17 marca 2017

Kolejny socjolog zarządzać będzie Instytutem Badań Edukacyjnych

Nie ma w tym żadnej sensacji. To było tylko kwestią czasu, kiedy nastąpi zmiana na stanowisku dyrektora Instytutu Edukacji Narodowej, który zarządzał milionami na różnego rodzaju badania diagnostyczne, a teraz szykują się kolejne transze. Każda władza chce mieć "swoich", co stało się już rytualnym tańcem nad "trumną" każdego poprzedniego rządu. Jak PIS przegra wybory - kiedyś przegra - to przyjdą nowi i wprowadzą swoich. Chyba, że nowy dyrektor dr Piotr Stankiewicz dokona przełomu.

Edukacja musi z tym żyć, dopóki nie nastąpi istotna zmiana systemowa. To, że prawdopodobnie szybko nie nastąpi, jest tylko hipotezą, albo - jak kto woli - sądem probabilistycznym. Instytut Badań Edukacyjnych podlega Ministerstwu Edukacji Narodowej, toteż od samego początku swojego istnienia służył przede wszystkim władzy, a od czasu do czasu, od projektu do projektu - także niektórym podmiotom edukacyjnym.

Władza musi mieć narzędzie do weryfikowania danych czy projektowania zmian ze szczególnym uwzględnieniem towarzyszącego im ryzyka, niepewności, losu czy intencjonalnego lub sytuacyjnego - jawnego lub ukrytego oporu, sprzeciwu. Komunikat MEN z krótką charakterystyką nowego dyrektora IBE jest czytelny:

"Pan Piotr Stankiewicz jest doktorem nauk społecznych w zakresie socjologii, adiunktem w Zakładzie Interesów Grupowych Instytutu Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Nowy dyrektor IBE jest absolwentem socjologii i filozofii w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz studiów podyplomowych na Uniwersytecie w Kolonii. Brał udział w wielu pobytach studyjnych i badawczych na uniwersytetach w Konstancji oraz Hamburgu (w Centre for Globalization and Governance).

Dwukrotny stypendysta Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej oraz Niemieckiej Centrali Wymiany Akademickiej DAAD. Laureat nagrody II stopnia im. Floriana Znanieckiego za pracę magisterską z socjologii przyznawanej przez Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Socjologicznego."


Dyrektor IBE jest osobą świetnie wykształconą, z toruńskiej szkoły socjologii wiedzy - prof. UMK Andrzeja Janusza Zybertowicza (kto nie czytał znakomitych rozpraw tego socjologa, to może sięgnąć do tygodnika "wSieci", gdzie jest stałym felietonistą, komentatorem naszej codzienności) pod kierunkiem którego napisał i obronił we wrześniu 2008 r. dysertację doktorską pt. "Ryzyko i konflikt. Strategie zarządzania konfliktami technologicznymi w Polsce".

Skoro ma kierować Instytutem mającym w nazwie edukację, to ktoś z MEN wpadł na pomysł, by mu ją życiorysowo "dorobić", stąd w charakterystyce znajduje się zdanie: "Jego dotychczasowe prace badawcze i zainteresowania naukowe obejmują m.in. edukację naukową w zakresie społecznego rozumienia innowacji naukowo-technologicznych (zjawiska scientific literacy i public understanding of science)."

Muszę zacząć się dokształcać, bo nie spotkałem się z kategorią "edukacji naukowej", ale ... nowe pokolenie zapewne nadało jej już sensowne wytłumaczenie. Gdyby ktoś je znał, to proszę o komentarz z odesłaniem do naukowej lektury na temat tego rodzaju edukacji.

Pozostałe dane biograficzne są imponujące:

Współpracował z wieloma organizacjami pozarządowymi, władzami samorządowymi i centralnymi przy działaniach informacyjno-edukacyjnych dotyczących poszukiwania gazu łupkowego oraz budowy elektrowni atomowej w Polsce. W latach 2011-2012 pracował w Gdańskim Parku Naukowo-Technologicznym i Pomorskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej koordynując prace Forum Dialogu i Współpracy Województwa Pomorskiego „Energia i Samorządność”.

