22 stycznia 2018

"Trochę filozof, a trochę czarodziej, ktoś w rodzaju szamana"



To cytat z książki Roberta Fulghuma pt. "Wszystkiego, co naprawdę muszę wiedzieć, dowiedziałem się w przedszkolu" ("All I Really Need to Know I Learned in Kindergarten",
Villard Books, New York 1988):

„W fabryce bajek mojej fantazji wyobrażam sobie, że gdybym miał dziadka, byłby stary, mądry i naprawdę wspaniały. Trochę filozof, a trochę czarodziej, ktoś w rodzaju szamana”. Idealnie trafia w istotę docenienia roli nie tylko dziadków, ale kto wie, czy nie przede wszystkim babć, bo to one stanowiły o tym, co jest w rodzinie najważniejsze.

Prawdopodobnie od 1964 roku obchodzimy w Polsce w dniu 21 stycznia Dzień Babci, zaś nieco później, bo dopiero na początku lat 80. XX w. pojawił się też Dzień Dziadka, który przypadł na 22 stycznia. Podobno pomysł utworzenia tak rodzinnego święta został zainicjowany przez redakcję wysokonakładowego tygodnika "Kobieta i Życie", by w ten sposób uhonorować aktorkę Mieczysławę Ćwiklińską. Podziwiano tę aktorkę za jej teatralną rolę babki w spektaklu Alejandro Casona pt. „Drzewa umierają stojąc”. Niektórzy doszukują się korzeni tego święta w zwyczajach amerykańskich i kanadyjskich rodzin, w których celebruje się je łącznie (National Grandparents Day) w pierwszą niedzielę września po Święcie Pracy. Tego typu okolicznościowe święto nie ma jednak międzynarodowego charakteru, aczkolwiek obchodzone jest w niektórych krajach.

W Polsce zostało bardzo dobrze przyjęte przez społeczeństwo, w tym środowisko pedagogów przedszkolnych, dla których stało się znakomitą okazją do poszerzenia współpracy z domem rodzinnym dzieci o tak wyjątkowych opiekunów. Dzień Babci i Dziadka w tych placówkach obchodzony jest łącznie z taką samą radością i twórczym zaangażowaniem jak Dzień Dziecka, Dzień Matki czy Taty.  Dziadkowie bowiem wykazują największe zainteresowanie i troskę o najmłodsze pociechy, kiedy rodzice są zajęci własną pracą zawodową. To babcia lub dziadek najczęściej odprowadzają maluchy do przedszkola i przyprowadzają z niego do domu, zostają z nimi w czasie choroby czy oświatowych ferii, kiedy są już na emeryturze, wolni od zawodowych stresów i ustawicznego braku czasu. Potrafią wsłuchać się w potrzeby wnucząt towarzysząc im w realizacji celów bliskich i dalekich, we wspólnym poznawaniu otoczenia,  wspinając się z nimi po górach czy spacerując po parku, ucząc jazdy na rowerze czy pływania w basenie.


Nikt w otoczeniu małego dziecka nie zna lepiej od dziadków telewizyjnych bajek czy znaczenia dziecięcych kolekcji kamyków, muszelek czy koników Pony. Wspólne przeżycia, zabawy, rozmowy, uczenie nowych umiejętności sprzyjają wyjątkowej i odwzajemnianej miłości, solidarności, lojalności oraz zrozumieniu. W kontaktach dziadka z wnukiem stają się możliwe partnerskie interakcje, międzypokoleniowa przyjaźń, ontologiczna równość, szczerość i otwartość. Subtelny urok wzajemnych relacji staje się pomostem między pedagogiką przymusu a pedagogiką swobody, o którą coraz silniej dopominają się dzieci. Bywa, że są wzajemnie w czymś bezradni lepiej się dzięki temu rozumiejąc i wspomagając zarazem. W dobie nowych mediów to wnuki wprowadzają dziadków w świat elektronicznej komunikacji i wirtualną rzeczywistość.

Właśnie dlatego bezgranicznie kocha się babcię i dziadka, bo oni pozwalają na więcej niż rodzice, ale i potrafią skuteczniej wyegzekwować od maluchów, by przestrzegały higieny, odpowiednio się odżywiały, poznawały normy i zwyczaje, które zbliżają ludzi do siebie. Dziakowie obdarzają wnuki wyjątkową miłością stanowiąc bezcenną dla nich pomoc we wsparciu osobistego rozwoju. Potrafią łączyć życiową mądrość z wyjątkową tolerancją na te zachowania wnucząt, które drażnią rodziców. Komu, jak nie dziadkom powierza się swoje najgłębsze tajemnice, troski, nadzieje czy  zmartwienia?  


