19 stycznia 2018

Czemu lub komu służą konferencje naukowe?



Pisze do mnie profesor pedagogiki na temat dość powszechnej praktyki stosowanej podczas organizowania konferencji naukowych w naszym kraju. Zwraca uwagę na zjawisko, które staje się coraz bardziej powszechne, a jest swoistego rodzaju kupowaniem kota w worku. Jednostki organizacyjne szkół wyższych rozsyłają gdzie tylko się da informacje, komunikaty o organizowanych konferencjach. Najważniejszą w nich informacją jest ... opłata konferencyjne, która jest bardzo wysoka.

Kiedy chcę zakupić jakąś usługę, to jednak najpierw sprawdzam, czy odpowiada ona moim potrzebom, oczekiwaniom, weryfikuję jej jakość ze względu na konieczne normy, jakie powinna spełniać. Tymczasem organizatorzy konferencji rozsyłają informację o wiodącym temacie, miejscu i okresie jej przebiegu oraz obowiązku wniesienia opłaty. Program konferencji jest konstruowany na podstawie liczby zgłoszeń osób i spośród części także zaproponowanych przez nie tematów wystąpień.

Zainteresowany wysyła abstrakt wystąpienia, ale organizatorzy nie są w stanie przedstawić mu nawet ramowego programu konferencji (wbrew wcześniejszym zapowiedziom), natomiast upominają się o "terminowe" uiszczenie opłaty konferencyjnej. Dla wielu osób przesądzony jest udział w tej czy innej konferencji, gdyż muszą wykazać się aktywnością w zakresie upowszechniania wyników własnych badań. Wpłacą, pojadą, wysłuchają lub/i wygłoszą referat i powrócą do domu.

Jest w tym poważna ułomność życia naukowego. Oprócz pomysłu, organizatorzy nie są w stanie niczego zaoferować, chociaż konferencja ma trwać kilka dni. Komu zatem i czemu służą tak organizowane konferencje naukowe? Wydaje się, że lokowane są w tym przypadku różne oczekiwania tak ze strony organizatorów, jak i uczestników. Z perspektywy organizatorów konferencje mogą służyć do:

1. świętowania rocznicy ważnych wydarzeń, czyjegoś jubileuszu, tym samym towarzysząca temu konferencja stanowi uhonorowanie owych podmiotów. Tego typu konferencje najczęściej nie mają otwartego charakteru, a nawet stanowią prestiżową okoliczność do spotkań z szacownymi postaciami świata nauki;

2. autoafirmacji jednostki (organizatora konferencji) - wówczas nie ma znaczenia, jaki jest jej temat. Ważne, by ktokolwiek chciał przyjechać i cokolwiek wygłosić, żeby można było odnotować na stronie szkoły czy jej jednostki. W sprawozdaniach m.in. dla PKA - informacja o przeprowadzonych konferencjach zastępuje brak prowadzenia badań naukowych i pracy z kadrą. W regulaminach oceny pracowników wskazuje się na powinność uczestniczenia jakichkolwiek konferencjach, bo przecież i tak nikt nie weryfikuje ich merytorycznej zawartości oraz sensowności poniesionych kosztów;

3. wykreowania nowej subdyscypliny naukowej lub przedmiotu badań - monotematyczne konferencje stanowią rzeczywisty wkład ich uczestników w wymianę wyników własnych badań. Tu spotykają się pasjonaci, specjaliści z danej problematyki, których bardzo interesuje to, co mają do powiedzenia inni oraz jak postrzegają i oceniają ich dokonania;

4. spotkań towarzyskich, by pod szyldem konferencji móc odbyć istotne konsultacje, przeprowadzić rozmowy w sprawach akademickich czy innych;

5. turystycznych doświadczeń. Korzystają z tego osoby, które za główny cel swojej aktywności przyjęły zwiedzanie świata, toteż włączają się do różnych programów wymiany międzynarodowej, z których nic nie wynika dla nauki, ani dla ich indywidulanego wkładu w naukę.

Ciekawe, że rozwój technologii komunikacyjnej wcale nie zmniejsza liczby bezpośrednich spotkań, debat naukowców w kraju i w sferze wymiany międzynarodowej. Podróżujemy z jednego końca kraju czy świata na drugi. Na Zachodzie Europy dyskutuje się o digitalizacji nie tylko kształcenia, ale i prowadzenia badań naukowych oraz upowszechniania ich wyników w modelu 4.0.

