27 maja 2016

Co dobrego słychać w makropolityce edukacyjnej?


Trzeba przyznać, że powołana przez Prezydenta Andrzeja Dudę Narodowa Rada Rozwoju, chociaż ukonstytuowała w swoim gronie zespół ekspertów ds. edukacji, od lutego br. chyba się nie spotkała, a w każdym razie na stronie Prezydenta nie ma żadnej wzmianki o jej jakiejkolwiek działalności. Owszem, są powołani eksperci, więc pewnie - z racji braku kwalifikacji przez część z nich, bo reprezentują w swej większości bardzo wąskie zakresy kompetencji (poza prof. Aleksandrem Nalaskowskim, który jest tu jedynym fachowcem w zakresie nauk pedagogicznych i praktyki edukacyjnej) - potrzebują więcej czasu. W każdym razie, nie zorganizowali jeszcze żadnej sesji i nie podjęli żadnego problemu oświatowego.

Tymczasem kierująca resortem edukacji Anna Zalewska wyraźnie przyspiesza w odwracaniu patologicznych rozwiązań, które istotnie miały miejsce w polskim szkolnictwie, w tym decyzji prowadzących do poważnych strat finansowych przez jej poprzedniczki (J. Kluzik-Rostkowska, K. Szumilas i K. Hall). To, że był bałagan, nieodpowiedzialne decyzje w sprawie tzw. darmowych podręczników szkolnych czy że miało miejsce prawne "wymuszenie" prowadzenia przez nauczycieli bezpłatnie dwóch godzin zajęć dodatkowych w szkołach, wszyscy już wiemy. Podobnie, jak to, że podstawa programowa wychowania przedszkolnego infantylizowała nauczycielskie zadania tak, by wykazać nieobecność edukacji w tych placówkach, a tym samym konieczność zabrania sześciolatków do szkół.

Nikt nie miał wątpliwości, że wraz z dojściem PiS do władzy wróci do rozwiązań strukturalno-programowych kwestia religii na maturze. Nie ma w tym nic złego, skoro można było zdawać na maturze historię tańca czy elementy historii sztuki. Zadziwiający był w tym zakresie upór platformersów i rzekomo katolickich peeselowców, którzy wmawiali społeczeństwu przez osiem lat szkodliwość takiego rozwiązania, natomiast sami nie byli w stanie wprowadzić filozofii jako obowiązkowego przedmiotu kształcenia ogólnego. To jest dopiero kompromitacja minionej władzy, że nie tylko redukowała edukację historyczną i kulturoznawczą, to jeszcze bała się rozbudzania w ramach filozofii - myślenia krytycznego i refleksyjności młodych pokoleń.

Należy pochwalić minister A. Zalewską za to, że kończy projekt rządowego elementarza i zamyka MEN-ską drukarnię. To rzeczywiście była kpina w skali europejskiej. Sprawa powinna trafić do prokuratury a decydenci powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności za to, że powierzyli pisanie elementarza osobom o niskich kwalifikacjach, bez konkursu i drukowali ten kicz z błędami, w dodatku bez przetargu. Wydano ponad 3o mln zł. na bezużyteczny dydaktycznie papier. Kompletną ignorancją i arogancją było uczynienie z tego bubla towaru publicznej korekty i dopisywania lub wykreślania z niego treści bez jakiejkolwiek metodologii i logiki.

Nie rozumiem wprawdzie, dlaczego teraz mają być trzy podręczniki do wyboru przez nauczycieli, skoro jest ich na rynku więcej? Czy autonomia programowa i dydaktyczna musi być redukowana do jednego lub trzech w państwie, które rzekomo jest demokratyczne i otwarte na pluralizm? Dlaczego MEN zamierza rozdawać środki na zakup podręczników wszystkim, skoro część obywateli stać na to, aby je zakupić? Dlaczego nie uszczelnić systemu docelowego wsparcia najsłabszych, najbiedniejszych, tylko szastać publicznymi pieniędzmi na prawo i lewo?

Bardzo dobrze, że wprowadzono przepis ułatwiający planowanie i wypłacanie jednorazowej gratyfikacji pieniężnej nauczycielowi, któremu przyznano tytuł honorowy profesora oświaty. Szkoda tylko, że spośród ponad trzystu tysięcy nauczycieli dyplomowanych tytuł ten przypada zaledwie kilkunastu osobom rocznie. Czas najwyższy zatem na wprowadzenie jeszcze jednego stopnia awansu zawodowego.