Członek międzynarodowych organizacji naukowych, m.in.: European Sociological Association (ESA), European Association for the Study of Science and Technology (EASST), członek rady redakcyjnej czasopism Climate Policy oraz Energetyka-Społeczeństwo-Polityka, a także współpracownik Biura Analiz Sejmowych.

Prywatnie żonaty, ojciec trzech córek, maratończyk oraz miłośnik biegów na orientację. Biegle włada językiem niemieckim oraz angielskim."


Proszę nie myśleć, że wyznaję zasadę "Umarł król, niech żyje król", ale problematyka badawcza po uzyskaniu stopnia naukowego doktora pana dra P. Stankiewicza jest mi bardzo bliska. Ten młody uczony zajmował się w praktyce tym, czego nie chcą, co blokują i czemu się przeciwstawiają kolejne rządy w MEN od 1993 r., a mianowicie - demokracją partycypacyjną.

Sprawdził się w dwóch, znaczących i bardzo trudnych projektach życiowych, środowiskowych, a nie tylko metasocjologicznych, o czym możecie się Państwo przekonać po jego poniższej wypowiedzi w czasie jednej z debat na temat Piotr Stankiewicz partycypacji, dialogu i aktywności społecznej:


Z dużym zatem zainteresowaniem będę monitorował wyniki prac IBE, które - zgodnie z dotychczasowym doświadczeniem nowego dyrektora (o czym sam mówi w powyższym zapisie debaty) - mają co najmniej dwie możliwe orientacje:

1. Włączenie IBE do kolejnego rozpoznania stanu zniszczenia demokracji w polskim szkolnictwie , by MEN mogło podjąć wreszcie działania na rzecz tworzenia czy inspirowania lokalnych komitetów dialogu edukacyjnego z udziałem samorządów i powstających rad szkolnych;

2. Wynajęcie specjalisty do weryfikowania w strefie oświatowej realnych wyników reform, by powiedział władzom państwowym, w tym kierownictwu resortu edukacji, jak przekonać społeczeństwo, żeby nie protestowało przeciwko narzucanym mu zmianom (pseudoreformom) edukacyjnym.

A może jest jeszcze trzecia droga... dalszego konsumowania środków unijnych na zaspokajanie interesów władzy i niektórych jej elit? Kojarzy się to wówczas z omawianymi łup(k)ami.


(źródło fotografii: www.men.gov.pl)

16 marca 2017

Odeszła gdańska pedagog - dr hab. Teresa Bauman


W godzinach wieczornych w dn. 15 marca 2017 r. zmarła prof. Uniwersytetu Gdańskiego - TERESA BAUMAN, znana chyba wszystkim studentom pedagogiki z rozpraw z metodologii badań jakościowych i dydaktyki szkoły wyższej - akademicka nauczycielka, badaczka, wspaniała koleżanka.

SMS-owa wiadomość o przedwczesnej przecież śmierci naszej Koleżanki sprawiła, że zaczynam coraz bardziej martwić się o akademickie kadry. Odchodzi pokolenie autorów (także moich) lektur akademickich, podręczników, rozpraw, które pozostawiają trwały ślad w pedagogicznej myśli.

Mam w swojej biblioteczce domowej książki, które są zawsze pod ręką, blisko, bo chętnie do nich powracam, polecam moim studentom czy doktorantom. Warto sięgać do rozproszonych w różnych tomach zbiorowych artykułów tej autorki, bowiem nie straciły na swojej aktualności. Jednym z nich jest np. interesujący tekst pt. "O szczególnym znaczeniu lektur niepedagogicznych dla poznawania współczesnej pedagogiki" (Rozmowy o wychowaniu. Kontrowersje, spory, dyskusje, red. J. Rutkowiak, Gdańsk 1992) czy jakże pięknie i mądrze skonstruowana rozprawa pt. "Mistrzowie i szkoły myślenia w uniwersytecie" (Gdańskie rodowody pedagogiczne, red. E. Rodziewicz, K. Rzedzicka, E. Zalewska, Gdańsk: 2004).

