie argumentacji zawartej w tych apelach będzie miało - i w krótszej, i w dłuższej perspektywie - trudne do odwrócenia a groźne dla naszej nauki i społeczeństwa skutki".


Przypominam niektóre teksty na ten temat:

Stanowisko Komitetu Nauk Pedagogicznych w sprawie projektowanej likwidacji wykazu B czasopism punktowanych

Redaktorzy ogólnokrajowych czasopism naukowych z wykazu B - MNiSW apelują do ministra i posłów!

Po co "Raport o czasopismach naukowych" ?

Komitet (częściowej) Dewaluacji Jednostek Naukowych?

PAN wycofał się z decyzji o zaprzestaniu finansowania tylko niektórych czasopism naukowych

Czyżby minister miał zamiar wykupić niektórym czasopismom z wykazu B MNiSW miejsca na liście A (JCR) ?


21 marca 2018

Rząd przyjął projekt ustawy 2.0


Wczorajsze komunikaty o przyjęciu przez rząd projektu Ustawy 2.0, którą przygotował zespół ministra nauki i szkolnictwa wyższego dr. Jarosława Gowina czeka jeszcze sejmowa ścieżka legislacyjna. Ta zaś może mieć różne uwarunkowania, bowiem to, co rzekomo poparła większość ciał rektorskich i organów doradczych władzy może zostać poddane solidnej weryfikacji. Niewątpliwie będzie to też sprawdzian perswazyjnej mocy premiera rządu, który obejmując urząd zobowiązał się do poparcia reform w szkolnictwie wyższym i nauce.

Nikt nie twierdzi, że takie nie są potrzebne. Wielokrotnie o tym pisałem, a media zasypywane są najróżniejszymi komentarzami, opiniami, sprawozdaniami z konsultacji, debat, konferencji i stanowisk różnych organów władz i jednostek akademickich, stowarzyszeń, związków zawodowych itp. Sprzeczności w tym jest wiele, a jeszcze więcej tętniących podskórnie konfliktów na skutek niezadowolenia także zwolenników zmian.

Wczoraj minister J. Gowin przyznał, że pracownicy naukowo-dydaktyczni publicznych szkół wyższych, uniwersytetów, akademii i politechnik nie mają co marzyć o jakichkolwiek środkach finansowych, które są konieczne dla urealnienia projektu reform. W wywiadzie udzielonym w programie "Money" minister pytany ws. podwyżek dla nauczycieli akademickich, ujawnił, że jest po rozmowach w tej kwestii z premierem Morawieckim oraz minister Czerwińską. - Rozmawialiśmy o tym wzroście nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Kwestie podwyżek na razie odłożyliśmy.



Tymczasem doktorant otrzymuje płace na niższym poziomie niż pracownik dyskontu. Zresztą, co ministra obchodzą płace naukowców. -Zobaczymy, jak będzie się rozwijać nasza gospodarka, jaka będzie realizacja budżetu". Takie komunikaty słyszymy od lat, więc możemy przypuszczać, że jak akademicy zagłosują w wyborach na PIS, to mogą liczyć na ewentualną łaskę i sypnięcie groszem pod stół.

Jeśli ustawa zostanie przyjęta w przedłożonej wersji przez Sejm, to część regulacji wejdzie w życie już od 1 października 2018 r. Zacznie się szybka ścieżka nowych tzw. "docentów marcowych", bowiem likwidując uprawnienia dotychczasowych jednostek do nadawania stopni naukowych wraz z przekazaniem ich bez jakichkolwiek minimów kadrowych uczelniom podwyższy status także tym, którzy pogrążą polską naukę w ignorancji i bylejakości. Czyż nie o to tu chodzi?

Większe wymagania doktorantom mają zatem stawiać także ci doktorzy, którzy nie powinni mieć dyplomu magistra czy inżyniera, bo taki jest niestety poziom części akademickiego środowiska w wielu dziedzinach nauk. MNiSW nie wycofuje się z habilitacji, by uspokoić konserwatywne skrzydło akademickie, ale zarazem "diabłu daje ogarek" w formie zatrudniania na stanowisku profesora uczelni osób ze stopniem doktora. Miało to miejsce w latach 1997-2005 r. w państwowych i niepublicznych wyższych szkołach, gdzie niemalże każdy doktor miał stanowisko profesora. Do dziś mamy takich wśród kanclerzy czy prezydentów uczelni. I co? Dno.

Ma też zniknąć limit 9 lat na uzyskanie po doktoracie stopnia doktora habilitowanego. Osoby kierujące prestiżowymi grantami badawczymi o renomie międzynarodowej będą mogły ten stopień uzyskać bez odrębnej procedury. Bardzo dobrze. Tylko po co? Nie lepiej mianować ich profesorami tytularnymi?

Wraca do szkolnictwa wyższego lustracja, która ponoć jest ważniejsza od wszystkich innych regulacji, skoro i tak nie ma na nie pieniędzy. Projekt Ustawy 2.0 przewiduje, że nauczyciel akademicki, który pracował w organach bezpieczeństwa, współpracował z nimi lub odbywał w nim służbę między 1944 a 1990 r., nie będzie mógł otrzymać tytułu profesora, nie będzie też mógł być rektorem, członkiem takich gremiów jak rada uczelni, kolegium elektorów, czy senat ani pełnić funkcji w ogólnopolskich instytucjach szkolnictwa wyższego i nauki. Bardzo dobrze. Ciekawe, czy to też będzie dotyczyło szkół prywatnych i państwowych wyższych szkół zawodowych, bo w nich aż roi się od b. tajnych współpracowników SB z okresu PRL?

Podobno ma być jeszcze wysłuchanie publiczne przedłożonego projektu, co w świetle wprowadzanych w kraju nowych regulacji wydaje się mało realne i skuteczne. Cieszy fakt, że minister J. Gowin podziękował za udział w dotychczasowych debatach i konsultacjach wszystkim uczestnikom, także krytykom projektu.