02 września 2017

Długość autoreferatów habilitacyjnych



Autor bloga "Warsztat naukowca" dr hab. Emanuel Kulczycki tak pisze o sobie:

Nazywam się Ema­nuel Kul­czycki i zajmuję się oceną nauki oraz teorią komunikacji. Jestem profesorem nadzwyczajnym w Instytucie Filozofii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie kieruję grupą badawczą Scholarly Communication Research Group. Doktorat (2011) i habilitację (2016) zrobiłem z filozofii.
Na „Warsztacie badacza” bloguję o narzę­dziach badaw­czych, pro­gra­mach kom­pu­te­ro­wych oraz prze­pi­sach regu­lu­ją­cych pracę naukową. A przede wszystkim staram się objaśniać to, jak zrozumieć procesy funkcjonowania i zarządzania nauką.


Gorąco polecam ten blog moim doktorantom i seminarzystom, którym zależy na tym, by być na bieżąco w neoliberalnej presji parametryzacji wszystkiego, co ponoć wiąże się z prowadzeniem badań naukowych, publikowaniem ich wyników oraz postępowaniami na stopnie naukowe. Ma bardzo dobre doświadczenie w powyższym zakresie. Kieruje właśnie grupą badawczą, która realizuje ze środków Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki projekt pt. "Współczesna polska humanistyka wobec wyzwań naukometrii". Zaiste. Zamysł badawczy jest częściowo sprzeczny z jego tytułem. To się zdarza nawet najlepszym. Ciekawe, że nie zauważyli tego recenzenci projektu w NCN.

Zapewne jakieś jego fragmenciki wrzuca do swojego bloga, dzięki czemu możemy przed zakończeniem badań, a ma to nastąpić w 2018 r. dowiedzieć się czegoś z jego warsztatu badawczego.

Jak stwierdza na stronie poświęconej zamysłowi badawczemu: "Celem projektu jest określenie, jaki wpływ na współczesną polską humanistykę ma naukometria. Postawiliśmy taki cel badawczy, ponieważ wzrastające zainteresowanie wskaźnikami bibliometrycznymi sprawiło, że humanistyka coraz częściej uważana jest za niepoliczalną – a przez to za nieprzydatną. Dlatego chcemy przebadać, w jaki sposób przedstawiciele nauk humanistycznych i społecznych odnajdują się w takim podejściu do ich pracy."

Ostatniego dnia sierpnia ukazał się jego wpis E. Kulczyckiego zatytułowany: Jak długie są autoreferaty habilitacyjne w różnych dziedzinach? Ten jednak chyba nie ma nic wspólnego z powyżej wspomnianym projektem badawczym, gdyż dotyczy wszystkich dziedzin nauki, a nie tylko humanistyki. Tym bardziej więc mnie zainteresował, a raczej zaintrygował. Autor bowiem tak pisze o wyniku swoich dociekań na temat długości autoreferatów habilitantów:

Po blisko półtora rocznej pracy zakończyłem analizy i jestem już na etapie pisania tekstu o wykorzystaniu wskaźników bibliometrycznych przez habilitantów w ich autoreferatach. W uproszczeniu: interesuje mnie „czy” i „jak” habilitanci używają nazw wskaźników w swoich (publicznie dostępnych) autoreferatach, mimo iż są zobligowani do przygotowania osobno dokumentu (dostępnego tylko dla komisji habilitacyjnej) z wykazem dorobku oraz wartością wskaźników wskazanych przez rozporządzanie. Wstępne wyniki prezentowałem kilka tygodniu temu na warsztacie Summer of Science Studies. Problems and perspectives in Social Studies of Higher Education, natomiast na marginesie moich prac wyłoniły się inne ciekawe wyniki, które mogą być interesujące dla polskich habilitantów.


Skoro zostało sformułowane pytanie, to należałoby się spodziewać jakiegoś teoretycznego wyjaśnienia powodu poszukiwania na nie odpowiedzi. Równie dobrze, można by na podstawie autoreferatów dociekać, na podobnym poziomie epistemologicznym, ile jest cytowań w autoreferatach, albo Jak obszerna jest w nich bibliografia? czy Dlaczego nie ma w niej rozpraw X-a czy Y-ka ? Tego typu pytania byłyby tak samo nonsensowne, jak to, które sformułował filozof od naukoznawstwa.