Nareszcie powstanie rejestr osób, które nie posiadają pełnej zdolności do czynności prawnych i nie korzystają z praw publicznych. Dzięki temu skończy się zatrudnianie w przedszkolach, szkołach lub innych placówkach oświatowych osób, które nie powinny być dopuszczone do pracy z dziećmi (m.in. dotyczy to nauczycieli ukaranych najwyższymi karami dyscyplinarnymi). Dane do rejestru będą wprowadzane od 1 września 2016 r., a zaświadczenia z rejestru będą wydawane od 1 stycznia 2017 r.

Prezes ZNP wygłaszał płomienne przemówienie w czasie marszu KOD-u w dn.7 maja 2016 r. upominając się o to, by naród nie pozwolił na popsucie szkoły. Od 27 lat transformacji szkoła psuta jest z aktywnym udziałem lewicowego ZNP i jakoś autorefleksji w tym zakresie nie widać. Kiedy Prezes ogłosił, że "nie ma demokratycznej szkoły bez demokratycznego państwa", nie raczył zauważyć, że szkolnictwo polskie jest autokratyczne, centralistyczne dokładnie w takim samym zakresie władztwa partyjnego, z jakim mieliśmy do czynienia w PRL.

Nawet rola związków nie uległa od tamtych czasów zmianie, bo nie kto inny, jak właśnie ZNP-owcy opóźniali przejmowanie szkół przez samorządy, a potem stali na straży centralizmu partyjnego w MEN. Jedyne, co skutecznie wywalczyli to finansowanie z budżetu państwa tysięcy etatów dla swoich funkcjonariuszy. Dzięki temu nigdy nie byli i nie będą po stronie nauczycieli, chyba że własnych związkowców. To "swoim" przecież zabezpieczyli szybką i skróconą ścieżkę awansu zawodowego w 1999 r. Nie pamiętają tego? To związkowcy zablokowali AWS-owski projekt ustawy o samorządzie zawodowym nauczycieli. Nie pamiętają? Szkoda.

Jakąż to odwagą wykazali się nauczyciele ZNP, którzy przyjechali do Warszawy na marsz KOD-u w sobotę? Cóż to, odwaga już tak staniała, bo dowieźli do stolicy za darmo? Czy może ktoś szykanuje manifestujących w naszym kraju? Słusznie, ma rację Sławomir Broniarz twierdząc, że: "Mamy też jako nauczyciele rzecz niezwykle ważną - przesłanie dla uczniów: tak, możecie na nas liczyć. Możecie wierzyć, że to, co mówimy wam w szkole, ma także rację bytu poza murami szkoły. bo nie można powiedzieć dziecku, że treści programowe są rozbieżne z tym, co widzimy na ulicy".

Warto zacząć od siebie. Warto pokazać rolę nie tylko MEN, ale także ZNP i "Solidarności" w podtrzymywaniu pseudodemokracji szkolnej i pseudosamorządności oświatowej - tak w skali instytucjonalnej, jak i ogólnosystemowej. Już za kilka dni - 1 czerwca 2016 r. - związkowcy wraz z minister edukacji spotkają się w Sejmie z młodym pokoleniem w teatrze "demokracji", jakim jest wprowadzona przez SLD i PSL gierkowska akcja pt. "Sejm Dzieci i Młodzieży". Zamiast czerwonych krawatów zostaną rozdane młodym i jednodniowym "posłom" gadżety, dobrze będą też nakarmieni i przenocowani w warszawskich hotelach, a wszystko po to, żeby już teraz nauczyli się, na czym polega w naszym kraju fasadowa demokracja.



26 maja 2016

Powyborczy kalejdoskop



Wybory, wybory i po wyborach - chciałoby się strawestować powiedzenie na temat świąt. To jednak jest swoistego rodzaju święto uczelni i jej wydziałów czy także instytutów, jeśli w nich odbywają się tajne wybory funkcyjnych, którzy podjęli trudną decyzję oraz ryzyko poddania się ocenie i wyborowi ze strony akademickiego, a im najbliższego elektoratu.