18 stycznia 2018

Członek komisji habilitacyjnej


Nie tylko habilitanci mają problem ze zrozumieniem roli CZŁONKA KOMISJI HABILITACYJNEJ, którego powołuje Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów. Także ci samodzielni pracownicy naukowi, którzy otrzymują stosowne powołanie do tej roli nie wiedzą, jak ją pełnić poszukując informacji i jurydycznych regulacji. Pisałem o tym w książce "Habilitacja", są bardzo dobre komentarze prof. Huberta Izdebskiego do Ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym, przy czym te ostatnie są wyraźnie adresowane przede wszystkim do nauczycieli akademickich i pracowników naukowych uczelni oraz do gremiów posiadających uprawnienia do nadawania stopni naukowych.

Komisja habilitacyjna nie jest organem nadających stopień naukowy, ale rada jednostki, która posiada właściwe uprawnienie. W składzie komisji habilitacyjnej jest 3 recenzentów, którzy są zobowiązani do przedłożenia dziekanowi wydziału (czy jeśli uprawnienie ma instytut - to dyrektorowi instytutu) pełnej i rzetelnej oceny osiągnięć naukowych kandydata do stopnia naukowego doktora habilitowanego, a po przyjęciu recenzji przez dziekana/dyrektora instytutu - wszystkim członkom komisji habilitacyjnej.

Centralna Komisja może wnioskować do rady jednostki akademickiej o zmianę wskazanego przez nią członka komisji czy recenzenta, jeżeli nie odpowiada temu kryterium. Takie postępowanie ma miejsce już od kilku lat, co czasami budzi zdumienie wśród władz jednostek rekomendujących Centralnej Komisji trzech członków (sekretarza, recenzenta i członka komisji), gdyż nadal panuje przekonanie o nieznaczącej roli członka komisji.

Istotny jest zapis z rozporządzenia MNiSW z dnia 26 września 2016 r. w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodzie doktorskim, w postępowaniu habilitacyjnym: "§ 14.2. W skład komisji habilitacyjnej nie może być powołana osoba, w stosunku do której zachodzą uzasadnione wątpliwości
co do jej bezstronności." Wielu akademików uważa, że członkiem komisji habilitacyjnej może być każdy samodzielny pracownik naukowy, bez względu na to, czy jest ekspertem, specjalistą przedstawicielem danej dyscypliny i subdyscypliny naukowej, czy też nie.

Niestosowne jest rekomendowanie przez jednostki pracy eksperckiej w komisji habilitacyjnej samodzielnych pracowników, którym chce się w ten sposób zapewnić formalny udział w postępowaniach habilitacyjnych czy ze względu na jakieś pozamerytoryczne okoliczności. Członkiem komisji habilitacyjnej nie może być osoba, która jest przełożoną habilitanta, współpracownikiem w tej samej jednostce (zakładzie, katedrze), promotor czy recenzent na wcześniejszym etapie rozwoju naukowego, a więc w przewodzie doktorskim, ani też recenzent wydawniczy tak pracy podoktorskiej (jeżeli była wydana), monografii habilitacyjnej czy innych publikacji naukowych kandydata. Nie muszę tu uzasadniać także istniejących więzi rodzinnych czy faktu pełnienia roli recenzenta w poprzednich postępowaniach habilitacyjnych, jeżeli takowe miały miejsce, a zakończyły się niepowodzeniem.

Członkowie komisji habilitacyjnej nie rozpoczynają swojej pracy w dniu otrzymania trzech recenzji. Z chwilą powołania, a więc w tym samym czasie, co recenzenci, przystępują do analizy dorobku naukowego habilitanta, gdyż - podobnie jak recenzenci - będą w tej sprawie podejmować równoważną decyzję, czy są za nadaniem stopnia doktora hab., czy są za odmową nadania, czy też wstrzymują się od głosu. Czynią to na podstawie otrzymanej dokumentacji kandydata, niezależnie od tego, jaki będzie wynik pracy recenzenckiej osób powołanych do roli recenzenta.

Różnica między czterema członkami komisji habilitacyjnej a trzema recenzentami polega jedynie na tym, że TREŚĆ RECENZJI jest publikowana po zakończeniu postępowania habilitacyjnego. Natomiast członkowie komisji przygotowują swoją opinię na piśmie w dowolnym czasie od otrzymania dokumentacji lub przedstawiają ją werbalnie w czasie posiedzenia komisji i załączają ją do umowy o dzieło (w przypadku wersji pisemnej) lub umowy o zlecenie (nie ma załącznika treści - w przypadku tylko słownej wypowiedzi, co wiąże się z innym opodatkowaniem umowy).