Tak jak dzieciom potrzebni są w ich rozwoju dziadkowie, tak też w życiu  najstarszych członków rodziny wnuki nadają im nowy sens życia opóźniając proces fizycznego i umysłowego starzenia się. Stają się dla nich szansą na pokonywanie kryzysu upływającego wieku życia, odczuwalne słabości ciała oraz nieuniknioność problemów emocjonalnych np. poczucia zagubienia, osamotnienia czy prawdziwego niepokoju. To wnuki i prawnuki przełamują u dziadków poczucie stagnacji, rutyny czy braku pasji, sprzyjają zerwaniu z zamknięciem się w sobie czy wytwarzają u nich „energię motywacyjną”. Dzień Babci i Dziadka jest znakomitą okazją do wyrażenia przez najmłodszych członków rodziny wdzięczności za ich tak wieloraką OBECNOŚĆ, która jest im bezinteresownie odwzajemniana nie tylko od święta np. w Dniu Dziecka.

W XXI wieku to uniwersytety stały się łącznikiem wszystkich pokoleń. Tak wnuki, jak ich dziadkowie korzystają z autoedukacyjnych ofert laboratorium kultury jakim jest Uniwersytetu Dziecięcy i Uniwersytet Trzeciego Wieku. Uczestnicząc w zajęciach mogą wzajemnie pochwalić się indeksem wraz z odnotowanymi w nim osiągnięciami: wnuki - w zakresie nowej wiedzy i umiejętności, a dziadkowie - w samoodnowie i eksploracji możliwego powrotu do dzieciństwa. Wszyscy doświadczają wartości związane z kształceniem, a to przecież ma służyć także rewizji i/lub  wzmocnieniu własnej tożsamości.  Dzień Babci i Dziadka jest doskonałą okazją do refleksji nad sensem tego, co już przeżyliśmy, i tego, co jeszcze jest przed nami.

21 stycznia 2018

Nieodpowiedzialna wypowiedź JM Rektora Uniwersytetu Pedagogicznego im.KEN w Krakowie


Jak tu pogodzić zawyżoną autoreklamę Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie z wypowiedzią JM Rektor dla miesięcznika "Forum Akademickie", w którym zaprzecza rzekomo wybitnym osiągnięciom tej Uczelni? Sztandarowym wydziałem tego Uniwersytetu powinien być Wydział Pedagogiczny, ale... nie jest, a nawet - jak sam Magnificencja stwierdza - przynosi tej Uczelni wstyd, bo za ostatnie 5 lat uzyskał ponoć kategorię C.

W wyniku przeprowadzonej oceny parametrycznej aż cztery wydziały Uniwersytetu Pedagogicznego otrzymały kategorię A: Wydział Humanistyczny, Wydział Filologiczny, Wydział Geograficzno-Biologiczny oraz Wydział Sztuki, natomiast z dwóch pozostałych JM Rektor publicznie skrytykował tylko Wydział Pedagogiczny mówiąc:

"W tym roku otrzymał kategorię C, tymczasem powinien być co najmniej bardzo dobry, a właściwie powinien to być najlepszy wydział pedagogiczny w Polsce."

To zdumiewające, że Rektor Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie widzi źdźbło trawy w obcym oku, a nie widzi belki we własnym. Nie ujawnia drugiego Wydziału, który nie uzyskał oceny A, bo prawdopodobnie zabrakło mu argumentów, żeby złożyć na to środowisko publiczną krytykę. Dlaczego nie ośmielił się skrytykować uczonych z Wydziału Matematyczno-Fizyczno-Technicznego za to, że mają kategorię B?

Dlaczego JM nie wypowiada się na temat upadku czy lichej kondycji nauk ścisłych w "swojej" Uczelni? Toż to byłoby niedopuszczalne. Jakże to krytykować matematyków, fizyków, inżynierów, skoro to oni reprezentują Science?

