27 stycznia 2017

Kolejna ekspertyza z ramienia Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN



UWAGI DO PROJEKTU PODSTAWY PROGRAMOWEJ WYCHOWANIA PRZEDSZKOLNEGO DLA PRZEDSZKOLI, ODDZIAŁÓW PRZEDSZKOLNYCH W SZKOŁACH PODSTAWOWYCH ORAZ INNYCH FORM WYCHOWANIA PRZEDSZKOLNEGO przedłożyła profesor zwyczajna Uniwersytetu Gdańskiego - Dorota Klus-Stańska.

Pełna treść ekspertyzy została przekazana Ministerstwu Edukacji Narodowej, ale będzie w całości opublikowana na łamach "Forum Oświatowego". W blogu przywołuję tylko niektóre jej fragmenty. Już na początku Profesor D. Klus-Stańska trafnie stwierdza:

"Proponowana Podstawa programowa wychowania przedszkolnego nie stanowi kroku naprzód w polskiej powojennej tradycji tego rodzaju dokumentów. Nie jest dobrą odpowiedzią na zmiany w wiedzy naukowej na temat rozwoju dziecka w wieku przedszkolnym, jego możliwości i potrzeb. Pozostaje także bez związku z europejskimi i światowymi trendami edukacji przedszkolnej.

Trudno zatem ustalić po co w ogóle jest wprowadzana. Ma wszystkie braki dotychczas obowiązującej Podstawy, dodając do tego nieobecne w niej błędy i zaniedbania. Jest zastąpieniem słabej podstawy przez propozycję znacznie gorszą.


Dalej ma już miejsce bardzo rzeczowa, naukowa, ale przecież wynikająca z bogactwa także praktycznych doświadczeń nauczycielskich, krytyka projektu MEN. Jak pisze prof. D. Klus-Stańska:

Niestety, poza tymi nielicznymi walorami proponowana Podstawa programowa ma rozliczne niepokojące braki, błędy i mankamenty. Należą do nich:

1) Wybiórczość i braki. Podstawę programową cechuje niezrozumiała i niebezpieczna pod względem edukacyjnym wybiorczość. Grozi to pomijaniem wielu kluczowych obszarów rozwoju dziecka i jego fundamentalnych potrzeb i potencjalnie znaczących możliwości. (...)

2) Infantylizacja , która przejawia się w niedocenianiu możliwości psychofizycznych dziecka i wskazywaniu jako osiągnięć dla dzieci kończących przedszkole kompetencji typowych dla wyraźnie niższego etapu rozwojowego. Tworzy to, podobnie jak wybiórczość, ryzyko pozbawiania odpowiedniego wsparcia pedagogicznego. (...)

3) Chaotyczność bowiem proponowany dokument jest niespójny. Zawartość poszczególnych obszarów rozwojowych nie są w żaden sposób pogrupowane, ani uporządkowane. Taki ład mogłoby na przykład zapewnić wskazanie w obrębie rozwoju społecznego takich grup efektów, jak: budowanie koncepcji Ja / relacje z innymi / funkcjonowanie w instytucji / wiedza i rozumienie innych i społeczeństwa; w obrębie rozwoju fizycznego: duża motoryka / mała motoryka / zdrowie, higiena i bezpieczeństwo.(...)

4) Programocentryzm i biurokratyzacja: Widoczny jest on szczególnie w dokumencie widniejącym na stronach internetowych MEN, gdzie rozwój dziecka jest traktowany jako synonim przygotowania do szkoły. Osiągnięcia dziecka są we wszystkich kolejnych obszarach opisane jako „dziecko przygotowane do podjęcia nauki w szkole”. W przedszkolu zgodnym z wizją resortu nie chodzi więc o przeżywanie dzieciństwa, czerpanie radości z aktywności poznawczej, społecznej, praktycznej, ani o wspieranie indywidualnego potencjału.