Co bowiem i dla kogo wynika (Może dla regulacji prawnych? Może dla procedur? Może dla jakości recenzowania osiągnięć naukowych habilitantów? itp.) - ze stwierdzenia tak banalnych faktów, jak te, że np. w chemii średnia liczba stron wynosi 37,42, a w matematyce - 28,65? Im bardziej nauki są ścisłe, tym większa jest liczba stron, a im bardziej artystyczne - nauki o sztuce - to tych stron jest jedenaście.

To dobrze, czy źle? Jest to do czegoś adekwatne, czy nie? Ma to jakąś oczekiwany skutek? I co z tego? Po co komu takie wyliczenia? Czyżby interesowało to badacza ze względu na stopień zniszczenia w Polsce drzewostanu? Jakoś nikt z komentujących w blogu nie postawił tego pytania, natomiast brną niektórzy w tak nonsensowne dywagacje, jak np. Czy możliwe, że liczbę stron autoreferatów w niektórych obszarach powiększają obszerne wzory?

Przypomina mi ten paranaukowy absurd pytania seminarzystów - Ile stron musi liczyć praca magisterska? Chyba odeślę ich po odpowiedź do prof. UAM dr. hab. E. Kulczyckiego. Jest w tym zakresie zapewne świetnym ekspertem.

01 września 2017

Maturzysta 2017


Tak pisze w sprawie rekrutacji maturzysta roku 2017:

Chciałem zapytać tylko o jeden z kierunków. Niedawno znalazłem pedagogika - kultury wychowania fizycznego i żywienia. Jakoś tak się to nazywało. Czy ten kierunek został zlikwidowany, czy zapisując się na zwykłą pedagogikę też będę mógł coś w te stronę robić. Pytam, bo średnio ogarniam, przyznam się bez bicia. Jeśli jestem w błędzie, prosiłbym o korektę.

Zapewne na uniwersytecie nie ma szans. Wykupi sobie miejsce na studia w pobliskiej wyższej szkole prywatnej (tzw. wsp). Jemu jest obojętne, gdzie, co i w jakich warunkach miałby studiować. Średnio ogarnia cokolwiek, mimo że komunikaty na stronach uczelni prowadzących elektronicznie rekrutację są napisane jak przysłowiowej "krowie na granicy". Takiemu trzeba jednak wyjaśniać "łopatologicznie".

Nie ma problemu. Już go widzę w młodzieżowej przybudówce partii politycznej, która jego zagarnie, gdzie posłusznie i pod dyktando będzie w niej realizował proste, kumate zadania.

31 sierpnia 2017

Nauczyciel z Warszawską Syrenką

W okresie wakacyjnym, a więc dla środowiska oświatowego nieco wygaszonym ze względu na urlopy czy podejmowaną przez wielu nauczycieli dodatkową pracę na koloniach lub obozach - znakomity instruktor harcerski, nauczyciel z pasją, edukator, wydawca czasopisma "Wokół Szkoły" - Jarosław Pytlak został uhonorowany przez władze Miasta Stołecznego Warszawy nagrodą za dotychczasową twórczość pedagogiczną. Piszę o tym w przededniu rozpoczęcia nowego roku szkolnego 2017/2018, bo szkoły są dla dzieci, ale nie mogą im służyć, jeśli nie mają znakomitych nauczycieli, pedagogów, wychowawców, trenerów, lektorów, opiekunów, reedukatorów, terapeutów itp.

Są NAUCZYCIELE przez duże N, którzy swoją pasją, poświęceniem, oddaniem i niebywałym zaangażowaniem w edukację innych potrafią łączyć wiele z powyższych ról nadając tej profesji wyjątkowy charakter. Mówimy o takich pedagogach, że są artystami nauczycielskiej sztuki, lekarzami ludzkich dusz, pielęgniarzami dziecięcych trosk i wizjonerami koniecznych zmian oraz innowacji.

Ogromnie się cieszę, że tak piękną statuetką został wyróżniony właśnie Jarosław Pytlak, który może z poczuciem satysfakcji bycia docenionym dalej uczestniczyć w szeroko pojmowanej oświacie jako jeden z jej liderów. On sam tak pisze o tym wydarzeniu dziękując zarazem wszystkim tym, którzy współpracą wpisali się w jego szlachetną biografię, sukcesy i pewnie także drobne niepowodzenia:

Zawsze czułem się doceniony. To piękne uczucie i niezwykle motywujące. Wyrazy uznania miewały swój wymiar materialny. Jako nauczyciel zostałem odznaczony Medalem Komisji Edukacji Narodowej. Jako instruktor harcerski – Srebrnym Krzyżem „Za zasługi dla ZHP”. Jako działacz Społecznego Towarzystwa Oświatowego – Złotą Odznaką STO. Jako dyrektor szkoły wreszcie – milionem uśmiechów i uścisków ręki, uczniów, ich rodziców oraz pracowników, no i trwającym już blisko trzy dekady zaufaniem ze strony organu prowadzącego. Czegóż więcej mógłbym w życiu oczekiwać?! A jednak coś się jeszcze znalazło...

