18 maja 2017

Co ma kura do przemocy kilku gimnazjalistów?


Media wykorzystają każdy incydent, by na nim zarobić, bo wielokrotne powracanie do tego samego, ale przecież pojedynczego zdarzenia służy tylko i wyłącznie temu, by zwiększyć zyski ze sprzedaży wiadomości. Jak pisał Janusz Korczak zło sprzedaje się znacznie lepiej niż dobro, dlatego o tym ostatnim pisze się mniej, mimo że jest go w przestrzeni naszego codziennego życia znacznie więcej. Wystarczył incydent w Gdańsku, żeby w mediach zdominowano nim narrację o rzekomo złym stanie kształcenia i wychowania w gimnazjach.

Natychmiast podchwyciły to prawicowe trolle, które przekonują siebie w tym, że wdrażana od września reforma ustrojowa szkolnictwa jest w pełni zasadna. Grzmią z poczuciem dumy: No proszę, zobaczcie, czym skutkuje edukacja w dotychczasowych gimnazjach! Trzeba je natychmiast zlikwidować. To dzięki reformie-2017 nareszcie żadne polskie dziecko uczące się w polskiej szkole nigdy więcej nie podniesie ręki na rówieśnika. Absolutnie, mowy nie ma, żeby którykolwiek nastolatek ośmielił się w przyszłości być tak agresywnym, jak młodzież z gimnazjum w Gdańsku.

Nawet dziwię się, że jeszcze nie pojawiła się w tej szkole pani minister i nie ogłosiła natychmiastowej woli wprowadzenia programu naprawczego w całym kraju. Wprawdzie wypowiadała się pani kurator, ale jakoś nie przypominam sobie, żeby po dwóch latach sprawowania władzy w tym województwie reprezentowany przez nią nadzór pedagogiczny miał sobie cokolwiek do zarzucenia. A gdzie ona była, kiedy dochodziło do tak perfidnych aktów agresji rówieśniczej? Demagogia? Oczywiście.

To może jeszcze ktoś z obozu władzy sprawdzi, czy aby ta wulgarna w komunikacji matka jednej z opresorek nie brała udziału w ostatnim proteście szkolnym przeciwko reformie, albo w manifestacji KOD-u z jej podejrzanym moralnie liderem? Jak już to już. A może rodzice tych chuliganów należeli w PRL do PZPR? Nie daj Boże, jeśli któryś jest lokalnym działaczem PIS lub Polski Razem, albo był w tamtym czasie TW. Wtedy wszystko będzie jasne. Kim są rodzice tych gimnazjalistów? Jakie obowiązują w ich domach normy? Przestępcy też mają swoje normy.

Czy oburzeni tą sytuacją dziennikarze wiedzą, co to jest dezindywiduacja? Jakie są powody zachowań świadków w sytuacji przemocy, gwałtu? Co dzieje się w naszym państwie, jak łamie się prawo na prawo i lewo, jak zastrasza się świadków zdarzeń czy aktorów różnego rodzaju protestów niekorzystnych dla obozu władzy?

Nie pomstujcie na gimnazja i na gimnazjalistów tylko dlatego, że ktoś, kto jest uczniem takiej a nie innej szkoły dopuścił się czynu przestępczego! Nie ma to znaczenia, że zdarzyło się to poza murami szkoły, chociaż w jej pobliżu. Już wyobrażam sobie, jakie gromy spadłyby na nauczycieli, gdyby tę uczennicę pobito tak brutalnie w podziemiach szkolnych korytarzy, na terenie szkoły.

Nie wolno wyciągać wniosków z dużym kwantyfikatorem na podstawie jednego zdarzenia i kilku jego sprawców. Czy teraz dziennikarze będą wyszukiwać podobnych zdarzeń w innych środowiskach? Oczywiście. Już znalazł się jeden taki w "Dzienniku Łódzkim" (17.05.2017), który pomstuje na gimnazja. Właśnie opublikował tekst pt. „Dwie biły, inne patrzyły”, a rzecz dotyczy pobicia jednej z dziewcząt przez gimnazjalistki na jednym z osiedli, między blokami. To też jest powód, by zlikwidować gimnazja?