Trudno jest pisać o Teresie Bauman w czasie przeszłym. Była bardzo ceniona w naszym środowisku, co zostało potwierdzone przed kilkunastu laty jej członkostwem w Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN. Aktywnie działała w Oddziale Gdańskim Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego. Do odejścia na emeryturę kierowała w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego Zakładem Dydaktyki, koncentrując się w ostatnich latach na problematyce jakości kształcenia w uniwersytecie. W ostatnich latach pracowała w Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku.


Habilitowała się na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego w 2003 r. na podstawie monografii pt. "Uniwersytet wobec zmian społeczno-kulturowych. Casus Uniwersytetu Gdańskiego" (Gdańsk: UG 2001) oraz po pozytywnie zdanym kolokwium. Uzyskała wówczas stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki.

Zainteresowanych poglądami gdańskiej pedagog polecam nagranie jej wystąpienia i Jarosław Jendzy na konferencji pt. "Dialog w uniwersytecie- uniwersytet [w] dialogu?"


Teresa Bauman zwracała uwagę na niedostateczne wykorzystywanie wyników badań empirycznych w kształceniu akademickim pedagogów. Jak wynika z Jej badań procesu kształcenia w uniwersytecie z perspektywy potrzeb nauczycieli i oczekiwań studentów, studenci nisko oceniali stawiane im w toku studiów wymagania, nie odczuwali satysfakcji z własnego studiowania, a najwięcej korzyści z punktu widzenia przyszłej pracy upatrywali nie w teorii, a w praktykach zawodowych.

To m.in. publikacje T. Bauman z metodologii badań pedagogicznych przełamały w naszym środowisku naukowym lęk przed paradygmatem badań jakościowych, biograficznych. Wydana po raz kolejny rozprawa zbiorowa pod red. T. Bauman pt. "Praktyka badań pedagogicznych" jest często wykorzystywana przez naszych studentów. Jest to pokłosie jej twórczego i aktywnego uczestniczenia w seminariach metodologicznych, które od szeregu lat prowadzi prof. Dariusz Kubinowski.

Jak pisze recenzent tego tomu Krzysztof Wróblewski:

"W drugiej grupie tekstów, bezpośrednio odnoszących się do praktyk badawczych, zawarto spojrzenia na różne wycinki tej praktyki: od pytania, w jaki sposób w naukach pedagogicznych wykorzystywana jest teoria, przez ujawnianie mitów, jakie nagromadziły się wokół badań etnograficznych, aż do tropienia najczęściej popełnianych błędów w badaniach empirycznych i rozważań nad kompetencjami metodologicznymi pedagogów.

Autorzy tekstów, przyglądając się krytycznie stosowanym praktykom, wskazują na konsekwencje przyjmowania określonych założeń w badaniach biograficznych i sygnalizują błędy popełniane przez początkujących badaczy. Analiza założeń przyjmowanych przez badaczy zjawisk pedagogicznych uwrażliwia na trudności, jakie napotykają na swej drodze, wskazując jednocześnie na potencjał, jaki tkwi w krytycznie zinterpretowanych badaniach jakościowych.

Refleksja nad kłopotami metodologicznymi, których doświadcza każdy badacz, uświadamia nam, w jakim horyzoncie myślowym, wobec jakich dylematów staje współczesny badacz, a refleksja nad prowadzonymi badaniami przybliża nieco wiedzę na temat rodzajów i jakości praktyk badawczych
. "

Trzecim obszarem aktywności naukowo-badawczej i oświatowej było wspieranie przez prof. UG Teresę Bauman alternatyw edukacyjnych w szkolnictwie publicznym. Zależało Jej na tym, by zmienić transmisyjny model szkoły, która jest oparta na autorytarnych i hierarchicznych relacjach, braku zaufania oraz na behawiorystycznym modelu ludzkiej psychiczności na taki, który stwarzałby wreszcie możliwości do rozwoju szkoły otwartej, a w niej edukacji rozwijającej i wspomagającej twórczość dzieci i młodzieży.

