09 listopada 2017

Jak administracja MEN kontroluje nadzór pedagogiczny



Mało kto interesuje się wystąpieniami pokontrolnymi, jakie trafiają do kuratorów oświaty z MEN, które jest zobowiązane do przeprowadzania kontroli w administracji rządowej. Zainteresował mnie wynik kontroli, jaka miała miejsce w Kuratorium Oświaty w Łodzi, a czytelnicy mogą zajrzeć do takich samych analiz w przypadku innych województw. W okresie od 27 kwietnia do 31 maja 2016 r., a więc rządów PIS w tym urzędzie, wizytatorzy Ministerstwa Edukacji Narodowej kontrolowali łódzki nadzór pedagogiczny.

Celem kontroli była ocena prawidłowości realizacji przez Łódzkiego Kuratora Oświaty m.in. nadzoru pedagogicznego w szkołach i placówkach sprawowanego w okresie od 1 września 2015 r. do 31 marca 2016 r.


Jak się okazuje, w jednym przypadku kontrolę przeprowadził pracownik zatrudniony w Wydziale Strategii i Kadr na stanowisku starszego specjalisty, co jest niezgodne z przepisami prawa. Ciekawe, że kuratoryjni wizytatorzy weryfikują konieczne kwalifikacje pedagogiczne nauczycieli wszędzie, tylko nie u siebie. Czyżby to jakiś kuzyn Królika?

Co jeszcze stało się przedmiotem uwag krytycznych kontrolerów z MEN? Mamy w raporcie pokontrolnym ogólnikową informację, że Kuratorium otrzymywało od rodziców, uczniów, nauczycieli, organów prowadzących, Rzecznika Praw Dziecka informacje dotyczące nieprawidłowości w funkcjonowaniu szkół i placówek. Jakie? Tego w raporcie nie ma, a szkoda. Nadal zamiata się nieprawidłowości pod dywan?

Urzędników interesowały tylko papiery i procedury, toteż stwierdzili np., że:

- nie udokumentowano przekazania zawiadomienia organu prowadzącego w 10 szkołach o zamiarze przeprowadzenia ewaluacji zewnętrznej w terminie co najmniej 30 dni wcześniej i o jej zakresie.

- w dwóch przypadkach akta ewaluacji zewnętrznej, jaką prowadzi Kuratorium, nie zawierały harmonogramu;

- w pięciu przypadkach "przekazanie raportu z ewaluacji dyrektorowi szkoły lub placówki nastąpiło z naruszeniem terminu 7 dni roboczych";

- nie udokumentowano przekazania raportu z dziesięciu ewaluacji organowi prowadzącemu szkołę lub placówkę w ustawowym terminie (jw.);

- nie udokumentowano odbioru przez dyrektora szkoły lub placówki protokołu kontroli planowej (9 przypadków), doraźnej (2 przypadki).

- w 9 upoważnieniach do przeprowadzenia kontroli planowych nie zawarto siedziby szkoły lub placówki , zaś w jednym przypadku pominięto terminu rozpoczęcia i zakończenia kontroli, itd.

Zdumiewające, że nadzór pedagogiczny zajmuje się de facto nadzorem dokumentacji. Co z wspomnianymi skargami, interwencjami itd.? Nie wiadomo. Czy i jaki jest sens ewaluacji jakości pracy szkół i placówek oświatowych, skoro najważniejsze są "kwity"? Robota wre. Setki urzędników kontrolują tysiące urzędników w całym kraju. W szkołach zaś trzeba pracować pedagogicznie, a nie z papierkami. Czy ten nadzór powinien nadal nazywać się pedagogicznym?



08 listopada 2017

Zablokowane podwyżki w szkolnictwie wyższym


Najbardziej cyniczny propagandzista ery PRL mówił prawdę, że każdy rząd sam się wyżywi. Obecne władze państwa zatroszczyły się o znaczący wzrost środków budżetowych na własne zadania. Konieczny okazuje się wzrost w zatrudnieniu w kancelariach Sejmu, Senatu, Prezesa Rady Ministrów, Prezydenta RP. Na to kasa znaleźć się musi, bo przecież zbliżają się wybory samorządowe.

Minister nauki i szkolnictwa wyższego zatroszczył się już o własną partię, natomiast nadal jest skandalicznie niski budżet dla szkolnictwa wyższego i na naukę. Dorzucenie środków do NCN czy NCBiR w niczym nie poprawia sytuacji naukowców, którzy mogliby aplikować o środki pozauczelniane, ale nie mają jak żyć za niskie pensje.

Ministerstwo Finansów nie wyraża zgody na proponowane przez szefa naszego resortu ustawowe gwarancje w zakresie minimalnego wynagrodzenia za pracę naukowo-badawczą, dydaktyczną i administracyjno-organizacyjną, ani też nie akceptuje projektu honorowania finansowego promotorów rozpraw doktorskich, przeznaczania odpowiednich środków dla recenzentów i członków komisji habilitacyjnej czy innych gremiów zobowiązanych do wykonywania ekspertyz, ocen itp. w obszarze szkolnictwa wyższego i nauki.