Dla dodania wiarygodności przesłania własnego tekstu redaktor przywołuje wyrwany z kontekstu fragment Raportu z badań PISA, którego autorzy – pracownicy IBE piszą równie publicystycznym, pseudonaukowym językiem: „21,1 proc. uczniów gimnazjów wskazało, że w ciągu ostatniego miesiąca było dręczonych – w psychiczny czy fizyczny sposób. Mogło tu chodzić o bicie, popychanie, zabieranie przedmiotów czy przedrzeźnianie - również w internecie” – informuje IBE. (podkreśl. BŚ)

Mogło to być czy było? Właśnie trafiam w sieci na artykuł: „Bił, pił, rozbijał, zdradzał, oszukiwał i zatajał? Poseł PIS ozdoba klubu PIS” , a jeszcze wcześniej, skoro mamy bazować w ocenach na incydentach, radny PIS, o którego opresji wobec żony dowiedziała się cała Polska. Tłumaczył się, że bił ją z miłości. To tak, jak niektórzy rodzice biją dzieci rzekomo „dla ich dobra”. Czy to oznacza, że należy rozwiązać Partię Prawo i Sprawiedliwość? W końcu w jej szeregach są ludzie dorośli, a nie gimnazjaliści, więc chyba tym bardziej byłoby zasadne podjęcie jakiejś restrykcyjnej akcji?


No cóż, można te demagogiczne „bójki polityczne” podsumować pytaniem: Czy jak kura zniesie jaja w chlewie, to muszą z nich wylęgnąć się świnie?

17 maja 2017

Doktorant jako zakładnik




Zbojkotowanie przez część środowiska naukowego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu zapowiedzianej obrony rozprawy doktorskiej mgr. Tymoteusza Marca pt. „Instytucja plea bargainingu w amerykańskim postępowaniu karnym – między ekonomią a sprawiedliwością”, którą napisał pod kierunkiem prof. Lecha Morawskiego (obecnie sędzia Trybunału Konstytucyjnego), godzi - zdaniem ministra Jarosława Gowina w zasadę apolityczności uczelni. Moim zdaniem, takie postępowanie godzi w dobre obyczaje w nauce.

Na kilka dni przed wyznaczonym terminem obrony doktoratu dziekan Wydziału otrzymał informację, że nie będzie quorum. Nie stawi się bowiem na obronę część członków komisji, by w ten sposób zaprotestować przeciwko wypowiedzi prof. L. Morawskiego w czasie sympozjum w Oksfordzie. Mówił tam, że polska Konstytucja jest niejasna, a sędziowie Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego są skorumpowani.


Zdaniem rzecznika UMK - odwołanie obrony "uzgodniono z doktorantem, a ten przyjął to ze zrozumieniem". A co miał zrobić? Wyjść na ulicę i się podpalić? Obrazić się na profesorów z tego Wydziału i zrezygnować z prawa do obrony pracy? Co to jest - uniwersytet czy piaskownica?

Czegokolwiek by ów promotor nie mówił i jakiejkolwiek nie pełniłby roli zawodowej poza uczelnią, nie wolno nikomu - z powodu np. różnic w ocenie zdarzeń politycznych w kraju i poza jego granicami - pozbawiać prawa doktoranta do obrony dysertacji. Co ma z tym wspólnego ów magister? To, że napisał pracę pod kierunkiem nielubianej czy aktualnie odrzucanej przez to środowisko naukowe osoby, w niczym nie usprawiedliwia takiego postępowania profesorów- członków komisji doktorskiej.

Nie po raz pierwszy spotykam się w środowisku prawniczym z bezczelnym naruszaniem dobrych obyczajów. Na szczęcie Centralna Komisja mogła w znanych mi przypadkach skutecznie zareagować i uratować godność środowiska akademickiego, którego część niweczyła prywatą, uprzedzeniami, pozanaukową aktywnością skierowaną przeciwko "zakładnikom", a więc najsłabszym.