Jak mówiła w czasie jednej z edukacyjnych konferencji dla nauczycieli: "Szkoła nie może być barierą utrudniająca myślenie twórcze, ponieważ proces uczenia się jest długotrwały i wymaga aktywności. Każdy wysiłek jest ważny, nawet ten, który nie przyniesie zakładanego rezultatu. Ważne jest bowiem, aby wiedzieć, dlaczego pomysł się nie udał i co można by zmienić, żeby uzyskać lepsze efekty w przyszłości. Wspólny wysiłek ucznia i nauczyciela – zaangażowanie, zaciekawienie, dialog, praca w zespole, dostrzeganie problemów i pokonywanie barier są nieodzownym elementem procesu twórczego.


A im bardziej dziecko zaangażuje własne emocje i wyobraźnię, tym bardziej twórczo potrafi wykorzystać zdobytą w takich warunkach wiedzę… Po co szkolna klasa staje się sceną, statkiem, obcą planetą? Po co zastanawiać się, jak wygląda zapach lub co ubierałby dzisiaj Zeus? Być może po to, żeby uczyć się i odkrywać coś nowego i jednocześnie dobrze się bawić, unikać schematów, rutyny i nudy nie tylko z perspektywy ucznia, ale i nauczyciela
."


Kierowany przez Profesor UG Zakład Dydaktyki sprawował naukowy patronat nad interesującym i niezwykle inspirującym uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych Ogólnopolskim Konkursem Twórczego Myślenia, który organizowany jest przez Stowarzyszenie Twórcze i Edukacyjne „Wyspa” w Sopocie.

Żegnamy Panią Profesor, oddanego nauce i oświacie pedagoga. Niech spoczywa w spokoju!

15 marca 2017

Bezpieczeństwo i higiena nauczania w szkołach publicznych


Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport z kontroli w tytułowym dla tego postu zakresie. Punktem merytorycznego odniesienia do analiz były dwie przesłanki, które - zdaniem inspektorów NIK - powinny być w szkołach publicznych spełnione, a mianowicie

Zdrowe i bezpieczne środowisko fizyczne szkoły powinno spełniać co najmniej dwa warunki:

1) sprzyjać dyspozycji do uczenia się oraz dobremu samopoczuciu – zatem zapewniać nie tylko odpowiednie otoczenie zewnętrzne (mikroklimat), ale również organizację pracy (rozkład lekcji)
dostosowaną do rytmu biologicznego;

2) chronić uczniów przed różnego rodzaju chorobami, urazami oraz zaburzeniami w funkcjonowaniu organizmu (bezpieczny teren, odpowiednie meble i oświetlenie), a w razie potrzeby zapewnić możliwość uzyskania pierwszej pomocy.


Słusznie zwrócono uwagę na to, co jest najrzadziej brane pod uwagę przez organ prowadzący szkoły publiczne oraz nadzór pedagogiczny, czyli odpowiednie warunki higieniczno-zdrowotne dzieci i młodzieży w tych instytucjach.

Higiena procesu nauczania ma za zadanie ochronę ucznia przed niekorzystnymi warunkami związanymi z nauką, pracą i dotyczy nie tylko zapewnienia bezpieczeństwa oraz odpowiednich warunków sanitarnych, ale również odpowiedniej organizacji pracy ucznia, zgodnej z jego psychofizycznymi możliwościami.

NIK nie przeprowadza kontroli w całym kraju, we wszystkich placówkach, tylko w wybranym regionie i zaledwie sześćdziesięciu szkołach. Punktem odniesienia były złe wyniki pierwszej diagnozy dziesięciu szkół w 2014 r.

Jak stwierdza się w Raporcie, nie było wówczas dobrze w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa i higieny uczenia się, bowiem (...) żadna ze skontrolowanych szkół nie zorganizowała uczniom zajęć z pełnym uwzględnieniem zasad higieny pracy umysłowej, a działania podejmowane w celu zapewnienia bezpieczeństwa i higieny uczenia się nie były wystarczające.