Nie mają zatem racji habilitanci, którzy usiłują kwestionować opinię członków komisji habilitacyjnej twierdząc, że ustawowe uprawnienia do oceny osiągnięć naukowych habilitanta i spełnienia przez niego kryteriów ustawowych mają jedynie ci członkowie komisji habilitacyjnej, którym powierzono funkcje recenzentów. Art.18a.pkt.5.1. jednoznacznie i równoznacznie określa, że każdy z czterech członków komisji musi być naukowcem "o uznanej renomie naukowej, w tym międzynarodowej". Nie można zatem twierdzić, że sporządzona przez członka komisji opinia jest "nielegalna" czy nieprawomocna, gdyż właśnie jest wprost odwrotnie. Ma ona takie samo znaczenie w pracy komisji habilitacyjnej, jak recenzja każdego z trzech recenzentów.

Celem powołanej komisji jest przeprowadzenie postępowania habilitacyjnego. Od tego jest posiedzenie komisji habilitacyjnej, żeby siedmiu jej członków odbyło rzetelną dyskusję i dokonało rzetelnej oceny osiągnięć kandydata do stopnia dra hab. Nie ma zatem jedynie "ważnych" i tym samym "ważniejszych" recenzji oraz rzekomo "mniej ważnych" opinii. Wszystkie głosy, wypowiedzi oraz treści pisemne muszą stanowić podstawę do przygotowania się przez komisję do głosowania w sprawie o nadanie stopnia doktora habilitowanego, a po ustaleniu wyniku głosowania przygotowania treści uchwały wraz z jej uzasadnieniem.

Ustawa nie jest aktem prawa, który ma określać szczegółowo procedury, bo od tego są akty wykonawcze, a i te nie są zbyt szczegółowe. Mam tu na uwadze ROZPORZĄDZENIE
MINISTRA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO z dnia 26 września 2016 r. w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodzie doktorskim, w postępowaniu habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora.

Znajdujący się w tym rozporządzeniu rozdział: "Szczegółowy tryb przeprowadzania czynności w postępowaniu habilitacyjnym" dotyczy trybu, a nie kwalifikacji członków komisji habilitacyjnej i nie normuje ono zasad ich pracy, ale jedynie działania całej komisji. Rady jednostek przyjmują na tej podstawie własne regulaminy dookreślające sposoby procedowania, by obowiązujące w ustawie normy były w pełni przestrzegane.

Habilitanci powinni to zrozumieć, że podobnie jak oni, kiedy otrzymują do recenzji prace licencjackie, magisterskie czy wydawnicze do oceny żaden z dziekanów nie określa im szczegółowo, jak mają wykonywać tę pracę, podobnie jest z samodzielnymi pracownikami naukowymi. O ich kwalifikacji zdecydowały już znacznie wcześniej odpowiednie gremia naukowe. właśnie dlatego mamy tu do czynienia z SAMODZIELNYMI PRACWNIKAMI NAUKOWYMI, a nie urzędnikami w procedurach naukowych. Kto tego nie rozumie, nie dojrzał do roli, o którą się ubiega.




17 stycznia 2018

Montessoriańska szkoła No Bell w Konstancinie-Jeziorna najlepsza na świecie



W ocenie najbardziej innowacyjnych szkół na świecie - Edumission przyznała za 2017 r. pierwsze miejsce polskiej szkole niepublicznej bazującej na pedagogice Mari Montessori - No Bell. Do finału dotarło 20 placówek, ale bezkonkurencyjną okazała się wśród nich podwarszawska szkoła wyprzedzając brazylijską Escola Municipal de Ensino Fundamental i brytyjską Little Forest Folk Primary School w Londynie.

Kapituła tego konkursu jest niezwykle kompetentna, bowiem w jej skład wchodzą wybitne osobowości świata nauki i szkolnej edukacji, eksperci:

1) HELENA SINGER (Education consultant, was a Special Advisor to the Minister of Education of Brazil. Ph.D. in Sociology from the University Sao Paulo, with a post-doctorate in Education from the University of Campinas. Singer was visiting scholar at Coimbra University (Portugal) and University of Pennsilvania (USA). Author of books and articles on education and human rights published in Brazil and abroad.)

2) Sir Ken Robinson - has been named as one of Time/Fortune/CNN’s ‘Principal Voices’. He was acclaimed by Fast Company magazine as one of “the world’s elite thinkers on creativity and innovation” and was ranked in the Thinkers50 list of the world’s top business thinkers. In 2003, he received a knighthood from Queen Elizabeth II for his services to the arts).

3) Prof. Sugata Mitra - developed the SOLE (Self Organized Learning Environment) which operates and develops in Newcastle University in the UK).