Gdyby członkowie każdej jednostki akademickiej z uprawnieniami do nadawania stopni naukowych "mścili się" w taki sposób na swoich byłych czy obecnych samodzielnych współpracownikach naukowych, to mielibyśmy w uczelniach totalny chaos i niezdolność do przeprowadzania obron prac doktorskich. Niemalże każdy kogoś ceni bardziej lub mniej w środowisku naukowym, ale są też i tacy, którzy kogoś nie lubią czy nawet nienawidzą, ale zasiadają w tej samej radzie naukowej. Rozgrywanie personalnych konfliktów w powyższy sposób, nawet jeśli mają podłoże światopoglądowe, ideologiczne powinno, spotykać się ze zdecydowaną repulsją ze strony władz akademickich.

Z informacji medialnych wynika, że 15 maja br. dziekan Wydziału prof. Zbigniew Witkowski odbył rozmowę z prodziekanami i podjął decyzję o zwołaniu nadzwyczajnego posiedzenia Rady Wydziału celem przeprowadzenia tej obrony. Nie doszło jednak do niej. Ufam, że na tym ta sprawa się nie zakończy. Jaki przykład dali profesorowie UMK młodym uczonym? Kim mają być w przyszłości? Też mścicielami?

....

Jak informuje PAP - Przewodniczącym Centralnej Komisji został prof. Kazimierz Furtak, b.rektor Politechniki Krakowskiej, przewodniczący Komitetu Inżynierii Lądowej i Wodnej PAN, a także Komisji Nauk Technicznych PAU.

Tryb wyboru został zmieniony już po wyborach styczniowych br. Nie po raz pierwszy prawo zmienia się tak, by obowiązywało wstecz.

16 maja 2017

Lubię poniedziałki


Wczorajszy poniedziałek był dla mnie niezwykle pracowity. Najpierw prowadziłem z prof. UŁ Aliną Wróbel i wspomagającym nas zespołem adiunktów z UŁ (dr Marcin Rojek ), UKW (dr Katarzyna Marszałek) i UJK (dr Agnieszka Szplit) ostatnie w tym roku akademickim Ogólnopolskie Seminarium Podoktorskie, by ok. godz. 16.00 zdążyć na odbywającą się w innym miejscu Łodzi (na Rogach) Ogólnopolską Konferencję Naukową na temat: "Dziecko i wczesna edukacja. Horyzonty konstruktywistyczne i kognitywistyczną", którą zorganizował Zakład Badan nad Dzieckiem i Dzieciństwem oraz Zakład Współczesnych Strategii Wczesnej Edukacji UŁ.

Seminarium ma już wypracowaną w ciągu ostatnich dwóch lat strukturę, bowiem za każdym razem jeden z uczestników przedstawia koncepcję własnych badań naukowych uzyskując informację zwrotną od co najmniej kilkunastu adiunktów z różnych uczelni w kraju. Jest też zaproszony Gość specjalny, który obdarza nas swoim doświadczeniem z zakresu metodyki prowadzenia badań naukowych w pedagogice czy z zakresu naukoznawstwa, sztuki pisania lub komunikowania wyników własnych badań.

Wczoraj Mistrzem dla naszej społeczności był dr hab. Przemysław P. Grzybowski z UKW w Bydgoszczy, który uświadomił nam, dlaczego tak mało o naszej twórczości naukowej wiedzą inni i co zrobić, by poszerzać sieć odbiorców książek, artykułów czy wygłaszanych w czasie konferencji referatów. Po tych warsztatach niektórym mocno wzrośnie indeks Hirscha, bo Hirsch jak dotychczas nie dowiedział się, że opublikowali już swoje artykuły czy rozprawy zwarte.
W tym roku różne jednostki akademickie w kraju prowadzą debaty akademickie na temat dziecka i dzieciństwa w różnych aspektach, zakresach i perspektywach, toteż ucieszyła mnie możliwość chociaż krótkiego spotkania się z uczonymi z całego kraju prowadzących badania w ramach pedagogiki wczesnej edukacji (pedagogiki wczesnoszkolnej, pedagogiki elementarnej czy pedagogiki wieku dziecięcego). Ze względu na moje wcześniejsze tego dnia Seminarium nie usłyszałem niezwykle interesująco brzmiących już w samym tytule referatów, jak chociażby:

