28 lutego 2017

Z SHUS-em pedagogicznym kłusem



Wesołe jest życie staruszka
Wesołe jak piosnka jest ta
Gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka
I świat doń się śmieje: ha ha
Gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka
I świat doń się śmieje: ha ha
(...)

śpiewał przed laty Wiesław Michnikowski w Kabarecie Starszych Panów. Tymczasem prof.dr hab.Barbara Kromolicka - pedagog społeczna, b. dziekan Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego - powołała do życia Stowarzyszenie Absolwentów, Pracowników i Przyjaciół Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego "RAZEM" w Szczecinie, w ramach którego studenci, absolwenci, pracownicy, przyjaciele i spolegliwi opiekunowie wyszli naprzeciw osobom starszym, by uczynić ich świat wciąż aktywnym, pełnym życia i osobistej radości.

Wspólnie z członkami szczecińskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Gerontologicznego, Radą ds. Seniorów przy Prezydencie Miasta Szczecin, Uniwersytetem Trzeciego Wieku stworzyli nową koncepcję szusowania w życie. SHUS bowiem jest skrótem nazwy własnej Szczecińskiego Humanistycznego Uniwersytetu Seniora, który stał się zupełnie nową formą współpracy Uniwersytetu z działającymi na rzecz osób starszych organizacjami pozarządowymi, społecznymi, klubami seniora itp.

Wspólnie z Szczecińskim Humanistycznym Uniwersytetem Młodych stworzyli projekt 'RAZEM DLA SENIORA", który jest finansowany ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w ramach Rządowego Programu na rzecz Aktywności Społecznej Osób Starszych, który został zapoczątkowany w 2014 r. i będzie realizowany do 2020 r. To nie jest tylko kwestia powszechnie już praktykowanego w szkolnictwie wyższym UTW - Uniwersytetu Trzeciego Wieku- ale coś znacznie szerszego, bowiem nie chodzi tu tylko i wyłącznie czy przede wszystkim stwarzanie osobom starszym okazji do spotkań z nauką przez otwarte dla nich wykłady uczonych różnych dziedzin i dyscyplin.

Celem SHUS-u jest wielostronna aktywizacja osób starszych, stymulowanie ich integralnego rozwoju osobowego, by mogli radzić sobie z codziennymi problemami egzystencjalnymi w ponowoczesnym świecie, często przecież im nieprzyjaznym, nieprzychylnym czy niezrozumiałym ze względu na dynamicznie zmieniające się technologie. SHUS-ując z młodymi pedagogami,specjalistami z zakresu geragogiki, gerontologii czy pracy socjalnej są włączani do systemu ustawicznego uczenia się dla siebie i z myślą o innych, często znajdujących się w trudniejszej sytuacji sąsiadach czy bliskich im osobach.

Wolontariat ma tu dwoisty wymiar i zakres oraz wielopokoleniową strukturę działania, dzięki czemu także młode pokolenie uzyskuje mentorskie wsparcie ze strony osób starszych nie oczekujących przecież jakiejkolwiek gratyfikacji materialnej czy symbolicznej. Tu ma miejsce wzajemna wymiana doświadczeń, dzielenie się wrażliwością, duchowym bogactwem, a jeśli jest też takie oczekiwanie, to i konkretna wiedzą czy umiejętnościami.

Wykłady SHUS są tak intrygujące, że przychodzi na nie kilkaset starszych osób. Przykładowo:

- dr hab. Anna Murawska, prof. US - "Nadzieja matką głupich - spory wokół nadziei";

- prof. dr hab. Zdzisław Kroplewski - "Dojrzałość: osobowość, religijność";

- dr hab. Agnieszka Chlebowska, prof. US - "Czy kobieta jest człowiekiem? - dziewiętnastowieczny dyskurs na temat nierówności płci";

- prof. dr hab. Mirosław Rutkowski - " Co to jest tolerancja?" itd. itd.

Seniorzy mogą też korzystać z form warsztatowych, w trakcie których mają możliwość doświadczania i praktykowania i twórczości, "podróżowania w czasie", pogłębiania międzypokoleniowej świadomości związanej z prawami człowieka, doskonalenia sztuki pomagania innym czy czerpania z potencjału młodych lub ofiarowania im własnego kapitału społecznego czy intelektualnego.


Także na Wydziale Humanistycznym prof. Barbara Kromolicka wraz z dr Beatą Bugajską utworzyły Zachodniopomorskie Forum Liderów UTW, w ramach którego wzmacniają swoje inicjatywy społeczne regionalne Uniwersytety Trzeciego Wieku w całym województwie, a jest ich już łącznie ze stowarzyszeniami UTW aż 27. To przy nich działają zespoły zainteresowań jak grupy teatralne, turystyczno-krajoznawcze, fotograficzne, filologiczne, informatyczne, kultury fizycznej (gimnastyka rozciągająca i rekreacyjna, Nordic Walking, Pilates/Zumba), rękodzielnicze, ceramiczne, wikliniarskie, kulinarne, muzyczne, filmowe, brydżowe, kosmetologiczne, zielarskie itp.