Wybory są zawsze wydarzeniem uruchamiającym wielkie, silne i zmieniające się z dnia na dzień emocje - od lekkiego niepokoju czy radości, niepewności czy zapału, poprzez nadzieje i zaangażowanie aż - jak miało to miejsce w niektórych uczelniach czy na wydziałach - po rozczarowanie, rozgoryczenie czy świadomość bycia zdradzonym przez część elektorów (o podwójnym obliczu). Po zakończeniu kampanii wyborczej w uczelniach odsłaniane są ich kulisy, w wielu przypadkach świadczące o upadku akademickiego etosu, a tym samym wpisywaniu się w autodegradację jednostek organizacyjnych uczelni czy określonych środowisk akademickich.

Był to niewątpliwie ważny okres - nie tylko dla kandydatów, bowiem na najbliższe cztery lata elektorzy opowiedzieli się - na podstawie różnych źródeł i motywów - za konkretną osobą, jej doświadczeniem, autorytetem, kulturą osobistą, ale i jej propozycją programową (naukową, dydaktyczną), organizacyjną i socjo-ekonomiczną w zarządzaniu, kierowaniu społecznością akademicką itp. Tam, gdzie był tylko jeden kandydat do funkcji rektora czy dziekana emocje były znacznie mniejsze po obu stronach.

Natomiast w najtrudniejszej sytuacji znaleźli się profesorowie czy doktorzy habilitowani, którzy musieli poddać ostrej często konfrontacji własną wizję swojej gotowości zarządzania uczelnią czy wydziałem z tą, jaką przedstawiali konkurenci. Trudno było w takich sytuacjach nie wejść w debatę o antagonistycznym charakterze, a więc prowadzącą w założeniach do wykluczenia kontrkandydata/-ki z pola walki o jedno przecież miejsce czy nawet wykazania jego/jej słabych stron, by powiększyć szanse na własne "zwycięstwo".

W gruncie rzeczy wyniki takich wyborów rozstrzygane są znacznie wcześniej, jeśli ubiegającą się o urząd rektora czy dziekana była osoba zabiegająca o drugą kadencję, startująca z pozycji prorektora (na rektora) czy prodziekana (na dziekana). Zawsze łatwiej jest dysponować rzeczowymi argumentami, dowodami na własną skuteczność, efektywność czy zaangażowanie, gdyż minione cztery lata pierwszej kadencji są dla większości elektoratu rozpoznawalne.

Trudniej mieli ci kandydaci, którzy startowali z pozycji nieobecnych w dotychczasowych strukturach władzy rektorskiej czy dziekańskiej, bo poza własną osobowością i dokonaniami naukowymi nie mieli w rękawie "asa" (udokumentowanego własną działalnością) dla wybierającej ich wspólnoty. Czasami o wynikach wyboru danego kandydata decydowały głosy - wydaje się - niezależnej od jego/jej dotychczasowej mocy elektorów-studentów, którzy mieli psychologicznie większy dystans do poczucia jakiegokolwiek zobowiązania wobec takiego czy innego kandydata.

Z dużą radością piszę o tym, jak profesorowie pedagogiki awansowali w strukturze władz uczelnianych czy wydziałowych a wielodyscyplinarnych, uzyskując poparcie elektoratu o określonych wymaganiach. W końcu w grę wchodzi powierzenie uczelni nowemu (lub kontynuującemu misję) rektorowi, a wydziału - nowemu (lub kontynuującemu misję) dziekanowi, od których polityki zarządzania zależeć będą losy setek, jak nie tysięcy osób, ale także, a może przede wszystkim - poziom rozwoju nauki i jakość kształcenia.

Wszystkim serdecznie gratuluję - tak tym "wygranym", jak i "przegranym", bo w świetle koncepcji Thomasa Gordona nie ma zwycięzców i pokonanych, skoro w grę wchodzi dobro publiczne. Każda z zaangażowanych w wybory osób dołożyła swój "kamyczek" do akademickiej wspólnoty lub jej destrukcji. Skutki tych procesów będą odczuwalne tak w skali mikro-, mezo-, jak i makroakademickiej, naukowej.