Życie dziecka zostaje zredukowane do logiki instytucjonalnej, a czas dzieciństwa jest w tej perspektywie pozbawiony wartości autotelicznej, bo służy jedynie przygotowaniu do dalszych etapów kształcenia. Fakt, że ma się to odbywać w możliwie „bezbolesny” i przyjemny sposób nie zmienia istoty tego pedagogicznie nieakceptowalnego dyskursu rodem z socrealizmu. (...)


5) Niezręczności i niejasności językowe. (...) takie usterki nie powinny mieć miejsca w dokumencie rządowym:

- w podstawie jest mowa o fizycznym / emocjonalnym / społecznym obszarze rozwoju dziecka, ale to nie obszar jest fizyczny czy emocjonalny, ale rozwój (powinno zatem być „obszar fizycznego / emocjonalnego / społecznego rozwoju dziecka); czytamy też, że dziecko „wyraża ekspresję”, „wykonuje własne eksperymenty” (a jak miałoby wykonywać cudze?),

- trudno ustalić, co mają oznaczać na poziomie przedszkolnym takie elementy, jak: o zadaniach przedszkola „wspieranie umiejętności korzystania z rozwijających się procesów poznawczych”; o osiągnięciach dzieci: „czyta obrazy”, „obdarza uwagą inne dzieci oraz osoby dorosłe
”.

Ocena ogólna

Jeśli ocenić strukturę dokumentu to stanowi on listę dość swobodnie przytaczanych pomysłów i skojarzeń, nietworzących żadnej uporządkowanej kategorialnie i spójnej wewnętrznie całości, która wynikałaby:

- z dobrej, pogłębionej koncepcji rozwoju psychofizycznego dzieci przedszkolnych,

- z dobrze przemyślanego projektu ich edukacji,

- z klarownych odniesień do ważnych zadań przedszkola, takich jak: organizacja środowiska uczącego, współpraca z rodzicami, miejsce przedszkola w środowisku lokalnym, dzieci obcokrajowców w przedszkolu.

Natomiast pod względem merytorycznym projekt nie spełnia elementarnych wymagań dokumentu, który ma budować ofertę edukacyjną dla dzieci w tak znaczącym dla całego życia i wrażliwym okresie rozwojowym. Jego zawartość jest wsteczna wobec nurtów pedagogicznych i edukacyjnych, jakie mają obecnie miejsce w edukacji przedszkolnej w Europie, a także jest bez związku z niezwykle dynamicznym przyrostem wiedzy naukowej w zakresie psychologii dziecka i jego rozwoju oraz socjologii i antropologii dzieciństwa. U jego źródeł leży wiedza nieaktualna i potoczna.

W mojej ocenie, projekt Podstawy programowej dla wychowania przedszkolnego to dokument nieprofesjonalny: niestaranny, chaotyczny, wybiórczy, niekompletny, znacznie odbiegający formą, strukturą i treścią od analogicznych dokumentów przyjmowanych w podobnych nam innych krajach.


Za ten projekt - jak i wiele innych - Ministerstwo zapłaciło łącznie z pieniędzy podatników 875 tys. zł. Tak jest od lat. Podobne błędy popełniały ministrzyce z Platformy Obywatelskiej. Pani Anna Zalewska nie potrafi wyciągać wniosków z błędów poprzedniej formacji, tylko je powtarza, i to w dodatku w jeszcze gorszym wydaniu.

Wcale się nie dziwię, że przeprowadzany przez premier Beatę Szydło przegląd resortów jest propagandową akcją władzy. Ta bowiem bezkrytycznie płaci rzekomym ekspertom za ich pracę, która niewiele ma wspólnego z profesjonalizmem.

Eksperci MEN powinni najpierw poczytać, czym są podstawy programowe i jaka powinna być zastosowana w ich pisaniu metodologia. Odsyłam do prac chociażby prof. Krzysztofa Konarzewskiego, bo do czytania tych z pedagogiki wczesnej edukacji aż wstyd nawoływać, gdyż wydawałoby się, że są znane. Nie są.