Co innego krytykować pedagogikę w Polsce! Tak, tu można wylać wszelkie pomyje tak, jakby było się ekspertem do spraw tej dyscypliny naukowej. JM prof. dr hab. Kazimierz Karolczak jest z wykształcenia historykiem, profesorem w dziedzinie nauk humanistycznych, więc wydaje mu się, że zna się na pedagogice. Na pedagogice zna się każdy w naszym kraju, podobnie jak na medycynie.

Nie bronię w tym miejscu Wydziału Pedagogicznego na UP w Krakowie, bo w istocie od kilku lat przechodzi poważny kryzys kadrowy, a przekierowywane do JM Rektora donosy na obecną kadrę jakoś nie poskutkowały stosowną interwencją. Odeszło z tej jednostki kilku profesorów tytularnych w tzw. kwiecie wieku, a pozostali... no właśnie. Tu Rektor UP nie zamierza uderzyć się we własne piersi, czy skrytykować swojego poprzednika, który do tego "upadku" doprowadził!

Nie wtrącałbym się w tę analizę, gdyby JM nie zabrał głosu w kwestii, o której nie ma zielonego pojęcia. Mówi bowiem co następuje:

Polska pedagogika wypadła w tej ocenie źle. Są po temu trzy powody.

Pedagogika przeżywa kryzys związany z brakiem konfrontacji międzynarodowej i niewyznaczeniem nowych kierunków badań.

Kolejnym jest przekonanie, że skoro jest mnóstwo studentów, to wystarczy skoncentrować się na dydaktyce. Nadal mamy po 4-5 kandydatów, a głównie kandydatek, na miejsce. Pedagogika uchodzi za łatwy kierunek studiów. Na naszym uniwersytecie pedagogika była jednym z dwóch wydziałów, który przysporzył problemów w finansowaniu. Na początku roku otrzymaliśmy pomniejszoną dotację z powodu przekroczenia liczby studentów na pracownika. To dotyczy zresztą także innych uczelni pedagogicznych.

Trzecia przyczyna to turystyka za stopniami naukowymi. Polscy pedagodzy upodobali sobie uzyskiwanie ich na Słowacji, podobnie zresztą teolodzy. Kiedy zostałem rektorem, powiedziałem, że nie zatrudnię nikogo z habilitacją z Rużomberka. I nie zatrudniam, mimo wygrywania przez takie osoby konkursów. Niestety, nie jest możliwe rozstanie się z osobami zatrudnionymi wcześniej, które zrobiły tam stopnie naukowe.


Ciekaw jestem , co by JM powiedział, gdybym stwierdził, że polska historia wypadła w ocenie źle, bo są takie wydziały w kraju, które nie otrzymały kategorii A? Czy też wolno byłoby mi zastosować generalizację z dużym kwantyfikatorem? Jako historyk uczył się logiki i powinien wiedzieć, czy wolno na podstawie tej jednostki wnioskować o sytuacji pedagogiki w Polsce?!! Może JM wreszcie zainteresuje się tym, czym jest pedagogika jako nauka i przestanie przerzucać skandaliczne błędy własnego kierownictwa na całe środowisko akademickiej pedagogiki!

Polska pedagogika nie ma nic wspólnego z przyzwoleniem rektora Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie na finansowe patologie w nadzorowanej przez niego jednostce, a także nie ma żadnego wpływu na zatrudnianie w na tym Wydziale docentów i profesorów ze słowackimi dyplomami!!! Panie Rektorze, dziękuję w imieniu polskiej pedagogiki za odsłonę tego związku między słowackimi docenturami i profesurami a niską efektywnością badań naukowych na Wydziale w Uczelni, za którą Pan odpowiada wraz z Senatem!

Czy zatem ocena wyróżniająca przyznana przez Polską Komisję Akredytacyjną Wydziałowi Pedagogicznemu UP w Krakowie za jakość kształcenia była "załatwiona", "po znajomości", skoro JM twierdzi, że pedagogika jest tam łatwym kierunkiem studiów? Może JM Rektor sprawi, by pedagogika na tak szacownym Uniwersytecie nie była najłatwiejszym do studiowania kierunkiem kształcenia! Co ma z tym wspólnego polska pedagogika???


Proszę jednak skupić się na własnym podwórku i nie wprowadzać w błąd opinii publicznej. To Pan jako rektor zatrudnia nauczycieli akademickich a nie polska pedagogika! To Pan powinien odpowiadać za politykę kadrową i finansową w tej Uczelni, a nie polska pedagogika.