Co ciekawe, inspektorzy przygotowywali się do kontroli na podstawie lektury z okresu PRL, bo podręcznika prof. Czesława Kupisiewicza (Cz. Kupisiewicz, Podstawy dydaktyki ogólnej, PWN, Warszawa 1976). Oczywiście ten podręcznik jest w paradygmacie kształcenia instrumentalnego a podporządkowanego ideologii państwa socjalistycznego bardzo dobry i nadal aktualny, tyle tylko że od 1976 r. rzeczywistość szkolna radykalnie zmieniła się w naszym kraju, a i literatura z zakresu psychohigieny procesu kształcenia jest także nieco inna. Nie podejrzewam prezesa NIK z nominacji Platformy Obywatelskiej, że już wówczas w NIK przewidywano przywrócenie ustroju szkolnego przez PIS właśnie z tamtego okresu.

Za stan destrukcji w sferze bezpieczeństwa i higieny odpowiadają wszystkie rządy od 1 września 1989 r., a przecież doskonale pamiętamy usunięcie ze szkół: lekarzy, gabinetów dentystycznych, gabinetów lekarskich, zlikwidowanie badan profilaktycznych i diagnostycznych w zakresie różnego rodzaju chorób dziecięcych. W wielu szkołach zlikwidowano stołówki (kuchnię szkolną), zaś papieru toaletowego i ciepłej wody do dnia dzisiejszego nie ma nadal w wielu szkołach wiejskich.

W szkołach ponownie pojawiła się wśród chorób: wszawica, szkarlatyna, próchnica, wady kręgosłupa, zaburzenia wzroku, ruchu itp.

Tym razem objęto kontrolą w okresie od 7 kwietnia do 5 lipca 2016 r. łącznie 60 szkół publicznych, tj. 30 szkół podstawowych i 30 gimnazjów w sześciu województwach: kujawsko-pomorskim, małopolskim, opolskim, podkarpackim, podlaskim i świętokrzyskim.

Wyniki tej diagnozy są rzeczywiście porażające, bo odzwierciedlają totalne lekceważenie przez organy prowadzące i nadzór pedagogiczny spraw, za które ponoszą pełną odpowiedzialność.

"W żadnej ze skontrolowanych szkół nie zorganizowano uczniom zajęć z pełnym uwzględnieniem zasad higieny pracy umysłowej, tym samym nie zostały stworzone optymalne warunki do efektywnego przyswajania wiedzy. Również działania podejmowane w celu zapewnienia bezpiecznego i higienicznego pobytu uczniów w szkole nie były skuteczne." (s. 7)

Strach pomyśleć, co by było, gdyby NIK wkroczył do wszystkich szkół publicznych w kraju mając do wsparcia - tak jak w tym przypadku - SANEPID.

Przepraszam, ale kto wyrzucił z pracy, z pełnoetatowego zatrudnienia panie woźne? Dzisiaj sprzątają w szkołach firmy, których pracownicy wpadną z brudną szmatą, coś przetrą i wypadną. We wszystkich szkołach: papieru toaletowego - nie ma (w PRL też go wprawdzie nie było), mydła w płynie - nie ma, ręczników papierowych - nie ma. Są za to karaluchy.

Ergonomiczne meble w klasach??? A kto je zakupi, skoro w jednym roku zakupiono dla maluchów, sześciolatków, a teraz siedzą na nich bardziej rosłe siedmiolatki. Do klas upycha się dzieci kolanem, a będzie jeszcze gorzej, jak PIS zacznie wdrażać swoją "retrolucję" oświatową. Nędza materialna aż piszczy, z wyjątkiem 10 proc. szkół, o które zatroszczyły się bogate samorządy i mądrzy samorządowcy.

Psychohigiena procesu uczenia się jest równie fatalna:

* Skontrolowane szkoły (60) organizowały pracę uczniów z naruszeniem zasad higieny pracy umysłowej – we wszystkich stwierdzono planowanie przedmiotów wymagających zwiększonej koncentracji na ostatnich godzinach lekcyjnych, w przypadku 91,7% szkół łączenie takich przedmiotów w bloki, a w 80% nierównomierne obciążenie uczniów przedmiotami w poszczególnych dniach tygodnia.