Redakcja dziennika "Rzeczpospolita" oceniała ministrów prawicowego rządu. Najgorszą ocenę - jedynkę - otrzymał minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, zaś ministra edukacji Anna Zalewska otrzymała - jak mówią uczniowie - "dopa", czyli ocenę dopuszczającą, bo niedostateczną. Dziennikarze nie znali opinii prof. D. Klus-Stańskiej, bo na tej podstawie powinni wystawić pani minister za pseudoedukacyjne projekty - "ZERO".

Krytycznie, chociaż bardzo oględnie, oceniają ten projekt dyrektorzy przedszkoli. Wiadomo, boją się o swoje miejsce pracy, gdyż każdy wpis na stronie OSKKO będzie odkodowany i spersonalizowany. Piszą jednak: Proponowana podstawa programowa jest przegadana i przepełniona frazesami już na etapie ogólnych celów kształcenia. Zdaniem niektórych - trwa demontaż polskiej edukacji.

Czy jest coś dobrego w ostatnich decyzjach MEN? Tak. To likwidacja kiczowatego, a darmowego "Elementarza", za który podatnicy zapłacili już ponad 60 mln zł. Obawiam się jednak, że czekają nas kolejne straty. Minister nie pokrywa ich z własnej kieszeni, tylko z naszej, wspólnej.








26 stycznia 2017

Ponadnarodowa mobilność kadry edukacji szkolnej


Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji, która od 1993 r. jest fundacją Skarbu Państwa, od początku swojego istnienia stanowi jedyną w Polsce instytucję (...) z tak ogromnym doświadczeniem w zarządzaniu kilkunastoma edukacyjnymi programami europejskimi.

W latach 2007-2013 koordynowała w Polsce programy „Uczenie się przez całe życie” (Erasmus, Leonardo da Vinci, Comenius i Grundtvig) oraz „Młodzież w działaniu”. Wiarygodność Fundacji przełożyła się na zaufanie, jakim ją obdarzono, powierzając jej funkcję Narodowej Agencji Programu Erasmus+ na lata 2014-2020.


Od maja 2016 dyrektorem generalnym i prezesem zarządu Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji jest dr Paweł Poszytek - artysta muzyk, kompozytor i autor kilku płyt, który ma za sobą także międzynarodowe doświadczenie biznesowe w branży muzycznej. Przewodniczącą Rady FRSE jest Marzenna Drab, zaś jej zastępczynią - wiceminister edukacji Teresa Wargocka. Władze, Zarząd, jak i rada Fundacji zmieniają się wraz z nowym kierownictwem resortu edukacji.

FRSE dysponuje środkami na realizację projektów edukacyjnych w ramach unijnej inicjatywy, na które (...) rocznie przeznacza się w Polsce ok. 50 mln euro. Dzięki tym funduszom ok. 15 tys. polskich studentów wyjeżdża każdego roku z kraju, by studiować na zagranicznych uczelniach. Uczestnicy programu dzięki wyjazdom rozwijają liczne umiejętności. Nie tylko uczą się języków obcych, ale również rozwijają kompetencje interpersonalne, poznają nowe kultury, stają się bardziej otwarci na nowe wyzwania i pewni siebie.

Właśnie resort edukacji poinformował, że na realizację programu: "Ponadnarodowa mobilność kadry edukacji szkolnej" przeznaczono ponad 34 mln. złotych.

Głównym celem projektu jest podniesienie kompetencji pracowników dydaktycznych placówek oświaty dzięki udziałowi w programie mobilności ponadnarodowej. Mobilności będą realizowane na zasadach programu Erasmus+, a nauczyciele otrzymają możliwość udziału w następujących formach wsparcia:

• prowadzenie zajęć dydaktycznych w szkole partnerskiej za granicą (tzw. teaching assignment);

• szkolenia: uczestnictwo w zorganizowanych kursach albo innego typu formach szkoleniowych za granicą lub udział w szkoleniach typu Job Shadowing, czyli obserwacji pracy w zagranicznej szkole partnerskiej lub jakiejkolwiek innej właściwej organizacji zajmującej się edukacją szkolną.