Podziwiam tych naukowców, którzy są gotowi poświęcić swój czas prywatny - osobisty, rodzinny, społeczny, ale także naukowo-badawczy na sprawowanie urzędu w okresie wcale nie tak łatwym (niż demograficzny, ekonomiczny, ale i społeczno-psychologiczny).

Prezentuję nazwiska pedagogów na stanowiskach rektorskich czy prorektorskich oraz dziekanów wydziałów pedagogicznych/edukacyjnych/nauk o wychowaniu czy nauk pedagogicznych uniwersytetów, akademii i szkół wyższych życząc wszystkim dużo sił, zdrowia i satysfakcji z wartościowych dokonań. Oby mieli życzliwe wsparcie w realizacji wielu przedsięwzięć akademickich:

Uniwersytet Łódzki - Dziekanem Wydziału Nauk o Wychowaniu została wybrana ponownie dr hab. Danuta Urbaniak-Zając prof. UŁ;

Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy - Dziekanem Wydziału Pedagogiki i Psychologii została wybrana na kolejną kadencję prof. dr hab. Ewa Zwolińska.

Uniwersytet Śląski w Katowicach - Dziekanem Wydziału Pedagogiki i Psychologii został ponownie prof. zw. dr hab. Stanisław Juszczyk; natomiast dziekanem Wydziału Etnologii i Nauk Pedagogicznych w Cieszynie został ponownie prof. dr hab. Zenon Gajdzica;

Uniwersytet Warszawski - Dziekanem Wydziału Pedagogicznego została wybrana na kolejną kadencję prof. dr hab. Anna Wiłkomirska

Uniwersytet Szczeciński - Dziekanem Wydziału Humanistycznego, gdzie uprawnienia do habilitowania mają pedagodzy została dr hab. Urszula Chęcińska, prof. US kierownik Katedry wczesnej Edukacji;

Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie - Rektorem został ponownie teolog i pedagog ks. prof. dr hab. Stanisław Dziekoński , Prorektorem zaś została pedagog - prof. UKSW dr hab. Anna Fidelus (dotychczasowa Prodziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych UKSW), natomiast dziekanem Wydziału Nauk Pedagogicznych został ks. dr hab. Jan Piotr Niewęgłowski prof. UKSW;

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu - Dziekanem Wydziału Studiów Edukacyjnych została prof. dr hab. Agnieszka Cybal-Michalska;

Uniwersytet Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie - Dziekanem Wydziału Pedagogiki i Psychologii został prof. dr hab. Janusz Marian Kirenko;

Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu - funkcję Prorektora UMK ds. kształcenia kontynuuje prof. dr hab. Beata Przyborowska , natomiast Dziekanem Wydziału Nauk Pedagogicznych został ponownie wybrany dr hab. Piotr Paweł Petrykowski prof. UMK;

Uniwersytet w Białymstoku - po raz kolejny prorektorem ds. studenckich został pedagog dr hab. Jerzy Halicki prof. UwB, zaś dr hab. Mirosław Sobecki, prof. UwB także został na kolejną kadencję wybrany Dziekanem Wydziału Pedagogiki i Psychologii;

Uniwersytet Zielonogórski - Dziekanem Wydziału Pedagogiki, Psychologii i Socjologii został ponownie wybrany dr hab. Marek Furmanek, prof. UZ.;

Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie - Dziekanem Wydziału Nauk Społecznych został dr hab. Sławomir Przybyliński prof. UWM;

Uniwersytet Wrocławski - Prodziekanem wielodyscyplinarnego Wydziału Nauk Historycznych i Pedagogicznych został pedagog - dr hab. Witold Jakubowski prof. UWr;

Uniwersytet Gdański - Dziekanem Wydziału Nauk Społecznych UG został prof. UG, dr hab. Tadeusz Dmochowski;

Katolicki Uniwersytet im. Jana Pawła II w Lublinie - Dziekanem Wydziału Nauk Społecznych został wybrany na kolejną kadencję ks. dr hab. Stanisław Fel, prof. KUL ;

Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach - Dziekanem Wydziału Pedagogicznego został docent katechetyki dr hab. Stanisław Koziej prof. UJK;

Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie - Prorektorem ds. Studenckich została wybrana dr hab. Katarzyna Ewa Potyrała, prof. UP, zaś dziekanem Wydziału Pedagogicznego UP został docent filozofii Ireneusz Marian Świtała.