* Tylko 33,3% skontrolowanych szkół zapewniło uczniom co najmniej dziesięciominutowe przerwy międzylekcyjne, zalecane przez Głównego Inspektora Sanitarnego. W pozostałych szkołach długość niektórych przerw wynosiła zaledwie pięć minut, co nie stwarzało warunków do wystarczającej regeneracji sił i uzyskania optymalnej efektywności pracy umysłowej.

Było to szczególnie naganne w odniesieniu do przerw następujących po lekcji wychowania fizycznego
(87,5% szkół, w których występowały przerwy pięciominutowe), gdyż utrudniało uczniom zachowanie higieny osobistej i mogło powodować niechęć do uczestnictwa w tego rodzaju zajęciach. Stwierdzono również przypadek wprowadzenia przerwy niespełna jednominutowej, i to w sytuacji gdy zajęcia odbywały się w trzech budynkach szkolnych, w tym w jednym oddalonym kilka minut drogi od budynku głównego

(s.7) (...)

* W 78,3% szkół objętych kontrolą część zajęć dydaktycznych odbywała się w pomieszczeniach, w których na jednego ucznia przypadała powierzchnia mniejsza niż 2 m2, w tym - w przypadku 40,4% - nie przekraczała ona 1,5 m2 (skrajnie nawet 1,1 m2). (...) nadmierne zagęszczenie klas nie sprzyja efektywnej pracy umysłowej oraz nie gwarantuje w pełni bezpieczeństwa przebywających w takich pomieszczeniach osób, na przykład w razie konieczności natychmiastowej ewakuacji;

(...)

*Prawie wszystkie szkoły (95%) zorganizowały żywienie dla uczniów w formie kuchni, cateringu lub bufetu, z czego w przypadku aż 19,3% z nich wystąpiły nieprawidłowości w stanie higienicznosanitarnym;

* Niemal połowa szkół (29, tj. 48,3%), w których doszło łącznie do 211 wypadków, co stanowiło 54,4% zdarzeń odnotowanych we wszystkich skontrolowanych szkołach, nie była w pełni przygotowana do udzielenia pomocy przedlekarskiej – w wyniku zaniedbań osób odpowiedzialnych – apteczki pierwszej pomocy nie były właściwie wyposażone lub rozmieszczone.

Aż w 28 szkołach w części apteczek ujawniono środki przeterminowane, w tym w 11 szkołach o pięć lat i więcej - skrajnie prawie o 17 lat. Na wyposażeniu części szkolnych apteczek – poza środkami niezbędnymi do udzielania pierwszej pomocy - znajdowały się również produkty lecznicze, pomimo iż nawet sytuacje nagłe nie uprawniają pracowników szkoły do podania uczniom leków.
(s.8)

Uwag nagannych jest w tym raporcie mnóstwo, bo dotyczyły one: braku zabezpieczenia szkolnych komputerów przed dostępem uczniów do niepożądanych treści internetowych, zbyt ciężkich plecaków, złej organizacji przerw międzylekcyjnych, niewłaściwej organizacji procesu kształcenia (zajęcia wymagające koncentracji - na ostatnich godzinach), zagrażający bezpieczeństwu stan podłóg sal gimnastycznych , korytarzy, schodów czy boisk szkolnych, prowadzenie zajęć wychowania fizycznego w miejscach do tego nieprzystosowanych itd.

Raport jest krytyczny wobec samorządów i dyrektorów szkół, ale zupełnie bezkrytyczny w stosunku do polityki oświatowej państwa, w tym zasad finansowania szkolnictwa publicznego. Na ten temat w raporcie de facto nie ma ani jednego zdania. Sprawia wrażenie, jakby dla inspektorów NIK stan bezpieczeństwa i higieny naszych uczniów mógłby być lepszy, gdyby ... był zgodny z normami. Tyle tylko, że do norm nie ma zabezpieczeń finansowych.

Jedną z osób odpowiedzialnych politycznie za ten stan rzeczy jest b. minister edukacji. Na plakacie zapraszała na debatę. Można ją było zapytać, jak zabezpieczyła koleżance redaktor - a obecnej minister z gabinetu cieni PO poseł Augustyn - stanowisko pelnomocniczki p. premier ds.bezpieczeństwa w szkołach.