Piszę o tym ciekawym projekcie, bo zapewne kuratoria oświaty będą umożliwiać nauczycielom przedszkoli, szkół i dyrektorom placówek oświatowych korzystanie w najbliższych latach z tych środków na doskonalenie własnych kompetencji pedagogicznych, jak i na dzielenie się nimi z nauczycielami w innych krajach UE.

Można podziwiać warunki, w jakich dzisiaj nauczyciele są wspomagani przez tego typu fundacje, by lepiej przygotować się do pracy z dziećmi czy młodzieżą. Cał­ko­wity budżet w dzie­dzi­nie edu­ka­cji, szko­leń, mło­dzieży i sportu na lata 2014-2020 na realizację programu Unii Europejskiej "Era­smus+" wynosi 14,7 mld euro. Warto to dobrze wykorzystać, bo jest to już ostatnie wsparcie naszego kraju z tych środków.

25 stycznia 2017

Tworzywo pracy doktorskiej



Wczoraj miała miejsce na Wydziale Nauk Pedagogicznych UMK publiczna obrona rozprawy doktorskiej pani mgr Patrycji Ampulskiej pt. „Forma przekazu a zapamiętywanie treści. Na przykładzie uczniów młodszych klas szkoły podstawowej”. Promotorem dysertacji był prof. zw. dr. hab. Aleksander Nalaskowski, zaś promotorem pomocniczym pani dr Dagna Dejna z Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK.

Mój dzisiejszy wpis będzie niejako na marginesie tego wydarzenia, bo o jego finale decyduje Rada Wydziału. Obrony rozpraw odbywają się bowiem nie przed Radą tylko powołaną przez nią kilkuosobową komisją. Zawsze w takich sytuacjach przypominam sobie własną obronę na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego. Z pewnym sentymentem zastanawiam się nad tym, co zyskują, a co tracą młodzi adepci nauki w wyniku zaistniałych w ciągu kilkudziesięciu lat zmian społeczno-prawnych.

Oczywiście, dla mojego pokolenia, a co jakiś czas wracam z kolegami wspomnieniami do pierwszych lat aktywności naukowej i dydaktycznej w uczelni, odbywające się dzisiaj obrony prac doktorskich straciły na publicznym charakterze. Mówimy, że obrona jest publiczna, bowiem może na nią przybyć każda osoba, która jest zainteresowana problematyką badawczą i tematem rozprawy. Ba, może też uczestniczyć w obronie pracy doktorskiej nie tylko student, w tym studiów III stopnia, naukowiec, ale każda osoba "z ulicy", o ile wie, że takie wydarzenie ma mieć miejsce.

O ile... , ale nie wie. Dziekanaty rozsyłają do uniwersytetów informacje o zbliżającej się obronie pracy doktorskiej, z jej tematem, składem promotorsko-recenzenckim, miejscu i godzinie tego akademickiego wydarzenia, ale nie czyni to owej obrony publiczną, tylko quasi publiczną.

Za moich czasów komunikat o obronie pracy doktorskiej musiał być opublikowany w ogólnopolskim dzienniku z lokalnym dodatkiem. Dzięki temu sam mogłem wybrać się na obronę pracy naukowej z historii, filozofii, socjologii czy psychologii, bo akurat te dyscypliny były przedmiotem moich zainteresowań. Dwukrotnie zadawałem pytania, bo byłem autentycznie ciekaw wiedzy i opinii doktoranta na interesujący mnie problem, a bywało, że i z nim polemizowałem.