4) Peter Gray Ph.D. - research professor at Boston College, is author of Freedom to Learn (Basic Books, 2013) and Psychology (Worth Publishers, a college textbook now in its 7th edition).

5) Yaacov Hecht - founded the Democratic School of Hadera in Israel, the first school in the world to call itself democratic. He then helped to establish a network of democratic schools all over Israel.


Dzięki zwycięstwu No Bell - w 2018 r. alternatywne szkoły na świecie będą uczyć się tego, jak można osiągać wspaniały klimat do szczęśliwej edukacji w polskiej szkole. Ci nauczyciele, którzy wytrwali w konsekwentnej realizacji przyjętych założeń pedagogicznych innowacyjnego i odpowiednio przygotowanego przez nich dzieciom środowiska uczenia się, mogą być z siebie dumni. Mówią o tym tak oni, jak i ich uczniowie oraz rodzice.

Na najbardziej prestiżowych, a odbywających się w dn. 25 stycznia na konwencie Bett Show 2018 w Londynie polscy pedagodzy z No Bell będą mogli zaprezentować swoją szkołę. Nareszcie ta placówka została dostrzeżona i doceniona, o czym niewątpliwie zadecydowała nie tylko jest własna historia, dokonania, oryginalny projekt dydaktyczno-wychowawczy, ale także sposób zaprezentowania tego, co jest w niej najważniejsze w czterech kilku-kilkunastominutowych filmach. Winning Participants Will Take Part in a Leading Global Education Event!

Każdy z materiałów wizualnych może stanowić dla innych przykład nie tylko tego, jak można inaczej kreować proces kształcenia i osobowej formacji dzieci, ale także jak prowadzić taką szkołę bez struktur hierarchicznej władzy, bez stopni, bez dzwonków, bez podręczników szkolnych, z pełną i otwartą partycypacją rodziców oraz bez urzędniczego zadęcia.


Osiemnaście lat temu mogliśmy w Łodzi, a potem w innych miastach Polski udowodnić, że tego typu konstruktywistyczny model kształcenia jest możliwy do realizacji w szkolnictwie publicznym, bezpłatnie, że szkoła publiczna nie musi być szkołą mroków dziewiętnastego wieku, prymitywnego bodźcowania stopniami, jawnej i ukrytej selekcji, niszczenia talentów, lekceważenia uczniów z różnymi problemami czy dysfunkcjami, że można uczynić ją otwartą dla dzieci, rodziców i nauczycieli.

Trzeba tylko chcieć i zerwać z dominującym powszechnie podejściem, które obowiązywało w państwie autorytarnym, a po d koniec lat 90. XX w. powróciło w nowej szacie rzekomo wartościowych reform. Szkoła No Bell jest szkołą niepubliczną, której kadra może pozwolić sobie na właśnie taki model kształcenia. Kolejni ministrowie edukacji od 1993 r. skutecznie niszczyli oddolną kreatywność nauczycielską spychając ją poza struktury centralistycznie zarządzanego szkolnictwa publicznego.




Cieszy mnie zatem to, że istnieje tak ta, jak i wiele innych - wyspa oporu przed karykaturalną edukacją w Polsce XXI wieku, w której nauczyciele muszą liczyć się z nadzorem urzędasów, oświatowych pasożytów, którzy niczego nie wnieśli do polskiej pedagogiki szkolnej, ani też nie mają wiedzy na temat modeli kształcenia w szkolnictwie, i to bez względu na to, czy ma ono mieć miejsce w strukturach szkół publicznych czy prywatnych.

Polska biurokracja oświatowa sprywatyzowała wygodne dla siebie stanowiska w MEN i kuratoriach oświaty do wymuszania na nauczycielach tego, co jest w swej istocie i odroczonych skutkach toksyczne dla jakości wykształcenia młodych pokoleń, co niszczy motywację do ustawicznego uczenia się, natomiast sprzyja dozorowaniu, by polska szkoła kosztowała sprawujących władzę jak najmniej.

Hasło szkół alternatywnej edukacji brzmi: DIFFERENT IS BEAUTIFUL!

No Bell Schools, Konstancin-Jeziorna, Poland

We all know that it pays off to invest in relations with students. We are aware that they must learn the hard art of making choices. This, in turn, calls for a change in teaching methods and in the ways we assess our students. Only if these elements change can we create a pupil-
friendly educational space. So we know and we realise, but the question we all keep asking is – how to start. Our answer is: by withdrawing from power, by transferring power to students. By giving up our tools of institutional control and domination over our pupils. By treating them as independent subjects, and opening up to their needs and expectations. Stay with us and you will see that withdrawing from power does make a lot of sense.