Resort finansów nie godzi się także na zapis o podwyżkach stypendiów z 1470 zł do 2310 lub 3570 zł., gdyż doprowadziłoby to do wzrostu wydatków budżetowych, a te przecież mają maleć. Nie dostrzega się, że wymuszone przez ministra ograniczenie przyjęć studentów do państwowego szkolnictwa wyższego pozbawiło je znacznych środków do realizowania własnych zadań, natomiast stało się deską ratunkową dla wyższego szkolnictwa prywatnego. Jaki i czyj interes realizuje MNiSW?

Skoro uniwersytety, akademie i politechniki zredukowały liczbę przyjęć, to - zgodnie z polityką tej władzy - młodzi obywatele zostali zmuszeni do samofinansowania własnych aspiracji edukacyjnych. Kto chce studiować, musi sam zapłacić.

Powróciła zatem strukturalna selekcja. Jarosław Gowin zapowiedział wprawdzie, że będzie dążył do pokrycia kosztów studiów stacjonarnych wszystkim studiującym - niezależnie od tego, czy zdobywają swoje wykształcenie w uczelni państwowej czy prywatnej. Ministerstwo Finansów nie wypowiedziało się w tej kwestii, a przecież musi to rozwiązanie pochłonąć znaczne środki budżetowe.

Ciekawe, czy jak już zlikwiduje Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów, to pojawi się większa liczba etatów dla Rady Doskonałości Naukowej, zatrudni się wreszcie więcej prawników i da środki na kontrolę postępowań awansowych?

Komu zatem minister zabierze i z czego, a komu da i ile oraz dlaczego? To nie są transparentne operacje. Nadal obowiązuje zasada, że wymagania mają być światowe, zaś płace socjalistyczne.

07 listopada 2017

Czemu służą pseudodiagnozy MEN


Tego nie wie nikt, nawet ministra edukacji narodowej. Jak komunikuje to na stronie MEN - Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze.

Ministra edukacji wyda na uzyskanie odpowiedzi na pytanie, jakie są oczekiwania społeczeństwa ogółem 2 mln. 542 tys. 959 zł i 19 groszy. Wprawdzie wkład resortu w poszukiwanie odpowiedzi jest niewielki, bo wynosi "zaledwie" 399 tys. 753 zł i 18 groszy, to jednak obywatele powinni wiedzieć, na co wydawane są ich pieniądze. Otóż to.

Rok temu ministerstwo informowało:

Ministerstwo Edukacji Narodowej Departament Podręczników, Programów i Innowacji w partnerstwie z Fundacją Rzecznik Praw Rodziców rozpoczął realizację projektu pn. „Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze” .

W roku 2018 dowiemy się - zapewne dzięki wytężonej za powyższą kwotę Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, którą kierują państwo Elbanowscy - jakie są oczekiwania społeczeństwa wobec zmian w edukacji. Zmiany wprawdzie już się dokonały, ale kasę trzeba jakoś wydać i znaleźć dla tego wariantu polityczne i ekonomiczne uzasadnienie. Przyznam, że żaden z projektów badawczych w Narodowym Centrum Nauki nie miał tak wysokich kwot na jedną diagnozę, tym bardziej, że akurat ta zawiera klasyczny błąd samosprawdzającej się hipotezy.

Płatnik, czyli MEN doskonale wie, że zmiany są konieczne ze względu na obietnice przedwyborcze partii, która uzyskała władzę. Ma dostęp do publicznych milionów złotych wraz z groszami na potwierdzenie tego, co władza już wiedziała, zanim wprowadziła ustrojową "reformę", cofając nasz system szkolny do głębokiego PRL-u. Interesujące zatem będzie, jak "rzecznicy" wybiórczych praw rodziców, bo nie odnotowałem w ogóle jakiejkolwiek aktywności tej Fundacji na rzecz reprezentowania praw rodziców przeciwnych zmianie oświatowej A.D. 2017, zamierzają dociec związek między zmianą w edukacji a oczekiwaniami społecznymi obywateli i zmianami gospodarczymi?

Wydaje się, że ministerstwo wraz z w/w wykonawcami wcale nie zamierza niczego dociekać, skoro - jak ujawnia to w uzasadnieniu projektu rzekomo diagnostycznego : Celem głównym projektu jest wzmocnienie potencjału urzędu obsługującego ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania, zaangażowanego w proces stanowienia prawa na szczeblu krajowym.

Gdybym moim doktorantom powiedział, że celem badań ilościowych, a reprezentatywnych (ankiety lub wywiady standaryzowane oraz wywiadów indywidualnych lub zogniskowanych wywiadów grupowych oraz sondaży deliberatywnych) ma być wzmocnienie urzędu, to wyśmialiby mnie i zrezygnowali z współpracy. Obawiam się, że proces zaśmiecania wynikami takich pseudopoznawczych sondaży, z którym mieliśmy do czynienia w okresie poprzedniej kadencji władz MEN oraz niektórych wytworów (współ-)pracowników Instytutu Badan Edukacyjnych, będzie kontynuowany a społeczeństwo ogłupiane rzekomo naukowymi wynikami diagnoz.

Najbardziej humorystycznie brzmi kolejna informacja MEN: Ponadto w ramach projektu planuje się przeprowadzenie działań doradczych dla pracowników urzędu obsługującego organ prowadzący konsultacje publiczne z zakresu ich poprawnej metodologicznie realizacji. (podkreśl. BŚ) Nic dodać, nic ująć.

Ciekaw jestem, co na to nowa Rada Naukowa IBE? Jak sobie poradzi w tym kiczem?