Obrona odbywała się w sali Senatu UŁ przed całą Radą Wydziału, toteż trzeba było przyjść dużo wcześniej, żeby zająć sobie dogodne miejsce do słuchania i ewentualnego zadania pytania doktorantowi. W zależności od problematyki badawczej kandydata do stopnia naukowego doktora bywało i tak, że trzeba było stać pod ścianą, gdyż sala była wypełniona po brzegi.

Raz, że chcieliśmy zobaczyć i posłuchać profesorów-recenzentów, którzy przyjeżdżali z różnych uniwersytetów, a dwa - w okresie cenzury ideologicznej obrony prac stawały się od czasu do czasu okazją do dociekania i mówienia prawdy, do prowadzenia sporów naukowych z osobą, która stawała przed nami jako specjalista, ekspert w danym zagadnieniu. Obrona pracy doktorskiej nie była cenzurowana, a więc można było usłyszeć to, co zostało usunięte przez cenzurę w wielu publikacjach naukowych.

Każde zadane z sali pytanie było rejestrowane wraz z danymi osoby, która je postawiła. Niestety, nie mogliśmy jako jeszcze niesamodzielni pracownicy naukowi uczestniczyć w części zamkniętej obrad Rady Wydziału, w toku której profesorowie rozprawiali o tym, czy przyjęli odpowiedzi na zadanie pytania, czy są z nich zadowoleni oraz jak postrzegają broniącą się osobę. Czasami trwały takie obrady nawet do 45 minut.

Dzisiaj, obrona odbywa się w małym, kameralnym gronie - kilku profesorów (wraz z dwoma recenzentami), najbliższych doktorantowi członków rodziny, znajomych. Zdarza się, że zajrzą na taką obronę z ciekawości, co też ich będzie czekać w przyszłości, młodsi doktoranci czy ambitni studenci. Tych ostatnich jest jednak tyle, co przysłowiowy kot napłakał.

Obrona pracy jest zatem z definicji i prawnie publiczna, otwarta, ale w istocie toczy się w ekskluzywnym, małym gronie, które nie jest specjalnie dociekliwe, ciekawe czy nastawione na długą dysputę. Ponoć są w innych uczelniach takie obrony, które trwają godzinę, by wszyscy uczestnicy mogli powrócić do swoich własnych zajęć.

Od lat podziwiam Promotora - prof. Aleksandra Nalaskowskiego za innowacyjne, niespotykane dotychczas metody odsłaniania prawdy o interesującym go wycinku rzeczywistości oświatowej, toteż podjąłem się w powyższym przewodzie roli recenzenta, i nie zawiodłem się. Mile zaskoczyły mnie swoją oryginalnością założenia badawcze oraz powiązanie swoistości problemu poznawczego z dotychczasową wiedzą na ten temat i uprzednimi próbami oraz wynikami badań innych naukowców.

Jeszcze przed obroną zapytałem Promotora, która to jest z promowanych przez niego doktorów. Okazało się, że piętnasta. Pogratulowałem dwukrotnie, bowiem po pięknej obronie - aż żal, że tak mało osób chciało w niej uczestniczyć - mieliśmy okazję do ponownego podziękowania za nowatorstwo badań i świetne przygotowanie pani Magister.

Na pytanie, jak to się stało, że ma tak znakomitą Uczennicę - prof. A. Nalaskowski podzielił się z nami anegdotą sprzed trzech lat, kiedy przyszło do niego na pierwsze zajęcia w czasie studiów doktoranckich czterech magistrów, ale tylko ta jedna ostała się i podjęła decyzję o przygotowywaniu pracy właśnie pod jego kierunkiem. Dlaczego? Profesor zadał wszystkim jako obowiązkową lekturę książkę Melchiora Wańkowicza pt. "Tworzywo".

Znakomita metoda selekcji. Kto przeczytał i był gotów do dyskusji z profesorem, potwierdzał zarazem wspólnotę kultury i akademickiego zobowiązania. Ciekawe.