JM Rektor UP stwierdza: Wyrośliśmy jako uczelnia pedagogiczna i taką pozostajemy, bo w Krakowie to jest jedyne miejsce, jakie możemy mieć. Tak jest. Patron Uniwersytetu - Komisja Edukacji Narodowej zobowiązuje także JM Rektora do rzetelnych wypowiedzi i ocen na temat pedagogiki w kraju.

20 stycznia 2018

Ewaluacja osiągnięć naukowych w postępowaniach habilitacyjnych


Bardzo mi się podoba udostępnienie przez dra hab. Emanuela Kulczyckiego prof. UAM w Poznaniu rozprawy doktorskiej pani dr Ewy A. Rozkosz pt. Ewaluacja osiągnięć naukowych w postępowaniach habilitacyjnych. Kryteria oceny a praktyki ewaluacyjne w naukach humanistycznych i społecznych. Dysertacja została obroniona na Wydziale Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu na początku stycznia 2018 r., w dziedzinie nauki humanistyczne, w dyscyplinie bibliologia i informatologia.

Praca jest bardzo interesująca a z jej treścią powinni zapoznać się wszyscy samodzielni pracownicy naukowi, szczególnie osoby odpowiedzialne w uczelniach za postępowania naukowe. Ufam, że przeczytają ją także członkowie Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów.

Na szczęście, co zdarza się rzadko, promotor udostępnił rozprawę , dzięki czemu możemy ją przeczytać zanim ukaże się w wersji drukowanej. Uważam, że warto wydać taką pracę, bowiem każde badanie dotyczące postępowań naukowych zasługuje na uwagę. Otrzymujemy w tym przypadku nową wiedzę o kluczowych w nauce dokumentach, jakimi są recenzje osiągnięć naukowych habilitantów.

Podjęcie tego zagadnienia jest tym bardziej cenne, że w Polsce od kilkunastu lat ścierają się ze sobą zwolennicy dwóch „frontów” akademickich: ci, co są za tym, aby nadal obowiązywała habilitacja oraz przeciwni temu stopniowi naukowemu. Autorka nie wchodzi na pole akademickiej walki, ale w jakiejś części może jej praca posłużyć do tego, by politycy dokonali wyboru „ZA” lub „PRZECIW”.

Rozprawa jest nam udostępniona we właściwym momencie, gdyż trwają właśnie dyskusje o konieczności przyspieszenia zmian w polskiej nauce, a MNiSW przygotowuje projekt Ustawy 2.0, która ma upełnomocnić przeprowadzenie kolejnej reformy w szkolnictwie wyższym i nauce.

Autorka dysertacji pisze we wstępie, że celem jej pracy było (...) pokazanie dyscyplinarnej różnorodności i podobieństw w praktykach recenzenckich w ramach ewaluacji osiągnięć naukowych w postępowaniach habilitacyjnych z zakresu nauk humanistycznych i społecznych. Wprawdzie nie badała praktyk recenzenckich tylko ich wytwory, jakimi były zamieszczone na stronie Centralnej Komisji recenzje w 300 postępowaniach habilitacyjnych w pięciu dyscyplinach naukowych: ekonomia, językoznawstwa, prawa, psychologia i teologia, ale mimo to odczytuje w nich interesujące dane.

Analizą ilościową objęła wybrane dane o postępowaniach habilitacyjnych ze wszystkich obszarów wiedzy (N = 3695), natomiast analiza jakościowa dotyczyła recenzji z w/w pięciu dyscyplin naukowych z obszaru nauk humanistycznych i obszaru nauk społecznych (N = 300) poszukując w ich formie i treści odpowiedzi na pytanie: Jakie są wzory praktyk recenzenckich w różnych dyscyplinach?

Znajdziemy w tej rozprawie odpowiedź na pytania:

(1) Jaka jest charakterystyka ilościowa postępowań habilitacyjnych?

(2) Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych argumentują ocenę osiągnięć naukowych i konkluzję?

(3) Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych używają kryteriów oceny osiągnięć naukowych wskazanych w aktach prawnych?

(4) Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych używają metod bibliometrycznych w ewaluacji osiągnięć naukowych?


Nie będę zdradzał wyników tych badań, bo każdy zainteresowany znajdzie w tej rozprawie coś interesującego dla siebie.