O tym, że zostałem laureatem Nagrody Miasta Stołecznego Warszawy dowiedziałem się trochę przypadkiem od burmistrza dzielnicy Bemowo, Michała Grodzkiego. Nie było to może kompletne zaskoczenie, bowiem wiedziałem wcześniej o zgłoszeniu mojej kandydatury, ale mimo wszystko szok. W końcu wyróżnienie to przyznawane jest tylko raz w roku, a liczba laureatów na ogół nie przekracza dwudziestu!

W pierwszej chwili odebrałem owe wydarzenie jako rodzaj cudownego przypadku, że wnioskodawczyni zwróciła uwagę akurat na moją działalność, a grono radnych zaakceptowało tę moją kandydaturę. Wszak niewątpliwie jest cała rzesza ludzi, którzy robią w Warszawie i dla Warszawy mnóstwo dobrego. W wielu przypadkach, obiektywnie patrząc – z pewnością więcej niż ja. Tak właśnie rozumowałem z jakąś dozą pokory, ale skowronki śpiewające w brzuchu podpowiadały, że trochę jednak temu cudownemu przypadkowi pomogłem, postępując roztropniej, niż Samuel ze starego szmoncesu.

Onże Samuel modlił się kiedyś takimi oto słowami: – Jahwe! Izaak wygrał na loterii, Mosze wygrał na loterii, Dawid wygrał na loterii… Dlaczego ja nigdy nie wygrałem na loterii?! I pochylił się Jahwe nad losem Samuela i rzekł zatroskany: – Samuelu, ty daj mi szansę! Ty zagraj choć raz na loterii!”.

Ja na loterii życia społecznego gram wytrwale już blisko czterdzieści lat. Rodzina – kochana i jakże udana, harcerstwo, praca nauczyciela, kierowanie szkołą, aktywność w Społecznym Towarzystwie Oświatowym i Fundacji „Harcerska Wola”. Los miał szansę odszukać mnie w odpowiednim punkcie czasu i przestrzeni.


Co oczywiste, dla warszawiaka z urodzenia i wychowania nagroda otrzymana, jak to napisano w okolicznościowym dyplomie: "w uznaniu zasług dla Stolicy Rzeczypospolitej Polskiej", jest najpiękniejszym zdarzeniem, jakie może go spotkać w życiu społecznym! A dla mnie dodatkowo stanowi źródło satysfakcji z dwóch mniej oczywistych powodów.

Po pierwsze, odbieram ją jako wyraz uznania za zwykłą, codzienną, mozolną działalność, prowadzoną „u podstaw”, bez uwikłania w rywalizację i w politykę. Dobitnie potwierdza ona słuszność poglądu, który od wielu lat przekazuję kolejnym pokoleniom swoich wychowanków: nie musisz być lepszy od innych, wystarczy, że to, co robisz, wykonujesz dobrze i z sercem, i masz z tego satysfakcję. Na pewno będzie to zauważone. Cieszę się, że to świadectwo pojawiło się akurat teraz, kiedy coraz więcej ludzi, także w moim otoczeniu, zdaje się być przekonanych, że życie, to tylko wyścig szczurów i twarda walka o byt.

Po drugie, jest dla mnie ta nagroda politycznie „ekumeniczna” – przyznało ją grono ludzi, w którym dominuje Platforma Obywatelska, ale pierwsze, serdeczne gratulacje złożył mi burmistrz mojej dzielnicy, który jest działaczem Prawa i Sprawiedliwości. To pokazuje, że znalazłem się w skrawku czasoprzestrzeni wolnym od politycznego podziału, co po wielokroć potęguje radość z otrzymanego wyróżnienia.

Otrzymaną 31 sierpnia 2017 roku Nagrodę Miasta Stołecznego Warszawy dedykuję wszystkim swoim wychowankom, którzy przez lata niezmiennie dostarczali mi motywacji do działania, ich rodzicom, z zaufaniem przyjmującym kolejne pomysły i przedsięwzięcia, oraz współpracownikom, bez których żadna działalność publiczna nie miałaby szansy powodzenia. No i rodzince, która jest podstawą.

Z całego serca wszystkim Wam dziękuję!


Ja zaś z całego serca GRATULUJĘ!