Troska o własne zdrowie, wzbogacanie kulturowe, rozwijanie własnych pasji i rozwój zainteresowań czynią osoby starsze radosnymi, spełniającymi się w sposób aktywny w codziennym życiu. Dla chętnych organizowane są Turnusy Aktywizacji Seniorów, w trakcie których mogą nauczyć się tego, jak stać się liderem i mentorem w lokalnym środowisku życia, by w nim organizować osobom z grupy wiekowej 60+ zajęcia, inicjować powołanie do życia klubów, kół, sekcji czy innych form organizacyjnych sprzyjających ich aktywizacji i integracji społecznej.

Nie ma się co dziwić, że Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Szczecińskiego jest oblegany przez kandydatów na studia, bo wielu młodych może tu spotkać się także ze swoimi bliskim, sąsiadami czy ich przyszłymi współtwórcami środowiska społecznej aktywizacji. W trakcie studiów pedagogicznych wielu studentów pędzi z SHUS-em pedagogicznym kłusem do celu, jakim jest uzyskanie autentycznych kompetencji profesjonalnych i społecznych. Po takich spotkaniach mogą sobie nucić:

Wesołe jest życie staruszka
Gdzie spojrzy, tam bóstwo co krok
Tu biuścik zachwyci, tam nóżka
bo nie ten, bo nie ten już wzrok
Tu biuścik zachwyci, tam nóżka
bo nie ten, bo nie ten już wzrok




27 lutego 2017

Dekalog BELFRA

Pan Michał Augustyn, który ma w swoim doświadczeniu zawodowym także pracę w szkołach publicznych, tak się zdenerwował rozchwianiem morale koleżanek i kolegów z pracy, że postanowił upomnieć się o minimum kultury nauczycielskiej. Nadał swojemu przesłaniu miano "Dekalogu Belfra" i - jak dodaje - sam go stosował w swoim życiu zawodowym. Prowadzi własny blog, w którym od czasu do czasu zamieszcza własne refleksje, komentarze, własne teksty piosenek i wiersze.

W wyniku prowadzonej od dłuższego czasu korespondencji z autorem utwierdziłem się przekonaniu, że nie jest tak źle z naszymi nauczycielami, skoro sami sobie wyznaczają imperatyw społeczno-moralny. Pan Michał Augustyn nie jest ani jedyny, ani pierwszy, a jednak - jako rodzic - słusznie oczekuje od nauczycieli zaangażowanego profesjonalizmu, bez względu na warunki pracy. Belfer - jak twierdzi - ma zawsze być belfrem. W każdych okolicznościach.

Dekalog Belfra:


1. Wiem, co robię, po co, jak i kiedy. Jestem belfrem świadomym każdego celu założonego przez podstawę programową, wpisanego do programu nauczania i przygotowanego przez ze mnie planu wynikowego.

2. Dydaktyka i pedagogika to moje religie. Znam ich święte księgi i wielkich teologów. Jestem ich skromnym kapłanem; korzystającym z wielkiego dorobku tych, którzy wiedzieli jak uczyć i wychowywać.

3. Lekcja jest święta. Mam ją zaplanowaną w każdym detalu. Nawet jeżeli pozwalam sobie i uczniom na improwizację, w każdej chwili mogę wrócić do schematu, który mnie nie więzi, ale umożliwia realizację celów, o jakich nie zapominam nigdy.

4. Bez względu na to, jaką relację wybiorę: czy jestem bardziej trenerem, czy członkiem „Stowarzyszenia umarłych poetów”, ja odpowiadam za realizację celu; przed uczniem, rodzicem, sobą samym, swoim przełożonym i całą globalną społecznością szkolną.

5. Będąc podmiotem, permanentnie samodoskonalącym się, świadomym siebie i świata poza mną, wiem, że moją rolą jest służba uczniowi; w tym sensie jestem tylko instrumentem - godzę się z tym.

6. Ciągle sprawdzam, czy osiągnąłem założone cele; porażki rozkładam na czynniki pierwsze, szukając ich racjonalnych wytłumaczeń i nie godzę się z nimi łatwo; zostałem powołany do zwycięskich krucjat, a nie rozpamiętywania klęsk.

7. Nie wolno mi uczyć i wychowywać do miałkości, brzydoty, ignorancji i zła. Realizując postawione przede mną cele, pamiętam, że służę uniwersalnym wartościom: wiedzy, dobru i pięknu.