Prawnicy dowiedzą się, że Porządek ministerialny zobowiązuje do stosowania wskaźników bibliometrycznych zgodnie z regułami, opisanymi w obowiązujących aktach prawnych regulujących procedurę habilitacyjną (ustawie i rozporządzeniach). (...) Zgodnie z obowiązującą ustawą, określającą zasady postępowania habilitacyjnego oraz towarzyszącymi jej aktami wykonawczymi, recenzenci powinni użyć trzech wskaźników bibliometrycznych w ewaluacji osiągnięć naukowo-badawczych. Te wskaźniki to, jak już wspomniałam, SumIF, liczba cytowań i indeks Hirscha..

W innym miejscu rozprawy przeczytają:

Te porządki nie są literalnie ujęte w przepisach prawa, a stanowią wynik rekonstrukcji źródeł zasad wyznaczających zasady habilitacji w zakresie interpretacji tego, co oznacza spełnienie kryterium. Zatem jeden recenzent może uznać, że wyższa od zera wartość danego wskaźnika bibliometrycznego spełnia kryterium, natomiast drugi recenzent może uznać, że do spełnienia kryterium konieczne jest uzyskanie wartości równej 5 (np. indeksu Hirscha = 5). Pozostawienie swobody pozwala recenzentowi na ocenienie wartości wskaźnika i na tej podstawie stwierdzenie, czy kryterium zostało spełnione z uwzględnieniem kontekstu danej dyscypliny, w szczególności przyjętych w tej dyscyplinie praktyk publikacyjnych oraz właściwej jej kultury cytowań.

Słusznie zatem uświadamia nam wszystkim to, o czym pisał w komentarzu do Ustawy b. sekretarz Centralnej Komisji prof. Hubert Izdebski, że w powyższej kwestii nie ma porządku ministerialnego i nie ma żadnego zobowiązania prawnego do tego, by recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych rozstrzygali o tym, czy ktoś może uzyskać stopień naukowy dra hab. na podstawie wskaźników bibliometrycznych, czy też nie.

Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Była minister Barbara Kudrycka nie ustanowiła żadnych kryteriów bibliometrycznych, tylko sformułowała postulaty, na co recenzenci mogliby zwrócić uwagę oceniając osiągnięcia naukowe, dokonania organizacyjne i dydaktyczne kandydatów do awansu naukowego po uzyskaniu stopnia doktora.

W Rozporządzeniu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 1 września 2011 r. w sprawie kryteriów oceny osiągnięć osoby ubiegającej się o nadanie stopnia doktora habilitowanego (Dz. U. 2011, nr 196, poz. 1165)nie ma żadnych bibliometrycznych wskaźników. Nie ma w tym rozporządzeniu minimalnych norm bibliometrycznych, których uzyskanie pozwoliłoby na rozstrzygnięcie, czy można wystąpić z wnioskiem o wszczęcie postępowania habilitacyjnego, czy też nie oraz jaka liczba i jakość (także wydawnictw) publikacji odpowiada minimalnej liczbie koniecznych do uzyskania punktów parametrycznych!

To zatem, czy habilitant ma indeks Hirscha=0 czy 20 nie ma z prawnego punktu widzenia żadnego znaczenia i nie może być argumentem do negowania jego osiągnięć naukowych. Habilitant nie musi spełnić żadnego z kryteriów, gdyż ustawodawca zobowiązuje go do spełnienia wymagań, a tymi są osiągnięcia naukowe. W przypadku nauk humanistycznych i społecznych stanowią je publikacje naukowe.

Pani dr Ewa A. Rozkosz wprowadza zatem czytelników w błąd pisząc: Recenzenci są zobowiązani do stosowania kryteriów przy ocenie osiągnięć. Ustawodawca wprost zobowiązał recenzentów do oceny, czy osiągnięcia spełniają kryteria. Tym samym zobowiązał ich do ewaluacji tych osiągnięć. Ewaluacja jest więc w postępowaniu habilitacyjnym procesem oceny, polegającym na sprawdzaniu spełniania kryteriów. Różni się ona tym od oceny, że jej rezultat powinien jasno wskazywać, czy kryterium zostało spełnione czy też nie.

Sama sobie zaprzecza, kiedy w założeniach badawczych pisze:

Wykaz kryteriów można zatem traktować jako matrycę stosowaną przy ewaluacji osiągnięć habilitanta, w której rozstrzygnąć trzeba, czy poszczególne kryteria są spełnione, jednakże niespełnienie części kryteriów nie musi skutkować negatywną oceną osiągnięć pod kątem ich znacznego wkładu w rozwój dyscypliny naukowej lub negatywną oceną aktywności naukowej.