prof. dr hab Doroty Klus - Stańskiej z Uniwersytetu Gdańskiego - "Formatowaniu dziecka i dzieciństwa. Kontrowersje wokół rozwojowo-diagnostycznego paradygmatu pedagogiki", prof. dr. hab. Stanisława Dylaka z UAM w Poznaniu - "Edukacja w kontekście ewolucji i wiedzy o mózgu", prof. UAM dr hab. Renaty Michalak - "Jak podtrzymywać i wzbogacać zdolności uczenia się dzieci? Perspektywa neurokognitywna", prof. dr hab. Ewy Filipiak z UKW w Bydgoszczy - "Kulturowo-Historyczna teoria Lwa S. Wygotskiego. Paradygmat "znaczenia słowa" vs strategie badań rozwoju i uczenia się dzieci" czy referatów adiunktów: dr Ewy Lemańskiej-Lewandowskiej i dr Joanny Szymczak "Tworzenie kulturowej przestrzeni dla myślenia i działalności dziecka - zadania rozwojowe i ich rola w rozwijaniu dziecięcych zdolności naukowego poznania". Program tej konferencji jest bogaty, a kolejno referujących profesorów i doktorów, a nawet doktorantów jest ponad 50, a zatem mogę jedynie odesłać do całego programu, by zainteresowani mogli zobaczyć, nie tylko kto i czym się zajmuje w swoich badaniach naukowych, ale także jakimi problemami żyje współczesna pedagogika wczesnoszkolna.

Zdążyłem wysłuchać dwóch ostatnich wystąpień, z których każde było niezwykle interesujące. Prof. DSW we Wrocławiu Jolanta Zwiernik mówiła o partycypacyjnych badaniach dzieci jako procesie emancypacyjnym. Rzecz dotyczyła badań prowadzonych przez dzieci, zaś omawiana koncepcja została osadzona w teorii Jilla Clarka w paradygmacie badawczym nowej socjologii edukacji. Uznaje się tu dzieci za ekspertów własnego życia, toteż stają się one ekspertami w zakresie wiedzy na tematy tego, jak to jest być dzieckiem.

Ograniczony czas wypowiedzi sprawił, ze referująca nie mogła nam bliżej scharakteryzować za Mary Kellet 12 sesji treningowych, w wyniku których dzieci nabywają kompetencje badawcze, ale wiemy przynajmniej, gdzie tego szukać. Zapewne wielu z nas chciałoby uczestniczyć w konferencji podsumowującej badania dzieci, które same formułowały problem i rozwiązywały go zgodnie z opanowaną procedurą. Jeden z nich został następująco sformułowany: "Co myślą 9-11 latki o pracy swoich rodziców?" Dzieci mówiły o korzyściach z prowadzenia tego typu aktywności, jak dziesięciolatka: "Ważne jest, żeby widzieć rzeczy oczami dzieci. Dzieci widzą rzeczy inaczej niż dorośli. Myślę, że gdyby badania prowadziła osoba dorosła, nie uzyskałaby ona tych samych odpowiedzi. Ona nie zadawałaby takich samych pytań".


Musimy zatem zmienić w psychologii rozwojowej wyróżniane przez naukowców dziedziny aktywności i dodać do zabawy i uczenia się jeszcze prowadzenie badań naukowych. w końcu od kilkunastu lat cieszą się ogromną popularnością Uniwersytety Dziecięce, a eksperymentatoria trafiły już nawet do hipermarketów. Trudno zatem się dziwić, że pedagodzy nie tylko odkrywają wśród dzieci kompetentnych "uczonych", badaczy, ale także uczą się od nich ich własnego świata. Jednak - jak stwierdziła referująca - dzieciństwo dzieciństwu nie jest równe, toteż nie można kryteriami przefiltrowanego przez pamięć własnego dzieciństwa mierzyć to jakim ono jest dla dzieci "tu i teraz".