Uniwersytet Rzeszowski - Prorektorem ds. Studenckich i Kształcenia został wybrany docent Wojciech Walat, prof. UR; Dziekanem Wydziału Pedagogicznego został ponownie wybrany dr hab. prof. UR Ryszard Andrzej Pęczkowski;

Uniwersytet Opolski - Dziekanem Wydziału Historyczno-Pedagogicznego wybrany został na kadencję 2016-2020 historyk dr hab., prof. UO Janusz Henryk Dorobisz;

Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - Rektorem APS został wybrany prof. zw. dr hab. Stefan Michał Kwiatkowski dhc.; natomiast Dziekanem Wydziału Nauk Pedagogicznych APS został na kolejną kadencję dr hab. Maciej Radosław Tanaś prof. APS;

Akademia im. Jana Długosza w Częstochowie - Prorektorem ds. Studenckich została wybrana dr hab. Grażyna Rygał, prof. AJD; Dziekanem Wydziału Pedagogicznego został wybrany dr hab. Eligiusz Stefan Małolepszy, reprezentujący nauki kultury fizycznej;

Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie - Rektorem został ponownie wybrany ks. dr hab. Bogusław Milerski, prof. ChAT, natomiast Dziekanem Wydziału Pedagogicznego ChAT wybrano dr hab. Renatę Nowakowską-Siuta prof. ChAT;

Życzę rektorom i dziekanom - elektom, by uzyskane poparcie w wyborach stworzyło jak najlepsze i jak najkorzystniejsze warunki dla wszystkich podmiotów związanych z nauką i kształceniem akademickim. Wszyscy zaś miejmy w życzliwej pamięci pracę tych, którzy z różnych powodów nie mieli (już) możliwości kontynuowania lub podjęcia rektorskiej czy dziekańskiej misji. Przed całym środowiskiem są zapowiadane przez MNiSW nowelizacje ustaw i rozporządzeń.

25 maja 2016

Polityczna uległość nauczycieli



Niepokojący jest stan niskiej świadomości politycznej wśród nauczycieli w społeczeństwach nadrabiających opóźnienia w nowoczesności. W odróżnieniu od krajów zachodniej demokracji, gdzie w zdecydowanej większości system edukacyjny jest całkowicie zdecentralizowany, to właśnie nauczyciele i zatrudniający ich dyrektorzy autonomicznych pod względem administracyjnym i pedagogicznym przedszkoli czy szkół są aktywnymi podmiotami politycznymi w lokalnych środowiskach.

Świadomość polityczna nie musi przekładać się na zaangażowanie partyjne, ale stwarza podstawy do rozumienia procesów politycznych, które bezpośrednio rzutują na kondycję m.in. placówek oświatowych. Pojęcie polityczności jest jednak w krajach byłego obozu socjalistycznego ujmowane pejoratywnie lub w wąski sposób jako członkostwo i aktywność w partii politycznej.

To prawda, że istotą polityki jest władza, sprawowanie rządów, ale dla dobra publicznego, a nie osobistego. Nie możemy zatem uciekać od odpowiedzi na pytanie, jak i komu ta władza służący. Czy jest nam obojętne to, co czynią rządzący ze sferą publicznej edukacji? Czy jest ona publiczną, jeśli obywatele, w tym także najbardziej kompetentni przedstawiciele profesji dla danej sfery życia, nie mają lub nie chcą mieć nic do powiedzenia?

Tym samym pojawia się pytanie, czy nauczyciele powinni interesować się polityką w szerokim tego słowa znaczeniu z punktu widzenia jedynie korzyści prywatnych, czy także ze względu na wykonywaniem przez nich zawodu zaufania publicznego? Czy nie wystarczy, jak w czasie wyborów udadzą się do odpowiedniej komisji, by zagłosować na kandydata preferowanej partii politycznej?

Po co mieliby jeszcze myśleć kategoriami politycznymi o własnej profesji i jej uwarunkowaniach? Otóż, zdaniem profesora Jana Průchy z Czeskiej Akademii Nauk, nauczyciele są tą grupą zawodową, która najsilniej z wszystkich pozostałych grup zawodów zaufania publicznego (np. policja, straż, służba zdrowia, służba więzienna) przejawia najwyższy poziom uległości wobec władzy (tak tej najbliższej, a więc w stosunku do dyrektorów placówek, jak i stanowionej przez rządzących). Ponadto, można wywieść z tego i na podstawie obserwacji wydarzeń oświatowych w naszym kraju przypuszczenie, że im niższy jest poziom edukacji, tym wyższy jest wśród jego nauczycieli poziom uległości.