Nie tylko pani doktor ma z tym problem, bo dziekani niektórych jednostek naukowych załączają recenzentom do umowy o dzieło formularz, w którym członkowie komisji habilitacyjnej mają odnotować, czy każde z kryteriów zostało spełnione i w jakim zakresie. To jest niezgodne z prawem. Kryteria oceny nie są bowiem wymogami, które muszą być spełnione przez habilitantów.

Jest jeszcze jedna kwestia prawna, która została przez autorkę tej pracy poruszona w niewłaściwy sposób.
Błędne, bo niezgodne z obowiązującym prawem, jest następujące stwierdzenie:

„W 2011 r. ustawodawca wprowadził udogodnienia dla osób, które posiadają stopień doktora, a także odpowiednie osiągnięcia zdobyte podczas wcześniejszej pracy za granicą, w tym doświadczenie w kierowaniu zespołami badawczymi. Takie osoby mogą uzyskać uprawnienia równoważne z uprawnieniami doktora habilitowanego, nie wszczynając postępowania habilitacyjnego, tylko dzięki decyzji rektora uczelni, stanowiącej miejsce ich zatrudnienia. Jednakże uprawnień, wynikających z art. 21a, nie można przenosić między uczelniami. Wystarczają one jednak (jako substytut habilitacji) do występowania z wnioskiem o nadanie tytułu profesora”.

Otóż, decyzja rektora o tym jeszcze nie stanowi, gdyż musi ona uzyskać akceptację Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. Z postępowań, które mają miejsce w każdej sekcji CK wynika, że większość takich wniosków nie jest zatwierdzana, gdyż rektorzy - głównie szkół prywatnych - składają lub potwierdzają fałszywe oświadczenia o rzekomym kierowaniu przez doktora poza granicami kraju zespołem badawczym albo/i o posiadaniu przez niego wybitnych osiągnięć naukowych.

To są jedynie sprostowania, które warto wziąć pod uwagę czytając tę interesującą dysertację czy przygotowując ją do druku. Każdy zainteresowany może zapoznać się nie tylko z jej treścią, ale także recenzjami z tego postępowania, gdyż są one dostępne na stronie Wydziału Humanistycznego UMK w Toruniu.

Doktoranci mogą uczyć się od pani Ewy A. Rozkosz nie tylko tego, w jaki sposób konstruować własny projekt badawczy, ale także jak przedstawić go w rozprawie, by wyeliminować wątpliwości dotyczące wiarygodności uzyskanych danych.

Autorka znakomicie porusza się w literaturze z naukoznawstwa, jak i w zakresie bibliologii, o czym wypowiadają się w superlatywach recenzenci. Może mieć zatem poczucie satysfakcji z wykonanych zadań badawczych niezależnie od powyższych kwestii prawnych. W gruncie rzeczy dzięki tym badaniom możemy zorientować się, z jakimi problemami spotkają się przewodniczący komisji habilitacyjnych (o ile jeszcze takowe pozostaną), jeśli będą musieli rozstrzygać o spełnieniu wymagań na podstawie właściwie skonstruowanych wskaźników bibliometrycznych.

Bardzo ciekawa jest analiza jakościowa 300 recenzji, w części dotyczącej przyjętych przez autorkę ram analitycznych, które wykorzystała w analizie danych. Mnie najbardziej zaciekawiła pierwsza rama analityczna dotycząca argumentacji recenzentów. Jak pisze E.A. Rozkosz:

Pierwsza rama jest przeznaczona do analizy argumentacji recenzentów w ocenie osiągnięć naukowych i konkluzjach. Podstawa drzewa kodowego (kody: „Ocena pozytywna”, „Ocena negatywna”, „Konkluzja pozytywna”) powstała na podstawie pytania badawczego: Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych argumentują ocenę osiągnięć naukowych i konkluzję? Przyjęłam dwa założenia. Po pierwsze, założyłam, że recenzenci będą jednoznacznie orzekać o jakości poszczególnych osiągnięć habilitanta i że będzie tym samym możliwe zakodowanie fragmentów, w których ocena osiągnięć jest pozytywna lub negatywna.

Nie zdradzam już więcej danych z tej rozprawy. Gratuluję Autorce i Promotorowi.