8. Powierzając mi wychowanie i wykształcenie dzieci, dano mi wielką władzę; nie przepełnia mnie strach płynący z obawy, jak wiele mogę popsuć; jestem uskrzydlony wizją tego, jak wiele mogę dokonać; pamiętam zawsze, że delikatne są skrzydła uczniów moich, woskiem sklejone i nie zabieram ich w loty zbyt blisko Słońca.

9. Buduję mosty między dyscyplinami, szukam komplementarności, wiem, że nauczany przeze mnie przedmiot jest tylko jednym z wielu; nie wolno mi przyzwyczaić ucznia do fragmentarycznego oglądu świata; nie wolno mi pozwolić, by nie rozumiał kontekstu; gdziekolwiek, kiedykolwiek się znajdzie, ma zobaczyć całość, a nie tylko część, która leży w jego zainteresowaniu, którą być może uczynił swoim zawodem i powołaniem.

10. Nie jestem sam dłużej niż chwilę, może dwie. Przy mnie są koledzy, przełożeni, instytucje, uczniowie moi i ich opiekunowie. Realizując założone cele i biorąc za nie odpowiedzialność, nie zapominam o tym, że szkoła nie jest zbiorem samotnych monad; inni członkowie szkolnej społeczności też nie pozwalają mi o tym zapomnieć.


26 lutego 2017

Wędrujący doktorat


W jednym z uniwersytetów został wszczęty przewód doktorski z dyscypliny ujętej przez b. minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbarę Kudrycką w dziedzinie nauk społecznych. Doktorantka intensywnie przygotowywała swoją rozprawę, ale w międzyczasie promotor wszedł w jakiś konflikt społeczny z członkami macierzystej rady wydziału, w wyniku którego odszedł z tej uczelni. Doktorantka wpadła w rozpacz, bo nagle straciła opiekuna.

Polak jednak potrafi wyjść z każdej sytuacji. Jej promotor zatrudnił się w innym uniwersytecie na przeciwległym krańcu kraju i... zamiast wystąpić do poprzedniej rady z wnioskiem o zamknięcie przewodu, zlekceważył ów fakt, by otworzyć w swoim nowym miejscu pracy akademickiej przewód swojej dotychczasowej doktorantki na ten sam temat. Tyle tylko, że już nie podjął się roli promotora, ale uzgodnił ze swoim kolegą, że ten powoła go na recenzenta.

Tak też się stało. Kobieta dokończyła swoją dysertację na ten sam temat, tyle że już w innym uniwersytecie i ją szczęśliwie obroniła. Nauka na tym nie straciła. Pojawił się jednak dylemat natury formalno-prawnej. Jakże to ta sama osoba mogła obronić pracę doktorską na ten sam temat, który został przecież przyjęty przez jedną radę wydziału i z wskazaniem na konkretnego profesora, a podjęty już w innej uczelni przy nieprzypadkowej zamianie ról?

Każdy wszczęty przewód doktorski powinien zostać zamknięty, jeżeli promotor rezygnuje z opieki w danej jednostce akademickiej. Można rzecz jasna podjąć go ponownie, ale nie w tak pokrętny sposób.

No cóż, nie mówmy o upadku etosu nauczycieli akademickich, tylko o jego braku u części z nich. Takich niegodnych uniwersytetu czy akademii i postaci jest więcej. Ostatnio spotkałem się z analizą rozprawy doktorskiej, której autor nie tylko dokonał ordynarnego plagiatu, ale podał zarazem fałszywe informacje w rozdziale metodologicznym o rzekomo przeprowadzonej kwerendzie literatury w instytucji, która w ogóle w ogóle nie istniała pod wskazaną przez niego nazwą.

Coraz częściej zastanawiam się, czy aby w "wyścigu szczurów" po stopień lub tytuł naukowy nie biorą udział gracze "fałszywymi kartami", mali oszuści, cwaniacy, którzy obronili prace doktorskie na określony temat, a potem zmienili lekko tytuł i już w kilka lat później złożyli wniosek o habilitację?

Czy rady wydziałów są rzeczywiście odporne na te matactwa, krętactwo, fałszerstwa, kumoterstwo, pseudonaukowe sitwy? Jak to jest możliwe, że ktoś tak bezceremonialnie i bez zażenowania kradnie czyjąś własność, publikuje książkę bez znajomości źródeł wiedzy na dany temat, popełnia mnóstwo błędów merytorycznych, źle sporządza przypisy a recenzent wydawniczy nie zwraca uwagi na wady konstrukcyjne rozprawy, subiektywizm tez, publicystyczny język, potoczną stylistykę itp.?

Tak, to jest możliwe, gdyż w uniwersytetach, akademiach a szczególnie w państwowych i prywatnych Wyższych Szkołach Zawodowych pracują także - choć na szczęście w mniejszości - doktorzy, doktorzy habilitowani i profesorowie, którzy własne stopnie czy tytuł naukowy uzyskali w pokrętny sposób. Czym zatem mają promieniować na innych, jak nie właśnie reprodukcją matactw?