Zapewne znajdziemy na tę hipotezę potwierdzenie chociażby w tym, nauczyciele których grup zawodowych są najbardziej aktywni w przestrzeni publicznej, kiedy MEN kieruje do całego środowiska projekty nowelizacji ustaw czy rozporządzeń. Najbardziej krytyczni i walczący są nauczyciele ogólnokształcących szkół ponadgimnazjalnych i zawodowych, natomiast najsłabiej i najrzadziej wyrażają swoje niezadowolenie czy afirmują własne potrzeby nauczyciele edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej.

Kiedy resort edukacji zmienia po raz kolejny podstawę programową wychowania przedszkolnego widzimy, że niewielu jest w tej grupie pedagogicznej pedagogów, którzy byliby gotowi do podjęcia dyskusji, nie wspominając już o jakimkolwiek proteście czy przekazaniu własnych propozycji. Natomiast z reformą programową dla szkół ponadgimnazjalnych poprzednia władza nie miała tak łatwo, gdyż po stronie nauki i kultury jawnie stanęli sami nauczyciele. To oni nie zgodzili się na cięcia w ramowych planach kształcenia i na zasady prowadzenia egzaminów zewnętrznych.

W wysoko rozwiniętych krajach Europy Zachodniej żadna władza centralna nie byłaby w stanie przeprowadzić tego typu operacji, gdyż natrafiłaby na merytoryczny opór samych nauczycieli. Inna kwestia, że w tych państwach nie ma centralizmu oświatowego, tylko jest decentracja władzy. To oświeceni, wykształceni nauczyciele najlepiej wiedzą, jak diagnozować, jak kształcić, wychowywać czy sprawować opiekę nad dziećmi czy uczniami. Nikomu nie przyszłoby do głowy potraktować ich tak, jakby byli dziećmi bez własnego rozumu.

Polityczna infantylizacja nauczycieli przedszkoli jest zatem pochodną i następstwem odgórnego traktowania ich przez władze oświatowe oraz pomniejszania rangi ich pracy przez media. Zatrudnienie w przedszkolu mężczyzny na stanowisku nauczycielskim budzi sensację albo co najmniej podejrzenie o jakąś patologię. Nauczyciele (przed-)szkolni mają być tak, jak ich dzieci, mili, posłuszni i grzeczni, gdyż oni tak, jak i ich podopieczni nie mają głosu w sprawach polityki oświatowej państwa.

Tę sytuację wykorzystują działacze związkowi, którzy pod pozorem troski o sprawy kadrowe w oświacie przejmują od i za nauczycieli polityczne zainteresowanie reformami oświatowymi, by tym samym zachować przywileje dla własnej nomenklatury. Tak władze polityczne państwa, jak i związkowcy są zainteresowani tym, by nauczyciele nie wtrącali się do rządzenia, w tym do podejmowanych przez polityków decyzji.

Jeśli rozwiązania są dobre dla dzieci, to nie ma problemu. Gorzej, kiedy są one ewidentnie szkodliwe, toksyczne, to wówczas powinno mieć znaczenie, kto i o co walczy, a czemu się przeciwstawia. Politykowanie nie powinno być kojarzone z nieuprawnionym wtrącaniem się nauczycieli (także przedszkolnych) w sprawy polityki rządzących oświatą.

W państwie demokratycznym to właśnie 0obywatele i profesjonaliści powinni wykazywać się zaangażowaniem na rzecz bycia liderami zmian edukacyjnych w swoich placówkach, nowatorami pedagogicznymi, a jeśli nie chcą lub nie potrafią, to przynajmniej umiejętnością zabiegania w środowiskach władzy czy otoczeniu społecznym na rzecz możliwej ich realizacji. Jest to szczególnie ważne w państwach demokratycznych, w których dopuszcza się możliwość oddolnego inicjowania i wprowadzania przez nauczycieli do przedszkoli i szkół ich autorskich innowacji czy eksperymentów pedagogicznych.